Profesor Mirosław Matyja – „Polska semidemokracja” (część 6)
© copyright by Mirosław Matyja
„Polska semidemokracja”
Dylematy oddolnej demokracji w III Rzeczypospolitej
Część 3
Część trzecia
Doświadczenia szwajcarskie wzorem dla Polski?
Szwajcarski fenomen[1]
Szwajcarski sukces jest rezultatem wielu politycznych, ekonomicznych, społecznych i psychologicznych czynników, które w zasadzie idealnie się ze sobą zgrały na przestrzeni historii tego kraju.
Po pierwsze, Szwajcaria jest narodem opartym na woli politycznej. Inaczej nie mogłoby powstać państwo złożone z różnych mniejszości etnicznych, językowych i religijnych. Od początku państwowości szwajcarskiej ogromne znaczenie miała wola jego współtwórców i zasada wypracowywania kompromisu. Gminy i kantony były nie tylko zróżnicowane, ale i skłócone. To właśnie wola i kompromis, oraz związana z tym akceptacja poglądów przeciwników politycznych, leżą u podstaw systemu demokracji bezpośredniej. Szwajcarzy nigdy nie odnieśliby takiego sukcesu politycznego i ekonomicznego, gdyby nie te cechy charakteru narodowego, które zostały wypracowane przez wieki biedy i konieczności obrony swojego terytorium przed potężnymi sąsiadami. Wielkie znaczenie miała długa tradycja samodecydowania o sobie przy współistnieniu wielokulturowego, zróżnicowanego społeczeństwa. Szwajcarski rząd (Rada Federalna) jest formowany w sposób kolegialny, uwzględniający wszystkie cechy szwajcarskiej różnorodności. Sprawia to, że bardzo trudno jest na prędce zmienić prawo. Każda uchwalana ustawa może być poddana referendum ogólnokrajowemu. Dzięki temu w zasadzie nie jest możliwa nagła zmiana kierunku polityki Szwajcarii.
Po drugie, okupacja francuska na przełomie XVIII i XIX wieku wpłynęła pozytywnie na rozwój szwajcarskiej państwowości. Mamy wiele przykładów w historii Europy i świata, które wskazują na pozytywny efekt rozwoju instytucji państwowych i konsolidacji społeczeństwa w okresie podboju, najazdu czy okupacji. Podobnie było w Szwajcarii, gdy Napoleon objął kraj pełną kontrolą. W konsekwencji utrwalił się model państwowości, który z jednej strony przejął szwajcarską tradycję oddolnej demokracji, a z drugiej, dzięki Napoleonowi, wprowadził zasady państwa prawa.
Po trzecie, na rozwój systemu politycznego Szwajcarii pozytywnie wpłynęła neutralność państwa. Podczas Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku, Szwajcaria uzyskała status państwa wieczyście neutralnego. W uchwalonej w 1848 roku pierwszej Konstytucji Szwajcarii, kraj usankcjonował prawnie swoją neutralność i określił zasadę autonomii kantonów. Był to zdecydowany punkt zwrotny w historii Szwajcarii, wcześniej targanej wojnami religijnymi i konfliktami międzykantonalnymi. Kraj skupił się na obronie swoich granic i utrzymaniu wewnętrznego pokoju, zamiast angażować się w konflikty międzynarodowe.
I Wojna Światowa była prawdziwym wyzwaniem dla Szwajcarii. Kraj był wprawdzie neutralny, ale nastroje wśród obywateli zależały od miejsca zamieszkania. Szwajcarzy z części francusko- i włoskojęzycznej popierali państwa Ententy, podczas gdy większość z części niemieckojęzycznej sympatyzowała z państwami centralnymi. Wiadomym było, że jeśli Szwajcaria złamie warunki neutralności i zaangażuje się w konflikt, dojdzie do krwawej wojny domowej i rozpadu państwa. Dlatego rząd nieustannie odwoływał się do szwajcarskich ideałów i apelował o jedność narodową. Szwajcaria wyszła z tej próby zwycięsko, bo praktycznie nie została dotknięta przez I Wojnę Światową, która zrujnowała niemal całą Europę.
Podczas II Wojny Światowej kraj również potrafił zachować neutralność. Przede wszystkim dzięki korzystnej sytuacji geopolitycznej, ale również doskonale uzbrojonej armii typu milicyjnego, oraz solidnym bankom przestrzegającym tajemnicy bankowej.
Po czwarte, istotnym czynnikiem rozwoju systemu demokracji w Szwajcarii jest bogactwo tego kraju. Nie trzeba nikogo przekonywać, że stabilność polityczna jest kluczem dla rozwoju gospodarczego kraju. Ale i vice versa. Rozwój gospodarczy i dobrobyt zapewniają stabilizację polityczną. System demokracji bezpośredniej jest kosztowny, i aby go utrzymać, potrzebne są odpowiednie środki finansowe. Tu rodzi się pytanie – skąd wziął się taki dobrobyt w tym małym, pozbawionym surowców i dostępu do morza, alpejskim kraju?
Struktura ekonomiczna Szwajcarii opiera się głównie na przemyśle precyzyjnym i chemicznym, turystyce, rolnictwie zorientowanym na eksport, oraz bankowości i usługach finansowych. We wczesnym średniowieczu górale w Alpach zrezygnowali z uprawy roli, ograniczając się do hodowli zwierząt mlecznych, oraz produkcji mleka i serów. To dlatego światową wizytówką Szwajcarii są jej słynne do dzisiaj sery i czekolady.
Konflikty religijne w Europie sprawiły, że w Genewie zdominowanej od XVI wieku przez Kalwina, pojawili się francuscy hugenoci, którzy zajmowali się produkcją zegarków. Był to początek przemysłu zegarmistrzowskiego w Szwajcarii. Zegarki niemal od razu zaczęły być eksportowane do bogatszych krajów europejskich.
W XIX wieku szwajcarskie Alpy zostały odkryte przez zamożnych Brytyjczyków. To oni zdobywali jako pierwsi najwyższe szczyty tego kraju. W ten sposób rozwinęła się turystyka.
Pod koniec XIX wieku, w epoce industrializacji rozwinął się przemysł tekstylny, a z niego wyrósł chemiczny, mechaniczny i farmaceutyczny. Przemysł szwajcarski nie miał żadnych ograniczeń patentowych. Poza tym Szwajcaria wprowadziła bardzo niskie cła importowe, dzięki czemu szwajcarskie produkty stały się konkurencyjne. W 1934 roku wprowadzona została tajemnica bankowa, będąca bezpośrednią przyczyną rozwoju sektora finansowego. Tak sprzyjające warunki do rozwoju gospodarki, prowadziły do politycznej stabilizacji kraju, i zaczęły przyciągać do Szwajcarii licznych imigrantów, wśród których znalazło się wielu przedsiębiorców.
Prawdziwy boom gospodarczy w Szwajcarii rozpoczął się jednak po II Wojnie Światowej, gdy zniszczona Europa podnosiła się z ruin. Ponieważ Szwajcarska gospodarka i przemysł pozostały niezniszczone, tak więc kraj zaczął masowo eksportować swoje produkty do zdewastowanych przez wojnę sąsiadów – Niemiec, Francji i Włoch. Późniejszy okres zimnej wojny również okazał się być sprzyjającym. W szwajcarskich bankach lokowane były pieniądze zachodnich polityków i przedsiębiorców „czerwonej arystokracji” z Europy Wschodniej, oraz dyktatorów z całego świata.
