Świątynie Światła Świata – Cholin, Święty Gaj, Kiersity, Kwietniewo

Święte Drzewo w Świątym Gaju a na nim węsiory, węsiorki, bajory i bajorki proszalne do róznych duchów i bogów Weli

Miejsce śmierci Świętego Wojciecha i kultu oraz klątwy Kirów, Chorsów i Chołdy-Gogołady

997r. 23 kwietnia z rąk Pogezan poniósł męczeńską śmierć niosąc Prusom Słowo Boże biskup praski Wojciech Sławnikowic. W opinii prof. Stanisława Mielczarskiego wydarzenie to miało miejsce koło nadgranicznego grodu Cholin (dziś między miejscowościami Święty Gaj i Kwietniewo) Kanonizowany w 999r. św. Wojciech jest pierwszym polskim świętym.

ŚWIĘTY GAJ (niem. Heiligenwalde)
Święty Gaj (Heiligenwalde) – w przekazach pisanych nazwa wsi występuje w kilku formach: Helgenwalde, Helgiwald, Heiligenwalt i Heygewald.W ówczesnych Prusach Wschodnich było kilka miejscowości o nazwie Heiligenwalde (dosłownie „Święty Las”). Między innymi w Preussische Urkundenbuch, w zapisie lokacyjnym z 1267 roku wzmiankowany jest „święty las” jako leżący nad rzeką Wąską i opisane jego granice -„czuschen dem huse Paslok und dem Durfe bey czu dem heyligen walde” (między domem [zakonnym] w Pasłęku i wsią [leżącą] przy świętym lesie). Przekaz ten wyprowadził błędnie profesor S. Mielczarski w „Roczniku Elbląskim” z 1963 roku na temat Truso, a w kilka lat później został skorygowany w jego książce „Misja Pruska Świętego Wojciecha”.W 1997 roku przez kilka dni Święty Gaj był jednym z kilku centrów religijnych związanych z przypadającą rocznicą tysiąclecia śmierci Świętego Wojciecha – patrona polskiego kościoła katolickiego. Mimo, iż w ostatnich latach przyjmuje się prawie powszechnie, że właśnie tu zginął z rąk Prusów Świętego Wojciech, problem naukowego i jednoznacznego ustalenia miejsca jego śmierci wydaje się być nadal otwartym. Profesor J. Powierski uważa, że realna jest możliwość lokalizacji śmierci biskupa z Pragi w różnych miejscach, nie wyłączając Warmii.

Pewnym jest, że przed przybyciem Zakonu Krzyżackiego w Świętym Gaju była osada pruska. Wnioskować można o tym z dokumentu lokacyjnego dla Kwietniewa z 1299 roku Wskazane są tu łąki położone koło przewozu (pomostu?) Stare Dolno – „Tullestete, die an der Fahre (passagium) liegenden”. Chodzi tu prawdopodobnie o młodszy pomost przez Dzierzgonkę, co jednocześnie sugeruje, że jej ujście do jeziora Druzno znajdowało się nieco bardziej na północ.

Dzierzgoń [foto by Włodek Pawełczyk – ze strony www.panoramio.com/user/2273028]

Przywilej lokacyjny dla Świętego Gaju został wystawiony 7 kwietnia 1324 roku w Dzierzgoniu, przez tamtejszego komtura Lutera z Brunszwiku – dla Henryka von Dirnow, jako zasadźcy. Wieś lokowano na 55 łanach i była to osada typowo pruska, na co wskazują między innymi podpisy świadków pod wspomnianym kontraktem lokacyjnym. W chwili jej założenia była tu już ława chlebowa, jatka, młyn i karczma. Dirnov i jego prawowici następcy otrzymali przywilej łowienia ryb w stawie wiejskim i młyńskim. Przy tym ostatnim jeszcze w okresie przedwojennym znajdował się młyn, o czym wzmiankuje między innymi historyk elbląski Artur Semrau (1933), to jest u wylotu drogi ze wsi do Dzierzgonia. Zwany był popularnie w narzeczu oberlandzkim – „Poggenmühle” (Żabi Młyn). Obecnie jest tutaj tylko zarośnięty staw. Zakon pobierał czynsz z młyna i zabudowań gospodarczych wraz z ogrodem, jak również z terenu położonego przy grobli młyńskiej, w kierunku gruntów Kwietniewa. Mieszkańcy otrzymali prawo pozyskiwania drzewa opałowego i budowlanego w lesie znajdującym się w okolicy Starego Dolna. Chodzi tu prawdopodobnie o las zwany później Lasem Wysoka (Hohendorferwald). Rzeka Dzierzgonka była wtedy spławną, o czym mówi odpowiedni passus dokumentu, że mieszkańcy Świętego Gaju otrzymali zgodę na pływanie po rzece do Elbląga – „podobnie jak ludzie z Bągartu i Dzierzgonia”.

