Od Unicorna

Onet słynie z tego że dopuszcza do druku wiadomości i artykuły według politycznego klucza, takie które służą zwłaszcza poparciu tezy, że Słowianie nie są ludem rdzennym nad Wisłą i Odrą lecz przybyszami z VI wieku n.e., gdyż ludem rdzennym byli tutaj przodkowie Niemców. „Antyczność” Słowian ustanowiona tutaj piórem z zapisów średniowiecznego niemieckiego mnicha z XI wieku – bo tak to zostało sformułowane w tekście (cytuję: „O czym zatem donosi zamierzchła przeszłość (antiquitas) Słowian, najpewniej Lutyków (Lutyców)”) – to naprawdę jedno z ważnych kryteriów sprawiające że idzie on po onetowej „linii politycznej”, która jest jednocześnie linią właścicielską tego niemieckiego medium i nadaje się do publikacji w tej propagandowej maszynce do siekani słowiańskiego / polskiego mięsa.
Więcej poniżej:
.
.
Dzik w słowiańskiej tradycji wierzeniowej ma swoje miejsce nie od X wieku n.e., ale od samego początku kształtowania się genetycznych, centralnych języków indo-europejskich tj. języków satemowych (słowiano-aryjskich) co miało miejsce wcześniej niż ukształtowały się języki peryferyjne zachodniego cypla Eur-Azji czyli półwyspu Europejskiego. Według współczesnego językoznawstwa musiało się to więc dziać najpóźniej około 3500 lat p.n.e. – To wtedy dzik (włochata świnia) stał się też zwierzęciem totemowym i kultowym Radogosta / Boża / Bożeboga – Pana Gospodarstwa, a jego miejsce to nie dziki bór tylko zagroda gospodarska. Oczywiście te włochate świnie które żyły dalej wolno w lasach w tamtych czasach miały często status świętych zwierząt zwłaszcza w nietykalnych zagrodach bożych – świętych obszarach przeznaczonych wyłącznie bóstwom. Dziews – Dew / Dewa, Dewan, Dziewa (między innymi Dziewanna) – to po prostu „bóg” w językach bałto-słowiańskich i indo-aryjskich, a dewanagari to święta mowa uroczysta, obrzędowa i jej zapis – a wszystko to razem, pradawna wspólnota kultury, wiary i tradycji Słowian, Bałtów, Ariów i Hindusów oraz Ludów Wielkiego Stepu.
Co do Riednego Gozdu zamiast boga Radogosta, to jest to teza będąca moim zdaniem owocem obserwowanego przeze mnie od lat trendu, że każdy autor stara się dorzucić do dziejów jakieś własne interpretacyjne odkrycie. Nie ma w tym nic złego. Tego typu odkrycia można mnożyć, byle by w pewnym momencie przeradzały się one w jakąś nową jakość, a nie były tylko pustym mnożeniem bytów.
Natomiast łączenie Żywiołu Wody z bóstwami Zaświatów i Podziemiem to zwykła XIX wieczna aberracja antropologów kultury pochodzenia chrześcijańskiego – naukowych „chrystocentrystów”.
Nie wiem kto jeszcze wierzy w Polsce w te bzdury zasiewane pracowicie przez redakcję Onetu, pewnie mało kto, a ponieważ pewne tezy tego artykułu są ciekawe a inne wartościowe – dlatego go publikujemy. CB
***
Niemiecki kronikarz chciał obrazić Słowian. Zamiast tego ich uwiecznił
Słynny przekaz o dziku (odyńcu, a właściwie kiendrozie) Thietmara z Międzyborza z początku XI w. jest w zasadzie jedynym, który ukazuje ten rodzaj zwierza jako znaczący dla zabobonnych wierzeń zachodnich Słowian. Ale jest on także ciekawy pod względem przyrodniczym, przy czym obie te rzeczywistości, świata wierzeń i świata przyrody, są tu ze sobą splecione, przenikają się. Zatem warto przyjrzeć się szczególnie przyrodniczym względom tego przekazu, które pod tym kątem nie były jak dotąd rozpatrywane przez naukę.
Ze starożytności… pochodzi świadectwo, że ilekroć grożą im [tj. Lutykom] srogie przykrości długiej wojny domowej, wychodzi ze wspomnianego jeziora potężny odyniec z pianą połyskującą na białych kłach i na oczach wszystkich tarza się z upodobaniem w kałuży wśród straszliwych wstrząsów.
Thietmar, Kronika, VI 24
Już sama nazwa dzika zasługuje na wyjaśnienie, gdyż rzuca światło na środowisko życia tego zwierza. Dzika pierwotnie nazywano leśny wieprz. Widać z tego, że był on kojarzony z leśnym środowiskiem i w nim też przebywał; też w nim miał swoje żerowiska. Jednak z czasem zaczęto wołać na niego dziwy (dziki) wieprz/świnia. Skąd ta zmiana? Najwyraźniej upatrywano w ówczesnych lasach pewną dziwość/dzikość. Dawniejsze słowo dziwina było rozumiane jako puszcza, czyli przestrzeń pozbawiona ludzi. Widać z samego nazewnictwa, że dawniejsze lasy pozostawiano samym sobie, a one tworzyły niejako ogromne mateczniki dla wszelkiej zwierzyny.
W końcu ze słownego złożenia dzika świnia urobiono skrótowiec dzik, czyli mieszkaniec lasu żyjący w przestrzeni niezmienionej ludzką ręką. Oczywiście rodzi się jeszcze pytanie, dlaczego właśnie temu zwierzowi przypadła taka nazwa, a nie jeleniowi czy innemu stałemu mieszkańcowi pustkowia? Być może właśnie przekaz Thietmara daje wskazówkę dla powyższej wykładni, upatrując w dzikiej świni właśnie dzikości, wyrażającej się toczeniem piany z pyska.