Po piąte, Szwajcarzy są odpowiedzialni za siebie i swoje otoczenie, oraz cechuje ich pracowitość. Nazywa się ich stereotypowo narodem policyjnym, ponieważ każdy dobrze strzeże wspólnego dobra. Sami decydują o każdej dziedzinie swojego życia, więc dbają o własność publiczną tak jak o swoją. Odnosi się to również do polityki, którą uprawia się w Szwajcarii aktywnie przede wszystkim na poziomie gminy. Szwajcarzy uczą się współodpowiedzialności za wspólne dobro już od dziecka, i to procentuje potem w dorosłym życiu. Decyzje podejmowane w ramach referendum nie są pochopne, lecz dokładnie przemyślane i podejmowane z poczuciem odpowiedzialności za siebie, za państwo, i za przyszłe pokolenia.
Wieki biedy i ubóstwa odbiły się pozytywnie na pracowitości helweckiego narodu. Dla Szwajcarów praca stanowi dużą wartość i jest kultywowana w społeczeństwie. Sondaże wskazują, że praca jest dla nich nie tylko prawdziwym źródłem bogactwa, ale również satysfakcji. Luksus zdecydowanie ustępuje miejsca funkcjonalności, i mało kto obnosi się z dobrami materialnymi. Bardziej liczy się odpowiedzialność za wspólne dobro, a praca sama w sobie jest dla Szwajcarów ogromną wartością, często zdecydowanie ważniejszą od bogactwa.
Po szóste, często zapomina się o tym, jak wielką rolę w rozwoju społeczno-politycznym państwa odgrywa edukacja. W Szwajcarii jest ona określana, nie bez przyczyny, bogactwem narodowym. System oświatowy skonstruowany jest pragmatycznie i opiera się na dwóch filarach – kształceniu ogólnym i zawodowym. Żadna z wybranej drogi nie zamyka uczniom drzwi bezpowrotnie do dalszego kształcenia. Jeśli ktoś kończy zawodową szkołę średnią, może dodatkowo zrobić tak zwany roczny kurs dokształcający, i studiować zupełnie inny kierunek. Dlatego w Szwajcarii mówi się, że każda droga edukacyjna prowadzi do zamierzonego celu. Poza tym uczniowie uczą się tak zwanego biznesu nie w wyższych szkołach, lecz praktycznie od podstaw. Ciekawe, że szkoły zawodowe i branżowe są bardziej popularne niż ogólnokształcące.
Po siódme, mentalność Szwajcarów odgrywa istotną rolę w rozwoju i utrzymaniu systemu demokracji bezpośredniej. Jest to mentalność z pozoru nieciekawa, bo nacechowana spokojem, równowagą ducha, pozorną powolnością, akceptowaniem autorytetów, punktualnością i dokładnością.
Z obcego punktu widzenia wydaje się co najmniej dziwne, że to właśnie demokracja bezpośrednia w wydaniu szwajcarskim stanowi jeden z najstabilniejszych systemów politycznych na świecie. Wydawałoby się, że oddanie władzy ludziom powinno prowadzić do totalnej ruiny budżetu państwa. Przykłady wielu przeprowadzonych referendów obalają jednak tę teorię. Obywatele szwajcarscy musieli i muszą ustosunkować się często do bardzo odważnych i nietypowych wniosków. Na przykład do przedłużenia płatnego urlopu do 6 tygodni, do wprowadzenia minimalnego dochodu bezwarunkowego, czy do likwidacji armii szwajcarskiej. Szwajcarzy jednak udowodnili, że potrafią rządzić się mądrze i dalekowzrocznie, i nie ulegają przy tym nierealnym sloganom i niejasnym wizjom.
Podsumowując należy stwierdzić, że Szwajcarzy wypracowali unikalny, sprawnie funkcjonujący system polityczny, który nie ma odpowiednika we współczesnym świecie. Sprawiła to wiekowa socjalizacja obywatelska, polityczna wola narodu, dyscyplina i pracowitość, współodpowiedzialność za państwo i siebie, skłonność do kompromisów, korzystna sytuacja geopolityczna, i wreszcie mentalność i edukacja.
Szwajcaria – naród i mniejszości narodowe[2]
Szwajcarski naród
Czy istnieje w ogóle szwajcarski naród w tym zróżnicowanym i wielokulturowym państwie? Owszem istnieje, choć jego definicja różni się nieco od powszechnie przyjętego pojęcia narodu.
Pierwsza próba zdefiniowania szwajcarskiej narodowości sięga roku 1872, kiedy chyba po raz pierwszy usiłowano ustalić, czy jest coś takiego jak szwajcarska narodowość. Szukano odpowiedzi na pytanie, czy ludność Szwajcarii może rościć sobie prawo do określania się Narodem, czy raczej powinna być pojmowana jako społeczność składająca się z wielu narodowości (niemieckiej, francuskiej i włoskiej), które są w stanie koegzystować ze sobą pokojowo.
W tamtych czasach ogólne rozumienie narodu zgadzało się z teraźniejszym pojęciem narodu szwajcarskiego, a jego podstawą był początek tak zwanego okresu helwetyki (1798–1803). Wówczas Szwajcaria była zorganizowana na wzorzec francuski pod nazwą Republiki Helweckiej. Okres ten widziany na zewnątrz jako okupacja, doprowadził w Szwajcarii do wykreowania dwóch elementarnych podstaw przyszłej państwowości – demokracji i jedności, które funkcjonują na terenie tego kraju do dzisiaj. Poczucie narodowej więzi wzmocniło się w miarę upływu czasu, głównie dzięki wydarzeniom historycznym (na przykład II Wojna Światowa), i utrwaleniu neutralności kraju.
Należy zwrócić uwagę na fakt, że pojęcie narodu nie występuje w konstytucji Konfederacji Szwajcarskiej. Co prawda można doszukać się w niej takich określeń jak Rada Narodowa lub Bank Narodowy, lecz próżno byłoby szukać pojęcia naród szwajcarski. Jeszcze w preambule konstytucji z roku 1848, a następnie w zmodyfikowanej konstytucji z 1874 r. występowało słowo naród (niem. Nation):
Die Schweizer Eidgenossenschaft, in der Absicht, den Bund der Eidgenossen zu befestigen, die Einheit, Kraft und Ehre der schweizerischen Nation zu erhalten und zu fördern, […].
Całkowita modyfikacja konstytucji, która nastąpiła w 1999 roku, doprowadziła do zmiany tekstu preambuły i usunięcia z niej słowa naród. Preambuła obecnej konstytucji zawiera pojęcie społeczeństwa (niem. Volk, fr. peuple, wł. popolo i retoromański pievel), ale nie narodu.
