1. Lechi, czyli jak Polacy zbudowali Izrael. (Archiwum 2008), 2. BNB: TAK GO CHCIELI UCISZYĆ? UJAWNIAMY FAKTY! (2019)

Lechi, czyli jak Polacy zbudowali Izrael

Ten temat nieco przycichł, ale za sprawą bliskiego spotkania Grupy Bilderberg i Plandemii Koronoświrusa wraca. Przy całej obecnej histerii antyżydowskiej w Polsce związanej z nadreprezentacją Żydów w rządach III RP (PRL BIS) oraz Aktem 447, warto sobie uzmysłowić i przypomnieć, albo jeśli się nie wiedziało dowiedzieć się, jakie naprawdę były na poziomie rządowym stosunki i relacje polsko-żydowskie i polsko-izraelskie przed II Wojną Światową. Kim był na przykład inicjator powstania Grupy Bilderberg Józef Retinger i czy był zaangażowany w instalowanie państwa Izrael w okresie międzywojennym i w ruch syjonistyczny? Pisał o tym Henryk Pająk w książce Józef Retinger – mason i agent syjonizmu.

Warto też zadać pytanie komu zależało na zniszczeniu dobrych relacji polsko-żydowskich i kto na tym skorzystał oraz komu zależy nadal obecnie i kto teraz korzysta podtrzymując i wywołując sztucznie kolejne kryzysy polsko-żydowskie, chociażby takimi projektami jak ACT 447.

Jak rządzi Polską kolejna NADREPREZENTACJA przypomnimy w materiale tym razem nie o Visanto Jerzego Zięby, tylko o BĄDŹ NA BIEŻĄCO. To jest ten sam znany od lat (także mnie osobiście), stosowany z równym powodzeniem  za rządów poprzedniej POwskiej NADREPREZENTACJI schemat „sprawowania” władzy, gdy ktoś jest tej władzy nieposłuszny, niezależny od niej (a to dotyczy całej klasy średniej), niewygodny, za dużo pyskuje w mediach, bądź nie chce być związany w biznesie z ich UKŁADEM. Dotyczy to i Policji i Prokuratury i Sądownictwa, gdzie glejt Układu jest obowiązkową przepustką do istnienia.

Zacznijmy od artykułu Jakuba Mielnika z Focus Historia z 05 05 2008 i spróbujmy się zastanowić  nad Izraelskim Antypolonizmem, wrogością Żydów wobec uznania za fakt niepodważalny Polokaustu w latach 1939-1945, a nawet szerzej w latach 1937 – 1956 oraz nieco bezradnym dreptaniem w miejscu rządów Polski po 1989 roku wobec powtarzających się aktów Antypolonizmu, zakłamywania historii II Wojny Światowej oraz prawdy o masowych zbrodniach na Polakach w wymienionym przeze mnie wyżej okresie.

Trzy tygodnie temu prezydent Donald Trump powiedział w Dniu Pamięci Ofiar Holokaustu, że najwyższy czas powiedzieć, że po Żydach to Polacy byli największą ofiarą holocaustu.

Wielka Zmiana w działaniu? Tak. A w tle prawdziwie WIELKA – III Wojna Światowa i plan zniewolenia społecznego całej Wolnej Ludzkości oraz jej depopulacji. Czy nowy prezydent Polski i każdy kolejny, nie powinien przypadkiem obejmując władzę  zawrzeć w swojej przysiędze Roty „Za Wolność Waszą i… Suwerenność Polaków”?

Nie zainteresowałby mnie temat organizacji Lechi, gdyby nie owo świadome międzywojenne nawiązanie do Lechii i  gdybym nie był pewien, że „Wojnę Izraelsko-Polską” nakręcają Niemcy i Rosja, którym Polska i Międzymorze stoją kością w gardle.

 

Jakub Mielnik
Jak Polacy stworzyli Izrael

 

Właśnie mija 60 lat od utworzenia Izraela. Z dokumentów, do których dotarł „Focus Historia”, wynika, że do powstania żydowskiego państwa przyczyniła się Polska. A w zasadzie rząd RP i to kilka miesięcy przed wybuchem II wojny

 

Lipiec roku 1954 był wyjątkowo gorący w Governador Valadares. Doktor Apoloniusz Zarychta, właściciel nieźle prosperującej firmy handlującej w Belo Horizonte kamieniami szlachetnymi, od kilku tygodni pocił się w brazylijskim mieście, próbując zorganizować wydobycie cennych kruszców. 19 lipca dotarł do niego list, przesłany przez centralę firmy z Belo. Ze stempla i znaczków wynikało, że przesyłkę nadano w Tel Awiwie w Izraelu. – My, Żydzi Polscy w Izraelu, czujemy, że pomoc przez Rząd Polski udzielona naszej sprawie wolnościowej jest perłą w koronie Polski, dowodem, że to, czegośmy się w ławkach szkolnych uczyli o Kościuszce i Mickiewiczu, nie jest frazesem, tylko tradycją – pisał autor listu Benjamin Gepner, którego trudno posądzać o tani sentymentalizm. Gepner spędził całą II wojnę światową w szeregach osławionego Gangu Sterna, wojując z brytyjskimi siłami okupacyjnymi w Palestynie i wycinając w pień arabskie wioski. Polski poszukiwacz ametystów znad Rio Doce, przed wojną związany z neopogańskim i nacjonalistycznym pismem „Zadruga”, był jak najbardziej właściwym adresatem listu, pisanego przez byłego żydowskiego terrorystę.

Doktor Zarychta, kiedyś oficer Wojskowej Służby Geograficznej, poznał Abrahama Sterna, gdy jako przedwojenny szef departamentu emigracyjnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej koordynował supertajny plan pomocy Żydom walczącym o powstanie państwa Izrael. Sanacyjna Polska stała się przed wojną centrum werbunkowym i szkoleniowym dla prawicowych syjonistów Władimira Żabotyńskiego, wojujących z Brytyjczykami i Arabami w Palestynie.

Terroryzm jako dyscyplina naukowa

Wiosną 1939 roku beskidzkimi lasami w okolicach Andrychowa raz po raz wstrząsały eksplozje i strzelaniny. W tajnej operacji brało udział 25 młodych mężczyzn, którym zakazano utrzymywania jakichkolwiek kontaktów z okoliczną ludnością. Przez cztery miesiące przybysze pod okiem instruktorów Wojska Polskiego uczyli się technik walki partyzanckiej i sabotażu, szkolili się w organizowaniu ataków terrorystycznych i zamachów bombowych, poznawali też podstawy konspiracji. Jak wspominał po latach jeden z biorących udział w szkoleniu: „Polacy potraktowali kurs terroryzmu jako dyscyplinę naukową, poznaliśmy matematyczne formuły na demolowanie konstrukcji z cementu, żelaza, drewna, cegieł i ziemi”.

Czteromiesięczny kurs zakończył się suto zakrapianą imprezą z udziałem dowódcy armii „Karpaty” generała Kazimierza Fabrycego i pułkowników Józefa Smoleńskiego i Tadeusza Pełczyńskiego, którzy reprezentowali słynną Dwójkę, czyli Oddział II Sztabu Generalnego, jak nazywano przedwojenny wywiad wojskowy. Gdy panowie oficerowie już sobie trochę popili, generał Fabrycy zapytał komendanta szkolonej grupy, skąd pochodzą uczestnicy kursu. – Z całego świata, ten np. jest z Chin – odpowiedział dowódca, wskazując na młodego oficera, który urodził się w Harbinie w Mandżurii. – Jakoś mi nie wygląda na Chińczyka – stwierdził generał i obaj się roześmiali, bo uczestnicy kursu rzeczywiście nie mieli nic wspólnego z Chinami. Kurs w Andrychowie przeznaczony był dla oficerów Irgunu, podziemnej armii założonej przez lidera syjonistycznej prawicy Władimira Żabotyńskiego do walki o państwo żydowskie w Palestynie. Tropieni przez Brytyjczyków bojownicy w tajemnicy przedostali się do Polski z Palestyny w małych grupach, samolotami LOT, kursującymi między Hajfą a Warszawą, albo liniowcem Polonia, który łączył Palestynę z rumuńskim portem w Konstancy, a stamtąd pociągiem do Krakowa. Poza nielicznymi wyjątkami wszyscy mówili po polsku.

– Irgun tworzyła palestyńska klasa średnia, w większości polskiego pochodzenia – mówi dr Laurence Weinbaum, historyk z Instytutu Żabotyńskiego w Tel Awiwie, który w książce „Marriage of convenience, New Zionist Organization and Polish Government 1936-1939” przytacza opinię słynnego pisarza Artura Koestlera: „dowództwo Irgunu stanowili młodzi polscy intelektualiści wychowani w rycerskiej tradycji romatycznych zrywów niepodległościowych i rewolucyjnych”. To pokrewieństwo poglądów widać było także w Andrychowie.

– Polscy instruktorzy widzieli w nas nowy rodzaj Żydów, naprawdę cieszyli się, że biorą udział w tworzeniu armii żydowskiej – wspominał cytowany przez Weinbauma uczestnik szkolenia Yaakov Meridor

Kurs w Andrychowie to efekt umowy zawartej jeszcze w 1936 r. między Żabotyńskim a władzami polskimi. Zakładała ona pomoc polskiej armii w szkoleniu bojowników żydowskich, walczących o państwo Izrael w Palestynie. Etap wstępny stanowiły paramilitarne obozy dla młodzieży syjonistycznej, organizowane pod patronatem Ministerstwa Spraw Wojskowych latem 1936 i 1937 r. Pierwsza grupa ok. 40 żołnierzy Irgunu pojawiła się w Polsce latem 1938 r., prowadząc regularne szkolenia wojskowe w Zofiówce na Wołyniu i w Podębinie pod Łodzią. Kurs w Andrychowie miał być kulminacją współpracy. Szkolenie kadrowej grupy ekspertów, którzy potem podzielili się zdobytą wiedzą z setkami żydowskich żołnierzy w Palestynie, nadzorował sam Abraham Stern, urodzony w Suwałkach komendant Irgunu.

