Kwiat Paproci a Błękitny Kwiat Novalisa

Joanna

©copyright by Joanna

Kwiat Paproci

a

Błękitny Kwiat Novalisa

Pozwólcie, że opowiem historię pewnego Kwiatu i Novalisa – człowieka, dla którego był ów kwiat skarbem największym – wyśnionym – i odnalezionym…

Już kilka lat temu, po przeczytaniu opisu Świetlików (zwanych Kwiatami Paproci) w leksykonie „Stworze i Zdusze” Czesława Białczyńskiego pojawiła się w mojej głowie natrętna myśl, że jest ten znany mi z romantycznej literatury Niemiec Błękitny (a może raczej Niebieski) Kwiat pod pewnymi względami bardzo podobny do naszych słowiańskich Kwiatów Paproci. Zawsze chciałam się z kimś tym „odkryciem” 😉 podzielić, ale wbrew pozorom jest to temat głęboki i grząski; żeby opisać go naprawdę porządnie, trzeba by być nie tylko znawcą Słowiańszczyzny ale i znawcą antropozofii i różnych nurtów ezoterycznych.

Cóż, w moim przypadku rodzima słowiańska wiara jest przede wszystkim intuicyjna, choć staram się od jakiegoś czasu nadrabiać edukacyjne braki, natomiast o antropozofię ledwie się otarłam. I wyznam szczerze, że czas, którym dysponuję, wolę poświęcać na to, co nasze, słowiańskie, prastare i wciąż żywe, niż na zagłębianie się w mistycyzm, wyrosły na chrześcijańskim gruncie. (Tym niemniej w przypadku ezoteryzmu pozytywnie zaskakuje mnie to, że najczęściej prowadzi on do wiedzy przedchrześcijańskiej, wedyjskiej, a przez to – było nie było – w wielu punktach zgadza się z wiedzą naszych słowiańskich praprapraprapra…dziadów.)

Chciałabym więc na miarę własnych możliwości porównać ze sobą te dwa Kwiaty: Kwiat Paproci i Błękitny Kwiat Novalisa. Może ktoś mądrzejszy podchwyci ten wątek?

Rzecz jest dosyć pokręcona. Dotyczy niemieckiego poety-pisarza Novalisa, uznawanego za chrześcijańskiego mistyka oraz Błękitnego Kwiatu (Blaue Blume), czyli centralnego symbolu z jego nieukończonej powieści „Henryk von Ofterdingen”. Nie mogę – nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że jest ten kwiat bliskim krewnym naszych słowiańskich Kwiatów Paproci. Myślę, że warto zadać sobie pytanie, jakiego stopnia może być to pokrewieństwo.

Ale zaraz – jak Wam naświetlić tę sprawę, skoro w Polsce Novalis jest postacią praktycznie nieznaną? Zanim więc przejdę do meritum, trzeba chociaż pokrótce przedstawić tego poetę.

Georg Philipp Friedrich baron von Hardenberg urodził się drugiego maja 1772 w Oberwiederstedt. W dniu swojej śmierci (25.03.1801 w Weißenfels) nie miał nawet skończonych 29 lat. Nie ukończył wielu dzieł, liczne literackie i filozoficzne zamiary nie doczekały się realizacji. Mimo to zalicza się tego młodo umarłego poetę do najważniejszych teoretyków i twórców swojej epoki, a to, co po sobie pozostawił, okazało się pod wieloma względami ważnym impulsem, nie tylko dla rozwijającego się romantyzmu, ale o tym później.

Decydujące znaczenie dla ukształtowania się charakteru i poglądów młodego Friedricha miały stosunki panujące w jego rodzinnym domu, gdzie z jednej strony otoczony był miłością i ciepłem swojej matki, Auguste Bernhardine, z domu Bölzig, z drugiej jednakże cierpiał z powodu wiecznego niezadowolenia ojca, Erasmusa. Powodem tego niezadowolenia było zbyt świeckie (zdaniem ojca) podejście syna do życia. Stary Erasmus był pietystą. Uważał, że Bóg ukarał go za grzechy śmiercią ukochanej pierwszej żony, więc swoje dzieci z drugiego małżeństwa umyślił wychowywać surowo, pietystycznie, w niemal ascetycznym oddaleniu od świata i ludzi.[1] Jednak Friedrich potrzebował więcej wolności, która pokrywałaby się z tą, która była mu wrodzona. Choć był on – i nigdy nie przestał być – chrześcijaninem,  szukał własnej drogi poznania Boga[2], był wielkim głosicielem indywidualnego podejścia do wiary. Ojciec oczywiście uważał to za herezję. Kwestie religijne pozostały w domu Hardenbergów bolesnym tabu nawet przy łożu śmierci młodego poety. Dla starego Erasmusa musiało więc być nie lada szokiem, gdy, krótko po śmierci syna, usłyszał w swojej hernhuterskiej parafii pieśń religijną, która tak go wzruszyła, że śpiewał ją ze łzami w oczach, a po skończonej mszy poszedł się dowiedzieć, kto jest jej autorem; gdy się wówczas dowiedział, że napisał ją właśnie Friedrich[3]

Sophie von Hardenberg, córka najmłodszego brata Novalisa podkreśla, że mimo wszystko był on bardzo podobny do swojego ojca i przytacza jego wypowiedź na temat Erasmusa, która jest jednocześnie jego własną charakterystyką: [ojciec] „uczył nas poprzez przykłady i mowy, pogardy dla wszelakiego blichtru. Napominał nas do pracowitości, skromności i wyrażał swoją radość, gdy kierowaliśmy się sercem, nie bacząc na zdanie świata. Opiewał szczęście cichego, domowego życia i prosił, byśmy nigdy w naszych wyborach i czynach nie kierowali się interesami i ambicjami.”[4]

Rychło okazało się, że założenie własnej rodziny jest dla Friedricha priorytetem, rodzinne szczęście – najwyższym celem. Mając zaledwie 21 lat tak pisał w liście do matki: „O czuję ją całkowicie, tę słodycz powołania, by stać się podporą rodziny.”[5] Żeby móc zrealizować ten cel, musiał zapewnić sobie stabilność finansowo-zawodową. Po zdaniu egzaminów prawniczych, pracował jako urzędnik w starostwie w Tennstedt. (Później będzie on jeszcze studiował w Akademii Górniczej we Freibergu, pod kierunkiem słynnego geologa Abrahama Gottloba Wernera (1749-1817), przygotowując się do zawodu asesora w dyrekcji salin.) Jego przełożeni twierdzili, że urzędnicza praca w ogóle nie sprawiała mu trudności.

