Mirosława Kuś – Grudniowy poranek

PROJEKT POETYCKI: „Odrodzenie Bogini”.
Zapraszamy do wspólnego projektu poetyckiego „Odrodzenie Bogini”.
Projekt ma na celu wydanie antologii poezji w temacie odzyskiwania i celebrowania kobiecej mocy (więcej o tematyce przeczytasz poniżej). Jest to projekt otwarty zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn.
(Agniweda): Wiersze inspirowane Wiarą Przyrodzoną

SŁOWIANIE
O Ludzie Słońca – tak pierwotny,
Nastaje punkt w czasie zwrotny.
Odzyskać swoje korzenie
Może w końcu nasze plemię.
W meandrach rzeki czasu
Zatopiły się wedy praczasów.
Zagubione historie zbierajmy,
Nowe z nich pieśni śpiewajmy.
Strażnicy Wiary Przyrodzonej
Przybywajcie pospołem.
Chwalcie stare mądrości,
Sława niech w sercach zagości.
Iwona Sobczak – Słowianie

Zofia Stryjeńska – Bracia Miesiące
Słowianie
Jestem z narodu
który niesie słowo
dobre dla przyjaciół
dla wrogów złe
usłyszą je ich uszy
język nie wypowie
pozostaną niemi
Jestem z narodu
który niesie słowo
dla przodków szepcę
wspomnienie ogrzane
lampką znicza
poję ich łzą
karmię płatkami chryzantem
Jestem z narodu
który niesie słowo
wkładam je
w usta dziecka
i daję z dumą Tobie
usłysz
zrozum
wypowiedz
Toruń 2004,
© by Czesław Białczyński