„Jego szczupła postać mówiła o skupionej energii, jak w sprężynie, a przelatujące błyski oczu, gdy mówił o walkach, miały w sobie coś z agresywności i zaciętości szerszenia” – tak zapamiętał go Apoloniusz Zarychta, który pilotował szkolenia bojowników syjonistycznych z ramienia polskiego MSZ.

Zabawy ze swastyką

– Mieliśmy przed sobą człowieka idei, jak nasz Piłsudski, jego słowa o konieczności walki i ofierze krwi dla zdobycia wolności były nam bliskie, bo mało kto z nas nie brał udziału w walkach niepodległościowych – tak pisał Apoloniusz Zarychta o pierwszym spotkaniu z Władimirem Żabotyńskim, do którego doszło w MSZ w Warszawie 9 września 1936 roku. Zarychta niewiele się mylił. Konspiracyjna bibuła piłsudczykowskiego podziemia z czasów rozbiorów była podstawą funkcjonowania Irgunu, który w Palestynie stanowił ramię zbrojne syjonistów Żabotyńskiego.

– Polacy nigdy nie rozumieli socjalizmu Ben Guriona. Żabotyński i Stern przemawiali językiem szabli i to się w Polsce bardzo podobało – mówił po wojnie Israel Scheib Eldad z założonej przez Żabotyńskiego organizacji młodzieżowej Betar, zaplecza Irgunu. Zwolennicy Żabotyńskiego nigdy nie kryli się z fascynacją Piłsudskim. W 1935 r. delegacja Betaru umieściła nawet ziemię z grobu swojego patrona Josepha Trumpeldora na kopcu Piłsudskiego.

Kiedyś prawa ręka założyciela syjonizmu Teodora Herzla, Władimir Żabotyński wziął w dwudziestoleciu międzywojennym rozbrat z ruchem syjonistycznym, bo nie wierzył, że uda się wynegocjować z Brytyjczykami zgodę na pokojową kolonizację Palestyny i powstanie państwa Izrael. Nawołując do walki zbrojnej o Izrael, Żabotyński założył organizację syjonistów rewizjonistów i wzorem Józefa Piłsudskiego przystąpił do budowy kadr wojskowych przyszłego państwa.

Powołał do życia młodzieżową organizację Betar, która stawiała na szkolenie wojskowe i ideologiczne młodych syjonistów.

– Betar to dzieci, igrające z żydowską swastyką – mówił o bojówkach Żabotyńskiego lider Światowej Organizacji Syjonistycznej Chaim Weizmann, a David Ben Gurion złośliwie nazywał lidera rewizjonistów Władimirem Hitlerem.

Rzeczywiście Żabotyński gotów był sprzymierzyć się z samym diabłem, o ile przybliżałoby go to do celu, jakim było wywalczenie dla Żydów własnego państwa. W 1934 roku rewizjoniści uzyskali poparcie Benito Mussoliniego, który zgodził się na przyjęcie do szkoły marynarki wojennej w Civitavecchia 136-osobowego oddziału ochotników Betaru.

Mussolini, który znany był ze swojej niechęci do nazistowskiego antysemityzmu, cenił i szanował przywódcę rewizjonistów. – Aby syjonizm mógł odnieść sukces, potrzebujecie żydowskiego państwa z żydowskim językiem i żydowską flagą – mówił Duce.

Gdy dwa lata po uruchomieniu szkolenia Betaru w faszystowskich Włoszech Żabotyński pojawił się w Warszawie, nad Żydami w Europie wisiały już czarne chmury. Naziści wprowadzili rasistowskie ustawy norymberskie, wywołując prawdziwy exodus Żydów z Niemiec. W Polsce po śmierci Józefa Piłsudskiego ton życiu publicznemu zaczął nadawać Obóz Zjednoczenia Narodowego, który wykluczył przyjmowanie Żydów w swoje szeregi, promując jednocześnie wojnę handlową z przedsiębiorcami żydowskiego pochodzenia i stwarzając atmosferę sprzyjającą wprowadzeniu getta ławkowego na polskich uczelniach.

Tymczasem przedwojenna Polska z liczącą ponad 3,5 miliona społecznością Żydów (10 proc. obywateli II RP) była demograficznym centrum świata żydowskiego w Europie. Tylko w USA diaspora żydowska była liczniejsza, a tylko w Palestynie Żydzi stanowili większy niż w Polsce odsetek mieszkańców. Syjonistyczna lewica oskarżała Żabotyńskiego o to, że nawołując do emigracji, sprzyja antysemitom, którzy chcą się pozbyć Żydów z Europy.

Lider rewizjonistów po prostu wyczuł panujące wówczas nastroje. Tylko w latach 1937-1939 do organizacji żydowskich pomagających w finansowaniu emigracji do Palestyny wpłynęło 180 tys. wniosków z Polski. Wraz z rodzinami autorzy tych wniosków stanowili 700-tysięczną armię potencjalnych emigrantów, których Żabotyński chciał wywieźć z Polski. Główny problem polegał jednak na tym, że Brytyjczycy panicznie bali się żydowskiej kolonizacji Palestyny, ponieważ mogła wywołać rewoltę Arabów, dojrzewających do przyjęcia protektoratu III Rzeszy.

Żydzi na Madagaskar

– Jest obowiązkiem rządu polskiego śledzić z uwagą i szczególną sympatią rozwój żydowskiej siedziby narodowej w Palestynie, realizującej odwieczne marzenie narodu żydowskiego – mówił na jesiennej sesji Ligi Narodów w roku 1936 dr Tytus Komarnicki, apelując w imieniu Polski do Wielkiej Brytanii, by nie zamykała mandatowej Palestyny dla żydowskiej emigracji. Ponieważ starania te skazane były z góry na niepowodzenie, rząd Polski domagał się od Ligi Narodów przyznania Polsce terytoriów zamorskich, które mogłyby posłużyć jako obszar kolonizacyjny. Starania te zostały dostrzeżone przez Światowy Kongres Żydów w Paryżu, który wydał oświadczenie w związku z polskim wystąpieniem w Lidze Narodów: „Wszelkie wysiłki zmierzające do otwarcia granic krajów emigracyjnych winne być przyjęte przychylnie i poparte. Nadanie zagadnieniu emigracji charakteru międzynarodowego i przedstawienie go organom Ligi może mieć wielkie znaczenie”.

Problem polegał na tym, że nie było dokąd emigrować. W 1936 roku uzyskano wstępną zgodę Francji na wykupienie pod osadnictwo polskie sporych obszarów Madagaskaru. Na wyspę wysłano ekspedycję badawczą pod kierunkiem majora Mieczysława Lepeckiego. Wyniki oględzin były pozytywne, ale wszystko ostatecznie rozbiło się o pieniądze. – Po co nam ten Madagaskar? – pytał minister skarbu Kwiatkowski Apoloniusza Zarychtę, gdy ten wnioskował o fundusze na zakup ziemi.

– Żebyśmy wszyscy mieli się gdzie podziać – odpowiedział urzędnik, który po latach, już w Belo Horizonte, napisał w jednym listów do Benjamina Gepnera takie oto słowa: „przypomniałem sobie o tej rozmowie we wrześniu 1939 roku w Rumunii, gdy spotkałem Kwiatkowskiego, odpoczywającego w przydrożnym rowie”.

Wśród syjonistycznej lewicy sporą popularnością cieszył się równie egzotyczny, co Madagaskar, pomysł kolonizowania Birobidżanu w syberyjskiej części ZSRR. Stalin obiecywał tam Żydom świetlaną przyszłość w internacjonalistycznym raju robotników i chłopów. Polski MSZ bezbłędnie rozpoznał jednak tę propagandową pułapkę i odmawiał wydawania wiz powrotnych dla chętnych do wyjazdu do ZSRR. Naiwniacy, którzy dali się nabrać Stalinowi, przepadli w łagrach jeszcze w czasie Wielkiej Czystki 1938 roku.

Głównym celem emigracji pozostawała zatem Palestyna, która do wybuchu powstania arabskiego w 1936 roku przyjęła ponad 100 tys. ludzi z Polski. Gdy Brytyjczycy zamknęli terytoria mandatowe, jedyną szansę na dostanie się z Polski do Hajfy czy Tel Awiwu dawał przemytniczy szlak, którego centrum stanowił rumuński port w Konstancy. Nielegalna emigracja, wspierana i współfinansowana przez rząd Polski, prowadzona była pod pozorem ruchu turystycznego. Popyt na „wakacje” w Palestynie był tak duży, że PKP utrzymywała regularne połączenia kolejowe głównych miast Polski z Konstancą. Należący do gdyńskiego armatora liniowiec „Polonia”, którego koszerna kuchnia dostosowana była do potrzeb pasażerów, zapewniał stałe połączenie między Konstancą a Hajfą. Po wejściu na pokład wielu emigrantów niszczyło polskie paszporty, by w razie wpadki uniknąć deportacji. W 1937 roku szlak morski został przez LOT uzupełniony o połączenie lotnicze z Hajfą. Do wybuchu wojny z Polski do Palestyny przeszmuglowano pod okiem Anglików ponad 13 tysięcy ludzi. Zanim hitlerowcy wkroczyli do Polski, szlakiem przez Konstancę bojownicy Irgunu zdążyli jeszcze przemycić z Polski do Palestyny tysiące sztuk broni, która bardzo przydała się w walce o Izrael.

Gdy Yaakov Meridor wkroczył wiosną 1939 roku do magazynu przy ul. Ceglanej 8 w Warszawie, nie mógł uwierzyć własnym oczom. – Stały tam setki skrzynek z bronią i amunicją, chciałem całować każdą z nich – wspominał po latach bojownik Irgunu i uczestnik kursu w Andrychowie. Wszystko to przeznaczone było na szmugiel do Palestyny, który odbywał się pod pozorem pomocy dla osadników. Karabiny wysyłano jako koce, broń maszynową jako buty, a amunicję jako cement. Zakupy finansował w części rumuńsko-francuski milioner rewizjonista o nazwisku Simon Marcovici. Do zakupu broni dorzucił się polski rząd.

