Czy słyszeliście kiedyś o Robercie Holdstocku? To pisarz, przedstawiciel anglosaskiego nurtu literatury fantasy – tak zwykło się go przedstawiać i tak widzi jego osobę skomercjalizowane, konsumpcyjne społeczeństwo współczesne poprzez swoje media.Przede wszystkim jednak, co w tym wypadku ważne, był Walijczykiem, podobnie jak John Porter – stąd jego szczególne zainteresowanie wierzeniami Celtów (jak i buddysty Portera, bo można być jednocześnie buddystą i wyznawcą Wiary Przyrodzonej).
foto: Duncan Morrison, Natural Resources Canada, Canadian Forest Service
Ja przedstawię go inaczej ponieważ Holdstock w zasadzie nie jest, przepraszam – wciąz trudno się przyzwyczaić, że nie żyje – pisarzem – jest, był, przede wszystkim druidem kręgu Wiary Celtów na Wyspach Brytyjskich.
Przedstawia się go jednak medialnie jako pisarza, bo społeczeństwo obecne stoi wciąż jeszcze u progu przemian i nie dojrzało, by NAPRAWDĘ WIERZYĆ, w to co przekazują mu wieszczowie i druidzi Wiary Przyrody. Społeczeństwo, poprzez media „filtruje”, owe przekazywane mu wierzenia, nadając im wymiar racjonalny – to jest spychając je w sektor świadomości zwany „fantasy” lub „literatura fantasy” lub „literatura rozrywkowa”, albo „lekka rozrywka”.
Ewentualnie cały nurt Wiary Przyrody spycha w sektor „ciekawostki”, „odtworzenie wierzeń historycznych”, „konsumpcja i zagospodarowanie czasu wolnego”, „współczesne dewiacje umysłowe”, „grupy podkulturowe – tzw. subkultury”, „może coś w tym jest”, „trochę do wierzenia trochę do śmiechu”, itp., itd.
Tak więc Robert Holdstock napisawszy w roku 1984 utwór pod tytułem Las ożywionego mitu (w Polsce wydany w roku 1996 przez wydawnictwo Zysk i S-ka) trafił jako postać, do sektora „lekkiej rozrywki” ( w zasadzie był tam wcześniej bo od razu po debiucie zaszufladkowano go do działu s-f). Tam bowiem lokuje się współcześnie wszystkie te nurty ludzkiej aktywności twórczej, które głoszą pogląd irracjonalny (czyli ogólnie nieracjonalny, aracjonalny, lub antyracjonalny), to znaczy pogląd uważany za taki z punktu obowiązującej dzisiaj powszechnie religii – Naukawości (Scjentyzmu Oświeconego – nie mylić z kościołem scjentystycznym, ani z głęboką wiedzą naukową, której jest w świecie współczesnym bardzo niewiele).
Anna Ruby Falls, Chattahoochee National Forest
Lądują tam chcąc czy nie chcąc twórcy i ich dzieła klasyfikowane w ten sposób przez zawodowych objaśniaczy Rzeczy Istności – wykształconych po współczesnych Świątyniach Scjentyzmu Oświeconego – Uniwersytetach. Ci zawodowi objaśniacze to spece (magowie, kapłani) na przykład od: archeologii, językoznawstwa, historii, mitologii, etnografii – ale także od filmu, teatru, sztuk plastycznych, muzyki czy literatury tworzonej w poszczególnych językach. Lądują tam więc twórcy science-fiction, autorzy fantasy, ale również kryminałów, pornosów, twórcy literatury historycznej, witraży, rzeźby użytkowej i wielu wielu innych twórców, w tym także systemów filozoficznych i religijnych, które nie cieszą się uznaniem ani poparciem wielkich „świątyń nauki”.
W tym konkretnym przypadku – osoby Roberta Holdstocka – klasyfikacji dokonali Angliści z Londynu.
Robert Paul Holdstock (2 August 1948 – 29 November 2009) was an English novelist and author best known for his works of Celtic, Nordic, Gothic and Pictish fantasy literature, predominantly in the fantasy subgenre of mythic fiction.Holdstock’s writing was first published during 1968. His science fiction and fantasy works explore philosophical, psychological, anthropological, spiritual, and woodland themes. He received three BSFA awards and won the World Fantasy Award in the category of Best Novel of 1985.
Awards
Select bibliography Main article: Robert Holdstock bibliography Ryhope Wood series
|
W Polsce, w imieniu Świątyni Scjentyzmu Oświeconego, parają się tym tzw. Krytycy Literaccy, którzy są po prostu absolwentami odpowiednich wydziałów (polonistami) UW lub UJ, albo innej mniej znanej świątyni wszechwiedzącego polskiego odłamu religii zwanej Scjentyzmem Oświeconym . Uzurpują sobie też ten przywilej – ustanawiania hierarchii tego co dobre i niedobre, dopuszczalne i niedopuszczalne, poprawne i niepoprawne, będące dziełem lub będące kiczem – także gazety . A to Polityka (pismo, które rozdaje Paszporty Naukawe) , czy Gazeta Wyborcza – dziennik, który skupia tzw. elitę postępową i rozdaje także paszporty do Salonu Naukawości – ale nazywa je Nagrodą Nike.
Piszę ich (Anglistów, Krytyków) z wielkiej litery, tak jak pisuję nazwy gromad Wołchwów, Burtowników, Czarowników, Kudiesników, Cudałów-Kudawów, Rzekaczy, Lekarów czy inne gromady kapłańskie Wiary Przyrodzonej Słowian, ponieważ są oni typową kapłańską kastą Świątyni Naukawości (w istocie Scjentyzmu Oświeconego, który jest dogmatem, opartym na wierze w przekazy Dawnych Naukowców).
Naukawość (Scjentyzm Oświecony) jest nieweryfikowalny, ponieważ, jak powiedziano, opiera się na WIERZE w dawne naukowe stwierdzenia Mistrzów danej dyscypliny, których stwierdzeń nie zwykło się poddawać weryfikacji.
Czy można rozróżnić naukowość od naukawości? Tak, ale nie jest to łatwe, trzeba bardzo chcieć i myśleć niezależnie, być wolnym od autorytetów, a najlepiej po prostu zdać się wyłącznie na własny intelekt.
Podam przykład. Powszechnie przyjmuje się że teoria ewolucyjna to fakt naukowy. Tymczasem ta teoria nie tłumaczy wielu rzeczy, nie dowiedziono wcale ewolucyjnego charakteru przemian gatunkowych w zadowalający sposób, czyli brak dowodów ostatecznie ją potwierdzających. Zatem jest ona w świecie nauki przyjmowana na wiarę. Bo WIARA – to bardzo silne przeświadczenie o istnieniu czegoś co nie da się udowodnić. Zatem wszystko co wynika z ewolucjonizmu to już nie nauka tylko naukawość i na tej naukawości opierają dzisiaj egzystencję dziesiątki wydziałów tysięcy uniwersytetów na świecie. Chcąc nie chcąc muszę ich nazywać magami, kapłanami Oświeconego Scjentyzmu, nie mniej nie więcej uprawnionymi do głoszenia swoich poglądów, co kapłani Słowiańskiej Wiary Przyrody.
