W Zdrowym Ciele Zdrowy Duch – KRACZUN – Przesilenie Grudniowe!
W ciągu 25 lat działania w Polsce tzw. „demokracji parlamentarnej” i systemu gospodarczego zwanego kapitalizmem, jedyne co osiągnęliśmy to stworzenie państwa nieprzyjaznego jego obywatelom, a więc z punktu widzenia logiki po prostu „niepotrzebnego”.
Banda Politykierów, która dosiadła Polskiego Sejmu 25 lat temu na mocy fałszywki Okrągłego Stołu i ujeżdża go nieustannie, jak przysłowiową „łysą kobyłę”, kompletnie wypaczyła i zdeformowała nie tylko ideę Rewolucji 1980 roku, ale w ogóle zasady współżycia społecznego.
Z posiadanych za czasów PRL dóbr społecznych oraz tych, o których poszanowanie robotnicy i intelektualiści polscy apelowali w słynnych „21 Postulatach Gdańskich” Solidarności, takich jak:
– bezpłatne usługi medyczne powszechnie dostępne,
– bezpłatny i powszechny dostęp do nauki i wykształcenia,
– system wytwórczy w gospodarce tworzący dobra użyteczne i miejsca pracy gwarantujące każdemu obywatelowi bezpieczeństwo i pełny udział w życiu społecznym i kulturalnym,
– powszechnie dostępna zdrowa żywność, w dostatecznej ilości w obrocie towarowym, oparta na tradycyjnym rolnictwie polskim i jego starych, zdrowych recepturach,
– bezpieczeństwo emerytalne i ubezpieczeniowe ludzi wyeksploatowanych długoletnią pracą (starych, chorych przewlekle i niepełnosprawnych)
– stworzenie systemu powszechnie dostępnego budownictwa mieszkaniowego i warunków dla rozwoju rodziny
– stworzenie pola publicznego do wolności myśli i wypowiedzi
doszliśmy do przeciwieństw i zaprzeczeń tychże osiągnięć i postulatów w każdej możliwej dziedzinie życia w Polsce.
Na przykład PRL-owski system opieki medycznej, działał z zachowaniem elementarnej odpowiedzialności lekarzy za wyniki terapii. Obecnie zaś doszliśmy do systemu niewydolnego, do zaprzeczenia idei lecznictwa w ogóle. Podobne wnioski jak w opisie tzw. „postępu” w medycynie można wyciągnąć dosłownie we wszystkich dziedzinach wspólnoty zwanej Państwem Polskim.
Żyjemy w państwie policyjnym, w którym manipulacja i propaganda w miejsce rzetelności i informacji stały się narzędziami społecznego i politycznego zniewolenia obywateli. Państwo zamiast stać się OBYWATELSKIE , co leżało u podłoża rewolucji Sierpnia 1980 roku, stało się państwem wąskiej elity.
Jak na tzw Zachodzie Europy rządzi „technokracja”, tak w Polsce 2014 roku, w której technologia i wszelka działalność na polu nauki znajduje się w ciężkim kryzysie i zaniku, rządzi banda „pasożytów” i „pośredników”, którzy nie tworzą żadnych dóbr, a jedynie wysysają soki z obywateli i producentów.
Rządzi Polakami Biurokracja i Grupa Politykierów, których nadrzędnym celem jest urządzenie sobie i swoim rodzinom wygodnego życia kosztem innych, albo osiągniecie tzw „kariery europejskiej” , czyli zaprzedanie się Europejskiemu i Światowemu Diabelstwu – Banksteryzmowi. Owi Biurokraci i Politykierzy tworzą w Polsce jawnie anty-obywatelskie struktury i system policyjny, który ma zniewolić Polaków czyniąc z nich niewolników pracujących dla Systemu Pan – Niewolnik do upadłego, aż do przedwczesnej śmierci z wyeksploatowania.
Przypomina to żywcem Średniowiecze, razem z jego feudalnym niewolnictwem chłopstwa. W tę niewolniczą klasę zamieniono DZISIAJ 99% społeczeństwa, a 1% stał się Właścicielami Niewolników.
Nic dziwnego zatem, że Społeczeństwo, zepchnięte tymi manipulacjami zadowolonych z siebie Sprzedawczyków Polski, Siewców Niezgody i Zamętu, Kreatorów Podziałów Wewnętrznych, Piewców Kłamstwa, Geszefciarzy i Reklamiarzy Cudzych Interesów w naszym kraju, znalazłszy się na krawędzi życia i śmierci, w tak niebezpiecznym dla zdrowia i życia „środowisku” organizuje się w obronne struktury. Niestety w orbicie tychże Środowisk Niewolących Obywateli znajduje się także dotychczasowa ostoja duchowa Polaków -Kościół Katolicki. Kościół wprost wspiera tenże „porządek”! Przykładem może być popieranie przez Kartel Watykański bestialstwa pod nazwą „rytualnego uboju zwierząt”, czy popieranie przez polski kler idei „posłuszeństwa” tzw. „państwu prawa”, czyli obojętność Kościoła wobec ewidentnego bezprawia szerzącego się w Polsce¹.
Zbliża się 24 grudnia, Dzień Przesilenia, kiedy Siły Ciemności stracą oparcie dla ofensywy, jaką obserwujemy na różnych polach od 20 czerwca, ze szczególnym nasileniem w drugiej połowie 2014 roku . Atakowi Sił Ciemności poddana została cała Słowiańska Rodzina Narodów.Także Brać Zrzeszenia Słowian w Polsce.
Wszyscy, którzy mieli i mają być może jeszcze, nadzieję na wrogie przejęcie duchowego i fizycznego zarządu Zrzeszenia Słowian, przeżyją wielkie rozczarowanie.