Mauser od rządu RP

W archiwach zachowało się pismo szefa rewizjonistów, skierowane do Zarychty. „Pożyczkę udzieloną naszym przyjaciołom traktuję jako dług honorowy, który postaramy się jak najszybciej zwrócić” – pisał Żabotyński.

Współpraca z rządem polskim przysporzyła mu kolejnych wrogów wśród rodaków, dla których kolaboracja z „reakcyjnymi” władzami sanacyjnej Polski służyła jedynie usprawiedliwianiu antysemickiej polityki. Niełatwa była też sytuacja władz polskich, które zabiegały przecież o skierowany przeciw Niemcom sojusz z Londynem i za wszelką cenę starały się ukryć fakt pomocy Żydom, walczącym z brytyjskim panowaniem w Palestynie.

By ukryć pochodzenie szmuglowanej z Polski broni, starannie zatarto numery seryjne i oznaczenia producenta uzbrojenia, które stanowiło standardowe wyposażenie polskiej armii. W magazynie na Ceglanej zgromadzono 20 tys. karabinów Mauser i setki karabinów maszynowych, w tym 200 ckm Hotchkiss. Pierwsze partie arsenału dla Irgunu wysłano przez Rumunię i Bułgarię jesienią 1938 i wiosną 1939 roku.

Abraham Stern, który nadzorował szkolenie żołnierzy Irgunu w Polsce, wrócił do Palestyny latem 1939 roku, gdy Brytyjczycy całkowicie zamknęli terytoria mandatowe dla emigracji z Europy i wprowadzili zakaz kupowania przez Żydów ziemi w Palestynie. Stern miał świadomość, że dla tysięcy ludzi, zagrożonych przez terror III Rzeszy w Europie, decyzja ta była równoznaczna z wyrokiem śmierci. Brytyjska blokada Palestyny pchnęła Niemców w kierunku zbrodniczego planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej w Europie.

Gdy wybuchła II wojna światowa, Władimir Żabotyński nakazał oddziałom Irgunu w Palestynie taktyczne zawieszenie walk z Brytyjczykami. Stern wyłamał się z tego rozkazu i założył własną organizację Lehi, którą brytyjska prasa szybko ochrzciła mianem Gangu Sterna. Dowodząc przeszkolonymi w Polsce specami od terroryzmu, Stern siał postrach wśród brytyjskich garnizonów w Palestynie. Brytyjczycy jednak bezlitośnie przestrzegali zakazu przyjmowania uchodźców. Statki z uciekinierami były zawracane przez brytyjską flotę. Zdesperowani bojownicy Irgunu zatapiali statki u wybrzeży Palestyny, licząc, że rozbitkom uda się przedostać na ląd, jednak Brytyjczycy wyłapywali ich i wysyłali do obozu internowania na Mauritiusie.

By ratować rodaków z rąk nazistów, Stern nie wahał się zaproponować Niemcom antybrytyjskiego sojuszu na Bliskim Wschodzie. Oferta Sterna pozostała bez odpowiedzi, bo od garstki bojowników Lehi Niemcy woleli sojusz z Wielkim Muftim Jerozolimy, który aspirował do roli duchowego przywódcy muzułmanów. Amin al-Husseini, który był śmiertelnym wrogiem żydowskiej kolonizacji Palestyny, oferował III Rzeszy usługi tysięcy islamskich janczarów od Bałkanów po republiki ZSRR, a na Bliskim Wschodzie był gotów rozpętać przewroty pronazistowskich wojskowych arabskich od Iraku po Egipt.

Nieudane próby kolaboracji Sterna z Hitlerem nie uszły uwadze Anglików. Wielka Brytania nie mogła tolerować żydowskiej dywersji na Bliskim Wschodzie w sytuacji, gdy Afrika Korps Rommla podbijały Afrykę Północną. W lutym 1942 roku brytyjski policjant Geoffrey Morton zastrzelił bezbronnego Sterna, aresztowanego w konspiracyjnym lokalu w Tel Awiwie. Jego ludzie nie poszli jednak w rozsypkę. Do Palestyny 22 lipca 1942 roku przybyły kolejne posiłki z Polski w postaci tysięcy żołnierzy żydowskich, ewakuowanych z Rosji razem z armią Andersa.

II Korpus palestyński

W szeregach formowanej w ZSRR polskiej armii nie zabrakło zwolenników Żabotyńskiego. Dzięki ogłoszonej przez Stalina amnestii dla Polaków do armii Andersa trafił m.in. przedwojenny szef Betaru Mieczysław Biegun, znany potem pod hebrajskim nazwiskiem Menachem Begin. Anders miał problem z przyjmowaniem do II Korpusu polskich Żydów, gdyż Rosjanie uznali za sowieckich obywateli wszystkich mieszkańców ziem polskich, wcielonych do ZSRR po 17 września 1939 roku. Wyjątek robili jedynie dla obywateli narodowości polskiej.

Czekiści wyłapywali Żydów, Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, Tatarów, Ormian i przedstawicieli innych nacji z Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej i zawracali ich w czasie ewakuacji armii Andersa do Iranu. Z drugiej strony życie tych, którym udało się zaciągnąć do wojska, nie było usłane różami. Zdarzały się antysemickie wyzwiska, dochodziło także do bijatyk. 14 listopada 1941 r. interweniował w tej sprawie sam generał Sikorski.

„Zakazuję stanowczo okazywania żołnierzom wyznania mojżeszowego niechęci w formie krzywdzących przezwisk lub uchybiania godności ludzkiej. Za przestępstwa w tym względzie będę surowo karał. Naczelny Wódz Sikorski”

Jednym ze sposobów na rozładowanie napięcia był forsowany przez rewizjonistów Żabotyńskiego pomysł powołania legionu żydowskiego w ramach wojsk polskich, dowodzonego przez żydowskich oficerów. Plan poparła część oficerów z gen. Tokarzewskim na czele, jednak Brytyjczycy, którzy planowali ewakuację armii Andersa na Bliski Wschód, naciskali na Sikorskiego, by porzucić ten projekt. Rząd Jego Królewskiej Mości, toczący w Palestynie podjazdową wojnę z pogrobowcami Abrahama Sterna, nie mógł znieść myśli, że kilka tysięcy żołnierzy trafiłoby do Jerozolimy w zwartych oddziałach, dowodzonych przez syjonistycznych oficerów.

Niezależnie od incydentów, pojawienie się polskiej armii w Palestynie zostało dobrze przyjęte przez żydowskie podziemie. Wśród stacjonujących tam Polaków nie brakowało ludzi, którzy przed wojną brali udział w szkoleniu żołnierzy Sterna w Polsce. Był wśród nich Wiktor Drymmer, przed wojną szef departamentu konsularnego MSZ, który wraz z Apoloniuszem Zarychtą organizował kursy dla bojowników Irgunu. W Palestynie Drymmer poprzez Menachema Begina błyskawicznie nawiązał kontakt z Irgunem i ludźmi Sterna, którzy poradzili polskim żołnierzom w brytyjskich mundurach znakowanie pojazdów tak, by terroryści, atakując siły kolonialne, nie zrobili przypadkiem krzywdy „swoim”.

Begin kontra Ben Gurion

W czerwcu 1948 roku dowodzący Irgunem Menachem Begin próbował wcielić w życie niezrealizowany plan desantu morskiego na Izrael. Do Tel Awiwu przypłynął z Europy wyładowany bronią statek z tysiącem rewizjonistycznych żołnierzy. Na cześć nieżyjącego od 1940 roku Władimira Żabotyńskiego okręt nazwano jego konspiracyjnym pseudonimem „Altalena”. Premier David Ben Gurion zażądał oddania broni Haganie, ale na to rewizjoniści nie mogli się zgodzić. W końcu to oni przez całą wojnę toczyli nierówną wojnę z Brytyjczykami.

Wyszkoleni przed wojną w Polsce kadrowcy Sterna, zasileni dezerterami z armii Andersa, siali terror wśród Arabów i Brytyjczyków. W 1944 r. dwaj zamachowcy Gangu Sterna zabili w Kairze brytyjskiego ministra lorda Moyne’a, który odmówił pomocy w ewakuacji tysięcy węgierskich Żydów, zagazowanych później w hitlerowskich obozach koncentracyjnych pod koniec wojny. Właśnie wtedy do walki z Brytyjczykami powrócił kierowany już przez Begina Irgun, łącząc się z Gangiem Sterna. Matematyczne formuły, wkuwane w Beskidach, przydały się do wysadzenia 22 lipca 1946 r. hotelu King David w Jerozolimie, gdzie mieściło się dowództwo sił brytyjskich w Palestynie. W marcu następnego roku szkoleni przez polską Dwójkę spece od zamachów wypróbowali sposoby demolowania konstrukcji metalowych, wysadzając w powietrze brytyjską rafinerię w Hajfie. W kwietniu 1948 r. w odwecie za ataki na żydowskich osadników żołnierze żydowscy spacyfikowali arabską wioskę Deir Jassin, zabijając 254 mieszkańców. Ostatnim ich wyczynem było zabicie w 1948 r. hrabiego Folke Bernadotte’a, który z ramienia ONZ przybył do Palestyny mediować między walczącymi Żydami i Arabami. Nie pomógł mu fakt, że w czasie wojny uratował on ponad 11 tys. Żydów.

