Bartłomiej Pucko – Widziałem kwiat paproci [Archiwum 2008]

©Bartłomiej Pucko

– Kwiat paproci to niezwykły kielich jaśniejący srebrzystym blaskiem – opowiada Stanisław Urbanik, emerytowany leśnik z Rudnika nad Sanem.

– Dawniej sądziłem, że to legenda. Teraz wiem, że to prawda – mówi o kwitnącej paproci Stanisław Urbanik.
Emerytowany leśnik baśniowe zjawisko zaobserwował przed trzydziestu pięciu laty. Do dziś pamięta każdy szczegół.
 

Noc z 23 na 24 czerwca. Wigilia św. Jana. Najkrótsza noc w roku. Jak chcą pradawne słowiańskie legendy: pełna magii, czarów, tajemnicza i niezwykła. Czczona jako święto ognia i wody, miłości i płodności, pomyślności i obfitości. Od wieków tej nocy Słowianie odprawiali obrzędy palenia ognia i zanurzania w wodzie. Panny puszczały wianki na wodzie, a kawalerowi je odławiali.

źródło: http://www.nowiny24.pl/reportaze/art/6010865,widzialem-kwiat-paproci,id,t.html

Kwiat dla odważnych

W Noc Świętojańską szukano też kwiatu paproci. Miał on przynieść znalazcy wielkie szczęście, mądrość, bogactwo, zdolność widzenia ukrytych w ziemi skarbów, możliwość wpływania na uczucia innych. Ale znaleźć kwiat może podobno tylko człowiek odważny i prawy.

Rzecz jednak nie jest łatwa. Według legendy, paproć zakwita w niewielu miejscach i to tylko na jedną, krótką chwilę. W dodatku tylko i wyłącznie w Noc Świętojańską, około północy. W dodatku droga do niego jest zawsze bardzo trudna i niebezpieczna. Często broniona przez leśne strachy i demony. Trzeba mieć więc wyjątkowe szczęście, by na kwiat paproci natrafić.

Było gorące lato…

Czy właśnie tak wyjątkowe szczęście miał emerytowany pracownik leśny z Rudnika nad Sanem? – 29 lat przepracowałem w lasach i tylko raz widziałem coś takiego – mówi Stanisław Urbanik.

– Wcześniej byłem przekonany, że to tylko legenda. Od tamtego lata wiem jednak, że to prawda. Kwiat paproci rzeczywiście istnieje.

Urbanik ujrzał baśniowe zjawisko trzydzieści pięć lat temu. Był młodym pracownikiem rudnickiego leśnictwa. Przełożeni posłali go do lasu na nocny patrol przeciwpożarowy. Przy okazji miał otworzyć Domek Myśliwski, bo jacyś ważni goście przyjeżdżali z Warszawy. Tak się złożyło, że była to akurat Noc Świętojańska.

– Lato wtedy było bardzo suche – wspomina leśnik. – W lesie ogłoszony był najwyższy stopień zagrożenia pożarowego. Ciągle patrolowaliśmy nasze tereny. W nocy z 23 na 24 czerwca sprawdzałem lasy za Domem Myśliwskim. Było już dobrze po godz. 23, gdy przechodziłem obok zabagnionej łąki. Zobaczyłem, że nagle rozbłysło światełko. Stawało się coraz jaśniejsze, dookoła zrobiło się widno jak w dzień.

To był kwiat paproci

Nieznane zjawisko zaskoczyło młodego strażnika. Stał jak wryty i patrzył na tajemniczy blask. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.

– Byłem oddalony zaledwie o trzy metry od tego jaśniejącego punktu – opowiada. – Wyglądało to jakby słupki kielicha kwiatu otoczył welon srebrnej, świetlistej pajęczyny. Poświata rozrastała się na kształt tulipana. Wszystko mieniło się w niesamowity sposób, pulsowało jakimś tajemniczym życiem. Nie da się tego opisać słowami.

Jaśniejąca kula rozrosła się do rozmiarów pięści dorosłego mężczyzny. Była bardzo delikatna, krucha i nieziemska. Ale biła bardzo mocnym, srebrzystym światłem. I po kilku minutach zaczęła nagle przygasać. Stawała się coraz mniejsza i mniejsza, aż zupełnie znikła.

Została garstka popiołu

Młody leśnik nie zerwał kwitnącej paproci. Był zbyt zaskoczony tym, co zobaczył. Nie zdążył nawet dotknąć tajemniczego kwiatu. Nie spełnił więc bajkowego warunku zdobycia szczęścia.

– Po wszystkim podszedłem do tego miejsca, gdzie jaśniała kula – mówi Urbanik. – Pod rozłożystą paprocią pozostała garstka jasnoszarego popiołu. Na szczycie rośliny wyrastała taka dziwna miotełka. To właśnie ona przed minutą błyszczała kwiatem paproci.

Zdaniem naszego rozmówcy, o podobnych zjawiskach opowiadali niektórzy leśnicy. Mówili o jaśniejących czasem w lesie łunach, od których robi się widno jak w dzień. Natrafiali na nie w czasie upalnego lata w miejscach wilgotnych. Jednak żaden z nich nie był nigdy tak blisko tego tajemniczego zjawiska jak Stanisław Urbanik. Choć wielu próbowało.

– Opowiedziałem ludziom, co widziałem – mówi leśnik. – Jedni wierzyli, inni nie. Ale paru poszło do lasu szukać kwiatu paproci. Nawet w takie stroje pszczelarzy się poubierali, bo komary strasznie nocą w lesie tną. Ale nikt nie przyniósł kwitnącej paproci. Nie słyszałem, żeby nawet ktoś ją zobaczył.

To tylko piękna bajka

Naukowcy są sceptyczni.

– W świecie roślin rożne niezwykłe rzeczy się zdarzają – przyznaje Krystyna Dąbrowska, botanik z Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Marii Cure-Skołodowskiej w Lublinie.

– Jednak opowieści o kwiecie paproci można między bajki włożyć. Paprocie pojawiły się na Ziemi w okresie geologicznym zwanym dewonem, a dokładniej w środkowym dewonie, około 390-360 milionów lat temu. Wytwarzają tylko zarodniki. Umieszczone są na spodniej stronie liści. Niektóre gatunki wytwarzają wiechę, tzw. kłos zarodnionośny w szczytowej części. Ale żadnych kwiatów nie mają. Przynajmniej z punktu widzenia botaniki.

 

Podziel się!