Zorian Dołęga Chodakowski
– pseudonim Adama Czarnockiego (ur. 4 kwietnia 1784 r. w Podhajnej obok Nieświeża na Białorusi, zm. 17 listopada 1825 r.). Etnograf, archeolog i historyk; prekursor badań nad Słowiańszczyzną.
//
Życiorys
Adam Czarnocki urodził się w niezamożnej rodzinie szlacheckiej. W 1795 r. ojciec oddał go pod opiekę krewnego, Ksawerego Czarnockiego, do Lecieszyna. W tym majątku podstolego witebskiego nie był jednak traktowany na równi z innymi członkami szlacheckiej rodziny, co spowodowało jego rozgoryczenie i zwrócenie się ku klasie chłopskiej. Ukończył szkołę powiatową w Słucku w 1801 r. Potem zaczął się przygotowywać do zawodu prawnika. Praktykę odbywał w Nowogródku i Mińsku. W 1807 r. przyjął posadę plenipotenta dóbr hrabiego Józefa Niesiołowskiego i osiadł w Worończy.
W roku następnym carska policja przechwyciła jego list odpowiadający na wezwanie do wstępowania w szeregi wojska polskiego w Księstwie Warszawskim. Nocą, z 25 na 26 marca 1809 r., został aresztowany a następnie skazany na dożywotnią służbę „w sołdatach”. Wysłany do dywizji w Omsku, w czasie pieszej wędrówki na Syberię prowadził raptularz zatytułowany „Bez chęci podróż moja”, który obecnie pozostaje zaginiony. Latem 1810 r. udało mu się pod Bobrujskiem uciec z dywizji. Wstąpił do piątego pułku piechoty i z armią Napoleona zawędrował aż pod Smoleńsk.
Pseudonim Zorian Dołęga Chodakowski przyjął w 1813 r. i wtedy na dobre rozpoczął badania ludoznawcze. Przez kilka lat wędrował po kraju, notował pieśni i podania ludowe, gromadził materiały z zakresu „starożytności słowiańskich”. W 1817 r. uzyskał protekcję i wsparcie finansowe księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Aby uzyskać stałą dotację instytucji naukowej na dalsze badania, napisał wiosną 1818 r. w Sieniawie rozprawę „O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem”. Została opublikowana w 5 numerze „Ćwiczeń Naukowych”. Jednak przedsięwzięcie Zoriana zostało ocenione negatywnie i odrzucone, najpierw na Uniwersytecie Wileńskim, a potem wśród rosyjskich mecenasów. W 1819 r. został wybrany na członka Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Został przychylnie przyjęty przez rosyjskie środowisko naukowe, m.in. dzięki krytyce tekstów historyka Mikołaja Karamzina, który miał wielu wrogów w swoim środowisku. Przedstawiony przez Chodakowskiego „Projekt naukowej podróży po Rosji” uzyskał subwencję, choć rok później ją stracił poprzez wpływy Karamzina.
Ożenił się z Konstancją Fleming w roku 1819. W przeciągu dwóch lat zmarł syn z tego związku a potem również żona. Wkrótce Chodakowski ożenił się powtórnie.
Popadł w biedę i ogromne długi i do końca życia nie uzyskał już finansów na badania. Mimo to dalej ciężko pracował i gromadził materiały. Ostatnią rozprawę, „Próba wyjaśnienia słowa kniaź – ksiądz”, ukończył w 1824 r. Pod koniec życia podjął posadę zarządcy dóbr u pewnego ziemianina w guberni twerskiej. Tam zmarł w 1825 r. w nieznanych okolicznościach.
Śpiewy Sławiańskie – pod strzechą zebrane
Dorobek naukowy
Najważniejsze tezy zawarł w rozprawie „O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem”. Chrześcijaństwo, według Chodakowskiego, zatarło cechy Słowian, zniszczyło ich dorobek kulturowy. Elementy pogańskiej historii, religii, kultury miały przetrwać w folklorze ludowym. Chodakowski postulował odrodzenie narodu dzięki szeroko zakrojonym badaniom nad ludem wiejskim i jego obyczajami. Pisał: „Trzeba pójść i zniżyć się pod strzechę wieśniaka w różnych odległych stronach, trzeba śpieszyć na jego uczty, zabawy i różne przygody. Tam, w dymie wznoszącym się nad głowami, snują się jeszcze stare obrzędy, nucą się dawne śpiewy i wśród pląsów prostoty odzywają się imiona bogów zapomnianych. W tym gorzkim zmroku dostrzec można świecące im trzy księżyce, trzy zorze dziewicze, siedem gwiazd wozowych”.