Begin chciał wykorzystać przywiezioną na „Altalenie” broń i ludzi do zdobycia Jerozolimy, która decyzją ONZ znalazła się poza granicami Izraela. Ben Gurion, ten sam, który nazywał Żabotyńskiego Władimirem Hitlerem, obawiał się utworzenia przez rewizjonistów armii niezależnej od rządu nowo powstałego Izraela. Gdy Begin odmówił oddania broni, Ben Gurion kazał swoim oddziałom otworzyć ogień do zakotwiczonego statku. Trafiona kilkoma pociskami „Altalena” zaczęła płonąć, zgromadzona w ładowniach amunicja groziła eksplozją. Żołnierze Irgunu skakali do wody, jednak izraelska armia nie przerwała ostrzału. Na plaży w Tel Awiwie zginęło kilkunastu ludzi Begina, 200 kolejnych aresztowano na rozkaz Ben Guriona. Incydent na całe lata zepchnął prawicowych rewizjonistów na margines życia politycznego w Izraelu. Ben Gurion długo odmawiał zgody na sprowadzenie do Izraela ciała Władimira Żabotyńskiego. – Potrzebujemy żywych, a nie martwych Żydów, nie widzę sensu w mnożeniu grobów w Izraelu – napisał w 1959 roku premier, uzasadniając odmowę. Ostatecznie lider Nowej Organizacji Syjonistycznej spoczął na Górze Herzla w 1964 roku. Menachem Begin musiał czekać aż do 1977 roku, by zostać premierem kraju. Jednak dziś rządząca Izraelem prawicowa partia Likud jest w prostej linii spadkobierczynią syjonistów Władimira Żabotyńskiego, polityka, któremu nie zabrakło determinacji i wyobraźni, by zaciągnąć w Polsce dług honorowy. Dług, który zaważył na losach państwa żydowskiego w Palestynie.

Jakub Mielnik

Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku”, „Polityce”, „Ozonie” i „Wprost”. Obecnie pracuje w dzienniku „Polska”.

Dziękujemy Panu Witoldowi Michałowskiemu za udostępnienie dokumentów, które umożliwiły powstanie artykułu.

źródło: http://niniwa22.cba.pl/jak_polacy_stworzyli_izrael.htm

Nieco inna wersja tego artykułu znajduje się w linku poniżej:

To Polacy zbudowali Izrael

Wikipedia – Lechi

Lechi (לח”י), Lochame Cherut Jisra’el (hebr. לוחמי חירות ישראל, Bojownicy o Wolność Izraela, znana jako Gang Sterna) – radykalna, kontrowersyjna zbrojna organizacja podziemna działająca w latach 1940–1948 w Palestynie, stosująca w swojej działalności metody terrorystyczne.

Niektórzy członkowie Lechi w latach 1938–1939 przeszli szkolenie militarne prowadzone przez instruktorów Wojska Polskiego w Zofiówce na Wołyniu, Poddębinie pod Łodzią i w lasach nieopodal Andrychowa. Jak wspomina jeden z uczniów, „Polacy potraktowali kurs terroryzmu jako dyscyplinę naukową, poznaliśmy matematyczne formuły na demolowanie konstrukcji z cementu, żelaza, drewna, cegieł i ziemi”. W tym samym czasie potajemnie otrzymali pomoc od władz Polski, w postaci ponad 20 tysięcy sztuk broni[1].

Gdy we wrześniu 1939 (wybuch II wojny światowej) Ecel ogłosił zawieszenie wszelkich działań przeciwko Brytyjczykom, jeden z jej radykalnych działaczy, Awraham Stern nie zgodził się na zawieszenie broni i uznał Wielką Brytanię za największego przeciwnika (z powodu ogłoszenia białej księgi wstrzymującej imigrację Żydów do Palestyny). Awraham Stern założył własną organizację – Lechi (Lochame Cherut Jisra’el).

Brytyjskie władze określały grupę mianem bandy Sterna. Organizacja liczyła około 6 tys. ludzi. W 1940 doszło do kontaktu między grupą Sterna reprezentowaną przez Naftalego Lubenczika a ambasadorem niemieckim w Bejrucie Wernerem von Hentigiem. Lechi oferowało III Rzeszy współpracę w antybrytyjskich akcjach na Bliskim Wschodzie, w zamian żądano zgody na utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie i transport Żydów europejskich do Palestyny. Rozmowy kontynuowano do stycznia 1941, gdy Awraham Stern napisał list adresowany do Adolfa Hitlera, który pozostał bez odpowiedzi[2]. W tym czasie naziści nie byli zainteresowani żadną współpracą z Żydami, a ich sojusznikiem w Palestynie stał się wielki mufti Jerozolimy Amin al-Husajni.

W lutym 1942 Awraham Stern został zastrzelony w niejasnych okolicznościach (prawdopodobnie przez Brytyjczyków) w Tel Awiwie, a przywódcą organizacji został Jicchak Jeziernicki (pseudonim „Szamir”), w przyszłości premier Izraela.

6 listopada 1944 dwóch członków Lechi zamordowało w Egipcie brytyjskiego ministra lorda Moyne. Była to zemsta za uniemożliwienie żydowskim uciekinierom z Europy schronienia się w Palestynie. Moyne na prośbę o pomoc węgierskim Żydom odpowiedział: „co ja mogę zrobić z milionem Żydów?” Zabójstwa dokonali Eljahu Chakim i Eljahu Bejt-Curi.

Głośne akcje przeprowadzone przez Lechi
  • 31 marca 1947 – uszkodzenie brytyjskiej rafinerii ropy naftowej w Hajfie.
  • 9 kwietnia 1948 – Irgun i Lechi przeprowadziły masakrę w arabskiej wiosce Dajr Jasin. Zginęły 254 osoby.
  • 28 kwietnia 1948 – operacja „Hamaz”. Ofensywa na wschód od Jafy.

8 maja 1948 rząd nowo powstałego państwa Izrael wydał rozkaz powołujący do życia izraelską armię – Siły Obronne Izraela (Cewa Hagana le-Jisra’el, w skrócie Cahal), do których miały przystąpić wszystkie żydowskie grupy zbrojne walczące w Palestynie.

17 września 1948 Lechi zamordowało wysłannika ONZ i Czerwonego Krzyża, szwedzkiego polityka Folke Bernadotte, który był głównym mediatorem w konflikcie arabsko-żydowskim. Morderstwo wstrząsnęło opinią publiczną na świecie, ponieważ Bernardotte w ramach akcji „białe autobusy” przyczynił się do ratowania Żydów z Holocaustu. To morderstwo spowodowało aresztowanie przywódców Lechi przez rząd Izraela (wkrótce potem zwolnionych) i rozwiązanie tej skrajnie radykalnej organizacji. Jej członkowie następnie wstąpili do izraelskiej armii lub robili karierę w organach władzy, np. Natan Jelin-Mor, Elijjahu Ben Elisar.

W Lechi walczyły także kobiety – 1948

 

Hagana

Hagana (hebr., Obrona) – żydowska tajna organizacja wojskowa, założona w 1920 r. z inicjatywy środowisk lewicowych jako forma samoobrony osiedli żydowskich w Palestynie przed atakami arabskimi.

Idea zorganizowania samoobrony zrodziła się jeszcze przed początkiem mandatu brytyjskiego, gdy Palestyna stanowiła część imperium otomańskiego. Początek mandatu wskazywał, że taka organizacja nie będzie już potrzebna, funkcje bronienia porządku publicznego i zapewnienia bezpieczeństwa ludności wzięły na siebie władze mandatowe i ich instytucje. Jednak ataki arabskie na osiedla żydowskie w Górnej Galilei, zagrożenie osiedli na terenie Dolnej Galilei wiosną i latem 1920 r. oraz zakończona niepowodzeniem próba jawnego zorganizowania przez Włodzimierza Żabotyńskiego żydowskiej samoobrony w Jerozolimie wiosną 1920 r. rozwiały złudzenia. Żołnierze byłego Legionu Żydowskiego i członkowie organizacji paramilitarnej Ha-Szomer doszli do wniosku, że konieczne jest stworzenie organizacji samoobrony. Decyzję powzięto w czerwcu 1920 r. na konferencji Achdut ha-Awoda w Kineret. We wrześniu 1920 r. została utworzona organizacja Gdud ha-Awoda (Legion Pracy i Obrony im. Józefa Trumpeldora) przy udziale byłych członków Ha-Szomer. Jego członkowie mieli pracować i walczyć jako rezerwa powstającej jednocześnie Hagany. Zdominował ją nurt socjalistyczny, podlegała Histadrutowi (związkom zawodowym). Organizowano kursy wojskowe dla oficerów oraz szukano dróg zakupu i przemytu broni z Europy. Po zamieszkach arabskich w 1929 r. Hagana dążyła do przygotowania wojskowego wszystkich Żydów zdolnych do noszenia broni.

Hagana uznawała autorytet Agencji Żydowskiej i palestyńskiej Żydowskiej Rady Narodowej, podporządkowywała się ich nieoficjalnym poleceniom. Podczas powstania Arabów w latach 1936–1939 współpracowała z wojskami brytyjskimi. W Polsce pod koniec lat 30. XX w. doszło do kontaktów przedstawicieli żydowskich organizacji wojskowych z Palestyny z władzami polskimi, w wyniku czego w polskich jednostkach wojskowych w Andrychowie i Rembertowie zorganizowano kursy dla Irgun Cwai Leumi (utworzonego przez Nową Organizację Syjonistyczną) oraz Hagany. Z Polski wysyłano też do Palestyny transporty z bronią i amunicją, a największy z nich (5 tys. karabinów) miał zostać odprawiony tuż przed wybuchem II wojny światowej. Większą część tego transportu Żydzi przekazali w połowie września 1939 r. Dowództwu Obrony Warszawy.

