RudaWeb: Naukowe bagna Prypeci (Archiwum: Sierpień 2016)

RudaWeb: Naukowe bagna Prypeci

Zbliża się koniec roku, naturalny moment na podsumowania, retrospekcje i odkurzenie archiwów. Okazuje się, że odkurzanie nie jest zajęciem bezowocnym. Jest to wręcz czynność niezbędna by spojrzawszy z dystansu na pewne wydarzenia i dotyczące ich teksty autorskie zdobyć się na cenną refleksję. Jak wiadomo bez odpowiedniej refleksji nie ma żadnego postępu. Przedstawiam artykuł z RudaWeb sprzed niemal 2 i pół roku i komentarz do niego na końcu.

Na pewnym forum dla historyków zostałem gwałtownie zaatakowany za przedstawienie hipotezy o tożsamości Ariowita z Leszkiem III. Z wściekłością natarli na mnie miłośnicy „tradycyjnej” polskiej nauki. Wyzwiska typu fantasta należały do najłagodniejszych. Dowiedziałem się też, że żyję w „kale intelektualnym”. Kiedy poprosiłem, żeby przedstawili mi swoje kontrargumenty, odpowiedzieli, że to mój obowiązek, żeby ich przekonać. Rozmowa na nic się zdała. Ich gockie kroniki są bowiem prawdziwe, a nasze z definicji to bajania. Tacyt też według nich pisze co innego niż napisał.

Stary spór allochtonistów (Słowianie pojawili się w Środkowej Europie w VI w. n.e.) z autochtonistami (Słowianie są u siebie od tysięcy lat) został zdecydowanie rozstrzygnięty przez to towarzystwo na korzyść skompromitowanych teoryjek niemieckich nacjonalistów z ubiegłego wieku. Najwyraźniej ich zdaniem nie może tak być, by bezpośredni genetycznie przodkowie Polaków mieszkali na swojej ziemi od tysięcy lat i przez ten czas tworzyli kolejne miejscowe kultury. Przecież pangermański Kossina orzekł, że dzicy Słowianie wyszli na progu Średniowiecza z bagien Prypeci. Na nic zdały się moje cytaty prac najlepszych genetyków z Harvardu i Stanfordu. Na nic badania antropologów i lingwistów z całego świata – kwiat miłośników ojczystej historii wiedział lepiej. Na nic też przytaczanie licznych kronik z całego świata. Ręce, acz nie tylko, opadały – to była dyskusja z sekciarzami o nieźle wypranych mózgach, uznających tylko wyuczone dogmaty. Poczułem się jak heretyk przed sądem inkwizycji.

 

Jednak najlepsi na świecie są za herezją
Jakieś trzy dni później przeczytałem depeszę PAP – „Ranking najlepszych uczelni świata: UJ i UW spadły do ostatniej, piątej setki”. I dalej: „Jedyne polskie uczelnie, które znalazły się w zestawieniu – UW i UJ – zanotowały pierwszy od niemal początku istnienia rankingu zauważalny spadek pozycji – od ponad dekady zarówno Uniwersytet Warszawski, jak i Jagielloński zajmowały miejsca w czwartej setce zestawienia.” Zainteresowałem się skąd ta mizeria. Nie znalazłem w tekście odpowiedzi wprost, ale opis kryteriów i informację, że ranking po raz 14. z rzędu wygrał uniwersytet Harvard z USA, przed uniwersytetem Stanford, także ze Stanów. To przypadkiem (?) uczelnie, których naukowcy od kilku lat twierdzą, że Polacy, a dokładniej ich przodkowie o różnych nazwach, przez tysiące lat aż po dziś żyją między Łabą a Donem.
Dostałem olśnienia. Po prostu świat nauki uciekł tak daleko do przodu, że jego racjonalne argumenty przestały być zrozumiałe dla naszych wykształciuchów. Nie powiem, że tak jest we wszystkich dziedzinach, ale w wielu humanistycznych niestety – ewidentnie tak.

 

Skąd ten zator umysłowy?
Przytoczę kilka opinii znalezionych w Internecie.
1. „W 2010 roku Amerykanie odnaleźli ślady katastrofy na terenie USA w Karolinie Północnej, gdzie znajduje się pole kraterów meteorytowych, które datowali na 12 800 lat. Od 3 – 5 lat na całym świecie zaczęła się pojawiać ta data na konferencjach naukowych, choć nigdy wcześniej nikt nie wspominał o tak katastrofalnym wydarzeniu na skalę globalną w tym czasie. Kiedy pojechałem na konferencję młodych egiptologów i powiedziałem, że kataklizm miał miejsce ok. 13 000 lat temu, to od tamtej pory nikt nie przyjmuje moich referatów. Chodzi o to, że nikt nie chce o tym słyszeć, ponieważ to podważa wszystkie badania.”
2. „Naukowcy, którzy odważą się na publikację kontrowersyjnych znalezisk są traktowani niczym przestępcy. Wielokrotnie zdarzało się bowiem, iż uczeni, którzy wykroczyli poza oficjalną wersję nagle tracili pracę lub uniemożliwiane im było publikowanie prac i materiałów naukowych. Ponadto, posądzani byli o fałszowanie dokonanych odkryć, dochodziło także do sytuacji, kiedy poszczególne artefakty zwyczajne znikały.”
3. „Przyjęto dogmat i tego się trzymają. Jeżeli każdy polegałby na swoich badaniach, to uczeni rozeszliby się w różnych kierunkach. A tak mamy sobie dogmat, którego się trzymamy. Od tego są profesorowie i komisje naukowe, które ustalają w co należy wierzyć, a czego raczej unikać. Dyrektor Instytutu Archeologii na UJ powiedział mi na przykład, że obecnie naukowcy są gorsi niż działacze (kler) religijni. Jeżeli szanowany profesor coś ustali, to nikt nie ma prawa go podważyć.”

