Paweł Ruszczyński – Opinia publiczna nie wie o co chodzi…
1. Krótka relacja z frontu
W Krakowie zapanował totalny chaos. Rząd nie kontroluje zupełnie swoich wypustek terenowych. Całkowity paraliż i załamanie służb, a gdzie tam do 5000 wykryć śmiertelnej choroby dziennie! W teoretycznym państwie gównoorganizacja urzędnicza implodowała w Czarnej Dziurze Covidiańskiej.
Dyrektorka pewnej szkoły jak wynika z relacji moich bardzo, bardzo bliskich znajomych nauczycieli, telefonuje razem z sekretarką ponad trzysta razy do Sanepidu, żeby wydał zgodę na odwieszenie z kwarantanny klas podstawówki, które już tydzień temu powinny wrócić do nauki stacjonarnej. Rodzice nie chcą żeby dzieci wracały, mają gdzieś ich życie społeczne i wyniki w nauce. Są śmiertelnie wystraszeni przez TVP i TVN. Tymczasem Sanepid nie odbiera telefonu, który jest – jak wskazuje sygnał w słuchawce – rzekomo cały czas zajęty. Czy naprawdę?
Jakby nie było doradzam wszystkim dyrektorom, żeby w takim wypadku natychmiast słali pisma i skargi na Sanepid do Kuratorium, do Wojewody i do Rządu . W przeciwnym razie urzędasy oskarżą ich później, albo o bezprawne przeciąganie nauki zdalnej, albo o narażenie dzieci na śmiertelną zarazę, gdy wrócą do nauki bez pieczątki Sanepidu.
W tym Sanepidzie, który stał się teraz Centrum Covidiańskiego Wszechświata po prostu brak odpowiedniej liczby numerów i telefonów służbowych, no i oczywiście ludzi, którzy byliby władni wydawać wiążące decyzje. Zresztą czy oni na pewno są kompetentni po 30 latach negatywnej selekcji i doboru na zasadach urzędniczego nepotyzmu?! Czy oni wiedzą co robią?
Stoję pod moim „Ośrodkiem Zdrowia”, który zamieniono w twierdzę nie do zdobycia. Wnuczka od tygodnia ma katar i pokasłuje – syropki zaordynowane cudem, zdalnie, na gorącej linii Służby rozpalonej do czerwoności, okazały się nieskuteczne. Powiedziano mi żebym za nic w świecie nie przychodził z wnuczką, bo ją tylko narażę na śmiertelną chorobę, gdy będziemy godzinami czekać w tłumie zarażonych, który się tutaj w poczekalniach przewala.
Uparłem się i jestem, w końcu odpowiadam za zdrowie dziecka. Zaglądam przez szybę, bo drzwi zamknięte na klucz. Trzy pielęgniarki siedzą przy kawce w pustej rejestracji. Korytarz też pusty. Wyciągam telefon i dzwonię. Słyszę, że za drzwiami, za szybami w rejestracji odzywa się ich telefon. Patrzę – nic. Brzęczy i brzęczy, ale nikt nie podnosi słuchawki. Dalej siedzą sobie i piją. Mało tego wyszedł lekarz ze słuchawkami na szyi i zapalił sobie papieroska. Gadają, śmieją się, a telefon brzęczy i brzęczy. Zero reakcji.
Czy tak samo jest w Sanepidzie?!!!
Po pół godzinie tego bezskutecznego eksperymentu, kiedy raz po raz zrzuca mnie z linii, wściekły do granic możliwości łomoczę w drzwi i szarpię za klamkę.
Wyszła któraś, taka ruda franca, odkąd pamiętam opryskliwa:
-Jak pan nie przestanie tak walić to wezwę policję – To jest mienie społeczne!
-Fajna fucha – rzucam – Za nieróbstwo kasę zgarniać. Tak wygląda państwowa służba, na każdym szczeblu! Kawka, herbatka i pierdzenie w stołek.
Stanęła jak wryta, złym okiem patrzy na dziecko.
Czytaj dalej →