Bazyliszek Warszawski czyli Ptakowężyca (Matka Scytów-Skołotów) oraz Kuroliszek, czyli (bałtyjska Kurke i polski Kur) – wizerunki i podania

Bazyliszek czyli Ptakowężyca (Matka Scytów-Skołotów) oraz Kuroliszek (Kurke i Kur)

bazyliszek Wenceslas_Hollar_-_The_basilisk_and_the_weasel

Wacław Hollar – bazyliszek

Lisz, liszek

– bogun służebnik , duch pomocniczy Bogini Licho – Tej Która Porywa i Ukrywa Rzeczy, jednej z Bogiń Plątu – Koszu Przeznaczenia i Przypadku i Żądzy

bazyliszek_2

Bazi (liszek)

baza – podstawa, czyli podstawowy los-kosz; włoskie: basta – starczy  (wystarczające), podstawa; bazia – koszka (odmieniacz bazykoszu-losu), bazia – bagnię (badyl z koszkami), gałązka kotkowa – roślina symboliczna bogini Licho; basia – kot-koszka-basia,  kotka, bazia – owca, kot Bazyli – kosz – kot nosiciel losu-koszu, kot i owca zwierzęta symboliczne bogini Licho, bastara (baztara) – coś pośledniego, lichego, byle jakiego, bękart – spłodzony byle jak i byle gdzie, bas-tarma – suszone mięso wożone pod siodłem – podstawowa racja żywności wojownika, Bastarnowie (Biesotarnowie, Baz-Tarnowie)  – plemię słowiańskie uważane przez naukę XX wieku za celtyckie, bez (bes) – berz, biorący, odbierający, stąd bessa – utrata,  bies – zły, demon złego losu, Bies-skidy (Bies-kędy) – Ścieżki Biesów, Bieszczady – góry Biesów i Czadły (Oczadły). Bez-  roślina demonów (bez czarny – bas-tarny)

Bazyliszek_by_FanDragonBall

Kur-Kurka

Kurka to niby samica Kura, ale Kur to nie jest zwykły kogut tylko kogut magiczny – Kur czerwony – ogień, Kur szczerozłoty znosił po nocach skarby do domu gospodarza albo strzegł skarbów, pianie Kura jest związane ze wschodem słońca – Kurka to u Bałtów wręcz bogini: Kurke. Kurek to patron Bractw Strzelców – Bractwo Kurkowe – bractwo strzeleckie do obrony miasta powołane z cechów rzemieślniczych – Król Kurkowy to Sarmata który nosi przed sobą Złotego Kura na złotym łańcuch u piersi. Kura magiczna znosi złote jajka. Jajko jest święte itp.

Kurka to niby zwykła Biała tylko potężna Kura – Matka Istów (Bałtów, Jętów),  tak jak i Kruki – Ojcowie Słowiańskich Ludów,  są też Białe i Ptakowężyca Kąp-Torga (kap – kapła – kapłon – kapłan, kapalica – ofiara, kaplica – dom ze słupem-kapem pal-wanem boga zadaszonym, dom zwieńczony kurkiem).

Kurki zdobią szczyty ważnych budowli u Słowian, w folklorze Rusi to jest mocno zachowane, u nas domy straży pożarnej i kościoły drewniane czasami, u Łużyczan tzw świetlice – czyli domy gminne, wspólnoty wiejskiej, plemiennej Domowiny – jest to ptak światła, ognia, nieba, słońca. Współcześni warszawiacy nie wiedzą że ich bazyliszek to echo scytyjskiej Matki Kąptorgi (grecy podają mit późniejszy, o Torgi Taos  – męskim. Torga – to worek, torba, macica, miejsce przechowywania relikwii i amuletów. Kaptorga – to puzderko srebrne na łańcuszku lub skórzane wieszane na szyi z amuletem wewnątrz.)

słowo kur – znaczyło także członek. Według Brucknera wyraz przybył ze wschodu z Asyrii (Ozerii) i Babilonu (Wawlilonu), zatem z krajów o mieszanej ludności scytyjsko (ario-słowiańsko)- semickiej, i takimż mieszanym języku. Tak pisze Aleksander Bruckner: „Homer słowa kur wcale jeszcze nie zna, Grecy dopiero w 7 wieku przed Chrystusem go nazywają; tem dziwniejsze nadzwyczajne znaczenie, jakiego w obrzędach religijnych i przesadach nie tylko na całym Wschodzie, ale u nas i na Litwie ten „wieszcz dnia” i przepędzacz złych duchów nocnych zażywa.   Perskie (prascytyjsko-słowiańskie) churos -kur – kogut. Dlaczego? Bo on przepędza światło nocy i obwieszcza światło dnia; Hors – Chors odchodzi z nieba wraz z pianiem kura.

Kurig – drużba , a więc ma związek z obrzędem weselnym tak jak i nazwa członka męskiego (przyrodzenia) – kurac, kurzec, kurec. Kurasz – napój upajający odurzający, kurdesz, kurant – taniec obrzędowy, kurant – trel, śpiew, zaśpiew modlitewny, kurderstwo – braterstwo, kury palić – iść w konkury, kon-kury – zaloty, kurciański – wszeteczny, rozwiązły. Kurować i kuratela – związane ze zdrowiem i prawem – opieka, ochrona, troska.