Nigdy nie dopuścimy do wypaczenia idei Wolnych Ludzi i idei Wolnej Słowiańszczyzny oraz Wolnej Polski, również wolnej od pasożytów mentalnych i pośredników duchowych w samym Zrzeszeniu Słowian, czy w naszych mediach; telewizjach, portalach, czasopismach lub wydawnictwach. Tego rodzaju próby zawładnięcia bądź podzielenia naszego środowiska i naszych organizacji pozostaną na zawsze bezowocne. Selekcja jest samoistna, gdyż jest dziełem Wielkiej Zmiany i Świadomości Nieskończonej. Jest doskonała. Żadne siły nie mają takiej mocy aby ten proces zakłócić lub zniekształcić! Z tej ciężkiej próby wychodzimy, jak zawsze, zwycięsko, a więc jeszcze mocniejsi niż byliśmy!
Zgodnie z Naszą Słowiańską Duchowością i Tradycją Dziejową, do wszystkich Zabłąkanych w Ciemnościach (także Lemingów), a nawet do Głodnych Duchów (także Guiltów i Yetisynów), wyciągamy rękę, po to by mieli szansę Zrozumieć i po to, aby dać im szansę na Wspólną Drogę. To ostatnia szansa.Dla Słowian Grudniowe Przesilenie Duchowe i Materialne to był i jest, KRACZUN – Święto Narodzin Światła Świata.
W tym skrócie, w znaku symbolicznym, w SŁOWIE KRACZUN, zawarto esencję naszej słowiańskiej mentalności i chwili, jaka ma miejsce w Przyrodzie i Kosmosie: Ku-RA-Czyń! Ku RAkowi Czyn!
A więc ruszajcie mentalnie Moi Drodzy w to Wielkie Święto Przyrody, w Narodziny Światła Świata, KU RA – KU ŚWIATŁU Świata! Ku zwycięstwu nad wszelkimi Siłami Ciemności i destrukcji, jakie nas w naszym kraju osaczają! Niech nadchodzący Święty Czas natchnie Naszego Ducha i Nasze Ciała CZYNEM, Mocą Wielkiej Zmiany Polski na Lepsze!
Artykuł poniżej pochodzi z portalu Fundacji Wolna Ludzkość, a przedrukowujemy go, bo stanowi praktyczną wskazówkę do zakładania kooperatyw, jak i odsyła na portale już istniejących kooperatyw spożywczych, czyli realizuje w praktyce naszą (Wolnych Ludzi) ideę SPÓŁDZIELCZOŚCI, która nie jest teorią, ale NATYCHMIASTOWYM SKUTECZNYM DZIAŁANIEM OBRONNYM SPOŁECZEŃSTWA: tutaj
Zgodnie z jakże prawdziwym porzekadłem naszych Słowiańskich Przodków Zdrowy Duch może działać jedynie w Zdrowym Ciele.
¹ Artykuł został napisany kilka miesięcy temu, zaplanowano go 3 miesiące temu na12 grudnia i opublikowano go 12 grudnia o godzinie 11.58. W kilka chwil później 5 biskupów Kościoła Katolickiego, którzy znajdowali się w Komitecie Honorowym zaplanowanego na 13 grudnia 2014 Marszu Pamięci Stanu Wojennego oraz w obronie demokracji w Polsce (przeciw aresztowaniom dziennikarzy i wypaczaniu wyborów powszechnych), organizowanego przez PIS, wycofało swoje poparcie dla tego marszu, w imię „jedności Polaków”. Jedności Niewolników i Rządzących nimi Właścicieli Niewolników???
ANNA FELSKOWSKA Ekologia w parze z ekonomią
Uprawianie żywności wydaje się być dzisiaj najbardziej radykalną i jedyną efektywną formą zmiany świata. Samowystarczalność żywieniowa uniezależnia bowiem od korporacji. Sadząc i zbierając, będąc w kontakcie z Naturą, zmieniamy przede wszystkim siebie, jednocześnie zapewniając innym istotom bioróżnorodność oraz przestrzeń do życia. W wielu miejscach powstają inicjatywy dążące do takiej żywieniowej samowystarczalności.
Rodziny prowadzące gospodarstwa, małe społeczności, wioski, regiony, a czasem całe kraje podążają w tym określonym kierunku. Przykładem mogą być choćby Kuba i Wenezuela, które dokonały swoistej rewolucji poprzez powrót do rolnictwa tradycyjnego. Powstają ogrody w miastach (tzw. urban gardening): przy szkołach, na trawnikach, przed urzędami, czy na zaniedbanych skwerach. Niekiedy w warzywne ogrody zamieniają się całe osady (np. Todmorden w Wielkiej Brytanii). Nie wszyscy mają jednak taką możliwość. Tym, którzy sami nie uprawiają ziemi, pozostaje nawiązać kontakt z lokalnymi rolnikami.
Polacy nie zostają w tyle. Szerokie grono osób zamiast ceną i wyglądem, kieruje się lokalnym pochodzeniem i gwarancją naturalności produktów. Kupując warzywa, olej czy miód bezpośrednio od rolnika możemy mieć pewność, że są świeże i nie dojrzewały w samochodzie jadącym tysiące kilometrów. Niewielkie odległości pozwalają zmniejszyć zużycie energii i paliwa, co wpływa na koszty, jak i służy środowisku. Ponadto, konsument ma szansę poznać producenta swojej żywności i wesprzeć konkretnego człowieka zamiast ponadnarodowe korporacje. Ma także gwarancję, że nie kupuje żywności genetycznie modyfikowanej, która jak wiadomo, powoduje choroby, w tym – alergie, raka, i prowadzi do skażenia środowiska. Korzystnym rozwiązaniem dla dużych polskich miast są właśnie powstające Kooperatywy Spożywcze.