Pojęcie naród zawarte jest w konstytucji szwajcarskiej jedynie w domyśle, natomiast samo państwo określa się mianem narodu woli (niem. Willensnation). Określenie to nie jest tak homogeniczne, jak ma to miejsce w innych państwach europejskich. W tym sensie Szwajcarzy widzą siebie i swój naród przez pryzmat wielości i różnorodności, a ich koegzystencja definiowana jest ich wolą współistnienia. Również w tym kontekście popularne jest pojęcie narodu politycznego (niem. politische Nation), a w ostatnich latach zaś używa się coraz częściej określenia naród wielokulturowy(niem. multikulturelle Nation), w celu określenia społeczności zamieszkującej helwecki kraj.
Rozważania na temat roli pojęcia „naród“ w szwajcarskiej konstytucji i w życiu codziennym obywateli tego kraju, wydają się istotne ze względu na kwestie mniejszości etnicznych i narodowych, a także ich zdefiniowanie i osadzenie w ramach polityczno-prawnych oraz kulturowych.
Biorąc pod uwagę cztery obowiązujące języki i różnorodność religii, należy stwierdzić, iż Szwajcaria jest państwem, które styka się na codzień z problemem mniejszości etnicznych i narodowych, lub po prostu kulturowych.
Szwajcarskie mniejszości narodowe
Szwajcarska definicja mniejszości narodowych bierze głównie pod uwagę dwa zasadnicze aspekty:
- warunkiem koniecznym jest szwajcarskie obywatelstwo
- dana mniejszość narodowa powinna być związana trwale i przez dłuższy czas z państwem szwajcarskim. Z tego bezpośrednio wynika, że „nowe” i niechronione prawnie mniejszości, jak chociażby muzułmanie, nie są w stanie spełnić tego kryterium.
Napływ mniejszości do Szwajcarii miał swój początek po II Wojnie Światowej i związany był bezpośrednio z migracją ekonomiczną. Szczególnie dużą liczbą charakteryzowali się gastarbeiterzy z państw południowoeuropejskich, uchodźcy z krajów trzeciego świata, oraz z państw byłej Jugosławii. W 1945 roku przyjechali do Szwajcarii pierwsi imigranci z Turcji. Byli to studenci, którzy dzięki finansowej pomocy państwa tureckiego zdobywali wykształcenie na wyższych uczelniach w Szwajcarii. Większość z nich opuściła Szwajcarię po ukończeniu studiów, część jednak pozostała. W 1946 roku przybyła do Szwajcarii grupa misjonarzy muzułmańskich, która wybudowała w 1963 roku pierwszy meczet na terytorium tego państwa.
Masowy proces imigracyjny do Szwajcarii można podzielić na dwa główne etapy. Pierwszy etap to okres od początków lat 60. do połowy lat 70. ubiegłego wieku, kiedy do Szwajcarii przybywali tureccy, włoscy, hiszpańscy i portugalscy niewykwalifikowani pracownicy. Dynamicznie rozwijająca się gospodarka Szwajcarii potrzebowała nowych rąk do pracy. W tym samym czasie nastąpił również napływ pracowników sezonowych z regionów Jugosławii. Etap ten określany jest okresem tak zwanej męskiej imigracji. Z punktu widzenia szwajcarskich ośrodków decyzyjnych, mieli to być pracownicy sezonowi, którzy po określonym czasie i po wykonaniu krótko- i średnioterminowych prac, regularnie wracali do swoich ojczyzn.
Ta sytuacja uległa zmianie, kiedy tymczasowe pozwolenia na pracę i pobyt w Szwajcarii zamieniono na pobyty długoterminowe, co związane było z wybuchem wojny w państwach byłej Jugosławii, szczególnie w Bośni i Kosowie. Z początkiem lat 90. ubiegłego wieku nastąpił napływ rodzin pracowników sezonowych, co zapoczątkowało drugi etap imigracji muzułmańskiej do kraju alpejskiego. Przybywające kobiety i dzieci stały się wówczas wyzwaniem dla państwa szwajcarskiego, które chętnie sprzyjało integracji kobiet muzułmańskich w procesie pracy, a dzieci w ramach edukacji. Na tym etapie imigracji muzułmańskiej do Szwajcarii po raz pierwszy doszło do zderzenia kulturowego miedzy społeczeństwem szwajcarskim i światem islamu. Objawem tego była odmienna wśród imigrantów interpretacja podziału ról w rodzinie i w społeczeństwie dla mężczyzn i kobiet, inne zasady w wychowaniu dzieci i stosunek do instytucji państwowych. Przybywający muzułmanie zaczęli czuć się zagrożeni utratą własnych wartości religijno-kulturowych, co było bezpośrednią przyczyną zakładania przez nich instytucji językowych, kulturalnych i religijnych.
Po 2014 roku nastapił, podobnie jak w innych krajach zachodnioeuropejskich, napływ uchodźców z północnoafrykańskich krajów Maghrebu do Szwajcarii, co związane było z ruchami rewolucyjnymi i wojnami domowymi w tych krajach. Niestabilna sytuacja w tamtych rejonach była też przyczyną fali uchodźców z Afryki centralnej.
Ochrona mniejszości narodowych
Szwajcarska kultura polityczna podkreśla zasadę proporcjonalności i konsensusu w reprezentacji politycznej, i stosuje ją zarówno do partii politycznych jak i języków narodowych. Sprawia to, że państwo to wykazuje bardzo niski poziom konfliktowych lub pokrywających się postanowień prawnych na poziomach federacji, kantonów i społeczności lokalnych. Przynależność lokalno-polityczna jest bardzo głęboko wrośnięta w mentalność obywatela szwajcarskiego, który zdecydowanie na pierwszym miejscu utożsamia się z gminą i kantonem, natomiast Berno jest dla niego w większym stopniu siedzibą rządu, niż stolicą państwa.
Należy stwierdzić, iż w porównaniu z konstytucją z 1848 roku, a zwłaszcza z jej zmodyfikowaną formą z roku 1874, aktualna preambuła do konstytucji jest bardziej konkretna i skupia się na pojęciu społecznej różnorodności i wielości społecznej, natomiast poprzednie wersje konstytucji podkreślały jedynie pojęcie jedności. Różnica ta ma duże znaczenie, gdyż stwierdzenie „jedności w wielości“ podkreśla wielokulturowy charakter państwa helweckiego, a jednocześnie sugeruje ochronę mniejszości narodowych.
W jaki sposób obecna konstytucja Konfederacji Szwajcarskiej chroni mniejszości narodowe w tym kraju? Konstytucja nie zawiera ostatecznej definicji pojęcia mniejszości narodowych, co wcale nie oznacza, iż mniejszości te nie są chronione. W społeczeństwie szwajcarskim, jak w każdym społeczeństwie przyjmującym imigrantów, występują bowiem konflikty między większościowymi i mniejszościowymi ugrupowaniami i ich kulturami, które generują sprawiedliwą wykładnię praw podstawowych. Pytania dotyczące praw podstawowych imigrantek i imigrantów nie można interpretować w odosobnieniu i niezależnie od praw podstawowych własnych grup kulturowych. Przyczynia się to do lepszego zrozumienia konfliktów w ramach praw podstawowych w społeczeństwach imigracyjnych. W obydwu przypadkach może dojść do konfliktu między osobami i ugrupowaniami mniejszości kulturowej z jednej, i większości społeczeństwa z drugiej strony, a to z powodu braku wzajemnej akceptacji kultur, lub wręcz jawnego zwalczania się. Z tego też powodu nie dziwi fakt, że praktyka sądownicza nie rozróżnia między obywatelami danego państwa, a imigrantkami i imigrantami, lecz traktuje obydwie kategorie według jednakowych norm prawnych.