Ja OSOBIŚCIE wierzę w ewolucjonizm, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to pogląd naukowy – Ja w to wierzę, to tylko wiara nie potwierdzona wcale 100% dowodem.
Wszak według Wiary Przyrody człowiek nie został stworzony przez Swąta, lecz powstał z Drzewa Drzew (Kłódzi, Jaja Wszechświata) przy pomocy Bogów Działu, i z interwencją Żywiołów oraz Mocy!!!
San Juan Islands – Puszcza
Ponieważ jest to Lekcja Druga Księgi Wiedy – nie będziemy się zajmować w niej Scjentyzmem Oświeconym i jego meandrami, ani też stanem współczesnej globalnej świadomości społecznej, ale skupimy się na Robercie Holdstocku i fragmentach Lasu ożywionego mitu, traktując to dzieło i jego twórcę zupełnie inaczej niż kasta kapłanów Naukawości – po prostu poważnie.
Robert Holdstock zasługuje na poważne potraktowanie, ponieważ przekazuje w owej książce część, nie wyssanej z palca a opartej na znajomości rzeczy, głębokiej Wiedy Wiary Przyrodzonej. Co prawda jest to wieda Wiary Przyrodzonej nie słowiańskiej a celtyckiej, ale jak się przekonamy Wiara Przyrody jest Jedna i Uniwersalna, a tylko imiona bogów – czyli reprezentantów określonych Sił Przyrodzonych występujących w Rzeczy Istności – różnią się, zależnie od kręgu kulturowego jaki wytworzył i zapisał owe wierzenia przyrodzone.
Puszcza Białowieska
Ta lekcja ma dwa cele i będę się cieszył jeśli oba zostaną przez Was osiągnięte. Pierwszym jest uświadomienie sobie owego Uniwersalizmu i Jedności Wiary Przyrodzonej na Świecie. Zwykło się bowiem traktować Wiarę Przyrodzoną bardzo „lekko” i „niepoważnie” (tak jak to wskazałem powyżej), a tymczasem jest to religia uniwersalna w nie mniejszym stopniu, niż przedstawiane za takie, współczesne monoteizmy, albo buddyzm – który traktuje się jako system filozoficzny a nie religię.
Jej uniwersalizm i powszechna jedność na całym Świecie, mimo pozornych różnic, które sprowadzić należy do stosowania różnych nazwań dla uniwersalnych Sił Wszego Świata (Kosmosu) poprzez różne regionalne imiona (lub też liczby wymienianych Sił Przyrody – co tylko oznacza mniejsze lub bardziej szczegółowe różnicowanie emanacji Boga Bogów – Wszego Świata – Swąta – Kosmosu), zasadza się przede wszystkim na holistycznym-całościowym widzeniu i ujmowaniu Przyrody oraz uznaniu Praw nią rządzących i Sił nią kierujących za Niepodważalne i Obowiązujące Powszechnie.
Puszcza Białowieska
Wiara Przyrodzona Słowian, Celtów, Greków i Italików, Germanów, Hindusów, Irańczyków (Zoroastryzm), Ludów Syberii i Dalekiego Wschodu, Tybetańczyków, Japończyków, Afrykanów czy Nowogwinejczyków – nie nazywa owych Sił rządzących Wszym Światem z precyzją i szczegółowością z jaką czyni to współczesna nauka, ponieważ jej celem nie jest „opanowanie” tych sił, ich „wiwisekcja”, „odkrycie mechanizmów” i „wykorzystanie” owych odkryć dla własnych, mniej czy bardziej sensownych, potrzeb lub zachcianek.
Jezioro Szmaragdowe w Puszczy Bukowej pod Szczecinem
Wiara Przyrodzona uosabia owe Siły po to tylko, aby swoim wyznawcom Je objawić w postaci łatwej, przyswajalnej, widzialnej, bowiem jej celem – przeciwnie niż nauki – nie jest „zapanowanie” nad Siłami Wszechświata, lecz zaprowadzenie ŁADNOŚCI – czyli zharmonizowanie działalności Człowieka (Jednostek, ale i Społeczności Świata) z Siłami Wszego Świata.
Miejmy zatem jasną i mocną świadomość, że Wiara Przyrodzona Słowian jest WIARĄ UNIWERSALNĄ, WSZECHŚWIATOWĄ, pozostającą w JEDNOŚCI z innymi Wiarami Przyrodzonymi i ich wyznawcami – a celem nadrzędnym Nas Wszystkich (Wyznawców Wiary Przyrody) na Świecie – jest zharmonizowanie działania człowieka z Przyrodą, ze Środowiskiem, z Naturą, z Siłami Wszechświata, którym wszystko na Ziemi – począwszy od atomu i ziarnka piasku po elektrownię atomową i ludzkie ambicje rządzenia światem – podlega.
Miejmy też jasną i mocną świadomość, że ta uniwersalna, wszechjedyna Wiara Przyrody jest obecnie najnowocześniejszą religią – wiarą (nie nauką), która wyznacza moralną przyszłość ludzkości i wytycza drogę harmonijnego rozwoju Ludzkości w zgodzie z Ładem Przyrody, siłami Matki Ziemi, runem – kierunkiem Rozwoju Wszechświata i działaniem Jego Sił (Działów, Kirów, Żywiołów i Mocy).
Las tropikalny
Ten uniwersalizm, jedność i wspólny cel pokażę Wam cytując fragmenty Lasu ożywionego mitu, bo jasno to dzięki nim widać. Wszak autor reprezentuje pozornie obcy krąg kulturowy i obcy nurt wiary przyrodzonej, swoje dzieło opublikował w roku 1984, kiedy mieliśmy tutaj inne problemy do rozwiązania w pierwszej kolejności i społeczna nasza świadomość na nich była skupiona. Jednak teraz przyszedł czas żeby naszą Zbiorową świadomość – przynajmniej świadomość Ludzi Wiary Przyrodzonej Słowian skupić właśnie na niej, na wierze przyrodzonej i na jej krzewieniu.