Kooperatywa jest obywatelską inicjatywą konsumentów o nieformalnym i niehierarchicznym charakterze, której celem jest przede wszystkim stworzenie, choćby na skalę lokalną, alternatywy wobec kapitalistycznego systemu dystrybucji żywności. Najprościej mówiąc, to otwarte i dobrowolne zrzeszenie osób, które dokonują kolektywnych zakupów spożywczych – głównie warzyw i owoców – oraz innych (niespożywczych) produktów ekologicznych. Istota kooperatywy spożywczej sprowadza się więc do kupna towarów bezpośrednio od producentów. Pominięcie łańcucha narzucających swą marżę pośredników prowadzi do konkretnych oszczędności finansowych (nieraz 50-70 % ceny jaką zapłacilibyśmy w detalicznym sklepie spożywczym). W cenę zakupów wlicza się oczywiście koszt transportu oraz 10 % na tzw. fundusz gromadzki, a pomimo tego finalny odbiorca oszczędza przeciętnie ok. 20 % ceny sklepowej.
Wielką zaletą jest możliwość wpływu na jakość produkcji rolnej. Wykluczając pośredników w nabywaniu żywności kooperatywa kreuje możliwość bezpośredniego kontaktu z rolnikami. Tworzy się więc ludzka więź pomiędzy nabywcą a sprzedającym. Z czasem powstaje cała sieć producentów rolnych, a dzięki bezpośredniej współpracy, kupujący uzyskuje wpływ na sposób produkcji i jakość żywności oraz jest w stanie utrzymywać stosunkowo niskie ceny. Uczestnikom kooperatyw zależy bowiem na budowaniu z producentami bliskich relacji, opartych na wzajemnym poszanowaniu, dialogu i sprawiedliwym handlu. Kupując warzywa i owoce na targu kooperatyści kierują się najpierw do indywidualnych hodowców, dopiero w ostateczności do lokalnych mini-pośredników składujących swe towary w halach targowych. Docelowo każda kooperatywa dąży do współpracy z rolnikami. Szczególnie uprzywilejowane są oczywiście gospodarstwa organiczne, niestosujące nawozów sztucznych ani modyfikacji genetycznych. Członkowie kooperatyw słusznie wspierają regionalnych wytwórców żywności, poszukują rolników chętnych do współpracy, którzy już produkują lub są zainteresowani produkcją eko-żywności oraz innych źródeł zakupu produktów ekologicznych (sklepy, e-sklepy itp.).
Efektywność zakupów oraz udział sprawdzonej pod kątem ekologicznym i zdrowotnym żywności są wprost proporcjonalne do ilości osób zaangażowanych w finanse i wielkość ich wkładu. Im większy „kapitał założycielski” przed rozpoczęciem działalności (kaucja członkowska wynosi ok. 20-30 zł od osoby), tym większy tzw. „zwrot od zakupów” otrzymuje kooperatywa na późniejsze potrzeby. Kupno i sprzedaż towaru odbywa się wyłącznie za gotówkę, co może stanowić pewną niewygodę, ale ogromną rekompensatą jest stabilność dostaw i płynność finansowa kooperatywy. W przeciwnym wypadku każda kredytowana sprzedaż groziłaby uzależnieniem od kolejnych kredytów, a w konsekwencji – widmem bankructwa. Kooperatywę spożywczą może założyć każdy, wystarczy kilka zaangażowanych osób. Konieczny jest środek transportu, a także miejsce, gdzie uczestnicy będą się spotykać, aby odebrać towar, rozliczyć się i porozmawiać. System składania zamówień bywa różny, jednak najczęściej odbywa się to po uprzedniej rejestracji w internetowym systemie zamówień. Do sfinansowania zakupów służą wcześniej zebrane pieniądze, dlatego tak ważne jest funkcjonowanie tzw. funduszu gromadzkiego – który przeznaczany jest na działalność, rozwój, cele edukacyjne i kulturalne.
Kooperatywy umożliwiają zaistnienie licznych inicjatyw o tematyce ekologicznej. Organizowane są warsztaty np. z eko-gotowania, projekcje filmów o tematyce ekologicznej oraz dyskusje, których celem jest wzajemna eko-edukacja, zakupy urządzeń umożliwiających produkcję zdrowej żywności we własnym zakresie (np. młynek do mielenia ziaren, prasa do tłoczenia oleju). Wielką zaletą tego typu inicjatyw jest integrowanie zaangażowanych w nią osób, wzajemna pomoc i tworzenie trwałych więzi społecznych. Kooperatywa uczy jak wspólnie działać, jak podejmować decyzje i jak organizować. Zebrania przy ważeniu i odbiorze żywności to nie tylko kupiecka formalność odbioru towaru, lecz scalające społeczność spotkania ze wspólną degustacją, podczas których uczestnicy wymieniają się doświadczeniami i spostrzeżeniami. Fundusz gromadzki służy dodatkowo do realizacji celów socjalnych oraz wspieraniu działań na rzecz sprawiedliwości społecznej. Warszawska Kooperatywa Spożywcza oprócz zakupów organizuje dodatkowo spotkania Klubu Dyskusyjnego WKS, a także urodziny kooperatywy, na których propagowane są polityczne idee. Gdańska Kooperatywa Spożywcza ostatnio zorganizowała prezentację filmu dotyczącego zaangażowania Palestyńczyków w kooperatywy spożywcze, spółdzielcze markety oraz inne oddolne inicjatywy.
Aspekt społeczny ma więc tutaj zasadnicze znaczenie. W działalności kooperatystów widać zainspirowanie myślą polityczną Edwarda Abramowskiego – ojca polskiego kooperatyzmu. Abramowski odrzucał wszechwładzę państwa i postulował budowę „Rzeczpospolitej Kooperatywnej” opartej na aktywności obywateli zrzeszonych w związki, stowarzyszenia i kooperatywy. Postrzegał kooperatywy jako sposób na zmianę społeczną i walkę z niesprawiedliwościami kapitalizmu od strony konsumpcji i zbytu towarów (Dla zainteresowanych link do książki E. Abramowskiego pt. Braterstwo, solidarność, współdziałanie – http://soo.org.pl/doc/e-book/abramowski-braterstwo-solidarnosc-wspoldzialanie.pdf). Członkowie powstałych spółdzielni mają nadzieję, że swoimi działaniami będą w stanie zmieniać rzeczywistość, gdyż świat ludzki nie jest ostatecznie ukształtowany i od twórczego wysiłku obywateli w dalszym ciągu może wiele zależeć.
