Sarmatyzm, Zermatyzm i Zorianizm-Zoroastryzm oraz Zerywanizm-Zurwanizm a Wiara Przyrody (fragment Taji 23 – poświęcony dziejom Żar-zdusza i Zorianizmowi)

Sarmatyzm, Zermatyzm i Zorianizm-Zoroastryzm oraz Zerywanizm-Zurwanizm a Wiara Przyrody

Ponieważ w Polsce wygłasza się wciąż – zwłaszcza w edukacyjnych podręcznikach i encyklopediach – w tym nawet w encyklopedii elektronicznej XXI wieku – Wikipedii, sądy nieprawdziwe i wykrzywiające prawdę historyczną o Sarmatyzmie i Epoce Sarmackiej (sięgającej od końca XV wieku do XVIII, a więc na temat 300 lat naszej historii) zamieszczam artykuł który może nieco inaczej oświetli ten czas, tworząc przynajmniej rodzaj wielogłosu.

 

Szlachcic polski – pędzla Rembrandta (XVII wiek)

Zajmiemy się też tutaj Zermatyzmem (opartym na Sarmatyzmie) Stanisława Szukalskiego, którego wielkości artystycznej i głęboko słusznych koncepcji na temat odrodzenia polskiej sztuki wciąż się u nas nie widzi, a koncepty filozoficzne po prostu ośmiesza się mając go za ulrtasa nacjonalizmu, podczas gdy był w swym programie społeczno-„politycznym” zaledwie poprawnym, trzeźwo myślącym patriotą.

 

Wiele poglądów na temat Szukalskiego – w tym ten na temat zermatyzmu i koncepcji macimowy oraz odbudowy myśli polskiej, i twórczości polskiej, przez poszukiwanie korzeni przedchrześcijańskich, wymaga sprostowania, na poziomie nie nauki – co zrobił w dużej mierze Lechosław Lameński – ale na poziomie wiedzy popularnej. Apeluję o sprostowania i rozszerzenia zwłaszcza do autorów podręczników i encyklopedii – także elektronicznych – bo następne pokolenia Polaków rosną karmione ruską i niemiecką brednią na temat własnej przeszłości. Nie ma nic gorszego niż monokultura i powtarzanie cudzych głupot jako własne sądy albo prawdy niepodważalne.

Stanisława Szukalskiego, który stworzył „intuicyjną koncepcję” rozwoju człowieka i języka nazywaną Zermatyzmem, lub jak inni wolą ją określać „pseudonaukę zermatymu”, jego twórczość – sztukę i idee realizowane przez Szczep Rogate Serce, jego poglądy zawarte w zermatyzmie i nie tylko, wciąż w Polsce przedstawia się jak jakąś niesamowitą ciekawostkę antropologiczną, dziwadło nie z tego świata, wariactwo urojone przez kompletnego oszołoma. Nawiązanie do oryginalnych pogańskich korzeni Słowiańszczyzny, jest wciąż uważane w polskiej krytyce sztuki za pozbawioną sensu utopię, jeśli nie za objaw utraty zdrowia psychicznego. Normalne psychicznie jest za to – według naszych krytyków sztuki i socjologów – ślepe małpowanie Zachodu i powtarzanie za nimi co do przecinka każdej głupoty.

 

Opowiemy też na koniec jak się ma do tego wszystkiego i do Wiary Przyrodzoney Słowian – Zorianizm-Zoroastryzm (czyli Żar-zduszyzm) i Zerywanizm-Zurwanizm (wcale nie jak piernik do wiatraka) bo są one związane ze słowiańsko- skołocko- indoirańskim ethosem, z którego się wywodzimy jako jednorodna mniej więcej grupa genetyczno-kulturowa od tysięcy lat. Ten związek pokażemy cytując fragment 23 Taji Księgi Ruty, bo łatwiej forma epicka ujmuje i pokazuje pewne oczywiste związki niżby mógł to wyjaśnić esej, w którym aby pokazać związki pozornie tak odległe, trzeba by mnóstwo miejsca poświęcić na udokumentowania i uzasadnienia poszczególnych stopni dedukcji.

Żarzdusz, czyli Zarduszt inaczej Zaratusztra (Zoroaster)

Taja 23 czyni to elegancko i zwiewnie opowiadając o tym kim był w Królestwie Sis Żar-zdusz i kim był jego ojciec, jak oni obaj przyczynili się do upadku Czaropanów i ich przegnania z Gór Kamiennych przez boginię Dziewannę, a następnie jak przyczynił się do rozpadu Starej Wiary Przyrodzonej pomiędzy Skołotami-Scytami a Irańczykami, i jak doprowadził do wojny skołocko-perskiej, która toczyła się potem setkami lat i była jedną z przyczyn upadku zarówno Persji jak i rozkładu Skołotji. [C.B.]

Sarmatyzm

Z polskiej Wikipedii

 

Stanisław Antoni Szczuka w reprezentacyjnym czerwonym kontuszu tradycyjnym sarmackim stroju.

 

Husarska zbroja w stylu sarmackim

Sarmatyzm – barokowa formacja kulturowa dominująca w Polsce od końca XVI do drugiej połowy XVIII wieku. Opierała się na micie, jakoby szlachta polska miała pochodzić od Sarmatów – starożytnego ludu zamieszkującego początkowo między Dolną Wołgą a Donem. Po Sarmatach szlachta miała odziedziczyć umiłowanie wolności, gościnność, dobroduszność, męstwo oraz odwagę.

Mit ten odegrał ważną rolę w barokowej literaturze polskiej i miał ogromny wpływ na kształtowanie umysłowości, obyczajowości i ideologii polskiej szlachty. Według opinii Tadeusza Mańkowskiego: teoria sarmackiej genezy narodu i państwa polskiego w tym świetle to nie mit, ani też bajanie niekrytycznych umysłów kronikarzy, lecz wyraz poszukiwania swojego <<ja>> przez bardziej oświecone warstwy narodu, poszukiwanie tradycji historycznych przez naród, który poczuł się na siłach i chce coś znaczyć, szukanie swego miejsca wśród innych narodów o odległej przeszłości. [1]

Krak I Nur – kagan, Jeden Siedmiu Kruków, pierwszy władca Nurii, a potem Nurii i Budynowii (czyli Nurusji), z czasów Nowej Koliby (około 800 p.n.e. ) [ tutaj Spira z 1581 roku, Sarmatia Europea. C. B.]

Pogląd o sarmackim pochodzeniu szlachty Polskiej obalono w XIX wieku.

[Jak wykazują niezbicie obecne badania genetyczne obalenie to nie ma żadnych realnych podstaw i jest jednym z oczywistych błędów, ponieważ genotypy Rosjan i Polaków oraz pozostałych Słowian są zbieżne z genotypami Sarmatów i Scytów w stopniu wskazującym jeżeli nie na całkowitą identyczność, to na bardzo bliskie pokrewieństwo, sięgając 11 800 lat wstecz, do Nadwiślańskiej kolebki Słowian, a 15 000 lat wstecz do Nadbałchaskiej (Syberyjskiej) i Kaukaskiej Kolebki tych Scytów/Słowian. Tak to właśnie głosząc niepodważalne prawdy z wyżyn oświecenia – zwłaszcza wszechwiedzącego Oświecenia, popełnia się karygodne błedy i popada się w n niewłaściwe wyobrażenia o przeszłości własnej i swojego narodu. Badania genetyczne o których mowa zostały wykonane w roku 2007 i 2009 – o czym piszemy w innych miejscach tego blogu, poświęconych dowodom genetycznym i etymologicznym o jedności, wspólnocie bądź identyczności ludów zwanych Scytami-Skołotami i Słowianami oraz Sarmatami i Serbo-Mazami. Powtarzanie na łamach powszechnej encyklopedii elektronicznej w XXI wieku sądów dziewiętnastowiecznego Oświecenia, które żywiło się i napędzało własną koniunkturę polityczną hiperkrytyką poprzedniej epoki Sarmackiej, jest co najmniej niewłaściwe. Najwyższy czas zmienić poglądy na własną przeszłość i na epokę największego rozkwitu Polski, która miała co prawda finał nieszczęśliwy, ale jest przykładem oryginalnego i niespotykanego w ówczesnej Europie i Świecie systemu rządów oraz całkowicie oryginalnej materii kulturowej. Pamiętajmy że polski Sarmatyzm był w swych kulturowych obiektach, strojach, rzeźbach, przedstawieniach, modzie inspiracją dla wszystkich narodów od Morza Czarnego po Morze Śródziemne, dla samej Rosji a nawet dla zniemczanych Pomorza, Nadłabia i Śląska oraz Słowian Alpejskich. Sarmacka sztuka polska sprzedawała się na zachodzie bardzo dobrze – 100 razy lepiej, niż kiedykolwiek później, czy współcześnie. C. B.]

Strój polski – XVI wiek

Wiadomości ogólne

Pierwsze wzmianki o tym, że Polska szlachta pochodzi od starożytnego ludu z kraju Parków pochodzą z kronik Wincentego Kadłubka. Dzielił on świat na śródziemnomorski antyk i nieprzeliczalną moc ludzką zamieszkującą obszar Iranu, Bułgarii i Karyntii, gdzie żyli Scyci. Dopiero Jan Długosz z licznych plemion scytyjskich wyodrębnił sarmatów, od których pochodzi nazwa „sarmatyzm”.

Sarmatyzm był polską i szlachecką odmianą baroku. Stanowił zjawisko wyjątkowe, ponieważ łączył w sobie tradycje Zachodu, Wschodu i rodzime. Wywarł wpływ na kulturę krajów słowiańskich, Węgier, Wołoszczyzny, Mołdawii, lecz Polska zawsze była modelowym przykładem tej kultury. Sarmatyzm miał duży wpływ na próby tworzenia w XIX wieku polskiego stylu narodowego, jako polska forma malarstwa sarmackiego.

Wraz z upadkiem państwa spowodowanym rządami Sasów i ogólnym zubożeniem obyczajów szerokich mas szlacheckich, którym z upływem czasu było wolno coraz więcej, sarmatyzm wynaturzył się. W epoce stanisławowskiej synonimem sarmaty stał się wiecznie pijany, ograniczony umysłowo szlachcic, ubrany w staromodny kontusz, blokujący wszelkie reformy, które zagrażały jego prywatnym interesom, nie zważając na dobro państwa. Ten obraz stał się podstawą krytyki potomnych, szukający powodów upadku państwa polskiego, zarówno dla Stańczyków, jak i w XX wieku dla marksistów, choć początki kultury sarmackiej kształtowały świadomość narodową czasów zaborów (jak choćby Pan Tadeusz). Do dziś w powszechnej świadomości dominuje obraz tej kultury z okresu schyłkowego.

Myśl polityczna

Sarmaci wierzyli w szczególną rolę Polski, która miała być oazą złotej wolności, otoczoną przez państwa absolutystyczne.

Nierozłączną częścią sarmatyzmu były idee republikańskie: praworządność, samorządność i wybieralność urzędników, także tego najwyższego – króla, nazywanego przez współczesnych historyków dożywotnim prezydentem. Ustrój Rzeczypospolitej był uważany za najlepszy w świecie, a polski Sejm za najstarszy. Chętnie przyrównywano go do ustroju republikańskiego Rzymu i greckich polis. Podstawą Rzeczypospolitej były prawa kardynalne, czyli Artykuły henrykowskie, oraz pacta conventa a w okresie późniejszym również liberum veto. Każdą próbę ich naruszenia traktowano jak najwyższą zbrodnię i podejmowano próby odwołania króla, który ośmielił się sprzeciwić masom szlacheckim.

Sarmatyzm sławił również dawne zwycięstwa polskiego oręża i domagał się od szlachty podtrzymania tych tradycji. Nieodzownym elementem stroju była szabla – zwykle karabela. Szlachta ćwiczyła wojenne rzemiosło – przez udział w wojnach, służbę, zaciąg; nawet rozrywki jak polowanie przygotowywały do ewentualnego boju.

Religia

Polska miała za sobą długą tradycję praktycznej tolerancji. Szlachta była świadoma faktu, że religia może być tylko pretekstem dla walki o władzę. Dlatego katolicy polscy wystąpili w obronie Jana Husa na soborze w Konstancji, a w XVI w. zakazują urzędnikom egzekucji wyroków sądów kościelnych[potrzebne źródło]. W końcu – widząc jak wojny religijne pustoszą Europę i wynoszą na trony władców absolutnych – pod świeżym wrażeniem rzezi hugenotów we Francji w noc św. Bartłomieja i zabiegając temu, aby się między ludźmi sedycyja (rozruchy) jaka szkodliwa nie wszczęła, którą po inszych królestwach jaśnie widzimy, obiecujemy to sobie spólnie -, iż, którzy jestechmy rozróżnieni w wierze, pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w kościelech krwie nie przelewać ani się penować (karać) i zwierzchności żadnej ani urzędowi do takowego procressu (postępku) żadnym sposobem nie pomagać. I owszem, gdzie by ją kto przelewać chciał,- zastawiać się o to wszyscy będziem powinni, choćby też za pretekstem dekretu albo za postępkiem jakim sądowym kto to chciał czynić.

Jeśli można mówić o chrześcijaństwie polskim (a nie o kościele w Polsce) to jego największymi przedstawicielami byli w XV w. koncyliaryści z Akademii Krakowskiej, a w XVI/XVII w. – arianie. Ich poglądy były różne od tego, co współczesny im Zachód (nie mówiąc już o Wschodzie) głosił w sprawach wiary, a jeśli Polacy coś z niego czerpali, to raczej przestrogi niż wzory. Jeśli nie wiara to może łączył nas z Europą…[2]

Zwyczaje

Dla sarmatów niezwykle ważne były więzy rodzinne i towarzyskie. Odnoszono się z galanterią do kobiet. Ulubionym zajęciem była rozmowa. Bardzo chętnie przyjmowano gości: krewnych, przyjaciół, a także nieznajomych, zwłaszcza cudzoziemców. Dość swobodnie posługiwano się łaciną. Urządzano wystawne uczty, zawsze zakrapiane alkoholem. Nieraz dochodziło do bójek. Na przyjęciach tańczono poloneza, mazura, oberka. Dbano o swój honor.

Ślub brano w wieku 20-25 lat (kobiety) i 25-29 lat (mężczyźni). Małżeństwo określano jako głęboką przyjaźń, choć małżonkowie często nie znali się przed zawarciem związku małżeńskiego, gdyż decydujący był majątek, nie zaś wzajemne uczucie. Mężczyźni często podróżowali (na Sejmy, sejmiki, odpusty, procesy sądowe, pospolite ruszenie), kobiety spełniały się w domu jako gospodynie i matki.

Rodziło się bardzo wiele dzieci, wiele umierało nie osiągnąwszy pełnoletności, z powodu słabej higieny i medycyny. Dziewczynki i chłopców wychowywano oddzielnie – w towarzystwie kobiet do szóstego roku życia, następnie chłopców uczyli mężczyźni, po czym wysyłano ich do szkół przyklasztornych, by w przyszłości posłać na studia, dziewczynki zaś były uczone czytania i pisania oraz zajęć gospodarskich.

Procesowano się o każdą błahostkę, ale sprawy najczęściej kończyły się ugodą (kompromisem).

Pogrzeby

Bardzo bogatą formę przybierał obrządek pogrzebowy zwany pompa funebris. Były to ceremonie, do których przygotowania trwały czasem wiele miesięcy, nawet lat. W kościołach budowano specjalne rusztowania, ozdobne katafalki, nazywane z łaciny castrum doloris, na których ustawiano trumnę. Religijne uroczystości poprzedzała zwykle procesja, na której czele jechał archinimus w zbroi zmarłego, odgrywający jego rolę.

Strój

Wyróżniał się na tle Europy. Swymi korzeniami sięgał Wschodu. Był dostojny, bogaty i barwny. Jego podstawową częścią był żupan, który przepasywano ozdobnym pasem. Na żupan nakładano kontusz, na niego zaś delię wypadku chłodów (XVII wiek), oraz czasami różne odmiany węgierskich narzut(XVIII w.). Najmożniejsze rody używały karmazynu i szkarłatu. Na nogach noszono szarawary. Na głowę wkładano kołpak z czaplimi piórami umieszczonymi w szkofii lub konfederatkę (XVIII w., szczególnie popularna w okresie konfederacji barskiej).

Architektura

Budowano wiele bogato zdobionych pałaców i kościołów, uczelni i szkół wyższych. Trzymano się rodzimych rozwiązań o bryłach gotyckich i specyficznej dekoracji stiukowej sklepień. W kościołach wznoszono dla zasłużonych osób nagrobki leżące oraz półpostaciowe. Budowano dziesiątki tysięcy dworów, prawie zawsze drewnianych, z sosny, jodły i modrzewia. Przy wejściu znajdował się ganek. Centralnym pomieszczeniem, w którym przyjmowano gości, była duża sień. Istniała bardziej intymna część żeńska i bardziej otwarta część męska. Dwór posiadał alkierze. Ściany pomieszczeń były ozdobione portretami przodków, pamiątkami po nich, łupami wojennymi. Do dziś zachowało się bardzo niewiele dworów z epoki staropolskiej, ale ich tradycje kontynuowano w XIX i XX wieku.

Malarstwo

Portret sarmacki – gatunek malarstwa portretowego typowy dla polskiej sztuki barokowej, przedstawiający szlachtę i magnatów.

Był to rodzaj obrazu przedstawiający postać szlachcica, który z reguły stoi przy stoliku ubrany w reprezentujący strój z zazwyczaj herbem rodowym. Czasami obok namalowanego szlachcica były napisy informujące o jego stanowisku i godnościach. Obok: buława, księga, krucyfiks lub inny symbol urzędu Sarmaty.

Specyficznym rodzajem malarstwa sarmackiego był portret trumienny.

Najznakomitsi polscy malarze okresu sarmatyzmu to Daniel Schultz i Bartłomiej Strobel. Reprezentują oni nurt malarstwa portretowego, jednak ich twórczość możemy podzielić zasadniczo na dwa przeciwstawne nurty.

Pierwszy – nurt reprezentacyjny – uwidacznia się w dziełach Strobla. To sztuka chłodna, linearna, bardzo oficjalna, Portretowane postaci ustawione są w pozycji stojącej, najczęściej jedną ręką wspierają się na boku, drugą nonszalancko kładą na stoliku. Osoby przedstawiane na obrazach Strobla ubrane są w przesadnie bogate stroje, wykonane z najdroższych tkanin, których lśnienie możemy obserwować dzięki mistrzowskiej technice artysty. Dla podkreślenia rangi portretowanego malarz umieszcza na obrazie przedmioty będące aluzją do herbu rodowego, co miało uwypuklać wspaniałość i ciągłość genologiczną rodziny.

Inny styl prezentuje natomiast Daniel Schultz – jego dzieła twórczo nawiązują do sztuki Rembrandt – to portrety z pogłębionym studium psychologicznym przedstawianej osoby. Postać, zawsze skupiona, w mniej oficjalnej pozie patrzy przenikliwym, nieco melancholijnym wzrokiem na widza. Kontury portretowanego wyłaniają się z tajemniczego mroku. Wymowa dzieła skłania do refleksji nad kondycją człowieka i przemijalnością istnienia.

Bibliografia

  • Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce
  • Zygmunt Gloger, Encyklopedia staropolska
  • Czesław Hernas, Barok
  • Janusz Tazbir, Kultura szlachecka w Polsce
  • Andrzej Borowski (red.) „Słownik sarmatyzmu”
  • Zbigniew Kuchowicz „Człowiek Polskiego baroku”
  • Maria Bogucka „Staropolskie obyczaje XVI i XVII wieku”

Przypisy

  1. ↑ Tadeusz Mańkowski, Genealogia sarmatyzmu, Warszawa 1946, s. 31.
  2. ↑ Janusz P. Waluszko Rzecz o Sarmacyi ukształtowaniu, miejscu w Europie i szansach jej rozwoju przez powrót do korzeni

ŁUKASZ KĄDZIELA

SARMATYZM




(Artykuł pochodzi z „Wiedzy i Życia” nr 5/1996)

 

 

Niegdyś oryginalny rys kultury szlachty polskiej, jej ideologia i styl życia, z czasem stał się marzeniem o wielkości Rzeczypospolitej i świadkiem jej upadku. Do dziś przetrwał w obyczajowości i charakterze narodowym Polaków.

Sarmatyzm należy do tych pojęć z zakresu historii kultury, które – choć potocznie używane – z trudem poddają się precyzyjnym definicjom. Odpowiedzialność za te trudności w części ponosi wielość znaczeń, w jakiej terminu tego używano, w części zaś jego późna geneza. W XVI, XVII i pierwszej połowie XVIII wieku mówiono bowiem i pisano o sarmackim animuszu, sarmackim narodzie, sarmackiej krwi, wolności, Kopernika określano mianem „sarmackiego Ptolemeusza”, lecz nie stosowano ogólnego terminu „sarmatyzm”. Ukuli go dopiero Oświeceni, określając nim całość zjawisk kulturalnych, z którymi przyszło im się zmagać. Pojęcie to zachowuje i dziś przydatność, zważać jednak trzeba na przypisywane mu znaczenia.


Istniał bowiem sarmacki mit o początku, analogiczny do wielu innych mitologicznych genealogii narodowych, rozpowszechnionych w społecznościach późnośredniowiecznych i wczesnonowożytnych (frankogallizm we Francji, teutonizm w Niemczech, nordyzm w Szwecji). Wszystkie one przydawały znaczenia i powagi odwołującym się do nich narodom w tym samym stopniu, co genealogie rodowe – poszczególnym rodzinom. Staropolscy Sarmaci uważali, że wywodzą się od prehistorycznego ludu Sarmatów, zamieszkującego w IV-II wieku p.n.e. tereny między dolną Wołgą a Donem. Autorzy Odrodzenia podchwycili znaną już Ptolemeuszowi z Aleksandrii (II w. n.e.) nazwę Sarmacja Europejska, z której mieli wywodzić się nasi przodkowie, odróżniając ją od azjatyckiej. Choć dziś wiemy, że wydarzenia, które nastąpiły później, w szczególności wielka wędrówka ludów (IV w. n.e.), całkowicie odmieniły zaludnienie naszego kontynentu i o jakichkolwiek rzeczywistych więzach krwi mowy być nie może, to jednak poczynając od XV wieku (Jan Długosz oraz – później – Maciej Miechowita) sarmacki mit o początku pojawił się w rodzimej historiografii, spełniając ważkie, wskazane wyżej funkcje.

W XVI stuleciu różne wersje tego mitu były już powszechne w dziełach pisarzy zarówno rodzimych, jak i obcych (Filip Melanchton, Konrad Celtes), zaś u schyłku tego stulecia, za sprawą Macieja Stryjkowskiego, Stanisława Sarnickiego (wywodził Sarmatów z czasów biblijnych) oraz mniej znanego Aleksandra Gwagnina, doszło do ostatecznego sformułowania sarmackiego mitu o początku. Mit ten legł u podstaw oryginalnej i – jak się okazało – bardzo trwałej ideologii szlachty polskiej. Zgodnie z nią Sarmatą miał być szlachcic, a jego główne zadanie – walka w obronie Ojczyzny – nawiązywać miało do wojowniczych cech dawnych, prehistorycznych Sarmatów.

W początku XVII wieku polscy pisarze polityczni odwoływali się do tego mitu, aby uzasadnić polską interwencję w Moskwie. Podobne modyfikacje oficjalnej ideologii, powodowane bieżącymi wydarzeniami, miały miejce i później. Równocześnie społeczna rola obrońcy Ojczyzny uzasadniała uprzywilejowane stanowisko szlachty w stosunku do innych stanów społecznych, w szczególności do mieszczan i chłopów. Zbędne dodawać, że poglądom tym towarzyszyło przekonanie Sarmatów o własnej wyższości nad innymi stanami i innymi nacjami. Od razu powstał też zbiór cech, którymi winien charakteryzować się Sarmata (umiłowanie wolności, prawość, szczerość, odwaga, gościnność, dobroduszność, wymowność, indywidualizm, niezależność). W ślad za nim upowszechniło się przekonanie o odrębności charakteru narodowego Polaków.

Idealizacji podlegał też ustrój Rzeczypospolitej, dla którego poszukiwano uzasadnień w republikańskim Rzymie. W XVII wieku ustrój ten – pod piórem niektórych twórców – doznawał sakralizacji (miał być bezpośrednio kreowany przez Boga). Podobnie traktowano dawne prawa i obyczaje. Kwestia wyznania Sarmatów nie była traktowana kategorycznie w tolerancyjnym XVI stuleciu. W miarę postępów kontrreformacji z jednej, a polonizacji i przechodzenia na katolicyzm litewsko-ruskiej szlachty Rzeczypospolitej z drugiej strony, sprowadzała się w drugiej połowie XVII wieku do utożsamienia Sarmaty z katolikiem. Dodatkowych impulsów do takiej identyfikacji dostarczył dokonany wszak przez innowierców „potop” szwedzki oraz równolegle dwukrotne zagrożenie tureckie. Właśnie to legło u narodzin koncepcji przedmurza chrześcijańskiej Europy, którym miała być Rzeczpospolita, i ukształtowało mesjanizm szlachty polskiej (widoczny np. w twórczości Wacława Potockiego i Wespazjana Kochowskiego). Wracający spod Wiednia król Jan III Sobieski uosabiał właśnie cechy, które przypisywano w tym czasie Sarmatom.


Wojny XVII wieku, świadczące o zagrożeniu ze strony obcych, przyczyniły się do narastania postaw ksenofobicznych, pierwotnie obcych sarmatyzmowi. Jak nieraz bywa, niechęć do cudzoziemców rosła w miarę zmniejszania się kontaktów z nimi, a pod tym względem wiek XVII przyniósł wydatne ograniczenie liczby podróży na zachód Europy w celach edukacyjnych lub poznawczych. Natomiast kontakty z cudzoziemcami napływającymi do Rzeczypospolitej miały przez dłuższy czas przeważnie charakter walki.

Z biegiem lat w ideologii sarmackiej pojawiły się akcenty pacyfistyczne. W XVIII wieku szlachta sprzeciwiała się powiększeniu wojska także z przekonania, iż słabość państwa stanowi gwarancję jego dalszego istnienia, dla którego decydujący jest fakt, że Rzeczpospolita nikomu nie przeszkadza i nikomu nie zagraża.