Lekcja Druga Wiedy ma też cel Drugi (co oczywiste – gdyby była trzecia miałaby trzy cele) – trafić do Waszej Wyobraźni i Świadomości z pojęciami poszczególnego Żywiołu, Mocy, Kiru, Działu – jako otaczającego nas Wszechbytu – to jest jakby wszechobejmującego, egzystującego jako Osobność (i Osobliwość, a nawet Osobowość) Bytu, który Wszystko Inne przenika i poddaje swojemu działaniu, który z Wszystkim Innym się sprzęga i wywiera na Wszystko Inne wpływ, który jest niemalże organiczną Osobną Istotą, składającą się z materii ożywionej i nieożywionej, z innych pomniejszych istot żywych i bytów rzeczowych.
Poranek
Tę drugą rzecz, przy wsparciu moich krótkich komentarzy odnoszących przedstawioną wizję do Wiary Słowian – najlepiej uzmysłowi Wam fragment owej książki Roberta Holdstocka – nie fantasty, nie pisarza fantasy, lecz druidy, przekaziciela głębokiej Wiedy Wiary Przyrodzonej Celtów.
Zaczniemy od cytatu ze strony 94, czyli od celu nr 2 niniejszej Lekcji Drugiej.
Magic Forest – copyright (c) 2005 Dan Ritchie
Oto on:
„ – Dobry Boże, co to jest? – odezwał się Keeton.
Spojrzałem przed siebie nad jego barkiem i ujrzałem na horyzoncie mroczne początki lasu Ryhope. Wydawało się, że nad tą częścią okolicy wisi wielka chmura, spowijała ją niesamowita ciemność, całkiem jakby nad puszczą szalała burza. A mimo to niebo wyglądało na całkiem czyste. Można było dostrzec chmury, lecz rzadko rozsiane, letnie, jak nad całą zachodnią Anglią. Mroczny całun zdawał się bić w górę z samej kniei. W miarę jak zbliżaliśmy się do jej wielkiego obszaru, owa ciemność zaczęła wpływać na nasz nastrój, przygnębiając nas i napełniając czymś graniczącym z przerażeniem. Keeton wyraził to na głos, skręcając samolocikiem w prawo, by polecieć wzdłuż skraju lasu. Popatrzyłem w dół i ujrzałem Oak Lodge, dziadowski, zaniedbany budynek o szarym dachu. Cały otaczający teren wyglądał czarno i ponuro. Gęsta wypustka drzewek wiodła ku dobudówce domu, w której mieścił się gabinet.
Sam las robił wrażenie splątanego, gęstego i wrogiego. Widziałem ciągnące się daleko ulistnione wierzchołki drzew. Nie było w nich żadnej przerwy – szarozielone morze falujące na wietrze. Wyglądało niemal jak organizm, pojedyncze jestestwo, oddychające i poruszające się niespokojnie pod wzrokiem niepożądanych gości obserwujących je z powietrza. …
…Dostrzegłem strużkę bystrego potoku, kręty, kapryśny strumień szarobrązowej wody połyskujący tu i ówdzie w promieniach słońca. Na pewnym odcinku można było prześledzić jego trasę przez las, nim zamknęły się nad nim wierzchołki drzew…”
Ten fragment doskonale oddaje istotę Żywiołu Boru i opisuje go poprzez zaledwie obraz skrawka, ale jako istotę wszechjedyną.
Bo Żywioł Boru to nie jest jakiś jeden czy drugi las, nie jakaś jedna puszcza, czy druga, nie zagajniki – Bór to jednorodna formacja przyrodnicza, wszechorganizm złożony z dziesiątków małych podsystemów pełniących w owym wszechorganiźmie określone funkcje, funkcje życiowe, to znaczy funkcje które utrzymują go przy życiu, w zdrowiu i pełni sił ródczych, w zdolności do ciągłego samoodtwarzania, w witalności pozwalającej być produktywnym i produkować wytwory potrzebne, mało powiedziane – NIEZBĘDNE – całej Matce Ziemi (Planecie) do utrzymania z kolei jej przy życiu – a właściwie jej w STANIE ŻYCIA i wszystkiego żywego co ona nosi.
Niełatwo sobie wyobrazić ten Żywioł jako Wszechobejmującą Globalną Istotę – Żywy Byt, Jedność, Osobność, Osobistość i Osobowość. Z jednej strony niełatwo sobie to wyobrazić a z drugiej bez słów jesteśmy w stanie odczuć i zrozumieć odmienność Boru od każdego innego rodzaju środowiska.
Do wyobraźni niech przemówią nam takie pomocne wzorce gatunkowe istot współtworzących Bór jak na przykład osobność sosny sędziwej – żyjącej po około 5000 lat i utrzymującej przez ten czas wokół siebie cały olbrzymi ekosystem współzależnych gatunków egzystujących w aurze jej żywicznych, bakteriobójczych oddziaływań, albo sekwoje i mamutowce – jedne z największych żywych istot Ziemi , potężne, prawie 100 metrowej wysokości,
[Największy żyjący obecnie okaz mamutowca olbrzymiego – drzewo o nazwie General Sherman, którego wiek szacuje się na 2700 lat, posiada przy wysokości 84m (niektóre źródła podają nawet 95m) i średnicy pnia 7.7m (u podstawy 11.1m!) masę około 1200 ton, co stanowi ponad dziesięciokrotność masy największego zwierzęcia wszechczasów – płetwala błękitnego! Wiek 4000 lat jest dla mamutowców normalny.]
ale nie tak potężne objętościowo, jak opisana na tym blogu opieńka ciemna (największy osobnik ma masę 605 ton, jego grzybnia zajmuje prawie 9 km kw. i żyje prawdopodobnie od 8 tysięcy lat). Każdy drobny krzaczek borówki czarnej albo brusznicy składa się na zespół połączony podziemnym systemem, ciągnącym się kilkaset metrów do nawet kilometra kwadratowego, bo nie są one pojedynczymi, jak nam się wydaje, drobnymi roślinkami, ale systemem. Zniszczenie pewnej liczby pojedynczych krzewinek może unicestwić cały taki system, który zaczyna schnąć całymi połaciami.
Absolutnym rekordzistą świata pod względem długości życia jest – jak na razie – nie, nie człowiek oczywiście, ani słoń, ani żółw – rosnący na pustyniach Arizony krzew kreozotu, którego wiek szacuje się na 11700 lat! Świerk pospolity jak stwierdzono może żyć ponad 9000 lat, a my tniemy te drzewa na choinki zanim odbiją porządnie od ziemi. Zupełnie niewyobrażalnymi drzewami są figowce bengalskie (baniany). Ich korzenie, pnie i korony stanowią jedność i obejmują czasami nawet kilkadziesiąt hektarów.
Pamiętajmy, że nie tak dawno jeszcze, można było przejść cały kontynent Euro-Azji od krańca do krańca nie opuszczając lasu. Nie jestem pewien czy dzisiaj byłoby to jeszcze możliwe – może należałoby podjąć taką próbę – na pewno od Kamczatki nad Pacyfikiem, poprzez podnóże Uralu doszlibyśmy do puszczy litewskiej i potem przeszli przez polskie bory – ale co dalej na Zachodzie poprzecinanym betonowymi pustyniami i stepowatościami pól uprawnych?!