Kooperatywy istnieją już w większych miastach w Polsce, między innymi w Warszawie, Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Lublinie. Toruniu i Gdańsku. Prekursorami byli działacze z Warszawy, którzy jako pierwsi w Polsce w 2010 roku zdecydowali się na założenie spółdzielni, a później współuczestniczyli (udostępniając internetowy system zamówień oraz dzieląc się doświadczeniami) w powstawaniu innych grup. Warszawscy aktywiści w różnych miastach organizowali spotkania rozpowszechniające ideę kooperatywizmu, co w efekcie zaowocowało powstaniem kolejnych punktów np. w Poznaniu, Krakowie. 14 – 15 kwietnia 2012 roku w Warszawie podczas I Zjazdu Kooperatyw Spożywczych członkowie z całego kraju mieli okazje spotkać się i wymienić doświadczeniami. Ciekawe były okoliczności zawiązania Gdańskiej Kooperatywy. Działo się to 25 maja, w dniu ogólnopolskiego dnia protestów związkowych przeciwko drożyźnie i przerzucaniu kosztów kryzysu na społeczeństwo. Dla założycieli taki przypadkowy zbieg okoliczności okazał się jak najbardziej pasujący do kontekstu – by równolegle do słusznych protestów stworzyć alternatywę wobec nieefektywnego modelu gospodarki.
Gdyby kooperatywy stały się z czasem zjawiskiem masowym w Polsce (dla porównania w krajach skandynawskich tworzą 1/3 udziału w rynku spożywczym), mogłyby dostarczyć choćby częściowej recepty na trend spadku stopy wydatków polskich gospodarstw domowych na żywność. Biorąc pod uwagę przewidywane podwojenie cen żywności na światowych rynkach, do których w Polsce dokłada się jeszcze wzrost kosztów utrzymania wynikający z drastycznego wzrostu VAT, tendencja ta prawdopodobnie może się nasilać. Sieć kooperatyw – najlepiej w każdym mieście, a nawet dzielnicy – opartych na ścisłej współpracy z rolnikami stworzy potężną siatkę bezpośredniej współpracy między producentami i konsumentami. Wzorem jest tzw. CSA – (community supproted agriculture, czyli rolnictwo wspierane przez społeczność) – w którym ścisła współpraca z gospodarstwem polega na tym, że konsumenci dzielą z rolnikami odpowiedzialność za zbiory – płacą za żywność z wyprzedzeniem, niezależnie od tego, czy zbiory w danym roku będą udane, czy nie, oraz pomagają w pracy na roli (np. w czasie żniw).
Powstające platformy internetowe umożliwiające konsumentom dotarcie bezpośrednio do producenta żywności również jawią się jako niezwykle pożyteczne. Znajdź zdrową żywność w swojej okolicy! to projekt, który przy pomocy strony Polak potrafi zyskał duże poparcie i zebrał sumę niezbędną do stworzenia portalu o lokalnych produktach. Portal promuje lokalne źródła żywności, handmade oraz wymianę barterową. To prosty i wygodny sposób wyszukiwania produktów lub usług dostępnych w najbliższej okolicy. Inna strona, Lokalna Żywność, przedstawia się jako baza producentów miejscowych produktów spożywczych (tradycyjnych, regionalnych, świeżych, sezonowych, ze znanego źródła, a przede wszystkim zdrowych). Wybierając lokalnie, wspieramy bowiem zrównoważony rozwój regionu integrując lokalne rolnictwo, przetwórstwo, dystrybucję i konsumpcję. To autentyczny wpływ na najbliższe środowisko, wzrost ekonomiczny i zdrowie społeczności lokalnej. Filozofia lokalnej żywności nie wspomina nic o atestach – wszystko tutaj opiera się na wzajemnym zaufaniu, natomiast oceny wiarygodności dostawcy dokonują sami konsumenci. Oferowanie lokalnych produktów przyczynia się jednoznacznie do spójności społecznej, krzewi poczucie wspólnoty oraz zachęca do zachowań przyjaznych środowisku naturalnemu. Zgodnie z filozofią ruchu Slow Food, dotyczącą społeczności zrównoważonej żywności (Sustainable Food Communities), konsumenci mają podstawowe prawo do żywności lokalnie produkowanej, smacznej i zdrowej. Slow Food zakłada, że społeczności powinny łączyć się w globalną sieć, ponieważ łatwy i szybki dostęp do świeżych produktów wspomaga zróżnicowane odżywianie i zachowanie wszystkich walorów organicznych produktów żywnościowych (które zmniejszają się w systemach długoterminowej konserwacji), a co za tym idzie – przyczynia się do poprawy zdrowia publicznego.
Fundacja Wolna Ludzkość została powołana do istnienia, aby w tych niejednoznacznych czasach wskazywać na to, co jest ważne z punktu widzenia zdrowia i świadomości człowieka, a także by stać się praktycznym narzędziem realizacji marzeń dotyczących przyszłości. Fundacja WL ma na celu łączenie jednostek i środowisk, w których budzi się świadomość faktu, że każdy z nas jest nie tylko konsumentem, ale przede wszystkim aktywnym współtwórcą rzeczywistości. Tym samym zwraca uwagę na fakt, że życie na kredyt w zabetonowanych pustyniach, skoncentrowane wokół pracy, która prócz pieniędzy nie przynosi ani rzeczywistej satysfakcji, ani zadowolenia, nie jest jedynym możliwym sposobem na życie. Wspólnymi siłami realizując swoje założenia stworzyła portal WOLNY HANDEL (http://www.wolnyhandel.org/index.html), gdzie oprócz zdrowej żywności odbywa się wymiana także innych najwyższej jakości produktów.Z portalu mogą korzystać wszyscy, jednak sprzedaż jest udostępniania jedynie tym, którzy zostali poleceni, ponieważ produkty dostępne na portalu WOLNY HANDEL charakteryzują się najlepszą jakością zgodnie z sumieniem każdego z użytkowników. Zachęcamy małe gospodarstwa ekologiczne (i nie tylko) do kontaktu na adres fundacja@wolnaludzkosc.pl z propozycjami i ofertami. Razem budujmy świat, w którym każdy będzie miał szansę jeść zdrowo i żyć w zgodzie z naturą.
