Walenty Skorochód Majewski (1764 – 1835) – Strażnik Wiary – wykpiony odkrywca związku języka polskiego i sanskrytu

Walenty Skorochód Majewski wykpiony odkrywca związku języka polskiego i sanskrytu

Człowiek który o związkach języka polskiego i sanskrytu mówił i pisał już w 1816 roku. Wyśmiany przez Filomatów, wyśmiany przez „polską” i światową Naukę -Skąd my to znamy – Dzisiaj te bęcwały śmieją się z eksperta NASA od katastrof lotniczych, powszechnie uznawanego na świecie autorytetu naukowego, Taka jak widać Tradycja „polskiej nauki”

– Ż E N A D A!!!

Chwała i Cześć Jego Pamięci!!!

CB

MAJEWSKI-SKOROCHÓD Walenty (1764-1835)

archiwista, historyk-samouk, sanskrytolog, czł. Tow. Przyjaciół Nauk; autor prac o zależnościach i związkach słowiańsko-staroindyjskich oraz gramatyki sanskrytu.

Walenty Skorochód-Majewski (1764-1835) – orientalista, z zawodu notariusz. Pochodził z podgrodzieńskiego majątku Guzy, w stolicy znalazł się jako piętnastolatek. Był absolwentem kolegium pijarskiego, później również nauczycielem. Uczestniczył w obronie stolicy podczas powstania kościuszkowskiego, dowodząc batalionem milicji. Od 1800 roku pracował w Archiwum Metryk Koronnych, tworząc podwaliny Archiwum Głównego Akt Dawnych. Był członkiem Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, specjalizował się w sanskrytologii oraz indianistyce, wydał m.in. „Gramatykę języka tureckiego”. W swoim mieszkaniu przy ul. Świętojańskiej 21 (kamienica Metrykantów) prowadził pierwszą w Polsce drukarnię sanskrycką. Zaliczany był do grona oryginałów warszawskich ze względu na częste noszenie kontusza i rygorystyczne przestrzeganie staropolskich obyczajów. Zmarł w stolicy.

Spoczywa:
Cmentarz Powązkowski, kwatera 29 wprost, rząd VI, miejsce 3.

Indianistika w Polsce i studia jej pokrewne. [Walenty Skorochód Majewski, Franciszek Xawery Malinowski, Lelewel, Jan Rozwadowski, Leon Mańkowski, Andrzej Gavroński, Stanisław Schayer].

Helena Willman-Grabowska

Walenty Skorochód Majewski – zapomniany archiwista i pasjonat języków wschodnich

Translated Title: Walenty Skorochód Majewski, a forgotten archivist and enthusiast of oriental languages
Publication: LingVaria (13/2012)
Author Name: Podolak, Barbara;
Language: Polish
Subject: Philology / Linguistics
Issue: 13/2012
Page Range: 183-194
No. of Pages: 12
File size: 177 KB
Download Fee:

(only for

non-subscribers)

3 Euro (€)
Summary: Walenty Skorochód Majewski (1764–1835) was a self-educated archivist, scientist, and the author of the first Polish grammars of Sanskrit and Turkish. He was interested in the history of the Slavs and other nations and devoted most of his life to propagating Indian culture, Sanskrit in particular, in Poland. Although his efforts met with the distrust and frequent criticism of the scholarly community, he did not lose heart and went on to publish further works. Taking into account that he tried to introduce his countrymen to completely unfamiliar languages, he deserves the title of the first propagator of the two oriental languages in Poland.Majewski Walenty, W. Majewski-Skorochód, ur. 1764, Skorochód-Guzy (Podlasie), zm. 3 VII 1835, Warszawa, archiwista, historyk i sanskrytolog;

samouk; czł. Tow. Przyjaciół Nauk w Warszawie; autor prac na temat językowych i kulturowych związków słow.-staroind., m.in.: O Słowianach i ich pobratymcach, Gramatyka sanskrytu.