Święty Gaj – wieś

Święty Gaj jest to wieś położona w gm. Rychliki, ok. 4km. od Kwietniewa, przy trasie kołowej relacji Elbląg-Dzierzgoń. Dojazd autobusem z Elbląga lud Dzierzgonia.

Wieś kojarzona jest z miejscem śmierci św. Wojciecha, co potwierdzają prowadzone tu od lat liczne badania archeologiczne.

Akt lokacyjny tej wsi nadał komtur dzierzgoński dopiero w 1334 roku, chociaż ślady osadnictwa na tym terenie sięgają czasów dużo wcześniejszych. Świadczy o tym chociażby fakt istnienia w okolicy tego grodziska, jak i głośnych w ostatnich latach „pomostów bągardzkich”. Badania wykazały, że w okresie polokacyjnym wzniesiona została we wsi kaplica, która w okresie reformacji przeszła we władanie protestantów.

W 1861 roku w wyniku pożaru doszczętnie spłonęła, Już w cztery lata później tj. w 1865 roku, na miejscu pogorzeliska wzniesiony został obecnie istniejący kościół, który poddawany był licznym przebudowom. Z chwilą sprowadzenia z Gniezna w 1989 roku relikwi Świętego Wojciecha, umieszczonych w ołtarzu głównym, został uznany jako Sanktuarium, a na skraju wsi w miejscu symbolicznej śmierci świętego (wjazd od strony Starego Dolna) wzniesiono ołtarz polowi i wybudowano drogę krzyżową.

Święty Gaj – Święte Wzgórze i brzydka baza PKS

Święty Gaj miejscem śmierci św. Wojciecha

Wracając do sprawy miejsca śmierci św. Wojciecha, to jeden z największych znawców tego zagadnienia prof. Stanisław Mielczarski w książce „Misja Pruska św. Wojciecha” przedstawia rzecz następująco: (…) miejscowość Święty Gaj pojawia się w źródłach pisanych dopiero w początkach XIV wieku, po raz pierwszy z okazji lokacji wsi Craupin (Krupin), a w rok później, w 1324, gdy wieś Heylgewald – Święty Gaj, otrzymała przywilej lokacyjny. Z uwagi na to, że przywilej ten dawał jedynie 5 lat wolnizny, można wnioskować, że wieś ta istniała już wcześniej, a jej rozmiary (55 łanów), każą ją zaliczyć do większych wsi. Nazwa Heiligenwalde przetrwała do 1945 r. Święty Gaj pojawia się jako osada niemiecka lokowana na prawie chełmińskim. Istnieje jednak inne wyjaśnienie nazwy Święty Gaj. Można mianowicie przyjąć, że odnosi się ona do miejscowego kultu św. Wojciecha. Jeśli św. Wojciech zginął w tym miejscu, a mieszkańcy spotykali się z pielgrzymkami z Polski udającymi się do miejsca śmierci, to wówczas mogła się wytworzyć tradycja miejsca kultowego i kiedy pojawili się nowi mieszkańcy łatwo przyswoili sobie chrześcijański kult. Heiligenwalde oznaczałoby więc nie tyle Święty Gaj, ile Gaj Świętego (Wojciecha) i można by to traktować jako dowód przetrwania w tym miejscu tradycji śmierci.

Drugim dowodem jest wzmianka o istnieniu podania, według którego św. Wojciech miał być zabity przez mieszkańców sąsiedniego Kwietniewa, leżącego opodal Świętego Gaju. Podanie to zostało zarejestrowane przez Institut fur Heimatforschung und Volkskunde an der Albertus – – Universitat zu Kónigsberg. Anderson – pastor z Kwietniewa, w swym wystąpieniu opierał się na lokalnym podaniu. Święty Gaj należał do Kwietniewa, więc należy przypuszczać, że zabili św. Wojciecha ludzie z parafii Kwietniewo. W Świętym Gaju znajduje się gotycki kościół sięgający swą architekturą XV wieku. Kościół ten od 1946 r. nosi wezwanie św. Antoniego Padewskiego. Pod jakim wezwaniem był w okresie przed reformacyjnym nie udało się ustalić, chociaż mogłoby to mieć rozstrzygające znaczenie dla sprawy. W swych rozważaniach historycznych Anderson nie podaje źródeł historycznych na jakich opierał się budując swoją tezę, trudno zorientować się jakie źródła wykorzystał i mnożna wnosić, że oparł się na miejscowej tradycji.

Na istnienie podania o śmierci św. Wojciecha w tej miejscowości mamy bezsporny dowód w zbiorze E. Pohl’a, ale samo podanie nie zachowało się (E. Pohl, Die Volkssagen Ostpreussen, Konigsberg 1943, s. 13 – wymienia tu podanie według którego: „Adalbert von Prag wird von der Blumenauer erschlagen” – jako dowód fałszu historycznego w podaniach) (…).

