Strażnik Wiary Przyrodzonej Słowian: Aleksander Józef Lisowski (1575 – 1616; herbu Jeż)

Strażnik Wiary Przyrodzonej Słowian: Aleksander Lisowski (1575-1616)

730px-pol_coa_jez-svg

Wikipedia:
Aleksander Józef Lisowski (ur. ok. 1575–1580, zm. 11 października 1616 pod Starodubem) – pułkownik królewski[2], najbardziej znany członek rodu Lisowskich herbu Jeż, twórca i dowódca lisowczyków.

Życiorys

Wywodził się ze szlacheckiej rodziny Lisowskich herbu Jeż. Ród ten pochodził z Pomorza, za panowania Zygmunta Augusta czterech rodzonych braci Jerzy, Krzysztof, Szczęsny i Jan Lisowscy osiedlili się na Litwie[3]. Aleksander urodził się prawdopodobnie w 1575 roku, jako jedno z dwanaściorga dzieci Jana. O jego młodości nie wiadomo wiele, pierwszą pewną informacją jest służba w oddziałach walczących dla hospodara mołdawskiego w 1599 roku. Po klęsce Mołdawian pod Bukowem Lisowski przeszedł na stronę zwycięskiego Jana Zamoyskiego. Następnie służył w Inflantach, w 1600 był towarzyszem chorągwi husarskiej Szczęsnego Niewiarowskiego[4]. Już w 1604 roku stał na czele konfederacji żołnierzy, którzy zbuntowali się z powodu niewypłacenia żołdu[5]. Jako porucznik husarskiej chorągwi walczył przeciw Szwedom w bitwie pod Kircholmem. Za przywódczą rolę w buncie został skazany na banicję, ale wyroku nie wykonano. W czasie rokoszu Zebrzydowskiego stanął po stronie rokoszan z chorągwią kozaków, a po przegranej bitwie przeciw wojsku królewskiemu pod Guzowem uszedł z pola bitwy.

W 1607 roku na czele 200 żołnierzy zaangażował się w moskiewską wojnę domową (dymitriady), stając na służbie u Dymitra Samozwańca. W ciągu roku zwerbował na miejscu kolejnych żołnierzy, a w 1609 roku jego oddział liczył 5.000 zbrojnych[5]. W swoim oddziale miał m.in. kozaków dońskich, z którymi zajął tereny od ujścia Wołgi do Donu[6]. Rok później przeszedł na służbę u Zygmunta III, przygotowującego wyprawę na Rosję i w następnym roku został powołany przez Jana Karola Chodkiewicza do stworzenia lekkiej jazdy, nie obciążającej skarbu Rzeczypospolitej, co oznaczało przyzwolenie na rabunek. Również w 1611 roku Sejm unieważnił nałożoną na niego karę banicji za wykroczenia popełnione w Inflantach[5]. Lisowski zwerbował tysiąc szlachty służącej tylko za obietnice łupu, lecz szybkiej i sprawnej. Zasłynął prowadząc w czasie wojny polsko-rosyjskiej wojnę podjazdową, prowadził łupieskie wyprawy w rejonie Moskwy i Suzdala, spustoszył ziemię riazańską i Powołże[7], dotarł aż po Morze Białe[5]. W 1615 roku na rozkaz Chodkiewicza zdobył Briańsk, Bilichów, Torsk, Kazym i Halecz. W odwrocie walczył z oddziałami Kukarina i Łopatyna[5], jednak udało się mu powrócić na czele oddziału do Warszawy w 1616 roku, tam też został entuzjastycznie powitany na Sejmie i nagrodzony kwotą 10.000 złotych. Wkrótce po uroczystym powitaniu został ponownie wysłany do Rosji i w czasie tej wyprawy zmarł nieoczekiwanie[5] rażony paraliżem w obozie pod Starodubnem.

Józef Bartłomiej Zimorowic opiewał jego czyny w jednym z utworów pomieszczonych w „Żywocie kozaków lisowskich”, broszurze okolicznościowej wydanej w 1620 roku[5].

Odnosił zwycięstwa w wielu bitwach, nękając całą prawie krainę moskiewską ciągłymi wycieczkami: znał ich zamiary, miejscowości, rzeczy jawne i tajemne i umiał wszystko, co nieprzyjaciele czynili, wykorzystywać na ich własną zgubę. I choć los niegodziwy niekiedy odbierał mu powodzenie, to jednak nigdy nie można było zobaczyć go zwyciężonym. Nauczył się bowiem przewidując w porę i czyniąc wszelkie wysiłki, udaremniać zamiary Moskiewskich, zajmować to, co sobie przygotowali i urządzili, przedziwnymi fortelami krzyżować wielkie poczynania ich wodzów i ze swą stałą gotowością do boju łamać ich i poskramiać. Gdy oddał wielkie usługi ojczyźnie i świetnie wyszkolił swych żołnierzy w sztuce wojennej, zabrała go niespodziewanie śmierć.

— Szymon Starowolski, Sarmatiae Bellatores, 1631
(pol. Wojownicy sarmaccy, czyli pochwały mężów słynących męstwem wojennym w pamięci naszej lub naszych pradziadów)

Lis z jeżem w herbie, czyli przemierzyć Polskę zagonem Hieronim Grala źródło: „Mówią wieki”, nr 2 i nr 3, 1998

 

  • 44_prezentacja_braci_szujskich_przed_zygmuntem

    Aleksander Lisowski żył zaledwie czterdzieści lat. Wystarczyło mu to jednak, by na trwale zapisać się w historii nie tylko Rzeczypospolitej, Rosji, ale i całej Europy Środkowo – Wschodniej.