Zebrał około 2 tys. pieśni ukraińskich, polskich, rosyjskich, czeskich. Część z nich została opublikowana jako „Śpiewy sławiańskie pod strzechą wiejską zebrane”.
Prócz zapoczątkowania badań etnograficznych był również prekursorem archeologii i toponomastyki. Rozkopywał grodziska i kurhany. Na tej podstawie opracował teorię wschodniosłowiańskich grodzisk, które nazywał „stare-sta”.
W okresie swego życia był również najlepszym znawcą, niedawno wtedy odkrytego, tekstu „Słowa o wyprawie Igora”.
Chodakowski na określenie Słowian używał nazwy „Sławianie”, którą wywodził od sławy i przytaczał na poparcie swej tezy liczne argumenty językowe.
Wpływ na literaturę
Pokolenie romantyków ruszyło w ślady Chodakowskiego szukając wśród ludu natchnienia i budulca dla swej twórczości. Wytworzył się nowy typ literata-wędrownika a moda ta stała się powszechna. Wędrówki po kraju prowadzili Seweryn Goszczyński, Ryszard Berwiński, Lucjan Siemieński, Kazimierz Władysław Wójcicki i inni.
Pieśń gminna została rozsławiona najpierw przez „Ballady i romanse” Mickiewicza. Potem przez „Dziady” Mickiewicza, „Zamek kaniowski” Goszczyńskiego, poezję Bohdana Zaleskiego a przede wszystkim przez „Pieśń Wajdeloty” z „Konrada Wallenroda”.
Nazwisko Chodakowskiego po raz pierwszy pojawiło się w utworach poetyckich w 1832 r. w „Córze Sławy” Jana Kollara i „Jezierskim” Puszkina. Pierwszym takim utworem polskim był „Mistrz” Dominika Magnuszewskiego. Jako Zorian występuje też w „Królu-Duchu” Juliusza Słowackiego. Był też pierwowzorem poety Justyna z powieści Kraszewskiego „Dwa światy”.
Dzieła
- O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem (1818) [1]; O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem oraz inne pisma i listy, opracował i wstępem opatrzył J. Maślanka, Warszawa 1967
- Śpiewy sławiańskie pod strzechą wiejską zebrane – wydane po śmierci. Część w 1833 roku, całość w 1973 roku (wstępem i komentarzem opatrzył J. Maślanka, przedmową poprzedził J. Krzyżanowski).
- Stare-sta (1821).
- Próba wyjaśnienia słowa kniaź – ksiądz (1824)
Wszystkie rękopisy Zoriana zawierające podania i mity starosłowiańskie wciąż są niewydane.
Zorian Dołaga Chodakowski powiedział:
- Czas przyszły wyjaśni tę prawdę, że od wczesnego polania nas wodą zaczęły się zmywać wszystkie cechy nas znamionujące, osłabiał w wielu naszych stronach duch niepodległy i kształcąc się na wzór obcy, staliśmy się na koniec sobie samym cudzymi.
- Trzeba pójść i zniżyć się pod strzechę wieśniaka w różnych odległych stronach, trzeba śpieszyć na jego uczty, zabawy i różne przygody. Tam, w dymie wznoszącym się nad głowami, snują się jeszcze stare obrzędy, nucą się dawne śpiewy i wśród pląsów prostoty odzywają się imiona Bogów zapomnianych.