Poetycka natura nigdy nie stała w konflikcie z jego praktycznym rozumem – Friedrich był człowiekiem, w przypadku którego musimy mówić o całkowitym zniesieniu sprzeczności, lub (używając jego własnej terminologii) sprzeczności te były z sobą pojednane (versöhnt). „Wszystkie dziedziny nauki muszą zostać spoetyzowane”, pisze on w liście do Friedricha Schlegla[6]. Także prace urzędnicze dają się, jego zdaniem, prowadzić w sposób poetycki.[7] Friedrich Hardenberg jako poeta nigdy nie cierpiał z powodu prozaiczności urzędniczego dnia powszedniego, ponieważ potrafił sobie tę prozę spoetyzować, upoetycznić. Pracował więc pilnie i, pomimo tego, że jego ulubionym przedmiotem studiów była filozofia, z uwagą studiował także medycynę, fizykę, geologię, mineralogię i chemię, interesował się meteorologią, astrologią, alchemią, galwanizmem, czytał teozofów, różokrzyżowców, filozofów przyrody takich jak Jakub Boehme, Emanuel Swedenborg, Franz Hemsterhuis czy Friedrich Oetinger.[8] Ten sam Novalis, który o wynalezieniu i stopniowym wprowadzeniu do powszechnego użytku mechanicznych zegarów pisał, że jest to katastrofalne w skutkach zaburzenie rytmu życia, który wcześniej dyktowała Natura, ten sam Novalis poświęcał się pracom nad wynalezieniem maszyny, która wytwarzałaby chmury, propagował podwójne okna w domach a także antycypował zasady fotografii.[9] Ale nie koniec na tym! Protestant Novalis ubolewał nad rozłamem chrześcijaństwa! Chrześcijanin Novalis głosił konieczność napisania nowej ewangelii, która byłaby ewangelią teraźniejszości i przyszłości. Warunkiem zaś przyszłego chrześcijaństwa miała być absolutna wolność religijno-wyznaniowa! Novalis nie znał czegoś takiego jak sprzeczności, był od nich całkowicie wolny.

W czasach jemu współczesnych daje się zauważyć, że „powrót do natury”, głoszony przez Rousseau i ruch Surm-und-Drang, spychał swoich głosicieli prosto w otchłań, pełną sprzeczności, ponieważ, jak zauważył Schiller, chodziło wtedy o powrót w sensie regresywnym, co było wprawdzie pięknym, ale i utopijnym marzeniem. Novalis uczy się na błędach swoich poprzedników. Kiedy i on ogłosi „powrót do natury”, będzie miał na myśli powrót w sensie progresywnym.

Jako poeta, mistyk i naukowiec wierzy w głębokie powiązania wszystkich rzeczy (Verbundensein aller Dinge) i w to, że pomiędzy fizyką a metafizyką nie ma absolutnie żadnej różnicy.[10] Jest przekonany, że ludzkość, która kiedyś zamieniła ducha na rozum, powinna dążyć do nowego „Złotego Wieku”, do połączenia Ducha i Rozumu w jedno, w pełnię. Właśnie do tego odnosi się wybrany podczas studiów we Freibergu pseudonim „Novalis” (lat. nowy, niewykorzystany dotąd ląd) – chodzi o filozoficzno-kulturowy program odnowy ludzkości, by człowiek z istoty, która straciła swą duchowość kosztem rozumności, mógł przeistoczyć się w istotę rozumno-duchową – czyli mówimy tu o powrocie w znaczeniu progresywnym.[11]

Równie istotny jest fakt, że Novalis nigdy nie dążył do tego, żeby stać się filozofem w ogólnie rozumianym tego słowa znaczeniu. Nigdy nie napisał „czysto filozoficznego” dzieła. Zawsze były to albo literackie fragmenty lub eseje, albo wiersze czy baśnie; miały to być też planowane powieści, z czego zdążyła powstać zaledwie jedna, niedokończona. Celowo rezygnuje z wydumanego, przeintelektualizowanego, rozmiłowanego w abstrakcyjnych pojęciach, stricte filozoficznego słownictwa – zamiast tego wybiera (nawet w krytykach Fichtego czy Kanta) bądź to zwykły codzienny język, bądź piękny, pełen tajemnicy i metafor, przesiąknięty poezją język literatury. Jeszcze ważniejszym jawi się fakt, że nie jest to filozofia, która miała doprowadzić jej twórcę do poznania, jak w przypadku innych filozofów. On poznanie osiągnął – nie waham się użyć stwierdzenia, że był człowiekiem oświeconym – był to więc odwrotny kierunek; cała mądrość wypływała tu z osiągniętego poznania. Jednocześnie mogła być to forma medytacji. Sam Novalis pisał: „filozofia jest duszą mojego życia i kluczem do mnie samego.”[12] Na pewno chodziło też o wskazanie, podpowiedzenie innym szukającym drogi. Wskazaniem, nakreśleniem, gdzie należy jej szukać, ale na pewno nie konkretnym jej wytyczeniem. Novalis uważał bowiem – i myślę, że jest to bardzo ważne przesłanie – że każdy, absolutnie każdy, musi znaleźć swoją własną filozofię; filozofia jest bowiem czymś tak indywidualnym jak wiara.