Uznana za sojusznika w okresie II wojny światowej, Hagana organizowała zaciąg do armii brytyjskiej; po wojnie prowadziła akcje sabotażowe przeciwko władzy brytyjskiej w Palestynie, brała też udział w organizowaniu nielegalnej imigracji do Palestyny. W dowództwie reprezentowani byli przedstawiciele różnych syjonistycznych ugrupowań politycznych. W wyniku ich porozumienia, w czerwcu 1941 r. dowódcą Hagany został Mojżesz Kleinbaum (Sneh). 1.10.1945 r. Hagana rozpoczęła walkę zbrojną przeciwko władzy mandatowej. Hagana, Ecel i Lechi (Lochamej Cherut Israel – Bojownicy o Wolność Izraela, nielegalna prawicowa organizacja wojskowa) stworzyły organizację oporu Ha-Meri ha-Iwri (Ruch Oporu Żydowskiego), na której czele stał tzw. Komitet X, w którym Haganę reprezentował Kleinbaum. Dużą rolę w powstawaniu armii izraelskiej odegrali żydowscy żołnierze i podoficerowie, którzy wyszli z Rosji z Armią Andersa i zdezerterowali w Palestynie. Po wojnie również szkolono w Polsce żydowskich bojowców. Szkolenia te odbywały się w obozie w Bolkowie na Dolnym Śląsku, utworzonym w 1947 roku. Obóz zorganizowano m.in. przy pomocy Jointu. Wiadomo, że w październiku 1948 r. szkoliło się w nim ponad 2,5 tys. Żydów, a wielu wyjechało do Izraela wcześniej. W sumie kursy w Bolkowie ukończyło kilka tysięcy bojowników. Organizacje syjonistyczne zbierały pieniądze i werbowały ochotników do Hagany. Obóz istniał do końca 1948 roku, po utworzeniu Państwa Izrael (1948) bowiem Hagana stała się trzonem armii izraelskiej.

Natalia Aleksiun

Tekst powstał na podstawie książki „Żydzi w Polsce. Dzieje i kultura. Leksykon”, red. J. Tomaszewski, A. Żbikowski, Warszawa 2001. © Treść hasła pochodzi z serwisów wiedzowych PWN; Encyklopedia PWN, Słowniki języka polskiego i Słowniki obcojęzyczne.

źródło: https://sztetl.org.pl/pl/slownik/hagana

Błądzący Idealista

Był przywódcą najbardziej skrajnego podziemia żydowskiego w Palestynie: Abraham Stern, rodem z Suwałk.

Wszystko w tej historii jest wbrew stereotypom i politycznej poprawności, niereprezentatywne i bez wpływu na główny bieg wydarzeń. Ale się wydarzyło. I jako takie ma prawo do odnotowania w historii. Może zresztą przyglądanie się wydarzeniom spoza głównego nurtu ma szczególny sens? Pokazują one dylematy i emocje chwili, pozwalają też na odrobinę empatii. Pozwalają wczuć się w atmosferę dziejów – tak jak odbierali ją współcześni.

Abraham Stern urodził się w 1907 r. w Suwałkach, wtedy w zaborze rosyjskim. Wrażliwy i inteligentny, wychowywał się na styku trzech kultur: żydowskiej, rosyjskiej i polskiej. Wielki wpływ miał na niego dziadek ze strony mamy, który opowiadał mu o żydowskim państwie, które musi powstać i spełnić wielowiekowe marzenie Żydów. Z drugiej strony chłopak był konfrontowany z codziennością życia w Rosji, a później w wolnej Polsce. W tej codzienności Żyd – niezależnie, jak mu się powodziło – był obywatelem gorszej kategorii.

Z SUWAŁK DO PALESTYNY Gdy wybuchła I wojna światowa, na rozkaz władz carskich, dokonujących przymusowej ewakuacji z pogranicza z Niemcami, Lea Stern i jej synowie wyjechali z Suwałk. Trafili na wieś 700 km od Moskwy – pod miasto Sarańsk w Mordowi, między Moskwą a Uralem.

Abraham uczył się w domu. Na szczęście dla niego w Rosji wybuchła rewolucja, ta pierwsza – z marca 1917 r. Obaliła carat i wprowadziła obowiązek szkolny (wcześniej go w Rosji nie było, dlatego po 1921 r. w województwach poleskim i wołyńskim II RP odsetek analfabetów przekraczał 75 proc.). Żydowskie dzieci mogły się teraz uczyć w gimnazjach. Stern zdał celująco egzamin wstępny do gimnazjum w Sarańsku, choć miał dopiero 10 lat i był młodszy od innych uczniów. Pod wpływem rodziny zaczął się też uczyć hebrajskiego.

Po powrocie do Polski zaczął chodzić do żydowskiego gimnazjum w Suwałkach. Gdy w 1925 r. żydowscy osadnicy założyli w Palestynie pierwszy w dziejach żydowski uniwersytet, rodzice zaakceptowali emigracyjne plany 18-latka. Opłacili jego podróż. Maturę miał zrobić w Jerozolimie, a potem studiować na uniwersytecie hebrajskim. I tak się stało.

W 1929 r., po wywołanych przez Arabów starciach w Hebronie – gdzie zginęło ponad stu Żydów – Abraham wstąpił do Hagany: żydowskiej samoobrony, założonej w 1920 r. Jego udział w walkach był skromny: bez broni, pełnił dyżury obserwacyjne na dachu synagogi na Starym Mieście w Jerozolimie. Mocno przeżył tę bezsilność. Jego radykalizm narastał. Został wyznawcą poglądów Zeewa Żabotyńskiego, że tylko zdecydowane akcje zbrojne (z ich punktu widzenia: odwetowe) wobec Arabów zabezpieczą żydowskich osadników.

PSEUDONIM „JAIR” To, że Abraham nie uwzględniał praw i racji arabskich, było oczywistością. A jako człowiek wychowany w Polsce za wzór do działania dla Żydów uważał polskie konspiracje i ruch oporu z roku 1863 albo z lat 1905-07. Podobno uwielbiał poezję Słowackiego (czytaną oczywiście w oryginale), szanował Piłsudskiego i jego Legiony. Kultem darzył historię obrony Masady – punktu oporu żydowskich powstańców na przełomie 73 i 74 roku naszej ery – i podziwiał jej obrońców, którzy wybrali zbiorowe samobójstwo, by nie wpaść w ręce Rzymian.

W 1923 r. Żabotyński proklamował powstanie Frakcji Rewizjonistycznej w Organizacji Syjonistycznej, zarzucając przywódcom ruchu syjonistycznego brak zdecydowania. W 1931 r., na XVII Kongresie Syjonistycznym, Żabotyński rzucił wyzwanie syjonistycznym liderom: liberałowi Chaimowi Weizmannowi i socjal­demokracie Ben Gurionowi.

Przyszłe kadry Frakcji Rewizjonistów miała kształtować powstała w 1923 r. organizacja młodzieżowa Betar, która na terenie Polski liczyła 70 tys. członków. Ze względu na kult siły i fascynację autorytarnym państwem oraz żywiołową niechęć do socjalistycznego Bundu była to organizacja znienawidzona przez lewicującą młodzież żydowską.

Abraham podążał za swym ideowym przywódcą. W 1931 r. wystąpił z Hagany i wstąpił do powstającej organizacji Irgun, która zakładała bezkompromisową walkę z Arabami i Brytyjczykami, postrzeganymi jako przeszkoda na drodze do państwa żydowskiego. Zaczął posługiwać się pseudonimem „Jair” – takie imię nosił dowódca obrony Masady.

29-LETNI KOMENDANT W 1933 r. Stern skończył studia i jako zdolny filolog dostał stypendium doktorskie na uniwersytecie we Florencji. Rozwijał się też jako poeta (wzorował się na polskich futurystach i Majakowskim). Pisał dramatyczne poematy, pełne patriotycznych uniesień oraz motywów śmierci i krwi.

W 1936 r. przyjechał po niego z Palestyny inny syjonistyczny radykał: Abraham Zilberg-Tehomi, jeden z byłych dowódców Hagany, który zorganizował dysydencki Irgun i wyprowadził do niego 7 tys. bojowników Hagany. Zilberg-Tehomi był sprawcą czynu, który w 1924 r. zaszokował ruch syjonistyczny w świecie: na schodach synagogi w Jerozolimie zastrzelił Izraela de Haana – znanego ultrareligijnego Żyda z Holandii, który rozczarował się co do syjonizmu i apelował do Ligi Narodów i Brytyjczyków, aby w Palestynie utworzyć jedynie judaistyczne centrum życia religijnego i nie wpuszczać tam niereligijnych Żydów.

Zilberg-Tehomi zaproponował Sternowi, by ten został jego zastępcą. 29-letni Stern porzucił doktorat, wrócił do Palestyny i zajął się konspiracją. Gdy rok później Zilberg-Tehomi pogodził się z przywódcami syjonistycznymi i wrócił do Hagany, Stern został dowódcą tych, którzy wracać nie chcieli.

Z POLSKIM WYWIADEM W ostatnich dwóch latach przed II wojną światową, jako najbliższy współpracownik Zeewa Żabotyńskiego, Stern kilka razy jeździł do Polski, którą obaj traktowali jako największy rezerwuar przyszłych kadr do walki o Izrael. Udało mu się nawiązać kontakty z polskim wywiadem – II Od- działem Sztabu Generalnego. Mimo obaw przed antysemityzmem, nasilającym się w Polsce w latach 30., sondował możliwości wspólnego z Polakami szkolenia kadr dla żydowskich oddziałów.

Odpowiadało to polskim władzom, które z zadowoleniem patrzyły na każdą możliwość emigracji z Polski żydowskiej młodzieży. Żabotyński ze ­Sternem szacowali optymistycznie, że mają szansę na „wyciągnięcie” z Polski przez 10 lat 700 tys. młodych i wykształconych Żydów (żydowska mniejszość w II RP liczyła trochę ponad 3 mln osób). W 1938 r. na polskim poligonie na Wołyniu przeszkolono wojskowo grupę kandydatów na wyjazd do Palestyny. Wiosną 1939 r. zorganizowano w Andrychowie, u stóp Beskidów, kolejny kurs dla 20-25 osób (część przybyła z Palestyny). Kurs solidny: czteromiesięczny, dywersyjno-minerski.

Niektórzy historycy żydowscy szacują, że w ramach akcji Żabotyńskiego i Sterna z Polski do Palestyny przed wrześniem 1939 r. mogło wyjechać nawet 10-12 tys. Żydów.