Prof. Jan Powierski w swych rozważaniach na temat ewentualnego miejsca śmierci św. Wojciecha uważa, że należy przyjąć, iż zdarzenie to miało miejsce nad brzegiem Zalewu Wiślanego, jak również, że realna jest możliwość lokalizacji śmierci św. Wojciecha w różnych miejscach Zalewu Wiślanego, nie wyłączając Warmii.

W okresie międzywojennym, w niedalekim Lubachowie (niem. Liebwalde), odkryto fundamenty kościoła, który w XIV w. nosił wezwanie św. Wojciecha (Adalberta). Zastanawiano się wówczas, czy do tej miejscowości nie należy odnosić miejsca śmierci św. Wojciecha. W rozważaniach historycznych na ten temat, uwzględniano także przedmieście Gdańska zwane obecnie Święty Wojciech i miejscowość Tenkitten w Sambii (obecnie Primorsk w Obwodzie Kaliningradzkim). Tenkity wróciły ostatnio na łamy prasy polskiej, w związku z poświęceniem (podczas Europejskiego Kongresu św. Wojciecha w Królewcu) – 29.10.1996.r. — krzyża w miejscu domniemanej śmierci św. Wojciecha. Krzyż ten – 10,5 m wysokości, o rozpiętości ramion 4,5 m i wadze 10 ton, został wykonany w elbląskim „Elzamie” i drogą morską przetransportowany do Primorska.

Poprzedni krzyż, postawiony w 1834 r. wynikiem starań hrabiny Elżbiety Wielopolskiej, miał napis w języku niemieckim: „Biskup św. Wojciech zmarł tu śmiercią męczeńską, niosąc światło chrześcijaństwa”. W 1945 r. został kompletnie zniszczony przez Rosjan.

Jezioro Korsuń pod Kiersitami (święte Jezioro Chorsa) [foto by Włodek Pawełczyk – ze strony www.panoramio.com/user/2273028]

Pielgrzymi ranni w wypadku k. Pasłęka

1 godz. 35 minut temu

Pięć osób zostało rannych w pobliżu Pasłęka, gdy w 50-osobową grupę pątników pielgrzymujących do Częstochowy wjechał opel omega. Najciężej rannego zabrał do szpitala w Gdańsku helikopter.

50-osobowa pielgrzymka szła lokalną drogą między miejscowościami Święty Gaj i Bągart, pomiędzy Pasłękiem a Malborkiem.

– Około 17.20 w grupę pieszych wjechał samochód opel omega – poinformował Dawid Stefański ze służby prasowej warmińsko-mazurskiej komendy policji.

Rannych zostało pięciu pielgrzymów, w tym ksiądz. Stan jednej osoby jest ciężki, helikopterem przewieziono ją do szpitala w Gdańsku, pozostali ranni trafili do okolicznych szpitali. Okoliczności wypadku bada policja. – Kierowca był trzeźwy – powiedział Stefański.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Kraków 28 07 2010 godz 21 07

Okolica Kiersit, czyli Sita Kirów – Świętego Miejsca czci Kirów [foto by Włodek Pawełczyk – ze strony www.panoramio.com/user/2273028]

Delta Wisły i Nogatu

kojarzy się z ziemią płaską i monotonną. Ale rowerzystów zaskoczą tu spore górki

Rozległe żuławskie depresje leżą na uboczu szlaków turystycznych, nieco zapuszczone, jakby wyczekujące, że ktoś je odkryje. Niewielu dociera tu turystów, choć czeka na nich niezwykła historia, oryginalna przyroda i ciekawe zabytki. Do dziś można tu zobaczyć groble z czasów rzymskich i las, w którym w pruskiej zasadzce zginął ponad tysiąc lat temu praski biskup Adalbert znany w Polsce jako św. Wojciech. Stoją tu trzystuletnie podcieniowe domy, oryginalne kościoły i stare cmentarze niderlandzkich mennonitów, którzy zmienili żuławskie bagna w żyzną krainę. Resztki wiatraków, kanały, stacje pomp, terpy, czyli sztucznie usypane pagórki z siedliskami, do dziś nadają Żuławom niderlandzki koloryt.

Start w Holądzie Pruskim

Kraina dzieli się na Żuławy Gdańskie (39 tys. ha), Żuławy Wielkie, czyli Malborskie (83 tys. ha, delta Wisły i Nogatu) oraz Żuławy Elbląskie (48 tys. ha). Jedna trzecia Żuław to tereny leżące poniżej poziomu morza – depresja. Najniżej położone miejsce w Polsce znajduje się we wsi Raczki na Żuławach Elbląskich – 1,8 m p.p.m.

Żuławy to świetne tereny do wypraw rowerowych. Na start i metę jednodniowej wyprawy można wybrać Pasłęk leżący 20 km na południe od Elbląga. Do XVIII wieku miasteczko nazywało się Holland, potem – Preussisch Holland. Jeszcze po 1945 roku polscy osiedleńcy mówili o mieście Holąd Pruski.