Napisałam, że nie waham się pisać o Novalisie jako o oświeconym. W rzeczy samej, studiując biografię poety, natykamy się na momenty, poprzez które do oświecenia owego mogło dojść:

Mały Friedrich był dzieckiem chorowitym, niezbyt zdolnym czy lotnym i właściwie leniwym – uczyć się nie umiał i nie chciał.[13] Aż stało się tak, że w wieku dziewięciu lat ciężko zachorował na czerwonkę. Wiele miesięcy był przykuty do łóżka. Mówiono, że będzie z nim źle. Ale wyzdrowiał. I nagle, zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że z łóżka wstało zupełnie inne dziecko. Fizycznie i psychicznie był Friedrich całkowicie odmieniony. Zaczął się uczyć jak nigdy, wręcz pochłaniał wiedzę; rychło „przeskoczył” w tym swoje rodzeństwo.[14]

Siedemnastego listopada 1794 Friedrich po raz pierwszy spotkał dwunastoletnią wówczas zaledwie Sophie von Kühn. Można by powiedzieć, że była to klasyczna „miłość od pierwszego wejrzenia”, gdyby nie to, że wybranka była dosyć nieklasyczna: po pierwsze było to jeszcze dziecko, niezbyt urodziwe zresztą, jeśli wierzyć opiniom znajomych Novalisa, zdziwionych uczuciem poety, w dodatku sprawiała wrażenie osoby z lekkim opóźnieniem rozwojowym i była dość słabego zdrowia.[15] Ale Novalis z miejsca się był zakochał. Wiosną następnego roku omówione zostały kwestie zaręczyn. Była to dziwna miłość, zagadkowa nawet dla samego poety. W swoim notatniku napisał kiedyś: „To, co czuję względem Sofijki, to religia, nie miłość.”[16] Siergiej O. Prokofieff, który w swojej książce cytował i komentował odnoszące się do Novalisa wykłady Rudolofa Steinera, pokusił się o antropozoficzne rozwiązanie tej zagadki: Sophie „była dla niego [w wyniku swojej chorowitości i niedostatecznego zindywidualizowania, to jest w wyniku pewnego opóźnienia w rozwoju ciała astralnego] czymś w rodzaju bramy do wyższego świata, dała mu możliwość skierowania wewnętrznego widzenia w sfery tamtej strony, (…) wydaje się umożliwiać mu wgląd w duchowy świat.”[17] Innymi słowy, poprzez delikatne dziewczątko o imieniu Sophie dociera Novalis do boskiej Sophii.

Dziewiętnastego marca 1797 w wieku lat piętnastu, po ciężkiej chorobie umiera ukochana narzeczona poety. Novalis jest tak wstrząśnięty, że początkowo planuje siłą woli doprowadzić swoje ciało do śmierci, by za nią podążyć w zaświaty. Wiele czasu spędza nad grobem ukochanej.  Lecz to właśnie tam Friedrich von Hardenberg stał się Novalisem – Nowym Człowiekiem; tam doszło w nim do wielkiej przemiany i oświecenia, o czym możemy się przekonać, czytając jego „Hymny do Nocy”, traktując je niemal jako dokumenty, opisujące tę przemianę; wejście na wyższy poziom poznania. Kolejno dowiadujemy się z nich najpierw o bezbrzeżnej rozpaczy, samotności i strachu, następnie o tym, jak zostały one siłą Ducha przezwyciężone i przekute w siłę, jak wreszcie dochodzi do uwolnienia od okowów fizycznego ciała.[18]

Novalis pokonuje więc depresję i pragnienie śmierci, jednocześnie zyskując nowe duchowe życie. Poświęca się pracy, studiom przyrodniczym, filozofii i pisarstwu. Wkrótce zaręcza się ponownie (z Julią, córką radcy górniczego Johanna von Charpentier) i ponownie ożywa w nim marzenie stworzenia sobie rodzinnego szczęścia.

Lecz powoli wyniszczająca go gruźlica (być może nabyta podczas pielęgnowania chorego Schillera) i wiadomość o śmierci kolejnej ukochanej osoby (najpierw Sophie, potem najmilszy mu brat, teraz kolejny brat, zaledwie czternastoletni) – przekreślają wszystko. Friedrich dostaje silnego krwotoku i od tego momentu szanse na wyzdrowienie gwałtownie maleją; właściwie wierzy w to jeszcze tylko sam poeta.[19] Przetransportowano go do rodzinnego domu. Wiosną 1801 roku jego stan wydaje się poprawiać. Poeta poświęca się studiowaniu historii, dużo wertuje w Biblii i opowiada przyjaciołom o swoich dalekosiężnych pisarskich zamiarach.[20] Dwudziestego czwartego marca powiedział Friedrichowi Schleglowi: „Wiele rzeczy dopiero teraz zobaczyłem w prawdziwym świetle i jak tylko wyzdrowieję, dopiero zacznę tworzyć!”[21] Schlegel był przy łóżku przyjaciela także następnego dnia. Był tam też młodszy brat poety, Karl. W pewnym momencie Novalis poprosił Karla, by zagrał mu na fortepianie. Przy miłych sobie dźwiękach, w obecności przyjaciela i brata, opuściła ciało jego dusza, cicho, bezboleśnie, jakby rozpływając się w muzyce.[22] Tak oto na zawsze zamknęły się jego oczy, o których Schlegel mawiał, że są to oczy widzącego duchy.[23]

Gdybym chciała opisać filozofię i dzieło Novalisa, wyszłaby mi z tego opasła księga, a i tak pewnie nie udałoby mi się przekazać wszystkiego jasno i wyraźnie; znając moje skłonności, pewnie bym utonęła w morzu niuansów, a część poglądów zniekształciła, dostosowując je niechcący do własnych potrzeb i wyobrażeń. (Jako ciekawostkę dodam, że przeczytałam kilka jego biografii i każda… była inna! Poza kilkoma stałymi w postaci dat i nazwisk, miałam wrażenie, że czytam o zupełnie innych osobach!!!)

Ale jest prostszy sposób przedstawienia poglądów tego poety. Sposób nie dość, że maksymalnie skrótowy, to chyba zarazem najpełniejszy.

Otóż, były poglądy Novalisa antycypacją antropozofii i nauk duchowych Rudolfa Steinera.