Pierwsza stolica

Zamość był stolicą Polski na długo przed rządami Piastów! Odkrył to Walenty Skorochód Majewski (1764-1835), znany archiwista, członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk, który do dziś ma swoją ulicę w Warszawie, jest też patronem szkoły. Ten uczony badał historię Sarmatów i Słowian – aż 3 lata pracował nad dziejami Polski. Odkrył, że w III wieku (czyli przed Piastem i Popielem) władcą Słowian był Samos, dziadek króla Kraka. Stolicę swą zbudował tak, by jednakowo blisko mieli do niej Wiślanie, Lędzianie i Mazowszanie – czyli na terenie dzisiejszej Lubelszczyzny. Stolica Samosa nazywała się Samość i z biegiem wieków nazwa przekształciła się w Zamość! Szkoda, że inni nie poznali się na geniuszu Walentego herbu Skorochód 😉 Filomata Jan Czeczot tak pisze w liście z Warszawy do Adama Mickiewicza (listopad 1921): Byłem tu na posiedzeniu Towarzystw Przyjaciół Nauk (…) Skorochód Majewski, badacz Słowiańszczyzny, nudził i zdziwił rozwlekłem bajaniem o niesłychanym w dziejach polskich królu Samosie, który poprzedził Krakusa, Wandę etc. etc, a przecież wydobyty aż z III wieku, znalazł dziejarza, który z taką pewnością czyny jego przedstawiał, z jaką pewnością mówić nie śmiemy o Mieczysławach i Bolesławach. Osadził tego Samosa na stolicy w Zamościu, które niegdyś miało się nazywać Samość. O głębocy badacze baśni, ile to wy chleba zjecie, nim z baśni baśnie zrobicie! Trzy lata nad tą pracował rozprawą; ile to wina, rozprawiając przed kamratami o niej, wypił, a za trzy grosze pożytku społeczeństwu nie zrobił.

I jeszcze raz inaczej:

Nie bez kozery zamojski hejnalista, wchodząc w samo południe na ratuszową wieżę, dmie w swą trąbkę w trzy strony świata, pomijając skrzętnie tę, po której znajduje się Kraków. Wątpliwe, by jedyną przyczyną tego były, jak głosi legenda, jakoweś zatargi między założycielem Zamościa a krakowianami. Śmiemy sądzić, że chodzi o sprawę zgoła grubszej wagi. O to, która z polskich stolic była ważniejsza: Kraków czy Zamość.

To bowiem nie Gniezno, jak uczą w całej Polsce na lekcjach historii, było naszą pierwszą stolicą, a Zamość właśnie. I to na długo przed rządami Piastów. Otóż w III albo IV (źródła, do których dotarliśmy, mówią różnie) wieku, a więc jeszcze nawet przed legendarnym opisywanym przez Galla Anonima Popielem, co go myszy zjadły, Słowianami władał niejaki Samos. Ów Samos był człowiekiem niezwykle roztropnym: otóż stolicę swego państwa miał zbudować w takim miejscu, by jednakowo blisko mieli do niej tak Wiślanie, jak i Lędzianie oraz Mazowszanie. Samos nazwał stolicę od własnego imienia: Samość. No a potem, z czasem, Samość zamienił się… w Zamość.

Tak przynajmniej uważał badacz słowiańskich pradziejów, niejaki Walenty Skorochód Majewski. A sprawę na światło dzienne, po tym, jak dwa wieki przeleżała ukryta w mrokach dziejów.

MaMaz

Filomata Jan Czeczot nie popisał się tutaj przenikliwością ani wyobraźnią. Nie dziwi to jako że natykamy się na niego potem jako na szczególnie wrogo nastawionego do idei romantyzmu prezentowanej przez Adama Mickiewicza –  a może jako na osobę nie do końca rozumiejącą konieczności filozoficzne Romantyzmu. W Filomatach Jan Czeczot występuje jako jeden z głównych ideowych przeciwników Mistrza. Jest piewcą bezwzględnym dzieła Jana Kochanowskiego  i głównym przedstawicielem Obozu „Klasycystycznego” Czcicieli Słońca, podczas  gdy romantyzm w pełnym rozwinięciu wymagał wprost zwrócenia się ku Bóstwom Księżycowym, ku siłom Księżyca, ku Przyrodzie i naturze, ku rozpasanym instynktom, czyli zanurzenia się w „id”, który tak bardzo chrześcijanom kojarzy się z niemoralnością, iż bywa przez nich identyfikowany ze „złem czystym” i szatanem.