Pierwsi na błotach i mokradłach pasłęckich byli Prusowie – Pogezanie. Mogła tu być osada pruskich stępników trudniących się wyrobem stęp, drewnianych moździerzy do ziarna. W staropruskim osada taka zwała się Paistlanks.

Prusów wycięli Krzyżacy, a na górującym nad bagnami wzgórzu wznieśli kościół katolicki. Był rok 1293. Kościół stoi do dziś. W trakcie budowy kościoła Krzyżacy sprowadzili pierwszych Holendrów, by osuszyli ich nowe włości. W pasłęckiej Izbie Historycznej można zobaczyć żeliwną tablicę z pierwszej połowy XVIII wieku. Łaciński napis głosi: „Miasto przez Batawów uciekinierów z Holandii niegdyś zbudowane było i wzięło imię”.

Do dzisiaj w Pasłęku zachował się typowo niderlandzki układ miejskiej zabudowy. Domy stały zwrócone, na holenderską modłę, ścianami szczytowymi ku ulicy. Na parterze mieściły się sklepy i zakłady rzemieślników, z tyłu wąskie przejścia dla bydła, zachowane do dziś. XIII-wieczny ratusz nie jest ulokowany centralnie, jak w miastach niemieckich, ale stoi w szeregu kamienic.

Smutek w Nowym Dolnie

Z centrum Pasłęka ruszamy na zachód w kierunku siódemki (droga ekspresowa Warszawa – Gdańsk). Po jej przekroczeniu wjeżdżamy na Żuławy mennonitów. O ile o Batawach z Pasłęka mało wiadomo, o tyle mennonici są dobrze poznani i opisani, bo na Żuławach mieszkali do drugiej wojny światowej. Ci niderlandzcy wyznawcy ascetycznego stylu życia (nie uznawali m.in. służby wojskowej, urzędów publicznych, hierarchii kościelnej) uciekli przed prześladowaniami religijnymi w ojczyźnie na mało zaludnione bagna delty Wisły. Pierwszą grupę kilkunastu rodzin osiedlił w okolicach Nowego Dworu Gdańskiego w połowie XVI w. szczeciński bankier Szymon Loitz za zgodą króla Zygmunta Augusta.

Jadąc równymi jak stół drogami przez Krosno, Jelonki i Marwicę, pokonujemy pierwsze osiem kilometrów i oglądamy pamiątki po mennonitach. W każdej wiosce stoją gorzej lub lepiej zachowane domy z XVIII i XIX w. z charakterystycznymi podcieniami. Fasady domów zbudowane są z cegły i drewnianych belek, czyli muru pruskiego. Drewniane ozdobne słupy podpierają pierwsze piętro.

Przed Jelonkami szosa biegnie nad Kanałem Elbląskim.

W oddali widać pochylnie Jelenie i Całuny. W samej wsi, która liczy sobie 704 lata, imponujące wrażenie robi gotycki XIV-wieczny kościół z czworoboczną przysadzistą wieżą. Pod dorodnym dębem w środku wsi stoi denkmal – pamiątkowy kamienny obelisk z nazwiskami mieszkańców poległych w I wojnie światowej. Wieś zachowała średniowieczny układ tzw. owalnicy – domy stoją przy ulicy mającej kształt owalu, środkiem biegnie szosa. Dużo tu drewnianej architektury, największy taki budynek to szkoła. Jest też pięć domów podcieniowych.

W Marwicy skręcamy w prawo na Stankowo i Nowe Dolno. Po obu stronach drogi pola dorodnej kukurydzy na polderach poprzecinanych kanałami. W wioskach zachowały się holenderskie 200-letnie gospodarstwa z czerwonej cegły, spichlerz z początku XIX wieku i dwojak z XVIII wieku.

W Nowym Dolnie pozostały dwa domy podcieniowe. Niestety, większość starej zabudowy jest z złym stanie. Domy z drewnianymi podcieniami lada dzień się zapadną. To smutny widok, którego nie łagodzi nawet wesoły świergot trzciniaków w szuwarach ciągnących się wzdłuż kanałów.

W Nowym Dolnie przed mostem obrotowym przez rzekę Dzierzgoń skręt w lewo na drogę równoległą do prawego brzegu rzeki. Za mostem leży wieś Dzierzgonka – „olędzka”, czyli holenderska. Domy tutaj zwrócone są frontem ku rzece. Kanały i rzeki były dla mennonitów głównymi arteriami komunikacyjnymi Żuław. Zastępowały ulice. Kanałami mieszkańcy pływali na targ i do sąsiadów, transportowali towary, ludzi i zwierzęta.

Jedziemy wysadzoną wierzbami i topolami drogą wzdłuż rzeczki Młynówka, dopływu Dzierzgoni. Gospodarze Żuław nieprzypadkowo wysadzali drogi wierzbami. Jedno drzewo ciągnie z ziemi aż 400 litów wody na dobę, stanowiąc naturalny regulator poziomu wody w kanałach i na polach.