OFERTA DLA NIEMCÓW Po wybuchu II wojny światowej Brytyjczycy aresztowali Sterna (jak to określili: prewentywnie). Trzymali go w więzieniu do czerwca 1940 r. Zwolniony, dowiedział się o proklamacji Irgunu – że wobec wojny z III Rzeszą organizacja nie będzie atakować Brytyjczyków. Wtedy Stern założył własną organizację i rzucił hasło – wedle jego słów – „rewolty”. Jego organizacja Bojownicy za Wolność Izraela (hebrajski akronim: Lechi) liczyła tylko kilkaset osób. Ale byli zdeterminowani i ideowi, wręcz fanatyczni.

Stern uznał, że należy postępować jak Irlandczycy w 1916 r., którzy wywołali antybrytyjskie powstanie, choć Londyn był w środku wojny z Niemcami. Sformułował program „18 zasad odbudowy Narodu”, za głównego wroga uznając Brytyjczyków, a za najlepszą formę walki – akty przemocy wobec brytyjskiej administracji. Uważał, że ponieważ III Rzesza chce pozbyć się Żydów, to będzie popierać ich emigrację z Europy do Palestyny.

Nadchodzące z Europy wieści o przebiegu wojny w latach 1939-41 utwierdzały go w przekonaniu, że zwycięzcą w tym konflikcie będzie oś Berlin-Rzym i należy wywieść z tego praktyczne korzyści. Dlatego 1 listopada 1940 r. wysłał do niemieckiego ambasadora w Bejrucie emisariusza, z ofertą dla Berlina. Proponował – w nawiązaniu do hasła Hitlera o konieczności „rozwiązania kwestii żydowskiej” – współpracę „dla realizacji wspólnego celu, jakim jest utworzenie żydowskiego państwa” (sic!). Ale Niemcy nie potraktowali poważnie inicjatywy Sterna, nie odpowiedzieli na nią. W świetle dzisiejszej wiedzy widać, że koncepcja Sterna była absurdalna. Ale trzeba uwzględnić fakt, że w 1940 r. systematyczny mord na europejskich Żydach jeszcze się nie rozpoczął.

„GANG STERNA” To, co stało się w listopadzie 1940 r. – gdy Brytyjczycy nie wpuścili do Palestyny ponad 3,5 tys. żydowskich uchodźców z Wiednia, Gdańska i Pragi – i wcześniej brytyjska „Biała Księga” z 1939 r. (o ograniczeniu emigracji do Palestyny do 75 tys. Żydów w ciągu 5 lat) były dla Sterna dowodem na słuszność jego poglądów.

Uważał, że prowadzenie bezpośredniej walki zbrojnej będzie ważnym elementem przemiany Żydów w nowoczesne społeczeństwo i zerwaniem z defetystycznym żydowskim pacyfizmem z diaspory. Uznał też za dopuszczalne moralnie, by dla wsparcia działalności organizacyjnej dokonywać napadów na banki.

Choć był człowiekiem zsekularyzowanym, w jego myśleniu i wypowiedziach pełno było mistycyzmu walki o wyzwolenie, podpieranego cytatami z Biblii. Członkowie Lechi deklarowali się jako potomkowie starożytnych Zelotów, a w ich publicystyce mówiło się o budowie Trzeciej Świątyni jako zakończeniu budowy państwa Izrael.

Działania Sterna budziły coraz większy opór również wśród społeczności żydowskiej. Zwłaszcza po tym, jak w kierowanych przez niego napadach na banki zginęło również dwóch żydowskich policjantów i dwóch żydowskich przechodniów. Brytyjczycy ogłosili go kryminalistą i niemiecką „piątą kolumną”. Za szkodnika i wroga uważał Sterna najbardziej znany przywódca syjonistyczny Dawid Ben Gurion. Pilnował nawet, by nigdy nie używano nazwy organizacji Sterna, lecz mówiono jedynie o „gangu Sterna”.

Na przełomie 1941 i 1942 r. władze brytyjskie wydały list gończy za Sternem i ogłosiły nagrodę za pomoc w jego ujęciu. Postawili też sobie za cel zniszczyć Lechi do ostatniego członka (na marginesie: jej bojowcy, w większości znający polski, wykorzystywali szczególny kamuflaż konspiracyjny: przebierali się w mundury stacjonującej w Palestynie armii Andersa).

ZDELEGALIZOWANI, AMNESTIONOWANI 12 lutego 1942 r. brytyjska policja otoczyła konspiracyjne mieszkanie w Tel Awiwie, gdzie nocował Stern. Kilku policjantów wdarło się do mieszkania. Abraham został aresztowany. A kilka minut później zastrzelony przez dowodzącego akcją oficera.

W komunikacie stwierdzono, że Stern wyrwał się policjantom. Plotki mówią, że był skuty kajdankami, z rękami do tyłu. Prawdopodobnie zamordowanie go było swego rodzaju „wyrokiem bez sądu”, na który władze brytyjskie zdecydowały się wobec zagrożenia niemiecką inwazją – był to czas, gdy armie niemiecka i włoska odnosiły sukcesy w Afryce Północnej (ich ofensywę zatrzymano pod El-Alamejn dopiero jesienią 1942 r.).

Odpowiedzią Lechi było zabójstwo brytyjskiego ministra kolonii lorda Moyne’a, współautora brytyjskiej polityki w Palestynie i przyjaciela Churchilla. Zamachu dokonano w 1944 r. w Kairze – pokazując, że żydowska konspiracja może uderzyć także poza Palestyną. Również w 1944 r. zastrzelono na ulicy w Jerozolimie oficera policji, który aresztował Sterna.

Mimo śmierci twórcy, Lechi działała dalej. Najbardziej znaną jej akcją było zabójstwo dokonane 17 września 1948 r. na przedmieściach Jerozolimy: zginął hrabia Folke Bernadotte, szwedzki dyplomata. Był mediatorem ONZ w konflikcie arabsko-izraelskim (państwo Izrael istniało już od czterech miesięcy). Radykałowie z Lechi uznali, że Bernadotte zasługuje na śmierć za głoszenie idei powstania w Palestynie unii dwóch państw, żydowskiego i arabskiego, i za optowanie za prawem powrotu uchodźców palestyńskich do domów.

Jeszcze w 1948 r. państwo Izrael zdelegalizowało Lechi i zakazało jej działalności – jednocześnie, w lutym 1949 r., udzielając jej członkom generalnej amnestii.

PÓŹNIEJ Po wielu latach dominacji orientacji lewicowej i socjaldemokratycznej wśród twórców państwa i przywódców ruchu syjonistycznego, w 1977 r. wybory w Izraelu wygrała prawicowa partia Likud. W odróżnieniu od poprzedników odwoływała się do idei Żabotyńskiego i Betaru oraz wycofała się z otwartej krytyki Sterna przez Tel Awiw.

Choć dziś uznaje się, że jego koncepcje były błędne, docenia się jego idealizm i poświęcenie. Icchak Szamir – współpracownik Sterna i działacz Lechi – był w latach 1983-84 i 1986-93 premierem Izraela. Podobno do postaci Sterna z szacunkiem odnosi się Beniamin Netanjahu, od 1993 r. przewodniczący Likudu i premier w latach 1996-99 oraz od roku 2009 do dziś.

Mieszkanie, gdzie zginął Stern, jest muzeum Lechi i miejscem pielgrzymek prawicowej młodzieży. W kilku miastach nazwano na jego cześć ulice, a w 1978 r. prawicowy rząd Begina zainspirował pocztę do wydania znaczka z jego podobizną.

29 stycznia 2008 r. parlament uczcił pamięć Sterna specjalnym posiedzeniem z okazji stulecia jego urodzin. Premier Ehud Olmert w laudacji mówił o znaczeniu Sterna dla powstania państwa. Dodając, że „w ruchu syjonistycznym wybrał bardzo nietypową drogę”. ©

źródło: Tygodnik Powszechny

Dariusz Kaliński

Czy dowódcy armii Andersa… byli ojcami założycielami państwa Izrael?

Czy gdyby nie postawa Władysława Andersa to Izrael w ogóle by powstał? Na zdjęciu generał w okresie międzywojennym (źródło: domena publiczna).

Broń, pieniądze, a nade wszystko wyszkoleni ochotnicy. Polacy zaczęli wspierać żydowskie organizacje niepodległościowe już przed wojną. Najwięcej późniejsze wojsko izraelskie zawdzięcza jednak Armii Andersa. Jak duży był udział polskich generałów w powstaniu państwa żydowskiego?

W 1936 roku w Warszawie przedstawiciele żydowskich organizacji niepodległościowych odbyli szereg spotkań z polskimi władzami. W rozmowach z premierem, generałem Felicjanem Sławojem Składkowskim, oraz Józefem Beckiem, ministrem spraw zagranicznych, zabiegali oni o wsparcie dla narodowego ruchu syjonistycznego.

Pokłosiem tych negocjacji były dotacje dla organizacji żydowskich oraz szkolenia wojskowe dla kadr formującej się izraelskiej armii. Jeszcze przed wybuchem wojny w ramach polskiego Przysposobienia Wojskowego przeszkolono między 8 a 10 tysięcy młodych Żydów z organizacji Bejtar. Zorganizowano również trzymiesięczny kurs oficerski dla przyszłych dowódców.

Pomoc polska obejmowała także dostawy broni. Szmuglowano ją do Palestyny w maszynach rolniczych, budowlanych, a nawet w dobytku emigrujących z Polski Żydów. Łącznie do 1 września 1939 roku „wyeksportowano” na różne sposoby około 3 tysięcy karabinów piechoty, 220 karabinów maszynowych, 10 tysięcy granatów i 3 miliony sztuk amunicji. Cały proceder odbywał się pod nadzorem oficerów polskiego wywiadu.

 

Żydzi w 2. Korpusie Polskim

W trakcie drugiej wojny światowej zbrojne organizacje żydowskie w Palestynie początkowo korzystały ze zaplecza szkoleniowego Brytyjczyków. Pod okiem angielskich oficerów udało im się przysposobić kilka tysięcy ludzi. Było to możliwe dzięki wsparciu, którego udzieliły wyspiarzom wobec spodziewanego zagrożenia ze strony niemieckiej.

Władze brytyjskie wkrótce jednak wycofały się z tego korzystnego dla żydowskiego ruchu państwowotwórczego układu. Doszły do wniosku, że w ten sposób mogą wyhodować na własnym terenie potencjalnego wroga.