Jan Zieliński o Zorianie Dołędze-Chodakowskim i innych Strażnikach Wiary (np. Słowackim ) oraz o tajemniczych nożykach z Bieżyckich Żalników
ze strony: http://www.dziennik.com/www/dziennik/kult/archiwum/07-12-05/pp-07-15-02.html
JAN ZIELIŃSKI
Pod innym kątem
Nożyki, żalniki
i jej amatorzy
Cztery lata temu znęcałem się na tych łamach nad Tadeuszem Różewiczem, rozczarowany jego tomem nożyk profesora, który kupiłem zachęcony tytułem, jako że pracowałem wtedy nad tematem „historia literatury jako dziejów przedmiotów”. Różewicz zdenerwował mnie wówczas dezynwolturą w publikowaniu (wprawdzie nie drukiem, tylko w formie faksymiliów, ale jednak) żenujących wariantów tekstu, nonszalancją, z jaką zawłaszczył sobie rzymskiego boga rdzy zbożowej Robigusa, przerabiając go na bożka rdzy zżerającej metale, a przede wszystkim tym, że tytułowy przedmiot zszedł w tomiku nożyk profesora na dalszy plan i nie został nawet porządnie opisany.
*
Tomik Różewicza przypomniał mi się dzisiaj, kiedy zaniedbany przez poetę przedmiot – nożyk – powrócił do mnie w nieco innym kontekście. Próbuję mianowicie od pewnego czasu spojrzeć na polskie piśmiennictwo przez pryzmat roku 1842. A był to, wbrew pozorom, rok istotny. Norwid na zawsze wyjechał z Warszawy, Mickiewicz napisał ostatni wiersz, Słowacki popadł w towianizm, Krasiński pochował przyjaciela-poetę Konstantego Danielewicza i romansował z Delfiną w ostatnich miesiącach przed ślubem z Elizą z Branickich. Ukazało się też kilka ważnych książek, nawet jeśli niektóre z nich potem słusznie czy mniej słusznie popadły w zapomnienie (mam na myśli Sen w Podhorcach Chołoniewskiego, Kontrakty Drzewieckiego, Króla zamczyska Goszczyńskiego, debiutancki tomik Klaczki, Biesiadę Towiańskiego oraz Morenę Tyszyńskiego). Zajmowano się kolejami żelaznymi, kąpielami zdrowotnymi, teleskopami, magnetyzmem i wampiryzmem.
*
W takich lekturach bardzo pomocnym narzędziem jest obecnie Polska Biblioteka Internetowa – przedsięwzięcie rozwijające się w szybkim tempie i oferujące coraz więcej tekstów, także rzadkich, przeważnie w postaci zeskanowanych pierwszych wydań, rzadziej jako tekst dający się przetworzyć elektronicznie. Nawigacja wymaga pewnej wprawy i dodatkowych podpórek (w moim przypadku: sporządzonego przez Estreichera zestawienia druków polskich i dotyczących Polski, wydanych w roku 1842), ponieważ w PBI kryteria wyszukiwania ograniczają się do tytułu i autora, w sumie można jednak siedząc w domu przeczytać sporo starych i cennych książek.
Czytając zatem książki z roku 1842, a także jakoś z tym rokiem związane, zagłębiłem się dziś w tomie O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem oraz inne pisma i listy, wydanym w roku 1967 w opracowaniu Juliana Maślanki (te dane czerpię skądinąd, PBI bowiem teksty przekształcone elektronicznie traktuje nieco po macoszemu, dając goły tekst główny, bez karty tytułowej i bez aparatu krytycznego). Autor – Adam Czarnocki, lepiej znany pod pseudonimem Zorian Dołęga Chodakowski (1784-1825).
Z Chodakowskim trudna sprawa. Przyznają się dziś do niego i anarchiści (bo głosił powrót do gminowładztwa), i skrajna prawica (bo szukał słowiańskich i przedchrześcijańskich korzeni). W roku 1999 w periodyku Gazeta An Arché napisano, że jego „utopia retrospektywna” stała u początku współczesnej historii polskiego anarchizmu. W tym samym roku neopogański Toporzeł (por. Przegląd Polski z 9 sierpnia 2002 r.) przedrukował rozprawę O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem „na potrzeby działalności Rodzimej Wiary”! Dołęga Chodakowski miał niewątpliwy wpływ na polskich romantyków, on bowiem uświadomił im, że w ustnej twórczości ludu, pieśniach i podaniach, a także w ludowych zwyczajach i obrzędach przechowały się elementy starej, przedchrześcijańskiej kultury – stąd romantyczny kult ludowości, stąd stawianie czucia i wiary nad „mędrca szkiełko i oko”.