Bazyliszek2222

Z Księgi Ruty:

strona 64:

Są trzy różne wykładnie korzeni ludu Mazów:
Jedni, zwłaszcza zaklinacze i znachorzy mazowscy z kącin w Szurpiłach przyznają się do przytoczonego
rodowodu plemienia – od Męża i Maży-Mażeny z Zerywanów. Nie uznają oni podania przekazywanego przez
Lęgów i Morawian, z którego wynika, iż pochodzą od zupełnie innego męża, króla zwanego Mądochem, który
uciekł od Łukomorzan ze swoją drużyną i założył nowe plemię Mądochów. Z tego to plemienia przez pąpy
miało się odrodzić plemię Mężogątów, a w nim miała się narodzić Maza-Mazja, od której pochodziły wojownicze
Mazonki i nazwa plemienia Mazi – Mazochy, Mazowie, a potem też Mazowszany.
Wydaje się możliwe, że spór bardziej dotyczy kwestii czy Mąż-Mądoch był Zerywanem czy Łukomorzanem,
bowiem ciągłość wszystkich plemion pozerywańskich (starokolibańskich) wywodzi się od Dwunastu Suk
i Dwunastu Odyńców, którzy uwili pępy-pąki w ziemskim Warze – Nowej Kolibie, a potem wzlecieli jako Kruki,
Kurka i Kąptorga.

…W ten sposób przedstawiają też sprawę
w Taji Siedemnastej Księgi Tura żercy Zagątów ze Slania. Powiadają oni mianowicie, że Mazonie pochodzą od
Maży Istyjskiej, córki Jisty odrodzonej przez pąpy w Kąptordze lub będącej wręcz odwieczną Kąptorgą, czyli
Wielką Wężycą Skołotów.

Część kapiszt łyskowickich twierdzi (za kudiesnikami skołockimi i sakijskimi), że Maża była Wielką Wężycą, znaną
pośród nich jako Wielowęda lub Kąptorga.
Postać Wielkiej Wężycy, w którą się miała Maża na koniec wcielić, występuje w każdej z pozostałych wersji
podań na temat rodowodu Mazów i odrodzonej Maży w Nowej Kolibie.

Basilisk_aldrovandi

strona 157

Powiadają też czarownicy skołoccy zwłaszcza z plemienia Szczytów z wyspy Szczytii i Oralów
od Gór Kamiennych (Uralu), że jedna stwolica Ptakowężyca, jako trzynasta istota zrodzona
z kaczanu, przetrwała żywa, a zwano ją Kąptorgą. Z niej mieli się w Nowej Kolibie narodzić
wszyscy Skołoci i pójść wszystkie rody królewskie Wielkiej Skołotii. Jednakże żadna inna kapiszta
Wiary Przyrody tego nie potwierdza.

Basilisk9

strona 197

Wtedy to romajskie zapisy, które do tej pory zwały Królestwo Sis Wielką Skołotią (czyli Wielką Scytią), zaczęły
używać nowej nazwy – od ludu panujących Serbomazów. W romajskim zniekształceniu zapisywano to jako
Sarmatia, Sauromatae, co miało oddawać Sermazja, Sarmazja, Sarmatja – czyli Sarmacja. Romaje, nie potrafiąc
sensownie wyjaśnić znaczenia tego słowa, próbowali wywodzić je od „Sauroma/thv,”, – Safromatis (Savromatis)
czyli „Jaszczuroocy”. Nie należy też ich miana wywodzić – jak to się współcześnie powszechnie, acz bezmyślnie
czyni – od staroperskiego (staroirańskiego) Sarumatah – Łucznicy, ponieważ używanie łuku było powszechne
w starożytności i nie mogło być nazewniczym wyróżnikiem spośród innych ludów i plemion również używających
łuków. Serbomazowie nie wynaleźli łuku, ani nie zaczęli go używać pierwsi na świecie, ani na większą skalę niż
na przykład Kutaje-Kitaje (Chińczycy) albo Monżgołowie (Mongołowie).
Herodot wywodził ich miano od Jaszczury i Jaszczuroocy, ponieważ miał w pamięci pochodzenie Skołotów
od Wielkiej Wężycy Kąptorgi, a potwierdzały to, jego zdaniem, używane przez nich chętnie na stanicach i
w herbach znaki węża – Żmija i Smoka. Już Herodot jednak w V wieku p.n.e. pisał, że pochodzą oni od
zmieszanych Skołotów i Mazonek (Scytów i Amazonek) znad Morza Mazowskiego. Miano to jest wzięte właśnie
od połączonych nazw ludów, które dały im początek: od ludu Skołotów-Serbów i plemienia Mazów – Mazonek
(zwanych przez Romajów Amazonkami). Oznacza ono szczep połączony, złożony z Serbów i Mazów, czyli szczep
ludu Serbomazowskiego i oznacza także nazwę ziemicy serbomazowskiej Serbomazowia. Ta ziemia i lud Serbo-
Mazów nazywane też były przez inne ludy i szczepy Królestwa Sis Serdomazami (od serdce – serce, środek),
Serdco-Mazami, Średcomazami i Sredomazami albo Sermazami. Tak więc ich ziemia pierwotna nad Morzem
Mazów nazywana była w Królestwie Sis Serbomazja lub Serdomazja, czyli też ziemia Serbów i Mazów albo
Ziemia Środka, Ziemia Serdeczna – bo była to ziemia ludzi serbych – pobratymców, krewnych i przyjaciół.
W późniejszym okresie ich siedziby leżały w Serbo-Mazowii, którą, gdy Serbowie odeszli, zaczęto nazywać
Mazowią – Ziemią Mazów i Mazonek.