Zaangażowanie obywateli w kooperatywy wciąż rośnie. Na naszych oczach powstaje niespotykany dotąd pod względem celów i działań ruch społeczny, który powoduje zacieśnienie więzów w grupie osób, których łączą wspólne idee i wartości. Działania kooperatystów wzbudziły zainteresowanie mediów i tym samym przyczyniły się do tego, że o kooperatyzmie zaczyna się coraz częściej i głośniej mówić. Od nas zależy, czy idea ta rozwinie się, i czy za jakiś czas w każdym polskim mieście będzie działała prężna kooperatywa spożywcza.
Kooperatywy spożywcze w Polsce:
Kraków: wawelskakooperatywa.wordpress.com/
Poznań: www.pokospokoo.blogspot.com/
Gdańsk: www.kooperatywa-gdansk.pl/
Warszawa: kooperatywy.pl/
Białystok: www.facebook.com/kooperatywa.wspolpracownia
Łódź: lodz.kooperatywy.pl/
Lublin: lubelskakooperatywa.wordpress.com/
Opole: kooperatywa.opole.pl/
Podlasie: www.vivateco.pl/kooperatywa-nie-tylko-spozywcza/
Autor: Anna Felskòwskô
Źródła:
http://www.facebook.com/wolnaludzkosc/posts/512886112068053
http://lubelskakooperatywa.wordpress.com/
http://www.vivateco.pl/kooperatywa-nie-tylko-spozywcza/
31 comments
A tu w skrócie, pigułce „Prawdziwa Historia cz. II – Co to jest Polak?” http://innemedium.pl/wiadomosc/prawdziwa-historia-cz-ii-co-jest-polak?page=show
Artykuł wart przeczytania, bo z humorem 😉
Złośliwie napiszę, że kooperatywy zakończą się jedynie słusznym wnioskiem, że najtaniej będzie pójść na piechotę do najbliższego marketu po kilogram ziemniaków.
Jednakże mam pytanie odnośnie utworzenia słowiańskiego SKOKu? Co wiadomo w tym temacie? Wedlug mnie jest to jedyna forma, która -mówiąc potocznie- może wypalić, bo pieniądze są najłatwiejsze do przenoszenia, a forma działanie będzie oparta na twardych zasadach finansowych.
Pieniądze są anty-Słowiańskie.
Jasne, dlatego Słowian mogą obsługiwać finansowo i na nich zarabiać inni, byleby nie Słowianie, bo to im szkodzi.
Tak. Producentom i konsumentom szkodzą pośrednicy, czyli handlarze. Mamona, którą zdobędą na geszefcie pasożyty to strata dla nas. Złote monety mogły mieć pewną wartość, choć należy pamiętać że złoto = to+zło. Kartka papieru jest warta tyle, ile w kryzysie da się nią napalić. Zwłaszcza, że obecnie produkują kasę bez pokrycia. Wartość produktu jest taka, na jaki inny produkt możesz wymienić. W kryzysie papier nada się tylko na podpałkę.
Panie Czesławie. Coś po postawieniu sytemu odnowa mi zaszwankowało. Proszę o reset.
Tak. Producentom i konsumentom szkodzą pośrednicy, czyli handlarze. Mamona, którą zdobędą na geszefcie pasożyty to strata dla nas. Złote monety mogły mieć pewną wartość, choć należy pamiętać że złoto = to+zło. Kartka papieru jest warta tyle, ile w kryzysie da się nią napalić. Zwłaszcza, że obecnie produkują kasę bez pokrycia. Wartość produktu jest taka, na jaki inny produkt możesz wymienić. W kryzysie papier nada się tylko na podpałkę.
Pójdziesz wdówce pomalować płot, to zapłaci Ci jajami. Jak da Ci jajo za mało, a Ty niedokładnie pomalujesz płot to statystyka po iluś razach wykaże, że jesteście na zero. Zawsze będzie to optymalna wymiana , choćby żydowskie teorie miały wykazać inaczej.
Natomiast jeżeli geszeft zgadzał się nie będzie, to możesz się spodziewać nie uśrednienia, ale wywołanie kolejnego kryzysu, lub wojny, nawet światowej. Une zawsze muszą być na plusie, a zawsze stracimy my.
`System leczenia w Anglii jest też, niestety, nieudolny i lekarze robią wszystko, żeby pacjenta nie wyleczyć, ale ”pomóc” mu doraźnie. Ta doraźna pomoc często oznacza podanie następnego leku, który działa niekorzystnie na coś innego i później jest następny lek i jeszcze następny. Kiedyś spytałam się lekarki angielskiej o jakieś zioła zamiast leków, ale ona odpowiedziała, że nie ma pojęcia o ziołach, bo zna się tylko na lekach. Zszokowała mnie tą odpowiedzią. W Polsce, natomiast, do tej pory pediatrzy doradzają rodzicom, żeby kąpać dziecko w wodzie z mąką kartoflaną, gdy ma uczulenie. W Anglii niczego takiego nie słyszałam. Z przerażeniem patrzę na to, co się tutaj dzieje pod względem ”lekoterapii’. Można powiedzieć, że system służby zdrowia w Anglii jest lepszy od Polski (pod innym względem), np. znacznie krótsze czekanie na wizytę u specjalisty, ale często gęsto specjaliści (od siedmiu boleści) partaczą swoją robotę. Dużym plusem jest tutaj to, ze leczenie jest zupełnie bezpłatne (nie mówię tutaj o lekach dla dorosłych, za które płacą, natomiast leki są za darmo dla dzieci i młodzieży do 18 roku życia). W Polsce jest to chamstwo, żeby rodzice płacili aż tyle za leki dla swoich pociech. Powinni mieć jakieś zniżki. Ten system prędzej czy później się zawali w PL.