Wspólna przestrzeń Słowian w dzisiejszej Brangenburgii
O czym zatem donosi zamierzchła przeszłość (antiquitas) Słowian, najpewniej Lutyków (Lutyców), zamieszkujących leśne obszary położone w pobliżu jeziora Dołeńskiego (k. niegdysiejszego Wustrowa czy dzisiejszej Nowej Brandenburgi (niem. Neubrandenburg)? Należy wyjaśnić, że zamierzchła przeszłość czy starożytność oznacza czas sięgający poza ludzką pamięć, a to może oznaczać ledwie ponad 25 lat, przy czym stwierdzenie Thietmara nie musi odpowiadać rzeczywistości, bowiem chodzi tu jedynie o zasłyszany przekaz. Ową przestrzeń położoną na południu od owego jeziora, a o nią tu chodzi, Thietmar nazywa Riedegost. To słowo do dziś przysparza trudności badaczom w jego wykładni, lecz najpewniej wyraża ono riedny gozd, czyli podmokły liściasty las, pewno dębowo-bukowy, właśnie taki, jaki odpowiada dzikom, zasobny w ożywcze nasiona, w liczne błotne kąpieliska.
Tak więc opowieść o występującym tu dziku (odyńcu) nie może dziwić. Ale tenże gozd był szczególną przestrzenią. Dziejopis nieco wcześniej zauważa, że ową przestrzenią była silva magna et ab incolis intacta et venerabilis (wielki las, nietknięty ludzką ręką i otoczony szacunkiem). Wszystkie występujące zwierzęta na takiej połaci również musiały być szanowane, na pewno nie łowione. To zjawisko zdaje się potwierdzać zachowanie kiendroza, który pozwalał rzeszom ludzi (multis) na przyglądanie się sobie, nie wyczuwając zagrożenia z ich strony, a wszak dziki wykazują się dużą nieufnością wobec człowieka.
Teraz skąd wiadomo, że był on odyńcem (aper)? Ten rodzaj zwierza odznacza się odmiennością wyglądu płci (tzw. dymorfizmem). Poza występującym szczecińcem (pędzlem) u samca widoczny staje się jego potężniejszy oręż oraz rozmiar. Wskazanie na magnus sus (aper) i na zaznaczone dentes w przekazie mogą dowodzić właśnie odyńca. Ale na niego wskazuje i jego zachowanie, zwyczajowe w okresie rui (huczki), przypadającej na schyłek jesieni: dens e spumis lucescens (ząb pianą błyszczący), terribilis quassatio (straszliwe wstrząsy), in volutabro delectatus (błotną kąpielą upojony). Są to zachowania mające zrobić wrażenie na losze, pokazujące jego jurność i życiową siłę. Może jedynie owa błotna kąpiel jest właściwa dla obu płci, ale łącznie z dwoma poprzednimi zachowaniami również podnosi jakość zalotnika.
Do tych „miękkich właściwości” zalotnika można by jeszcze dorzucić przegrzebywanie (rycie) i ocieranie się o pnie drzew, może także szczególne chrumkanie czy kwiczenie. Ale przekaz już o tym milczy, lecz nie ma też takiej potrzeby, by wszystkie zachowania odyńca wyszczególniać, gdyż najwyraźniej nie wszystkie one stanowiły wieszcze znaki. Toczona z pyska piana jest skutkiem przeżuwania gałązek przez odyńca i to tylko na okoliczność wywołania wrażenia na samicy, a wstrząsy mogą również być sposobem na odstraszenie możliwych współzalotników. Jedne i drugie mają straszyć i przerażać.
Zwierze podziemnych mocy
Należy zwrócić uwagę na przekaziciela opowieści o odyńcu, najpewniej wróża. Połabscy Słowianie dowodnie mieli swoich kapłanów już w X w. Thietmar mówi o chramowej służbie (ministri templi), będącej właśnie w riednym gozdzie. Wprawdzie ów chram – jak oceniają badacze dziejów – miał powstać w latach 60. X w., to jednak sami lutyccy wróżowie mogą wykazywać starsze pochodzenie. Byli oni ludźmi szczególnymi, nawet z powyższego przekazu można wnosić, że dobrze rozeznawali się w przyrodoznawstwie. Musieli posiadać wiedzę z zakresu przyrodniczych praw, by w końcu móc rozstrzygać o tym, które znaki są wieszcze i jak je należy wykładać. Ową pianę w pysku dzika skojarzono na sposób ludzki, jako wyraz złości/wściekłości, a to był zły znak.
Również wstrząsy były złowrogim zachowaniem, wyrazem dzikości. Tarzanie się w błocie, a przede wszystkim rycie w świętej ziemi czy z niej wyjście (e mari exeat: dosł. wychodzi z morza, czyli z jeziora Dołeńskiego), dowodzi, że był on zwierzem podziemnych mocy (mitolodzy powiedzieliby: podziemnego bóstwa). Wodne odmęty były częścią podziemnego świata, a wyłonienie się z nich dzika, jakby wynurzył się on z otchłani, wydaje się zjawiskiem dość nierzeczywistym dla tego zwierza, zatem w tej opowieści stworzonym dla zaznaczenia jego związków ze podziemnym światem; jest on tu niejako posłańcem podziemnego bóstwa, a to już napawało obawą, przerażało.