Z tą różnicą, którą sam Steiner zresztą podkreślał, że Novalis był naturalnym mistykiem i wizjonerem w najgłębszym tego słowa znaczeniu – czyli najpierw pojawiały się u niego wizje, potem oparta na nich filozofia, a ćwiczenia duchowe, medytacja, skutkowały jakby powrotem do przeżytych już wizji, ewentualnie były ich kontynuacją lub/i pogłębieniem, podczas gdy w przypadku Steinera – to już taka moja osobista refleksja – ćwiczenia duchowe miały rozwinąć w człowieku wrażliwość, bez której przeżycia mistyczne nie są możliwe. Novalis tę wrażliwość posiadał, u niego nie była ona „wyćwiczona” (choć mogła być – i pewnie była –  wynikiem chorowitości i dramatycznych przeżyć; ciągłego przebywania na granicy świata żywych i domeny śmierci). Steinera fascynowała ta „naturalność” jego mistycyzmu, ogłosił go nawet duchowym przewodnikiem, patronem swojego ruchu antropozoficznego.

Dla uproszczenia możemy więc patrzeć na Novalisa jak na antropozofa (choć jego antropozofię odkrył dopiero antropozof Steiner) – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Mam tu na myśli przede wszystkim antropocentryzm, który niestety przebija się przez jego poglądy, i który jest chyba – przynajmniej w moim odczuciu – najmocniejszym ogniwem, łączącym go z chrześcijaństwem. Gdyby nie narzucona przez chrześcijaństwo postawa antropocentryczna, myślę, że mówiąc o Naturze, mówiłby Novalis językiem poganina. Trzeba stwierdzić, że w wielu miejscach i tak nim mówił:

„NATURA NIE BYŁABY NATURĄ, GDYBY NIE MIAŁA DUCHA” (– czy takie stwierdzenie nie byłoby przez Kościół okrzyczane herezją?)

Powiem to z całą szczerością: ja cierpię, czytając Novalisa! Co dwa zdania wściekam się na niego za antropocentryzm (jakieś dziwaczne sposoby wychowywania natury, łagodzenia jej charakteru, panowania nad nią, choćby za pomocą muzyki itd.) i kiedy już jestem wściekła i rozczarowana na tyle, żeby rzucić książkę gdzieś w kąt i nigdy do niej nie wracać – staje mi przed oczami kolejne zdanie, z którym się całą moją pogańską duszą zgadzam i które mnie dogłębnie porusza i zachwyca. Na przykład:

„Odbicie nieba w wodzie nie jest tylko złudzeniem, jest to przejaw delikatnej przyjaźni, oznaka sąsiedztwa, a jeśli nie spełniony popęd dąży ku nie zmierzonym wyżynom, to szczęśliwa miłość chętnie pogrąża się w nieskończonej głębi.”

„Szczęśliwym nazywam tego syna, tego ulubieńca natury, któremu pozwala ona oglądać się zarówno w swej dwoistości – jako moc płodząca i rodząca, jak i w swej jedności – jako nieskończone, wiecznotrwałe gody. Jego życie stanie się pełnią wszelkich rozkoszy, łańcuchem upojenia, a jego religią będzie właściwy, prawdziwy kult natury.”

„Jakże dziwne jest to, że właśnie najświętsze i najbardziej czarujące zjawiska natury znajdują się w rękach ludzi tak martwych, jakimi zwykle są chemicy (…) prostackie duchy, które nigdy nie będą wiedzieć, jakie cuda mają w swych probówkach.”

W stu procentach zgadzam się także z poglądami Novalisa odnośnie MITU i roli poezji/poetyckiego natchnienia w dziejopisarstwie:

„Człowiek piszący o historii powinien być także koniecznie poetą, bo tylko poeci posiadają umiejętność wiązania ze sobą wydarzeń w sposób właściwy. (…) Więcej jest prawdy w ich baśniach, aniżeli w uczonych kronikach. Bo nawet, jeśli postacie są tu wymyślone, to sens, w którym zostały wymyślone, kryje w sobie prawdę i jest czymś naturalnym. (…) Tu chodzi o doświadczenie wielkiego i prostego ducha zjawisk dziejowych, a kiedy jest nam to dane, najmniej troszczymy się o możliwość historycznego udowodnienia egzystencji jego zewnętrznej formy.”

„Zbiór mitów zawiera historię świata prawzorów, obejmuje czasy dawne, teraźniejszość i przyszłość”

„To, że nie widzimy się w świecie baśni, ma swą przyczynę tylko w słabości naszych organów i kontaktu ze samym sobą.”

Jerzy Prokopiuk o Hardenbergu: „Filozofia była dla Novalisa ołtarzem, na którym poezja jako kapłaństwo otrzymywała wewnętrzne święcenia.”

Bardzo bliska jest mi też idea symfilozofowania. Zacytujmy znów Jerzego Prokopiuka: „Tym bowiem, co go [Novalisa] interesowało, była raczej nowa metoda myślenia, która doprowadziłaby do syntezy nauki, sztuki i religii, a którą on sam nazywał symfilozofowaniem.”

(źródło cytatów: Jerzy Prokopiuk, Novalis. Uczniowie z Sais. Proza filozoficzna – studia – fragmenty. Czytelnik, Warszawa 1984)

Głównym wątkiem wszystkich dzieł Novalisa jest przepowiadanie i przygotowywanie powrotu ludzkości do Złotego Wieku. Przypomnijmy sobie w skrócie o co chodzi.

Polska Wikipedia jakoś nie zaskakuje „ogromem” tekstu:

Złoty wiek

– w mitologii greckiej wiek obfitości i szczęścia. Motyw „złotego wieku” jest także obecny w innych mitologiach. Według klasycznej wersji legendy złoty wiek miał miejsce za czasów panowania Kronosa, choć wyznawcy Orfizmu uważali, że miał on miejsce w czasie panowania boga Fanosa.