Gdzie zginął św. Wojciech

Wieś Święty Gaj leży 20 km od Pasłęka. W 1989 r. do miejscowego kościoła sprowadzono z Gniezna relikwie św. Wojciecha i odtąd stała się celem pielgrzymek. Wieś zwana kiedyś Świętolas leży na prawym, wysokim brzegu rzeki Dzierzgoń. Pobliski las to legendarne miejsce śmierci praskiego biskupa w 997 r.

W lesie wyróżnia się wzgórze (59 m n.p.m.) wczesnośredniowiecznego grodziska pruskiego zwane Cholinum (spolszczone Cholin). Biskup Adalbert przebywał w tej osadzie dwukrotnie. Pierwsza wizyta skończyła się wypędzeniem go z ziemi Prusów. Gdy powrócił, został zabity, a jego odciętą głowę zatknięto na dzidę.

Ze wsi droga opada w lewo do mostu na rzece Dzierzgoń. Gdy zatrzymamy się na moście, zobaczymy z jednej i drugiej strony szerokie zarośnięte chaszczami groble przez rzekę. Woda płynie tu specjalnymi przepustami. Obie ziemne budowle pochodzą z czasów rzymskich. Służyły jako drogi dla kupców podróżujących przebiegającym tutaj Bursztynowym Szlakiem.

Za mostem zaczyna się duża wieś Bągart lokowana w 1311 r. Płaski dotąd teren nagle zaczyna się wznosić, wypiętrzać i ostro opadać. Główna ulica wioski leży w dole, ale w oczy rzuca się obronny gotycki kościół stojący na górującym nad ulicą wzgórzu. Zanim się tam wdrapiemy, by idącą obok świątyni polną drogą wjechać pod górę do wioski Bruk, warto obejrzeć kolejny pięknie odnowiony denkmal. Sporo na nim polskobrzmiących nazwisk: Narzinski, Borowski, Santowski, Rosanowski, Nowodworski, Gaca. Kamień został odrestaurowany przez stowarzyszenie mniejszości niemieckiej i ustawiony na nowo w 2006 r., 82 lata po pierwszym odsłonięciu.

Bocian na holendrze

Dojazd do Bruku to krosowy odcinek. Polna droga pnie się i opada, dużo na niej muld, a po deszczu – błota. Bruk liczy 600 lat. Istniejący tu od XVII wieku dwór został przez prywatnego właściciela pięknie odrestaurowany, a staw oczyszczony i zagospodarowany. Przy dworze zachował się park z dorodnymi kasztanowcami i lipami.

Wokół wioski widać w oddali żuławskie „góry” – Kamienną Górę (73 m n.p.m.), Górę Leśną (70 m n.p.m.) i najwyższe bezimienne wzniesienie liczące 87 m n.p.m. Wszystkie porastają łany pszenicy i żyta ciągnące się po horyzont.

W wiosce skręcamy w prawo na asfaltową szosę biegnącą na północ do Żuławki Sztumskiej. Po prawej stronie na polu pszenicy przed wsią Budzisz (30. kilometr) – resztki okazałego wiatraka holenderskiego. Pozostała tylko beczkowata ceglana wieża bez głowicy i skrzydeł, ale z prawdziwym bocianim gniazdem zamieszkanym przez skrzydlatą rodzinę.

Ze 100 żuławskich wiatraków, które na Żuławach pozostawili mennonici, dziś w całości nie zachował się żaden.

Smutne wrażenie robi Żuławka Sztumska, jedna z najstarszych wiosek na Żuławach lokowana w 1249 r., gdy działalność misyjną prowadził tu biskup Chrystian. Wtedy to zbudowany został pierwszy kościół we wsi. Obecny pochodzi z końca XIII w. (wystrój barokowy). Naprzeciwko kościoła ciekawy budynek plebanii z naczółkowym dachem. Z trzech domów podcieniowych jeden znajduje się w ruinie. Zniszczony przez mieszkańców został także mennonicki cmentarz.

Życie po życiu

We wsi skręcamy w prawo na Markusy. Na rozjeździe zachowała się zadbana zagroda z budynkiem gospodarczym zwieńczonym kutymi z żelaza chorągiewkami wiatrowymi. W pierwszej wsi za Żuławką – Stalewie – można podziwiać piękny dom podcieniowy z 1751 r. Odrestaurowany, zbudowany z bardzo ozdobnego muru pruskiego, ze szczytem wspartym na ośmiu rzeźbionych słupach – to prawdziwy majstersztyk mennonickiej architektury.