Preambuła konstytucji szwajcarskiej podkreśla ważną rolę zjawiska wielokulturowości w kraju alpejskim. Wyraża bowiem wolę współżycia jedności w wielości, na zasadzie wzajemnego poszanowania:
[…] w dążeniu do odnowienia Federacji, przez wzmocnienie wolności i demokracji, niezawisłości i pokoju, w duchu solidarności i otwartości wobec świata, zdecydowani żyć w jedności, we wzajemnej życzliwości i poszanowaniu ich różnorodności, świadomi wspólnych osiągnięć i odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń, pewni, że wolny jest tylko ten, kto korzysta ze swej wolności i że siłę narodu mierzy się dobrem słabych, […].
Potwierdza to art. 2, pkt 2 konstytucji:
Wspiera ogólny dobrobyt, trwały rozwój, wewnętrzną spoistość oraz kulturalną różnorodność kraju, podkreślając jedność różnych kultur, przy czym społeczeństwo winno tworzyć wielokulturowe państwo, a jego różnorodność należy widzieć jako szansę, nie zaś jako zagrożenie.
Czy przytoczone wyżej fragmenty konstytucji są wystarczające, aby mówić o ochronie mniejszości narodowych w ramach szwajcarskiego systemu politycznego? Z pewnością są niewystarczające i prowokują nie tylko dyskusję społeczną, lecz także debatę parlamentarną. Zarówno parlament jak i rząd, jako najwyższe polityczne instancje w państwie szwajcarskim, zobligowane są do interpretacji konstytucji i pełnego określenia celów ochrony mniejszości narodowych. Niemniej jednak art. 2 pkt 2, mimo bardzo abstrakcyjnego sformułowania ochrony mniejszości, stanowi normę obowiązującą. Reszta należy do odpowiedniej interpretacji powyższych sformułowań prawnych.
Podsumowanie
Ze względu na wielokulturowość Szwajcarii trudno byłoby osiągnąć społeczno-polityczny konsensus bez federalizmu. Szereg decyzji podejmuje się na najniższym politycznym szczeblu, co chroni obywatela przed nieuzasadnioną bądź nietrafioną ingerencją ze strony państwa. Faktem jest, iż federalizm hamuje napięcia międzykulturowe i etniczne, a także dopasowuje działalność państwa na rzecz różnic międzyregionalnych. Wprawdzie proces negocjacji na płaszczyźnie międzykantonalnej i na szczeblu federacja-kantony jest niejednokrotnie długotrwały, to jednak w efekcie końcowym prowadzi on do pozytywnych rezultatów.
Niemniej jednak w dyskusjach prowadzonych w mediach i na arenie politycznej, definiowana jest konkretna obawa o jedność narodu szwajcarskiego w przypadku zwiększającej się liczby języków, jakimi posługuje się społeczeństwo tego kraju. Podkreśla się nie bez przyczyny ryzyko zubożenia kulturowego narodu i wyobcowanie tożsamości narodowej.
Prezydent Szwajcarii[3]
Dlaczego ludzie nie wiedzą kto jest prezydentem Szwajcarii? Już na początku trzeba zaznaczyć, że to pytanie jest błędnie sformułowane, bowiem w Szwajcarii nie ma prezydenta. Istnieje natomiast funkcja prezydenta federalnego, a to subtelna różnica.
Powszechnie twierdzi się, że to Naród sprawuje rządy w republice alpejskiej, a politycy wcielają w życie jego decyzje. To brzmi jak w słabej bajce dla dzieci w wieku przedszkolnym. Czytałem nawet, że w Szwajcarii nie ma polityków tylko urzędnicy, których zadaniem jest wykonywanie woli społeczeństwa. Ładnie to brzmi, ale to naiwne sformułowanie jest zupełnie nierealne.
Na świecie nie ma państwa bez polityków, inaczej nie byłoby państwa. Politycy różnią się zakresem ich władczych kompetencji – zależy to miedzy innymi od rodzaju systemu politycznego. Dopowiem nie bez odrobiny złośliwości, że różnią się wielkością osiągniętego zysku wymiernego (dobra materialne), i tego niewymiernego (zasięg władzy).
Ale kto rządzi tak naprawdę w Szwajcarii?
Jeśli ludzie nie wiedzą kto jest prezydentem federalnym w Szwajcarii, to powinno wynikać teoretycznie z jednego z poniższych powodów:
– jest im tak dobrze, że nie interesują się polityką
– jest im tak źle, że przestali interesować się polityką
Pierwsze założenie nie wchodzi u Helwetów w grę, bo to najbardziej oddolnie upolityczniony naród świata, nawet jeśli im się dobrze powodzi. Upolitycznienie to nastąpiło dzięki demokracji bezpośredniej i jej klasycznym instrumentom jakim są referendum i inicjatywa ludowa.
Drugie założenie też się nie sprawdza, choćby dlatego, że Szwajcaria to jeden z najbogatszych krajów świata.
Jest jeszcze trzecia odpowiedz – funkcja prezydenta federalnego jest nieistotna w systemie politycznym Szwajcarii. Prezydent federalny jest co prawda teoretycznie głową państwa, lecz jest to postać marginalna i proceduralna. Jest jednym z członków Rady Federalnej, którego corocznie wybiera Zgromadzenie Federalne na przewodniczącego Rady Federalnej, a więc szwajcarskiego rządu. Jest to więc funkcja rotacyjna.
Z reguły zna się szefa państwa, który trzyma władzę w swoich rękach, i nie musi to być prezydent. Niewiele osób wie, kto jest szefem rządu we Francji, ale wszyscy znają prezydenta Macrona. Kto wie, że prezydentem Austrii jest Alexander van der Bellen? Ale szef rządu Sebastian Kurz wyrobił sobie już pozycję w Austrii i w Europie. Podobnie jest w Niemczech. Na ustach całego świata jest kanclerz Merkel, ale na pewno nie prezydent federalny Frank Walter Steinmeier.
Ludzie wiedzą kto faktycznie rządzi i podejmuje wiążące decyzje w tych krajach, i to jest zupełnie zrozumiałe. Właśnie chodzi mi tutaj o decyzje wiążące, które wyznaczają kierunek polityki państwa we wszystkich dziedzinach życia.
Więc jak to jest w Szwajcarii? Kto trzyma władzę w swoich rękach? Premier, prezydent czy Naród?
Oczywiście Naród, odpowiedzą prawie wszyscy, bo tam panuje demokracja bezpośrednia. No dobrze, ale przecież Naród nie rządzi codziennie. A poza tym, kim jest Naród? Szwajcarski Naród to wspólnota ludzka zamieszkująca terytorium tego kraju. Więc ta wspólnota rządzi?