Żydzi w dalszym ciągu rozpaczliwie potrzebowali wyszkolonych bojowników. I wtedy niespodziewanie na scenie pojawili się znów Polacy. Do Palestyny przybyła armia polska dowodzona przez generała Władysława Andersa. A w niej… już wyszkoleni żydowscy żołnierze. Bezpośrednio w oddziałach wojskowych służyło ich około 4,5 tysięcy. Ogółem w strukturach wojska Andersa znajdowało się natomiast około 6,5 tysięcy osób narodowości żydowskiej.

Gdy polskie obozy wojskowe były zlokalizowane na terenach odludnych, kontakt armii Andersa z żydowskimi bojownikami był niewielki. Stopniowo jednak żołnierze zaczęli wychodzić na przepustki i poznawać miejscowych. W tym samym czasie żydowskie organizacje niepodległościowe, a zwłaszcza Hagana, przenikały do obozów, by i tam prowadzić odpowiednio ukierunkowaną agitację. Na efekty tych zabiegów nie trzeba było długo czekać.

Melduję, że jutro zdezerteruję!   

Pierwsze dezercje Żydów z Armii Andersa rozpoczęły się w sierpniu 1943 roku. Ich skala była imponująca: w ciągu mniej więcej pięciu tygodni polskie szeregi opuściło około 800 Żydów. Z pewnością nie była to akcja spontaniczna. Aktywnie wspierały ją organizacje syjonistyczne. Zapewniały one uciekinierom przewodników, podstawiały samochody oraz pomagały załatwić cywilne ubrania i nową tożsamość.

Jak to możliwe, że tak wielu osobom udało się zbiec z armii w tak krótkim czasie? Wszystko wskazuje na to, że dezercje żołnierzy pochodzenia żydowskiego odbywały się… za wiedzą i aprobatą polskiego dowództwa. Zdarzały się bowiem nawet takie przypadki, że przyszły „dezerter” przed ucieczką przechodził dodatkowe przeszkolenie dywersyjno-sabotażowe.

Polscy żołnierze, zwłaszcza oficerowie, rozumieli intencje, jakimi kierowali się ich żydowscy koledzy. Wspomnienia jednego z nich przytacza w książce „Wyklęta Armia. Odyseja Armii Andersa” Kacper Śledziński:

Po prostu żołnierz jechał na przepustkę i już nie wracał. W takich wypadkach pułk miał obowiązek sporządzić list gończy i przekazać go do dowództwa korpusu. Gdy ilość wypadków zaczęła rosnąć, pułkownik kazał mi się zająć tą sprawą. Dyskutowaliśmy w kasynie o tym problemie. Stosunek do niego naszych oficerów był jednomyślny: jeśli lojalność tych uciekinierów jest po stronie Izraela, to niech idą. Pułkownik przypominał nam, aby nie dopuścić do szykan. Nie mieliśmy z tym żadnych kłopotów.

W sumie szeregi 2. Korpusu Polskiego opuściło ponad 3 tysiące żołnierzy narodowości żydowskiej. Przyzwolenie dowódców na ten proceder sprawiało przy tym, że niektóre „ucieczki” zamieniały się wręcz w farsę. Na przykład jeśli żydowski żołnierz tak informował polskiego przełożonego o swoim zamiarze:

 – Panie kapitanie, melduję że jutro zdezerteruję!
–  W takim wypadku, żołnierzu, życzę powodzenia.

Rodzina, rzecz święta

Równie powściągliwie na wieści o topniejących szeregach przebywającego w Palestynie wojska zareagowały polskie władze. Oczywiście, generał Anders nie mógł pozostać bezczynny. W końcu wszystkich żołnierzy obowiązywała przysięga wojskowa na wierność Rzeczypospolitej, a dezercja karana była śmiercią. Pojawiły się też naciski ze strony Brytyjczyków. Przeświadczeni o polskim antysemityzmie, chcieli oni, by polskie oddziały wzięły udział w poszukiwaniach dezerterów.

Generał wysłał do polskich władz w Londynie raport informujący o problemie „znikających” żołnierzy żydowskiego pochodzenia. Odpowiedź z Wielkiej Brytanii była jednak zachowawcza. Ograniczono się jedynie do polecenia spisania uciekinierów i przekazania listy w ręce brytyjskie. Polska żandarmeria miała nie podejmować w ogóle żadnych działań. Anders w swoich wspomnieniach tak pisze o tej kwestii:

Dezercje tak wielkiej ilości Żydów, częściowo dobrze wyszkolonych, spowodowały znaczne luki w oddziałach. Nie zezwoliłem na poszukiwanie dezerterów i ani jeden dezerter nie został przez nas aresztowany. Postanowiłem nie stosować ściśle wobec mniejszości narodowych ustawy o powszechnym obowiązku służby wojskowej obywateli polskich poza Krajem. Nie chciałem mieć pod dowództwem żołnierzy, którzy bić się nie chcą.

W sprawie dezerterujących z szeregów polskiej armii Żydów przychylne stanowisko zajął prawdopodobnie także generał Kazimierz Sosnkowski. Po tragicznej śmierci generała Władysława Sikorskiego objął on stanowisko Naczelnego Wodza. Do łagodnego traktowania uciekinierów przekonała nowego najwyższego dowódcę zapewne jego szwagierka, doktor Teresa Lipkowska. Po ewakuacji Armii Andersa ze Związku Radzieckiego osiadła ona na stałe w Palestynie. Stała się tam sympatykiem żydowskiej zbrojnej organizacji Irgun.

Kiedy zaczęły się dezercje Żydów, Lipkowska starała się wymusić na szwagrze, aby rozkazał zaniechać poszukiwań uciekinierów. Argumentowała przy tym, że żołnierze ci nie uciekają z pola walki, ale wprost przeciwnie – wybierają o wiele trudniejszy i bardziej dla nich niebezpieczny bój. I możliwe, że tak właśnie, decyzją Naczelnego Wodza, sprawa została ostatecznie rozstrzygnięta.

Terroryści, politycy i wojskowi

A jakie były koleje losu zbiegłych z Armii Andersa żołnierzy? Najsłynniejszym dezerterem był absolwent prawa Uniwersytetu Warszawskiego, a potem kapral 5. Kresowej Dywizji Piechoty, Mieczysław Biegun. Dał on się wkrótce poznać całemu światu jako Menachem Begin. Po ucieczce z polskiego wojska wstąpił w szeregi Irgunu. Szybko stanął na jego czele i zasłynął jako „ojciec” bliskowschodniego terroryzmu.

To z inicjatywy Begina Irgun 22 lipca 1946 roku przeprowadził pierwszy w historii atak terrorystyczny z użyciem samochodu-pułapki. W wyniku eksplozji pół tony materiałów wybuchowych zawaliła się część hotelu King Dawid w Jerozolimie. Zginęło wówczas 91 osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.

W kolejnych dekadach Begin poświęcił się polityce. W 1977 roku został premierem Izraela. Rok później, w grudniu, otrzymał zaś Pokojową Nagrodę Nobla za podpisanie porozumienia pokojowego z Egiptem. Na czele izraelskiego rządu stał do 15 września 1983 roku, kiedy to zrezygnował i ostatecznie wycofał się z życia politycznego. Zmarł w 1992 roku.

Nie ulega wątpliwości, że wyszkoleni przez Polaków żołnierze z Beginem na czele wydatnie wzmocnili żydowskie organizacje niepodległościowe. Hagana i Irgun stały się zresztą póżniej trzonem izraelskiej armii. Do ich scalenia doszło po ogłoszeniu przez Izrael niepodległosci (14 maja 1948 roku). Powstałe w ten sposób Izraelskie Siły Obronne liczyły około 35 tysięcy żołnierzy. Był to poważny atut, który pozwolił obronić młode żydowskie państwo przed inwazją państw arabskich. Czy byłoby to możliwe bez polskiego wsparcia? Teoretycznie, uwzględniając zarówno ludzi przeszkolonych przed wojną w Polsce, jak i dezerterów z Armii Andersa, co trzeci z żołnierzy, którzy wówczas obronili Izrael, mógł wyjść spod ręki naszych oficerów.

Bibliografia:
  1. Władysław Anders, Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939-1946, Test 1992.
  2. Andrzej Chojnowski, Jerzy Tomaszewski, Izrael, Trio 2001.
  3. Norman Davies, Szlak Nadziei. Armia Andersa: marsz przez trzy kontynenty, Rosikon Press 2015.
  4. Aleksander Klugman, Izrael. Ziemia świecka, Iskry 2001.
  5. Krzysztof Kubiak, Hagana – narodziny armii obywatelskiej, cz. 1-3, „MMS Komandos” nr 6-9 (160-162) 2006.
  6. Krzysztof Kubiak, Żydowskie organizacje bojowe czasów wojny o niepodległość, „MMS Komandos” nr 3 (68) 1998.
  7. Sylwester Strzyżewski, Dezercje Żydów z Armii Andersa w świetle dokumentów Instytutu Polskiego i Muzeum im. Władysława Sikorskiego w Londynie, Zeszyty Naukowe WSOWL Nr 3(165) 2012.
  8. Kacper Śledziński, Wyklęta Armia. Odyseja Armii Andersa, Znak Horyzont Kraków 2017.

źródło: Ciekawostki Historyczne

27 listopada 2019

Rafał Chabasiński

W Izraelu znowu szerzy się wściekły antypolonizm. Dzień jak co dzień?

Polskie władze zareagowały w sprawie niewłaściwie użytej mapki w serialu Netflixa. Sprawa dotyczy II Wojny Światowej i rzekomego polskiej współodpowiedzialności za Holocaust. Nie powinno nie powinno dziwić, że takie szybko znalazły krytyków. Czy antypolonizm w Izraelu stanowi poważny problem?