Sarmatyzm gloryfikował swojskość, a zwłaszcza szlachecką prowincję. Właśnie wieś, w której po trudach walki o Ojczyznę odpoczywał szlachcic, stanowiła jego naturalne środowisko, wysławiane przez nader licznych poetów od Odrodzenia do Oświecenia. Rozrzucenie szlachty po wielkich obszarach wiejskich warunkowało sarmackie poglądy polityczne, w myśl których każdy dwór (nie mówiąc już o magnackich pałacach i zamkach) wraz z przynależnymi dobrami ziemskimi tworzył zamknięty układ zależności ekonomicznych i społecznych, nieprzenikniony dla wpływów administracji państwowej.

Autonomia szlacheckiego dworu zaowocowała z jednej strony doktryną egalitaryzmu szlacheckiego, z drugiej – sprzyjała wzrostowi znaczenia sejmików szlacheckich, jako tych zgromadzeń, na których brać szlachecka in corpore mogła zająć stanowisko w najważniejszych sprawach państwa (jeden z XVII-wiecznych publicystów nazwał sejmiki, sejmy, rokosze, zjazdy, legacje, wojny itp. „kościołami cnoty obywatelskiej”).

W ten sposób najpełniej realizowała się zasada demokracji szlacheckiej, obejmującej liczną jak na ówczesne (a nawet i XIX-wieczne) standardy, gdyż szacowaną na 7 do 10% ogółu ludności, szlachtę. Postępujący kosztem sejmu wzrost znaczenia sejmików, przy równoczesnym uwiądzie władz wykonawczych Rzeczypospolitej, skłonił historyka Bogusława Leśnodorskiego do ukucia terminu „decentralizacja suwerenności” na określenie najważniejszego procesu ustrojowego Rzeczypospolitej końca XVII i pierwszej połowy XVIII wieku. Najistotniejsze decyzje w państwie, zamiast jego najwyższych organów, podejmowały bowiem sejmiki w powiatach, ziemiach i województwach. Otóż decentralizacja ta, jakkolwiek dziś widzimy jej karykaturalność, stanowiła w istocie konsekwencję najważniejszych tez ideologii sarmackiej. Nadmieńmy, że walnie przyczyniła się do ograniczenia horyzontów umysłowych przeciętnego szlachcica do własnego partykularza.


Przeciwieństwem szlacheckiej prowincji było miasto. Co prawda w grę wchodził tu zarówno czynnik przestrzenno-demograficzny (skupienie znacznej liczby ludności na małym obszarze), jak społeczny (korporacyjna organizacja miasta średniowiecznego i wczesnonowożytnego). Jednak odmienność ta, za którą iść mogły i szły inne ideały oraz styl życia, nie raziła tak bardzo, gdyż rozmiary większości miast w Rzeczypospolitej były niewielkie, a miejskie życie nie różniło się wiele od życia na wsi. Co najmniej równie ważną rolę w kształtowaniu szlacheckiego poczucia odrębności w stosunku do miast odegrała obawa braci herbowej przed królem i próbami wprowadzenia absolutum dominium, o które podejrzewano wszystkich wybitniejszych władców. Świadczy o tym także sarmacki katalog cech idealnego monarchy (łagodność, ludzkość, sprawiedliwość, szczodrość, ochrona swobód i wolności szlacheckich).

Miasto redukowało się więc często do stolicy – siedziby władcy, a polityczna treść sarmackiej pochwały prowincji – do republikańskiej obawy przed monarchistycznymi tendencjami króla. Hamowaniu tych ostatnich służyć miał cały szereg instytucji prawnych, cieszących się poparciem Sarmatów – od senatorów-rezydentów, mających w stolicy dozorować poczynania władcy, poprzez liberum veto, które według ideologów miało stanowić zaporę dla korupcji uprawianej przez dwór monarszy, aż do omnipotencji sejmików.

Uwagi powyższe wskazują na znamienny i częsty rozbrat między ideologią a rzeczywistością społeczną. Sarmatyzm gloryfikował rycerskie cechy szlachty akurat wtedy, gdy w skali masowej osiadła ona na roli porzuciwszy rycerskie rzemiosło. Republikańskie akcenty sarmackiej myśli politycznej wzmagały się, mimo że stanowisko króla w Rzeczypospolitej słabło i – obiektywnie biorąc – coraz bardziej nikłe były szanse na monarchiczny zamach stanu. W miarę upływu czasu szlacheccy ideologowie skłonni byli uznawać za naruszenie status quo nawet najbardziej niewinne posunięcia władcy. Zamykali przy tym oczy na odwrotną tendencję rozwojową w krajach ościennych, gdzie budowa absolutyzmu prowadziła do wrostu pozycji władcy, a wraz z nią i siły państwa.


Szlachecka megalomania narastała wraz z upadkiem znaczenia Rzeczypospolitej w Europie, a także ze spadkiem w kraju poziomu nauki i edukacji (przynajmniej na szczeblu wyższym). Postawy ksenofobiczne – jak wspomniano – rozprzestrzeniły się w okresie zawężenia kontaktów zagranicznych polskiej szlachty. Przykłady można mnożyć. Przekonują one, że w miarę upływu czasu sarmatyzm, pierwotnie ideologia średniej szlachty świadomie i kompetentnie korzystającej z prerogatyw demokracji szlacheckiej, którą uzasadniał, stawał się skostniałym systemem przekonań legitymującym anachroniczny system społeczny i polityczny. Równocześnie bowiem szlachta, której przybywało, różnicowała się coraz bardziej, własność ziemska koncentrowała się w rękach magnaterii, która także podejmowała wszystkie ważne decyzje. Sarmatyzm służył obecnie jako uzasadnienie dla tych zmian.

Umiłowanie koni w Polsce wywodzi się z naszych wielowiekowych tradycji kawaleryjskich. Oprócz hodowli rasowych arabów w słynnej stadninie w Janowie Podlaskim kultywowane są zwyczaje jazdy konnej i powożenia zaprzęgami

Sarmatyzm to także styl życia, a więc moda, obyczajowość, sztuka użytkowa, kultura dnia codziennego. Właśnie tak rozumiany sarmatyzm okazał się najbardziej pociągający dla współczesnych. Szlachecki strój, żupany, kontusze, słynne pasy słuckie, broń, rzędy końskie, wyposażenie wnętrz mieszkalnych (kobierce, gobeliny) zrobiły furorę nie tylko na ziemiach Rzeczypospolitej. Unikalną specjalnością kultury sarmackiej był szlachecki portret trumienny zachowany do dziś w niektórych kościołach i zasobniejszych muzeach. Obyczajowość sarmacka, poza polowaniami, zajazdami, kuligami, pojedynkami itp., szczególnie silnie odcisnęła się na oryginalnej „swadzie” (retoryce) staropolskiej i ceremoniale pogrzebowym (pompa funebris).

Fascynacja Orientem w istocie stanowiła tylko jeden ze składników synkretycznej kultury sarmackiej, łączącej w sobie pierwiastki Wschodu i Zachodu, Północy i Południa. Z tego względu zainteresowanie Wschodem miało w Rzeczypospolitej inny charakter niż na zachodzie Europy. Tam bowiem kultura Orientu dostarczała raczej ciekawostek, podczas gdy w Rzeczypospolitej – jednego ze składników nowej jakości. Sarmatyzm spełniał również rolę przekaźnika dorobku różnych kultur; zapewne dlatego był tak atrakcyjny dla mieszkańców obszaru znacznie szerszego niż Rzeczpospolita. Ocenia się, że jego wpływy rozciągały się na Mołdawię, Wołoszczyznę, częściowo Siedmiogród, Moskwę w XVII wieku, Inflanty i Kurlandię, Prusy Wschodnie, a także na Śląsk i Pomorze Środkowe. Tak szerokie rozpowszechnienie sarmackiego stylu życia oznacza, że akceptowały go grupy ludności dalekie od zachwalanego przez sarmacką ideologię idealnego wizerunku szlachcica-Polaka-katolika.

Również w przestrzeni społecznej wpływy sarmatyzmu były znacznie szersze, niż by na to zdawała się wskazywać oparta na szlacheckim ekskluzywizmie ideologia. Znaczna część mieszczaństwa, nie należąca do szlachty część wojskowych, służby magnackiej i szlacheckiej, a także górna warstwa Żydów hołdowały (o ile stać je było na to) gustom sarmackim. Jeśli chodzi o chłopstwo, to wciąż trwa dyskusja, na ile kultura szlachecka i ludowa rozwijały się niezależnie, na ile zaś wpływały na siebie wzajemnie. Gdyby przyjąć tę drugą możliwość, krąg oddziaływania sarmatyzmu jeszcze bardziej rozszerzyłby się. Tak czy inaczej okazuje się, że sarmatyzm wpływał także na te warstwy społeczne, które w myśl jego własnej ideologii powinny stać poza nawiasem sarmackiej komitywy. Rzecz to zrozumiała, chociażby z tego powodu, że do sarmatyzmu, jako do kultury warstwy wyższej, aspirowali pragnący awansować nie-szlachcice.


Chociaż sarmatyzm rozumiany jako mit o początku datuje się od XV, a jako ideologia – od XVI wieku, to jednak jego apogeum przypada na okres baroku. Powstaje pytanie o wzajemny stosunek tych dwóch pojęć. Jak wiadomo nazwa „barok” wywodzi się z dziedziny sztuk plastycznych, skąd z opóźnieniem przeniesiono ją do historii literatury. Oznacza zarówno prąd w sztuce, jak i epokę w dziejach kultury. Zdaniem historyka Janusza Tazbira, który zastanawiał się nad tą kwestią, barok dostarczał metod i konwencji wzorowanych na dziełach sztuki w innych krajach. Natomiast treści, które wypowiadano za pomocą tego szczególnego języka, wynikały ze specyfiki Rzeczypospolitej i odpowiadały głównym nurtom sarmatyzmu. Jeśli wrócić teraz do postawionego na wstępie pytania: czym jest sarmatyzm? – wypadnie zgodzić się z historykiem literatury Januszem Maciejewskim, iż najbardziej odpowiednim terminem dla określenia tak zróżnicowanego zjawiska jest pojęcie formacji kulturowej.

Wraz z końcem XVIII wieku następuje powolny odwrót sarmatyzmu. Z sarmackim mitem o początku rozprawiło się dokumentnie Oświecenie, którego luminarze zaproponowali kilka innych, mniej egzotycznych koncepcji, wyjaśniających pochodzenie Polaków i – szerzej – Słowian. Jeśli chodzi o sarmacką ideologię, to przebieg wypadków wykazał fatalny wpływ (jej części politycznej i ustrojowej) na losy Rzeczypospolitej. Inna rzecz, czy fakt ten powszechnie sobie uświadamiano. Dłużej przetrwały te nurty ideologii sarmackiej, które uzasadniały uprzywilejowane stanowisko społeczne szlachty, zwłaszcza wobec chłopów. Rysy ksenofobiczne sarmatyzmu, osłabione przez kosmopolityczne Oświecenie, doznały wzmocnienia najpierw na skutek upadku państwa, później zaś – jeszcze wyraźniej – w rezultacie walk narodowowyzwoleńczych w XIX wieku i następujących po nich represji. Cierpienia narodowe wzmocniły sarmacką megalomanię, co zostało szczegółowo opisane przez badaczy literatury romantycznej.


To właśnie pisarstwo postawiło na nowo koncepcję Polski jako przedmurza chrześcijaństwa oraz jej mesjanizmu. Nie trzeba dodawać, że pisarze romantyczni z sentymentem odnosili się do sarmatyzmu, traktując go jako skarbnicę tradycyjnych wartości i obyczajów. Włączenie dawnych ziem polskich do Rosji (a także, choć w mniejszym stopniu, do Austrii) otworzyło nową perspektywę przed sarmackim umiłowaniem Orientu. Podróże na Krym i dalej jeszcze na wschód (Adam Mickiewicz, Jan Potocki), fascynacja kulturą i przyrodą Wschodu (Wacław S. Rzewuski) świadczą o realizowaniu w nowych warunkach starych upodobań. I jakkolwiek trudno wszystkich tu wymienionych uznać za dziedziców sarmatyzmu, to jednak trzeba pamiętać, iż za tymi najsłynniejszymi szli także inni.

Z kolei ingerencja administracji zaborców w życie dworów i majątków szlacheckich, choć w różnym stopniu nasilona w poszczególnych częściach ziem polskich, była znacznie bardziej intensywna niż za I Rzeczypospolitej. Ograniczała więc autonomię szlachty w jej dobrach. Mimo to swojskość, prowincjonalizm, obyczajowość, styl życia i bycia, elementy kultury materialnej czy wręcz mody stanowiły te dziedziny, w których sarmatyzm przetrwał najdłużej.

Jeśli zgodzimy się na przyjęcie połowy XIX wieku jako umownego kresu sarmatyzmu, to trzeba poczynić dwa zastrzeżenia. W dworach, którym udało się przetrwać szok uwłaszczenia chłopów, w omawianych tu sferach życia w istocie niewiele się zmieniło. Świadczy o tym chociażby Przedwiośnie Stefana Żeromskiego czy piękna, ostatnia książka Stefana Kieniewicza Dereszewicze 1863 oraz wiele innych tytułów. Przymusowa rezygnacja z pańszczyzny i oparcie gospodarowania na pracy najemnej w minimalnym stopniu wpływały na te rysy sarmackie, które jeszcze przetrwały, w tym także na charakterystyczne, nieco irracjonalne (gdyż nie dające się w zupełności objaśnić ani różnicą majątku, ani wykształcenia) poczucie wyższości wobec chłopstwa. O ile oczywiście próba gospodarowania na nowych zasadach się powiodła… W przypadku fiaska na porządku dnia stawał wyjazd do miasta z poczuciem deklasacji. Tym samym duże miasto, pierwotnie żywioł obcy Sarmatom, musiał zostać przez ich spadkobierców z konieczności „oswojony”. Dokonywało się to albo przez podjęcie zajęć typowo mieszczańskich i na ogół stopniowe wejście w kulturę tymczasem rozbudowanych miast, albo przez kultywowanie reliktów sarmatyzmu przez inteligencję pochodzenia szlacheckiego.


W ten sposób znaleźliśmy się na gruncie dyskusji o genezie polskiej inteligencji. Wiadomo obecnie, że głośne tuż po ostatniej wojnie tezy socjologa Józefa Chałasińskiego, który powstanie inteligencji wiązał z napływem do miast zdeklasowanej szlachty po 1864 roku i oskarżał ją o przeniesienie do nowego środowiska najgorszych cech szlacheckich, nie całkiem odpowiadają rzeczywistości historycznej. Wprawdzie dzięki badaniom w minionym ćwierćwieczu Ryszardy Czepulis-Rastenis i jej zespołu widzimy dziś genezę inteligencji polskiej jako proces dużo dłuższy i znacznie bardziej różnorodny, niż chciałby to widzieć Chałasiński, przecież nie ulega wątpliwości, że jeśli w którejś warstwie w końcu XIX i w XX wieku upatrywać nosiciela cech sarmackich, to jest nim przede wszystkim inteligencja.

Historycy obliczyli, że wśród ludzi pióra w dwudziestoleciu międzywojennym aż 1/3 przyznawała się do rodowodu ziemiańskiego. Wydaje się więc zrozumiałe, że właśnie oni, obok właściwych ziemian (ok. 0.3% społeczeństwa), decydowali o kultywowaniu reliktów sarmatyzmu. Nie chodzi przy tym o żywy, w omawianym okresie, folklor heraldyczny i genealogiczny, nad którym łamali ręce prawdziwi znawcy tych dyscyplin, ani o zniesione konstytucją marcową (1921) tytuły rodowe. Mowa tu raczej o dworkowym stylu zabudowy, polowaniach, stroju sportowo-myśliwskim, jeździe konnej, Polskim Kodeksie Honorowym Władysława Boziewicza, a także wywodzących się z tradycji sarmackiej cechach osobowych, mentalności i stylu życia. Takie nawiązania do szlacheckiej przeszłości były wśród inteligencji powszechne i nie zależały od politycznej przynależności: dotyczyły zarówno socjalistów i piłsudczyków, jak również endeków oraz konserwatystów.

Wielu kupujących na wszystkich bazarach staroci poszukuje przedmiotów, które mogłyby świadczyć o długiej metryce i świetności własnego rodu. Na zdjęciu jarmark wokół krakowskich Sukiennic

Jeśli pominąć komunistyczny margines oraz partie mniejszości narodowych, to prawdziwa linia podziału pod względem stosunku do tradycji szlacheckich biegła między partiami chłopskimi i ich sympatykami (jak wspomniany wyżej J. Chałasiński) a całą resztą. Rzecz to zrozumiała, skoro właśnie tę resztę przede wszystkim zasilała postszlachecka inteligencja. Tym łatwiej było jej porozumieć się z arystokracją (zjazd w Nieświeżu – spotkanie Józefa Piłsudskiego z posiadaczami największych majątków ziemskich). Stwierdzono ponadto, że w ówczesnych badaniach społecznego prestiżu pierwsze miejsce zajmowali ziemianie, wyprzedzając między innymi kapitalistów oraz przedstawicieli wolnych zawodów. Jeśli wziąć to pod uwagę, zrozumiałe się staje, że tworząc związek osadników na niepewnych politycznie Kresach Wschodnich nazwano go Związkiem Szlachty Zagrodowej, odwołując się w większym stopniu do pewnej mitologii niż do rzeczywiście świadomej swych korzeni szlachty zagrodowej. Podobnie, nie można się dziwić powodzeniu najbardziej popularnej literatury osadzonej w realiach ziemiańskich lub wręcz arystokratycznych, ze słynną Trędowatą Heleny Mniszkówny na czele (20 wydań!). Wciąż bowiem jeszcze marzenia szerokich kręgów społecznych, nie mających nic wspólnego z rodowodem szlacheckim, ogniskował klejnot, dwór i majątek ziemiański.


Wydaje się, że nie II wojna światowa, mimo wielkich strat, jakie zadała postszlacheckiej inteligencji i ziemiaństwu, lecz powojenny dekret o reformie rolnej i jego jakże często nazbyt skrupulatna realizacja przypieczętowały los tych pozostałości sarmatyzmu, o których wspominałem. Niebłahą rolę odegrały też represje z lat czterdziestych i pięćdziesiątych oraz planowa wymiana kadr kierowniczych w gospodarce i życiu społecznym, nader często sprzeczna z wymogiem efektywności, by nie rzec – ze zdrowym rozsądkiem.

Obie te akcje w ogromnej części wymierzone były w ziemian i w „starą” inteligencję. Ideologicznie motywowane represje doprowadziły do zniszczenia także sarmackich „miejsc na ziemi”, owych dworów, dworków i pałaców, w których jeszcze przed 1939 rokiem kultywowano dawne tradycje. Jednak – jak pięknie pisał Emanuel Mateusz Rostworowski w Popiołach i korzeniach – […] pozostali ludzie, którzy poddani próbie charakterów zostali zdani na swoje człowieczeństwo nie podparte rusztowaniem społecznej kondycji. […] runięcie rusztowania spowodowało zarówno ludzkie ruiny, jak i wyzwolenie twórczych sił jednostek, które, rzucone na głęboką wodę, odkryły w sobie powołania i talenty, może nieraz skrępowane w ciepłych i ciasnych powijakach szlachecko-ziemiańskiego bytowania.

Równocześnie tradycje szlacheckie, traktowane jako zakazany owoc, gdyż były przez co najmniej dwa dziesięciolecia spotwarzane w oficjalnej historiografii, stały się przedmiotem zainteresowania szerszych kręgów, w przeważającej części nie mających żadnych związków z ziemiaństwem i postszlachecką inteligencją. Podobnie jak inne epizody dziejów ojczystych były one przedmiotem rewindykacji ze strony społeczeństwa. Książki poświęcone obyczajowi szlacheckiemu oraz życiu codziennemu magnaterii, na równi z biografiami najwybitniejszych postaci wywodzących się z tych warstw, raz po raz stawały się bestsellerami. Wielką rolę odegrał też film, z ekranizacjami Trylogii Henryka Sienkiewicza na czele. Najwyraźniej społeczeństwo, w którym przed II wojną światową – według kapitalnej obserwacji Romana Zimanda – 2/3 ludności mówiło sobie przez „wy”, a po wojnie prawie 100% używa formy „pan”, uznało tradycje szlacheckie za własne.


To samo zjawisko (bo przecież nie popyt ze strony byłych ziemian) tłumaczy ustawiczne zapotrzebowanie na herbarze, niezależnie od ich faktycznej wartości, a nawet (w dobie realnego socjalizmu!) na podrabiane wywody genealogiczne i nie zawsze uprawnione sygnety herbowe. Wykorzenione społeczeństwo, pragnąc w kimś z przeszłości uplasować swą potrzebę ciągłości historycznej, wybrało – co zrozumiałe – warstwę dominującą, głośną, opromienioną tryumfami, a przy tym barwną i niepokorną.

Tendencję tę władze w latach siedemdziesiątych próbowały rozmyć w niemalże oficjalnie promowanej „modzie retro”, dziwnym tworze łączącym elementy mieszczańskiej secesji, typowego wyposażenia szlacheckiego dworku i nieokreślonego stylistycznie bezguścia.

Zmiany społeczne po 1945 roku spowodowały, że reliktów sarmatyzmu szukać można już chyba wyłącznie w cechach osobowych Polaków, w obyczajowości, być może w charakterze narodowym. Umiłowanie wystawnego trybu życia często ponad stan, pieniactwo, upodobanie do podkreślania swego miejsca w hierarchii społecznej (szczególna rola tytułów naukowych), rozbudzony indywidualizm, pijaństwo, nadmierne przekonanie o własnej wartości [patrz: „WiŻ” nr 4/1996], zachowania ksenofobiczne pomieszane z przejawami megalomanii narodowej, to najważniejsze elementy spadku po sarmatyzmie. Cechy te charakteryzowały i w części nadal charakteryzują nie tylko te wąskie grupy, które mogą przyznawać się do (coraz odleglejszej w czasie) genealogii szlacheckiej, lecz ogół społeczeństwa. Być może na tym polegał spóźniony tryumf sarmatyzmu w dobie realnego socjalizmu.

Ostatnie lata w omawianej tu dziedzinie przyniosły więcej normalności. Przede wszystkim bohaterem masowej wyobraźni stał się biznesmen, wyposażony w typowe cnoty mieszczańskie, a nie szlacheckie. Fakt ten pociągnął za sobą odmienne ukierunkowanie funkcjonujących w społeczeństwie snobizmów. Wzorzec ten upowszechnia się w coraz szerszych kręgach społeczeństwa. Z drugiej strony ostatecznie zdjęte zostało odium z dawnych ziemian, z których najbardziej prężni i zamożni urządzają nawet zjazdy familijne. Czy i w jakim stopniu ich uczestnicy reprezentują tradycje sarmackie, pozostaje do zbadania, choć wydaje się, że w niewielkim. Mimo niejakiego szumu propagandowego wydarzenia takie schodzą jednak do właściwej im rangi ciekawostek. Zarówno w literaturze pięknej, jak w filmie i telewizji, przeszłość wyraźnie zeszła na drugi plan, wyparta przez współczesną problematykę egzystencjalną. Ponadto zunifikowana w skali globalnej kultura masowa nie pozostawia marginesu dla takich osobliwości, jak polskie relikty sarmatyzmu. Czyżby więc miało się okazać, że opóźnianą przez zawirowania historii modernizację mentalności Polacy przeżywają dopiero teraz? I czy w toku obecnych zmian ostatecznie rozstaną się z reliktami sarmatyzmu?

Dr ŁUKASZ KĄDZIELA pracuje w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego.

Artykuł pochodzi z „Wiedzy i Życia” nr 5/1996

Szczęśliwa Sarmacja od Bałtyku po Morze Czarne

– opowieść o poszukiwaniu własnej drogi

21.IV 2009

Dalej bracia do bułata

wszak nam dzisiaj tylko żyć

pokażemy że sarmata

umie jeszcze wolnym być

pieśń z XIX w.

Aby zrozumieć wydarzenia XVII stulecia trzeba co nieco wiedzieć o tym niezwykłym zjawisku jakim jest sarmatyzm. Klasyfikowany jest on jako formacja kulturowa, jako nurt myślowy, jako pogląd na świat, styl bycia, jako ideologia… Na przestrzeni wieków podejście do sarmatyzmu diametralnie się zmieniało, od sympatii do skrajnej wrogości. Jednak koncepcja sarmatyzmu była swoistego rodzaju fenomenem na skalę światową – połączeniem tego co niemożliwe – zachodnich wartości z niektórymi wschodnimi formami, a jednocześnie stworzeniem zupełnie nowych zasad życia publicznego. Nie obyło się też bez paradoksów…

Europa szuka własnej tożsamości

Europa wkraczająca w okres renesansu ponownie szukała swoich korzeni. Czas papieskiego lub cesarskiego uniwersalizmu dobiegał końca i choć Europa nigdy nie była w praktyce „republiką chrześcijańską” to jednak owe pojęcie miało doniosłe znaczenie w polityce średniowiecznych monarchów. Od XIV – XV stulecia poszczególne państwa coraz większą wagę przywiązywały do tego co je od siebie różni a nie co je łączy. Język narodowy zaczynał dominować z początku w literaturze, potem w kancelariach i urzędach. Odrodzenie idei antycznych sprawiło, że całe narody czuły potrzebę odnalezienia (a raczej stworzenia sobie) starożytnej genealogii. We Francji rodził się frankogallikanizm, odcinający się od pobratymstwa z Niemcami, w Niemczech teutonizm eksponujący dawną historię Wandalów i Sasów, w Szwecji nordyzm podkreślający ekspansywność wojowniczych Gotów. Nie trzeba wspominać, że mieszkańcy Italii czuli się spadkobiercami starożytnych Rzymian i nawet Osmanowie po zdobyciu Konstantynopola nawiązywali do odnowienia starożytnego imperium pod ich panowaniem.

Jakich przodków mieli sobie znaleźć mieszkańcy Europy – a więc również chrześcijanie partycypujący w dziedzictwie cywilizacji łacińskiej – żyjący na peryferiach świata znanego starożytnym?

Dworek polski

Idylla Sarmacji

Francuski kronikarz z X wieku określał Słowian mianem Sarmatów, ale społeczność odrodzenia sięgała do dawniejszych czasów i opublikowane w 1475 roku dzieło starożytnego geografa Ptolemeusza było jedną z głównych inspiracji. W swojej Cosmographii dzielił on Sarmację na dwie części – europejską i azjatycką i ten podział był znany braci szlacheckiej.