Dla porównania warto zajrzeć do wikipedii niemieckiej:

http://de.wikipedia.org/wiki/Goldenes_Zeitalter

albo angielskiej:

http://en.wikipedia.org/wiki/Golden_Age

Moje tłumaczenie z  niemieckojęzycznej Wiki (początkowe dwa akapity):

Złoty Wiek (gr. χρύσεον γένος chrýseon génos „Złota Rasa“, lat. aurea aetas oder aurea saecula „Złoty Wiek“) jest pojęciem z mitologii antycznej. Określa idylliczną prafazę, stan idealny w historii stworzonej przez Kronosa ludzkości przed powstaniem cywilizacji. Według tego greckiego (przejętego przez Rzymian) mitu istniejące wtedy stosunki społeczne były optymalne, a sami ludzie znakomicie osadzeni w środowisku naturalnym. Wojny, przestępstwa i nałogi nie były znane, skromne potrzeby życiowe pokrywała Natura. W trakcie kolejnych epok nastąpił jednak rozkład moralny, pojawili się ludzie dążący do władzy i posiadania, warunki życia pogorszyły się w sposób drastyczny. W czasach współczesnych narratorowi mitu rozkład osiągnął już niemal punkt krytyczny. [ale – zdaniem Hezjoda, w przyszłości trzeba się spodziewać jeszcze pogorszenia sprawy, aż wściekły Zeus zniszczy ludzkość]. Niektórzy rzymscy autorzy głosili nastanie nowej epoki pokoju i zgody jako odnowionego Złotego Wieku.”

„Istnieją pewne powiązania z mitami Dalekiego Wschodu. Pod pewnymi względami różniące się, ale w gruncie rzeczy dające się porównać Idee rozpowszechnione były w starożytności na Bliskim Wschodzie i w Środkowej Azji. Z różnych zachowanych wersji można zrekonstruować ogólny zarys pramitu azjatyckiego pochodzenia[!!!]. Przynajmniej pod względem poszczególnych motywów jest ów pramit bazą wyjściową tradycji europejskich. [I dopiero na szarym końcu czytamy:] Poza tym  dają się zauważyć pewne paralele z biblijnym mitem Raju (Eden) i wygnaniem z niego, przy czym nie można tu raczej mówić o jakimś trzonie wspólnej tradycji.”

Z dalszej części tekstu dowiadujemy się, że pojęcie Złotego Wieku wystąpiło także w nordyckiej Eddzie.

Przy okazji: Tak się zastanawiam… Mamy rok 2012, rok zmian, czas przesilenia. Skoro mit Złotego Wieku wywodzi się z Białego Lądu i Mazonii, skoro pozbawiona ducha nauka, oparta na, jak go określił Novalis, rozumie skamieniałym i zamieniającym w kamień (dt.versteinert und versteinernd), zaczyna chwiać się na swoim piedestale, skoro upodliliśmy się względem Natury tak, że chyba już bardziej nie można, skoro jednak ludzie powoli zaczynają odczuwać potrzebę uduchowienia, skoro coraz więcej ludzi powraca do swojej rodzimej, pogańskiej wiary… Czy w obliczu tego wszystkiego można mieć nadzieję, że doczekamy (jako ludzkość) nowego Złotego Wieku? Dziwnie mi się ta myśl splata np. z przepowiednią o odrodzeniu Arkony…

Lucas Cranach Starszy „Złoty Wiek”

Jeszcze jedna sprawa, nim ostatecznie dojdę do Błękitnego (Niebiskiego?) Kwiatu.

Novalis używał znanych mitów, historii, postaci (w tym także historycznych) jako bazy, niejednokrotnie wiele w nich zmieniając, nadając im nowe treści, inny wymiar; rozwijał lub całkowicie przerabiał różne wątki. Używał znanych postaci/opowieści/mitów jak naczyń, wlewając w nie własną filozofię, własny przekaz. Czasami zastanawiam się, czy nie zrobił tego również z chrześcijaństwem, którego był wyznawcą. Może miała to być religia uniwersalna, wykraczająca poza religijne podziały? A kiedy mówił, że „nie ma takiej religii, która nie byłaby chrześcijaństwem”, może były to słowa skierowane do chrześcijan, wezwanie do zaprzestania wojen na tle religijnym, nawracania itd.? W piątym „Hymnie do Nocy” czytamy o stopniowym nastawaniu ery Kali Yuga: „bogowie znikali wraz ze swoim orszakiem – samotna, pozbawiona życia była Natura”, ale także o początkach końca tej ery: „zamierzchłe [dt.graue] czasy stają się młode”, „nastaje nowy świat”, Chrystus ożywia starych (pogańskich!!!) Bogów. To przecież nic innego jak znany z nordycko-germańskiej mitologii Ragnarök – Zmierzch Bogów, ich zniknięcie z powodu utraty przez ludzi umiejętności postrzegania duchowej rzeczywistości, ale zniknięcie czasowe (pozorne?), do momentu, aż ludzie, powrócą do utraconej duchowości.

To oczywiście mocno pokręcony tok rozumowania, z tym Chrystusem, ożywiającym starych  Bogów, ale nie zapominajmy, że autorem tych wizji jest chrześcijanin. Ja myślę, że jak na chrześcijanina i tak daleko w tym wszystkim zaszedł 😉 Może musiał po prostu otrzymaną wizję dla siebie samego przepuścić przez pojęciową maszynkę chrześcijaństwa?

Bardzo ciekawym przykładem jakościowego przekształcania znanych historii/postaci jest nieukończona powieść Novalisa „Henryk von Ofterdingen”, wydana po jego śmierci w 1802 roku.

Jest ona bezpośrednim nawiązaniem do „Lat nauki Wilhelma Meistra” Goethego. Novalis odnosił się do tego dzieła bardzo krytycznie, choć samego Goethego uważał za geniusza. Dzieło to, powieść rozwojowa/inicjacyjna (Bildungsroman) miało zdaniem Novalisa traktować o rzeczach kompletnie nieważnych, prozaicznych, a natura i mistycyzm w ogóle były z niego wykluczone. Pisze więc Novalis własną wersję powieści inicjacyjnej, ale odnoszącej się do WEWNĘTRZNEGO rozwoju człowieka.

„Es ist alles innerlich.” – „Wszystko jest wewnętrzne.” – czytamy w powieści.

Dodatkowo powieść zaplanowana była jako apoteoza poezji (główny bohater dojrzewa do swojego powołania – staje się poetą). Jest też tam gęsto od filozofii przyrody i miłości, jest mowa o Złotym Wieku, wyraźna jest głęboka wiara w reinkarnację. Powieść składa się z niezliczonych rozmów, nauk mądrych nauczycieli a także z wielu baśni, których rola dla całości jest kluczowa.