Poszukiwanie wcześniejszych konotacji niż z osobą Kraka z VIII wieku okazało się zasadne.  Poszukiwanie przez Słowian korzeni w kulturze i tradycji Scytów i Sarmatów jest dzisiaj uznaną przez naukę – jedyną właściwą ścieżką , która na dodatek lokuje naszych przodków w głębokiej starożytności, pośród kultur związanych bardziej ze WSCHODEM NIŻ ZACHODEM.

Z DYSKUSJI POD RAMAJANĄ

Na stronie: http://lubczasopismo.salon24.pl/aelita/post/210367,indie-swiete-teksty-poeci-wstepny-komentarz-do-nasadiya

@noychoH / @publicysta

Skoro już rozmowa idzie o wybitnych polskich indologach, nie można nie wspomnieć o prekursorze polskiej indologii – Walentym Skorochodzie Majewskim.

Walenty Skorochód Majewski 1764–1835, archiwista, historyk, lingwista, sanskrytolog, badacz starożytności słowiańskich i związków słowiańsko-staroindyjskich, profesor szkoły kadetów w Warszawie, jeden z ostatnich metrykantów Rzeczypospolitej, kierownik Południowopruskiego Głównego Archiwum Krajowego, później Metrykant Koronny i Pisarz koronny Królestwa. Od 1809r. członek Towarzystwa Królewsko-Warszawskiego Przyjaciół Nauk, w ramach którego zajmował się tym, co w swym zagajeniu na posiedzeniu TPN, ujął Staszic tak: „Kolega Majewski od wielu lat pracuje nad językami Azyi, szczególnie nad językiem Samskrytu Indyan; z tym dochodzi powinowactwa rozmaitych ludów, pokoleń i plemion.”
W 1815r. uruchomił w Kamienicy Metrykantów Koronnych (kamienica nr 21, ul. Świętojańska) drukarnię sanskrycką, jak sam mówił „pierwszą w Słowiańszczyźnie”, którą kierował Tomasz Piętka. Na użytek tej drukarni, jak pisze Batowski, „ryciny kosztowne przysposabiał, odlewy czcionek z własnej kieszeni(…)”. Sprowadzanie z zagranicy drogich prac orientalistycznych i historycznych oraz prowadzenie drukarni sanskryckiej spowodowało niemały uszczerbek majątku Majewskiego i według jego słów „u rodaków mało sympatyi, żadnej przychylnej pomocy, nawet niejakiego zrażenia, że nie powiem szyderstwa.”
Cóż, taki bywa często los prekursorów…

1828r. – wydał Gramatykę sanskrytu („GRAMMATYKA
MOWY STAROŻYTNYCH SKUTHÓW”), 17 rycin
1830r, – wydał przekład Brahma Vaivarta Purana, tzn.tekst sanskrycki, transkrypcję na j.polski oraz przekład [„Brahma-Waiwarta-Puranam (…) przez Podlasianina na polskie brzmienie wyrazów Samskrytu przepisana i do znaczenia w języku narodowym zbliżona”].
W spuściźnie rękopiśmiennej pozostał przekład fragmentu Ramajany.
Jestem szczęśliwym posiadaczem pierwszego i jedynego wydania Grammatyki mowy starożytnych Skuthów. Edytorsko i graficznie (rozkładane ryciny z tablicami gramatycznymi) dzieło prezentuje się wspaniale.
Urzekające są tytuły dzieł i przekładów Majewskiego :).
Przepisałem w Wordzie tytuł Grammatyki zachowując w przybliżeniu układ i typ czcionek. Strona tytułowa wygląda mniej więcej tak:

Siedziba pierwszej polskiej drukarni sanskryckiej, Kamienica Metrykantów Koronnych (fasada kamienicy, Świętojańska, nr 21)

Kamienica Metrykantów Koronnych (oficyna kamienicy, Piwna, nr 18)

Trzy kamienice dalej(Świętojańska 27/29) od miejsca gdzie była drukarnia sanskrycka mieści się Sklep indyjski, i to jest jedyny ślad ducha przeszłości, bo żadnej tablicy upamiętniającej tę niezwykłą postać, nie ma.
Może napiszę kiedyś notkę o Walentym Skorochodzie Majewskim nawiązującą do jego b.ciekawej autobiografii zawartej we wstępie do Grammatyki.

Z Encyklopedii Staropolskiej o Archiwach

Archiwa polskie. Skarbiec czyli skład pewnej ilości dokumentów i aktów piśmiennych, bądź publicznych, bądź prywatnych, zowie się archiwum. Sam wyraz pochodzi prawdopodobnie od greckiego archeion, które oznaczało ratusz miejski. W łacińskiej postaci brzmiało pierwotnie archium, następnie archivum i w tym kształcie utrzymało się we wszystkich prawie językach europejskich. Co do archiwów polskich, zasługuje przedewszystkiem na uwagę zdanie najuczeńszego znawcy w tym przedmiocie, który osobiście badał prawie wszystkie główniejsze dawne archiwa w Europie i w sądach swoich jest dalekim od wszelkiej chełpliwości narodowej, a jednak pisze: „Jeżeli kiedy przyjdzie do skreślenia dziejów archiwów w Polsce, to się okaże niewątpliwie, że organizacja ich, ład i porządek, które w nich panowały, staranie, jakie łożono około ich utrzymania, nie tylko wyrównywały temu, co współcześnie było na Zachodzie Europy, ale w wielu razach przewyższały tę gałąź administracyi publicznej w państwach ościennych”. To samo, co pisze Pawiński, przyszło nam na myśl, gdyśmy w r. 1870, zwiedzając ratusz toruński, widzieli w zawiadywaniu magistratu niemieckiego ogromną skrzynię, nasypaną bez ładu znaczną ilością dokumentów pergaminowych z wiszącemi przy nich pieczęciami. Zawiązku archiwów w Polsce — mówi dalej uczony nasz Pawiński — szukać należy w kancelarjach królów i książąt. W XIV wieku, po zjednoczeniu w jedną całość różnych dzielnic, stał się Kraków siedliskiem rządów i stolicą państwa. Tam też powstały większe zbiory aktów piśmiennych, dyplomatów, przywilejów i nadań królewskich. Przechowywano te zabytki pergaminowe w skarbcu zamku królewskiego na Wawelu. Tam zapewne trzymano także pod kluczem księgi kancelaryi królewskiej, do których zapisywano w streszczeniu, lub całkowicie, wychodzące pod powagą królewską nadania i przywileje. Były to zawiązki tak zwanej następnie Metryki koronnej, czyli libri regestra metrica. Pawiński przypuszcza z dochowanych po dzień dzisiejszy ksiąg Kazimierza Jagiellończyka, że z doby Kazimierza Wielkiego i Władysława Jagiełły nie było ksiąg kancelaryi królewskiej więcej nad 20 do 30. Podanie o tem, jakoby te księgi zaginęły w bitwie pod Warną r. 1444 i zostały przez Turków odwiezione do Stambułu nie ma podstawy. Poszukiwania, jakie Pawiński osobiście przedsiębrał w Konstantynopolu, nie naprowadziły na żaden ślad istnienia tam jakichkolwiek ksiąg kancelaryi polskiej. Pod względem liczebnym księgi Metryki królewskiej zaczęły właściwie rozrastać się szybko za Zygmunta I, kiedy się rozwinęła i ugruntowała na szerokich podstawach czynność kancelaryjna dyplomacyi zewnętrznej, zarządu wewnętrznego, administracyi skarbowej i wojskowej, tudzież wyższego sądownictwa królewskiego. Zdaje się, że od połowy XVI wieku rozróżniano dwa rodzaje archiwów królewskich, t. j. archiwum zadworne, które obejmowało, obok ksiąg dawniejszych, księgi z czynnościami bieżącemi, i