Można powiedzieć, że termin Sarmacja był XVI wiecznym odpowiednikiem pojęcia „Europa Wschodnia” gdyż Maciej z Miechowa w swoim sztandarowym dziele Tractatus de duabus Sarmatiis Asiana et Europiana jako Sarmację Europejską rozumiał całą monarchię Jagiellonów, oraz Moskwę zaś ziemię Tatarów pojmuje jako Sarmację Azjatycką. Dantyszek i Decjusz zawężali znaczenie tego pojęcia do monarchii Zygmunta I lub nawet do samego Królestwa Polskiego. Kronika Bielskiego i Kromera stawia już jasno tezę, że ludy słowiańskie pochodzą właśnie od Sarmatów – wojowniczych ludów koczowniczych i świetnych jeźdźców, z którymi (podług ówczesnej wiedzy) nawet Rzymianie nie potrafili wygrać.

Czym dla Rzeczypospolitej był sarmatyzm?

Tak przez XVI stulecie rodził się mit sarmatyzmu – utarty wzorzec zachowań dla „Polaków”, czy właściwie szlachty Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Dzieje tego mitu są jednak zastanawiające skoro prawzorem byli krwawi wojownicy, zaś ich rzekomi protoplaści są uwielbiającymi sielskie życie ziemianami. Mit ten jednak stał się fundamentem świadomości obywatelskiej. Dlaczego? W obrębie narodu politycznego (szlachty) byli ludzie biedniejsi od chłopów (gołota) lub bogatsi od Książąt Rzeszy (królewięta), w obrębie zaś nawet tej samej warstwy byli katolicy, luteranie, kalwini, prawosławni i nawet arianie, a w obrębie tej samej religii niekiedy różne pochodzenie etniczne i różne języki (polski, ruski, niemiecki, ormiański, tatarski). Cóż więc spajało tę nieprawdopodobnie różnorodną mozaikę religii, języków, grup etnicznych? Sarmatyzm pełnił rolę ideologii państwowej i społecznej, scalał państwo i budował tożsamość obywateli Rzeczypospolitej. Tak różnorodne społeczeństwo potrzebowało spoiwa i jak się okazało sarmatyzm idealnie się do tego nadawał. Warto przy tym podkreślić, że ideologia ta nie była w żaden sposób narzucana, ale będąc ideologią tolerancyjną i otwartą na różne wzorce (włoskie, niemieckie, francuskie, tureckie) nie wymagała wyrzekania się swojej tożsamości, ale ja uzupełniała. W Polsce wielu zasłużonych obcokrajowców zdobywało indygenaty, nie musieli się wyrzekać przy tym swojej kultury narodowej, choć z biegiem czasu dobrowolnie się polonizowali…

Jak tu rozumieć nowożytnych Sarmatów – obrońców chrześcijaństwa przed zalewem Muzułmanów z Azji, prześcigających się w zewnętrznym do nich upodabnianiu – noszących krzywe jak półksiężyc szable, pełne ornamentów pasy kontuszowe i uwielbiających sukna z Bakczysaraju czy Stambułu? Jak rozumieć kulturę jednocześnie synkretyczną, a więc otwartą, którą cechuje megalomania, ale nierzadko niechęć do nowości i do cudzoziemców? Te paradoksy, czy raczej sprzeczności są wyrazem epoki, na którą przypada apogeum sarmatyzmu – baroku. Węgierski badacz Andre Angyal określa sarmatyzm słowiańskim barokiem. Pamiętajmy jednak, że sarmatyzm świadomie przynależał do cywilizacji łacińskiej! W szkołach uczono się na klasykach literatury starożytnego Rzymu (w oryginale! A na czym uczy się współczesna młodzież?), odwołowywano się do wartości chrześcijańskich, nawiązywano do tradycji chrześcijańskiej Europy. Sarmatyzm nie wykluczał nas z dziedzictwa Europy lecz starał się wnieść do niej nowe wartości (prawdziwą tolerancję, pojęcie wolności jednostki itp.).

Order Orła Białego

Historiozofia sarmatyzmu

Pewne aspekty naszego życia są dla nas tak oczywiste, że nie zdajemy sobie z nich sprawy. Któż dziś zaprzeczy, że czas płynie, nie da się go zawrócić a z każdym minionym odcinkiem czasu możemy mówić o jakimś postępie? Tymczasem w Chinach ludzie nie liczą lat, bowiem dla nich wszystko się cyklicznie powtarza, podobnie jest u hindusów i było tak u starożytnych Greków, czego wyrazem był mit o Kronosie, który strącił swego ojca z piedestału sam zaś został strącony z niego przez swojego syna.

Nowożytni Sarmaci wierzyli, że ich złoty wiek, czas największej świetności już minął, wszystkim (sarmatom oczywiście) żyło się dobrze, a ich ojczyzna przeżywała okres największej świetności – a to wszystko dzięki pierwotnym cnotom – umiłowaniu ojczyzny, równości szlacheckiej, odwadze itp. Kiedy miał miejsce ten najlepszy dla ojczyzny czas? Cóż, każde pokolenie idealizowało przeszłość i tak dla XVIII wiecznej szlachty były to czasy saskie, poddani Wettinów wzdychali za Sobieskim, za Sobieskiego wychwalano początek stulecia, a w XVI wieku czas fikcyjnego „rokoszu gliniańskiego”, kiedy to szlachta miała stawić opór Ludwikowi Węgierskiemu. Z biegiem czasu nie dokonywał się zatem postęp, ale regres. Dopiero XVIII wiek przyniósł ludzkości pojęcie „postępu”. Można powiedzieć, żę walka ideologiczna się zaostrzyła gdy światopoglądy zaczęto postrzegać w kategorii tych „postępowych” i tych „zacofanych”. Nic więc dziwnego, że filozofowie oświeceniowi (nie „oświeceni”!) wyjątkowo niechętnie postrzegali sarmatyzm (za wyjątkiem jednego może Rousseau), a za nimi przejęli to niektórzy rodzimi myśliciele zapatrzeni we wzorce z zewnątrz.

„Ciemna warcholska szlachta z XVII wieku”

Sarmatyzm nieodwołalnie wiązał się z wolnością, a nawet wolnościami. Niewiele wspólnego miała wolność Sarmatów nowożytnych ze starożytnymi, jednak rzekomi potomkowie lubili się do niej odwoływać. Sarmatyzm był podszyty wolnościami szlacheckimi i całym arsenałem przywilejów. Kiedy owe wolności ( a w szczególności źrenica tejże wolności – liberum veto) blokowały reformę państwa, albo paraliżowały sejm, kiedy monarchowie chcieli cokolwiek zmienić (postęp!) każdy prosty szlachcic umiał ripostować wykorzystując powszechnie znany argument: dawniej obywało się bez nowych praw, wystarczały tylko stare cnoty, lepiej więc zamiast wprowadzać reformy przywrócić dawne poczucie obowiązku i miłości ojczyzny. Paradoksem jest, że na bazie tej – zdawałoby się wstecznej – teorii wyrósł cały ruch egzekucyjny – najbardziej reformatorski program reformatorski który udało się w dużej mierze przeforsować! Postulaty ruchu egzekucyjnego były podparte wiarą, że dawniej tak właśnie musiało być. Należy zatem uważać nazywając ideologię sarmacką zacofanym nurtem myślowym, bowiem brak poczucia „postępowości” przynosił właśnie postęp prawdziwy!

Z sarmatyzmem łączył się też republikanizm szlachty – w myśl przysłowia: „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie” szlachta dbała by nikt się nie wywyższał ponad swój stan – nawet król. Nie zgadzała się na tytuły książęce noszone przez niektórych magnatów – poza tymi uznanymi w akcie unii lubelskiej. Nie godziła się szlachta na order wprowadzany przez króla Władysława by monarcha nie mógł nikogo wywyższać. Jednak sama uwielbiała każde wyróżnienie, choć w ramach własnego systemu wartości. Herby i tytułu, choćby niedające żadnej pragmatycznej korzyści nadawały splendor będący podstawową wartością szlacheckich wyobrażeń. Znana jest anegdota o Jędrzeju Szydłowskim, który klęcząc u stóp Zbawiciela pytał „Chryste Panie, czy kochasz mnie?” na co Pan Jezus odpowiedział: „A jakże, jaśnie wielmożny kanclerzu płocki, (…)kocham cię”. Powstała za czasów Zygmunta Augusta „Rzeczpospolita Babińska” wyśmiewała to umiłowanie godności nadając fikcyjne tytuły – hetmana Rzeczpospolitej Babińskiej największemu tchórzowi, sekretarza – analfabecie itp. Tylko króla nowego nie obrano w Babinie, a kiedy Zygmunt August spytał, czemuż nie wybierają monarchy usłyszał w odpowiedzi: Królujesz dobrze w Rzplitej, króluj i nam w Babinie! Wokół wszystkich herbów, klejnotów i rodowych pamiątek powstawał cały kult- szereg legend pielęgnowanych przez następne stulecia. Tytuły były tak ważne, że w pamiętnikach i diariuszach odnotowywano działalność ludzi nie wymieniając ich nazwisk lecz właśnie tytuły.


Chronologia sarmatyzmu

Mimo wzmianki o Sarmatach u Długosza sama ideologia powstaje w XVI wieku i rozwija się aż do początku następnego stulecia. Dla historyka sztuki Ignacego Chrzanowskiego okres najbardziej dynamicznego kształtowania się sarmatyzmu możemy zawrzeć mniej więcej od uchwalenia aktu konfederacji warszawskiej do rokoszu Zebrzydowskiego. Konfederacja Warszawska miała być wyrazem, ziszczeniem się jednej z cech ideologii sarmackiej – wolności sumienia, która była „integralnym składnikiem narodowej” kultury. Punktem zwrotnym , uznanym przez Chrzanowskiego za kres dynamiki sarmatyzmu jest rokosz Zebrzydowskiego. To wtedy miało dojść do przegranej…właściwie i szlachty i króla, wtedy miał nastąpić pat pomiędzy dwiema siłami próbującymi zmodernizować kraj – a z walki tych dwóch sejmujących stanów zwycięsko wyszła magnateria wygrywająca jedną stronę przeciw drugiej. Według Chrzanowskiego nastąpiło wtedy pewne zwichnięcie tej ideologii w której głównym komponentem miała być od tamtej pory „złota wolność”. Sam historyk sztuki przyznaje jednak, że także później istniały okresy szczególnie mocno rozwijającej się kultury sarmackiej. Te okresy, czy właściwie przebłyski – gdyż takie wrażenie odnosimy z lektury „Wędrówki po Sarmacji Europejskiej” – przypadają na wymieniony już rokosz Zebrzydowskiego, później na czasy Sobieskiego („sarmatyzm oświecony”) a następnie – wbrew stereotypom – na czasy saskie.

Sebastian Lubomirski

Sarmackie wyobrażenia o świecie

Kultura sarmacka stworzyła cały szereg wyobrażeń mistycznych, historiozoficznych i futurologicznych. Niekiedy wyobrażano sobie Polskę jako „ogromny obóz otoczony zewsząd nieprzyjaciółmi: Niemcami, Moskalami, Turkami, Tatarami i Wołochami”, albo też jako wyspę katolicyzmu na morzy heretyków i muzułmanów. Pojawia się tu słynne określenie Rzeczypospolitej Obojga Narodów jako „antemurale christianitatis”, choć jak dowodzi Janusz Tazbir ów frazes powstał jako kontrargument na oskarżenia krzyżackie, że Polska wspiera pogańskich Litwinów a sama oddaje cześć bałwanom. Ówcześni Polacy wierzyli niejednokroć, że są narodem wybranym przez Boga podobnie jak Żydzi, lecz muszą uważać by nie skończyć jako wieczni exulowie – czyli ich starsi w wierze bracia. Czyżby proroctwo rozbiorów? Szczególnie w XVIII wieku utarło się przekonanie, że Rzeczpospolita jest tak Europie potrzebna, ustrój zaś tak doskonały, że wszelkie zmiany są burzeniem idealnego porządku, a trwanie w niezmienności zapewni państwu byt a społeczeństwu dobrobyt. Łączyło się to idealnie z doktryną spichlerza karmiącego Europę nadwiślańskim zbożem.

Nie tylko w wizjach politycznych pojawiały się sarmackie metafory – również postrzeganie świata magicznego i eschatologicznego było odbiciem sarmackiej codzienności. Diabeł nieraz był przedstawiany jako Niemiec, ale częściej Turek podgrzewający piekielne kotły. Postacie pozytywne jak na przykład trzej królowie byli zaś ubierani w stroje podobne polskim (co też niekiedy przyjmowało się na zachodzie, choć bardziej jako wyraz egzotyki a nie uznania sarmackiej ideologii).

Do tego wstępnego, ogónego portretu sarmatyzmu należy dodać, że była to kultura atrakcyjna zarówno dla mieszkańców Rzeczypospolitej jak i jej sąsiadów. W zmodyfikowanej formie przekraczała ona także granice stanów objawiając się w mieszczańskich gmerkach jako odmianie szlacheckich herbów czy chłopskiej sukmanie jako uproszczonym kontuszu. Druga połowa siedemnastego wieku to szczyt ekspansji kutlry sarmackiej – polskie książki czytane powszechnie wśród bojarów czy carów Moskwy, bojarów i hospodarów Mołdawii i Wołoszczyzny, polska mowa obecna w niemieckojęzycznych Inflantach czy Prusach Książęcych a także w dużej mierze na Śląsku czy Pomorzu Zachodnim są tej ekspansji sarmatyzmu niezbitym dowodem. Była też przecież Rzeczpospolita schronieniem dla emigrantów politycznych – kniaziów z Rosji, całych rodzin z Mołdawii, szlachty z Prus Książęcych itp.

Apogeum sarmatyzmu

Nieprzypadkowo właśnie za Sobieskiego nastąpił największy rozkwit sarmatyzmu. Sam król nie stronił od mody sarmackiej, na Krymie utrzymywał posła, który oprócz wieści politycznych informował go o nowych trendach w modzie tatarsko – tureckiej. Od osoby króla zawsze emanowała moda i styl życia, zatem Sobieski znacznie przyczynił się do rozpowszechnienia mody sarmackiej. Dodatkowo wojny z Turcją ułatwiły szlachcie kontakt z Orientem. Przed odsieczą wiedeńską Sobieski wspomniał, że „łatwo będzie w Polsce o tureckie konie” ale jak się okazało nie tylko konie ze wschodu napłynęły do Rzeczypospolitej. Rozmaite sukna, ozdoby i naczynia stały się polską specyfiką na skalę znacznie większą niż za poprzedników Jana Sobieskiego. Przeniesienie działań wojennych poza granicę kraju umożliwiło rozwój budownictwa, jak grzyby po deszczu wyrosły na terenie kraju nowe rezydencje magnackie w stylu nieco innym niż poprzednie – tak rodził się „sarmatyzm oświecony”, zjawisko niewytłumaczalne dla człowieka, którego wiedza opiera się na stereotypach…

Król August III w stroju polskim

Zmierzch sarmatyzmu

Samo pojęcie Sarmatyzm narodziło się dopiero w XVIII wieku kiedy to „oświeceni” chcieli wykpić stare obyczaje. Wtedy też starano się uwypuklić złe cechy sarmatów takie jak pijaństwo, awanturnictwo, dewocyjność czy nieokrzesanie, jednak w walce „wstecznego” sarmatyzmu z „postępowym” oświeceniem to raczej ci pierwsi wyszli zwycięsko. W XIX wieku to mit dobrego sarmaty zajmuje poczesne miejsce w szeregu narodowych sympatii, a w czasach kongresówki powstaje wśród romantyków cały nurt neosarmatyzmu. Paradoksalnie to prowincjonalne dworki chowające wiele rodzinnych pamiątek, pielęgnujące opowieści o przodkach i protoplastach rodu kultywują narodowe tradycje a oświeceni intelektualiści tacy jak Tadeusz Czacki czy Jan Potocki założyli, że rozpłynięcie się narodu polskiego w rosyjskim żywiole jest jedyną słuszną drogą. Znowu więc „postępowcy” nie zdali egzaminu?

Było coś faktycznie egzotycznego w sarmackich zwyczajach – tłuczenie kryształowych kielichów na własnej głowie na znak, że nikt już po tak godnym i szlachetnym gościu z tego naczynia napić się nie może, horrendalna wystawność czy wręcz marnotrawstwo budziły niechęć wśród XVIII wiecznych filozofów. Władysław Łoziński pisze o ubogim szlachcicu który utrzymywał sługę strojnego w srebrne kontusze i chodził z nim wpraszać się na byle posiłek bo samego go nie było stać na utrzymanie.

Podobnie słynny wjazd Ossolińskiego do Rzymu gdzie konie gubiły złote podkowy, czy kapiące od złota wjazdy triumfalne rujnujące magnatów sprawiają dziś wrażenie zbędnego przepychu, symbolizują dziś pychę i upadek państwa. Jak się jednak okazuje wiele stereotypów jest poddawane rewizji tak jak to miało miejsce w przypadku pierwszej sarmackiej encyklopedii autorstwa Benedykta Chmielowskiego (Nowe Ateny). W tym dziele, tak często wyśmiewanym i wręcz używanym jako sztandar ciemnoty, pojawia się pierwsza w polskiej historiografii próba zestawienia różnych autorów, próba odkłamania sarmackiej mitologii i sporo krytycyzmu wobec innych historyków.

Dwór w Korzeniowie

Sarmatyzm dzisiaj

Jednak sarmatyzm wciąż jest okraszony rozległą warstą stereotypów – szczególnie w szkołach średnich uczymy się o sarmatyzmie z literatury… „oświeceniowej”! Jakiż obraz może nam wyjść z lektury przeciwników sarmatyzmu? Dlaczego przeciętny uczeń polskiej szkoły nie potrafi skojarzyć sarmatyzmu z niczym innym jak tylko z pijaństwem?

Spójrzmy jeszcze na polityczność sarmatów. Ile kubłów pomyj wylano na szlacheckie Liberum Veto, na rokosze szlacheckie i osławione „warcholstwo”? W historiografii niekiedy rozprawiano się z bracią szlachecką językiem podobnym do tego, którym tępiono podziemie antykomunistyczne po II wojnie światowej. Krótko i dosadnie czarną legendę sarmatyzmu obalił profesor Andrzej Sulima Kamiński (Uniwersytet Georgtown) na spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Jagiellońskiego 25 III 2009r. Profesor Sulima Kamiński grzmiał w lokalu Koła Naukowego, że dojrzałości politycznej to my możemy się uczyć własnie od tej szlachty. Stwierdził, że my wszyscy, żyjący w Polsce, jesteśmy poddanymi a nie obywatelami własnego kraju. I tutaj warto myśl Profesora rozwinać – kto z nas wie dzisiaj na co idzie każda jego złotówka oddana fiskusowi? Czy sami wpływamy na gospodarowanie pieniędzmi podatników czy robi to za nas ktoś inny? Czy na bieżąco wpływamy na politykę własnego kraju czy tylko od czasu do czasu chodzimy do wyborów? To oczywiście pytania retoryczne – my dzisiaj nie posiadamy ani tej odpowiedzialności, ani kompetencji naszych przodków, właściwie w bardzo małym stopniu gospodarujemy własnym krajem. A dziwimy się szlachcie, że broniła własnych praw! Czy gdyby jakiejś grupie społecznej chciano odebrać prawa wyborcze, ta grupa by si.ę zbuntowała to dzisiaj nazwalibyśmy ich warchołami i ciemnotą? A przecież o swoje prawa walczyła szlachta – robiła to, o czym społeczeństwa Zachodu nie mogły pomarzyć. Trzeba jednak przyznać, że wydolność machiny państwowej kierowanej przez jej obywateli okazała się dalece mniej skuteczna niż zdyscyplinowane państwa militarno – fiskalne. Zachodni poddani przynosili swoim monarchom więcej podatków niż sarmaccy obywatele. Można też było ich dowolnie wcielać do wojska, wysyłać do innych krajów, wystawiać naprzeciw armatom wrogich armii. Czy jednak absolutystyczna Rzeczypospolita (oksymoron!) potrafiła by zwyciężyć trzy wzrastające imperia?

Jakub Augustyn Maciejewski

wielkisobieski@gmail.com

P.S. Przeczytawszy niniejszy esej można mieć poczucie niedosytu. Wypadałoby wspomnieć jeszcze o postrzeganiu sarmatów przez społeczeństwa zachodnie, o porcelanowych figurkach saskich przedstawiających polską szlachtę, a znakomicie rozchodzących się po Europie, o portretach trumiennych, o zamiłowaniu do jazdy konnej, szerzej o tolerancji, ideach politycznych, o pamiętnikarstwie, nawet o wąsach! Nie mogąc tego rozległego tematu ogarnąć jednym tekstem gorąco zachęcam do samodzielnego wejścia w świat sarmatów (bez pośredników!). Lektura Benedykta Chmielowskiego, pamiętnikarzy staropolskich, listów Sobieskiego do Marysieńki, książki Jędrzeja Kitowicza, oglądanie obrazów z epoki – prawdziwy świat sarmatów zdaje się wyrastać ponad rzetelne opracowania naukowe i najbarwniejsze fikcje literackie.

http://wielkisobieski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=169&Itemid=1

Jan III Sobieski

Jeszcze o sarmatyzmie – dla równowagi

– fragment ze strony: http://www.hussar.com.pl/sarmatyzm

Sarmaci i Sarmatyzm

SARMATA ET CONSORTES

Kto to jest Sarmata?

Według szkolnego podręcznika mojej nastoletniej córeczki „Sarmata to przekonany o swojej wartości, zawadiacki i pewny siebie szlachcic”. Rozdział, w którym pada ta definicja, dotyczy polskiej kultury wieku siedemnastego, a zatytułowany jest (naprawdę!!!): „jedz, pij i popuszczaj pasa”.

Veto. To przecie pomieszanie z poplątaniem!

Przede wszystkim – nie mylmy „Sarmaty” z „sarmatyzmem”. Słowo „sarmatyzm” zostało ukute przez ludzi Oświecenia w wieku osiemnastym, po to, aby określić ich politycznych wrogów, czyli przeciwników reform projektowanych przez króla Stasia. To słowo miało więc znaczenie wąskie. Bo Oświeceni wcale nie pragnęli uderzać w szlachtę wieku siedemnastego, w całą staropolską tradycję! Niestety jednak efekt ich politycznej kampanii, wskutek której rozpropagował się termin „sarmatyzm”, okazał się właśnie taki. Na dłuższą metę uderzył (medialnie) w całą tradycję staropolską, do której sami Oświeceni byli bardzo przywiązani. I w ten sposób, wbrew woli twórców terminu, jego negatywne znaczenie rozszerzono na całą polską kulturę XVII i XVIII stulecia. Doszło do tego, że dzisiaj przeciętny polski uczeń i przeciętny polski nauczyciel skłonni są uważać, iż każdy, kto nazywał siebie „Sarmatą”, był przedstawicielem „sarmatyzmu”, czyli człowiekiem zacofanym pod każdym względem, na dodatek – jak w powyżej zacytowanej definicji – zabijaką dochodzącym swych racji na drodze zawadiackich kłótni. W takim razie cóż uczynić z ludźmi Oświecenia, którzy nazywali siebie samych Sarmatami? Cóż uczynić z Kochanowskim, który tegoż terminu używał? A co zrobić z sentymentalnym i bez wątpienia oświeconym poetą Franciszkiem Karpińskim, który przecież nie w czyim innym, tylko w swoim własnym imieniu napisał „Żale Sarmaty nad grobem Zygmunta Augusta”?

A zatem – z tymi Sarmatami i ich „sarmatyzmem” było inaczej, niż się potocznie sądzi.

Jak?

Wpierw spójrzmy na źródło terminu. Słowa „Sarmata” i „Sarmacja” pojawiły się w starożytności na określenie barbarzyńskiego, lecz walecznego ludu, który wedle ówczesnych geografów miał zamieszkiwać mniej więcej na terytorium dzisiejszej Słowiańszczyzny (nie wchodzę w szczegóły, bo bywało rozmaicie), który to teren nazwano Sarmacją. Następnie, już w średniowieczu, zauważono, że owa starożytna „Sarmacja” pokrywa się pod względem geograficznym z terytorium zajmowanym przez Koronę Polską i Wielkie Księstwo Litewskie (i nie tylko, ale jak już rzekłem, nie będę wchodził w szczegóły). Ponieważ zaś zarówno średniowieczni kronikarze, jak i renesansowi humaniści lubowali się w wynajdywaniu starożytnych przodków swoim narodom – przeto Francuzów wywiedziono od Trojan i Galów, Węgrów od Hunów, a Polaków – od Sarmatów. I dlatego też z początku ludzie uczeni, a potem także przeciętni szlachcice przyznawać się zaczęli do sarmackiego pochodzenia, a w każdym razie używać określenia „Sarmacja”, wówczas, gdy mieli szlachetnym, eleganckim terminem nazwać swoją ojczyznę. Zaczęli też używać miana „Sarmaci” dla nazwania samych siebie. Znów dodam: dla nazwania w sposób szlachetny. Na takiej samej zasadzie mówi się dziś: „Lechici”, „Lachy”. I zaraz wiadomo, o kogo chodzi, a użycie takich określeń nie oznacza wcale, że wierzy się w legendę o Lechu, Czechu i Rusie. Aczkolwiek jest prawdą, że Polacy wieku siedemnastego traktowali legendę o swoim sarmackim pochodzeniu dość serio (swoją drogą współczesne badania udowodniły, że starożytni Sarmaci faktycznie przetoczyli się przez tereny dzisiejszej Polski!). Ale to szczegół. Bo nie ta legenda decydowała o „sarmackości” naszych przodków. To był tylko retoryczny dodatek do dawnej, polskiej kultury. Bo Sarmatą nie nazywano wcale tego, kto wierzy w nasze pochodzenie od Sarmatów.

Kogóż więc nazywano Sarmatą?

Ustalmy. Określenie „Sarmata” oznaczało przez trzy wieki, – od stulecia XVI do XVIII – obywatela Sarmacji, czyli Rzeczypospolitej, to znaczy – wielkiego mocarstwa, które niemal do końca XVII wieku, mimo potknięć i zagrożeń, rozdawało karty w polityce środkowoeuropejskiej na równi z Austrią i Szwecją (nie z Rosją, ani z Prusami, bo te się jeszcze nie liczyły).