I to właśnie w tej powieści natrafiamy na Błękitny Kwiat…

Powieść dzieli się na dwie części: „Oczekiwanie” i „Spełnienie”. Poeta niestety zdążył ledwie zacząć część drugą. Całe szczęście, dzięki Ludwigowi Tieckowi coś niecoś możemy się o niej dowiedzieć, ponieważ przyjaciel pozbierał notatki Novalisa, rozmawiał z nim też wcześniej o jego planach związanych z przebiegiem akcji w powieści. Z całą pewnością „Spełnienie” miało zostać osiągnięte.

Akcja rozgrywa się w trzynastowiecznych Niemczech, głównym bohaterem jest młody Henryk.

http://www.tuya-salina.ch/welcome.html/5182.html

Zamiast się rozpisywać, po prostu przytoczę początek powieści. A zaczyna się ona od… sennej wizji!

(Tutaj muszę zaznaczyć, że nie udało mi się wypożyczyć polskiego tłumaczenia powieści, a w tej chwili nie bardzo mogę sobie pozwolić na luksus kupowania książek. Tłumaczenie jest więc moje własne, kulawe i wybitnie amatorskie. Tekst po niemiecku znajdziecie pod tym linkiem: http://gutenberg.spiegel.de/buch/5235/3)

> Rodzice leżeli już i spali, zegar ścienny wybijał swój monotonny takt, wiatr świszczał za kłapiącymi okiennicami. W izbie co chwila robiło się jasno od księżycowej poświaty. Młodzieniec leżał niespokojnie na swoim posłaniu i myślał o wędrowcu i jego opowieściach. „Tu nie o skarby chodzi, to nie one budzą we mnie to niewypowiedziane pragnienie”, mówił sam do siebie, „jak najdalszą jest mi żądza posiadania; ale zobaczyć chciałbym ów błękitny kwiat. Cały czas o nim myślę, o niczym innym nie potrafię. Nigdy dotąd się tak nie czułem: zupełnie, jakbym przed chwilą śnił, jakby mnie nieprzytomny sen przeniósł do innego świata, bo w świecie, w którym żyję, któż troszczyłby się o kwiaty, nie mówiąc już o tym, że nie słyszałem jeszcze o podobnej względem kwiatu namiętności. Skąd właściwie wziął się ten obcy człowiek? Nikt z naszych nigdy podobnego nie spotkał; ale właściwie dlaczego tylko ja jeden jestem jego opowieściami tak bardzo przejęty; inni słyszeli przecież dokładnie to samo, ale nikomu tak się nie zrobiło. Że też nawet nie potrafię mówić o swoim dziwnym stanie! Przez większość czasu czuję się tak zachwycająco wspaniale, i tylko wtedy, gdy nie mam tego kwiatu żywo w pamięci, opanowuje mnie głębokie, wewnętrzne dążenie: tego nie jest w stanie, nie zrozumie nikt. Myślałbym, że oszalałem, gdybym tak wyraźnie i jasno nie widział i nie myślał, wszystko mi się teraz wydaje bardziej zrozumiałe. Słyszałem kiedyś opowieści o starych czasach, gdy zwierzęta i drzewa i skały rozmawiały z ludźmi. Czuję się teraz tak, jakby miały one w każdej chwili przemówić, jakbym patrząc na nie, od razu wiedział, co chcą mi przekazać. Musi być jeszcze wiele słów, których nie znam: znałbym więcej, mógłbym wszystko o wiele lepiej zrozumieć. Wcześniej lubiłem tańczyć, teraz chętniej myślę o muzyce.” Młodzieniec rozpłynął się w słodkich fantazjach, zasnął. Śniły mu się najpierw bezkresy i dzikie, nieznane obszary. Z niepojętą lekkością wędrował ponad morzami, widział niezwykłe zwierzęta, żył z rozmaitymi ludźmi, podczas wojny, w dzikim zgiełku, w cichych chatach. Dostał się w niewolę, poznał najhaniebniejszą biedę. Wszystkie możliwe doznania rozrastały się w nieskończoność. Przeżył nieskończenie barwne życie, umarł i powrócił, kochał aż do najwyższej namiętności i był potem znowu ze swoją ukochaną rozdzielony. Wreszcie nad ranem, w czas świtania, zrobiło się w jego duszy ciszej; obrazy stały się wyraźniejsze i trwalsze. Zdawało mu się, że idzie samotnie poprzez ciemny las. Światło dzienne z rzadka przebłyskiwało przez zieloną sieć. Wkrótce doszedł do skalnego wąwozu. Musiał się wspinać po omszałych kamieniach, oberwanych kiedyś w wyniku gwałtownej burzy. Im wyżej był, tym jaśniejszy stawał się las. Wreszcie dotarł do niewielkiej łąki, położonej na zboczu góry. Za łąką wznosiła się wysoka skała, u stóp której dostrzegł otwór, który wydawał się być początkiem wykutego w niej korytarza. Korytarz początkowo prowadził prosto, aż do rozległej komory, skąd mu już z daleka błyszczało jasne światło. Kiedy tam wszedł, ujrzał potężny strumień świtała, który niczym gejzer piął się w górę aż do sklepienia, by tam rozsypać się w niezliczoną ilość iskier, które na koniec opadały w dół do wielkiego basenu; strumień ten błyszczał niby pałające złoto; nie było słychać najdrobniejszego dźwięku, święta cisza otaczała ten wspaniały spektakl. Zbliżył się do niecki, która falowała i drżała nieskończonością barw. Ściany jaskini były pokryte tą cieczą, która nie była gorąca, lecz chłodna i rzucała na ścianach matowe, błękitnawe światło. Zanurzył w basenie dłoń, zwilżył wargi. Czuł, jakby przenikało go duchowe tchnienie, poczuł się głęboko w środku pokrzepiony i orzeźwiony. Opanowało go nieodparte pragnienie, żeby całkiem się zanurzyć, rozebrał się, wstąpił do basenu. Było mu tak, jakby opłynęła go chmura wieczornej zorzy, niebiańskie doznanie zalało jego wnętrze; niezliczone myśli dążyły z najgłębszą rozkoszą do tego, by się wymieszać; powstawały nowe, nigdy dotąd nie widziane obrazy, które również rozpływały się jedne w drugich, aż stawały się wokół niego widzialnymi istotami, a każda fala miłej materii [dt.Element] tuliła się do niego niczym delikatna pierś. Przypływ rozpraszał się w czarujące dziewczęta, które na oka mgnienie ucieleśniały się przy młodzieńcu.