Nie byłem i nie korzystałem, ale doskonale zapamiętałem reportaż radiowy z leczenia w UK, kiedys juz pisałem o nim w komentarzach. Tematem reportażu było pytanie dlaczego Polki decydują się wracać do Polski by tutaj urodzić,a nie tam na miejscu, gdzie mieszkają i pracują. Proszę sobie odszukać na stronach Polskiego Radia ten materiał. Tak więc bez ściemy proszę, sa tam dwie opcje: bezpłatnej słuzby zdrowia oraz płatnej, i to są dwa rózne światy.
Robert, dobrze że o tym napisałeś. Ja doświadczyłam prowadzenia ciąży i porodów w Polsce i UK i uwierz mi, że za żadne skarby nie wróciłabym do Polski po to, żeby mieć prowadzoną ciążę i żeby urodzić. O, nie. W Polsce jest terror ginekologiczny podczas prowadzenia ciąży. W UK jest to proces zupełnie naturalny i o dziwo wszystko jest dobrze. W Polsce poród to niestety odarcie kobiety z intymności i walnięcie oksytocyny na siłę. W UK poród to sprawa niezwykle intymna, a traktowanie kobiety rodzącej jest pełne szacunku, o oksytocynie nie ma mowy (tylko w razie konieczności jak nie pomogą inne środki). W Polsce jaskrawa lampa, w UK przygaszone światło. W Polsce mężczyzna stojący za głową swojej partnerki, w dodatku ubrany w jednorazowy czepek, fartuch i ochraniacze na buty. W UK mężczyzna siedzi sobie na fotelu specjalnie przygotowanym dla osoby towarzyszącej, a nie sterczy czy go bolą nogi, czy nie, no a w dodatku nie ma żadnego jednorazowego stroju na sobie, bo tutaj nie ma takiego strachu przez zarazkami – i o dziwo nic się nie dzieje. W Polsce w przypadku żółtaczki dziecko przebywa w inkubatorze w ciemnych okularach, a w UK w przypadku żółtaczki, trzyma się dziecko w ciepłym miejscu w domu – i o dziwo nic się nie dzieje. W Polsce fizyczne okaleczenie rodzącej to norma (nie chcę wchodzić tutaj w szczegóły), w UK jest to traktowane jako atak (”assault”) – i o dziwo nic się nie dzieje. Nie będę już dalej opisywać, bo ten blog nie jest po to. Jeszcze tylko dodam, ze w Polsce po urodzeniu dziecka powiedziałam sobie: ”Nigdy więcej, a jak tak to tylko cesarka”, a w UK po urodzeniu dziecka powiedziałam: ”Chciałabym tak jeszcze raz i po ja głupia myślałam o jakiejś cesarce, ale wiek mi na to nie pozwala”. W Polsce babeczki dalej płacą za tzw. ”ludzki” poród, w UK wszystko jest za darmo. Także, jeśli chodzi o ciążę i poród, to UK przewyższa Polskę pod tym względem, a przede wszystkim jest tak dlatego, że postawili tu na naturę. To jeszcze na koniec napiszę, że w Polsce (mimo, ze wszystko było ze mną ok w czasie ciąży) czułam się jak pod jakimś specjalnym nadzorem lekarskim i podczas porodu zrobiono ze mnie chorą kobietę, której na siłę trzeba walnąć oksytocynę w żyłę (mimo moich protestów!). W UK uwierzyłam, że ciąża jest czymś zupełnie naturalnym i że mogę urodzić jak zdrowa kobieta, bez żadnych wspomagaczy. Dużo można jeszcze pisać na ten temat. Ja doświadczyłam tego i w Polsce i w UK, na własnej skórze i mogę na ten temat wiele powiedzieć. Wyobraź sobie, ze w Polsce lekarze wtrącają się we wszystko,a w UK nad wszystkim czuwają położne, które w tym kraju mają szerokie pole do popisu i wykonują swoją robotę perfekcyjnie. Cudowne kobiety. Gdyby położnym dać szanse i w Polsce, na pewno wiele by się polepszyło.
Z tego reportażu zapamiętałem tylko tyle, że by mieć taki poziom opieki jak w Polsce należy wybulic taką kasę, że prawie nikogo z emigrantow nie stać na to, natomiast w darmowej wersji, jak to pamiętam do dzisiaj, poziom obsługi jest rodem z XIX wieku, jak stwierdzila jedna z bohaterek, widziała lekarza po raz pierwszy na 3 minuty przed porodem, zaś na drugi dzień do domu, albo płacimy za każdą dobę.
