„Miała być, a nie było”
© by Aleksandra Radlak
Dla Lidki
Kiedy wąż wgryza ząb w mroczną noc i w brzask dnia
tonie w mgle światło świata,
oczy gwiazd tracą żar
mieszka czerw w skórze smoka, larwa łże z pychą lwa…
Idzie łania poprzez las, szumią źdźbła, szumi wiatr
Echo szepce polityką, ekonomią pluje strach
solipsyzmem upojone czcze umysły zżera piach.
Zgubne słowo, zgubny krok…
„kędy iść?” pyta człek
a we mchach szumią źdźbła; szumi dąb, szumi świerk.
Pędem w pęd, szturmem w szturm, lękiem w lęk, gwałtem w gwar
oswojony z bębnem wojny człowiek prze ciałem w cwał
dalej, hen, w miejski zgiełk,
o ciszy cicho-sza
Pędzi łania poprzez las, szumi świerk, milczą drwa.
I wołają: „ma być wojna!”, „Bracie, już, w brata bij!”,
elitarne człeko- gady, mówią: „tnij”, mówią „rżnij”
kędy iść: w światło? W cień?
„ą”, „ę’, „ą”- duma człek…
Nowy świerk wzrasta wzwyż, łania śpi, szumi łęg
A uczone mądre głowy rzekną: „tak musi być,
jestem psem dogmatyzmu. Muszę łgać by móc żyć-
więc znam „czy”, „tak” i „nie”,
ypsyliony, sigmy, pi”
Żyto drży, wyje wiatr- lipę gnie, łania śni
Syte brzuchy własnych misek tylko chcą widzieć dna
zapadnięci w miękkość kołder tracą węch, tłumią smak.
Egoizmem trąci fotel,
garnek wrze biernym złem
Olsza śpi, niebo grzmi, trzeszczy dąb, dzwoni cedr
Wierszokleci? Grzmią z ekranów. Mówią „Być musi tak;
Cynizm swój oddam kartce, toż to broń godna lwa!
I tęsknotą was zakrzyczę….
echo tchnę dawnych dni….”
Narcyz pachnie, łania wstaje, w mżawce lśnią krople mgły
Instynkt wrzyna się w krwioobieg, szepcze w szpik, w gardle drze
usta zwilża, w uszach dzwoni, wspiera dech, w żyłach wrze
barwą dnia w ciemności staje
oczom przywraca wzrok
Grzmotem wali, wierzba śpiewa, szumi wiatr, trzeszczy wrzos
Anatomia codzienności idzie w tan, w boski run
Narowista świadomości, zakręć czas , światło kuj
i płoń białą z ichrem nieba
echem krwi w złoto zmień
Brzoza szumi, sosna pachnie, trzeszczy dąb, dudni deszcz.
Inny nas oślepia promień, złotem z nabrzmiałych zbóż
Echo deszczu kruszy beton, tańczy czas, tańczy kurz
Spod powłoki twardej ziemi
korzeń wyrasta w bruk
Igły cedru srebrem błyszczą, buczy dąb, trzeszczy buk
Elektryczność wszędniej rzeczy błyskiem tnie poprzez mrok
gęstym złotem płynie w ciemność, grzmoci dzień, dnieje grzmot
okiem gwiazdy patrzy w serce
prze przez tlen prosto w dech
rzeka dudni, łania słucha, rosa drży, pachnie mech
Zza miejskiego horyzontu człowiek wychodzi w dal
Ekliptyka się zamyka, staje kurz, staje czas
Brzoza szepcze, szepczą dęby
imię Wszechrzeczy w deszcz
Wzbiera rzeka. Przeszła łania cicho na drugi brzeg.
a przy drugim brzegu człowiek węszy, wytęża wzrok
ćwierkot ptaków go ośmiela- bierze wdech, stawia krok
Brzoza bielą, czernią sosna
ego zmieniają w zew
Dzień rozkwita Nowym Świtem, słychać śmiech i szum drzew
Zapytają fataliści „gdzie ta rzeź? Gdzie ta krew?”
i odpowie im szum dębu, dzieci śmiech, cedrów śpiew
echo zanuci gdzieś z tyłu, z wiatrem podniesie pieśń…„Co, człowieku, cię dręczyło? — Wojna? Miała być, a nie było”
[Każda nasza myśl zmienia świat. Piękne. CB]