Oszołomiony zachwytem, ale świadomy każdego wrażenia, płynął spokojnie z fosforyzującym nurtem, który wpływał w skały. Ogarnęło go coś jakby słodka drzemka, podczas której śniły mu się nieopisywalne wydarzenia, aż obudziło go kolejne olśnienie. Znalazł się na miękkiej trawie przy źródle, które wytryskało w powietrze i w nim się rozpływało. Dalej wznosiły się ciemnoniebieskie skały z barwnymi żyłami; światło dzienne, którym był spowity, było jaśniejsze i łagodniejsze niż zwykle, niebo było ciemnogranatowe i całkowicie przejrzyste. Najsilniej jednak przyciągał jego uwagę wysoki świetliście błękitny kwiat, który stał przy źródle i muskał go swymi szerokimi, błyszczącymi płatkami. Dookoła pełno było kwiatów wszelkiej maści, ich rozkoszny zapach wypełniał powietrze. Lecz on nie widział niczego poza błękitnym kwiatem, przyglądał mu się długo z niewypowiedzianą czułością. W końcu, gdy chciał się do niego zbliżyć, kwiat zaczął się poruszać i zmieniać; płatki rozbłyszczyły się jeszcze mocniej. Przylgnęły do rosnącej łodygi, kwiat zwrócił się w jego stronę, płatki kielicha ukazały rozchylony kołnierzyk, w którym unosiło się delikatne oblicze. Słodkie zdumienie wzrastało wraz z tą przemianą, gdy wtem, nagle, zbudził go głos matki i znalazł się z powrotem w rodzinnej izbie, którą ozłacało już poranne słońce. <

Niedośniony do końca sen pozostawia po sobie niespełnienie i zarazem przeczucie możliwości spełnienia.

Rodzice Henryka niepokoją się o stan chłopaka; jest on teraz odmieniony, często bywa zamyślony.

Bardzo ciekawie Novalis „uczy” swojego odmienionego (częściowo oświeconego?) bohatera egzystencji w społeczeństwie, zmuszając go do stawienia czoła różnym sytuacjom konfliktowym (wydrwienie, konflikty polityczno-religijne i religijno-rasowe, zapał do wojaczki, różnego rodzaju manipulacje, praca zarobkowa a poglądy itd.); spokój, szacunek, entuzjazm, miłość i bycie wiernym swoim ideałom przedstawia jako środki, służące osiągnięciu tej koegzystencji – ale nie będziemy teraz tego omawiać, skupmy się na samym kwiecie.

Zaintrygowało mnie, że chociaż autor z reguły nie podaje konkretnych dat czy dni wydarzeń opisanych w powieści, jedna jest dosyć precyzyjna. Otóż senna wizja Henryka przypada na czas letniego przesilenia. Dowiadujemy się o tym chwilę później, na początku drugiego rozdziału. Rodzice wymyślili, że odmieniony Henryk potrzebuje… jakiejś odmiany. Postanowione więc zostaje, że wraz ze swoją matką i gromadą kupców wyruszy w daleką podróż do Augsburga, gdzie mieszka jego dziadek ze strony matki. Wyruszają po świętym Janie („Johannis war vorbei”).

Czy to przypadek? Może tak, może nie. Może Novalis nawiązuje tu do znanych sobie legend. Może. A może uznał, że czas przesilenia to czas magiczny, idealny, by zacząć wyprawę, o której już wiemy, że tak naprawdę była wyprawą do wnętrza, drogą duchowego rozwoju.

Czym jest właściwie czas letniego przesilenia? Dlaczego wiążą się z nim liczne pogańskie (a nawet „popogańskie” chrześcijańsko-pogańskie, ubrane w szatki świętego Jana) legendy?

Pomyślmy, opierając się na naszej słowiańskiej rodzimej wierze:

Święto letniego przesilenia – Kupała, kupalnocka, sobótki, noc świętorujańska – jak każde słowiańskie święto jest to Święto Przyrody, Natury.

Konkretnie jest to Święto Wody, Ognia i Miłości – miłości pomiędzy kobietą i mężczyzną, ale również miłości Ognia i Wody (żenienie tych dwóch Żywiołów!), czyli poniekąd święto miłości pomiędzy przeciwieństwami, łączenie przeciwieństw w pierwotną całość, w jedń, pełnię.

Ale na tym nie koniec! Jak każde wielkie słowiańskie święto jest to także czas Dziadów, czyli duchów; otwiera się krąg, ludzie obcują z duchami, oddają im cześć, ale też otwierają się na ich mądrość, doświadczenie, na cały duchowy świat.

BOSKOŚĆ – NATURA – DUCHOWOŚĆ – MĘSKOŚĆ/KOBIECOŚĆ oto słowa opisujące letnie przesilenie wg rodzimej wiary.

Wróćmy teraz do powieści Novalisa i do opisu błękitnego kwiatu. No właśnie… Błękitnego? Niebieskiego? Dlaczego właśnie takiego, a nie na przykład różowego czy sinokoperkowego? Niebieski to popularny kolor wśród kwiatów: hortensja, cykoria, bławatek… Dlaczego Novalis uparł się na taki, a nie inny kolor?

Błękitny, niebieski, niebiański, czyli boski… Czyż nie?