W Szwajcarii Naród nie sprawuje władzy. W tym państwie władzę sprawuje de facto rząd, czyli Rada Federalna {Bundesrat (niem.), Le Conseil fédéral (fr.), Il Consiglio federale (wł.)}, która jest kolektywną głową państwa. Każdy napotkany na ulicy Szwajcar powie, że szefem państwa jest właśnie Rada Federalna, czyli siedmioosobowy kolektywny rząd, który sprawuje efektywną władzę w państwie. A że jeden z tych członków jest akurat prezydentem federalnym to nie ma znaczenia, bo on nie ma w swoich rękach prerogatyw władczych.
Władza jest kolektywna i każdy z siedmiu członków rządu jest jednocześnie szefem, a więc ministrem jakiegoś resortu.
W Szwajcarii każdy wie, kto komu podlega i kto odpowiada za podwyżkę jego pensji. Ja wiem kto jest moim szefem (to G. Parmelin, minister gospodarki, edukacji i badań naukowych), bo on sprawuje władzę w departamencie, w którym ja pracuję. Moja żona wie, że jej szefem jest U. Maurer, bo on kieruje departamentem finansów. Ministra do spraw zagranicznych I. Cassisa też znają wszyscy, bo on „walczy“ z Unią Europejską. Ministra A. Berseta, szefa resortu spraw wewnętrznych, znają dobrze na przykład lekarze. To Berset chce przeprowadzić od paru lat reformę w ramach ubezpieczenia chorobowego. Czyli w sumie nic nowego, w Szwajcarii jest podobnie jak w innych krajach. Znani są zawsze ci, którzy posiadają władzę wykonawczą. Ludzie znają tych polityków, którzy bezpośrednio podejmują, lub wcielają w życie podjęte decyzje. Nawet jeśli, jak to ma miejsce w Szwajcarii, możliwości decyzyjne polityków są bardzo zredukowane.
Jeśli więc ktoś nie zna prezydenta federalnego, to tylko dlatego, że system polityczny Szwajcarii jest skonstruowany między innymi na zasadzie kolektywnej władzy wykonawczej, którą zna dosłownie każdy obywatel tego kraju.
To rząd wciela w życie decyzje parlamentu (uchwalone ustawy), natomiast rozporządzenia i zarządzenia, a więc akty wykonawcze, leżą w gestii samego rządu, czyli Rady Federalnej. Należy dodać, że decyzje podejmowane w ramach referendum to tylko niewielki odsetek wszystkich podejmowanych w Szwajcarii wiążących postanowień. Dlatego kolektywna Rada Federalna to nie urzędnicy, których jedyną rolą jest wcielać w życie decyzje referendalne. To jest błędny mit. To są politycy z krwi i kości, znani wszystkim bez wyjątku. Każdy z tych siedmiu członków rządu jest jednocześnie szefem jakiegoś departamentu, a więc posiada spore kompetencje. Natomiast prezydent federalny jest jednym z nich. Nieznany, niewidoczny jako prezydent, ale dobrze znany jako szef swojego resortu.
Więc Naród w Szwajcarii nie rządzi? To znowu błędnie sformułowane pytanie. Naród nigdy nie rządzi, i to w żadnym kraju. Jeśli już mówimy o władzy w ramach demokracji, to używajmy słowa elektorat, mając na myśli tych obywateli, którzy są uprawnieni do głosowania. W Szwajcarii jest to szczególnie ważne z powodu dużego odsetka obcokrajowców (ponad 20% społeczeństwa), którzy nie są uprawnieni do głosowania. Nie zapominajmy też o części społeczeństwa/narodu, która nie ukończyła 18 roku życia. Możemy więc też mówić o dorosłym społeczeństwie obywatelskim, które jednak w Szwajcarii nie rządzi, oczywiście za wyjątkiem inicjatywy ludowej i referendum, kiedy podejmowane są ważne decyzje w skali państwa.
To dorosłe i obywatelskie społeczeństwo posiada jednak o wiele ważniejszą funkcję od tej rządzącej. Jest to funkcja kontrolna, ponieważ społeczeństwo szwajcarskie stanowi naturalną opozycję w stosunku do rządu i do parlamentu. To właśnie społeczeństwo obserwuje i kontroluje poczynania tak zwanej władzy. Politycy w obawie przed podjęciem złych, nietrafionych decyzji, stają się ostrożni. Nie podejmują pochopnych decyzji, bo wiedzą, że społeczeństwo (czyli naturalna opozycja) nie śpi i czuwa.
W przeciwnym razie muszą liczyć się z inicjatywą ludową przeprowadzoną na bazie 100 tysięcy zebranych podpisów. A jak wiemy w społeczeństwie są różne grupy interesów – bankierzy, nauczyciele, przedstawiciele środowiska naturalnego, związki motoryzacyjne, związki zawodowe, zwolennicy i przeciwnicy homo-małżeństw, i tak dalej.
Nie sposób każdego zadowolić, dlatego decyzje podejmowane bez referendum są ostrożne i uprzednio konsultowane z elektratem, lub jak kto woli, ze społeczeństwem.
Z kolei podjęte w parlamencie lub w ramach referendum decyzje, wcielane są w życie przez szwajcarska Radę Federalną, która jest, nie uwłaczając parlamentowi, kolektywną głową państwa. To jest właśnie instytucja polityczna znana wszystkim mieszkańcom kraju alpejskiego jako organ władczy i decyzyjny.
Dajmy sobie więc spokój z rozważaniami na temat kto jest prezydentem Szwajcarii, a kto nim nie jest. To Rada Federalna dla Szwajcara jest tym, czym dla Rosjanina Putin, a dla Amerykanina Trump. Różnica jest taka, że Szwajcar dzierży w swoich rękach narzędzie kontrolne, o czym Rosjanin i Amerykanin mogą tylko pomarzyć.
Nie chodzi o to, aby z Polski zrobić drugą Szwajcarię[4]
Rozmowa z prof. Mirosławem Matyją.
Czy Polska po blisko 30 latach zmian polityczno-gospodarczo-ustrojowych jest nadal państwem postkomunistycznym?
Prof. Mirosław Matyja: Odpowiem jednoznacznie – nie! Polska jest krajem może nie w pełni demokratycznym, ale aktualna sytuacja polityczno-ekonomiczna kraju nie ma nic wspólnego z postkomunizmem.
Powiem też prowokacyjnie – Polska nie jest krajem postkomunistycznym, bo nigdy nie była w pełni krajem komunistycznym. Należała jedynie do bloku krajów komunistycznych.
Bilans polskiej transformacji jest oceniany jako jednoznacznie korzystny, szczególnie w porównaniu z innymi byłymi państwami socjalistycznymi. Polska w okresie globalnego kryzysu nie wpadła też w recesję. Jednak w pytaniach o przyszłość wciąż pojawiają się wątpliwości, czy nasz kraj zmierza w dobrym kierunku.
Tragiczny błąd twórców III RP polegał na braku odwołania się do najlepszych tradycji liberalnej demokracji, oraz uznania faktu, że popaździernikowa PRL (mam na myśli rok 1956), nie była państwem w pełni komunistycznym. Była raczej państwem świadomie uchylającym się od budowania komunizmu, czyli całkowitego zniesienia własności prywatnej, likwidacji rynku i gospodarki towarowo-pieniężnej.