Po drugie, trzeba przyjąć do wiadomości, że w tym wielkim państwie królowały – mimo jego wielonarodowości – polszczyzna, katolicyzm i łacina. Rządziła tym państwem – z czasem wprowadzając w nim nierząd, to prawda – głównie polskojęzyczna szlachta. Bowiem to szlachcice uważali się za właściwych obywateli i twórców państwa; wedle legendy oni tylko mieli pochodzić od Sarmatów. Faktem jest, że to oni powołali do życia bardzo ciekawy system polityczny: demokrację szlachecką. Powszechnie uważano, że jest ona odbiciem systemu dawnej, rzymskiej republiki. I jak tamten dawny, rzymski system – również i system polski nie sprawdził się na dłuższą metę. Tyle że na koniec w Rzymie zapanowała dyktatura cesarzy, a w Polsce i Litwie – anarchia. A jednak do czasu, to znaczy przez ponad stulecie, potęga Rzeczypospolitej Szlacheckiej stanowiła jawny dowód skuteczności tego systemu. I do czasu bywała w Europie chwalona i podziwiana.

Obywatele Sarmacji – przypominam znów: głównie „sarmacka” szlachta – stworzyli też oryginalną kulturę. Głównym polem ekspresji tej kultury był język polski i obyczaje; sztuki plastyczne i architektura szły nieco z tyłu (szlachcicowi nie wypadało się nimi parać), choć z czasem też osiągnęły odpowiedni poziom oryginalności. Tak więc głównie liryka i epika, mowy polityczne, gawęda, pamiętniki; tego rodzaju dzieła zapewniły polszczyźnie prawo obywatelstwa wśród tych języków europejskich, których użytkownicy mogli i mogą się nimi naprawdę chlubić. Zaś polski narodowy strój pozwalał na pierwszy rzut oka odróżnić Polaka od Włocha, Niemca, Francuza i Anglika. Co do architektury, rzeźby, malarstwa – tylko niektóre zjawiska na gruncie sarmackiej kultury można uznać za wybitne. Jeśli chodzi o portret trumienny i portret sarmacki, one akurat wybitnymi nie są – choć nie można im odmówić oryginalności. Natomiast na przykład wileńska szkoła architektury wieku XVIII nie tylko budzi podziw, nie tylko jest oryginalna i wielka, ale do dziś zaznacza na wielkich przestrzeniach Białorusi i Ukrainy dawny zasięg kultury łacińskiej, by nie rzec: europejskiej.

Ta oryginalna kultura dawała Polakom prawo do pełnoprawnego miejsca na mapie europejskiej christianitas. I tę właśnie kulturę możemy bez wahania nazwać sarmacką, ewentualnie sarmatyzmem, jeśli już koniecznie trzeba użyć tego słowa (pamiętając, że sarmatyzm bywa też definiowany inaczej, po pierwsze: jako zespół poglądów właściwych ludziom niechętnym wobec reform w wieku XVIII – o czym też mam swoje zdanie, ale w tej chwili nie warto na ten temat dyskutować; po drugie – jako prąd kulturowy wieku XVII, obejmujący szlachtę prowincjonalną, dumną ze swojej tradycyjnej kultury politycznej i również przeciwną reformom). Co do mnie, najchętniej wprowadziłbym termin „sarmackość”, jako nieobciążony negatywnymi konotacjami.

Dwór litewski w Burbiszkach

WAŻNA UWAGA KOŃCOWA

Na koniec podkreślę z całą mocą: proszę sobie nie wyobrażać, że dokonuję tu próby wykazania wyższości Sarmacji i sarmackości nad całym światem. Broń Boże, nie. Doskonale widzę ograniczenia Sarmacji i Sarmatów, którym nie wszystko (a raczej bardzo wiele) się nie udało.

Jednak ważne jest co innego. Ważne jest to, że bez Sarmatów i Sarmacji nie byłoby Polski i polskiej kultury. Że po prostu MY WCIĄŻ JESTEŚMY SARMATAMI. Sarmaci mieli strony białe i czarne; możemy się spierać, które z tych stron przeważały – to zupełnie inna kwestia. Niezależnie od odpowiedzi pozostaje faktem, że wypracowana przez Sarmatów kultura (sarmacka, czy jak ją tam zwać) stała się jedyną wspólną tradycją wszystkich Polaków. Dopiero potem, w wieku XIX dołączyły inne tradycje: mieszczańska, inteligencka, chłopska, żydowska etc. etc. – ale one wynurzyły się niejako z tamtej. Ta tradycja nie ogranicza się do machania szabelką, obejmuje spuściznę naprawdę potężną w różnych dziedzinach życia. W tej tradycji mieszczą się Kochanowski, Chodkiewicz, Morsztyn, Skarga, Sobieski, Krasicki, nawet król Staś, ale także Słowacki, Mickiewicz, Żeromski, Gombrowicz, Witos, Piłsudski. To tradycja bogata i wieloraka – rzeczą zadziwiającą jest więc jej powszechne niedostrzeganie i niedocenianie. Ona przecież naprawdę żyje w nas: od języka, przysłów, duchowości i religijności, sposobu poetyckiego myślenia, sposobu myślenia o polityce po najprostsze obyczaje wciąż jesteśmy w niej zanurzeni. A że często odżegnujemy się od niej, bo myślmy, że gdy mowa o Sarmacji, chodzi tylko o tradycję sejmikowej rąbaniny i rzygania w damskie dekolty – a, to już tylko nasza dzisiejsza ułomność. Ułomność i niewiedza chyba znacznie większa od ułomności i niewiedzy dawnych Sarmatów.

Jacek Kowalski

link do strony autorskiej Jacka Kowalskiego – Sarmaty, pieśniarza i historyka sztuki z jego twórczością, ksiażkami, utworami, przesłaniem i innymi informacjami

http://www.jacekkowalski.pl/

Polska wikipedia o zermatyzmie

Zermatyzm

Z Wikipedii

Zermatyzm – pseudonauka wymyślona przez Stanisława Szukalskiego, polskiego artystę. Szukalski był przekonany, że dawniej wszyscy ludzie mówili wspólnym językiem zbliżonym do polskiego. By to udowodnić, napisał ręcznie 42 tomy (liczące łącznie 25 tysięcy stron) i wykonał do nich około 14 tys. ilustracji.

Jego zdaniem przodkowie Polaków mieszkali na Wyspie Wielkanocnej, by przez wysepki Lachia i Sarmatia dostać się pod Matterhorn w Austrii, skąd z miejscowości Zermatt przybyli do Polski.

Szukalski opracował słownik „macimowy” – czegoś w rodzaju prajęzyka, od którego pochodzą wszystkie języki świata.

Bibliografia

  • Lechosław Lameński, Stach z Warty. Szukalski i Szczep Rogate Serce, Wydawnictwo KUL, Lublin 2007, ISBN 978-83-7363-554-8

Oto jedno z dzieł Stanisława Szukalskiego – z dalekiej przeszłości – posłużyło jako natchnienie dla autorów kostiumów do Gwiezdnych Wojen, którzy je splagiatowali, dając taki hełm Lordowi Waderowi. Dałby Bóg takich pomysłów większej liczbie polskich artystów, żeby ich Amerykanie chcieli plagiatować. [C.B.]

Komentarz na temat Zermatyzmu ze strony polskiego blogu

Zermatyzm

wtorek, 9 grudnia 2008

[Nie przytaczamy nazwiska autora, bo takie typowo polskie komentarze, wraz z epitetami nie przynoszą autorowi raczej chwały, ani nie świadczą zbyt dobrze o głębi jego intelektu, a także tolerancji, choć ma się on najwyraźniej za oświeconego Europejczyka. C. B.]

Zermatyzm ma wiele wspólnego z sarmatyzmem, w każdym razie według Stanisława Szukalskiego, wynalazcy zermatyzmu. Szukalski, znany też jako Stach z Warty (urodził się w Warcie pod Sieradzem), żył w latach 1893-1987 i był polsko-amerykańskim ultranacjonalistą sarmackim. Wymyślił, że prajęzykiem świata (czyli „maci-mową”) jest polszczyzna, a praojczyzną polskich Sarmatów miało być Zermatt w Szwajcarii, rejon u podnóża Matterhornu. Na temat „zermatyzmu” Szukalski napisał ponad 40 książek, które sam zilustrował (był z wykształcenia malarzem i rzeźbiarzem). Opublikował z tego dorobku tylko jeden tom; nosi on tytuł Krak syn Ludoli: dziejawy w dziesięciu odmroczach. Jako rzeźbiarz i malarz był założycielem tzw. Twórcowni, skupiającej podobnych do niego wariatów. Z czasem, drogą dociekań historiozoficznjo-geograficznych doszedł do wniosku, że Polacy pochodzą z Wyspy Wielkanocnej. Zażądał, aby jego własne prochy, gdy umrze, rozsypano na tej właśnie wyspie. (Życzeniu stało się zadość.) W latach 30. forsował pomysł utworzenia „Neuropy”, czyli Europy bez państw zachodnich; jej emblematem miał być gammadion, złagodzona, okrąglejsza nieco wersja swastyki. Stach z Warty przewidywał dobrowolną polonizację ludów zarówno germańskich jak romańskich. Religią Neuropy miał być kult Światowida. Szukalski zaprojektował nowoczesny posąg Światowida, wyposażony w twarze Piłsudskiego, Mickiewicza, Kopernika i Kazimierza Wielkiego. Głównym ośrodkiem kultu miała być Smocza Jama pod Wawelem.

[Pożałowania godne komentarze polskie, bez znajomości rzeczy, bez głebi wiedzy szkolnej, bez kindersztuby, papuziarstwo, do tego papuziarstwo hamskie. C. B. ]

Zermatyzm Szukalskiego

Według Wikipedii angielskiej

Zermatism: jest formą pseudonauki, której celem było wykazanie, że wszystkie języki, wywiodły się z jednego języka głębokiej starożytności, i że każda sztuka może być sprowadzona do jednej rudymentarnej serii uniwersalnych symboli. Teoria została wymyślona przez Stanisława Szukalskiego, artystę który urodził się w Gidlach w Polsce około 1893 roku, a zmarł w 1987 roku w USA (Kalifornia).

„Wedle jego teorii, różnice ras i kultur były spowodowane przede wszystkim mieszaniem się doskonałych istot z Lemurii i Atlantydy z innymi gatunkami człowieka zwanymi Yetinsyn (istoty humanoidalne rzekomo mieszkające w odległych dolinach Himalajów.”

[Dzisiejsza genetyka mówi że Homo Sapiens zmieszał się z Neandertalczykiem w Europie, wiec nawet jeśli koncepcja była błędna co do miejsca – choć przecież nie można wykluczyć że mieszali się oni w Himalajach również – to przeczucie co do samej istoty „zmieszania” było u Szukalskiego prawidłowe. Hipoteza o Lemurii w głębokiej prehistorii wciąż nie została obalona (albo jak kto woli przez nikogo nie została potwierdzona), a według jej zwolenników Wyspa Wielkanocna jest jednym z jej dawnych centrów-generatorów globalnych. Oczywiście z punktu widzenia nauki koncepty archeologiczne i odkrycia uczynione w tej materii ą to wciąż jeszcze tylko nieuprawnione łączenie różnych odkryć z różnych epok i obszarów niesłusznie w jedną całość, a także tylko intuicje a nie nauka.Lecz pamiętajmy przecież, że dla nauki predkość nadświetlna jeszcze kilka lat temu nie istniała podczas gdy autorzy s-f uznawali jej istnienie od 1950 roku, a nawet w ich powieściach zostały skonstruowane silniki nadświetlne. To że nauka czegoś nie uznaje nie oznacza zatem automatycznie, że jest to głupie, albo że nie istnieje, lecz tylko tyle że nauka posługując się naukowym aparatem nie ma podstaw by przyjąć to do wiadomości, nawet jeśli to jest faktem. C. B.]

Stanisław Szukalski miał niebywały talent do sztuki i najwyraźniej do karykatury, gdy miał zaledwie sześć lat, został wysłany do szkoły, gdzie naszkicował ołówkiem dyrektora. Na podstawie dokładnej analizy jego szkicu ołówkiem dyrektor stwierdził, że Stanisław ma doskonały rysunek i zamiast go ukarać ogłosił w Gazecie odkrycie wielkiego talentu malarskiego. To spowodowało wysłanie go do akademii..

Szukalski udał się do Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie studiował sztukę i zdobył dwa złote medale.

Po przeniesieniu się do Chicago w 1913 roku wkrótce został okrzyknięty geniuszem sztuki, wraz z innymi luminarzami tego okresu takimi jak Ben Hecht, Carl Sandburg i Clarence Darrow.

W celu kontynuowania kariery rzeźbiarskiej powrócił do Polski w 1927 roku. Niestety wiele jego wczesnych prac zostało utraconych podczas inwazji niemieckiej, ale na szczęście udało mu się uciec z powrotem do Stanów Zjednoczonych, do Kalifornii, gdzie się ożenił.

Szukalski zmarł w niejasnych okolicznościach w 1987 roku, spędził większość swego życia nieustannie produkując dzieła sztukę, w zgodzie ze swoimi ideałami twórczymi. Miała ona w dużej części pomóc mu udowodnić jego hipotezę, że wszystkie kultury ludzkie pochodzą rzeczywiście z jednego źródła na Wyspie Wielkanocnej i odrodziły się po biblijnym „Potopie Noego”. W swoim życiu zilustrował setkami rysunków trzydzietotomowe dzieło – ów tekst poświęcony jego pseudonauce, którą wymyślił i nazwał Zermatism.

Rok po śmierci jego prochy wraz z prochami żony zostały rozrzucone w kamieniołomie Rano Raraku, na Wyspie Wielkanocnej.

Inny amerykański tekst o Zermtyźmie

[tłumaczenie – już wkrótce. C. B.]

Zermatism is a science that came about for which a great need has been widely felt, developped by Stanislav Szukalski (1893-1987), a gifted Polish artist and immigrant to the United States, written down in a 39-volume lifework from which only relatively scarce excerpts have been published so far.

Pracownia Szukalskiego rok 1913

Zermatism maintains that

1. All human culture derives from post-deluge Easter Island;

2. All languages derives from one single source called the Protong (Polish being the one tongue closest to the original);

3. All art can be distilled down to a series of universal symbols;

4. The differences in races and cultures are due to the cross breeding of species. The first humans were nearly perfect but they mated with Himalayan Yeti with abominable results.

5. Mankind is locked in an eternal struggle with those „Yetinsyny„‚, offspring of Yeti and humans, who had enslaved humanity from time immemorial.

Szukalski used his considerable artistic talents to illustrate his theories, which, despite their lack of any scientific merit whatsoever, have gained a cult following based largely on their aesthetic value – an irony likely to have infuriated him.

I put Rodin in one pocket, Michelangelo in the other, and walk towards the sun

Stanislaw Szukalski

In 1971, Glen Bray, a publisher previously specialized in the work of artist Basil Wolverton, befriended him and later published 2 books:

One book on Szukalski’s art,”Troughfull of Pearls – Behold, the Protong” (1980, 1989, 1998, 2001)

Okładka książki

Pic009

Pic011

And another one on his art and philosophy, „Inner Portraits” (1982).

Szukalski’s works are on permanent display at the Polish Museum of America in Chicago, as well as at the (rebuilt) Polish National Museum in Warsaw. Szukalski died in relative obscurity in 1987 at 94 years old, having spent much of his life relentlessly in producing art to help prove his hypothesis of Zermatism. A group of his admirers (Rick Griffin and Robert Williams amongst them) spread his ashes on Easter Island, in the sculptor’s quarry of Rano Raraku. All of Szukalski’s work is now being preserved by Archives Szukalski.

I first came into contact with Szukalki’s wild art and ideas, like many others, through Robert Crumb’s first issue of Weirdo.[002]

Blogwise, I found this excellent review „Szukalski’s Science of Zermatism” (with excerpts and 8 pics) of the Protong book on Unurthed Blog , a place well worth checking out! On the same blog „Szukalski and the Eyes of Inspiration” (illustration and excerpts from the book Struggle) and „Szukalski on Thinking” (from the book Inner Thinking).

Then there’s this good genaral article on the Whet your imagination Blog, with lots of illustrations.

The Szukalski site houses a beautiful gallery. The site sells four Szukalski books (some of them also accessible on Last Gasp):

„Struggle: The art of Szukalski”, 200 pages, the catalogue for his show at Laguna Art Museum.

„Szukalski: song of the mute singer”, 36 pages, one chapter of his autobiography and writings by Rick Griffin, Robert Williams a.o.

„World remade”, 64 pages,some of his earliest work (forties) on Zermatism; this seems to be vol. 2. but it might refer to the limited edition

„The Lost Tune”, 120 pages, a beautiful book of photographs by the artist, of many sculptures that are now lost, and an excerpt of his memoirs; out of print and luckily for me, the one book on Szukalski in my library.

2000 saw the limited edition of the spiralbound „The World remade” published by Archives Szukalski.

The Archives Szukalski may have previously published a paperback of 28 pages named „Bronzes of Szukalski” in 1989 (referred to on Librarything).

Then there’s Jim Woodring’s short but seminal biography „The neglected genius of Stanislav Szukalski”, published in the 1988 edition of the Whole Earth Review.

Two excerpts:

Szukalski’s philosophical edifice was preposterous. (…) He also believed that heat causes gravity and that all modern languages derive from Polish. (…) He was almost certainly wrong about a lot of things; but as anyone who spent any time with him can tell you, he wasn’t crazy.

A few years back it was arranged for him to give a public address and slide show at a rented hall. About seventy people showed up. Szukalski was ecstatic. He loved to hold forth and he felt affectionate toward his every audience. He mounted the podium and within four minutes had alienated or offended everyone in the place. In his opening remarks he praised Reagan to the heavens and dumped all over Picasso (he pronounced it „Pick-ass-oh”; he denigrated art collectors, Russians, FDR, California, America and professional sports, and wound up with a stern denunciation of „homos.” Audience members glowered and muttered harsh replies into their lapels but when the lecture was over he received a thunderous and prolonged ovation. They had come to realize that Szukalski was not a man to be judged by conventional criteria; they had applauded him as an outstanding member of their species.

You might do worse than try to find Robert William’s flabbergastric magazine Juxtapoz, the sold out issue 10 from 1997… (which I have lying around somewhere)

While you’re at it, you can order issue 59 from 2005 with an article about the Archives Szukalski.

Now I tried to find out more online, especially concerning his theories on Zermatism appealed to my ‚pataphysical bias. Nothing on Torrent, nothing on Scribd. Thanks random chance for the Wayback machine! I took the Tardis and discovered two erased sites with just what I was looking for.

From the”Open letter to the providential man his holiness the pope John Paul II” from Stanislaw Szukalski (sculptor, heretic, patriot):

Now, stacked upon the sagging shelves, are 39 volumes, for which I made over 11,000 pen drawings-under a magnifying glass-that these „witnesses” may testify to the correctness of my scientific claims, which are based on some of the most astounding discoveries man has ever achieved. Furthermore, I have contributed six new sciences to anthropology which have given me the keys to undreamed of revelations and pushed apart the curtains of impenetrability to enter the blackness of prehistory further than any contemporary science could ever have fathomed.

Now! Your Holiness and the reading world must hold firmly onto their seats, or they may lose the earth from under their feet on hearing what I will proclaim. All ancient languages and primitive dialects on this planet, be they Sumero-Babylonian, Assyrian, Egyptian, Hindi, Iranian, Mongolian, Chinese or Japanese, Korean, Maori, Inca, Maya, Zuni, Navaho, Eskimo or Lappish, Basque, German, Latin, Greek, to mention a few, or even Pygmy dialects, ALL!, ALL!, are not just „foreign” languages, totally unrelated, but mere deviations of my Protong, or archaic Polish Macimowa.

At which point old Carol was probably clutching hysterically to his Holy seat trying not to fall off, since not only did the writer discover the Ur-tongue, but also

It was Protong which mutated Manape into Human, and modern Polish is the key to all languages of Mankind.”

Some parts of the text seem frightingly sane (but only if you assume sanity and madness are sharp-edged labels):

‚Names’ are composite sounds with which we have only some recent association, as we think of gambling while pronouncing the name of Monaco, of deception and death while saying the name of Moskva, or presently of JOHN PAUL II while prayingly whispering the name of Roma.

Then follows an overview of the origins of some great cities.

Babylon: „Baby Lon” shows that this first community was dedicated to the „Old Woman’s Womb”, which was actually the personification of Easter Island (anciently called Mataweri, which means „Mother of Worship”, i.e. of the Sunrise).

Londin: the Alfredian Epoch name of what is now London. „Lon Din” means „Womb of Day”, which has the same connotation as the foregoing example: dedication to the Mother of Sunrise, Easter Island.

The image of Sheila-na-gig, one of the many archaic British representations of her.

One of the new sciences I have contrived in my American premature grave and the Cultural Siberia of America (Southern California) is „THE ANTHROPOLITICAL MOTIVATIONS” in the History of Man. Together, the 39 volumes of scientific work are coyly-pompously entitled „I CLAIM THE WORLD!” They go under this generic heading to poke fun at the ghoulish conquerors of the world of all times who, after exterminating the human race they so despised, after spilling rivers of blood of the Glorious (Slav) Civilizers of the natural world, and amassing empires to give then manape puniness the stolen name „Slav”, always lost everything again because they were only semihumans from whose bodies the proverbial whitewash irrevocably peeled.

I have a few thousand drawings of all the revolutionaries who destroyed human sociery: Danton’s, Robespierre’s, Himmler’s, Jagoda’s; of the dwarves like the mongolian Charles the Great, Catharine the Great, Frederick the Great, Victoria the Great, whose titles implied colossalness, while in truth they were pot-bellied, avaricious, wart-nosed, short-armed, short-legged and neckless semi-humans, devoid of the human traits of gentiliry, morality, honor, compassion.

Criminality is not a human trait, but a trait of those who carry the subhuman heritage. The legal pardoning of killers by American Jurisprudence is therefore a miscarriage of justice. When lawyers „prove” a state of „temporary insanity”, it is not insanity they see, but Yetinsynism, the Manape heritage, whose recipient will never cease being a killer.

Sto Lat! Sto Lat! to your Papacy, Father Wojtyla! You evoke Universal Love, without reservations, so that people forget their religious fences. Smile once more-and bless OUR NEUROPA!

The site doesn’t mention the pope’s reply.

Then there’s the long article „Anthropolitical Motivations„:

A gorilla, though it is the largest of the apes and terrifyingly powerful so that it needs no pretending extensions of its ferocity, has an ever ready growl on its face and a permanent frown, so to frighten all smaller creatures. This reveals intrinsic cowardice. So, many governments, when frightened by the military superiority of a prospective victim nation, abuse that nation with the foulest invectives, because basically they are cowards.

Despite Darwin’s assurance that the two species of ape and human do not produce offspring, I will show you some examples to the contrary. In an old medical book I found this photograph of an oddly proportioned dwarf. His arms were so short that they barely reached to his pelvic bone at the base of his long torso. Therefore, he could not walk upright, because our arms have to counter-swing with the opposite legs in order to keep our balance while walking.

When I first came to the U.S.A., living with my parents in Chicago, I would always see the white horse of the cart that delivered goods to a bakery store, stand with its forelegs on the sidewalk. I soon solved the riddle. When it was trotting in the streets, I saw that its forelegs were much shorter than the hind ones, so that these would have to carry a greater share of the body weight than if they had been much longer.

Thus, this little man who inherited the human, short arms doubly exaggerated, discovered that if he held wooden blocks in his hands, he would make his arms longer and shift some of his weight onto his legs so his arms would get tired less quickly.

On the side I made the face of this pseudoHuman in greater detail, that you may recognize the similarity to dozens of famous politicians who always serve some Ideology that, on succeeding, will metamorphose into another Tyranny.

Two comparative drawings for you to see Khrushchev’s build. On the first you see a black line where his arm would have been were he not a Yetinsyn. Though he was a Ukrainian, he was a descendant of the Manape, therefore born to be a traitor to his own people. The too-loose pants the Russians used to wear when they came to get what they wanted from the gullible Anglomericans, were to disguise the odd angles of the always bent legs (do not, however, immediately think of the Russian ballet dancers, who have perfectly proportionate legs).


Then compare the two chummy ‚ ‚tovarish-che” (comrades): the weak, will-less Castro who was shoved forward as a dictator by his brother Che, and the just-dealt-with Yetinsyn. Note that the representative of the Soviets towers over the wishy-washy intellectual from New York: But look where their waistlines are. Khrushchev’s is just below Castro’s chest, the Russian is standing on his left, straightened leg while he is sitting, while Castro, also sitting, has his legs doubled up. The pot-bellied Nikita is not cheating you in order to convice you that he is taller than the „Latino”, he simply cannot sit any other way and look his size, because his Yetinsyn torso is one-third longer than Castro’s.


Then there’s a true gem, „Inner portrait of a man”, the most elaborate site featuring lots of original texts from the master. Sadly all the links to the images are broken… but I found a way to download some of them anyway.

Because he was afflicted with epilepsy, he had difficulty finding someone who would share his room and rent. So I invited him, primarily because I was so eager to study convulsions. Soon, at night, when there were no lights to be switched on, I would hear him moan, while his head would pound the hard bed. I would walk across the room in the dark and, crawling onto his bed, hold his arms down and kneel on his thighs and hold him immobile till the attack had passed, that he would not scratch my eyes out.


That winter I greatly suffered from the Chicago cold. One morning I found my newly begun sculpture, an over lifesize bust of a warrior in a helmet amidst swirling flags, literally frozen to pieces. The clay so froze that the water in it gathered in crackled geometrics, separating each small fragment as if by glass. Parts of the sculpture fell to the floor. Since I work very rapidly, having no use for models and therefore knowing in advance what is to be done, the Warrior was well progressed in expression, if not in form. I rushed out and brought back a sack of plaster. Immediately I covered the frozen clay with a plaster cast before the ice began to melt from the daylight’s warmth. Thus the sculpture was saved, though I was never thoroughly satisfied with it, since it is the very last days, the very last minutes of finishing touches, that make the difference between a good and a bad work of Art.


The lips are typically American. Nowhere will you see a mouth so thin as on older Americans. Even Italians, Poles, living in this marvelous Civilization as Americanized foreigners, have something happen to their mouths. Their lips completely alter so that, when closed, the mouth looks like a mousetrap that just caught a mouse and either has to free it, or will be obliged to swallow it. Apart from this, they get folds in their cheeks on each side of the mousetrap. When I first came to America as a twelve year old, I noticed these traits on the face of my beautiful teacher. She had these sharp wrinkles an inch away from the corners of her mouth. Even then I could not make up my mind if it was the pronunciation of English words causing this, or the tensions of daily life in this Civilization.