basilisk_by_verreaux-d35v57q

strona 288 – 289

Sześciu Kruków, Kurka i Wielka Wężyca Kąptorga
W tym podaniu jest tylko jedno odmienne wydarzenie niż w Baju o Sześciu Krukach i Kurce.
Podanie niniejsze uznają zarówno potomkowie kapiszt Glenia, Winety, Nawaronu, jak
i guńskiego Sistu i skołocko-nurskiego Waru, a także i kątyn Szwintoroga znad Wilii, dawańskiej
Serbomazogątuzy i potomków Burów znad Ilmenia. Guniowie i Szczytowie, wnoszą do tej
wersji jeszcze jedną swoją poprawkę. Podanie to uznaje Sorobomazów za Słowian-Wenedów,
pochodzących od Kruków.
Zatem, według tej wersji, z pępów wylęgła się nie szczęśliwa siódemka bytów, a pełna ósemka.
Było pośród nich w rzeczy samej Szczęsnych Siedem Ptaków (Sześć Kruków i Jedna Łabędzica),
a prócz tego jedna dwukształtna wodna Ptako-Wężyca – Kąptorga. Wszyscy oni rozeszli się po
różnych ziemicach, a Ptako-Wężyca podążyła na wschód. Wszyscy oni złożyli też w zaczarowanych
gniazdach czarowne jaja-zaródy z wieloma żółtkami. Z jaj Kruków wylęgły się ludy Słowian-
Wenedów, z jaj Kurki Białej wylęgły się ludy Istów, zaś z jaj dwukształtnej Ptako-Wężycy Kąptorgi
wylęgli się Skołoci: Szczytowie-Kunowie, Pralęchowie i Orowie-Warowie. Tych zwano Mieczem
i Batem Wielkiej Skołotii
Tak więc ósma była Wężyca o imieniu Kąptorga, nazwana potem Straszną Matką lub Wielką
Matką Wężów-Warów, Kunów-Guniów, Pralęchów i Szczytów-Skołotów. Z tych to potomków
Wielkiej Wężycy wyrosły pierwsze rody królewskie Nowej Koliby – Lęgii. Miała ona bowiem
trzech synów: Lipoka, Karpoka i Kołaka.
Jeszcze inne pochodzenie Wielkiej Wężycy Kąptorgi, zwanej też Torgą i Trytoną
Kapłani Guniów i Szczytów ze Skołotów kategorycznie stwierdzają, że Ptako-Wężyca Kąptorga,
którą uważają za Wielką Matkę Nowej Koliby, nie pochodzi z Jaskini Lęgu. Ma ona być jedyną
przetrwałą jako inożyca potomkinią w prostej linii starodawnych Zerywanów.

Narodziła się z Kąpy, jedynej istoty żeńskiej ocalałej po zarodzie ze szczap Drzewa Świata,
dokładnie wtedy, kiedy narodzili się Stwolinowie. Dały jej początek te same szczapy, które ukradł
Kupała-Dziwień i od których pochodzą Stwolinowie. Kąpa była inożycą ptako-wężycą i miała za
męża Torgę, wróża z Zerywanów. Przetrwała ona napaść bogów na Zerywanów, podobnie jak
stwolin Urusłan, zagrzebana w błotach, tyle że w błotach pozostałych po Morzu Białym.
Według kapłanów Skrytów z Wyspy Szczytii i ze Skryty, Kąpa była wcieleniem Gaji-Ruji, a więc
jednego z dwupłciowych, dwugłowych Kirów lub światłogońcem Gaji. Stąd jej inożny wygląd ptasiowęży.
Dlatego Kąpa z Torgą miała tylko trzech synów, a nie mnogie ludy i ci synowie musieli się
poprzez owe ludy i ich księżniczki odrodzić. Tak się oto stało, że urodziła Lipoka, Karpoka, i Kołaka.
Od niej pochodzą więc wszyscy Skołoci, a Słowianie-Wenedowie pochodzą od Kruków, a Istowie
od Kurki, lecz poprzez królów i księżniczki oni wszyscy są ze sobą spokrewnieni i zmieszani.
Według burskich przekazów z Itilu – Czarnego Grodu Koszan-Koszerów – Wężyca Torga jest córką
samego Peruna i wodnicy Kąpy-Dany, władczyni Danapru, zwanej też Bojarysą. Stąd Danaper
dwie posiada nazwy, jedni zwą go Danaprem, a drudzy zaś zwą go Bojarytynem (zagrodą Bojary).
Powiadają też, że imię Kąptorgi było Trytonia, czyli Trójduna, co może również oznaczać „na trzy
sposoby poczęta i zrodzona”. Powiadają także kosezowie z Kosowego Pola, że jej ojcem nie
był Perun, lecz Wodo, a matką boginka wodna, morska żona Wodo, Pani Morza Mazowskiego,
wodnica Kąpa. Kąpa jest siostrą Dany i Bojarysy.

basilisk_by_artstain

strona 306

Z jaj dwukształtnej Ptako-Wężycy Kąptorgi narodzili się Skołoci. Wylęgło się z nich trzech tęgich
synów – Lipok, Karpok i Kołak. Jako że byli równie piękni i mocarni, co potomkowie Kruków
i Kurki, szybko znaleźli pośród nich swoje liczne kobiety i takoż się z nimi pomnożyli.