*
Winien jestem wyjaśnienie, skąd Zorian Dołęga Chodakowski, który zmarł (w niejasnych okolicznościach) w roku 1825, w kręgu lektur związanych z rokiem 1842. Łącznikiem jest tu francuski utopista Etienne Cabet i jego polski uczeń Karol Ludwik Królikowski. W roku 1842 ukazało się pierwsze autorskie wydanie Voyage en Icarie Cabeta, w tymże roku Karol Ludwik Królikowski zaczął wydawać Polskę Chrystusową. We wspomnianym wyżej artykule z Gazety An Arché, zatytułowanym „Narodziny anarchizmu w Polsce”, czytamy: „Inną drogą poszedł współpracownik Etienne Cabeta, syn chłopa z Kielecczyzny Ludwik Królikowski (1799-1880?), który na łamach pism Polska Chrystusowa (1842-1846) i Zbratanie (1847-1848) propagował zasady anarchizmu chrześcijańskiego. Królikowski odrzucał jakąkolwiek władzę człowieka nad człowiekiem – czy to w formie demokratycznej, czy to monarchicznej – a wszelkie prawo pisane było dla niego ´dziełem szatanaª. Każda jednostka – powtarzał Królikowski za Słowackim – ma prawo do ´świętych z ducha zaprzeczeńª. Prawdziwą jedność osiągnąć można przez zlanie się z Duchem Świętym – spontaniczne i niewyrozumowane posłuszeństwo wewnętrzne głosowi sumienia. Powszechne braterstwo i wspólnota dóbr stać się miały fundamentem Królestwa Bożego na Ziemi”. Jesteśmy zatem wciąż, choć w wersji skrajnej, w kręgu istotnych problemów polskiego romantyzmu: negacji, wolności i mesjanizmu.
*
Dołęga Chodakowski jest m.in. autorem Projektu naukowej podróży po Rosji w celu objaśnienia starożytnych dziejów Słowian. W rozprawce, napisanej z myślą o tym, co dziś nazywa się potocznie fund raising, obok wielu śmiałych, czasem wręcz ryzykownych pomysłów językoznawczych znalazło się też kilka oryginalnych konceptów etnograficznych i archeologicznych. Oto jeden z nich: „W okolicy nowogrodzkiej i koło Borowicz jest wiele starożytnych cmentarzysk w dziewiczych lasach. Miejscowe podanie głosi, że są one pogańskie, gdyż nie mają żadnych chrześcijańskich pomników. Mieszkańcy nazywają je żalnikami. Na Węgrzech, na południe od Karpat, i na Białorusi, koło Witebska i koło Sienna, to samo się spotyka. W Puławach nad Wisłą pomiędzy innymi pamiątkami pokazują garnki ze spalonymi kośćmi, które według podania nazywają żalkami. Takie podobieństwo w nazwach przedstawia jakąś starożytność nam zupełnie nie znaną. My, oprócz grobowca księcia Jarosława w Kijowie, bardzo podobnego do dawnych grobowców w Ilirii, i oprócz niektórych mogił, znanych tylko ze względu na ich ogromną wielkość, niczego starszego pod tym względem nie mamy. Dlatego należałoby zbadać owe żalniki i, o ile się da, przeniknąć ich ciemną głębię”.