Obecnie wisi nad Polską demon postkomunizmu, od którego trudno się jest uwolnić. Polska należała do państw bloku wschodniego, ale zawsze różniła się od pozostałych państw tego ugrupowania.
Dlatego Polska nie jest krajem postkomunistycznym, bo w pełni komunistycznym nigdy nie była….
A czy można powiedzieć, że Polska ma ustrój socjalistyczny?
Prof. Mirosław Matyja: Polski wolny rynek funkcjonuje, choć jest na pewno uzależniony od obcego kapitału, ale funkcjonuje. Nie ma więc w polskiej ekonomii mowy o socjalizmie.
Istnieją również struktury demokratyczne, takie jak wolne wybory, instytucje demokratyczne, wolność słowa, wyznania i tak dalej. Nie, Polska nie jest krajem socjalistycznym.
Jeśli weźmiemy to pod uwagę, trudno byłoby powiedzieć, że Polska ma ustrój socjalistyczny oparty na komunistycznych wizjach.
Niestety, pomimo to, antykomunizm jest wciąż ważniejszym czynnikiem tożsamości dzisiejszej Polski, czasem ważniejszym nawet niż zasady demokracji liberalnej.
Jeszcze po 30 latach ciągle występuje w Polsce zjawisko rozprawiania się z komunizmem. Czasem wydaje mi się, że robi się tutaj dwa kroki do tyłu i jeden krok do przodu. Kto mówi dużo o antykomuniznie, prowokuje dyskusje o komunizmie…
Ale zastanówmy się, co to jest państwo socjalistyczne? Istotą zaprojektowanej przez Karola Marksa utopii komunistycznej, na której wyrosły państwa socjalistyczne, była nie jakaś forma dyktatury politycznej, lecz antyrynkowy fundamentalizm postulujący całkowite zniesienie rynku, własności prywatnej i pieniądza. Anarchia rynku miała zostać zastąpiona przez racjonalny plan, czyli świadomą wolę wytwórców. Lenin pisał, że całe społeczeństwo będzie „jednym biurem i jedną fabryką z równością pracy i równością płacy”. Miarą wolności miała być całkowita/wszechobecna kontrola.
Więc jeśli weźmiemy pod uwagę tą wszechobecną kontrolę, możemy mówić o elementach socjalistycznych w Polsce. Mam tu na myśli zbiurokratyzowany instytucjonalizm, rozbudowaną administrację, cenzurę mediów i odgórne kierowanie niemal wszystkimi dziedzinami życia.
A czy pod względem gospodarczym Polska jest już krajem rozwiniętym, czy jeszcze rozwijającym się?
Prof. Mirosław Matyja: Bardzo dobre pytanie. Nie zapominajmy, że Polska należy do Unii Europejskiej i do struktur NATO.
Pod względem gospodarczym Polska jest, powiedziałbym, w fazie przejściowej.
Chociaż według informacji niektórych agencji indeksowych, na przykład brytyjskiej FTSE Russell, Polska przestała być krajem rozwijającym się i awansowała do grona 25 najbardziej rozwiniętych na świecie rynków. W tej sytuacji gospodarka Polski teoretycznie staje w szeregu obok Niemiec, Australii, USA, czy Japonii. Ostateczna decyzja wejdzie w życie we wrześniu tego roku.Według agencji Russell, Polska została przekwalifikowana z rynków rozwijających się (Emerging Markets) do rozwiniętych (Developed Markets).
Trzeba dodać, że jest to pierwszy przypadek zakwalifikowania do tego grona kraju z Europy Środkowo-Wschodniej.
Podczas rewizji klasyfikacji FTSE Russell bierze pod uwagę między innymi otoczenie regulacyjne, infrastrukturę i jakość rynku kapitałowego, kształt systemu depozytowo-rozliczeniowego, a także rozwój rynku instrumentów finansowych.
Przekwalifikowanie Polski do rynków rozwiniętych to niewatpliwie docenienie rozwoju polskiej gospodarki i naszego rynku kapitałowego, oraz ważny krok w jego promocji. Polska posiada wszystkie zalety rynków rozwiniętych, między innymi bezpieczeństwo obrotu kapitałowego, oraz rozwiniętą infrastrukturę.
Czy Polska jest krajem rozwiniętym pod innymi względami? Mam tu na myśli ubezpieczenie emerytalne, służbę zdrowia, edukację, i tak dalej… tu możnaby długo dyskutować i sprzeczać się.
Polski system polityczny nazywa Pan systemem semidemokratycznym. Co to oznacza?
Prof. Mirosław Matyja: Semidemokratycznym systemem politycznym, nazywanym też mieszanym, określa się z reguły sposób rządzenia państwem, który zawiera zarówno elementy parlamentaryzmu jak i systemu prezydialnego. To jest przynajmniej oficjalna definicja semidemokracji. Z czasem termin ten zaczęto używać dla określenia jakichkolwiek rządów mieszanych. Ja odnoszę to pojęcie do polskich realiów politycznych, czyli połowicznej demokracji. Chodzi mi o system sprawowania władzy zdominowany z jednej strony próbami wprowadzenia elementów w pełni demokratycznych bądź ich imitacji, a z drugiej strony do sposobu rządzenia kontrolowanego przez elity polityczno-ekonomiczne.
Niewątpliwie państwo polskie posiada demokratyczne instytucje, procedury władz ustawodawczych i wykonawczych, łącznie z samorządem terytorialnym. Regularnie odbywaja się wybory do Sejmu i Senatu, wszyscy obywatele mają konstytucyjnie zagwarantowane równe prawa. Z drugiej strony istnieje siatka spójnych elit polityczno-ekonomicznych, która de facto kieruje państwem w imię wyższych wartości, które nie są niczym innym jak maksymalizacją ich własnego zysku. Jest to więc system oparty na półdemokratycznych, albo niepełnych demokratycznych filarach, który nazywam semidemokratyczną formą rządzenia państwem, lub nieudolną imitacją demokracji.
Polska forma demokracji jest więc specyficzną formą rządzenia państwem, stanowiacą zlepek elementow zbiurokratyzowanego instytucjonalizmu, wprowadzonego jako imitacja demokracji zachodnich z jednej, i wplywu elit politycznych i ekonomicznych z drugiej strony.
Rodzi się tu zasadnicze pytanie – gdzie w tym kontekście należałoby umiejscowić szeroko rozumiane społeczeństwo polskie? Społeczeństwo jest ważne raz na 4 lata, bo w okresie wyborów. Pomiędzy wyborami następują kłótnie w parlamencie, a o społeczeństwie zapomina się.
Dlaczego w książce „Szwajcarska demokracja szansą dla Polski?” mówi się, że Szwajcaria to demokratyczny fenomen?
Prof. Mirosław Matyja: Uważam, że system polityczny Szwajcarii nie jest idealny, lecz z pewnością najlepszy pośród istniejących.