W gminnej wsi Markusy (45. kilometr) zachowało się kilka zagród holenderskich, ale w złym stanie. Ostał się także XVIII-wieczny cmentarz mennonicki z kilkoma wysokimi (do 2,5 m) kamiennymi stellami. Nagrobne stelle zdobiły płaskorzeźbione złamane róże, ćmy, węże lub klepsydry. Mennonici wykuwali też na nich dużo informacji o zmarłym. Choć dorobili się na Żuławach fortun, żyli skromnie. Jedynym przejawem ich pozycji społecznej stały się kunsztowne nagrobki.

Takich cmentarzy było na Żuławach około 30. Kilkanaście uniknęło grabieży i dewastacji. Dziś są czyszczone i pielęgnowane przez ludzi zafascynowanych historią tej ziemi. Najpiękniejszy cmentarz można oglądać w Stogach koło Malborka.

Za Markusami w prawo skręcamy na Dzierzgonkę i Nowe Dolno, skąd znaną drogą wracamy do Pasłęka. Przejechaliśmy ok. 65 km, ale liczne przystanki czynią trasę przystępną dla każdego rowerzysty. Warto pamiętać o zabraniu prowiantu, bo po drodze nie ma ciekawych restauracji czy karczm.

Gaj Święty – widok na Kwietniewo

PRZEMYSŁAW URBAŃCZYK

JAK ŚWIĘTY WOJCIECH ARCHEOLOGOM POMÓGŁ

Artykuł pochodzi z „Wiedzy i Życia” nr 4/1997

DOPIERO „ZA PIĘĆ DWUNASTA” OKAZAŁO SIĘ, ŻE ZAINTERESOWANIE ŚWIĘTYM WOJCIECHEM JEST DUŻO WIĘKSZE POZA GRANICAMI POLSKI NIŻ W KRAJU, W KTÓRYM ZGINĄŁ I ZOSTAŁ POCHOWANY.

Święty Wojciech poza Polską i Czechami znany jest pod nadanym mu na bierzmowaniu imieniem Adalbert. Dzięki pochodzeniu z ksiąężcej rodziny Sławnikowiców z Libic i starannemu wykształceniu w magdeburskiej szkole prowadzonej przez mistrza Oktryka zaliczał się do grona ścisłej elity środkowoeuropejskiej drugiej połowy X wieku. Nic więc dziwnego, że już w wieku 28 lat został biskupem w Pradze. Szybko okazało się, że kanony wiary traktował bardzo poważnie, nie wykazując skłonności do kompromisów z brutalną rzeczywistością wczesnośredniowiecznego świata. Broniąc sprzedawanych w niewolę chrześcijan, wszedł w konflikt z władcą Czech. Kolejne interwencje nieprzejednanego biskupa spowodowały wypędzenie go z kraju. Po krótkim pobycie w Italii został namówiony do powrotu. Sytuacja powtórzyła się jednak i Wojciech wraz z jednym z braci osiadł w italskim klasztorze, znajdując ukojenie w mniszej wspólnocie.

I tam dosięgnęła go jednak wielka polityka. Nie chcąc wrócić do Czech, gdzie tymczasem ksiąęż Bolesław II wymordował prawie całą jego rodzinę, Wojciech poprosił papieża Grzegorza V o zezwolenie na pracę misyjną wśród pogan. Ten skierował go do niemieckiego cesarza Ottona III, który z kolei wysłał zdeterminowanego Wojciecha do księcia Bolesława Chrobrego.

Drewniane konstrukcje grobli północnej

W Gnieźnie określono wreszcie cel misji: Prusowie zagrażający północno-wschodnim rubieżom Polski. W kwietniu 997 roku dostarczona przez Bolesława Chrobrego łódź ze zbrojną załogą zawiozła trzech misjonarzy na tereny zamieszkane przez Prusów. Tam ich wiara w przemożną moc słów Pisma Świętego została brutalnie skonfrontowana z wrogością tubylców, którzy łodzią odesłali mnichów z powrotem na polski brzeg. 23 kwietnia misjonarze powrócili pieszo na stronę pruską, gdzie zaskoczony we śnie Wojciech został zabity przez rozsierdzonych mieszkańców, dowodzonych przez pogańskiego kapłana. Wydarzenia te odbiły się szerokim echem w całej Europie. W 999 roku papież kanonizował Wojciecha. W roku 1000 cesarz Otton III przybył z pielgrzymką do grobu męczennika w katedrze gnieźnieńskiej; wracając z Polski zakładał po drodze kościoły pod wezwaniem nowego świętego [więcej na ten temat w artykule Teresy Dunin-Wąsowicz, Święty Wojciech – patron nowej Europy].

Zmienne były losy pamięci o biskupie Wojciechu w ciągu następnych stuleci. Stosunkowo niewielkie było też zainteresowanie jego osobą ze strony historyków. Sytuacja zmieniła się radykalnie w ciągu ostatnich kilku lat, gdy uświadomiono sobie zbliżanie się tysięcznej rocznicy jego śmierci i kiedy rozeszły się pogłoski o możliwości uznania Wojciecha-Adalberta za patrona jednoczącej się Europy oraz włączenia go w poczet świętych cerkwi prawosławnej.