To samo dotyczy Ameryki Południowej i jej wiecznie-zielonych lasów deszczowych (obecnie na potęgę bezmyślnie wycinanych na meble dla zacnych bogaczy z USA, Rosji, Honkongu, a teraz i Pekinu, i tysiąca innych krajów).
Niezależnie jednak czy Bór stanowi jedność w przestrzeni fizycznej jakiegoś kontynentu, czy stanowi tylko mniej lub bardziej liczne plamy w innym rodzaju środowiska (w Żywiole Ziemi), to rozciąga się we Wszystkim Innym poprzez dystrybucję swoich wytworów i współoddziaływanie.
To między innymi dzięki niemu – jego życiu, istnieniu, działaniu – jest na Ziemi taki a nie inny skład powietrza, dzięki niemu jest taka a nie inna wilgotność, dzięki niemu panuje taka a nie inna temperatura, dzięki niemu wody w oceanach cyrkulują jak cyrkulują
[Opieńka ciemna – grzyb – Osobnik z tego gatunku, znaleziony w 2001 r. w Malheur National Forest w Górach Błękitnych (ang. Blue Mountains) we wschodnim Oregonie i opisany w 2003 r. w kwietniowym numerze Canadian Journal of Forest Research, jest jednym z największym organizmów żyjących na Ziemi – przynajmniej jeśli chodzi o zajmowaną przestrzeń czyli powierzchnię wzrostu. Grzybnia tego pojedynczego osobnika zajmuje powierzchnię 8,9 km² i ma masę ok. 605 ton. Naukowcy szacują, iż grzyb ten rozwijał się przez 2-8 tys. lat, z pojedynczego mikroskopijnego zarodnika. Badania potwierdzające, iż ów grzyb jest jednym organizmem, polegały na gromadzeniu próbek grzybni z różnych miejsc lasu i obserwacji ich rozrostu w laboratorium, wykonano także badania genetyczne. W 1992 na południowym zachodzie stanu Waszyngton znaleziono okaz o równie imponujących rozmiarach dochodzących do ok. 6 km².]
Tak, Bór – rozumiany jako kompleks ożywionych zjawisk i kompleks ożywionych oraz nieożywionych substancji i produktów jakie wytwarza i jakie się nań składają, jest Wszechjedyną Planetarną Istotą.
Tak jak jest nią również Powietrze i Wiatr (Żywioł Strzyboży),
jest nią Niebo (Żywioł Dażboży) – jako zespół sił oddzielających Ziemię od otwartej przestrzeni Wszechświata i zespół sił pozwalających jednocześnie subtelnym i twardym energiom ogniowym i elektromagnetycznym (Swarożym i Perunowym) przenikać ku Ziemi, ku Matce Ziemi i wszystkiemu co na niej egzystuje bądź istnieje.
Powietrze jest również – Wszechjedyną Istotą która przenika Wszystko Inne – glebę, skały, wodę i Człowieka. Powietrze i wiatr, nie jako tylko atmosfera złożona z gazów, ale jako Żywioł napełniony nieprzebranym bogactwem życia (w postaci bakterii, wirusów, pyłów organicznych i nieorganicznych – wdychanych przez nas i wydychanych, osiadających na wszystkim i wszędzie, wciskających się z wichrem pod ziemię, jaskiniami i półprzepuszczalnymi warstwami ziemi nawet do jej jądra.
Powietrze zanieczyszczone i zniszczone w jednym, miejscu przemieszcza się gdzie indziej, wywiera swój wpływ na wszystko co przenika, dostarcza tlen bądź nie, dostarcza inne gazy (które są szkodliwe jeśli stanowią one składnik, który do niego wprowadziliśmy niebacznym działaniem), zawiera zawiesiny które świadomie lub nieświadomie wyzwoliliśmy – jak na przykład pyły wulkaniczne, które – nie do końca to wiemy – w jakim stopniu uaktywniają się same z siebie, a w jakim z powodu naszej działalności (przecież wprowadzono zakaz nuklearnych prób podziemnych nie bez powodu).
Tegoroczne katastrofalne deszcze i powodzie spowodowane zawiesiną pyłu wulkanicznego wyraziście ilustrują wszechjedyność Żywiołów Ziemi, Wody i Powietrza i ich współprzenikanie w skali całej planety.
Wszystkie Żywioły – Woda, (pe)Run – energia rozbijająca i spajająca (atomów i sił ciążenia), energia subtelna – Run Elektromagnetyczny jest zespołem powiązanych pól i fal, czy Ogień (Żar i Promienistość Słońca) Żywioł Swarogów przesączany przez zapory Nieba, zawiesiny Wody, przez meandry elektromagnetyczne Runu Perunowego (chmury, burze, pioruny, ładunki elektryczne) i masy Powietrza, czy wreszcie trudny do wyobrażenia Żywioł Zaczynu – Sporu – Ruch Ródczy, Rozmnażania i Zamierania a także Odradzania, – wszystkie one są Wszechjedynymi Istotami – Bytami przenikającymi i wpływającymi na Wszystko Inne na Ziemi, a także kształtującymi ją samą.
Nie inaczej jest z Wielkimi Mogtami (Mocami) to dwanaście jednorodnych obszarów – a właściwie spójnych jednolitych kompleksów, z których każdy bierze udział we współkształtowaniu Wszystkich Innych żywych i nieożywionych bytów na Ziemi i w całym Wszechświecie.
O trzech mocach Koszych pisałem w Lekcji Pierwszej
Mogt PRZEZNACZENIA czyli Moc Nieci, Baji, Przędziwa – moc mokosza, to jest nic innego jak ciągnący się od Pierwszego Aktu Stworzenia ciąg nieustających, wynikających z siebie nawzajem współzależności -Zręb Dziejów (Źrzeb), Wyrok Losu (Wierg Czasu i Miejsca działania), Dola (osobisty Los zakotwiczony w Zrębie i Wyrokach) i wreszcie Byt – los związany z chwilą, ale nie ten przypadkowy będący domeną Plątów-Koszów (prawdziwy kosz-przypadek – dziecko Przepląta-Chaosu), lecz związany z chwilą przeznaczoną – nieodwracalną „zaplanowaną” niejako od Początku Świata na ten dzień i miejsce w przestrzeni i w dziejach i twoje osobiste w nim „bycie” – bycie „tu i teraz”. Mogt Przeznaczenia tworzy Litą Baję Dziejów Świata, nieodwracalną – tam wplata się nieć żywotów i dzieje nieożywionych bytów gdzie Baja na to pozostawia miejsce. Każdy kamień i każda osoba mają swoją Dolę od urodzenia i są zakotwiczeni w „Być – Tu i Teraz”, które to atrybuty życia wynikają ze Zrębu i Wyroku czyli Dziejów od Początku świata Wszystkich Bytów i Urodzenia w miejscu przestrzeni i określonym czasie dziejów.