basilisk..strona 319

Pierwsze Wielkie Kłamstwo Romajów – Kąptorga
Bogowie od początku byli wielkimi wrogami Wyrodomajów, co widać po tym, jak boginie
prześladowały Perprzechwałę (nazywanego przez Romajów Wsławionym Przez Herę –
Heraklesem), Skarabeusza (Tezeusza), Wydrę (Fedrę), Wyrodną-Orodnę (Ariadnę), Kudaja-
Kadzimąża (Kadmosa), Miodewę (Medeę) i innych, którzy zdradzili Skołotię i zdecydowali się
wziąć udział w Wielkim Kłamstwie. Ciążyło na nich przekleństwo bogów, nie tylko z powodu
Wielkiego Kłamstwa i podjętej wojny przeciw Skołotom, ale z powodu samego ich wyrodnego
przyrodzenia. Całe swoje powodzenie zawdzięczali bowiem Romaje zawsze wyłącznie Ciemnym
Mocom.
Pierwsze Wielkie Kłamstwo Romajów, głoszone przez nich buńczucznie jako najprawdziwsza
prawda, a w istocie bluźniercze i oszczercze, jest takie, że to ich król z ziemi rodomajskiej,
właściwie zerywański wyrodek – Wyrodomaj, jeden z założycieli ich romajskiego zbiegowiska
wyrodków, osadzonego na pustynnych, wypalonych skałach na zachodnim brzegu Morza Rodów,
jest ojcem wszystkich Skołotów.
Według nich miał on napaść ptakowężycę Kąptorgę w jej własnym naddnieprzańskim gnieździe
i posiąść ją na jej usilne żądanie. Podług ich słów, z tego związku zrodziło się trzech synów:
Gelon, Agatyrs i Skytes. A było to w romajskich opowieściach tak:
Gdy Herakles (Perprzechwała) uprowadził woły Geriona (Gieroja), odwiedził także Scytię
(Skołotię), kraj wtedy wciąż bezludny. Zasnął tam, a kiedy spał, jego konie zniknęły. Kiedy się
obudził, wyruszył na ich poszukiwanie i zawędrował do kraju Hylaji (Kałużji-Helizji). Znalazł tam
w jaskini potworną Echidnę (Kąptorgę), którą spytał, czy wie, gdzie są jego konie. Kąptorga
odpowiedziała, że ma je ona sama, ale nie odda ich, jeśli Perprzechwała jej nie posiądzie.
Bohater zgodził się, ale Kąptorga zwlekała z oddaniem mu koni, bo pragnęła jak najdłużej
zatrzymać go przy sobie. Kiedy w końcu je zwróciła i odchodził, oświadczyła, że ma z nim
trzech synów. Spytała, co ma z nimi zrobić – osiedlić ich w bezludnej dotąd Skołotii czy odesłać.
Perprzechwała pozostawił jej swój pas ze złotą czarą i jeden z łuków, każąc osiedlić tego, kto
będzie umiał ich używać, odesłać tego, kto nie będzie tego potrafił.
Gdy dorośli, Kąptorga (Echidna) nadała synom, według Romajów, imiona – Agatyrsos, Gelonos
i Skytes. Jedynie Skytes potrafił używać łuku i pasa Perprzechwały, osiadł więc w Skołotii i został
jej pierwszym królem.

Romaje mieli paskudny zwyczaj wszystkie ludy świata wywodzić od siebie i wszystkim znanym
w świecie postaciom przypisywać po romajsku brzmiące miana, imiona i przydomki. Próbowali
też poprzekręcać imiona wszystkich bogów na własną modłę, a wiarę w ich istnienie oraz
umiejętność czynienia ku ich czci obrzędów i ofiar wyłącznie sobie przypisać.
Na szczęście dzisiaj wszyscy już wiemy, jacy z nich byli łgarze. Poznaliśmy też, jak to było
naprawdę, na przykład z Karpokiem, Lipokiem i Kołakiem (Osikoszem), dzięki innym niż
romajskie wieściom. Wiedzę na ten temat czerpiemy dziś prosto z ust samych Skołotów, a także
od Windów, Medirczyków, Persów i Hatów z Hattuzy. Dzięki temu nie musimy dawać wiary tym
romajskim wymysłom i potwarzom.
Jest w najwyższym stopniu żałosne, że wyrodki zerywańskie, Romaje, próbowali sobie
przypisać zasiedlenie Królestwa Sis własnymi potomkami. Widać, że nawet nie słyszeli o sporze
o starszeństwo, jaki wiedli Skołoci z Medirami, a który opisali Miodewowie (Medowie). Nie znali
też przestrogi zapisanej w księgach Jugów (Judów), by ci mieli się na baczności przed straszliwym
wrogiem – Skołotami, odwiecznym i walecznym ludem z północy. Nie wiedzieli też, że w świętej
księdze Jugów (Judów) zapisano imię księcia-kagana Kołaka, gdzie był on znany jako Ośkłóda
(co zapisywali po judejsku Aszkuza, po persku zaś – Oskudra, po ozieryjsku-asyryjsku – Skuda,
Skłóda), syn Jawana (Jawi, Jaweta, Jątwędy).
Z całej powyższej opowieści o Perprzechwale prawdą jest jedynie, że do Ziemi Gierusów przybył
złodziej z Rodomachaji, nieznany z imienia, a ponoć Wsławiony Przez Herę, czyli żonę Peruna
– a więc Perperunę. Zdaniem kącin skołockich, tego Heraklesa od urodzenia prześladowała
Perperuna, zatem powinien się on zwać Perprzechwałą. Perperuna wiedziała o nim, zanim się
jeszcze narodził, od Bogini Przędzy Żywota – Mokoszy, jak bardzo jego czyny będą w przyszłości
szkodliwe dla ludzi i sprzeczne z wolą Nieba.
Rzeczony Herakles-Perprzechwała przybył do Królestwa Sis zwabiony prawdziwymi
wiadomościami, że Gieroj, kagan Rusów Czerwonych, czyli Gierusów, posiada największe na
świecie stada świętych krów-karmicielek pochodzących wprost od Świętej Krowy Zemuny.
Wędrując ku rozległym pastwiskom Gieroja, Perprzechwała zatrzymał się w Ziemi Oraczy, Polanii,
gdzie z powodu słotnych dni obozował przez dłuższy czas.
Któregoś dnia, kiedy mocno przysnął, utracił konie. Zbudziwszy się biegał po okolicy, aż dotarł do
Ziemi Kałużji, gdzie pojmały go straże Kąptorgi. Skamlał i błagał, żeby mu oddała konie i puściła
go wolno. Ta powiedziała mu, że je otrzyma, jeśli zdradzi jej cel swojej podróży. W końcu jej
powiedział, a ona potraktowała go tak, jak zasłużył, niczym tchórzliwego, zniewieściałego
romajskiego złodzieja. Posiadła go na sposób męski, jak dosiada się klaczy, a potem wynagrodziła
go za tę usługę setką byków i setką białych jałowic.