Robert, tak, wiem o czym piszesz w przypadku zobaczenia lekarza. Widzisz, w Polsce utarło się, że w ciąży chodzi się do lekarza. W UK położne to bardzo mądre babeczki, znające się na swojej pracy, to są wręcz profesjonalistki w każdym calu świetnie wypełniające swoje obowiązki. Lekarza tutaj się widzi, kiedy naprawdę trzeba i uwierz mi, że w razie konieczności działają od razu. Natomiast z wybuleniem kasy w UK, żeby mieć poziom opieki taki jak w PL absolutnie się nie zgadzam, Nie ma tutaj czegoś takiego. To jakieś kłamstwo. Uważam to za celową ściemę. Ja nie płaciłam ani złamanego pensa a opiekę i sam poziom opieki miałam taki, że w Polsce można by tylko pomarzyć – i piszę to szczerze, bo tego doświadczyłam. Mam tu sporo koleżanek, które rodziły w UK i są to koleżanki nie tylko z miasta, w którym mieszkam, ale z całego UK. Zapewniam Cię, że żadna z nich nie musiała za nic płacić za normalną, standardową opiekę, o której ja, na podstawie własnego doświadczenia, mogę powiedzieć, że jest znacznie lepsza i o wiele bardziej ludzka jak ta w Polsce. Tak samo mówi zdecydowana większość Polek z UK. Jestem skłonna twierdzić, ze ten program radiowy był celowo zakłamany.
Jeszcze raz, chcąc wyłączyć kompa, weszłam na ten blog. Zapomniałam odnieść się do ”płacenia za każdą dobę” – Robert, zapewniam Cię, ze nie ma o tym w ogóle mowy. Nie płaci się za dodatkową dobę, nie tylko po urodzeniu, ale również jak się leży z czym innym. Płacenie za coś takiego byłoby nie do pomyślenia w tym kraju. Mam tutaj znajomych, którzy leżeli w szpitalach w UK i jeszcze raz podkreślam, ze nie ma o czymś takim mowy. A co do wyjścia po urodzeniu – ja sama chciałam wyjść na drugi dzień, chociaż położna nie chciała mi na to pozwolić, ale ostatecznie zgodziła się. W warunkach domowych dziecko jest zdrowsze jak w szpitalu. Tutaj tak jest i to się sprawdza – naprawdę. W PL wymyślają mnóstwo badań i to zupełnie niepotrzebnych. W PL mój syn został zarażony bakterią i miał podawany antybiotyk, wtedy też inne dzieci zostały pozarażane. W UK robi się wszystko, żeby tego uniknąć. To stawianie na naturę ma sens. To naprawdę działa!
Żeby się tak nie zachłystywać cywilizowanym UK… i nie tylko…
http://turystyka.wp.pl/kat,1036543,title,Obrzezanie-kobiet-tradycja-ktora-zabija,wid,17106928,wiadomosc.html?ticaid=113ff5&_ticrsn=3
(…)
Co na to świat?
Obrzezanie dziewczynek, najpopularniejsze w Afryce, stosowane jest także w Stanach Zjednoczonych i w Europie wśród imigrantów, którzy przywożą ten zwyczaj ze sobą. Jak przypuszczają specjaliści, europejską stolicą obrzezania dziewczynek jest Londyn, mimo że jest ono nielegalne na Wyspach od 1985 r. Do tego od 2003 r. także za wywiezienie dziecka z Wielkiej Brytanii po to, żeby obrzezać je za granicą, grozi 14 lat więzienia. Tyle że do tej pory nikogo nie skazano. Co więcej, brytyjski „Daily Mail” podał, że co roku w Londynie okalecza się sześć tysięcy młodych kobiet i dziewczynek, a w całej Wielkiej Brytanii – około 22 tysięcy. – Obrzezanie kobiet to odrażająca zbrodnia. Każdy, kto podejmuje się takiego zabiegu, powinien być karany z całą surowością prawa – poinformowała Lynne Featherstone, brytyjska minister ds. równości. W listopadzie aresztowano dwie osoby podejrzane o obrzezanie pięciomiesięcznej dziewczynki, jednak z braku dowodów zostały zwolnione.
Z polskim, statystycznym rolnikiem jest pewien kłopot. W żadnym wypadku nie wolno mu nic kazać, bo zrobi odwrotnie. Nawet podsuwane dobre pomysły nie dają rezultatów, jest uparty. Każda kooperatywa, spółdzielnia kojarzy mu się kołchozem i, że go wydutkają na strychu.
Rolnik starszej generacji musi zazrościć swojemu sąsiadowi, wtedy się ruszy.
Na szczęście rośnie nowe pokolenie, które rozumie wszystko inaczej.
Rozumieją, co to jest kooperacja.
W nich nadzieja.
„Na szczęście rośnie nowe pokolenie, które rozumie wszystko inaczej.”
Moim zdaniem jest to wersja nazbyt optymistyczna. Ale trzeba mieć całkiem realny kontakt z nimi by powiedzieć, ze polski rolnik jest ciagle taki sam, nie wiem od kiedy to się zaczęło, bo moim zdaniem, zresztą skromnym, ludzie urodzeni przed I w.ś. byli jednak całkiem inni niż to co znamy z niedalekiej przeszłości i teraźniejszości.
Rolnicy są obecnie kupieni przez Unię poprzez sytem dopłat i wbrew nawet jawnym deklaracjom co niektórych, za dopłaty są i będą nadal najgorliwszymi euroentuzjastami. W jakiekolwiek deklaracje temu zaprzeczające prosze nie wierzyć, jedno się mówi, a drugie robi.
Tak na marginesie, ale centralnie w temacie notki, głównie dzięki temu systemowi dopłat realna cena żywności jest i będzie na bardzo niskim poziomie, jest ona tak niska i ogólnie dostępna dla każdego obywatela, że ludziom pozostało tylko marudzenie, że „to nie jest ona tak dobra jak kiedyś była”, że „to juz nie to samo” itd itd.
„W miarę jedzenia apetyt rośnie” i juz ta ćwiartka kurczaka za cztery złote za kilogram najlepiej gdyby była z ekologicznej hodowli na wolnym wybiegu. Klasyczny efekt „przewracania sie w głowach”, najpewniej wynikający z tego, że ‚przednówek’ znają tylko z opowieści, a nie własnych przeżyć.
Linternetowym lesie występuję się na tym adresie.
Trzeba wierzyć w siłę Zmiany.
Ale i działać w Jej imieniu.
Więc dziękujemy Białczyńskiemu.