 

Polska historia topi się w swoim bagienku
Wszystko wskazuje więc na to, że może już w przyszłym roku najlepsze polskie uczelnie wypadną z pierwszej pięćsetki i w ogóle przestaną być podawane w wynikach tego światowego rankingu, bo takie ma on zasady. Wówczas niemała część naszych szacownych historyków i archeologów pewnie poczuje się ostatecznie doceniona, bo przecież będzie startować we własnej „ekskluzywnej” lidze i nikt nie będzie im psuł dobrego samopoczucia. A że polska młodzież nadal będzie nauczana w szkołach historycznych bzdur? Może właśnie o to chodzi, by nie była zbyt krytyczna i dociekliwa.

FOT: freeimages.com

źródło: http://rudaweb.pl/index.php/2016/08/20/naukowe-bagna-prypeci/

 

Zadaję sobie pytanie: Czy na polskich uczelniach coś się w tej sprawie przez 2 i pół roku zmieniło? I odpowiadam sobie; TAK! … Zmieniło się na gorsze!

I nie mam tutaj na myśli faktu, że jedynie dwa polskie uniwersytety nadal pozostają w piątej setce uczelni w światowych rankingach, a reszta w tych rankingach nie istnieje. Zmieniło się na gorsze, ponieważ mało tego, że tak właśnie jest, naukowcy na tych uczelniach uformowali akademickie bojówki złożone z hejterów, którzy wzięli sobie za cel torpedowanie  wszelkich prób zainteresowania polskiej opinii publicznej i środowiska naukowego w Polsce wynikami badań na temat prawdziwych dziejów starożytnej Słowiańszczyzny i wnioskami do jakich oni doszli w czołowych uczelniach świata np. w USA. Nauczyciele akademiccy w Polsce zamiast pogłębiać swoją wiedzę i uczyć się o starożytnych dziejach przodków Polaków na Harvardzie, lub w Stanford, organizują propagandowe seanse nienawiści przeciw owym propagatorom zagranicznej wiedzy naukowej w Polsce, którym przylepiają negatywny epitet „Trubosłowianin”. Bez żadnej krępacji na uczelniach zwalczają wnioski do jakich doszła na temat Prapolaków nowoczesna światowa nauka (patrz: Sesja UJ poświęcona w tym roku zwalczaniu trubosłowiaństwa: ) i z uporem maniaka wciskają studentom XIX-wieczne mantry oparte na fałszywym fundamencie niemieckiej propagandy „naukowej” okresu formującego się pruskiego nacjonalizmu. W hejt antysłowianski i dezinformację na forum masowych mediów zaangażowani są ludzie z tytułami naukowymi, a sam ruch poszukiwaczy przedchrześcijańskich korzeni Polski trafił na czołówki wielkonakładowej prasy i największych polskojęzycznych portali internetowych.

Spokojnie, Wielki Słowiański Ruchu!

To wszystko oznacza tylko, że sprawy idą w dobrym kierunku. Zmasowana fala społecznego zainteresowania prawdą historyczną uderzyła właśnie w zmurszałe mury polskich nauk humanistycznych i mury te walą się z potężnym łomotem, piskiem i wizgiem, a spod ruin rozlega się skowyt doktorów i ujadanie profesorów oraz tu i ówdzie z charkotem wyłaniają się białe kły „Elity Narodu”, czyli Lemingów próbujących zagryźć, a co najmniej dotkliwie pokąsać Posłańca Co Przyniósł Złe Wiadomości. 

Tak. Wiadomości z czołowych światowych uniwersytetów, płynące nieprzerwanie od 2012 roku ze światowej nauki, są bardzo złe dla nich, wszak oni na autorytecie Świętej Katedry Nauki Polskiej i jej skostniałych dogmatach, zbudowali całą swoją antypolską narrację historyczną i propagandę służącą psychologicznemu ubezwłasnowolnieniu narodu, po to by poddał się bez szemrania dyktatowi Jaśnie-Oświeconego Eurokołchozu. 

Naprawdę warto odkurzać różne teksty z przeszłości, są one jak Czarodziejskie Lustro. Dają świeże spojrzenie na teraźniejszość widzianą przez nas zwykle w krzywym zwierciadle pędu wydarzeń i natłoku medialnego jazgotu,  i pozwalają celnie prognozować bliską oraz dalszą przyszłość.

A prognozy pogody są nieubłagane. Po krótkiej ostrej Allo-zimie, idzie autentyczne wiosenne ocieplenie i prawdziwie gorące Auto-Lato. Albo Nauka Polska zrzuci z siebie propagandowe kożuchy i flanelowe koszule starych zaśmierdziałych dogmatów, albo zostanie „ugotowana” we własnym sosie, przez Nieubłagane Słońce Nowej Wiedzy.

CB

Podziel się!