drugie, dyplomatyczne, Archivum litterarium regni. Mieściło się ono na Wawelu, w skarbcu królewskim, tam, gdzie przechowywano klejnoty koronne i kosztowności. Marcin Kromer korzystał z tych zbiorów i porządkował je. Następnie za Stefana Batorego, Jan Zamojski, kanclerz koronny, otaczał je swoją opieką. Po przerwie, wśród której zakradł się pewien nieład, zwrócił ku nim swe staranie Zygmunt III i pismem z r. 1613 polecił dwum sekretarzom swym, kanonikom Stanisławowi i Maciejowi Łubieńskim, sporządzić opis szczegółowy wszystkich dyplomatów, znajdujących się w szafach na zamku krakowskim. Wywiązując się z zadania, obaj sekretarze przedstawili potem królowi spis wszystkich 3110 aktów pergaminowych, które chronologicznie i przedmiotowo uporządkowali. Na czele mieścił się oddział dyplomatów papieskich, następnie szedł dział cesarski, austrjacki, bawarski, węgierski i t. d. Drugą grupę stanowiły akta i nadania, dotyczące różnych ziem i województw; na czele były tu nadania, listy i przywileje, dotyczące Wielkiej Polski. Sejm koronacyjny w 1764 r. postanowił archiwum wawelskie przewieść do Warszawy i połączyć razem, co w roku następnym uskuteczniono. Przy rewizyi i porównaniu z inwentarzem, sporządzonym w r. 1730, okazało się, iż brakło wielu dokumentóm. Część ich była podobno wzięta przez Zapolskiego, wojskiego ziemi czerskiej, inne usunęła niewiadoma ręka. Takim sposobem na zamku warszawskim powstało ogólne archiwum, składające się z dwuch części, t.&nbspj. z archiwum dyplomatycznego i archiwum zadwornego, które dla tego tak nazywano, że było publicznem, dla wszystkich przystępnem. W tem archiwum mieściły się, oprócz ksiąg kancelaryi koronnej, dekreta w sprawach, podlegających rozpoznaniu samego króla, a więc dekreta sądów asesorskich i referendarskich. Po trzecim podziale Polski w r. 1795, znaczna część archiwum z zamku warszawskiego przewiezioną została do Petersburga, skąd, na żądanie ówczesnego rządu pruskiego, powróciła w uszczuplonej liczbie ksiąg do Warszawy, a mianowicie bez archiwum sekretnego czyli dyplomatycznego i aktów Rady Nieustającej Departamentu interesów zagranicznych. Rząd pruski około r. 1799 znaczną część oryginałów przesłał z archiwum warszawskiego do Berlina, Białegostoku i Wrocławia. Po utworzeniu W. Księstwa Warszawskiego nastały lepsze czasy dla starych dokumentów. Za staraniem Łubieńskiego, ministra sprawiedliwości, powstało z mocy dekretu króla Fryderyka Augusta, Księcia Warszawskiego, z d. 2 września 1808 r., „Archiwum ogólne krajowe”, do którego weszło dawne archiwum zadworne z Metryką koronną, akta odzyskane z Berlina traktatem tylżyckim 1808 r. i zbiory dawnych aktów sądowych, skarbowych i t. p. Po utworzeniu w 1815 r. Królestwa Polskiego, archiwum dostało nazwę: „Archiwum Główne Królestwa”. Z początku mieściło się ono w zamku królewskim, zkąd r. 1820 przeniesiono je do gmachu oo. karmelitów na Krakowskiem-Przedmieściu, a r. 1834 przeznaczono obecne pomieszczenie przy placu Krasińskich, w gmachu, który za Stanisława Augusta mieścił urząd komory celnej. Pierwszym archiwistą za Księstwa Warszawskiego, a następnie kongresówki, był Wincenty Skorochód Majewski. Po nim od r. 1838 był Feliks Bentkowski, trzecim z rzędu Walenty Hubert, który 60 lat strawił na służbie w tem archiwum. Od r. 1875 naczelnikiem „Archiwum Głównego akt dawnych” został profesor uniwersytetu warszawskiego Adolf Pawiński, a po śmierci tegoż, piątym z rzędu archiwistą został Teodor Wierzbowski, także profesor uniwersytetu warszawskiego.