Baja – Materia Wszego Świata
Nie wiem czy to w moim wywodzie jest dostatecznie jasne, ale mogt Przeznaczenia jest Wszechjedyny i Wszechobejmujacy – tak samo jak Żywioły i działa na Wszystko Inne w Świecie.
Przykład: Ziemia jest tam gdzie być musi w chwili, gdy uderza w nią Kometa, która podąża wymuszonym torem od milionów lat, w tej chwili gdy Kometa uderza w Ziemię, w miejscu uderzenia żyją istoty z Wyroku Przyrody Ziemi, są to te a nie inne istoty, które są tutaj gdzie rzuciła je ich Dola, w tej chwili Przeznaczenia, Chwili Bytu – stanie się z nimi to co się z nimi musi nieuchronnie stać – NIC TEGO NIE ZMIENI. To najkrótszy obrazowy opis mogtu Przeznaczenia, jako jednorodnego Osobnego Bytu Rzeczywistego.
Nie będziemy tu opisywać poszczególnych wielkich mogtów – złożonych z współtworzących je czterech małych mogtów-mocy – to nie ta Lekcja. Ważne by zrozumieć i poczuć, że one są i działają – to nie jest złudzenie, to nie jest magia czarna ani biała, to nie jest zabobon – to jest tylko innego rodzaju Opis Rzeczywistości (Rzeczy Istności) i Wszechświata (Wszego Świata – Swąta).
Leśne Niebo
Tak więc po krótce jest poza Mogtem Mo-Koszy (Przeznaczenia) i pozostałych 11 Osobnych Bytów Mocy: Mogt Koszy (Chaosu-Koszu, Przypadku), Mogt Miłości-Koszania (Kochania i Żądzy), Mogt Prawdy (Prawi i Praw z Prawi płynących), Mogt Domu (Ostoji, Siedliska), Mogt Gospodarstwa (Rgielny), Mogt Ładu, Mogt Tchnienia (Horoszy, Ksnu, Księżycowy), Mogt Miru (Drogi i Weni – Pogody i Podaga-Mira), Mogt Ródczy (Przyrody i Roda), Mogt Morski (Zagłady-Starości, Choroby, Ziół i Ozdrowienia) i Mogt Śmierci (Welski).
Opiszemy tutaj jeszcze tylko jedno z Kirów – bogów Stron, Pór i Runów, po to żeby pokazać, że także na wyższych poziomach – ponad Mocami i Żywiołami, to co działa i rządzi, jest Wszechjedyne, Wszechprzenikające i Wszechobejmujące i jest Osobnym Bytem o jednorodnych właściwościach.
Niech będzie nim Gaja. Dlatego, że Gaja:
– po pierwsze nawiązuje także do wierzeń Celtów, którzy Gaję doskonale znają, może troszeczkę inaczej ujmując zakres jej działania (ma takie samo znaczenie i u nas, lecz bardziej ukierunkowane, związane z konkretnym runem – kierunkiem rozwoju Świata)
– a po drugie dlatego, że w dziele Holdstocka znajduje się podanie, które również bardzo poważnie zaświadcza o jego głębokiej wiedzy w Wierze Przyrody – podanie o Guiwenneth – czyli Dziecku Gaji – Gaj – Wene (wene – wiano).
W Wierze Przyrodzonej Słowian istnieje obraz Gaji, jest to jedna z postaci Kiru Lata . Jest to obraz Gaji-Gaika jako Runu Letniej Ziemi odpowiadająca nazewniczo, swoją funkcją i porządkiem obrzędowym Ruji-Rujewitowi – Porze Lata i Dojrzewania . Porze i Runowi letniemu odpowiada trzeci obraz Kiru Lata – Jug—Jużna – kierunek południowy.
Guiwenneth – Wiary Celtów to Dziecko Ziemi – jak pisze Holdstock. Nie trzeba nam tłumaczyć tego imienia z celtyckiego na polski bo ma ono to samo znaczenie – tak jak miano Soło-Wianie oznacza Wiano Słońca – Dzieci Sołońca-Swarożyca (Souarożiczia – Rodziciela Sołu, jako wilgoci, wody, dawcy światła, ognia i ciepła, a jednocześnie siły ożywiającej wody i Przyrodę, obdarzającej ją wilgnością), tak i Gui-Wenneth to nic innego jak Wiano Gaji – Ziemi Rodzącej, Ziemi Płodnej, Ziemi Owocującej i Dojrzałej, Ziemi Rozwijającej się – a więc będącej dokładnie w tym samym runie – runie lata. Guiwenneth to Gajowena – czyli Wiano Rodzącej (Rozkwitłej) Ziemi-Gaji (Ziemi-Ruji) – Rującej się Planety Matki.
W tym wypadku Wianem Gai jest Pani Boru – sam Bór (Bór Mitotworu – Odwieczny Bór Wszechczasów i jego emanacja – Borana, Pani Boru wiodąca bohaterów do jego serca.
Na koniec przytoczymy tę właśnie opowieść z Lasu ożywionego mitu. Oto ona – strony 142 (=7) – 150 (=6) :
„…Były to pierwsze dni po przybyciu do kraju legionów ze wschodu.
W forcie w Dun Emrys mieszkały dwie siostry, córki wodza Morthida, który był stary, słaby i uległ pokusie pokoju. Obie dziewczyny były jednako piękne. Obie narodziły się tego samego dnia, w przeddzień święta boga słońca, Luga. Niemal nie sposób byłoby je odróżnić, gdyby nie fakt, że Dierdrath nosiła na prawej piersi kwiat wrzosu, a Rhiathan na lewej kwiat dzikiej róży. Rhiathan zakochała się w rzymskim dowódcy z pobliskiego fortu Gaerwent. Zamieszkała tam i między najeźdźcą a plemieniem z Dun Emrys nastał czas harmonii. Rhiathan była jednak bezpłodna i jej zazdrość oraz nienawiść potęgowały się, aż jej twarz stała się niczym żelazo.