Przypomniano sobie, że nie wiemy nic pewnego o trasie tragicznej dla niego samego, lecz niezwykle ważnej dla Polski misji do Prusów z wiosny 997 roku. Sformułowano zatem w Instytucie Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk program krótkich, lecz bardzo intensywnych badań interdyscyplinarnych. Program poparła Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej, wspierając finansowo wybrane projekty badawcze, określone adekwatną nazwą „Adalbertus”. Pozwoliło to przeprowadzić kilka bardzo interesujących i ważnych dla wczesnej historii Polski terenowych badań archeologicznych i geologicznych. Ich wyniki wzbogaciły wiedzę o północno-wschodnich rubieżach wczesnopiastowskiej Polski o zupełnie nowe elementy, które staną się podstawą dalszych rozważań o tym obszarze i o tych czasach.

Badania dotyczyły przede wszystkim rekonstrukcji drogi, którą przebyli przed tysiącem lat misjonarze z Gdańska do miejsca tragicznej śmierci świętego Wojciecha. Historycy, analizując zachowane do naszych czasów źródła pisane, tj. przede wszystkim różne wersje żywotów biskupa praskiego, sformułowali dwie konkurencyjne hipotezy – sambijską i pomezańską. Pierwsza, starsza, lokalizowała miejsca opisane przez wczesnośredniowiecznych autorów ma Półwyspie Sambijskim, w okolicach dzisiejszego Kaliningradu (dawniej Królewiec). Zwolennicy drugiej hipotezy wskazywali raczej na położone na południe od Elbląga tereny dawnej Pomezanii jako arenę zdarzeń sprzed tysiąca lat.

Z upływem czasu koncepcja pomezańska zyskiwała coraz więcej zwolenników, głównie dzięki gdańskiemu historykowi Stanisławowi Mielczarskiemu, który w 1967 roku wskazał okolice dzisiejszej wsi Święty Gaj w gminie Rychliki, gdzie topografia, toponomastyka i lokalna tradycja uzasadniały proponowaną rekonstrukcję przebiegu misji z 997 roku. W ciągu ponad ćwierćwiecza od opublikowania jego książki nie podjęto jednak żadnych prób weryfikacji przedstawionych w niej tez. Stało się to możliwe dopiero „za pięć dwunasta”, kiedy okazało się, że zainteresowanie rocznicą śmierci Wojciecha-Adalberta jest większe poza granicami Polski niż w kraju, w którym zginął i został pochowany.

Kościół pod wezwaniem św. Wojciecha w Świętym Gaju

Wspomniany program „Adalbertus” podzielono na kilka zadań badawczych realizowanych równolegle i wzajemnie się uzupełniających. Zostaną one zakończone w połowie bieżącego roku konferencją naukową i sześcioma tomami opracowań uzyskanych wyników. Część z nich ma walor poznawczy tylko dla zainteresowanych specjalistów z danej branży. Są jednak i takie, które mają posmak pewnej sensacji.

Sprawdzając na przykład panujące wśród archeologów przekonanie, że święty Wojciech przekroczył bagnistą dolinę rzeki Dzierzgoń po drewniano-ziemnej grobli, łączącej ziemie słowiańskie z pruskimi, odsłoniliśmy ponownie po 100 latach od czasu badań Hugona Conwentza fragment starożytnego szlaku komunikacyjnego, którym najprawdopodobniej wozy kupców rzymskich przyjeżdżały nad Bałtyk po bursztyn. Konstrukcję tę, nazwaną groblą północną, długości około 1300 m, wykonaną z 3-9 poziomów obrobionych bali dębowych, datuje się na okres od końca I wieku p.n.e. do początku III wieku n.e. Droga szerokości do 4.5 m zachowała do dzisiaj ślady kół wozów, a znajdowane w jej szparach bryłki i wyroby z bursztynu wymownie potwierdzają jej funkcję. Jest to największe tego typu przedsięwzięcie inżynieryjne znane dotąd z „barbarzyńskiej” Europy początków naszej ery. Będzie ono z pewnością jeszcze wielokrotnie omawiane.

Drugą groblę odsłoniliśmy 3 km dalej na południe. Była ona krótsza (liczyła ok. 650 m) i miała całkowicie inną konstrukcję. Według pobieżnych badań przeprowadzonych sto lat temu w trakcie robót melioracyjnych miała być jeszcze starsza od pierwszej. Wstępne wyniki datowania próbek drewna, analizowanych obecnie przez Tomasza Ważnego z warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, wskazują jednak, że była młodsza od grobli „rzymskiej”.

Podjęliśmy też próbę określenia, kiedy powstały dwie stare drogi zbudowane dużym nakładem pracy w trudnym polodowcowym terenie na wschód od doliny Dzierzgoni. Obie wydają się łączyć funkcjonalnie ze wspomnianymi groblami. Droga północna stanowiąca przedłużenie grobli sprzed około 2000-1800 lat na pewno była użytkowana już we wczesnym średniowieczu. Dokładniejsza data zostanie ustalona dopiero po analizie drobin organicznych, wysłanych do USA w celu ustalenia precyzyjnej chronologii.