Polski premier przekonuje Netflixa do interwencji sprawie niepoprawnej mapy w serialu historycznym

Pisaliśmy na łamach Bezprawnika o działaniach polskiego rządu, w tym Mateusza Morawieckiego, w sprawie nowego serialu Netflixa. Skupiający się na postaci strażnika nazistowskich obozach zagłady „Iwan Groźny z Treblinki” zawierał przekłamaną mapę. Rozmieszczenie tych obiektów zostało nałożone na współczesne granice. Oczywiście, większość z nich trafiła w granice Polski. Zdaniem naszych władz taki stan rzeczy mógł budzić w widzach wrażenie, że nasz kraj miał coś wspólnego z Zagładą.

Netflix zareagował. O ile firma zapowiedziała, że będzie wspierać twórców serialu, o tyle zapowiedziała stosowne korekty. Jest to niewątpliwie pewien sukces polskiej polityki historycznej. Zwłaszcza, że został osiągnięty stosunkowo łagodnymi i rozsądnymi środkami. Niestety, najwyraźniej nie każdemu podoba się sam fakt walki przez Polskę o swoje dobre imię.

Do Rzeczy informuje o reakcji ze strony byłego izraelskiego dyplomaty, Gideona Meir. Pełnił chociażby funkcję ambasadora we Włoszech w latach 2006-2011. Wszystko zaczęło się od dotyczącego kwestii mapy wpisu naszego ambasadora w Izraelu, Marka Magierowskiego. Odniósł się w nim do słów tamtejszego dziennikarza Erana Cicurela, w myśl których „Polska zaprzecza swojej częściowej odpowiedzialności za Holocaust„.

Byłoby kłamstwem twierdzić, że wszyscy Polacy zawsze zachowywali się w porządku względem Żydów

Cicurel postanowił się odgryźć Magierowskiemu, za pomocą tego samego medium. Zarzuca ambasadorowi, że skoro jest zainteresowany debatą z Izraelczykami, to powinien wystąpić na wizji zamiast wybierać walkę w mediach społecznościowych. Tego tweeta skomentował Meir. W sposób dużo mniej dyplomatyczny. Trudno przy tym o bardziej dobitny dowód, że antypolonizm w Izraelu wciąż ma się dobrze:

Całe polskie podejście do Holocaustu jest błędne i związane z antysemityzmem z którego Polska jest znana. Część mojej rodziny pochodzi z Polski. Niemcy nie mogłyby zbudować obozów w Polsce bez współpracy ze strony polskiej ludności

Który to już raz, kiedy Polskę ktoś z Izraela oskarża o jakieś niestworzone rzeczy?

Oczywiście, antypolonizm w Izraelu wynika z trudnych rozdziałów naszej wspólnej historii. Naiwnością byłoby twierdzić, że Polacy stanowili jeden jedyny naród kryształowo czystych aniołów. Antysemityzm przed II Wojną Światową w Polsce kwitnął. Dominowała na tym polu ówczesny obóz narodowy, oraz ludzie Kościoła. Także przedstawiciele Sanacji mieli w tym zakresie niekoniecznie czyste sumienie.

W okresie PRL powojenna ludność żydowska padła ofiarą wewnętrznych rozgrywek pomiędzy komunistami, których kulminacją była antysemicka nagonka roku 1968. Jej skutkiem była masowa emigracja Żydów z Polski Ludowej. A także chyba nieodwracalne zszarganie dobrego imienia naszego kraju. Od tego momentu Polska bardzo często kojarzy się światowej opinii publicznej z antysemityzmem.

Antypolonizm w Izraelu i antysemityzm w Polsce to dwie strony tej samej monety

Także teraz ożywienie środowisk narodowych zaowocowało przebudzeniem demonów przeszłości w postaci prymitywnego, plemiennego antysemityzmu. Będącego zresztą jednym z wielu przejawów zwyczajnej niechęci do wszystkich możliwych obcych – imigrantów, Niemców, „Ruskich”, Ukraińców. Właściwie obecność Żydów na tej liście urojonych wrogów polskości nie powinna specjalnie dziwić.

Tylko czy takie zachowania usprawiedliwiają antypolonizm w Izraelu? Problem w tym, że obydwa narody mają zupełnie odmienną wizję wydarzeń z okresu II Wojny Światowej. Co więcej, zarówno dla Polski jak i Izraela polityka historyczna jest czymś bardzo ważnym. Tak naprawdę przede wszystkim na użytek wewnętrznej polityki. Na historii najwięcej chce ugrać w obydwu krajach szeroko rozumiana prawica. Nie tylko ta „ultrapatriotyczno-polulistyczna”.

Polska stanowczo odrzuca wszelkie zarzuty o współudział w Holocauście. Niektórym Żydom nie mieści się to w głowie. W ich mniemaniu fakt, że naziści chcieli dokonać eksterminacji Żydów oraz to, że przed wojną w Polsce istniał duży problem antysemityzmu automatycznie oznaczają porozumienie pomiędzy jednymi a drugimi. Zwłaszcza, że Żydzi z pewnością mają w pamięci nie tylko polskich Sprawiedliwych, ale także szmalcowników i osoby żerujące na trudnym położeniu ich przodków.

Polacy nigdy nie przyjmą na siebie części odpowiedzialności za Holocaust – dlatego, że nasz naród po prostu jej nie ponosi

Tyle tylko, że to sposób myślenia na wskroś błędny. Zakłada bowiem, że III Rzesza w jakimkolwiek stopniu musiała się przejmować opinią Polaków na terenach przez siebie okupowanych. Nie musiała. Na wszelki opór reagowała barbarzyńskim terrorem. Po prostu mordując każdego, kto próbuje się sprzeciwiać okupantowi. Przyjęcie tego do wiadomości wymagałoby jednak uznania, że także inne narody niż żydowski wycierpiały wiele w tracie II Wojny Światowej. W tym przypadku przede wszystkim polski czy rosyjski.

Co więcej, nie sposób nie zauważyć, że za postępowanie III Rzeszy Niemieckiej na okupowanych terytoriach polskich, w świetle prawa międzynarodowego, żadna forma polskiej państwowości nie ponosi odpowiedzialności.

Tymczasem Holocaust w izraelskiej narracji jest czymś wyjątkowym, bezprecedensowym i unikalnym. Polacy tutaj nie tylko absolutnie odmawiają uznania izraelskiej narracji o ich własnych przewinach, ale również uzurpują sobie miano takiej samej ofiary tej wojny jak Żydzi. Ta sprzeczność interesów budzi wrogość. Dziwić może jednak brak jakiekolwiek chęci zrozumienia drugiej strony. A także uparte ignorowanie podstawowych faktów.

Na pewną ironią zakrawa przy tym fakt, że Polska do tej pory była jednym z najbardziej proizraelskich państw Unii Europejskiej. W przeciwieństwie do chociażby Francji, bardzo krytycznej co do posunięć państwa żydowskiego na Bliskim Wschodzie. Łączy nas przy tym strategiczny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Niestety, dla Warszawy, od początku wiadomo kogo w razie konfliktu interesów wybierze Waszyngton.

W stosunkach polsko-izraelskich prawdą historyczną mało kto się tak naprawdę przejmuje – porozumienie może nie być w ogóle możliwe

Jak więc powinniśmy jako kraj reagować na antypolonizm w Izraelu? Z pewnością nie próbą bagatelizowania i ignorowania zjawiska. Tego próbowały wcześniej niektóre polskie rządy, z dość marnym skutkiem. Nazbyt drastyczne reakcje również nie przynoszą pożądanego rezultatu. Przykładem może być nawet nie tak znowu odległa w czasie ustawa o IPN, niewymierzona przecież w Izrael czy społeczność żydowską.

Antypolonizm w Izraelu trzeba jednak nazywać po imieniu. Samo zjawisko nie różni się tak naprawdę niczym od antysemityzmu w Polsce. Jednego i drugiego po prostu nie można tolerować, są czymś równie złym. Problem w tym, że historia stanowi jedno z narzędzi uprawiania polityki. Stare jak sama cywilizacja. Prawda, jak widać na przykładzie byłego izraelskiego ambasadora, nie ma tu zbyt wielkiego znaczenia. Tak naprawdę trudno oczekiwać porozumienia, jeśli tak naprawdę żadna ze stron go nie chce.

Polacy nigdy nie przyjmą na siebie odpowiedzialności za zbrodnie, z którymi nie mają nic wspólnego. Których zresztą sami byli ofiarą. Naciski sprawiają raczej, że tym trudniej przychodzi nam przyznanie, że faktycznie byli także Polacy, którzy wyrządzili Żydom krzywdę.

Tak samo nie ma szans, żeby Polska zdecydowała się zapłacić komukolwiek z tego tytułu haracz w postaci mienia bezspadkowego. Prawo jest tutaj jednoznaczne od czasów napoleońskich. Tyle tylko, że nieskuteczność tych wszystkich nacisków najwyraźniej nie jest dostatecznym powodem, by przestać próbować. Ten swoisty klincz momentami sprawia wrażenie sytuacji, z której nie ma żadnego dobrego wyjścia.

źródło: Bezprawnik.pl

2. BNB: TAK GO CHCIELI UCISZYĆ? UJAWNIAMY FAKTY! (2019)

Sam jak wiecie mam takie samo doświadczenie za sobą w Fundacji Turleja, jak Jerzy Zięba w Visanto i to tutaj poniżej autora filmu prowadzącego serwis YouTubowy BNB. Jest to reguła jaką stosuje SYSTEM wobec niewygodnych i niepokornych. Im większe lokalny zarząd czuje poparcie struktur międzynarodowych tym bardziej bezkarnie zaczyna sobie poczynać z Polakami. A te struktury to banksterzy  działajacy w intertesie Niemiec, a to USA, a to Rosji, albo Grupa Bilderberg, ta ostatnia rzecz jasna nieformalnie. Nie skończy się to nigdy dopóki SUWEREN nie ma kontroli w Polsce nad rządzącymi. Tylko Demokracja Bezpośrednia może rozmontować ten Przestępczy UKŁAD.

https://www.youtube.com/watch?v=KqM96ye9PuA&feature=youtu.be

 

 

Podziel się!