Dierdrath pokochała syna srogiego wojownika, który poległ w bitwie z Rzymianami. Syn ów nosił imię Peredur. Wygnano go z plemienia, ponieważ przeciwstawił się ojcu Dierdrath. Mieszkał teraz, wraz z dziewięcioma wojownikami, w puszczy, w kamiennym jarze, gdzie nie odważały się zapuszczać nawet zające. Nocami przychodził na skraj puszczy i wzywał Dierdrath głosem gołębia. Dierdrath szła do niego. Po pewnym czasie urodziła jego dziecko. Gdy zbliżał się czas rozwiązania, druid, Cathabach, oznajmił, że nosi ona dziewczynkę. Nadano jej imię Guiwenneth, co znaczy „dziecko ziemi”. Rhiathan jednak wysłała do Dun żołnierzy. Dierdrath zabrano od ojca i porwano wbrew jej woli do namiotów położonych za drewnianą palisadą rzymskiego fortu. Zabrano również czterech wojowników z Dun oraz samego Morthida, który zgodził się, że dziecko, gdy już się narodzi, powinna wychowywać Rhiathan. Dierdrath była zbyt słaba, by protestować, Rhiathan zaś poprzysięgła bezgłośnie, że gdy tylko dziecko przyjdzie na świat, jej siostra umrze.
Peredur przyglądał się temu ze skraju lasu, pogrążony w rozpaczy. Jego dziewiątka była razem z nim i żaden nie mógł go pocieszyć. Dwukrotnie nocą atakował fort, lecz odparto go siłą. W obu przypadkach słyszał głos Dierdrath krzyczącej do niego: — Śpiesz się. Uratuj moje dziecko.
Za kamiennym jarem, gdzie las był najciemniejszy, znajdowało się miejsce, w którym najstarsze drzewo było starsze niż kraj, okrągłe i wysokie niczym usypany z ziemi fort. Tam, jak wiedział Peredur, mieszkała jagad, jestestwo odwieczne niczym skała, po której gramolił się w jego poszukiwaniu. Jagad była jego jedyną nadzieją, gdyż ona tylko panowała nad życiem wszelkich stworzeń, nie tylko w lesie, lecz również w morzu i w powietrzu. Pochodziła z najdawniejszych czasów i żaden najeźdźca nie mógł się do niej zbliżyć. Pamiętała zwyczaje ludzi z okresu Czuwania, gdy nie znali jeszcze języka.
Magic Forest by Minameishalo [ http://mynameishalo.deviantart.com/art/Magic-Forest-2-104730255]
Oto jak Peredur znalazł jagad.
Odszukał polankę, na której rósł dziki oset, a żadne drzewko nie sięgało mu wyżej niż do kostek. Wokół niego las był wysoki i milczący. Ani jedno drzewo nie runęło na ziemię, by stworzyć tę polankę. Mogła być tylko dziełem jagad. Dziewięciu towarzyszących mu wojowników uformowało krąg, zwracając się plecami do Peredura, który stał między nimi. Trzymali w rękach gałązki leszczyny, tarniny i dębu. Peredur zabił wilka i spryskał jego krwią grunt wokół dziewięciu. Głowę zwierzęcia zwrócił ku północy. Na zachodnim końcu kręgu wbił w ziemię miecz. Na wschodnim położył sztylet. Sam stanął na południowym, wewnątrz swego pierścienia i zawezwał jestestwo.
W ten sposób robiono takie rzeczy w dniach przed nadejściem księży. Najważniejszy był krąg, który wiązał wzywającego z jego czasami i ziemią.
Siedmiokrotnie Peredur wzywał jagad.
Za pierwszym razem ujrzał tylko ptaki zrywające się do lotu z drzew (lecz cóż za ptaki to były: wrony, wróble i jastrzębie, wszystkie wielkie jak konie).
Za drugim razem leśne zające i lisy obiegły krąg i umknęły na zachód.
Za trzecim razem z gąszczu wypadły dziki. Każdy z nich był wyższy niż człowiek, lecz krąg je powstrzymał (choć Oswry przeszył włócznią najmniejszego, by zdobyć mięso; w innej porze roku miał odpowiedzieć za ów uczynek).
Za czwartym razem z zarośli wychynęły jelenie, a za nimi łanie. Gdy ich kopyta dotykały ziemi, las trząsł się, a krąg razem z nim. Oczy jeleni lśniły w nocy. Guillauc zarzucił na poroże jednego z nich naszyjnik, by zaznaczyć go jako swego; w innym czasie miał odpowiedzieć za ów uczynek.
Za piątym razem na polance zapadła cisza, choć poza zasięgiem wzroku poruszały się jakieś postacie. Nagle zza drzew wypadli mężczyźni na koniach, którzy wypełnili polanę. Rumaki były czarne niczym noc. Każdy miał dwanaście wielkich, burych psów u kopyt i jeźdźca na grzbiecie. Płaszcze łopotały na bezgłośnym wietrze. Pochodnie płonęły. Ów dziki gon przemknął wokół dziewiątki dwadzieścia razy. Krzyki jeźdźców były coraz głośniejsze. Ich oczy lśniły. Nie byli to ludzie z kraju Peredura, lecz łowcy z zamierzchłych czasów i dni, które miały dopiero nadejść. Zebrali się tu, by strzec jagad.
Za szóstym i siódmym razem nadeszła sama jagad, podążająca za jeźdźcami i psami. Ziemia rozstąpiła się, a bramy wiodące do świata pod nią się otworzyły. Wynurzyła się z nich jagad: wysoka postać bez twarzy, o ciele spowitym w ciemne szaty, nadgarstki i kostki miała przyozdobione srebrem i żelazem. Upadła córa ziemi, pełne nienawiści i żądne zemsty dziecię księżyca, jagad, stanęła przed Peredurem. W pustce, która była jej twarzą, pojawił się milczący uśmiech. Nagle wzgardliwy śmiech rozdarł mężczyzny.
Jagad nie zdołała jednak przełamać kręgu roku i kraju, nie zdołała wyciągnąć Peredura daleko od owego punktu i pory roku, by zgubił się w dzikim miejscu, gdzie byłby zdany na jej łaskę. Trzykrotnie okrążyła krąg, zatrzymując się tylko po to, by popatrzeć na Oswry’ego i Guillauca, którzy zrozumieli natychmiast, że zabijając dzika i naznaczając jelenia, wydali na siebie wyrok. Ich los jednak to inna opowieść na inne lata.
I wtedy Peredur wyznał jagad, czego mu trzeba. Opowiedział jej o swej miłości do Dierdrath i o zazdrości siostry oraz groźbie dla dziecka. Poprosił o pomoc.
— A zatem dostanę dziecko — powiedziała jagad, a Peredur odrzekł, że nie dostanie.
— A zatem dostanę matkę — powiedziała jagad, a Peredur odrzekł, że nie dostanie.
— Zabiorę zatem jednego z dziesięciu — powiedziała jagad i przyniosła Peredurowi oraz jego wojownikom kosz zawierający orzechy laskowe. Każdy z mężczyzn oraz sam Peredur wziął jeden orzech i go zjadł. Żaden z nich nie wiedział, który zostanie związany z jagad.