Niemniej z datowania obu tych urządzeń drogowych wynika jednoznacznie, że był to starożytny szlak komunikacyjny, którego fragmenty używane są do dzisiaj. Przy jego odcinku skrytym w lesie koło wspomnianej już wsi Święty Gaj widoczne są pozostałości niewielkiego gródka. Badania archeologiczne wykazały, że został on zbudowany przez Prusów i był zamieszkany w czasach świętego Wojciecha. Co więcej, jego charakterystyczna topografia odpowiada opisowi przekazanemu nam przez anonimowego autora Passio sancti Adalberti (Pasja świętego Wojciecha) z XI wieku. Czy jest to Cholin wspomniany w tym żywocie świętego Wojciecha, nie można jednoznacznie powiedzieć. Tym bardziej, że przy drugiej drodze stanowiącej przedłużenie młodszej grobli też widać grodzisko, schowane w lasach koło wsi Kwietniewo. Nie udało się określić czasu powstania tej drogi, ale gród na pewno był zamieszkany przez Prusów około 997 roku. Jego okolica również odpowiada opisowi z Passio sancti Adalberti, co stawia archeologów w sytuacji nadmiaru możliwych do przyjęcia wersji drogi, którą przebyli misjonarze przed tysiącem lat.

Świadczy to chyba o tym, że pracujemy niewątpliwie tam, gdzie rozegrała się ówczesna tragedia. Potwierdzają to wyniki badań geologicznych na terenie wschodnich Żuław, kierowanych przez Marię Kasprzycką z Elbląga, które pozwoliły zrekonstruować zasięg tzw. Zatoki Żuławskiej z przełomu X i XI wieku. Sporządzona przez geologów mapa pokazuje zarówno istniejący wówczas kanał wodny przecinający Mierzeję Wiślaną, jak też zasięg linii brzegowej płytkiego zalewu, sięgającego niemal do Świętego Gaju. Mapa ta nie tylko stanowi kolejny argument na rzecz hipotezy „pomezańskiej”, ale też będzie niezbędnym elementem rozważań nad wczesnopiastowską historią tego obszaru.

Droga koło grodziska przy grobli północnej

Jeszcze inny zespół badaczy, pod kierunkiem Wojciecha Chudziaka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, miał za zadanie zrekonstruować szlak lądowy, którym sprowadzono do Gniezna ciało świętego Wojciecha, wykupione przez Bolesława Chrobrego od Prusów. Wyniki badań archeologicznych pokazują wyraźnie przebieg drogi, która wiodła z Wielkopolski i Kujaw międzyrzeczem Wisły i Drwęcy właśnie w okolice rzeki Dzierzgoń i wsi Święty Gaj. Wyznacza je kilkanaście obronnych osad i grodów zbudowanych w regularnych odstępach dla zapewnienia bezpieczeństwa podróżnym.

Kolejnym zadaniem badawczym programu „Adalbertus” było ustalenie przebiegu granicy pomiędzy zasięgiem osadnictwa pruskiego i słowiańskiego na południe od Żuław. Autorzy, którzy wcześniej wypowiadali się na ten temat, przesuwali tę granicę na obszarze kilkudziesięciu kilometrów – od Wisły do rzeki Dzierzgoń. Dzięki badaniom Marka Jagodzińskiego z Muzeum w Elblągu wiemy, że pomiędzy tymi rzekami istniał pas pustki osadniczej czy też raczej osadnictwa bardzo rozproszonego o trudnej do określenia przynależności etnicznej. Mapa, która powstanie dzięki tej analizie, pozwoli przekonywająco ustalić przebieg mało znanego fragmentu granicy państwa pierwszych Piastów.

Ten skrócony przegląd najciekawszych, choć oczywiście nie wszystkich, wyników osiągniętych dzięki programowi badań sprowokowanych tysięczną rocznicą wyprawy misyjnej świętego Wojciecha pokazuje, jak skuteczne mogą być akcje rocznicowe. Zawsze bowiem przy takiej okazji dokonuje się ważnych dla nauki odkryć, sprawdza wiele wątpliwych hipotez i tworzy solidne zręby wiedzy o przeszłości. W naszym wypadku okazję do przeprowadzenia takich badań „zawdzięczamy” świętemu Wojciechowi, jednej z najważniejszych postaci Europy końca X wieku.


Dr hab. PRZEMYSŁAW URBAŃCZYK jest profesorem Wyższej Szkoły Rolniczo-Pedagogicznej w Siedlcach i docentem w Instytucie Archeologii i Etnologii PAN.

Arnold Bocklin – W Świętym Gaju – 1882

Podziel się!