Just another careful silly notion that gave me an excuse to do my best. Get in the habit to work with utmost concentration, and you will be the best. We scream piercingly when born, yet may become dumb mutes from never making an effort to communicate. It is the effort that gives us the vertical posture and creative thinking. Crawl on your knees in an effort to walk your own paths and you will become a thinking person who will be able to bring original values, never perceived before, for within each one of us there is a separate universe of yet uncreated Gifts.

This dear lady, the German-American wife of an American Pole was anemic, hence prevalently dejected in spirit. The overlapping upper eyelids, denoting kidney malfunction, made her predominant expression that of melancholic sadness. Faces are like lanterns, some of them unlighted by the spark of vivacious life. I took liberty with her hair, standing on end some seashells.


It was Dr. Lange who corrected me that one cannot interbreed chicken with turkey, that they ate different species, but I insisted that by artificial insemination we have already gained the smaller cream-colored turkeys from white hens. Hence, could not we artificially inseminate a donkey mare with turkey gobbler’s ecstasy and thus gain in such mad-alchemy a Pegasus to fill the California air with hehaw-he-hawing? But he was reluctant to experiment. And so the turkey gobbler never had the fun of knowing that he could have become the father of the Pegasus. Dr. Lange did, however, develop a method of his own, whereby a mare will again become the subject of inspired visits from the stable stork and produce a foal beautiful enough to make the King of Saudi Arabia do a double take.


I am always under awful tension when a lady sits for her portrait. I feel I am imposing too much when I ask her to sit this way or that in attempting to get a view that would be more picturesque. So I do not ask these things and my portraits of ladies start very badly.(…) My tendency to monumentalize, hence make more masculine, would be a fatal offence to her marvelous femminity. So I usually refrain from using women in my works.


Remember, it was Pilsudski who not only to Poland Freedom gave, but to Europe and America. If the Bolsheviks had not been stopped in Poland, they would have overtaken the rest of Europe, where supremely civilized nations would have become slave-laborers, so underpaid by Russia that all industrial competition would be wiped out by her underpriced exports and America would be reduced to a mere agriculture.

I placed over Pilsudski’s head a crown of straw, supported there by two angels, as peasant artists would have honored him.


Chobry was the ruler of a powerful poland, whose port Wolin – according to early German chroniclers – was the greatest metropolis of europe. He was an uncle of Kanut the great, who conquered Britain. His sister married Gorm the old of Denmark and was so nobly wise that the grateful Danes sainted her, calling her Danebot, the civilizer of Danes.


Here is the best illustration of how an inferiority complex marks a face. Homeliness and rejection by beautiful girls has made him a victim of hurt ego in his formative years. I refer to these types as the backstairs brooders or future revolutionaries (pronounced haters of Mankind).(…) would NEVER give any political, pedagogic or military trust in the hands of a sterile creature who has lost the INSTINCTS of a social being. I would never place a person burdened with the malady of Anglosex, in a position of responsibiliy or trust. Russell strived to bait Providence by going to Russia and offering his services. He baited the English nation by urging to give up common sense and emulate Russian ways. Eventually he was such a good Providence baiter that he became universally regarded as the Master Baiter of the British Empire.

The future? I found a good follow-up „Zermatism and Utopia” from 2003 by someone named epoxide. I especially appreciated the line

Government leaders must be executed after their term is up. This shall ensure that only the most altruistic and dedicated among us will contemplate public life and civil servitude. Those who consider election to public office simply as a vertical career move will think twice about it.

Apart from that it’s the (in my opinion) rather boring Subgenius shit all over the place. Subgenius was great in it beginnings as a child of Discordia; later on I find it became tedious and self-repeating, having lost its joyfull creativity. So I didn’t bother to research the Terabits of the Church’s documents, sorry.

Notes

001: From ‚The Headpress guide to counterculture’ (David Kerekes, ed., 2004)

002: Kinda funny that Douglas Hofstadter has one chapter in Gödel, Esscher, Bach with a character named Etaoin Shrdlu whose other avatar stars in this first issue. (And Etienne Shrdlu? A character from Pynchon, of course)

Illustrations

Pic001: Szukalski atelier, Krakow, ca. 1913. „A 19-year old Szukalski, in ghost-shadow, is seated behind a mysterious configuration”. from „Struggle: the Art of Szukalski, p. 20.

Pic002: Self-portrait,1917 ibid, p. 12.

Pic003: In bondage of one’s Muse, 1923.”Art consumes life. The Muse presses upon and stops the artery of the artist’s arm”. ibid, p. 16.

Pic004: Flower of dreams, 1923. „An idealist in his loneliness puts his head into the vise which holds him in place, while the roots of his flower-ideal enter his brain and devour his blood (…) This is the laboratory of the idealist. The bubble of blood in the blossom is a transbirth of his hapless love”. ibid; p. 22.

Pic005: From American Weekly, June 3 1934. ibid, p. 36.

Pic006: Frozen youth, version 3, 1940. „A project for a monument to those who died too young in life: youth frozen in the moment of its flight”. ibid, p. 31.

Pic007: Labor (detail). ibid, p. 29.

Pic008: ibid, p. 151.

Pic009: From Behold, the Protong, p. 8.

Pic010: From Behold, the Protong, backcover.

Pic011: From Inner Portraits, p. 6.

Mag, czyli kapłan mogta – mogący, władający mocą, czyli magią – znalezisko z okresu wspólnoty irano-scyto-słowiańskiej

Zorianizm-Zoroastryzm a Wiara Przyrody

Zaratusztrianizm (Zoroastryzm)– najstarsza, wciąż istniejąca religia monoteistyczna, założona przez Zaratusztrę ok. 1400-1200 r. p.n.e., w północno-wschodnim Iranie. Religia ta wywodzi się z pierwotnych wierzeń ludów indoeuropejskich, żyjących na terenach obecnego północnego Iranu, zwanych mazdaizmem.
Zaratusztrianizm był religią państwową w trzech kolejnych imperiach istniejących na terenie współczesnego Iranu i Iraku – państwie Achemenidów, Seleucydów i imperium Partów i miał bardzo silny wpływ na inne religie – hinduizm, judaizm i poprzez judaizm na chrześcijaństwo i islam. Takie podstawowe zasady tych religii jak Sąd Ostateczny, wędrówka duszy po śmierci do piekła lub nieba, wiara w Diabła, Ducha Świętego, filozoficzna konstrukcja Trójcy Świętej i nadejście Syna Bożego, są w dużym stopniu zapożyczone z zaratusztrianizmu. Upadek potęgi tej religii wiąże się z ekspansją islamu, jednak sam islam wziął z zaratusztrianizmu wiele idei, zwłaszcza w wersji szyickiej.
Liczne grupy zaratusztrian, zwanych też parsami, przetrwały w Iranie do czasów współczesnych i miały silne wpływy we władzach tego państwa aż do czasu rewolucji ajatollaha Chomeiniego, który wymordował lub zmusił do emigracji resztki społeczności Parsów Irańskich. Religia ta obecnie utraciła znaczenie i wyznają ją nieliczne, wymierające grupy (łącznie nie więcej niż 250 000 ludzi), żyjące w Indiach (ok. 150 000), Iranie (ok. 40 000) oraz w USA i Wielkiej Brytanii.W ostatnich latach notuje się spadek liczby wiernych (na rzecz bahaizmu i hinduizmu) oraz spadek aktywności religijnej. Świętą księgą zaratusztrian jest Awesta, której najważniejszą część tworzą Gaty, zgodnie z wierzeniami napisane przez samego Zaratusztrę (zobacz: język awestyjski).

 

Teologia zaratusztrianizmu

Przedstawiona tu teologia pochodzi z najstarszej wersji zaratusztrianizmu zawartej w Gatach.

Ahura Mazda i Angra Mainju

Ahura Mazda (Pan Mądrości) i jego przeciwieństwo Angra Mainju (Zły Duch) tworzą stale splecioną parę, która toczy z sobą bezustanny bój o władzę nad światem. Ahura Mazda jest jednak jedynym prawowitym Bogiem, zaś Angra Mainju jest tylko jego negatywowym odbiciem, które bez Ahury Mazdy nie mogłoby samodzielnie istnieć.
Ahura Mazda, pozostając jednością, posiada siedem emanacji, zwanych świetlistymi Istotami, lub też „Świętą Siódemką”, które również można rozumieć jako nazwy podstawowych atrybutów Ahury Mazdy i jednocześnie podstawowych cnót, którymi powinien cechować się każdy wyznawca:

  1. Spenta Mainju – najważniejsza z nich – Duch Święty, będący „podstawową substancją” Ahury Mazdy;
  2. Wohu Manah – Dobra Myśl;
  3. Asza Wahiszta – Najlepsza Prawość;
  4. Armaiti – Święte Oddanie;
  5. Chszatra Wairja – Panowanie nad pożądaniem;
  6. Haurwatat – Zdrowie;
  7. Ameretat – Długie Życie.

Oprócz tego Ahurze Maździe pomagają Spenta Jaza – czyli całe grono świętych, do których Zaratusztra zaliczył wszystkich ważniejszych bogów z panteonu mazdaizmu, odbierając im jednak atrybut boskości i zrównując ich ze świętymi ludźmi działającymi po śmierci z zaświatów – najważniejszy z nich to Mitra, strzegący bram nieba i wpuszczający tam tylko dusze dobrych ludzi.
Angra Mainju nie posiada takich emanacji jak Ahura Mazda, posiada jednak korpus złych duchów tzw. Dewów, zwanych w wersji pahlawijskiej demonami, które pomagają mu w dziele zniszczenia. Do kategorii Dewów „wpadają” też automatycznie wszystkie obce bóstwa z innych religii. Angra Maju był w późniejszej, pahlawijskiej wersji zaratusztrianizmu nazywany Arymanem, a Ahura Mazda- Ormuzdem.

 

Akt Stworzenia i Trzy Epoki

Ahura Mazda jest Bogiem, który stworzył świat i wszystko, co w nim dobre. W pierwszym etapie Ahura Mazda poprzez swoje Świetliste Istoty stworzył wszystko oprócz ognia, co trwało siedem dni, po czym pozostawił to w stanie bezcielesnym i wstrzymał upływ czasu aby odpocząć. Była to pierwsza epoka świata. Wszystkie twory Ahury były w tym stanie doskonale statyczne i niezmienne – wszystko doskonałe i na swoim miejscu. Następnie Ahura Mazda stworzył ogień i puścił świat w ruch, uruchamiając upływ czasu i nadając wszystkiemu cielesność. Otworzyło to drogę Angra Maju, który natychmiast zaatakował i skaził wszystkie twory Ahury Mazdy. Zaatakował ziemię, tworząc pustynię, zasolił wodę w morzach, spowodował więdnięcie roślin i śmierć pierwszego człowieka, a na koniec „popsuł” nieskalaną czystość ognia, tworząc dym. Od tego czasu zaczęła się druga epoka – epoka „zmieszania” – walki dobra ze złem, w której obecnie żyjemy. Pod koniec tej epoki nastanie czas sądu ostatecznego, kiedy to Ahura Mazda zstąpi osobiście naziemię, oddzieli dobro od zła i ustanowi z powrotem doskonały porządek, jednak z zachowaniem czasu, ognia i cielesności. Nastanie wtedy trzecia epoka, epoka Królestwa Bożego na ziemi.

 

Życie pośmiertne

Dusze ludzi po śmierci tracą do dnia sądu ostatecznego swoją cielesność i wędrują przez „Most Dzielący” do piekła, czyśćca lub nieba. Na moście, u wrót nieba, stoi Mitra, który dzierży w swoich rękach szale sprawiedliwości, na których są ważone dobre i złe uczynki, myśli i słowa. Gdy dobro przeważa nad złem w życiu danej duszy – trafia ona do nieba, gdzie może spokojnie oczekiwać na dzień sądu ostatecznego, kiedy to z powrotem uzyska cielesność i wróci na ziemię, aby powiększyć grono „sprawiedliwych”. Gdy zło przeważa nad dobrem – dusza jest strącana do piekła, z którego już nigdy nie wyjdzie i będzie pod kontrolą Angra Maju cierpiała nieskończone męki. Gdy szale się doskonale równoważą – dusza trafia do krainy umarłych, stając się szarym cieniem, nie mogącym czuć radości ani smutku.

 

Zoroaster- Zaratusztra – Zarduszt – Żar-Zdusz

Mesjanizm

Sama idea nadejścia mesjasza jest tylko w Gatach zasygnalizowana, dopiero w dalszych częściach Awesty zostaje rozwinięta. W tzw. Starej Aweście opisana jest koncepcja, wg której Zaratusztra nie umarł śmiercią naturalną, lecz świadomie zanurzył się w wodach jeziora w Pamirze. Bezpośrednio przed dniem Sądu Ostatecznego do jeziora tego ma wejść dziewica, zostać cudownie zapłodniona nasieniem Zaratusztry i urodzić Saoszjanta, czyli mesjasza, który poprowadzi zastępy sprawiedliwych do ostatecznej walki ze złem.W tzw. nowej Aweście, napisanej ok. 630 r. p.n.e., zwanej też Awestą Pahlawijską, będącą niedokładnym i przeinaczonym tłumaczeniem starej Awesty, fragment opisujący nadejście mesjasza został „przerobiony”. W wersji Pahlawijskiej dziewica ma być zapłodniona Duchem Świętym i urodzić syna samego Ahury Mazdy, który będzie jednocześnie człowiekiem i kolejną, ósmą Istotą Świetlistą.

Etyka i obyczaje zaratusztrian

Etyka zaratusztriańska jest zbliżona do etyki chrześcijańskiej. Człowiek jest dziełem Ahury Mazdy, ma jednak wolną wolę i może zdradzić swojego stwórcę, stając po stronie sił zła.Z natury człowiek jest jednak dobry i jego powołaniem jest stanąć do walki ze złem w szeregach popleczników Ahury Mazdy.

Sztandar z Ur

Zerywanizm-Zurwanizm

W VI i V wieku p.n.e. pojawiła się jedyna historycznie znacząca herezja w łonie Zoroastryzmu. Był to monizm (oparty na reinterpretacji świętych ksiąg), który postulował wspólnego ojca dla Ahura Mazdy (Dobro) i Angra Mainyu (Zło). Tym wspólnym ojcem miał być potężny bóg Zurwan (Czas, lub bardziej dokładnie `Trwający w Sobie`). Zurwanizm wytworzył swoje własne mity, zyskując znaczną popularność i oparcie wśród ludzi. Zurwanizm w IV w. był przez krótki okres religią państwową, później elementy jego były zwalczane przez kapłanów (magów) i usunięte z zoroastryzmu; niektóre z nich przejął manicheizm. Całkowicie zniknął jednak po ponad 1500 latach istnienia -w X wieku n.e.

Kapłani zoroastryjscy mają zasłonięte chustami usta i nosy po to by swoim oddechem nie kalać ołtarza bóstw – Tak samo czynili żercy Słowian wchodząc do przybytku bóstwa w kącinie, co opisali w kronikach germańscy księża kolonizujący Nadłabie

Fragment Taji 23 poświęcony Żar-zduszowi, który oświetla w pełni związki między Skołotami, Persami i Słowianami, a także związki pomiędzy przedstawionymi powyżej tematami oraz związki religijne pomiędzy Wiarą Przyrody a Zoroastryzmem i Zurwanizmem

Żar-zdusz, Dziwnyjusz-Żarmokszysz, Drzewo Wyspowiszu, Ryba Kara, Dziewanna i Panowie w Górach Oroli i Mieniów – Kamieniach

Ziemica Burów jest krainą niesłychanie surową, zwłaszcza na samiusieńkiej północy i na dalekim wschodzie. Jej przestrzeń zamyka się w zlewniach i obszarze takich rzek jak Workuta, Peczora, Kara, Ob, Konda, Sośwa, Usa, Kama, Irtysz (Jątrysz, Jirtyż), Meżeń, Wyczegda, Suchona, Unża (Wynża, Węża), Wietługa, Wiatka, Moskwa, Oka, Moksza, Czusowoja i Biełaja. Poszczególne ziemie Burowii dochodzą południowymi krańcami do obszarów w górnym i średnim biegu takich rzek, jak Wołga-Rzwa, Don, Kamienna (Ural, Jajik-Jająt, Okosz), Twierca, Suła, Psioł, Doniec, Sejm czy Danaper, sięgając Budynowskich Stepów. Wschodnie granice – nigdy nie strzeżone i płynne – znajdują oparcie na rzekach za Górami Kamiennymi, nazywanymi także Górami Skołockimi, a w Nowych Czasach znanymi jako Góry Orol-Gorol, a potem Ural, aż po linię wyznaczaną przez Jezioro Orol, Jezioro Bajkał i Jezioro Bałchasz. Tam nachodzą się krańce Królestwa Sis. Dalej na wschód od tychże gór żyją już tylko myśliwi, morsy, wieloryby, białe niedźwiedzie, mamuty, Monżgołowie, Kitaje i inne Żółte Ludy.

Głównymi plemionami tej ziemi byli Czarnosiermiężni, Turowie, Burowie Wielcy, Mieniowie i Orole-Gorole – z Gór Kamiennych, Słowienowie z dorzecza górnej Wołgi, Kostromcy, Sporowie, Wołgchwowie, Isepdonowie, Ispolinowie, Spitowie-Spisowie, Szyszowie (Jątowie), Mokszyszacy i Mężożercy, a także Harowie znad Orolu. Na koniec zaś siedzą, Bajanie znad Bajkału i Bujanie znad Bałchaszu, niejako poza obszarem Ziemi Burów, ale jakby na burowijskich wyspach zanurzonych w nicości Siewierzy.

Pomiędzy Burami zamieszkiwali też ludzie z różnych plemion Fenów i Ugrów, czy Ugro-Turkutów; takich jak Fenowie i Ugrowie Biali, Guniowie Biali i Czarni (Guńgarzy znani Romajom, jako Hunowie), Bułgarowie i Wołgarowie, Mordwini, Samojedowie, Zyrianie, Czeremisi czy Wogółowie, ale także i swojacy z innych ludów nieburskich, czyli nieburscy Sistanie: Słowianie, Istowie i Skołoci.

Były to między innymi tak srogie plemiona, jak Panowie z Nurów – zamieszkujący w Górach Kamiennych (w ich środkowej części, nazywanej Górami Panów), Drakowie z Dachów, których mienią tu Tuńdrakami – żyjący na samym brzegu Morza Kary (czyli Morza Ukora zwanego też Morzem Prowów), Ojcowie i Osiowie a także Bierygowie-Ryjnowie ze Skołotów – w samym obwarze, a potem grodzie, Kamień. Żyło też tutaj jeszcze wiele innych ważnych plemion, które wymieniamy w innym miejscu Księgi Ruty.

Wszyscy oni, jakimi by nie mówili językami i jakie by nie było ich pochodzenie, podlegali władcom Burowii i kniaginom Królestwa Sis.

Ziemia Ludu Burów, jest przebogata w różnorakie skarby, surowa i piękna, otulona dywanem iglastych borów i zasnuta mgłą wieczystej zadumy. Przez większą część roku – całą jesień i zimę oraz przez pół wiosny – przestrzeń bezdroży, ługów i kniei rozpostarta między licznymi rzekami tej krainy, znajduje się w lodowych okowach – ściśnięta Kleszczami Mora i skuta jego Trestnym Młotem. Okrywa ją wtedy także Biały Całun Królowej Śniegu-Marzanny, przybywającej tutaj często ze swoją świtą z Krainy Morowej. W tym czasie Swarożyc z Tarczą-Słońcem prawie się tu nie pokazuje, a dni bywają krótkie jak mgnienie, lub nie ma ich wcale. Często za to, o wiele częściej niż gdziekolwiek i kiedykolwiek, można w Burowii spotkać wtedy Zorzę, spacerującą samotnie po niebiosach i po Tajchu. Podczas gdy ona przesnuwa się po nieboskłonach na ziemi panuje zupełna cisza, łamana tylko trzaskaniem mrozu i skrzypieniem śniegu pod kopytami renów, czy łapami niedźwiedzi i białych tygrysów.

Wiosną topniejące lody przemieniają olbrzymie połacie łąk tuńdrackich w nieprzebyte bagna, jesienią zimne deszcze morzą roślinność i uprzykrzają byt temu co żywe. Za to w czasie krótkiego lata, pola i lasy okrywają się barwnym jak Baja dywanem kwiatów, a w weń wydziela się bukiet zapachów, jakich próżno szukać gdzie indziej po świecie. Nie ma tu wtedy przystępu Bodniak ze swoimi Nocnicami, a Słońce nigdy nie zachodzi.

Trudne warunki żywota panujące w Czarnej Ziemi, sprawiają, że zapełniają ją nieliczne plemiona ludzkie, wyjątkowo dobrze przystosowana zwierzyna oraz niespotykana w innych miejscach Ziemi roślinność.

Przez ową niedostępność zapewne, upodobały sobie Burowię zastępy boskie i przeróżne inożne stworzenia, rodem prosto z Niw Weli, Nawi Zaświatów i ze Skrzystego Nieba. W tej skromnej i cichej krainie bywają dni, że wielu Bogów naraz nawiedza liczne ciche przybytki przyrody, czyniąc w nich ścisk i gwar. Najczęściej wtedy przechadzają się oni grupami po okolicy, pomiędzy świerczyną a kaliną, omawiając w zakątkach Tajchu ważne boskie sprawy. Przysiadają też dla wypoczynku w tuńdrackich ługach, pławią się w ozdrowieńczych mroźnych wodach Obu i Peczory, lub po prostu bawią się i ucztują na śródgórskich polanach, w towarzystwie boginek, bogunów i swoich skrzystych zwierzyńców.

Daleko na siewiernym wstoku, inaczej mówiąc na północnym wschodzie, tam gdzie Ziemia dotyka Nieba i Bram Weli, łącząc się, poprzez objętą we władanie przez Mora i Marzannę Krainę Lodu, z Założą i Otchłanią Zaświatów (czyli Nawiami Welańskimi), miała Dziewanna razem z Rodżaną-Przyrodą swoje Święte Drzewo.

Co ciekawe, nie był to wcale Święty Brzęk (Jarząb-Brekinia), ani Święta Jarzębina, czego by się można po Dziwieniach spodziewać, ni Święty Buk, ani też Grab, jakby można sądzić po Rodach. Drzewo to zwało się Wisz Wyspowy – Wyspowisz, jako że rosło tylko na jednym isepie-ostrowiu nazywanym – Wyspa. Wyspa zaś leżała u stóp góry Kara, z której spływały wody ze źródła nazywanego Orwdą, albo Orowodą, tworząc dookoła szeroką jak morze rzekę Rangę-Ranię, inaczej mienioną też Rzeką Workutą, albo Morzem Wrotkutą, lub też Worukuszą, albo również Morzem Kary[i].

Górę Kara, zależnie od pamięci różnych plemion a także od ich języka nazywano też Harą Kara, Hare Hare, Hara Krysznia, Hara Berezaiti, Hora Brezati, Hora Brzozowa, Góra Brzeżna. Te wszystkie nazwania brały się z zapamiętanych jako najważniejsze, różnych wydarzeń związanych z ową – najważniejszą dla ziemskiego, a może i całego Świata górą. Różne gromady kapłów i różne kapiszty Wiary Przyrody różne z owych wydarzeń czy też przymiotów Góry uważały za najważniejsze – stąd tyle jej nazw.

Jedni prawili że owo drzewo Wyspowisz to była brzoza i dlatego górę zwano Brzozową, inni podają, że jej nazwa nie bierze się od owej najpierwszej na świecie Brzozy Wiszącej – Wyspo-wiszu lecz, że jest to Góra Brzeżna stanowiąca brzeg wszystkich Trzech Światów – Niebieskiego, Ziemskiego i Zaświatów. Burowie podawali, że na tej górze narodził się i z niej zszedł na świat boski Kryszeń i nazywali ją Górą Krysznia – Hare Kryszna. Persowie powiadali o tej leżącej na północnym zachodzie białej górze – Hara Berezaiti[ii] co niektórzy tłumaczyli jako Wysoka Strażniczka – bo haraiti znaczy po presku to samo co po skołocko-słowiańsku: hroniti – chronić, strażować, bronić (stąd miano plemienia Harów – Strażników Grobów Królewskich – Ochronów).

Owa Wrotkuta, Workuta, Worukusza, Wortkosza, lub Kara, jak powiadają mędrcy i wiedunowie, może być tym samym morzem po ziemskiej stronie, co po stronie Weli jest Morze Morów w Założy, otaczające Trzydziewięcioisepie i Ostrów Bujan – może być zwierciadlanym odbiciem tamtego morza.

Nazwa tego miejsca bierze się – według wołchwów Wołgów-Rzwieni, Ojców-Osiów, Sisaków-Szyszaków, Wogółów i Bierygów-Ryjnów – stąd, że stanowi ono Wrota Pokutne, dla tych którzy wracają do żywota ziemskiego z Założy, w której pokutują za swoje ziemskie uczynki. Nazwa ta znaczy także to, że są owe Wrota Kute w lodzie i śniegu, oraz że żywot skuty przez Welesów i Mora, przez owe wrota wraca do Bogiń Żywota: Rodżany-Przyrody i Dziewanny. Miano Wortkosza nosi w sobie także znaczenie odmiany doli i bytu, czyli dokonującego się tutaj odwrotu kosza (przypadkowego losu), od stanu śmierci założnej – przykucia do Założy i kutania się – czyli kręcenia się (okręcania, błąkania) po Nawiach Weli, do stanu żywota ziemskiego i na odwyrt – stąd dusze do niedawna jeszcze żywych wchodzą w świat umarłych. Tu znajdują się Wrota dla Kutów-Skuszenów, to znaczy tych którzy popełnili skuty (błędy) skuszeni, to jest pojmani przez Kosza-Kusza, Kusego – czyli przez Przepląta, przeciw bogom, albo skuli się przez własną pomyłkę. Przez te błędy trafili oni w Zaświaty, ale otrzymali taki wyrok w Komorze Sowiego przy Moście Czynwątu i Prawątu, że mogą jednak po pobycie w Krainie Śmierci i po odbytej pokucie wrócić do żywota w kolejnym wcieleniu.

Wołchwowie plemienia Wołgów-Rzwieni powiadają też, że po złamaniu Drzewa Ziemi i zrujnowaniu Góry Trzygław wcale nie skończyło się tak, iż Ziemia została całkiem pozbawiona jakiejkolwiek podpory Nieba. W zamian za Trzygłów i Ósicę, w Górach Kamiennych, na samej ich północy, wyrosła wtedy Góra Kara, która chyżo wspięła się do Niebiosów.