— Jesteście łowcami długiej nocy — rzekła. — Jeden z was jest już mój, ponieważ za magię, którą wam daję, trzeba zapłacić i można do tego użyć jedynie życia. Przerwijcie teraz krąg. Koniec targów.
— Nie — odparł Peredur. Jagad roześmiała się.
Następnie wzniosła ramiona ku ciemnemu niebu. Peredurowi wydało się, że w pustce, która była jej twarzą, dostrzega rysy wiedźmy zamieszkującej ciało jestestwa. Była starsza niż sam czas. Tylko puszcza uratowała wojów przed jej złym spojrzeniem.
— Dam ci twoją Guiwenneth wykrzyknęła jagad — ale każdy obecny tu mężczyzna odpowie za jej życie. Jestem łowczynią z pierwszych lasów i lasów lodu, i lasów kamienia, i górskich szlaków, i smętnych wrzosowisk. Jestem córką księżyca i Saturna.
Leczą mnie kwaśne zioła, karmią mnie gorzkie soki, a opasują jasne srebro i zimne żelazo. Zawsze żyłam w ziemi i ziemia zawsze będzie mnie żywić, albowiem jestem odwieczną łowczynią i gdy będę cię potrzebowała, Peredurze, i twoich dziewięciu myśliwych, zawezwę was i ten, którego zawezwę, pójdzie. Nie ma czasów tak odległych, byście przez nie wędrowali, ani krain zbyt szerokich, zbyt zimnych, zbyt gorących, bądź zbyt odludnych, by zawiodła was tam wasza droga. Dowiedzcie się i wyraźcie zgodę, że gdy dziewczyna po raz pierwszy pozna miłość, wszyscy z was będą należeć do mnie… i odpowiedzą na mój zew albo nie, zależnie od natury rzeczy.
Forest Magic – Grey Seagull
Peredur miał ponurą minę, lecz gdy wszyscy jego towarzysze na to przystali, on również się zgodził. Tak też się stało. Od tej pory znano ich jako Jaguth, co znaczy Nocne Łowy.
W dzień narodzin dziecka widziano dziesięć orłów, które okrążyły rzymski fort. Nikt nie wiedział, co sądzić o tym omenie, gdyż ptak ten był dla wszystkich zainteresowanych dobrym znakiem, lecz ich liczba była zastanawiająca.
Guiwenneth urodziła się w namiocie, w obecności tylko siostry, matki, jej ojca oraz druida. Gdy jednak ów wzniósł dzięki przy użyciu dymu i niewielkiej ofiary, Rhiathan przycisnęła poduszkę do twarzy siostry i ją zabiła. Nikt nie widział, jak to uczyniła. Płakała nad jej śmiercią równie głośno, jak pozostali.
Następnie Rhiathan zabrała dziewczynkę, wyszła do fortu i uniosła dziecko wysoko nad głowę, ogłaszając siebie przybraną matką, a swego rzymskiego kochanka ojcem.
Zdzisław Beksiński : Orzeł -Strasz nad Brzegiem Nawi (Jeden z dziesięciu Upadłych Zniczów)
Nad fortem zebrało się dziesięć orłów. Łopot ich skrzydeł brzmiał jak odległa burza. Były tak wielkie, że gdy skupiły się razem, przesłoniły słońce i rzuciły na fort wielki cień. Z owego cienia wychynął jeden z nich, który opadł szybko z niebios. Zatrzepotał skrzydłami obok głowy Rhiathan, złapał dziecko w potężne szpony i ponownie wzbił się w górę.
Rhiathan krzyknęła z gniewu. Orły rozproszyły się szybko, umykając ku otaczającej fort krainie, lecz rzymscy łucznicy puścili tysiąc strzał, które utrudniły im lot.
Ten z nich, który trzymał w szponach dziecko, leciał najwolniej. W legionie był żołnierz, który słynął ze swych umiejętności łuczniczych. Jednym strzałem przeszył serce orła, który wypuścił dziecko. Pozostałe ptaki, widząc to, szybko zawróciły. Jeden z nich przeleciał pod dziewczynką tak, że swym grzbietem wstrzymał jej upadek. Dwa inne pochwyciły w szpony martwego ptaka. Z nim i z niemowlęciem uciekły do puszczy, do kamiennego jaru, gdzie odzyskały ludzki kształt.
To Peredur zanurkował po dziecko, sam Peredur, jego ojciec. Leżał martwy, piękny i blady, ze strzałą wciąż tkwiącą w sercu. Wokół jaru śmiech jagad niósł się niczym wiatr. Obiecała Peredurowi, że da mu jego Guiwenneth i przez kilka chwil ją miał. Jaguth zabrali go na dno kamienistej doliny, gdzie wiatr dął najsilniej, i pochowali go tam, pod białym marmurowym głazem. Wodzem grupy został teraz Magidion.
foto: Scotland, trip to Rogie Falls
Owi leśni łowcy, wygnani wojownicy, wychowali Guiwenneth najlepiej, jak potrafili. Czuła się wśród nich szczęśliwa. Wykarmili ją rosą leśnych kwiatów i mlekiem łani. Ubierali ją w lisie skóry i bawełnę. Gdy miała pół roku, umiała już chodzić. Gdy upłynęły cztery pełne pory roku, potrafiła biegać. Wkrótce po tym, nauczyła się mówić, znała już nazwy stworzeń z puszczy. Smutkiem napawało ją tylko to, że przemawiał do niej duch Peredura. Podczas wielu poranków znajdowano ją stojącą we łzach na i murowym głazie w wietrznym jarze.
Pewnego dnia Magidion i Jaguth polowali na południe doliny. Dziewczynka była z nimi. Rozbili obóz w sekretnym miejscu. Jeden z nich, Guillauc, pozostał z dzieckiem, podczas gdy pozostali wyruszyli na łowy.
Oto jak stracili Guiwenneth.
Rzymianie nieustannie przeszukiwali wzgórza, doliny i lasy otaczające fort. Wyczuli dym obozowego ogniska i polanę otoczyło dwudziestu ludzi. Ich zbliżanie się zdradziła wrona. Guiwenneth i myśliwy, Guillauc, zrozumieli, że są zgubieni.
Guillauc przywiązał sobie szybko dziewczynkę do pleców skórzanymi rzemieniami, tak ciasno, że sprawił jej ból. Następnie zawezwał magię jagad, która zmieniła go w wielkiego jelenia. W tej postaci uciekł przed Rzymianami.
Mieli oni jednak ze sobą psy, a te ścigały jelenia przez cały dzień. Gdy był już wyczerpany, odwrócił się i stanął do walki. Psy rozszarpały go, lecz Guiwenneth uratowano i zabrano do fortu. Duch Guillauca pozostał w miejscu, gdzie padł jeleń.