Szwajcarską konstytucję i obowiązujący do dziś ustrój wprowadzono w 1848 roku, i od tego momentu Szwajcaria powoli stawała się społeczeństwem mogącym pochwalić się tak dobrobytem, jak i stabilnością polityczną.
Szwajcarskie państwo federacyjne stosuje demokrację bezpośrednią / oddolnaą, w której najwyższą władzę państwową sprawuje Naród, a obywatele kreują prawo za pomocą referendum.
W Szwajcarii wystepują trzy podstawowe formy oddolnej demokracji:
-referendum
-inicjatywa ludowa
-weto ludowe
Referendum jest narzędziem kontroli władz, kształtowania ustroju i wyrazem woli społeczeństwa. Wszystkie ważne decyzje, podkreślam, ważne, podejmowane są w Szwajcarii przy urnie. Referendum to podstawowy, kształtowany przez stulecia instrument demokracji bezpośredniej, umożliwiający obywatelom decydowanie o sprawach publicznych.
Inicjatywa ludowa to możliwość zmiany konstytucji w referendum. Na żądanie 100 tysięcy obywateli możliwe jest zwołanie referendum, gdzie podejmuje się zaproponowaną w ramach inicjatywy zmianę/poprawkę konstytucji, na zasadzie za albo przeciw.
Weto ludowe dotyczy natomiast zmiany ustawy już obowiązującej, albo wprowadzenia nowej ustawy. W tym wypadku też dochodzi do referendum, tym razem na żądanie co najmniej 50 tysięcy obywateli.
Władza liczy się ze społeczeństwem, bo ma świadomość siły narzędzi, jakimi ono dysponuje.
Ważna w Szwajcarii jest też zasada subsydiarności/pomocniczości. Według niej podejmuje się decyzje na możliwie najnizszym szczeblu decyzyjnym (gminnym, potem kantonalnym, a dopiero na końcu na szczeblu federalnym).
Zasada jest prosta – tyle państwa na ile to konieczne, tyle społeczeństwa na ile to możliwe.
Rządy w Szwajcarii są tylko tak scentralizowane, jak to konieczne i tak zdecentralizowane, jak to tylko możliwe.
Należy podkreślić, że dojście do obecnej postaci szwajcarskiej demokracji bezpośredniej było procesem stopniowym, który rozpoczęto na poziomie gmin i kantonów, a dopiero później przeniesiono go na poziom federacji.
Wiedza polityczna społeczeństwa funkcjonującego w demokracji bezpośredniej stoi na wyższym poziomie, niż w systemach opartych na demokracji przedstawicielskiej.
Wszystko według zasady – dialog jest źródłem kompromisu.
Czy dałoby się niektóre rozwiązania systemowe w Szwajcarii przenieść na grunt Polski?
Prof. Mirosław Matyja: W Polsce panuje demokracja pośrednia/parlamentarna, gdzie w ramach wyborów głosuje się na radnych, posłów i senatorów. Ich zadaniem jest reprezentowanie interesów swych wyborców podczas podejmowania decyzji przez państwowe organy władcze.
Namiastkami instrumentów demokracji bezpośredniej w Polsce są głównie referenda lokalne w sprawie odwołania organów samorządu terytorialnego, referenda ogólnopolskie w najważniejszych sprawach ustrojowych, oraz obywatelska inicjatywa ustawodawcza. Wynik referendum musi być jednak weryfikowany w Sejmie, który może utopić każdą inicjatywę.
Jednak tylko referendum lokalne, pozwalające na odwołanie wójta, burmistrza, prezydenta miasta i ich rad, spełnia po części warunki demokracji bezpośredniej.
Ważne jest doinformowanie społeczeństwa o możliwościach i zaletach instrumentów demokracji bezpośredniej na najniższych szczeblach polityczno-administracyjnych. Jest to proces socjalizacji politycznej, w trakcie którego obywatel powinien nabyć system wartości i norm, oraz wzory zachowań właściwe dla tego typu demokracji. Niewątpliwie odpowiedzialność spoczywa tu na mediach i politykach, którzy powinni przełamać swą niechęć do społeczeństwa, i zainicjować proces wcielania instrumentów demokracji bezpośredniej i subsydiarności. Proces ten powinien mieć na celu zwiększenie uczestnictwa i współdecydowania obywateli w życiu politycznym, i przyczynić się do zlikwidowania niezdrowych podziałów społecznych na zasadzie góra i dół (społeczeństwo równoległe).
Jaka jest polska Konstytucja z 1997 roku i czy należy ją zmienić?
Prof. Mirosław Matyja: Aktualna konstytucja Polski była dobra 20 lat temu, w okresie kształtowania się polskiej demokracji. Wtedy ważne było, aby wprowadzic ustrój demokratyczny, obojętnie jaki, byle demokratyczny, i odejść od tak zwanej demokracji ludowej. Ale to było 20 lat temu. Polska wtedy nie należała do UE, ani nie była w strukturach Paktu Północnoatlantyckiego.
Istotne jest to, że oddolna forma kierowania państwem jest już zawarta w aktualnej konstytucji , a dokładnie w art. 4. punkt 1. Artykuł ten mówi wyraźnie, że „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”. Natomiast punkt 2 tego samego artykułu odnosi się także do bezpośredniego charakteru procesu decyzyjnego w Polsce: „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”.
Słowo „bezpośrednio” ma tutaj ogrome znacznie, oznacza bowiem współudział w wykonywaniu władzy przez społeczeństwo obywatelskie, a w domyśle chodzi o formę referendum i inicjatywy obywatelskiej. Własnie art. 4 jest szansą i podstawą do wprowadzenia w Polsce elementów i form demokracji bezpośredniej / oddolnej. Nie tylko symbolicznych i pomocniczych, lecz lecz także tych efektywnych i funkcjonalnych.
Kwestiami do uzgodnienia dotyczacymi inicjatywy obywatelskiej są szczegóły istotnej wagi:
– ile podpisów należałoby zebrać, aby móc przeprowadzić inicjatywę obywatelską zawierającą projekt nowej ustawy (według mnie pół miliona podpisów)
– w jakim realnym terminie komitet inicjatywny powinien zebrać te podpisy
– w jakim terminie powinno zostać przeprowadzone referendum po oficjalnym zdeponowaniu projektu ustawy przez komitet inicjatywny u Marszałka Sejmu
– w jakim terminie, już po przeprowadzeniu referendum, powinna zostać wprowadzona w życie przegłosowana na „tak” nowa ustawa
Natomiast jeśli chodzi o referendum organizowane przez Sejm i Prezydenta za zgodą Senatu, należy odpowiedzieć na nastepujące pytania:
– w jakich sprawach powinno być przeprowadzane referendum
– czy konieczna jest frekwencja 50 % obywateli w głosowaniu referendalnym
Są to podstawowe kwestie, o których już teraz trzeba dyskutować, aby odpowiednio rozbudować i uzupełnić art. 4 konstytucji.
Możnaby się również zastanowić czy w sprawie ustawy wprowadzić weto ludowe na żądanie. Wymagane byłoby powiedzmy 250 tysięcy głosów obywateli, aby za pomocą tego narzędzia odrzucić aktualnie obowiązującą ustawę, lub wprowadzić nową.