Po pewnym czasie Chodakowski, zdobywszy fundusze, zrealizował niektóre elementy swojego projektu podróży naukowej. W ten sposób powstał tekst zatytułowany Żalniki. Jest krótki a piękny, zacytuję go zatem w całości:
„Nazwą tą określane są dawne cmentarzyska, opuszczone cmentarze z grobami zmarłych i w ogóle mogiły przeciętnych mieszkańców. W skreślonym przeze mnie Projekcie wspomniałem, że żalniki znane są na południe od Karpat na Węgrzech i w powiecie sieńskim na Białorusi; pozostało dowiedzieć się, co one w sobie kryją. W powiecie ładoskim na prawym brzegu Wołchowa, między wsiami Kirisze i Pławnica badałem żalnik wznoszący się jako pagórek nad wspomnianą rzeką, nie mający żadnych znaków na powierzchni. Po zdjęciu darni odsłoniła się gruba warstwa węgla, pochodząca zapewne ze zgorzałej niegdyś świątyni, głębiej zaś leżały czaszki i kości ludzkie, a przy nich zardzewiały nożyk. W czasie późniejszej wędrówki nigdzie nie przytrafiło mi się widzieć po drodze żalników aż do samych Bieżyc. Tutaj zaś są one w trzech miejscach w kierunku zachodnim od osady, nie mają jednak równej powierzchni jak w Kiriszach, lecz stanowią oddzielne małe mogiły, co przypomina raczej wojenne pobojowisko. Rozkopawszy kilka tych mogiłek, przekonałem się, że w każdym nasypie znajduje się jeden człowiek i przy nim nożyk. Dziwne, że wszystkie nożyki są jednakowej wielkości i takiego kształtu, jak znaleziony nad Wołchowem w Kiriszach, i podobne do przechowywanego przy grobie św. Sergiusza Radonieżskiego. Od tego nożyka różnią się może tym, że wskutek działania rdzy stały się grubsze i tępe. Takie porównanie odkrywa powszechny narodowy zwyczaj oraz okres jego trwania. Na ostrzach trzech nożyków wykopanych w bieżyckich żalnikach były jakieś zęby podobne do lancetów, ale przeżarte rdzą natychmiast odpadły. Wszystkie nożyki z żalników, w liczbie jedenastu, oraz garnuszek z kośćmi i węglami (z sopki na gródku) przesłałem do Tweru na ręce dyrektora gimnazjum, p. J.N. Woroncowa-Wielaminowa, celem przechowania w tamtejszym gimnazjum gubernialnym na pamiątkę minionych wieków i dawnych mieszkańców tej guberni. Znaleźć jeszcze można żalniki w powiecie nowogrodzkim i w okolicach Tesowa nad Oredeżem, nad rzeką Ługą w powiecie tichwińskim i borowickim, w kilku miejscach powiatu ustiuskiego nad rzeką Miereżą, prawym dopływem Czadogoszczy, oraz w Wesi (w ilińskim pogoście) nad rzeką Kołbią, gdzie późna jesień nie pozwoliła mi zaglądnąć w mroczne podcienia zmarłych. Niektórzy bez jakichkolwiek badań zgadują, iż owe żalniki w nowogrodzkim, ładoskim i innych powiatach pochodzą z czasów litewskich rozbojów i najazdów. Ich zdaniem Litwini zabili wielu ludzi, których później grzebali mieszkańcy innych osad, uratowani w lasach. Wyrażali oni swój żal z powodu takiego nieszczęścia sąsiadów i stąd nazwa samych mogił. Domysł ten nie jest jednak uzasadniony, gdyż Litwa nigdy nie dotarła nad Wołchow i do powiatu ładoskiego, nie była też na Węgrzech, gdzie także trafiają się żalniki. W tak powszechnym nieszczęściu, gdyby się ono przydarzyło, czyż mieliby czas ci żałujący grzebać każdego zabitego oddzielnie i kłaść przy nim nożyk? Raczej w takim wypadku postąpiliby zgodnie z dawnym zwyczajem, składając kilkadziesiąt ciał w jeden dół i grzebiąc je w jednej wielkiej mogile. Wiadomo przecież z kronik, że Litwa polowała raczej na spiżarnie, obory i kieszenie niż na głowy ludzkie, które, jak się wydaje, oszczędzała, przewidując w przyszłości podobne korzyści, co rzeczywiście powtarzało się bardzo często. Jeszcze raz powtórzę, że wygodniej jest wydawać sądy w celach klasztornych i gabinetach, niż prowadzić wszechstronne badania. Szkoda tylko, że nie to odkrywa przestrzeń i wnętrze naszej ziemi”.
*
Chcąc zobaczyć taki nożyk, trzeba by pewnie udać się do Zjednoczonego Muzeum Państwowego w Twerze, założonego w roku 1866 w gmachu tamtejszego gimnazjum męskiego. Muzeum gromadziło z początku wyroby rzemiosła i produkty fabryk guberni twerskiej. Szybko jednak się rozwinęło, zbiory wzbogacono o ciekawe kolekcje archeologiczne i etnograficzne, wyroby sztuki sakralnej, książki, rękopisy i numizmaty. Niestety, spośród stu tysięcy eksponatów, zgromadzonych do roku 1941, okupację niemiecką przetrwały zaledwie trzy tysiące. Tak więc dziś szanse na znalezienie w Twerze nożyka z żalnika są raczej niewielkie. Pozostaje poetycki opis.