Codziennie rano kiedy budzę się
w mym materialnym bycie,
wróciwszy z innych światów do życia
dziękuję naszym Słowiańskim Bogom.
Za to że dali mi polską krew,
że pozwolili mi iść pewną ścieżką
przez kraj tak bogaty i szeroki,
jak szeroko otwarte polskie serce,
jak bogata polska dusza i obrządek,
jak mocna polska wiara i Ród,
umiłowanie Przyrody, Ładu i Swobody.
„Miała być, a nie było”
© by Aleksandra Radlak
Kiedy wąż wgryza ząb w mroczną noc i w brzask dnia
tonie w mgle światło świata,
oczy gwiazd tracą żar
mieszka czerw w skórze smoka, larwa łże z pychą lwa…
Idzie łania poprzez las, szumią źdźbła, szumi wiatr
Echo szepce polityką, ekonomią pluje strach
solipsyzmem upojone czcze umysły zżera piach.
Zgubne słowo, zgubny krok…
„kędy iść?” pyta człek
a we mchach szumią źdźbła; szumi dąb, szumi świerk.
Pędem w pęd, szturmem w szturm, lękiem w lęk, gwałtem w gwar
oswojony z bębnem wojny człowiek prze ciałem w cwał
dalej, hen, w miejski zgiełk,
o ciszy cicho-sza
Pędzi łania poprzez las, szumi świerk, milczą drwa.
I wołają: „ma być wojna!”, „Bracie, już, w brata bij!”,
elitarne człeko- gady, mówią: „tnij”, mówią „rżnij”
kędy iść: w światło? W cień?
„ą”, „ę’, „ą”- duma człek…
Nowy świerk wzrasta wzwyż, łania śpi, szumi łęg
Czesław Białczyński – Syntetyczna historia Polski z roku 1987
© by Czesław Białczyński
Nie mogę się nadziwić jak pojemny i szero-formułowy okazał się jako forma liryki, czyli poezji współczesnej, nasz krakowsko-warszawski wynalazek z lat 1980-1990, czyli KODYZM POLSKI.
Popatrzcie na ten utwór wygrzebany z szuflady, który był publikowany przeze mnie w 2191 numerze „Przekroju” w 1987 roku.
Toż to jest dzieło jak ruska lokomotywa, pędzi niczym ruski szeroko-torowy pociąg towarowy przez śnieżystą Syberię w ciemną totalitarną noc, bez żadnych hamulców.
Ta poezja, bo to poezja, buduje nastrój liryczny i patos i wprowadza w nastrój patriotyczny, i jednocześnie stanowi rodzaj odezwy, agitki wzywającej do mobilizacji, mimo że nie zawiera ani jednego słowa!
Mało tego nie ma w tym utworze ani jednej sylaby, ani nawet jednej litery.
Był to w 1987 roku, w czasach ciemności Stanu Po-Wojennego, niewątpliwy pokaz tryumfu myśli ludzkiej i pokaz siły twórczej i dowód wprost na absolutną niemożność zakneblowania słowa!
Mój oficjalny debiut poetycki – Jedyny wiersz wydrukowany w oficjalnej prasie, w okresie tuż tuż przed Odwilżą, – ale jeszcze nie zaczynały się nawet pierwsze strajki w Lublinie -zebrano twórczość młodych z Koła Młodych ZLP, którym debiuty obiecywano już od 1976, i wyselekcjonowano starannie wiersze, które mówiły jak najmniej.
To przykład ile można było powiedzieć w czasach Cenzury i dlaczego powstał Kodyzm.
Oto mój wiersz w stylu tak ulubionej przez Cenzurę PRL „małej prywatności”:
|
Czesław Białczyński |
||
|
|
Copyright © by Czesław Białczyński |
|
|
Październik 2010 Prawdziwa Jesień Spadły mi martwe liście z powiek
Kiedy nienawiść nazwano miłością Cały świat roztopił się i zatonął w krwistym szkarłacie i w żółci
Kiedy czyjąś wypowiedź nazwano zamachem na demokrację Spadły mi liście z powiek Najpierw raz, potem drugi i trzeci… Kiedy przestępstwo zaczęto nazywać roztargnieniem, albo przypadkiem, albo zauroczeniem Spadły mi martwe liście Kiedy zbrodnię nazwano zbiegiem okoliczności Spadły mi liście Przebudziłem się na te dziwne zdarzenia po dwudziestu latach snu Przypomniała mi się Tamta Jesień …Spadały liście Jesień której się dzisiaj nie pamięta, jesień której młodzi pamiętać nie mogą Wolność nazywano wtedy warcholstwem Swobodę wypowiedzi nadużyciem Solidarność zamachem na demokrację Potem jak to po jesieni Z pierwszym śniegiem spadły na ulice czołgi
sępiożarłoczne przeleciały przez martwe miasta
spod gąsienic sypnęło czarnym lodem Kilku robociarzy zabito w strzelaninie Kule spadały z Nieba – jak stwierdził Sąd Najwyższy Kilkadziesiąt osób zamordowano po cichu Kilkaset samo umarło rozjechanych tym Krytycznym Stanem Kilka tysięcy uwięziono sugerując, że mają fajne wakacje Kilkadziesiąt tysięcy wyjechało raz na zawsze Kilkaset tysięcy pogrążyło swoje tęsknoty za wiosną i latem w lekturze bibuły, i w setce czystej, albo …czasami… w niezbyt czystych setkach Kilka milionów zamilkło jak rażone…(prze?) Kilkadziesiąt milionów, po prostu (prze)żyło …jak gdyby nigdy nic Jesień Znowu kogoś zabito? Znowu spadają liście |
|
Czesław Białczyński Prawdziwy wiersz o Jesieni Spadły mi martwe liście z powiek Kiedy nienawiść nazwano miłością Cały świat roztopił się i zatonął w krwistym szkarłacie i w żółci Kiedy czyjąś wypowiedź nazwano zamachem na demokrację Spadły mi liście z powiek Najpierw raz, potem drugi i trzeci… Kiedy przestępstwo zaczęto nazywać roztargnieniem, albo przypadkiem Spadły mi martwe liście Kiedy zbrodnię nazwano zbiegiem okoliczności Spadły mi liście Przebudziłem się na ten fakt po dwudziestu latach milczenia Przypomniała mi się Tamta Jesień Spadały liście Jesień której się dzisiaj nie pamięta, Jesień której młodzi pamiętać nie mogą Wolność nazywano wtedy warcholstwem Swobodę wypowiedzi nadużyciem Solidarność zamachem na demokrację Potem jak to po jesieni Czołgi spadły na ulice z pierwszym śniegiem spod gąsienic sypnęło czarnym lodem Kilka osób zabito w strzelaninie Kilkadziesiąt zamordowano po cichu Kilkaset samo umarło rozjechanych tym ciężkim Stanem Kilka tysięcy uwięziono sugerując, że mają fajne wakacje Kilkadziesiąt tysięcy wyjechało raz na zawsze Kilkaset tysięcy pogrążyło swoje tęsknoty za wiosną i latem w lekturze bibuły i setce czystej Kilka milionów zamilkło jak rażone gromem Kilkadziesiąt milionów po prostu żyło, jak gdyby nigdy nic Jesień Znowu kogoś zabito? Znowu spadają liście |
Do tej pory na tym blogu nie publikowaliśmy w zasadzie wierszy. Powoli przychodzi czas aby to zmienić – z kilku powodów. Najważniejszy jest taki że zbliżamy się do zaprezentowania dwóch wielkich postaci Strażników Wiary Słowiańskiej Przyrodzonej (Rodzimej): Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego – a przy tym nie obejdzie się bez prezentacji obszernej Króla Ducha, czy chociażby Wielkiego Monologu z Dziadów – i to z omówieniem pod nieco innym kątem niż się to zwykło czynić. Już zaprezentowaliśmy wyimki w opracowaniu T. S. Marskiego, które służyły ilustracji idei Jednej Słowiańszczyzny i ciągłości historycznej owego ethosu od głębokiej, wręcz biblijnej Epoki Mitologicznej.
Publikuję go tutaj jeszcze raz bo chcę go mieć we wpisach – no i kocham ten plakat