Oddawszy mu zaś konie, przepędziła go z Ziemi Gierusów i nakazała, żeby uprzedził wszystkich
Romajów, iż przyłapany na kradzieży wolność dostał z łaski, bydło zaś jako zadośćuczynienie za
usługi miłosne, jakie przez czas niewoli świadczył tej, która go pojmała, zwykłej kobiecie skołockiej.
I jedno i drugie otrzymał zaś po to, iżby znał hojność Skołotów i nigdy więcej nie próbował kraść
czegokolwiek z ich Ziemi. Jeśli ktoś czegoś od Skołotów chce, niech przyjdzie i kornie poprosi,
prędzej wtedy dostanie. Jeśliby jednak mimo tego próbowali inni z Romajów, jako on, dokonać
jeszcze raz tejże sztuki, niech sobie wpierw pomyślą: skoro tak został potraktowany wielki romajski wojownik i bogatyr Perprzechwała przez zwykłą skołocką kobietę, co też mogą uczynić z nimi,
bardziej poślednimi nieproszonymi gośćmi, mężowie tak wojowniczych kobiet.
Kagan Gieroj nawet się o całej sprawie nie zdążył dowiedzieć, a już była ona skończona.
Jednak kłamliwy Romaj Perprzechwała najwyraźniej zapomniał o przestrodze i przysiędze i nie
zaprzestał przechwałek. Przechwalał się, jakimż to bohaterskim czynem nie zdobył wołów Gieroja
i jakichż to miłosnych podbojów nie dokonał w Kałużji. Dał tym samym pierwsze świadectwo
złych zamiarów Romajów względem Królestwa Sis i potwierdził w całej rozciągłości, iż opinia
Ludów Sis o potomkach Wyrodomajów z Czarnymi i Czerwonymi Ludami jest jak najbardziej
słuszna.
To pierwsze wielkie kłamstwo stało się powodem nieuniknionych dalszych zatargów. Dar Kąptorgi
niespodziewanie dla Skołotów uczynił Romajów bezczelnymi i zachęcił ich do wypraw po łatwe
łupy. Jednak cierpliwość Skołotów, Słowian, Istów i Mazonek, chociaż jest wielka i wydaje się być
nieskończona, to jednak nie jest niewyczerpana i w końcu musiało dojść do wojny z Romajami.
Uderzenie harmii Królestwa Sis było szybkie i niespodziewane. Przyszło od północy i wschodu,
niczym cios błyskawicy Peruna. Jedyną przeszkodę w szybkości podboju stanowiło to, iż Romaje
rozproszeni byli po setkach skalistych wysepek i zatok. Wykorzystano jednak łodzie Tugomiry
i Stolemęża oraz flotę Męża II ze Skryty i posiłki, jakie mu przysłał w dorocznej daninie z obwaru
Miłowąda, jego najmłodszy brat Serpęto.
Klęska Romajów była całkowita i nałożono na nich wielki trybut w złocie. Co bardziej
buntowniczym rodom królewskim i kapłańskim nakazano także każdego roku oddawać na Skrytę
siedem córek i siedmiu synów po mieczu, którzy w danym roku osiągnęli dorosłość i mogli stać
się niebezpieczni dla Skołotów jako kolejni buntownicy.

baz 53077-bazyliszek-katarzyna-malkowska-1

 Z Wiki

Bazyliszek (gr. basiliskos, łac. regulus), czasem nazywany królem węży – mityczne stworzenie, pojawiające się w legendach, podaniach i bajkach wielu narodowości (także w Polsce).

Bazyliszek, wykluwający się z jaj, które składają siedmioletnie koguty, a następnie wysiadywany 9 lat przez ropuchy lub węże, może żyć wiele wieków. Według innych legend bazyliszek jest stworzeniem, które rodzi się raz na 100 lat z jaja złożonego przez koguta. Wyglądem przypomina olbrzymiego węża, kojarzony jest także z jaszczurką. Może osiągnąć do piętnastu metrów długości. Żywi się wszelkiego rodzaju ssakami, ptakami, a także większością gadów. Jest śmiertelnym wrogiem pająków. Do obrony służą mu kły oraz wręcz toksyczny oddech, przede wszystkim jednak znany jest ze swojego spojrzenia – kto spojrzy mu w oczy natychmiast zmienia się w kamień. Fakt ten w legendach był powszechnie wykorzystywany: bohater podstępem zmuszał bazyliszka, aby ten spojrzał w lustro lub w inny przedmiot, w którym może ujrzeć swoje odbicie, aby uśmiercić gada. Naturalnym czynnikiem, który może doprowadzić do śmierci bazyliszka jest pianie koguta. Zabić mogła go również łasica swoim zapachem[1].

Pliniusz Starszy w Historii naturalnej opisywał bazyliszka jako węża z jaśniejszą plamą na głowie w kształcie korony, później uważano również, że jest to czworonogi kogut, w koronie, o żółtym upierzeniu, ze skrzydłami, ogonem węża, zakończonym hakiem lub drugą kogucią głową[2].

Ponieważ bazyliszek zabijał wszystkie stworzenia, żył na pustyni. Pliniusz twierdził nawet, że jego spojrzenie rozsadza kamienie i wypala zieleń[1].