*
Druga wojna światowa pozwala nam wrócić do punktu wyjścia. Tadeusz Różewicz w kontekście nożyka, przywiezionego z obozu koncentracyjnego przez krakowskiego historyka sztuki, profesora Mieczysława Porębskiego, pisał w ogólnikowej wyliczance o żywiole rdzy, co
pożera klucze
i zamki
miecze lemiesze noże
ostrza gilotyny topory
O ileż konkretniejszy jest tu domorosły etnograf Chodakowski, który opisuje wykopane przez siebie nożyki z żalników („wskutek działania rdzy stały się grubsze i tępe”) i uzmysławia nam chwilę, kiedy umocowane do ostrzy nożyków zęby, podobne do lancetów, „przeżarte rdzą natychmiast odpadły”. Oto autentyczna archeologia w akcji, oto prawdziwa poezja przedmiotu.
Mitra – Dażbóg Pan Światła i Nieba
Zorian Dołęga Chodakowski w Krakowie – na świętej Łysej Górze w Węgrzcach Wielkich
Według ustaleń współbraci Starosłowiańskiej Świątyni Światła Świata Łysą Górę w okolicach Krakowa miał odwiedzić Zorian Dołęga Chodakowski. Jak pisał on do Jerzego Samuela Bandtkiego: “Chciej Pan uczynić szlub bogom ojczystym, że dziś jeszcze odwiedzisz łysą górę, którą napytałem w bliskości Krakowa. O pierwszej przyjdę do Pana i udamy się dla obejrzenia tej starożytnej posady, która była niegdyś świętą, a dziś przedmiotem być ma naszej ciekawości.” Chodakowski przebywał w Krakowie 9 tygodni pod koniec 1817 roku. Odwiedził on również kopce Kraka, Wandy oraz ten w Krakuszowicach.
Niniejszą wieść i cytat podał współbrat Łazęga-Randir. To właściwie uruchamia nasze działania dla wyjaśnienia kilku spraw związanych ze Strażnikami Wiary Przyrodzonej Słowian i Strażnikami Wzgórz. Jest niezwykle interesującą i ważną sprawą odtworzenie kalendarza spotkań i ustaleń oraz podjętych działań w latach 1810 – 1870 (a zwłaszcza 1815 – 1848) między osobami Strażników Wiary Przyrodzonej Słowian takimi jak: książę Adam Jerzy Czartoryski, Bronisław Trentowski (którego działalność książę Adam sponsorował i którego dzieło Bożyca znalazło się w zbiorach późniejszego Muzeum Czartoryskich za czasów księcia Adama Jerzego), Zorian Dołęga Chodakowski, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki a także ich związków z Andrzejem Towiańskim, którego do Strażników Wiary nie zaliczamy, ale który był im bardzo bliski wraz ze swoimi ideami i wizjami mesjanistycznego posłannictwa narodów i ich pośredniczenia między Bogiem Najwyższym a Światem Ziemskim.
Przy okazji krótko o księciu Adamie Jerzym Czartoryskim wielkim przywódcy Emigracji, człowieku który ocalił dorobek całego życia Bronisława Trentowskiego związany z Wiarą Przyrodzoną (Rodzimą) Słowian:
Czartoryski Adam Jerzy (1770-1861), książę, polityk, dyplomata, mecenas literatury i sztuki. Uczestnik powstania listopadowego. Rzecznik rozwiązania sprawy Polski przy pomocy Rosji. Po III rozbiorze (1795) aktywnie uczestniczył w życiu politycznym Rosji jako doradca Aleksandra I, poseł, minister i senator.
Uczestniczył w kongresie wiedeńskim z ramienia Rosji. Po wybuchu powstania listopadowego wszedł w skład Rządu Tymczasowego, a następnie Rządu Narodowego. Po klęsce powstania wyemigrował do Francji, gdzie stanął na czele ugrupowania politycznego znanego pod nazwą Hôtel Lambert.