Idźmy dalej. Kwiat z sennej wizji Henryka to w pewnym sensie mieszanka rośliny, ducha (ruch łodygi, muskające płatki, eteryczne oblicze) i kobiety (w dalszej części powieści Henryk poznaje Matyldę, córkę wielkiego poety, w której się zakochuje. Wtedy olśniewa go, że twarz, którą widział okoloną płatkami błękitnego kwiatu, to była właśnie twarz Matyldy) Popatrzmy, co otrzymujemy:

Niebieski – Kwiat – Oblicze – ukochana Matylda

a tym samym:

Boskość – Natura – Duchowość – Męskość/Kobiecość

Wyrażenie męskość/kobiecość można chyba zastąpić słowem MIŁOŚĆ

Do tego wszystkiego dochodzi analogiczne wyruszenie na poszukiwanie magicznego kwiatu w czas letniego przesilenia. Słowianie szukają Kwiatu Paproci, Henryk (Novalis) Błękitnego Kwiatu.

Zaryzykuję tezę, że aby odnaleźć ten upragniony cel, trzeba podążać drogą, na której drogowskazem jest… sam poszukiwany kwiat! Czyli: Boskość – Natura – Duchowość – Miłość…

Boskość – Staramy się wczuć w boski, boży świat, czcimy bogów i ich działanie, czcimy Najwyższego – Światło Świata, WszechŚwiat.

Natura – Szanujemy Naturę, staramy się dostroić do niej nasze dusze i ciała, dążymy do życia z nią w harmonii.

Duchowość – Odkrywamy, czujemy ją w całym otaczającym nas świecie; jako Mikrokosmos zlewamy się z Makrokosmosem, zrywamy pęta fizyczności.

Miłość – odnajdujemy ją w sobie, w innych, w tej jednej, jedynej osobie; dajemy ją innym, dzielimy się nią; znajdujemy ją w Naturze, we WszechŚwiecie, Świetle Świata.

Boskość – Natura – Duchowość – Miłość.

Czym zatem jest Kwiat Paproci? – Poznaniem. Wiedzą-Wiarą. Oświeceniem.

Znalazłam na tym blogu, gdzie mowa jest o tym, czym jest SŚŚŚ, bardzo podobne słowa. Ale znalazłam je, o dziwo, dopiero, kiedy sama doszłam już do własnych wniosków. Wcześniej musiałam to przeoczyć, ale teraz, gdy czytam, podpisuję się pod tym obiema rękami!

znak

8+8 = 16 = 7

4 x 4  = 16 = 7

Symbolizuje Kwiat Paproci (Pąp Rudzi) – Wiarę Przyrody

Cały artykuł tutaj: https://bialczynski.pl/slowianie-w-dziejach-mitologia-slowian-i-wiara-przyrody/

7 to liczba szczęścia, prawda? Wiedza-Wiara daje człowiekowi szczęście.

A czym jest, stworzony przez Novalisa symbol Błękitnego Kwiatu? Tym samym! Poznaniem, Oświeceniem.

W dużym skrócie oczywiście, bo kwiat ten wyrósł nie na czysto pogańskiej glebie, lecz przebijać się musiał przez wiele różnych warstw kulturowych, nim wreszcie wykiełkował i zakwitł. Znalazłam w internecie bardzo interesujący artykuł na ten temat: http://www.zloty-rozokrzyz.org/teksty/po_p55_01.htm

(jedna uwaga: Novalis wcale tak bardzo nie uwielbiał Fichtego, jak sugeruje autor podlinkowanego artykułu. Twierdził, że „Fichtemu brakuje miłości” , a nawet, że Fichte jest „niebezpieczny”.)

Właściwie to już wszystko, co chciałam opowiedzieć. Jako ciekawostkę dodam może jeszcze, że obydwa kwiaty spotyka dzisiaj bardzo podobny los – profanacja. Wszędzie roi się od poszukiwaczy, idących „na skróty”. Spotkałam się już z wieloma teoriami na temat tego, czym „tak naprawdę” jest „domniemany” „Kwiat” Paproci; chyba najbardziej rozbroiło mnie stwierdzenie, że chodzi o fosforyzującą grzybnię, porastającą paprocie. 😀

Błękitny kwiat natomiast najczęściej sprowadzany jest do chaberka, bo trzeba wszak było dokonać wyboru pomiędzy kwitnącymi na niebiesko gatunkami.  http://de.wikipedia.org/wiki/Blaue_Blume


[1] Hardenberg, Sophie, Friedrich von Hardenberg genannt Novalis. Eine Nachlese aus den Quellen des Familienarchivs. Avox, Leipzig 2010. S. 35-39

[2] Ibd. S. 290

[3] Ibd.

[4] Ibd. S. 258

[5] Ibd. S. 77

[6] Ibd. S. 196

[7] Safranski, Rüdiger: Romantik. Eine deutsche Affäre. Carl Hanser Verlag. München 2007. S. 59

[8] Prokopiuk, Jerzy,  Novalis. Uczniowie z Sais. Proza Filozoficzna – Studia – Fragmenty. Czytelnik, Warszawa 1984 (s.27)

[9] Hardenberg, Sophie, Friedrich von Hardenberg genannt Novalis. Eine Nachlese aus den Quellen des Familienarchivs. Avox, Leipzig 2010. S. 20

[10] Ibd. S. 28

[11] Lutz, Bernd, Jeβing, Benedikt: Metzler Autoren Lexikon. Deutschsprachige Dichter und Schriftsteller vom Mittelalter bis zur Gegenwart. J.B. Metzler. Stuttgart-Weimar 2004. S. 558

[12] Hardenberg, Sophie, Friedrich von Hardenberg genannt Novalis. Eine Nachlese aus den Quellen des Familienarchivs. Avox, Leipzig 2010. S. 135

[13] Ibd. S. 48

[14] Ibd. S. 48

[15] Prokofieff, Sergej, Ewige Individualität. Zur karmischen Novalis-Biographie. Verlag Am Goetheanum 1987. S. 204

[16] Ibd. S. 206

[17] Ibd. S. 207

[18] Ibd. S. 47

[19] Hardenberg, Sophie, Friedrich von Hardenberg genannt Novalis. Eine Nachlese aus den Quellen des Familienarchivs. Avox, Leipzig 2010. S. 288

[20] Ibd. S. 289

[21] Ibd. S. 289

[22] Ibd. S. 289

[23] Safranski, Rüdiger: Romantik. Eine deutsche Affäre. Carl Hanser Verlag. München 2007. S. 110

Podziel się!