W roku, w którym Guiwenneth po raz pierwszy poznała miłość, przyszła po niego jagad.
Przez dwa lata Guiwenneth mieszkała w namiocie wewnątrz wysokich murów rzymskiej twierdzy. Zawsze można ją było zobaczyć, jak usiłowała spoglądać ponad murami fortu, krzycząc i płacząc, całkiem jakby wiedziała, że są tam Jaguth, którzy czekają, by po nią przyjść. W owych latach nie widziano bardziej melancholijnego dziecka. Między dziewczynką a przybraną matką nie nawiązała się żadna więź miłości. Rhiathan jednak się z nią nie rozstawała.
Oto jak Jaguth ją odzyskali.
Przed świtem, wczesnym latem, Guiwenneth zawołało osiem gołębi. Dziecko obudziło się i wsłuchało w ich głos. Następnego ranka, przed pierwszym brzaskiem, zawołało ją osiem sów. Trzeciego ranka obudziła się, nim zabrzmiał zew i przeszła przez pogrążony w mroku obóz ku murom, w miejsce, z którego widziała otaczające fort wzgórza. Stało tam osiem jeleni, spoglądając na nią. Po chwili zbiegły szybko ze wzniesienia i z hukiem kopyt okrążyły fort, wzywając ją głośno, nim wróciły na dzikie polany. Czwartego ranka, gdy Rhiathan spała, Guiwenneth wstała i wyszła z namiotu. Wstawał świt. Pogrążoną w ciszy ziemię otulała mgła. Dziewczynka słyszała szepty wartowników stojących na wieżach strażniczych. Dzień był zimny.
Z mgły wychynęło osiem wielkich psów myśliwskich. Każdy z nich był wyższy od dziewczynki. Każdy miał oczy jak sadzę, paszczę jak czerwona rana i wywalony ozór. Guiwenneth jednak nie czuła strachu. Położyła się i pozwoliła, by największy z nich wziął ją w zęby i podniósł. Zwierzęta podeszły bezgłośnie do północnej bramy. Tam stał strażnik. Nim zdążył wydać z siebie głos, rozszarpały mu gardło. Nim mgła się rozproszyła, otwarto bramę i patrol pieszych żołnierzy opuścił fort. Nim ją zamknięto osiem psów wyśliznęło się na zewnątrz wraz z Guiwenneth.
Towarzyszyła Jaguth przez długie lata. Najpierw udali się na północ, na zimne wrzosowiska, przez śniegi, by ukryć się wśród pomalowanych plemion. Gdy ją odzyskali, Guiwenneth była maleńką dziewczynką na olbrzymim rumaku, lecz gdy dotarli na północ znaleźli mniejsze wierzchowce, które były równie szybkie.
Ponownie ruszyli na południe, na drugi koniec kraju, przez bagna i moczary, lasy i niziny. Przeszli przez wielką rzekę. Guiwenneth rosła, szkoliła się i nabrała biegłości. Nocami spała w ramionach wodza Jaguth.
W ten sposób upłynęło wiele lat. Dziewczyna stała się piękna pod każdym względem. Jej włosy były długie i rude, a skóra j jasna i gładka. Wszędzie, gdzie się zatrzymywali, młodzi wojów pragnęli jej, lecz przez lata pozostawała nieświadoma miłości. Zdarzyło się jednak, że na wschodzie kraju zakochała się po raz pierwszy, w synu wodza, a ten był zdecydowany ją zdobyć.
Jaguth zrozumieli, że ich czas z Guiwenneth dobiega końca. Zabrali ją z powrotem na zachód, odnaleźli dolinę i kamień ojca. Zostawili ją tam, gdyż ten, który ją kochał, podążał tu tuż za nimi, a zza głazów dobiegał śmiech jagad. Jestestwo zamierzało ich zagarnąć.
Dolina była smutnym miejscem. Kamień nad ciałem Peredura zawsze był jasny i gdy Guiwenneth czekała tam w samotności z ziemi wyłonił się duch jej ojca. Zobaczyła go po raz pierwszy on zaś zobaczył ją.
— Jesteś żołędziem, z którego wyrośnie dąb — oznajmił, lecz Guiwenneth go nie zrozumiała.
— Twój smutek przerodzi się we wściekłość — ciągnął Peredur. — Jesteś wygnańcem, jak i ja. Zajmiesz moje miejsce, nie spoczniesz, dopóki najeźdźca nie zniknie z kraju. Będziesz nękała i paliła. Przegonisz go z jego fortów i willi.
— Jak tego dokonam? — zapytała Guiwenneth.
Wokół Peredura uformowały się widmowe postacie wielkich bogów i bogiń. Jego duch uwolnił się bowiem od ściskających palców jagad. Gdy wykonał zobowiązanie, nie miała już do niego praw. W świecie duchów Peredur cieszył się sławą i przewodził rycerzom, którzy towarzyszyli Cernunnosowi, ozdobionemu porożem Panu Zwierząt. Rogaty bóg podniósł Guiwenneth ziemi i tchnął w jej płuca ogień zemsty oraz dał moc przemiany w każde zwierzę z puszczy. Epona dotknęła jej warg i oczu księżycową rosą, aby zaślepiała namiętności mężczyzn. Taranis dał jej siłę i grom. Była teraz silna pod każdym względem.
Stała się wtedy lisicą, która wśliznęła się do fortu Caerwent, gdzie jej przybrana matka spała z Rzymianinem. Gdy się obudził, zobaczył dziewczynę stojącą u jego siennika. Owładnęła nim miłość do niej. Wyszedł w ślad za nią z fortu i ruszył przez noc ku rzece, gdzie zdjęli ubrania i wykąpali się w wodach. Guiwenneth jednak zmieniła się w jastrzębia i przelatując mu nad głową, dziobała go w oczy, aż stał się ślepy. Zabrała go rzeka. Gdy Rhiathan ujrzała ciało męża, pękło jej serce i rzuciła się z wysokich urwisk na morskie skały.
W ten sposób dziewczyna Guiwenneth wróciła do miejsca swych narodzin.”
Miałem zamiar dodać komentarze ale spróbujcie sami zidentyfikować boskie zioła, postacie Dziewięciu Nocnych Łowców i Peredura ich przywódcę Znicza Piorunowego, Który Upadł i został wygnany, zamieniając się potem w Strasza – Welańskiego Orła. (Kim jest straszna Jagad, jedyna którą można prosić o pomoc?)
Las ożywionego mitu otrzymał najwyższą nagrodę w dziedzinie fantasy w świecie anglosaskim – World Fantasy Award za rok 1984.
Jednak nie taką nagrodę powinien był otrzymać sam Robert Holdstock za tę jakże udaną opisową ilustrację idei Wszechjedynego Boru.