Bazyliszek w literaturze popularnej

Bazyliszka wykorzystała J. K. Rowling tworząc powieść Harry Potter i Komnata Tajemnic. W powieści potwór w postaci wielkiego węża atakował uczniów Hogwartu. Po zamku poruszał się za pomocą rur kanalizacyjnych. Jego siedzibą była – legendarna, jak wcześniej sądzono – Komnata Tajemnic, umieścił go w niej Salazar Slytherin przed opuszczeniem zamku. Potwór miał być uwolniony z Komnaty, gdy do zamku powróci prawowity dziedzic Slytherina, aby oczyścić szkołę ze szlam. Bazyliszek zaatakował szkołę dwukrotnie – w latach 40. XX wieku, kiedy to zginęła jedna osoba, i pięćdziesiąt lat później (kilka ofiar zostało spetryfikowanych). Zapanować nad stworzeniem mogły jedynie osoby posiadające niezwykle rzadki dar porozumiewania się z wężami, tzw. wężouści.

Bazyliszek występuje też w serii książek fantasy Zapomniane Krainy. Przedstawiony jest tam jako wielki gad, polujący za pomocą kłów, pazurów, trującego oddechu i petryfikacji za pomocą spojrzenia (za pomocą bezpośredniego spojrzenia może nawet zabić). Spotkać go można m.in. w rozległym Podmroku, gdzie jako jeden z nielicznych potworów nie musi ukrywać swojej obecności.

Pojawia się także w piątej części cyklu Świat Dysku Terry’ego Pratchetta – Czarodzicielstwo, gdzie ginie w wyniku spotkania z Bagażem.

O bazyliszku (w opowiadaniu Granica możliwości), a także kuroliszku (opierzonym stworzeniu mylonym z bazyliszkiem) („Saga o wiedźminie” tom 5 „Pani jeziora”) wspomina również Andrzej Sapkowski. W Sadze o wiedźminie bazyliszek jest jadowitym stworem o długim, jaszczurczym ogonie; posiada sierpowate szpony, błoniaste skrzydła, a także ptasi dziób. Tego straszliwego stwora boją się nawet smoki. Jego skóra jest bardzo dobrym i bardzo drogim materiałem służącym do produkcji obuwia. Istnieją mity mówiące o jego umiejętności zmieniania ludzi w kamień za pomocą spojrzenia oraz o tym, że bazyliszek rodzi się z jaja zniesionego przez koguta, a następnie wysiedzianego przez sto i jednego jadowitego węża.

We wrześniu 2009 ukazała się debiutancka powieść Tomasza Bukowskiego „OBIEKT R/W 0036”. Książka reprezentuje gatunek horroru historycznego. Ukazuje ona walkę Polaków i Niemców, w ogarniętej Powstaniem Warszawie, z mitycznym bazyliszkiem.

Jest jednym z potworów w serii gier komputerowych Heroes of Might and Magic.

Bazyliszek, obok syreny Sawy jest jednym z symboli Warszawy[potrzebne źródło]. Stwór został opisany, jako bestia niby podobna do koguta, a niby do węża. W „Legendach Warszawskich” Artura Oppmana, gad nie zamieniał w kamień, lecz zabijał ciekawskich, którzy próbowali kraść skarby. Z tym bazyliszkiem, jest ponoć związana jedna z warszawskich kawiarni[potrzebne źródło]. Na podstawie legendy, opisanej przez Oppmana, powstały liczne ilustracje oraz jeden odcinek, z cyklu animacji, pod tytułem „Bajki polskie”.

baz 180px-Bazyliszek

Bazyliszek – zwany także Regulusem; jadowity stwór; ma on długi, jaszczurczy ogon, sierpowate szpony, błoniaste skrzydła, a także ptasi dziób. Tego straszliwego stwora boją się nawet smoki. Jego skóra jest bardzo dobrym i bardzo drogim materiałem służącym do produkcji obuwia. Istnieją mity mówiące o jego umiejętności zmieniania ludzi w kamień za pomocą spojrzenia oraz o tym, że bazyliszek rodzi się z jaja zniesionego przez koguta, a następnie wysiedzianego przez sto i jednego jadowitego węża.

Bazyliszek w grze The Witcher Wizerunek z Gry Wyobraźni

u Sapkowskiego

-Co za czasy – westchnął grododzierżca. – Co za parszywe czasy! Jeszcze dwadzieścia lat temu, kto by pomyślał, nawet po pijanemu, że takie profesje będą? Wiedźmini! Wędrowni zabójcy bazyliszków! Domokrążni pogromcy smoków i utopców!
— Ostatnie życzenie, str. 11

Białowłosy, garbiąc się, wytaszczył z dziury dziwaczny kształt, cudaczne cielsko, utytłane w pyle przesiąkniętym krwią. Dzierżąc stwora za długi, jaszczurczy ogon, rzucił go bez słowa pod nogi grubego wójta. Wójt odskoczył, potknął się o zwalony fragment muru, patrząc na zakrzywiony, ptasi dziób, błoniaste skrzydła i sierpowate szpony na pokrytych łuskami łapach. Na wydęte podgardle, kiedyś karminowe, obecnie brudnorude. Na szkliste, wpadnięte oczy.
– Oto bazyliszek – rzekł białowłosy, otrzepując spodnie z kurzu.