Z wierzchołka Kary, owej nowej Jasnej Góry Ziemi, wytrysło zaraz na znak zgody Swątowej dla działania świętego przybytku, źródło żywej wody. I tak spłynęła w dół białopiennymi wodospadami Orwda-Orowoda. U stóp Kary, gdzie Orowoda utworzyła banior, wyrosło natychmiast Drzewo Dziewanny i Rodżany-Przyrody – Wyspowisz-Dzieworód.

Na wierszyczku tejże Kary Kamiennej – powiadają zwiastuni Wielkich Burów i Bierygów-Ryjnów – trzyma się do dzisiaj Kamienne Niebo, Orowoda zaś niesie w swych wełnach boską chwałę, czyli ist boski wzmocniony boskim koszem, wiergiem i zrębem-źrzebem. Ten ist nazywali Czarnosiermiężni chwareną, albo chwaleną. Przez nią, przez chwarenę-chwalenę, wody Orowody mają wielką moc uzdrawiania, przywracania sił, odmładzania, leczenia ułomności, a nawet pozwalają wrócić życie zmarłemu.

Orowoda po spłynięciu całkiem w dół, owija się wielkim wirem wokół Wyspy i broni do niej dostępu swoim wężowym oplotem. Ten Wir-Rzekę, rozlaną po płaskim przestworze, zwą właśnie Rangą (Wogółowie), Ranią (Panowie), Granią (Osiowie i Orowie), Granikiem (Szyszacy-Spisowie), albo rzeką Workutą (Ryjnowie-Ryjowie-Rynowie), czy Rzeką Wrotną (Mieniowie z Kamienia, znad Mienia-Menu i znad Ilmienia), lecz wszy Sistanie określają ją najczęściej tym pierwszym nazwaniem. Rangą nazywają ją dlatego, że wielka jest waga dla Świata owej zapory broniącej górę przed wszelkimi śmiałkami. Także zwą ją Ranią gdyż leczy wszelkie rany, Granią i Granikiem z tego powodu, bo poza jej granice nikt ze zwykłych ludzi wejść nie może, a to ponieważ tam się zaczyna już świat boski.

Dopiero tam, gdzie Orowoda ściera się z Morzem Wrotkoszą, czyli z mocami Morów, tam gdzie, w dzikich wirach i pianach z wodami słonemi owego morza, mierzy się i łączy, traci swoje cudowne właściwości, stając się zwyczajną, morską wodą. Dzieje się tak zaś, z powodu ich odwrotnego działania – śmiertelnego – dowiedzionego nie jeden raz przez Mora (choćby na Zagonie Równi).

Jak widać góra, źródło i rzeka są zupełnie niezwykłe. Drzewo Wyspowisz także nie jest drzewem zwyczajnym, ponieważ rosną na nim nasiona wszystkich roślin świata, gnieżdżą się też zalężnie wszystkiej wszechświatowej zwierzyny. Drzewo to jest przechowiskiem wszej żywej istności, jedynym zbiornikiem zaródzi w całym Bożym Świecie.

Jak powszechnie wiadomo zaródzie pod postacią złyródzi, bądź dobrudzi, albo też i zwykłoci spotkać można w przeróżnych miejscach Weli, ale najwięcej w Górach Czarnobilskich, blisko Kłódzi Swątowej. Drzewo Wyspowisz nosi na swoich gałęziach, niczym łódź ratunkowa Wszego Świata, po dwie pary dzieworódne każdego rodzaju żywej istności. Po lewej jej stronie rosną pary złyródne a po prawej dobródne. Gdyby którą parę zerwać, to na jej miejsce po jakimś czasie odrośnie taka sama. Owo drzewo jest po stokroć ważniejsze niż wszystkie drzewa Ziemi razem wzięte dlatego, że z niego każdy byt żywy ziemski, gdyby wszędy wyginął, jest do odtworzenia.

Karna-Ukor (czyli Prawota-Prawic) bardzo był niezadowolony, że w ogóle w jakimkolwiek miejscu Ziemi zostało posadowione tak ważne drzewo i prosił obie boginie od samego początku świata, żeby przydzieliły drzewu specjalne straże. One jednak lekkomyślnie odkładały sprawę i nie śpieszyły się do tego. Posłały pod Drzewo do jego pilnowania Skrzystego Tura Kara i Skrzystego Jelenia Cudożara. Potem posłano tam także Siedem Czarnych Psów i Węża Opląta, który owinął się wokół pnia.

Nie mogąc sobie znaleźć z niepokoju miejsca i nie śpiąc po nocach ze strachu o byt owego drzewa, jeszcze zanim na Świecie pojawili się ludzie, zaprosił Ukor boginie na przyjęcie do siebie.

Poczęstował je po królewsku jadłem i napitkiem, a pomiędzy tymi smakołykami i słodkimi łakociami podał im łyk napoju makowego, który dostał od Matki Mokoszy. Gdy Rodżana i Dziewanna były już mocno odurzone podstępnie obciął im po małym palcu u prawej nogi. Uczynił to tak sprytnie i bezboleśnie, że zajęte wcinaniem słodkości boginie nawet nie zauważyły ubytku.

Następnie Prawic obciął także sobie samemu mały palec u prawej stopy. Trzy obcięte palce zawiązał sznurkiem splecionym ze ździebeł ruty i zawinął w liść łopianu, który jak wiadomo ma cudowną moc przechowywania rzeczy w świeżości. Następnie zanurzył to wszystko w źródle Orowody.

Z trzech palców boskich, liścia łopucha i plecionki wieńca rucianego narodziła się olbrzymia Ryba Kara, tchnięta ku życiu chwareną Orowody. Ryba natychmiast spłynęła w nurty Rangi-Rani, a potem do otaczających Rangę-Granię wirów Morza Wortkoszy. Kara spływając z wodami przepojonymi chwareną rosła coraz bardziej, aż kiedy dotarła do Morza Wortkoszy zrobiła się olbrzymia. Ryba Kara okazała się wielce karną i prawą Strażniczką Wyspy, Wyspowiszu, Rangi, Góry Kary i Orowody.

Szumanowie (szeptacze-rzekacze) ze świątyni Śwista z plemienia Szyszów powiadają, że te wszystkie rzeczy leżą po prostu po drugiej stronie Nieba, na Weli, w Założy, w Trzydziewięcioisepiu. To tam Ryba Kara pilnowała Morza Worukaszy (Wrotkoszy, Wrotkuty), Rzeki Rangi-Ryni wijącej się wokół wszystkich dwudziestu siedmiu wysp Trzydziewięcioisepia, a w tym tej najbardziej środkowej wyspy i najważniejszej – Ostrowia Bujan. Według nich, to z gleby Bujanu wyrasta owo cudowne drzewo Wyspowiszu. Pilnowało go Siedem Czarnych Psów, Skrzysty Jeleń, Skrzysty Tur i wąż Opląt. Na drzewie zaś wiszą zarodki wszystkich bytów żywych – Zróstów, Zwierzów i Zerywanów. Są to zarodki, które przeszły całą swoją drogę welańską i czekają już tylko na powtórne narodziny na świat ziemski. Stąd one wracają Wrotami, czyli jedną z Bram Weli na Ziemię.

Pozostałe kapiszty i kąciny oraz wszystkie inne gromady kapłańskie powiadają jednak, że to w Górach Kamiennych znajdował się i znajduje cały ów cudowny przybytek boski.

Według kapiszt burskich i serbomazowskich tam także, w Górach Kamiennych, narodził się Żar-zdusz, później zwany Zorianem, twórca nowej Wiary Zoriańskiej z Bogotroji. Narodził się na jugu owych Gór, tam gdzie wypływa z nich Rzeka Kamienna i podąża jeszcze dalej na południe, do Morza Kosza. A działo się to w roku 171 Starych Czasów Nowej Koliby.

Tam to Mieniowie wznieśli obwar. Gdy przybył tutaj ze swoimi Ojcami, Oścami i Osiami Ojciec II z rodu Ojców, obwar ów zamieszkali z nimi wspólnie także Mieniowie i Bierygowie-Ryjnowie. Później przybyli też Spitowie-Spisowie i wszyscy oni pospołu pobudowali gród kamienny – Kamień. Tym sposobem plemiona budynowskie i skołockie objęły we władanie ów całkiem południowy kraniec Ziemicy Burowii.

W środkowym paśmie Gór Kamiennych posadowili się Panowie, którzy tu przyszli znad Wisły. Widząc ze swej boskiej wysokości owych rosłych wojowników, Panów, postanowił Prawic-Ukor, wciąż nękany lękami, uczynić z nich Strażników Kary. Dobrze zrobił. Nie mógł wybrać lepiej, jako że Panowie pochodzili z Ludu Nurusów, ludu powstałego ze zjednoczenia Nurów i Budynów, ludu z przyrodzenia strażniczego, ludu Tartaru i Styksu, ludu który miał być, był i jest – Duszą Królestwa Sis, czyli jego Bijącym Sercem i Czystym Duchem.


Wziął Ukor ze sobą Rodżanę-Przyrodę i Dziewannę i zstąpili z Niebios w górskie polany Gór Panów, gdzie nawiedzili owo dzielne plemię. Przysięgali Panowie na Welesa, że strażować będą i upilnują Karę – Rybę, Rzekę, Morze i Górę.

Jednak w tym samym dokładnie czasie kiedy w Kamieniu rodził się Żar-zdusz, w Dachii Naddunajskiej, w Dawii, w Warze, w Tyrsie, dorastał a potem dojrzewał, zrodzony trzydzieści godów wcześniej w Serbomazogetuzie Dziwnyjusz-Żarmokszysz. I nie było dane Panom dotrzymać przysięgi.

A było to tak. Żarmokszysz miał wielkie miarunki wobec świata. Chciał – jak niejeden przed nim – ni mniej, ni więcej, tylko zostać bogiem.


[…]

Powiadają wiedunowie gąccy, draccy, dawscy, kałużyńscy, karyjscy, pawiolęgońscy, mynżyjscy i kącińscy, że tam, w Górach Kamiennych, gdzie przebywał przez trzy lata, wstąpił na wierzchołek Góry i przez Jaskinię do Zaświatów. Górę i jaskinię nazywają imieniem Kosza, także rzekę Kamienną nazywają inaczej Okoszem lub Jaikiem. Miejsce to może również znajdować się w północnym położeniu jako, że jak wiemy, nazwy Kara, Workuta i Wrotkosza stosowane były wymiennie w związku ze świętym przybytkiem na Górze Kary. Czasami ową koszą jaskinię określają też wiedunowie mianem Koga, co oznacza kosz szczególnie pękaty i wielki, albo Kagan, czyli naczynie na święty ogień wiedzy.

W istocie zatem można domniemywać, że tak właśnie było, iż zstąpił w Podziemie do Kogi-Kaganu na Górze Kosza, po to żeby się zbliżyć do bogów i zmarłych, ponieważ tutaj, w obwarze Kamień, poszedł Żarmokszysz na nauki do ojca Żar-zdusza, kapły świątyni Bożeboga, samego Burusza – mienionego też Burym Jeźdźcem (Bur-Aspanem, Bur-Waćpanem, Buraspą)[iii], z rodu kapłańskiego Spitów. Tenże Spita Bur-Waćpan wtajemniczył go w obrzędy prowadzące do Bram Welańskich, za Granik, na szczyt Jasnej Góry. Wtajemniczył go także w obrzędy związane z Bitwą Bożeboga z Badnyjakiem, czyli Czarnej i Białej Bożej Krowy-Światła. Te dwie zaś Krowy są wszak wcieleniem Bogini Ukrytej – Swątlnicy. Tutaj Dziwnyjusz rozpoczął budowę łodzi, którą okrył czarem Koszerysa poznanym w jego świątyniach w Mlekomedirze.


Samo wtajemniczenie nie byłoby niczym dobrym ani złym, gdyby nie miarunki przyświecające Dziwnyjuszowi. Upatrzył on sobie bowiem za cel Drzewo Wyspowiszu, a z tego drzewa zamierzał zdobyć nasiona roślin, których jeszcze wtedy na ziemskim padole nie było. Aby tego dokonać musiał dopuścić się przekupstwa, oszustwa, popełnić zbrodnię i dokonać świętokradztwa. Sam zaś nie był w stanie wszystkiego zrobić, a zwłaszcza jednego – wywieść w pole i oszukać Panów – Strażników Ryby Kary. To mógł zrobić tylko wtajemniczony człowiek z plemienia Spisaków, kapłan z rodu Spitów, któremu Panowie ufali – a był nim Burusz-Burwaćpan.

Raz w miesiącu na nowiu Księżyca Panowie zbierali się wszyscy u stoku Gór nad brzegiem Wortkuszy i odbywali z Buruszem oczyszczające praktyki: obmywania, umartwiania ciała oraz nieustające trzydniowe modły śpiewne, gądźbę i tany. To wszystko prowadziło Panów na duchowe wyżyny, blisko wierzchołka Góry Kary, na drugą stronę Wortkuszy, w pobliże Ryby Kary i Drzewa Wyspowiszu na Wyspie.

Któregoś razu, w trzecim roku pobytu Dziwnyjusza w Jaskini Góry Kosza i jego nauk w Górach Kamiennych, Burusz-Burwaćpan, jak zwykle przybył do obozowiska Panów i razem przystąpili do świętych obrządków. Wszystko odbywało się zwyczajnie, aż przyszło do modłów. Zanim do onych wtajemniczeń przystąpili, kapłan podał do picia każdemu z Panów, jak zwykle, garniec wody orodowodzkiej. Tym, razem jednak woda ta została zmieszana z wodą ognistą w taki sposób, że więcej było tej drugiej niż pierwszej. Działanie owej mieszanki wzmocniono dodatkowo tajemnym odwarem. Nim jeszcze modły się rozpoczęły Panowie posnęli jak jeden mąż i to snem iście kamiennym.

Wtedy pojawił się Dziwnyjusz. Korzystając z ich uśpienia Burusz i Dziwnyjusz przyciągnęli na brzeg ukrytą czarowną łódź Dziwnyjusza i wypłynęli na morze. Ryba Kara zauważyła łódź i zamierzała ją roztrzaskać. Kiedy się tylko do niej zbliżyła dosięgły ją jednak zatrute strzały Dziwnyjusza. A skąd wiedział Dziwnyjusz jakiej trucizny użyć przeciw Rybie Karze? Od Burusza-Burwaćpana (Burwaśpy).

Długo walczyła Ryba Kara aż utraciła czucie w członkach, a trzynasta strzała, która trafiła ją w oko, zakończyła jej żywot, wsączając śmiertelny jad do jej głowy. Gdy jad dotarł do mózgu rozsadził go i Ryba Kara rozpadła się na tysiąc kawałków. Tak narodziły się Wielkie Ryby czyli Wieloryby (wielkie – olbrzymie, powstałe z wielu – tysiąca kawałków Kary – ryby świętej, także ryby święte – welne, jako była Kara).

Korzystając z ciemności Dziwnyjusz i Burusz dotarli najpierw do Wyspy, a potem do drzewa na niej. Wpierw wspólnie pokonali strzegącego drzewa Jelenia i Tura ogłuszając każde ze zwierząt ciosem maczugi. Następnie obezwładnili Psy podkładając im zatrute mięso. Psy posnęły, lecz następnego dnia obudził się z nich tylko jeden – Czartoryk, a reszta przebudziła się dopiero trzy dni później. Na koniec Dziwnyjusz własnoręcznie przydusił węża Opląta tak, że zawiązał jego ciało w węzły. Opląt przez trzy dni łapał z powrotem dech a czwartego dnia dopiero wróciła do jego ciała dusza, a potem jeszcze przez tydzień musiał się rozplątywać z więzów.

I zerwali z Wyspowiszu-Dzieworódzi sto nasion, a ponieważ zrywali w zupełnej ciemności i poganiał ich strach, zebrali też nasiona ze strony złyródnej. Szybko powrócili do łodzi, a tutaj Dziwnyjusz wygłosił zaklęcia, które mu przekazali ongiś kapłani Koszerysa w Mlekomedirze. Łódź wzniosła się w powietrze zaczarowana i w jedną noc znaleźli się o setki stajań dalej, w obwarze Kamień. Jeszcze przed świtem obaj wyruszyli w dalszą drogę. Tak to dzięki zdradzie Burusza-Bur-waćpana z rodu Spitów i jego pomocnictwu, dzięki zwyrodniałej myśli i zbrodni Dziwnyjusza, mogli teraz bezpiecznie oddalić się z obwaru Kamień nie ścigani przez nikogo.

Już o świcie Prawic-Ukor zauważył co się stało. Przerażony zbudził Dziewannę a ta w gniewie przegnała z Gór Kamiennych nie do końca jeszcze przytomnych Panów, którzy nie rozumieli co się stało. Zstąpiła z niebios i ukazała się im jako olbrzymia Skrzysta Turzyca, która rogami podpierała Niebo. Miotając skry spod kopyt i ciskając z oczu błyskawice przeklęła ich po trzykroć i po trzykroć ich skazała.

Po pierwsze skazała ich na tę hańbę, że zostają wygnani, a tylko ci będą mogli wrócić kiedykolwiek w Góry Panów, którzy odnajdą i zwrócą na Wyspę wszystkie ziarna dzieworodne, za którymi ich drużyna rzuciła się w pogoń.

Po drugie zaś na takie piętno ich skazała, że będą zwani Karopanami, będą się odziewać tylko na czarno i będą wysługiwać się innym plemionom, dopóki choć jeden żywy mężczyzna ze Spisaków, których ścigali w drużynie, pozostanie na Ziemi. Tak Panowie stali się Karopanami.

A trzecia klątwa była taka, że nie znajdą sobie do końca swoich dni spokojnego miejsca do bytowania ci wszyscy Panowie, którzy poszukując ziaren jako jedna drużyna, przepuszczą choćby jedno z nich, a z owego przepuszczonego przyjdzie na świat choćby jedna złyródna roślina lub zwierzę, albo jakikolwiek inny złośliwy byt żywy.

Uchodzić zaś mają z Gór Panów nim nadciągnie Zorza i wzejdzie Słońce.

Rzekłszy im tę klątwę Dziewanna, a raczej Skrzysta Turzyca rozpłynęła się w krwistych obłokach górskiego zarania i wstoku Swarożyca. Jej miejsce zajęła Zorza i wschodzące zza piargów Słońce. Karopanowie ruszyli więc niezwłocznie z Gór Panów na wygnanie.

Tymczasem, gdy Burusz i Dziwnyjusz dzielili się łupem, okazało się, że gdzieś po drodze zgubili jedno dzieworódne nasiono i pozostało im ich 99. Dziwnyjusz, jako ten, który zabił Rybę Karę i wspiął się na Wyspowisz, wziął 63 nasiona, a Burusz 36. Rozeszli się w różne strony. Dziwnyjusz co koń wyskoczy ruszył na południowy zachód ku Dachji Naddunajskiej. Burusz zabrał żonę Dagdę-Piętnę i Żar-zdusza, i wyruszył na południowy wschód, do Bogtocharii i obwaru Bogotroji.

Karopanowie przystąpili do dzieła niemal natychmiast, nie chcąc ani chwili dłużej nosić na sobie hańby, ni piętna, ni klątwy Dziewanny. W obwarze pojawili się Skrzysty Tur, Jeleń i Pies z Góry Kary i Wyspy. Wyjaśnili wciąż nie rozumiejącym istoty zdarzeń Karopanom co tam zaszło. Nigdy Nie Zasypiający Starzec, który pojawił się tego ranka w obwarze powiedział im, iż widział frunącą w powietrzu zaczarowaną łódź, która osiadła opodal Kamienia. Poszli tam i już wiedzieli kto tu w nocy przybył i od razu zniknął. Karopanowie podzielili się na trzy drużyny. Jedna – Pierwsza – została na miejscu, Druga Drużyna poszła śladem Dziwnyjusza, poprowadził ją Tur Kar, a Trzecia Drużyna, wiedziona przez ocalałego Czarnego Psa Czartoryka, poszła za Buruszem.

Tego samego dnia Karopanowie z Pierwszej Drużyny, którzy pozostali w obwarze, wytropili i wymordowali wszystkich Spisaków w Kamieniu i okolicy. Tylko jeden zdołał im ujść na pustynię, o czym nie wiedzieli, a nosił on imię Czajka.

Uciekając zaś, spostrzegł Czajka zaraz za murami obwaru leżące w kałuży napęczniałe ziarno które biło złotym blaskiem. Mimo strachu pochwycił je i schował. Nikomu się do tego nie przyznał. Tenże Czajka dogonił Burusza na pustyni i przekazał mu straszne wieści.


Burusz nie wiedział co począć. Przez całe pół dnia lamentował, a przez drugie pół dnia pluł sobie w brodę, że jego zachłanność stała się przyczyną nieszczęścia całego jego rodu i plemienia.

Uciekinier nie czekał co z tych lamentów Burusza-Burwaćpana wyniknie i popędził samotnie na wschód, byle dalej od strasznych Karopanów.

Nim słońce zaszło, prowadzeni przez Czartoryka Karopanowie z Trzeciej Drużyny dopadli rodzinę Burusza na pustyni. Oboje dorosłych Spisaków zabili na miejscu, a młodego Żar-zdusza zabrali ze sobą. Udało im się też odzyskać wszystkie ziarna zabrane przez Spitę, które zaraz przewieźli z powrotem na Wyspę.

Gorzej poszło Karopanom ścigającym Dziwnyjusza. Ten chcąc opóźnić ich pogoń rozrzucił za siebie w stepy 45 nasion z tego co posiadał. Wyczuł owe nasiona prowadzący ich Tur Kar i nie chciał iść naprzód póki nie wyniuchał ich wszystkich pośród traw i błot. Musieli się zatrzymać na długo. Gdy ponownie ruszyli za zbiegiem okazało się, że ten na drodze dalszej swojej ucieczki ukrył sprytnie, w różnych trudnych miejscach, kolejnych 9 ziaren. Tur Kar znów został powstrzymany, a trwało to wcale nie krócej niż poprzednio. Znalazł jednak również i te ziarna.

W tym czasie Dziwnyjusz dotarł już najpierw do Bierezanów-Bierygów, a potem między swoich Dachów do Serbomazogetuzy i opowiedziawszy im o dziejach wyprawy pokazał posiadane czarodziejskie ziarna. Zostało mu ich tylko dziewięć, ale to wystarczyło. Kiedy nadciągnęli Karopanowie z Drugiej Drużyny doszło do walnej bitwy. Wielu poległo, w tym Tur Kar ugodzony w serce strzałą Dziwnyjusza.


Niedobitki Karopanów z Drugiej Drużyny powróciły czym prędzej do Kamienia i zwrócono 54 ziarna pod Wyspowisz, na Wyspę.

Klątwa jednak nie została zdjęta z żadnej z trzech drużyn Panów. Ci Panowie, którzy ścigali Dziwnyjusza wiedzieli dlaczego tak jest, ale pozostali nie mogli pojąć. Zostali jednak wszyscy wygnani z Gór Panów, z Goroli i Gór Kamiennych.

Zatem odeszli na zachód i południe.

Karpanowie z Pierwszej Drużyny, którzy zostali początkowo w obwarze myśleli, że może jakiś spisacki karzeł ukrył się między dziewczętami. Sprawdzili wszystkie z nich, ale okazało się, że tak nie jest. Dopiero po miesiącu marszu na południowy zachód, przypadkiem, Żar-zdusz się wygadał, że do Burusza, Dagdy-Piętny i do niego dołączył jeszcze jeden uciekinier z Kamienia – Czajka, czy też Czaik, który uszedł na wschód.

Część Karopanów z Pierwszej Drużyny, postawiwszy na swoim czele Złotoskrzystego Jelenia Cudożara, zawróciła więc na wschód. Reszta poszła na południe nie zatrzymując się, i dotarła do Karii.

Ci Karopanowie, którzy popędzili za Czajką-Czaikiem, gonili go długie miesiące. Dotarli bardzo daleko, niemal do samego wschodniego brzegu Wądlądstyku, ale go nie odnaleźli. Zdziesiątkowani trudną wyprawą, pohańbieni i zgnębieni postanowili nie wracać i osiedli niedaleko Plemienia Bajan i Bujanów, nad Jeziorem Bałchasz.

Ci Karopanowie z Pierwszej Drużyny, którzy zostali nad Bałchaszem nigdy nie połączyli się już z Karyjczykami. Za to dotarli do swoich pobratymców w Górach Harów, tyle że dopiero wiele wieków później. Wtedy przywiódł ich tutaj ten sam Złotoskrzysty, Świętowieczysty Jeleń Dziewanny – Cudożar, który przeprowadził ich bezpiecznie przez Don i Mokradła Mazowskie, przez Dniepr i jego rozlewiska, przez Dniestr i rozliczne bagniska Białowieży. Przychodzili nie sami, jako że klątwa działała na nich nadal i byli jeno sługami Guniów.

Guniów zaś znad Orolu wyprowadzał kagan Honor, Najszlachetniejszy ze Szlachetnych, Najuczciwszy z Uczciwych, Najwaleczniejszy z Walecznych, a w ziemice Lądu, jako jednoczycieli i nowych władców Królestwa Sis, królów króli, wprowadzał ich kagantyrs Wonda (Wondyn) i kaganbog Białobier. Romaje mienili go Balamber, ale jego imię znaczyło po prostu Biały Bierło czyli Wielki, tak samo wielki, jak był Bierło I Obarys-Obdzierło, nie mniejszy niż Bierło II Zobiraj-Zober czyli Krak III. Działo się to roku 1170 Nowej Koliby. Razem z nimi przybyli tutaj także prowadzeni przez Świętego Jelenia Cudożara Guńgarowie, Wołgarowie, Bułgarowie i Onogórowie.

Wszystkich ich, tak jak i Ugrów i Magórów, Czeremisów, Huńczułów, Mokszyszaków, Szyszaków i Spiszów nazywa się inaczej Sabirami, albo Siewierzami, czyli Syberyjczykami – Ludźmi Północy, albo Czernią, albo Czarnosiermiężnymi, czyli Ludźmi Krain Wiecznej Nocy.

