Czesław Białczyński
Prawdziwy wiersz o Jesieni
Spadły mi martwe liście z powiek
Kiedy nienawiść nazwano miłością
Cały świat roztopił się i zatonął
w krwistym szkarłacie i w żółci
Kiedy czyjąś wypowiedź
nazwano zamachem na demokrację
Spadły mi liście z powiek
Najpierw raz, potem drugi i trzeci…
Kiedy przestępstwo zaczęto nazywać roztargnieniem, albo przypadkiem
Spadły mi martwe liście
Kiedy zbrodnię nazwano zbiegiem okoliczności
Spadły mi liście
Przebudziłem się na ten fakt
po dwudziestu latach milczenia
Przypomniała mi się Tamta Jesień
Spadały liście
Jesień której się dzisiaj nie pamięta,
Jesień której młodzi pamiętać nie mogą
Wolność nazywano wtedy warcholstwem
Swobodę wypowiedzi nadużyciem
Solidarność zamachem na demokrację
Potem jak to po jesieni
Czołgi spadły na ulice z pierwszym śniegiem
spod gąsienic sypnęło czarnym lodem
Kilka osób zabito w strzelaninie
Kilkadziesiąt zamordowano po cichu
Kilkaset samo umarło rozjechanych tym ciężkim
Stanem
Kilka tysięcy uwięziono sugerując, że mają fajne
wakacje
Kilkadziesiąt tysięcy wyjechało raz na zawsze
Kilkaset tysięcy pogrążyło swoje tęsknoty za
wiosną i latem
w lekturze bibuły i setce czystej
Kilka milionów zamilkło jak rażone gromem
Kilkadziesiąt milionów po prostu żyło, jak gdyby
nigdy nic
Jesień
Znowu kogoś zabito?
Znowu spadają liście
|