    Początki żywota nie zapowiadały jednak wielkiej sławy. Aleksander Lisowski herbu Jeż wywodził się ze średniozamożnej szlachty litewskiej. Jemu i jego ośmiu braciom środków do życia nie mogły zapewnić dwie wioski pozostałe po rodzicach. Szansą na wybicie się i zdobycie majątku była wojaczka, którą Lisowscy mieli we krwi. Młody Aleksander Lisowski swoją wojskową karierę rozpoczynał w szeregach hospodara mołdawskiego Michała I Walecznego. Następnie zaciągnął się do armii litewskiej i walczył w Inflantach przeciwko Szwedom. Tu dał się poznać nie tylko jako dobry wojak, ale i przywódca żołnierzy, domagający się zaległego żołdu dla siebie i swych towarzyszy. Za nawoływanie do konfederacji wojskowej został okrzyknięty banitą i wkrótce znalazł się w szeregach rokoszan, przeciwko Zygmuntowi III. Rokosz zakończył się porażką buntowników, a dla Lisowskiego i wielu innych jedynym wyjściem było zaciągnięcie się pod sztandary Dymitra Samozwańca. Teraz kariera eks-rokoszanina znacznie przyspieszyła. Zgromadziwszy wokół siebie kilkutysięczny oddział, walczył po stronie Łżedymitra. Dowodził prawdziwą zbieraniną: Polaków, Rosjan, Kozaków, Tatarów i Czerkiesów. Utrzymać w ryzach takie wojsko nie było łatwo, zwłaszcza, że służyli bez żołdu. Oddział jednoczyła silna osobowość dowódcy o twardej ręce oraz nadzieja na łupy, które trzeba było dopiero zdobywać.

    W służbie Łżedymitra Lisowski dosłużył się godności carskiego wojewody, którą musiał jednak porzucić, bowiem Rzeczypospolita otwarcie ingerowała w wewnętrzne sprawy Moskwy. Przeszedłszy na polską stronę, grabił niemiłosiernie moskiewskie pogranicze, efektem czego było zmazanie w 1611 roku przez polski sejm wyroku banicji. Polecono mu jednocześnie przeciwdziałanie siłom moskiewskim, które blokowały Smoleńsk.

    Królewski pułkownik raźno zabrał się do trudnego zadania. Trudność polegała przede wszystkim na tym, że miał sam zorganizować swój oddział, a wobec kłopotów skarbowych Rzeczypospolitej, żołnierze mieli służyć bez żołdu, licząc jedynie na łupy, które zdobędą w trakcie wojny. Mimo to, w krótkim czasie, zgromadził pod swymi rozkazami kilkuset zabijaków i zimą 1615 roku rozpoczął kampanię, która przeszła do annałów zmagań polsko-rosyjskich. Szedł komunikiem, nie obciążając swego oddziału utrudniającymi marsz wozami. Gromił przeważające siły wroga. Szlak przemarszu jego żołnierzy znaczyły pożoga i krew. Te partyzanckie walki przynosiły czasem porażki, jednak nigdy nie były ostateczne. Największą klęskę przyniosła potyczka stoczona 30 sierpnia pod Orłem. Dał się wówczas Lisowski zaskoczyć samemu kniaziowi Pożarskiemu. Po porażce zebrał swych na wpół ubranych podkomendnych i ruszył do kontrnatarcia. Elearzy – bo takie miano przyjęli żołnierze Lisowkiego – nie mogli się pogodzić z utratą łupów i garderoby. Wspaniałą szarżą rozbili nieprzyjacielskie wojsko, które zostało zmuszone do schronienia się w taborze.

    Szarża w negliżu przeszła do legendy, a oddział Lisowskiego kontynuował swe niszczycielskie dzieło. Krążył bezkarnie wokół Moskwy, tak absorbując siły przeciwnika, że postawiono w stan pogotowia całe państwo carów. Podkomendni Lisowskiego byli jednak zmęczeni ciągłymi walkami i błyskawicznymi, dalekimi rajdami. W obliczu koncentrujących się sił nieprzyjaciela, padła decyzja o wycofaniu się w granice Rzeczypospolitej. Na koniec przyszło jeszcze stoczyć walkę z Fiodorem Kurakinem koło Aleksina, która okazała się przegrana.

    Pomimo ostatniej porażki Lisowski wracał jako triumfator. Przyprowadził siły niewiele mniejsze od tych, z którymi wyruszał. Jego działalność przerosła oczekiwania polskiego dowództwa i doprowadziła do zaabsorbowania sił moskiewskich w ciągu jednego roku. Dużo większy wydźwięk od wymiaru wojskowego akcji, miał wymiar psychologiczny i paniczny strach przed strasznymi lisowczykami.

    Lisowski niedługo cieszył się swoją sławą. Zmarł nieoczekiwanie na początku wyprawy na Moskwę w roku następnym. Umierając nie był już infamisem i warchołem, ale „największych nadziei” królewskim pułkownikiem, przed którym stała otworem senatorska kariera. Pozostawił po sobie opinię niezrównanego zagończyka, oraz formację wojskową, która zdobyła sławę okrutnych i walecznych żołnierzy wojny trzydziestoletniej, nazwanych mianem lisowczyków.

 

Podziel się!