Jako się rzekło, większa część Pierwszej Drużyny Karopanów nie zawróciła ze swojej drogi na południe wzdłuż wschodniego brzegu Morza Ciemnego. Jak się okazało wkrótce z obydwu odłamów Pierwszej Drużyny zdjęta została ta część klątwy, która ich skazywała na tułaczkę. Jedni założyli kraj Karię na południowo-zachodnim skraju półwyspu Małej Mazji. Drudzy zaś osiedli na stałe w Karpatach – Górach Harów i byli znani jako Karapanowie (Karopanowie) i Karusowie (Czarnorusowie). Znaczyło to, że chociaż uciekinier ścigany przez Pierwszą Drużynę przeżył i z jego krwi mogło sie odrodzić zdradzieckie plemię Spitów-Spisaków, to z jego ziarna nie wyrosła nigdy żadna złyródź. Nikt z pierwszej drużyny nie mógł jednak nigdy wrócić w Góry Kamienne i nie mogli też oni przestać być Karopanami.

Podobno, jak głoszą kapłani przechowujący pustynną wiedzę kapiszt Harów Uciekły Wielkiego z Pustyni Toka Mahan, Czajka-Czaik ukrył się w Ziemi Kitajów. Dzięki posiadanemu ziarnu z Drzewa Wyspowiszu doszedł tam do wielkich bogactw, odwiedzał dwory książęce i założył liczną rodzinę. Był przyjmowany przez cesarzy wielu kitajskich krajów. Roślina, która wyrosła z jego ziarna to była Herbata. To dzięki jej tajemnej uprawie tak dobrze mu się wiodło. Stała się ona ulubionym napojem cesarzy a potem wielmożów kitajskich i królów Monżgołów. Jej uprawa długo była okryta tajemnicą. Sistanie mieli ją za zakazaną i przez dziesiątki wieków, mimo że dobrze o niej wiedzieli od Kitajów i Monżgołów, nie używali jej. Herbatę od miana owego Czajki-Czaika nazywali Sistanie Czaj, a Kitaje-Kutaje – Czia (Cia). Zakaz jej picia w krajach Królestwa Sis przełamali dopiero Guniowie w XIII wieku NK (w V wieku n.e.) w grumadach kapłańskich na Siewierzy, gdzie była używana w obrzędach w Górach Kamiennych i w Horoszy, a także w krajach bliskich ziemic Monżgołów. Wcześniej była ona pita także pośród zamkniętych gromad kapłanów i wojów na ziemi Windyjskiej tam gdzie panowali Kusznowie (Biali Guniowie).


Z czasem ród Czajki rozrósł się w nowe plemię. Część z nich pozostała na zawsze wśród Kitajów-Kutajów i Harów Toka. Część jednak poszła na zachód razem z Połowcami i Pieczyngami i koło roku 1600 Nowej Koliby (800 n. e.) dotarła pod Karpaty i tu osiadła. Ci znani są do dzisiaj jako Spiszowie, a ich ziemia to Ziemia Spiska. Ci przynieśli czaj w gromady wołchwów i kudiesników, kudewosów oraz żerców krajów ziemicy nuruskiej. Tak to dawni wrogowie Karopanów zamieszkali z nimi, w tych samych górach, w Pieninie nad rzeką Dunajcem, czyli nad Małym Dunajem, nic nie wiedząc jedni o pochodzeniu drugich.

Z tych Karopanów, którzy poszli za Dziwnyjuszem, nigdy żadna część klątwy nie spadła, ponieważ nie udało im się zabić złodzieja, ani odzyskać wszystkich ziaren, a z tego co sobie Dziwnyjusz zatrzymał i posiał wyrosło jednak trochę złego.

Poszli owi Karopanowie nad Dunaj polować na Dziwnyjusza i tam przebywali jednocząc się z różnymi innymi plemionami oraz szukając okazji do zemsty. Ponieważ nie mogli być sami i musieli komuś służyć, zabrali ze sobą z Orolu-Gór Kamiennych wielkie plemię Magórów, z Ugrów, którego wodzem był siłacz Magóra, a także kilka innych, pomniejszych plemion.

Tak więc z Karopanami z Drugiej Drużyny, pod godłem Czarnego Byka, czyli Tura Kara na stanicach, weszli po raz pierwszy w naddunajskie, równinne ziemie Wągrów (Wagrów-Uhorów) także Magórowie, Wołgochowie, Czeremisi i Huńczułowie. Tutaj się rozłożyli w żyznym Uhorzu nad jeziorem Bołotońskim. Dziś nazywamy ich Madziarami, Czeremoszami, Hucułami i Wołochami.

Stąd później uważano, że Magórów tak samo jak Karopanów przyprowadził w Uhorze Tur Kar[iv].

Z krwi tych Karopanów zmieszanej z krwią Czaropanów z Karpat Nadwiślańskich pochodzą Czarnogórcy.

Swoje miano Panów, odzyskali w końcu tylko Karopanowie z Trzeciej Drużyny, ci którzy poszli za Buruszem i Żar-zduszem, a potem po wygnaniu udali się na zachód w Góry Harów. Znaleźli oni w Górach Harów przyjazny dom i spadły z nich wszystkie klątwy, jednak do Gór Kamiennych także nigdy już nie wrócili. Żeby odzyskać swoje dobre imię musieli zresztą walczyć o nie jeszcze przez 64 lata. To im zawdzięczamy mądrość, która prawi, że: „Dobre imię warte jest wszystkie skarby świata, łatwo je bowiem stracić jednym głupim czynem, lecz trudno odzyskać nawet tysiącem bohaterskich poświęceń”.

Ci Panowie z Gór Harów nazywani są też Czaropanami i Krakowianami, albo Charopanami…

…Podążając na zachód Karopanowie z Trzeciej Drużyny, wiedzeni wciąż przez Czarnego Psa Czartoryka rozważali cały czas dlaczego to spotkało ich wygnanie. I doszli do wniosku, że ten dziwny chłopak Żar-zdusz był tego przyczyną. Chociaż bowiem był bardzo młody musiał najwyraźniej mieć już za sobą obrzędy przejścia do dorosłości i dzięki ojcu, Buruszowi-Burwaćpanowi, kaple Bożeboga, osiągnął już zapewne pierwsze kapłańskie wtajemniczenie. Kiedy tylko to pojęli usiłowali dopełnić na nim zemsty, jakiej oczekiwała Dziewanna za zabicie Ryby Kary i kradzież dokonaną przez jego ojca.

Po raz pierwszy rzucili chłopaka pod Święte Białe Konie w świątyni Swąta, wśród plemienia Walinów z Ludu Wędów, którzy zamieszkiwali Wyspę Wolin i mieli tam drużyny wojowników-żerców królewskich nazywanych Świtungami. Te konie święte pochodzą od samego Źrebca-Srebrza i Srebrzyna króla z Zerywanów, a mają je prawo chować jedynie sistańscy królowie w zagrodach przy kącinach najwyższych bogów. To te same konie, których żądał od Radopryma Perprzechwała w Troi-Widłuży, te same po które wyprawiali się Romaje chcąc je ukraść ze Skraińskich Stepów, to te same święte białe konie, na których przybył pod Troję Razos-Reznik z Dawii wódz plemienia Bobrzanów-Bierezosów, to te same konie których dosiadał Bierło I Obdzierło. One to są, do dzisiaj, niedościgłym pragnieniem władców innych krajów.

Świtungowie trzymali święte białe konie w specjalnej zagrodzie, gdzie były bardzo pilnowane i chowane tak, żeby rzucały się w boju, gryzły i tratowały wrogów. Choć konie powinny chłopaka stratować, bądź go zagryźć, to tak się jednak nie stało i po trzech dniach i nocach wyciągnięto go z zagrody, a świtungowie oddali go Karopanom nie chcąc przyłożyć ręki do jego uśmiercenia.

Trzykrotnie potem jeszcze Karopanowie oddawali Żar-zdusza pod sąd boski, ale za każdym razem wychodził obronną ręką.

Drugi raz rzucili go w Wilcze Jamy w kącinie Mokoszów w Nawarze (a niektórzy przekazują że był to gród War w Pierwotnej Lęgii, albo Tyrs-Bierło nad Dunajem, albo Tyrs-Tyr nad Dniestrem), gdzie Nurowie Właściwi od pokoleń czcili te krwiożercze bestie. Tam święte wilki trzymali w ogrodzie kąciny i karmili je raz do roku ludzkim mięsem. Na ofiarę przeznaczali zawsze znacznego jeńca. Nie jeden raz bywało, że wilki te rozszarpywały i króli. Kącinie Mokoszów-Wilków przewodzili kapłani kudłakowie (kudawowie), wywodzący się z plemienia uralskich Mokszyszaków, a więc jedna z najtajemniejszych gromad kapłańskich całego królestwa Sis. Powiadano powszechnie, że tej Najważniejszej Nocy Obrzędu, przekształcali się oni osobiście w wilki i razem ze swoimi świętowilczymi pobratymcami uczestniczyli w krwawej ceremonii, rozrywając na strzępy i zjadając ciepłe jeszcze ludzkie szczątki szlachetnego jeńca. Podobno pili też krew ofiary mieszaną z kozim mlekiem i wodą ognistą, czyli wódką.

Część kapiszt od Dachów, tych co znamienitszych (w tym, bierezańskich), stwierdza, że jeńca wpierw jednak zabijano w ten sposób, że rzucano go w powietrze, wysoko, tak iż potem spadał wprost na podstawione sztorcem ostrza pik. Tym sposobem stawał się wysłannikiem do Makosza-Źrebca i Mokoszy Matki – Władców Ludzkiego Bytu.

To samo uczyniono więc z Żar-zduszem, ale święte wilki zamiast go rozszarpać łasiły się do jego stóp. Przerażeni tą rzeczą kapłani-kudłakowie oddali jeńca Karopanom i nie chcieli powtórzyć jeszcze raz tej świętej próby.

Karopanowie nie zamierzali jednak cierpieć do końca świata klątwy Dziewanny. Podjęli kolejny wysiłek by zabić jeńca. Udali się do Czarnotynu (Karoduny) nad Wiskłą, na Lasotę, pod Kopiec Swaroga i Chorsa, do Świątyni Białego Kruka Lasoty. Prosili lksińców-czarowników Chorsa i żerców Swaroga, żeby rzucili chłopaka w Świętą Znicz – ogień wiecznie płonący na górze, albo by go oddali na ofiarę Strażniczkom Ognia z Ledniej Góry.


I rzucili go w ogień żercy, ale ogień go nie przyjął, gdyż z Nieba lunęła nawałnica i zalała ogień nieprzeliczonymi wodami. Znając dotychczasowe dzieje jeńca kapłani z Góry Lasoty nie zdecydowali się składać go w ofierze po raz wtóry.

Zabrali więc Karopanowie Żar-zdusza i pociągnęli do Gierusów, gdzie Gieroj trzymał święte Białe i Czarne Krowy pochodzące od Zemuny. O Zemunie prawią Zachodnie Kapiszty, iż jest niczym innym jak tylko Swątlnicą, Boginią Ukrytą, którą w taki sposób przedstawiają Kąciny Burów. Tak więc te święte krowy pochodzące od Ukrytej Bogini (ukazującej się wszak pod postacią Białej i Czarnej Bożej Krówki – Bożego Światła) miały jeńca zadeptać, jako że przywiązano go w poprzek, w najwęższym stromym miejscu, na ich ścieżce do wodopoju. Lecz i one nie chciały młodzieńca uśmiercić. Wręcz odwrotnie, wszystkie ominęły żywą przeszkodę po czym, gdy go tylko uwolniono z pęt, pozwoliły mu się wydoić i wzmocniły jego siły swoim świętym mlekiem. Ten ich dar dla Żar-zdusza okazał się tak ważki, że ocalił mu życie na długie lata. Oto bowiem w sąsiedniej zagrodzie przebywały święte byki, które raz w roku obcowały ze świętymi krowami. Żar-zdusz dosiadł Świętego Białego Byka a ten przesadził ogrodzenie i wyniósł jeńca w Budynowskie i Skraińskie Stepy, a potem w Zieloną Skołocką Pustynię, dając mu wolność. Powiadano później wśród Zorianów i Hyrniaków-Wierchniaków, powołując się na to wydarzenie, że sam Perun stał od początku za wszelkimi dziełami Żar-zdusza.

Karopanowie jednak to wojownicy straszliwi, z tych co nie ustępują nigdy, z tych których zatrzymać może tylko śmierć. Nie ich własna śmierć, lecz śmierć ostatniego z potomków któregokolwiek z nich.

Póki co, Żar-zdusz zamieszkał między Sakami i Tokami na pustyniach, przebywał między Bajanami i Bujanami. Wędrował od Oroli z Horoszy do Monżgołów z Żółtych Ludów. Na koniec zaś, czego Karopanowie nie wiedzieli, zamieszkał w Bogotroji, gdzie przedstawiał się jako Zorian i zaczął głosić nową Wiarę Zoriańską.

[…]



…W każdym razie to od rodu Spitów, a właściwie od ojca Żar-zdusza, Burusza-Burwaćpana i jego rodzimego, wytępionego niemal doszczętnie plemienia Spisów-Spisaków, bierze się określenie spisek – na przygotowany w tajemnicy zamach, przewrót, lub na podstępną wojnę, kradzież i zdradę oraz drugie powiedzenie: Spisanie na straty.


Dzieje Zoriana Zgwiezdnika według kapiszt Czaropanów, czarowników Panów z Gór Kamienia i z Gór Harów oraz wiedunów dachijskich znad Odry, Dunaju i Orsaku

Panowie-Czaropanowie i Karopanowie z Gór Harów, powiadają, że Żarmądszysz (po skołocku mówiąc), Żarmolksis (po odracko-dachijsku), Zordhuszt (po hunoawarsku), Zarzdusz (po sławsko-istyjsku), Żar-zdusz (po harsku) albo Zar-at-Husztra (po persku) urodził się w Górach Gorol-Kamiennych, i pochodził z ojca, który był kapłą Bożeboga przybyłym z Bogotroji, z plemieniem Spisów, z rodu Spitama, którego wołano Borusz, albo Burusz Waćpan. Tu w górach związał się on z Dagną-Piętną, księżniczką z plemienia Panów ze sławnego rodu Osjoryja pochodzącego z krwi Osiów i Bierygów-Ryjów.

Żar-zdusz urodził się w 171 roku Starych Czasów w Karii, Harii-Wiślanii, Kamieniu lub w Warze. Jego plemię Spitów-Spisaków zostało wybite niemal do nogi z powodu niewybaczalnej zdrady Burusza i współudziału tegoż Burusza-Burwaćpana w wykradzeniu nasion Wyspowiszu i zabiciu Ryby Kary. On sam, Żar-zdusz, z powodu tej zdrady był wieczyście ścigany przez Karopanów. Osiągnął pierwsze wtajemniczenie kapłańskie przez ojca w wieku siedmiu lat: w obrzędy Ukrytej Bogini Swątlnicy, Kosza-Koszerysa, Bożeboga i Badnyjaka, a także we wszystkie Taje Przesilenia i Równowagi Dorocznej oraz Taje Księżyca. Zaraz potem stracił oboje rodziców.

Czterokrotnie poddano go próbie boskiego sądu i za każdym razem cudownie ocalał. Po ucieczce z niewoli w Górach Harów, błąkał się po Stepie Uhorza, Stepie Skraińskim, Stepie Nadciemnomorskim i Zielonej Pustyni Skołotów, a także wśród Monżgołów i Kitajów. Przybył do Bogotroji będąc jeszcze wciąż niespełna dwunastoletnim chłopcem, co ich zdaniem miało miejsce w 183 roku Nowej Koliby.

Jak prawią wiedunowie dachijscy znad Odry-Wiady, na Pustyni Uciekły Wielkiego, Żar-zdusz doznał olśnień i spotkał boskiego męża Wondę (Wodę, Wędę), który go przywiódł przed oblicze Dobrego Boga (Boża-Bożeboga – Obry Mądrzaka – Wielkiego Dobroboga). Kiedy przybył do Bogotroji opowiadał o tych olśnieniach i spotkaniach z bogami. Twierdził, że u boku Dobrego Boga Obro-Mądry (Dobro-Mądrego) siedzi Bogini Cziszta (Czsnota, Czystota) – Władczyni Czystości, Cnoty i Prawego Wyboru Boskiej Drogi, która obdarowała go nadprzyrodzoną ostrością wzroku i możliwością widzenia dobrego i złego. Dała ona jego oczom przejrzystość, przenikliwość i siłę. Czsnota w białych szatach chadza z orszakiem Mira-Podaga i Swarożyca po Niebie, w cudownym rydwanie, ze wschodu na zachód i z powrotem. Ona to wyznacza prawych władców i kapłanów na Ziemi i uczyniła kapłanem jego, Żar-zdusza.

W Bogotroji rządził w tym czasie aga Durasz a po nim jego syn Rawa z rodu Duraszów, który poczatkowo przyjął Żar-zdusza jako świętego męża. Z biegiem lat Żar-zdusz głosił jednak coraz dziwniejsze przesłania i zbierał wokół siebie coraz liczniejszych zwolenników. Kiedy zaczął mówić wprost o tym, że Obry Mądrzak – Bożebóg wyłożył mu zasady nowej wiary, wiary jedynej, która przekreśla wszystkie inne wierzenia i wszystkich innych kapłanów na świecie poza nim samym, Rawa Durasz zakazał mu dalszych nauczań. Było to obraźliwe nie tylko dla kapiszty Bożeboga założonej przez Stopana II Uboga i Gromady Czystów osiadłej w Górach Dachu Świata, ale dla całej Wiary Przyrody w Królestwie Sis.

Żar-zdusz pozornie podporządkował się temu zarządzeniu władcy, lecz oto skoro nie mógł mówić, zaczął spisywać zasady nowej wiary, a przecież posługiwanie się pismem wciąż było zabronione. Żar-zdusz miał już wtedy 36 lat, i tym sposobem, na piśmie, językiem hunoawarskim, którym posługiwali się Spitowie-Spisowie i Szyszacy z Gór Kamiennych ogłosił pierwsze Gądki-Gądby, które stały się podstawą jego Obwiesty i Nowej Zoriańskiej Wiary.

Według czarowników Panów z Kamienia, Żar-zdusz głosił tam, że w świecie toczy się wieczna bitwa dobra ze złem. Dobro uosabia Bożebóg – Obry Mądrzak (Wielki Dobrobóg), zło Bodnyjak – Orymąż (Oromąd). Tylko on, Żar-zdusz jest jedynym kapłanem prawdziwej wiary, natchnionym przez Dobroboga i Czsnotę.

Te poglądy Zoriana były niezgodne z wykładem wierzeń kapiszt Wiary Przyrodzonej, podług których dobro i zło (jako takie) – nie istnieją we wszym świecie, a istnieją tylko i wyłącznie dla podmiotu – to jest istu lub bytu. Czy dzieło, lub dzieje, albo wydarzenie, jest odbierane i oceniane jako zło, bądź dobro, zależy wyłącznie od umiejscowienia w Rzeczywistości danego podmiotu (bytu lub istności) względem tegoż dzieła lub wydarzenia, czyli od zapisu ich względem siebie, jako wzoru na Baji.

Według Wiary Przyrody ocena wydarzeń i postaw oraz oddziaływań, wynika wyłącznie ze stosunku danego bytu, bądź istności, do danego wydarzenia oraz zależy od sposobu w jaki wydarzenie wpływa na dalszy byt danej istności, lub istnienie bytu. Kapiszty i Kąciny oraz wszystkie Gromady Wiary Przyrody rozstały się z Zorianami i powstała nowa wiara, nie uznawana przez Sistanów i Królestwo Sis.

Kapiszty Zachodnie, zwłaszcza nuruskie, w tym Starosłowiańska Świątynia Światła Świata i dachijskie kąciny tradycji Serbomazogetuzy znad Dunaju, powiadają, że Żar-zdusz, czyli Zorian Zgwiezdnik oparł swój wywód nie na przykładzie rozdzielonych, odległych w istocie, Żywiołów i Mocy (Bodnyjak jest Małym Żywiołem – Bogiem-Synem Wielkich Żywiołów Nieba, a Bożebóg jest Wielkim Mogtem – Bogiem-Ojcem Mocy Gospodarstwa), lecz sprzężonych w jedność przeciwieństw, wywodzących się od jedności – Jaryły-Jarowita, boga dwugłowego, dwupłciowego, dwukierunkowego, Władcy Kiru, Boga Jarego czyli Pana Wzrostu, Wiosny, Wzwodu i Młodości. Ma bowiem Jaryło przyrodzoną jasną stronę, widzialną jako postać żeńska Oromudry-Jaromodry i stronę ciemną widzialną jako męski, o sino-zielonym obliczu – Orymąż-Jarmuż. Według nich owa dwojakość Jaryły-Jarowita, bóstwa Wiary Przyrodzonej i dwojakość głównych postaci Wiary Zoriańskiej (postaci Mądrości-Dobroci oraz Pana Złego) w oczywisty sposób są zbieżne i odbite w mianach: Ahura Mazdy (Ormuzda – Obro Mudry), jak i Jarego Męża – (J)Arymana (Angra Mainju – Orymęża).

Wkrótce spory pomiędzy kapisztami Wiary Przyrody w Bogotroji a Zorianami stały się tak zażarte, że władca Bogtoharotyrsów aga Rawa Durasz przegnał Żar-zdusza z Bogotroji. Ten jednak nie przestał głosić wichrzycielskich swoich sądów po okolicy. Durasz II wydał więc na niego wyrok śmierci. Któryś z ukrytych wyznawców Zorianizmu na dworze Durasza II Rawy musiał uprzedzić jednak Żar-zdusza o tym, że ma być pojmany i stracony, gdyż w ostatniej chwili przed przybyciem straży do jego kryjówki w górach, zbiegł do sąsiedniej Horoszy.

Tak oto, jak przekazują wiedunowie Dachów znad rzeki Orsaku, Zorian przybył nad Starą Drę, nad brzeg starodawnego Morza Orol, do grodu Bałcha (znanego Persom jako Balch), gdzie rządził kagan Wisztaspęt – ten sam, który był ojcem późniejszego króla króli Persów Darjusza I Wielkiego.

Tymczasem aga Durasz posłał wici do władcy całej Skołotii – kagantyrsa Widana, że kapła Żar-zdusz głoszący przeciw Wierze Przyrody i prawowitym królom Królestwa Sis zbiegł z jego kraju do Horoszy – nad Morze Orol i nad Jezioro Bałchasz do Bujanii. Kagantyrs Widan wydał zatem nakaz zatrzymania i osądzenia Żar-zdusza gdziekolwiek by go znaleziono. Wici z tym nakazem wkrótce dotarły do wszystkich władców krajów sistańskich, w tym także do Wisztaspęty kniagina Horoszy i Bujanii.

Wisztaspęt kazał zamknąć i postawić pod sąd Żar-zdusza. Kiedy zamknięto Żar-zdusza w więzieniu, tak się wydarzyło, że ciężko zachorował święty biały wierzchowiec królewski, koń samego Wisztaspęty. Nikt nie potrafił go uleczyć z opuchlizny nogi i zdawało się, że wieszczy wierzchowiec, który wszak w obrzędach Świątyni Światła Świata stanowił swoją wróżbą na włóczniach o powodzeniu całego ludu Horoszy, zemrze. Żar-zdusz twierdził, że potrafi wyleczyć boskiego wierzchowca. Kagan Wisztspęt pchnięty rozpaczą pozwolił mu – pod karą głowy w razie niepowodzenia – podjąć się takiej próby.

Żar-zdusz wyleczył boskiego wierzchowca Świątyni Światła Świata, który mógł wrócić do służby kagana. Wkrótce odbyto przy pomocy owego wierzchowca wróżby, puszczając go na włócznie. Wróżby były bardzo pomyślne, wieszczyły kniaginowi niesłychane powodzenie w najbliższej przyszłości i sławę po wieki. Kołacz-Korowaj, który wytoczono ze Świątyni Swąta był tego roku wyższy dwa razy niż sięgał wzrostem najtęższy woj z drużyny królewskiej. Kniagin Wisztaspęt bardzo był wdzięczny Żar-zduszowi. Nastała ogólna radość a Wisztaspęt uczynił Żar-zdusza głównym kapłanem, zaś jego Zoriańską Wiarę wyniósł na wiarę jedyną w Horoszy.

Kiedy się o tym dowiedział kagantyrs Widan i inni władcy, a zwłaszcza Durasz II, kiedy to dotarło do wiedzy Karopanów nad Dunajem, w Karii i w Górach Harów, zorganizowano natychmiast pod wodzą agi Durasza II Rawy wyprawę, która miała zetrzeć w pył Wisztaspętę i Zorianów w Horoszy. Bowiem, nieposłusznych władzy Widana oraz ich rody, należało pokarać śmiercią do trzeciego pokolenia.

Wyprawa, która wyruszyła z Bogotroji nie była dobrze przygotowana. Bitwa nad Morzem Orol okazała się klęską Durasza, Karopanów, Hyrniaków i innych plemion burskich i dachijskich, jakie wzięły udział w starciu zbrojnym. Wojowie Wisztaspęty walczyli jak uskrzydleni, jak namaszczeni boską ręką i natchnieni boską wenią. Harmia Durasza poszła w rozsypkę, a Wisztaspęt zajął ziemię Hyrniaków (Wierchanów zwanych też Warczanami-Warachami i Wierszanami) – Hyrkanię-Wierchowinę, a także Partię i wypowiedział posłuszeństwo Widantyrsowi oddając się pod opiekę Miodewów (Medów) i Persów. Miodewów z Kraju Miodewów odrodzonego przez Miodewę z Horuszji i agę Dajoka (Dziejana-Dziejoka) z plemienia Dagów-Dagonów, ale w tym czasie już butnych, pysznych i zapatrzonych w Romajów.

Kagantyrs Widan uwikłany w wewnętrzne boje w Królestwie Sis pozostawił swoim następcom nierozwikłaną sprawę Horoszy i Miodewów.

Przez następne lata Żar-zdusz żył spokojnie na dworze kniagina Wisztaspęty, a jego wiara była rozpowszechniana na świat poprzez Horoszę, zwłaszcza do Hyrkanii (Wierchanii) i Partii, a także dalej do Medii (Miodewii) i całej Małej Mazji. Żar-zdusz dostąpił najwyższych zaszczytów, ożenił się z córką ważnego dostojnika dworskiego Wisztaspęty Wragostry, której było na imię Hołowa i urodziły im się dzieci. Po kolejnych latach jego córka Piroczysta wyszła za Jamaspętę, najważniejszego doradcę kniagina Wisztaspęty. Mimo, że Żar-zdusz przez cały ten czas cieszył się ochroną i opływał w dostatki nie mógł być pewny dnia ni godziny.