Na samym dole:
http://f1forum.dziel-pasje.pl/viewtopic.php?t=6262&postdays=0&postorder=asc&start=30&sid=35bce6268bacf74af4e7e1a8f064e575
I zapewne z tej przyczyny w najbliższym czasie Szwajcarzy planują referendum w sprawie rozpoczęcia dystrybucji produktu narodowego bezpośrednio na konto każdego obywatela, co miesiąc. Czyli, że doszli do wniosku, że już czas popełnić zbiorowe samobójstwo, jak sugeruje powyższa wypowiedź??? Mnie się zdaje, że doszli do wniosku , że tak będzie lepiej, że czas zmienić głupi, samobójczy system kapitalistyczny, który szwankuje i powoduje szkody.
Może jednak istnieją żydzi, dla których szczera wspólnota jest tym ludzkim rozwiązaniem…
Nie możliwe. To kolejny geszeft, jak komunizm, czy socjalizm.
do przeczytania przed snem
http://samuraj7.blox.pl/tagi_b/48606/korea-poludniowa.html
http://ekonomiaigospodarka.blogspot.com/2014/11/obed-reform-wywaszczenie-narodowe.html
Jednym z elementów przemian na Ukrainie jest zgoda na wyprzedaż ziemi. Kraj, który jest bankrutem został zmuszony do sprzedaży ziemi. Ci, którzy do tego doprowadzili, mam na myśli oligarchów, są teraz u władzy i szykują Ukrainie takie reformy że Balcerowicz przy nich to aniołek.
Wielu ludzi obawia się, że przejęcie żyznej ukraińskiej ziemi przez koncerny amerykańskie zabije europejskie rolnictwo:
http://rt.com/op-edge/183956-gmo-ukraine-monsanto-imf/
To będzie też koniec polskiego rolnictwa i wraz z tym koniec nadziei na odrodzenie Słowiańszczyzny.
Zauważ, że tuz przed majdanem Chiny wydzierżawiły połacie ziemi na Ukrainie. Jakoś się nie mówi, jakie są tego obecne skutki, a wiele może to tłumaczyć odnośnie mocodawców całej zadymy.
Faktem jest, że na Ukrainie przed „majdanem” nie wolno było sprzedawać ziemi obcokrajowcom. Prawdą jednak jest to, że ta żyzna ziemia po prostu się tam odłogowała, bo nie miał jej kto uprawiać. Obecnie w ramach „demokracji” zapewne powstanie tam największe w Europie poletko GMO. Czy będzie to miało odniesienie dla Polski? Na pewno, ze względu na GMO. Bo jesli chodzi o Słowiańszczyznę, to raczej znacznie mniej. Ludność ze znacznej części Ukrainy nigdy nie pałała sympatią do Polaków. Zaś po wpompowaniu dużych pieniędzy na powstanie i reaktywację UPA, są nawet do Polski wrogo nastawieni.
Sprawy Ukrainy najlepiej zostawić Ukraińcom – zrobią tam sobie co zechcą i co potrafią. Tutaj proponuję się zająć Polską i uzdrowieniem Polski oraz zdrowiem Polaków.
Ja natomiast tak sobie myślę, że Chinami niekoniecznie tak do końca muszą rządzić Chińczycy. Być może cena za ziemię sprzed majdanu będzie nie do powtórzenia, o czym może wiedzieli? A jak to ważne powinno świadczyć np. to, że syjoniści znając ułomności GMO też coś muszą jeść. A najlepiej z najlepszych ziem. I baaaardzo ma się to do Polski.
Rolnicy w Polsce, szczególnie ci mniejsi i produkujący w sposób tradycyjny i ekologiczny, są przez państwo dyskryminowani i karani. Polska, praktycznie jako jedyny kraj w Europie zabrania rolnikom sprzedaży swoich produktów przetworzonych w jakikolwiek sposób. Można jedynie sprzedawać za bezcen produkty nieprzetworzone. Mafia polityczna wcześniej mówiła, że zrobi taką ustawę jak wejdziemy do unii, bo na razie nie wolno. Po wejściu, twierdzą, że unia zabrania. Kiedy różne organizacje wytknęły im kłamstwo, wmawiają, że wprowadzenie takiej ustawy jest trudne i wymaga dużo czasu. By było ciekawiej, to politycy bez większych problemów zaakceptowali wprowadzenie „tablicy Mendelejewa” do żywności, sprzedawanej w marketach, które nie płacą zresztą podatków, wielkopowierzchniowych farm z produkcją na bazie hormonów i antybiotyków, czy ostatnio GMO.
Jeśli chodzi o dopłaty, to zgodzę się z tym, że jest to robienie listy potencjalnych „przestępców”. Bo tak naprawdę, większość dopłat pobierają wspomniane koncerny pseudo produkcyjne, rolnicy mający zapisaną ziemię na „słupy” i „rolnicy z Marszałkowskiej”, mający po kilkaset hektarów w rejonach biedniejszych.
Wszystko to prawda. Czas na Zmianę!
http://www.biztok.pl/gospodarka/jak-minister-szczurek-kucharzem-zostaje_a19362
Ministerstwo Finansów szykuje kulinarną rewolucję. Chce zmusić bary mleczne, by gotowały bez przypraw, a może nawet bez wody. Kucharze dotowane posiłki będą mogli doprawić co najwyżej solą – dowiedział się Biztok.pl.
(…)
Gość 17 grudnia 2014 08:59:52
Na pewno chodzi o sól drogową bo przecież Sanepid wypowiedział się, że nie jest szkodliwa dla zdrowia a ponadto darmowa bo leży na ulicy po każdej zimie.
P.S.
Myślę, że min Szczurek, za mało tej zdrowej soli wpiernicza na śniadanie… koniecznie powinien zwiększyć jej dawkę, i to wielokrotnie! Mogę to dla niego dotować… no ale niezdrowej wody już nie!