— Miecz przeznaczenia, str. 7

Monsters

Kuroliszek

Kuroliszek – zwany także skoffinem, lub też kokatryksją; wielkością i wagą przypomina zwykłego indyka, z dwukrotnie większymi, karminowymi koralami. Rozpiętość skrzydeł dochodzi do czterech stóp ( ok. 120 cm ). Uczeni określili ten gatunek jako jedynego przedstawiciela Ornitoreptyli, które nie są ani gadami, ani ptakami. Atakuje zwykle od tyłu celując swym ostrym dziobem pomiędzy kręgi, czy też w samą aortę, mierząc w okolice tuż pod lewą nerką.

u Sapkowskiego

Potwór zaatakował z ciemności, z zasadzki, cicho i wrednie. Zmaterializował się nagle wśród mroku jak wybuchający płomień. Jak jęzor płomienia.
Geralt, choć zaskoczony, zareagował instynktownie. Wywinął się w uniku, ocierając o ścianę lochu. Bestia przeleciała obok, odbiła się od klepiska jak piłka, machnęła skrzydłami i skoczyła znowu, sycząc i rozwierając straszliwy dziób. Ale tym razem wiedźmin był przygotowany.
Uderzył z krótkiego zamachu, z łokcia, mierząc w podgardle, pod karminowe korale, wielkie, dwukrotnie większe niż u indyka. Trafił, poczuł, jak ostrze płata ciało. Impet ciosu zwalił bestię na ziemię, pod mur. Skoffin wrzasnął, a był to wrzask niemal człowieczy. Rzucał się wśród pokruszonych cegieł, tłukł się i trzepotał skrzydłami, bryzgał krwią, siekł dookoła biczowatym ogonem. Wiedźmin był pewien, że już po walce, ale potwór zaskoczył go niemile. Niespodziewanie runął mu do gardła, skrzecząc straszliwie, wystawiając szpony i klepiąc dziobem. Geralt uskoczył, odbił się barkiem od muru, ciął na odlew, od dołu, wykorzystując impet odbicia. Trafił, skoffin znowu runął między cegły, cuchnąca posoka bryznęła na ścianę lochu i ściekła po niej fantazyjnym deseniem. Strącony w skoku potwór nie miotał się już, dygotał tylko, skrzeczał, wyciągał długą szyję, nadymał podgardle i trząsł koralami. Krew wartko płynęła spomiędzy cegieł, na których leżał.
Geralt bez trudu mógłby dobić go, ale nie chciał nazbyt niszczyć skóry. Czekał spokojnie, aż skoffin się wykrwawi. Odszedł kilka kroków. Czekał spokojnie, aż skoffin się wykrwawi. Odszedł kilka kroków, odwrócił się do muru, rozpiął spodnie i wysikał się, pogwizdując tęskną melodyjkę.
Skoffin przestał skrzeczeć, znieruchomiał i ścichł. Wiedźmin podszedł, szturchnął go lekko sztychem miecza. Widząc, że już po wszystkim, chwycił potwora za ogon, uniósł. Trzymany za nasadę ogona na wysokości biodra, skoffin sięgał sępim dziobem ziemi, rozłożone skrzydła miały więcej niż cztery stopy rozpiętości.
– Lekkiś, kuroliszku – Geralt potrząsnął bestią, która faktycznie nie ważyła wiele więcej niż dobrze utuczony indyk. – Lekkiś. Na szczęście płacą mi od sztuki, nie od funta.

— Pani Jeziora, str. 56-57

– Pierwszy raz – Reynart de Bois-Fresnes zagwizdał cichutko przez zęby, co, jak Geralt wiedział, wyrażało u niego najwyższy podziw. – Pierwszy raz widzę coś takiego na oczy. Istne dziwadło, na honor, dziwadło nad dziwadłami. Znaczy się, to jest ten sławiony bazyliszek?
– Nie – Geralt uniósł potwora wyżej, by rycerz mógł się lepiej przyjrzeć. – To nie jest bazyliszek. To jest kuroliszek.
– A jaka różnica?
– Zasadnicza. Bazyliszek, zwany też regulusem, jest gadem, a kuroliszek, zwany też skoffinem albo kokatryksją, jest ornitoreptylem, to znaczy ni to gadem, ni to ptakiem. To jedyny znany przedstawiciel rzędu, który uczeni nazwali ornitopetylami, po długich dysputach stwierdzili bowiem…
– A który z tych dwóch – przerwał Reynart de Bois-Fresnes, nie ciekawy widać, motywów uczonych – spojrzeniem zabija lub zamienia w kamień?
– Żaden, to wymysł.
– Czemu więc ludzie tak się obu boją? Ten tutaj wcale nie jest aż taki duży. Naprawdę może być groźny?
– Ten tutaj – wiedźmin potrząsnął zdobyczą – atakuje zwykle od tyłu, a mierzy bezbłędnie między kręgi lub pod lewą nerkę, na aortę. Zwykle wystarcza jeden cios dzioba. A jeśli chodzi o bazyliszka, to wszystko jedno, gdzie ukąsi. Jego jad jest najsilniejszą ze znanych neurotoksyn. Zabija w ciągu sekund.
– Brrr… A którego z nich, powiedz, można ukatrupić za pomocą zwierciadła?
Każdego. Jeśli walnąć prosto w łeb.

cytat z „Pani Jeziora”

Kuroliszek jest niezwykle podobny do bazyliszka i często też oba te stworzenia są ze sobą mylone. Niewielki stwór wielkości indyka, w większej części pokryty jest pierzem, o nietoperzowatych skrzydłach, sępim dziobie, karminowych koralach i grzebieniu o takiej samej barwie. Zwykle zamieszkuje piwnice i lochy. Porusza się skokami, podlatując i machając skrzydłami. Skóra kuroliszka ma sporą wartość, tak jak i skóra bazyliszka, a pióra z ogona są wyjątkowo cennym materiałem piśmienniczym.

44_bazyliszek

Legenda o bazyliszku z Warszawy

Wiele wieków temu, za czasów królewskich do Warszawy zjeżdżało rycerstwo z całego kraju i wielu zagranicznych gości.