Ja zawsze powtarzam – nie chodzi o to, aby z Polski zrobić drugą Szwajcarię, lecz o zwiększenie partycypacji obywateli przy podejmowaniu ważnych decyzji na szczeblach władzy regionalnej i państwowej. Reasumując pragnę podkreślić, że praktyka inicjatywy obywatelskiej możliwej do przeprowadzenia, oraz wiążące dla władz referendum, wzbogaciłyby na pewno proces decyzyjny w ramach polskiego systemu politycznego.
Weto ludowe w Polsce a doświadczenia szwajcarskie[5]
Obok referendum obligatoryjnego/obowiązkowego, którego przedmiotem jest zmiana konstytucji federalnej, istnieje w Szwajcarii forma demokratycznego rządzenia państwem, zwana referendum fakultatywnym/nieobowiązkowym, lub potocznie, wetem ludowym.
Referendum fakultatywne wprowadzone zostało w kraju Helwetów w 1874 roku. Zwołuje się je na żądanie 50 tysięcy obywateli dla wyrażenia sprzeciwu wobec przyjętych już rozwiązań ustawowych. Czyli krótko mówiąc, instrument ten stosowany jest przeciwko uchwalonym ustawom federalnym i umowom międzynarodowym.
Wprowadzenie weta ludowego do szwajcarskiej konstytucji (art. 141) wywarło ogromny wpływ na rozwój ustroju w republice alpejskiej, i miało znaczące konsekwencje dla procesu decyzyjnego.
Trzeba wyjaśnić, że szwajcarski system polityczny polega na zapewnieniu przewagi parlamentowi, który nie tylko realizuje funkcje kierowania/rządzenia państwem, ale także ma zadania ustawodawcze i kontrolne związane z wymiarem sprawiedliwości. Nie występują w Szwajcarii znane w systemach parlamentarnych ograniczenia parlamentu, to jest skracanie kadencji, zwoływanie i zamykanie sesji przez egzekutywę, sadownictwo konstytucyjne, czy sądowa kontrola ważności wyborów. Dlatego funkcje kontrolną wobec parlamentu, czego w innych krajach niestety nie ma, sprawuje społeczeństwo. Właśnie na żądanie 50 tysięcy obywateli uprawnionych do głosowania, może zostać odrzucona każda ustawa w ramach referendum fakultatywnego.
Z kolei rząd szwajcarski (Rada Federalna) jest organem kolegialnym, co oznacza, że każda wiążąca decyzja musi zapaść na jej posiedzeniu, na którym obecni są wszyscy członkowie (jest ich siedmiu), a głosowanie poprzedzone jest dyskusją. Wiąże się to z zasadą równorzędności stanowisk ministrów, którzy podejmują decyzje wspólnie. Kolegialność ta powoduje, że członkowie rządu nie odpowiadają osobiście za podejmowane decyzje. Złośliwi twierdzą, że aktorzy zarabiają więcej od szwajcarskich ministrów, bowiem ci ostatni nie odgrywają żadnej roli. Decyzje podejmowane przez rząd muszą być kompromisem wszystkich partii politycznych, bowiem każda z nich posiadając struktury terenowe, może zebrać 50 tysięcy podpisów koniecznych do ogłoszenia weta ludowego w sprawie dowolnej ustawy.
W Polsce, podobnie jak i w innych krajach, w których panuje demokracja pośrednia/parlamentarna, forma weta ludowego jest nieznana. Niemniej jednak ta forma rządzenia państwem byłaby z pewnością nowatorskim i skutecznym instrumentem w polskim krajobrazie politycznym, który jest zdominowany przez ugrupowania elitarne.
Porównując liczbę ludności w Polsce i w Szwajcarii, w naszym kraju weto ludowe powinno zostać przeprowadzone na żądanie, powiedzmy, 250-300 tysięcy obywateli uprawnionych do głosowania. A więc taka liczba elektoratu mogłaby zażądać poddania pod ogólnokrajowe głosowanie istniejącą już i obowiązującą ustawę.
Wynik głosowania (za albo przeciw) byłby wówczas decydujący o zmianie danej ustawy. Teoretycznie wydaje się to bardzo proste. Najciekawsze jest jednak to, że i w praktyce ta procedura nie jest wcale trudna do realizacji. Spójrzmy jednak na opisane zjawisko z innej strony. Weto ludowe nie musi być stosowane na codzień. Dla parlamentu jednak zawsze istnieje zagrożenie użycia tego instrumentu przez obywateli. Sama świadomość tego faktu spowoduje, że głosowania nad ustawami w parlamencie będą ostrożniejsze. Parlamentarzyści bowiem i stojące za nimi partie i ugrupowania polityczne, będą musiały liczyć z niezadowoleniem społeczeństwa, lub różnych grup interesów i ich ewentualną reakcją w postaci weta ludowego.
Aktualnie toczy się w Polsce debata na temat nowej konstytucji. Wyłania się więc szansa, aby doprowadzić do rzeczywistej zmiany ustawy zasadniczej na miarę XXI wieku. Wprowadzenie zapisu o wecie ludowym byłoby z pewnością nowatorskie i dawałoby społeczeństwu obywatelskiemu funkcję kontrolną. Ludzie zamiast narzekać, mogliby wziąć inicjatywę w swoje ręce, i zebrać w razie potrzeby odpowiednią ilość podpisów w celu zmiany niewygodnej, złej lub chybionej ustawy. Warto się nad tym zastanowić, bo następna szansa może się powtórzyć dopiero za paręnaście lat.
Należy podkreślić, że o tym czy ustawa będzie zatwierdzona lub odrzucona, decydowałaby większość biorących udział w referendum, a jego wynik byłby prawnie wiążący dla organów decyzyjnych w Polsce.
Należy też uspokoić rządzące elity polityczne, bo zebranie 250-300 tysięcy podpisów nie jest łatwe, i wymaga organizacji i czasu. Ale sama świadomość, że istnieje taka kontrolna opcja ze strony społeczeństwa spowoduje, iż ośrodki władcze będą musiały liczyć się z elektoratem, który je nawiasem mówiąc wybiera, i obdarza zaufaniem na co najmniej 4 lata.
[1] M. Matyja, Szwajcarska demokracja szansa dla Polski? PAFERE, Warszawa 2018, s. 24-30.
[2]Artykuł ukazał sie na portalu Dziennika Narodowego, 27.05.2018: http://dzienniknarodowy.pl/prof-matyja-szwajcaria-narod-mniejszosci-narodowe/ (dostęp: 10.11.2018).
[3]Artykuł ukazał sie na portalu Obserwator Polityczny, 3.05.2018: https://obserwatorpolityczny.pl/?p=53471 (dostęp: 11.11.2018)
[4] Wywiad w Kurierze Chicago, 17-23 sierpnia 2018 r. Z Mirosławem Matyją rozmawiał redaktor Marek Bober.
[5]Artykuł ukazał sie na portalu Dziennika Narodowego, 23.03.2018: http://dzienniknarodowy.pl/prof-matyja-weto-ludowe-polsce-doswiadczenia-szwajcarskie/ (dostęp: 10.10.2018).
Książkę można nabyć: https://wgp.com.pl/
cdn