Z Bibliografii Karola Estreichera:

Jeszcze tylko z artykułu o Ignacym Pietraszewskim gdzie na uboczu dwa słowa – Majewski doceniony przez Kajetana Koszowicza na Uniwersytecie w Petersburgu

 

„… Uderzony nader blizkiem, a niezaprzeczonem, powinowactwem języka Zendzkiego ze słowiańskiemi, a mianowicie z polskim, poświęca się już nauce Zendawesty Zoroastra, czyli, jak on czytał, Zędaszty a jeszcze lepiej Zędawsty t. j. życiodawczej książki — im więcej ją zgłębia, im bliżej zajmuję się językiem Zendzkim, tem mocniej przekonywa się o najważniejszem dla dziejów polskich odkryciu, o użyteczności dla całej słowiańszczyzny. W skutek takiego przekonania wydaje on w r. 1857 w Berlinie dwa sposzyty Zendawesty z transkrypcją, tłumaczeniem na cztery języki; polski, niemiecki, francuzki i turecki i kommentarzem, pod tytułem: “Miano Słowiańskie w ręku jednej familji od trzech tysięcy lat zostające, czyli nie Zendaweste a Zędaszta to jest życie dawcza książeczka Zoroastra” (drugi takiż tytuł po niemiecku), nie szczędząc ni pracy, ni wielkich kosztów, własnym nakładem, jedynie dla chluby świata Słowiańskiego i w ogólności dla dobra nauki. W ocenieniu tego dzieła, posługiwać się będziemy zdaniem z prawa głębokiego znawcy Sanskrytu i Zendu, naszego ziomka, p. Kajetana Koszowicza, profesora literatury Sanskryckiej przy wydziale języków wschodnich w uniwersytecie Petersburskim. “Jako wydawca Zendawesty, sądzi on, Pietraszewski zdaje się mieć wiele wspólnego z drugim, dawno już zmarłym męczenikiem nauki Słowiańskiej, Walentym Skorochodem Majewskim. Przed 40-tu z górą laty, kiedy w całej Europie li tylko w Paryżu była katedra języka Sanskryckiego, kiedy nikt jeszcze nie podejrzałby najmniejszego powinowactwa Sanakrytu z językami Europy, Majewski pierwszy mową polską wyrzekł o tem powinowactwie i one udowodnił. Licz jakiż wzięło skutek pierwsze odkrycie zasad, któremi słusznie tyle się szczyci filologja porównawcza? oto, że Majewski był zmuszony szczupły swój fundusz obracać na drukowanie swych dzieł, przez nikogo nie czytanych, i że o nim dziś rzadki z rodaków, a za granicą może nikt nie wie.

W przedmowie do “Rozpraw o języku Samskrytskim (1816)” Majewski wołał: “nie żądam jak tylko zwrotu kosztów, pracę zaś i zabiegi z serca szanownym poświęcam współziomkom” koszta jednakowo się niewracały. Z gorzkiem uczuciem wołał on później: “straci autor, to nie będzie zbierał i pisał, a tem samem wiele zyska” (str. LXIV), a jednakże zbierał i pisał i przekazał dzieła swoje, ku uwielbieniu pamięci dostojnego męża, stuleciom przyszłości.

“Pietraszewski pierwszy wskazał niezaprzeczone nader blizkie powinowactwo Zendu z językami słowiańskiemi, a zwłaszcza z polskim. Uczeni sławiańscy pracę jego, pełną zamiłowania i poświęcenia się, pokryli milczeniem, zagraniczni zaś ozwali się o niej z szyderstwem i pogardą bez żadnych udowodnień….

Podziel się!