Z powodu wojen i różnorakich potyczek wielu rzemieślników znalazło pracę jako płatnerze. Warszawa była znana z mistrzowskiego kunsztu płatnerzy, często też rycerze powierzali swoje zbroje tym że rzemieślnikom. Płatnerze nie narzekali więc na brak pracy i od rana do wieczora naprawiali zbroje przywracając im dawny błysk i szlachetność. Szczególnie wielkim uznaniem cieszył się warsztat płatnerza Marcina, tak więc on i jego rodzina żyli w dostatku. Rzemieślnik całe dnie spędzał w pracy, cieszył się wiec z każdych odwiedzin swoich dzieci, córeczki Hanki i synka Maćka. Dzieci chętnie buszowały po warsztacie ojca, przyglądając się własnym odbiciom w wypolerowanej stali, swoim śmiechem wprawiały ojca w dobry nastrój.

Z biegiem lat, dzieci coraz częściej oddalały się od warsztatu, poznając największą atrakcję miasta, którą był  jarmark.  Było to miejsce jak zaczarowane, gdzie wiele się działo i gdzie można było znaleźć wszystko. Dzieci biegały między stoiskami ciesząc oczy kolorowym przepychem. Pewnego dnia spotkały swoich przyjaciół, dzieci chciały pobawić się na pobliskich łąkach. Zapytały więc ojca o pozwolenie. Marcin zgodził  się ale nakazał by nie zbliżały się do starej ruiny, która stoi pośród nadwiślańskich łąk.

Ludzie bowiem mówili, że od wielu lat tam straszy. Niektórzy mieszkańcy Warszawy sądzili nawet, że może to być  mityczny Bazyliszek ni to zwierzę, ni to diabeł, podobno przychodzi na świat raz na sto lat, a wykluwa się z jaja zniesionego przez koguta! Stwór miał być przerażający, głowę po swym ojcu odziedziczył kogucią, ale wielką, z olbrzymim, czerwonym grzebieniem, który opadał to na jedną, to na drugą stronę jego strasznego pyska. Jednak najstraszniejsze były jego oczy, straszniejsze nawet od wężowego ogona, który wił się na piętnaście metrów. Wystarczyło, że Bazyliszek spojrzał na swoją ofiarę, a ta z przerażenia w jednej chwili kamieniała i tak właśnie stwór miał wielu ludzi pozbawić życia.

Dzieci przyrzekły ojcu, że nie zbliżą się do strasznego miejsca i pobiegły w stronę czekających już na nie przyjaciół. Dzień był ciepły, jarmark mienił się kolorami towarów, dzieci wesołą gromadką rozbiegły się wśród zastawionych kramików, tym razem nie zatrzymywały się przy słodyczach i zabawkach, nie miały dziś na to czasu, pobiegły wąską uliczką wśród kamienic nad rzekę, aby pobawić się na łące. Dziewczynki zbierały kolorowe kwiatki, z których robiły wianki, a chłopcy oglądali pływające w przezroczystej wodzie ryby. Zabawa tak wciągnęła dzieci, ze nie zdawały sobie sprawy, że już dawno oddaliły się od miasta, które znikło za horyzontem. Dopiero gdy zaczynało się ściemniać ,dzieci pojęły, że nie znają drogi do domu. Nagle ich oczom ukazał się dom, a właściwie jedynie pozostałe po nim ściany.

Zanim dzieci zorientowali się, że może to być ta ruina, przed którą ostrzegał ich ojciec, znaleźli się już w jej piwnicach. Nie było w tej piwnicy nic strasznego, piwnica jak każda inna, trochę chłodna i ciemna. Jednak za jednymi drzwiami coś zaczęło migotać jasnym, światełkiem. Dzieci nie mogły oderwać od niego oczu. Jeden z chłopców otworzył tajemnicze drzwi i w jednej chwili upadł zamieniony w kamień. Oczy Bazyliszka połyskiwały złowrogo, zmieniając wszystkie dzieci w posągi.
Noc już zapadała a płatnerz Marcin z coraz większym przerażeniem myślał o swoich dzieciach, wychodził raz po raz przed warsztat, ale nie doczekał się powrotu dzieci. Przeczuwał, że stało się coś złego. Czuł, że  dzieci nie posłuchały go i poszły do starego domostwa. Wiedział, że musi ruszyć im na ratunek, jednak nie wiedział jak miałby się bronić przed Bazyliszkiem. Jego wzrok padł na wypolerowaną zbroję, w którą jeszcze tego ranka wpatrywały się dzieci. Była tak gładka, że wyglądała jak lustro. To był sposób na straszny wzrok bazyliszkowy.  Ubrał Marcin zbroję i biegiem ruszył w stronę ruin.

Gdy stanął pod tajemniczym domem, przeżegnał się i zszedł z trudem do piwnicy. Miał rację, Bazyliszek musi tu być, bo po drodze mijał kamienne ludzkie sylwetki. Nagle ujrzał swoje dzieci, które bardziej przypominały posagi niż ludzi. Coś ścisło go za serce, jednak nie mógł sobie teraz pozwolić na łzy. W jednej chwili ukazał mu się wielki ogon bestii, który mało co go nie przewrócił. Marcin szybko uskoczy w bok, w tym czasie stwór odwrócił swój wielki łeb w stronę zdeterminowanego płatnerza i zamarł. W tej bowiem chwili ujrzał swoje własne odbicie w jasnej zbroi i skamieniał.

Gdy tylko Bazyliszek zmienił się w kamień, w piwnicy zaczęły poruszać posągi ludzi. Maciek i Hanka ocknęli się jakby ze strasznego snu i zobaczyły przed sobą rycerza. Jakież wielkie było ich zdziwienie, gdy rozpoznały w nim własnego ojca. Ten szybko wziął dzieci na ręce i wyniósł z ciemnej piwnicy tak, by skamieniałe cielsko Bazyliszka nie ukazało się ich oczom. Tak oto płatnerz Marcin uratował swoje dzieci i inne ofiary Bazyliszka.

Podziel się!