Dla wypełnienia zemsty Dziewanny wybrano pięciu braci z Trzeciej Drużyny Karopanów, najniebezpieczniejszych i najsprytniejszych wojów. Ci udali się wpierw do Kamienia po namaszczenie kowalisów-kowych, kapłanów Swaroga i Łady, służących tajami kowalstwa plemieniu Wielkich Burów i Bierygów-Ryjnów. Otrzymawszy od nich narzędzia zemsty udali się do Bogotroi, a potem do przybytku Czystów Stopana II Uboga na Dach Świata, aby tam przygotować się do wypełnienia wróżdy.

Raz do roku Żar-zdusz przybywał nad jezioro Kosowe w Górach Dachów, gdzie oddawał się obrzędom oczyszczania, w rycie przekazanym mu przez ojca, tym samym, które Burusz uprawiał z Panami w Górach Kamiennych.

Pewnego razu kiedy Żar-zdusz, mając już 77 lat, ale wciąż będąc w pełni sił i niczego złego już się nie spodziewając, poszedł nad jezioro Kosowe i zanurzył się w jego zimnych wodach, zjawił się tam Brat Okres. Brat Okres okazał się być jednym z Pięciu Braci Karopanów z Bogotroji i nie pozwolił już wypłynąć Żar-zduszowi na powierzchnię.

W ten sposób Żar-zdusz zakończył żywot po 77 latach i 40 dniach i wtedy dopiero dopełniła się zemsta Trzeciej Drużyny Karopanów. Wtedy też zdjęta została z nich klątwa, i stali się na powrót Panami w Górach Harów[vi]. Był 248 rok Starych Czasów Nowej Koliby.

Niektórzy powiadają, jednak że Żar-zdusz został zasztyletowany nie przez Okresa w wodach Jeziora Kosego a przez Rahwasza, Brata Okresa, na dworze Wisztaspęty.

Nad tym jeziorem Kosowym (znanym Persom jako Kasawa, a Skołotom jako Kosogoja – czyli Jezioro gromady Kosegów-Kosezów) miał mieć Żar-zdusz święte zbliżenie z żoną Hołową. Jego nasienie spoczęło wtedy w żywych wodach owego Jeziora Kosa. Z dziewicy i nasienia Żar-zdusza z Jeziora Kosa ma się narodzić, w 3000 lat po jego śmierci, trzech synów Zbawicieli Świata. Zwani są oni Pojmicielami Prawego Posłania – Szyszjątami, Jątami Szyszów. Owi Jątowie mają nosić imiona Gusitar, Gusitorga i Szyszująt-Straszjęta[vii].

Według Zorianów, których pogląd podziela także wiele kapiszt i kącin oraz gromad Wiary Przyrody, Żar-zdusz jako ofiara wróżdy, a więc męczennik, który był wyróżniany przez wielu bogów (Swątlnicę – Władczynię Skrzystych Krów, Swątowego Wierzchowca – Świchrza – Władcę Stad Świętych Koni, wszystkich Bogów Kiru – dwugłowych Stronporów – których zwierzętami rodowymi są Krowy i Byki, Dażbogów-Sołów – Władców Turów, Ładów – Panów Wiedzy i Wojny, Mokoszów-Źrzebów – Władców Wilków, Swarogów-Żgwiów – Władców Ognia, Sporów – Władców Powodzenia i Szczęścia, Wodów – Władców Wód, w tym Wód Spadających, Prowów – Władców Prawości i Czystości, a wreszcie Podagów-Mirów – Władców Drogi i Posłania) zajął w Zaświatach po śmierci szczególne miejsce.

Jako człek wyjątkowo prawy i czysty, stał się trzecim z Ludzi (po Mężu II Mążynosie i Radomudrze), który uzyskał przywilej udziału w sądach na Górze Onawielnej i stanowi orszak Bogów Sądu – Prowego, Sądzy, Sowiego i Lelija. Stoi on w Jaskini Skonu przy końcu Mostu Czynwątu i Prawątu[viii] skąd kieruje we właściwe strony zmarłych, których bierze następnie Sowica-Polel na Nawną Drogę-Pąć i wiedzie do przeznaczonej im Nawi. W owym sądzie biorą też udział Podag-Mir – Pan Drogi i Spokoju, Swaróg – Władca Ognia Ogni, Straszny Prawota-Prawdziwc z Wagą Uczynków i Boski Posłaniec – Pąćdagżwik.


[i] Według podań irańskich jest to: Morze Worukasza (co ma znaczyć morze o głebokich zatokach) a brzmi jak Workuta – tyle że u nas rzeka Workuta, ale w lecie powstaje tutaj nieskończone bagno iewelkie jak morze. Góra Hara ma wyrastać do samego Nieba – czyli sięga Wierzchołkiem Weli, Drzewo Wyspowiszu (Wispobisz) – Wisz rosnący na Wyspie – może Irańczycy nie rozumieją tej nazwy, ale przecież dla nas jest absolutnie zrozumiała – Wisz Rosnący na Wyspie, inaczej Wisz wyspowy. Wody Worukaszy mają być wzburzone wiecznie przez spadający z góry Hary potok Ardwi (Ordwa). Na dnie tego morza spoczywać ma Chwarena – czyli boska chwała – jasność, oświecenie – ist (jakby ałatyr według burskich podań).

Góra Hara sięgająca nieba bardziej pasuje do Karakorum, które ma i rzekę lodową widoczna z kosmosu największa rzekę lodowca na Ziemi i jest największym skupiskiem najtrudniejszych 8000 tysięczników Ziemi.

Morze Worukaszaa pełni w mitologii irańskiej tę samą rolę co rzeka Rangab wijąca się z Wierzchołka Haryc i opływająca Wyspę. Całość podania o Zorianie-Żarduszcie wiąże się z Karopanamid znanymi również mitologii Iranu i z postacią Ryby Karye strażniczki Góry.

a Worukasza – patrz SMLIE str. 459

b Rangha – Rha – patrz SMLIE str. 360

c Góra Hara – patrz SMLIE str. 459

d Karapananowie – patrz SMLIE, str. 218 – pięciu braći w Awescie któryz chcieli zabić Zoriana – Czaropanowie i Panowie z Kamienia (Uralu).

e Kara – patrz SMLIE str. 218

[ii] Hara Berezaiti – To bardzo ważne miejsce w mitologii Iranu, także dla wyznawców Wiary Zar-zdusza – Zaratusztrianizmua

apatrz Wikipedia Angielska

[iii] Burusz – ojciec Żar-zdusza (Żarduszta, Zarduszta, Zaratustry, Zoroastra). Irański zpis jego imienia brzmi Puruaspa, gdzie aspa – koń, konny, jeździec, posiadający konia, woj konny, pan koni. Określenie aspa jest bardzo dobrze znane Słowianom i było znane równie dobrze Skołotom – brzmiało bardzo podobnie do irańskiego i funkcjonowało podobnie – jako określenie osoby przynależnej do szlachty polskiej – na wojowników poskołockich i posarmackich: (as)pan, waćpan, asan, waść (pan), waspan, aćpan, lub acan. Używane było w Polsce jeszcze w XXVI i XXVII wieku NK (XVIII i XIX wieku n.e.). Stąd biorą się jako naszym zdaniem mocno uzasadnione i uprawnione przedstawione tutaj interpretacje imienia Puru-aspa. Należy bowiem pamiętać, że Puruaspa był Skołotą więc mamy tutaj tylko irański zapis skołockiego imienia woja z rodu Spitów-Spisaków. Według nas imię to mogło brzmieć po słowiansku Bur-waćpan, Burwaśpan, Burwaść, Buracan, a po skołocku – pośrednio między brzmieniem słowiańskim a irańskim: Buraspa, Buraspan, Burwaśpa , Buryjaśpan, a znaczyło: Bury Jeździec, Bur Pan, Burus Pan, Burowoja.

a Miano to mogło również pochodzić od rdzenia per i oznaczać Peru-aspana – Jeźdźca Piorunowego, piorącego, uderzającego, Woja Peruna bądź Świętego Woja-Kapłę Peruna – Peru-waćpana, tak dokładnie jak jest z mianem Świtung oznaczającym miano jeźdźca-kapłana Swąta.

[iv] Podania wołoskie i czeremoskie oraz huculskie powiadają, że dwoje książąt: Honora i Magora, przywiódł pod Góry Harów Czarny Skrzysty Tur, który tutaj zginął porażony strzałą. Podania madziarskie i guńgarskie-huńskie oraz onogórskie (wougarskie, bułgarskie) powiadają, że Hunora i Magora przywiódł tutaj Skrzysty Jeleń, za którym się w tę piękną ziemię zapuścilia. Skrzysty Jeleń z tej opowieści nosi imię Cudas Zarwas. W języku węgierskim czy w językach tureckich imię to jest trudne do zrozumienia – co innego w językach słowiańskich, gdzie Cudas Zarwas – to cudowny żar, cud żaru, cud zerywański, cudownie zerwany z Drzewa Drzew – skrzysty jeleń podzący z Weli – cudowny i zerwany, oraz żarem jaśniejący. Dlatego jego nieco zniekształcone przez tradycję turkucką i magórską zapisujemy w tej Księdze jako Cudożar.

a Patrz – M. Eliade Od Zalmoksisa do Czyngis Chana, wyd. PWN Warszawa, 2002

[v] Winopijus – w greckim oryginalnym zapisie Ojnopion – co znaczy dokładnie wino-pijon, Pijący Wino lub Upity Winem, Pijanica Winny.

[vi] Najstarsza część Obwiesty (Awesty) uznawana jest za osobiste dzieło Zaratusztry (Żar-zduszta). Są to zapisy nazywane Gadhbami, które to niezrozumiałe dla Irańczyków nazwanie mu odczytujemy znów z łatwością- Gądby, Gadki. Podobnie jest z rozumieniem samego miana Aswesty (Obwiesty) niezrozumiałe – Dla Irańczyków. Dla nas od razu jasne (O-westa, Obwieszczam – wiestawieścićzwiastować, czyli rozjaśniać gwiezdnym blaskiem niebieskim – czyli wieścić Niebiańską Prawdę Objawioną. Owesta – O(b)westa, O(b)wiesta. Podobno jest ona napisana w niezrozumiałym języku AHUNAWAR – Ohunawar – O – Huna (gunia) – War. Pierwsza Gadka Zoriana to – Ohunawar napisana w języku hunoawarskim.

Hunoawarami (u Naruszewicza)– nazywano Obrów- Awarów- Chawarów- Chorwatów

Tak więc Gadki są spisane w najbardziej archaicznym języku – hunoawarskim – którego sami Irańczycy i wyznawcy Obwiesty nie rozumieją za dobrze. Jest to język indoeuropejski, z którego słowa i pojęcia są nam Słowianom bardzo bliskie i jak widać zrozumiałe. Cztery najstarsze i najbardziej znane Gathy (Gadki) Zoriana Zgwiezdnika to Ahunavar, Airyema ishyou, Ashem vohu i Yenhe hatam. Są one tak trudne do przetłumaczenia, że nawet wierni mają jedynie ogólnikowe pomysły na temat ich treści. Mówi się, że Ormuzd sam mówił w języku hunoawarskim. Gadki (Gądby) Zarathustry również wykorzystywane są do ochrony w celu przeciwdziałania siłom zła.

[vii] Na końcu świata przyjdą na Ziemie trzej jego synowie z tego jeziora – Saosz Jantowie (Saosz Jątowie – Jąć, a więc Jąć-owie Saoszy a może Sraoszy) – Husze-tar, Husze-Tarma, i Saosz-Jąt (Huszettar, Huszetarma i Saoszjant). Wystepuje tutaj bardzo bliskie nawiązanie do nazw plemiennych całego Ludu Jątów, spokrewnionego z Dachami (Dawami, Drakami), Słowianami i Skołotami, znanych Romajom jako Ilirowie. Z ich kwri i od skołockich Języtów a także od Istów pochodzili Jąć-wingowie (Jąt-wenedowie) znani później jako Jaćwingowie. Do ich miana nawiązuje także Widłuża-Troja, znana jako Ilion – obwar o pochodzeniu skołocko-istyjsko-dachijsko-orojskim, czyli o korzeniach na pewno nie romajskich, ale mazońsko-skołockich.

[viii] Most Czynwątu-Prawątu (Czynopątny i Prawopątny lub Czyn-wici i Praw-wici) we wnętrzu Góry Onawielnej nad Prze-Paścią Nawi (Paszczą Nawi). Wąć, pąć, wić, wątek – ścieżka, droga, wskazanie. Zorian-Żar-zdusz stoi przy Moście Czynwąci (pers. Czinwat) w Zaświatach i kieruje dusze zmarłych we właściwe strony. Jest to Most Rozdziału, Most Sądu Nad Duszami (pers. Czinwat-o Perewat) – Czyn-Wąt – czyli most Drogi Czynów, Wąci (Pąci, Wątka) Czynów – Czyli Nieci Żywota związanej z Czynieniem – Wątku Czynów. Tam sądzą dusze Mitra (Dażbóg) wspólnie z Waruną (Swarogiem), Rasznu (Straszny Prawic, Pobożność – Prawota, Prawdziwc) z Wagą ważący dobre i złe uczynki i Sraosza (Posłuszeństwo, Walczący z Duchami Zła Toporem, Włócznią i Maczugą, Nocny Posłaniec Swego Ojca – Ahura Mazdy ––Święty Ptak Ahura Mazdy, Boski Kogut (także ptak zwiastujący wzejście Słońca). U Słowian ten ostatni – Posłaniec – Boski Posłaniec – to Posłaniec czyli Po-Dagżyk – Według Zoriańskiej Nowej Wiary to On zatrumfuje na Końcu Świata.

Tak samo jak irański, awestyjski, indyjski Mitra i Waruna, mają wspólnego syna – Oko Mitry i Waruny – Słońce, również i u Słowian Dażbóg i Swaróg mają wspólnego Syna Słońce – Swarożyca, który roni Bursztynowe Łzy. W słowiańskiej Wierze Przyrody możliwym ojcem Słońca jest także Mir-Podag, jednen z trzech domniemanych ojców Swarożyca. Istnieje także podanie wiążące Po-Daga z Dagiem-Dawem – Dażbogiem.

Perewat – Perewąt – Prawość, Prawda, Pra-wąć, Pere-wąć – Droga – Wąć – Wątek Prawdy, Prawa, Pere(u)na – i Prowego – Prawych Bogów Władców Pioruna, Bogów Piorących, Władców Prawa stanowionego dla Bogów i Ludzi.

Most Czynuwąci przed grzesznikiem stawał się coraz węższy aż wreszcie przeradzał się w krawędź brzytwy, zaś pod sprawiedliwym stawał się szeroki na 9 włóczni albo na 27 strzał (symbolika śmierci 9).

Sądu w Komorze Sowiego gdzie przyjmowano Dusze w Zaświaty nie należy mylić z Sądem w Zamyku Welesa, gdzie u boku Welesa zasiadał Koszerys i gdzie ważyła się sprawa Ostatecznego Zesłania do Krainy Ciszy – czyli Czeluści, inaczej Otchłani, gdzie wszystko rozpływa się w ostateczną Nicę.

Szukalski’s Science of Zermatism Szukalski Science of Zermatism

December 23rd, 2007 23 grudnia 2007

Eight illustrations by Stanislav Szukalski from Behold!!! Osiem ilustracjami Stanisława Szukalskiego z oto! The Protong — a sampling of his 39 volume oeuvre on the science of Zermatism. Protong – 39 próbek jego twórczości głośności nauki Zermatism.

Szukalski was a polymath who, over a lifetime, developed a science that integrated singular theories in geology (cyclic deluges), anthropology (universal pictographs), linguistics (Protong, a universal first language), zoology (Yeti), anthropolitics (Yetinsyn), with many etceteras. Szukalski był dramaturgiem, który przez całe życie, opracowany nauki, że zintegrowane pojedynczej teorii w dziedzinie geologii (cykliczne deluges), antropologia (Universal piktogramy), medycyna (Protong, uniwersalne pierwszego języka), zoologia (Yeti), anthropolitics (Yetinsyn) z wieloma etceteras. Common to his arguments is an overwhelming accretion of the visual evidence . Często do jego argumentów jest zdecydowana Akrecja wizualnym dowodem.

“Looking through thousands of illustrated books, I have learned how to SEE. „Patrząc przez tysiące ilustrował książki, nauczyłem się jak widzieć. Since childhood I have been addicted to seeing ‚pictures’ in books… I learned not only to look, but really SEE, for I did not know English yet and had to jump to CONCLUSIONS. Od dzieciństwa byłem addicted to napis „zdjęcia” w książkach … Dowiedziałem się nie tylko wygląd, ale naprawdę zobaczyć, bo nie wiedziałem jeszcze angielski i miał pochopne wnioski. In fact, I evolved the, to other people unnatural, instinct for UNDERSTANDING things, without knowing what they were. W rzeczywistości, I ewoluowały, aby inne osoby nienaturalne, instynktu do zrozumienia rzeczy, nie wiedząc, co oni. Looking became my life’s OBSESSION. Szukasz stał się moją życiową obsesją. When I am dying I will despair over the fact that I will no more be able to Look and See” (p14). Kiedy umieram będę rozpacz nad tym, że nie będę więcej mógł popatrzeć „(P14).

A sample of Szukalski’s science, on the subject of tribal flood scumlines: Próby nauki Szukalski nic, na temat plemienia scumlines powodziowym:

“When the Secondary Globe (the lavaic ocean bottoms) began to submerge in the beginning of the last Farsolar Epoch, the global seas were forced to glide off the Primary (Geologic) Globe. „Kiedy Secondary Globe (lavaic dna oceanu) zaczął zanurzać się na początku ubiegłego Farsolar lat, globalne morzu zostali zmuszeni do schodzenia off Primary (Geologic) Globe. The soil of all the lands that were re-emerging was washed off by the departing seas and the water of the globe became very muddy. Gleby ze wszystkich ziem, które zostały ponownie wschodzące było zmyć z mórz wyjazdy i wody na świecie stał się bardzo błotniste. In fact, Plato, after visiting Egyptian temples, learned of the chronicles that spoke of the Mediterranan Sea as ‚The Sea of Mud’. W rzeczywistości, Platon, po zwiedzaniu świątyń egipskich, dowiedział się, że kroniki mówił Mediterranan Morza „Sea of Mud”. Homer’s Iliad was about Ilium (the Latin word for ancient Troy) which in Protong means ‚Mire Remembered’. Homer w Iliadzie była o Ilium (łacińskiego słowa starożytnej Troi), które w Protong oznacza „Mire Remembered”. The state of Illinois, USA is named after the Illinois River, and in Protong (‚Illi No J(e) Z’) actually means ‚Mire made-Born is From’. Stan Illinois, USA nosi nazwę Illinois, w Protong ( „Illi nr J (e) Z”) w rzeczywistości oznacza „Mire gotowe Urodził się od ‚.

“Wherever the terrified diluvial escapees shored re-emerging lands, their faces were caked with mud. „Gdziekolwiek przerażony dyluwialny uciekinierów shored ponownie nowe ziemie, ich twarze caked błotem. And since each swam differently, each would emerge with individual muddy water ripples across the face. A ponieważ każdy płynął inaczej, każdy wyjdzie z poszczególnymi błotniste fale wody na twarzy. So when they lay there in the mud in the deadly faint, exhausted beyond words, and were found by earlier arrivees on that islet, the facial mud markings were remembered and the Flood Scumlines became the tribal markings. Więc kiedy leżał w błocie w śmiertelnym słaby, wyczerpany poza słowami, i stwierdzono we wcześniejszych arrivees na tej wysepce, twarzy oznaczenia błoto zostały zapamiętane i Flood Scumlines się plemienne znaki. I have an entire volume on these Scumlines with 195 such drawings from every part of the globe” (p31). Mam całą objętość na tych Scumlines z 195 takich rysunków z każdej części świata „(P31).

Here are a few examples: Oto kilka przykładów:

A head from Rapa Nui (Easter Island). Głowy z Rapa Nui (Wyspa Wielkanocna). “The horizontal line [the Flood Scumline] below the nose clearly shows that the ancestor swam to that island in the last Nearsolar Deluge” (p19). „Linia pozioma [Flood Scumline] pod nosem wyraźnie pokazuje, że przodek dopłynął do tej wyspie w ciągu ostatnich Nearsolar Potop” (p19).

“In Equador and the vicinity of the Panama Canal there are Indians who paint their bodies with black lines emulating the waters in which they stood. „W Ekwador i okolicach Kanału Panamskiego są Indianie, którzy malowania ciała z czarnymi liniami emulacji wód, na których stoi. They repeat the same lines on their faces, but the topmost of these crosses their noses, just below the eyes. Powtarzają te same linie na ich twarzach, ale największym z tych krzyży nosy, tuż pod oczami. This means that their diluvial ancestor buried his face under the water while swimming and made a stronger stroke with his arms when he came up to get air” (p25). Oznacza to, że ich dyluwialny przodka ukrył twarz pod wodą podczas pływania i się silniejsza skoku z rękami, kiedy przyszedł, aby usunąć powietrze „(p25).

“This Eskimo’s diluvial ancestor swam with the nostrils under water, coming up to inhale while starting his arm strokes” (p20). „Dyluwialny swam to Eskimo’s przodka z nosa pod wodą, zbliżając się do wdychać podczas jego skoków od ręki” (p20).

“One of the many funerary jars for holding the ashes of the cremated dead. „Jedną z wielu puszek pogrzebowe do przechowywania prochów kremacji zmarłych. This one is from prehistoric Poland… Atop the head reposes the cover in the shape of Easter Island. Ten jest od czasów prehistorycznych Polska … szczycie głowy spoczywa pokrycie w kształcie Wyspa Wielkanocna. On their necks are many metal necklaces and, as in this one, the image vomits the salt water of the sea. Na szyjach wielu metali i naszyjniki, jak w tym jeden, obraz wymiotuje słonej wody z morza. These rings on the neck emulate the water ripples spreading from a drowning person. Te pierścienie na szyję naśladować fale wody rozciągająca się od tonącego. Usually, there is a large ‚spzilla’ (Polish for ‚pin’) as a Rebus for ‚Z Bi La’ [Protong], which tells us that the person cremated came ‚From Killed (by) Flood’ land and to there was returning” (p22). Zwykle znajduje się duże „spzilla” (dla Polski „PIN”) jako Rebus dla „Z Bi La” [Protong], która mówi nam, że kremacja osoba przyszła „od zabitych (o) tereny zagrożenia powodziowego” i nie było powrót „(P22).

“The Chiaco Indian tribe of Equador continue to mark their faces with the Flood Scumline on the very rim of their upper lip” (p20). „Chiaco Indian plemienia Ekwador nadal znaku twarze Flood Scumline na samym brzegu ich górną wargę (p20).

“A funerary portrait of a young man drawn from the lid of a large jar that holds the ashes of a cremated man. „Grobowej Portret młodzieńca wyciągnąć z pokrywką z dużym słoiku, który przechowuje prochy kremacji człowieka. It was excavated in Italy and dates from the Etruscan period. Został wydobyty we Włoszech i pochodzi z okresu Etrusków. On the man’s face the ancient tribal Flood Scumline was engraved, crossing his mask just below his nose, emulating a beard. Na twarz mężczyzny dawnych plemiennych Flood Scumline było wyryte, przekraczających jego maską tuż pod nosem, emulacji brodę. However, the vertical direction of continuous lines tells us that this is really the draining water, heavy with mud. Jednak kierunku pionowym ciągłej linii mówi nam, że to jest naprawdę odprowadzanie wody, ciężkie od błota.

“The two small circles on the chin and the edge of ripples around them made me turn the drawing upside down and there I saw that the mask resembled the Great Lioness (Easter Island), streaked with sliding-off water as if re-emerging from under the Flood” (p26). „Dwa małe okręgi na brodzie i skraju zmarszczki wokół nich mnie z kolei rysunek do góry nogami i nie widziałem, że maska podobna Wielkiej Lioness (Wyspa Wielkanocna), podszyte z przesuwanymi-off wody jakby powracające z pod Flood „(P26).

An indication that contemporary Manapes also survived the Deluge: Wskazanie, że współczesny Manapes również przeżył potop:

“Among ancient carvings of the Dorset Culture of the Point Barrow region in Alaska, this mask was discovered which white men assume is an imaginary Devil. „Wśród antycznych rzeźb z Dorset kultury regionu Point Barrow na Alasce, to maska została odkryta, które biali siebie wyimaginowane diabła. But you can plainly see that it is a portrait of a local Sasquatch. Ale można wyraźnie zobaczyć, że jest to portret lokalnych Sasquatch. Incidentally, in the vertical lines we have a marvelous document. Nawiasem mówiąc, w pionowej linii mamy wspaniały dokument. They were carved there to let us know that this creature, like the ancestors of the Alaskan Eskimos, also saved himself from the Deluge, for any lines, vertical or horizontal, represent ‚waters’, hence the Great Flood. Zostały one wyryte tam dać nam znać, że ta istota, jak przodkowie Alaski Eskimosów, również uratował się z potopu, dla każdej linii, pionowe lub poziome reprezentują „wody”, a więc wielką powódź. There is still another pictograph, besides the vertical draining-off of muddy water. Jest jeszcze jeden Znak, oprócz odprowadzania pionowego startu błotnistej wody. It is the horizontal line just below the nostrils which, by being placed above the water level, tell us that his breath, his SOUL, was saved” (p77). Jest to pozioma linia tuż poniżej nosa, które poprzez umieszczenie powyżej poziomu wody, powiedz nam, że jego oddech, jego duszy, był zbawiony „(p77).

“Those that saved themselves from drowning, noticed that these creatures also had the fortune to survive, so they named them accordingly, everywhere on this globe in one language, my Protong. „Ci, którzy uratowali się przed utonięciem, zauważył, że istoty te także miały szczęście przeżyć, tak nazwali je odpowiednio w każdym zakątku kuli ziemskiej w jednym języku, mój Protong. The present name Sasquatch was then ‚Sa Z Gladz’, which means ‚Here From Destroyed’ (ie the deluged continent)” (p75-6). Obecną nazwę Sasquatch wtedy „SA z Gladz”, co oznacza „tu Od Destroyed” (czyli zatopiony kontynent) „(p75-6).

All who eagerly perceive the as yet unnamed are vagabonds. Wszyscy, którzy chętnie dostrzegają jeszcze nienazwany są włóczęgów.

Podziel się!