
To coś ze skrzydełkami na dole to postać która zastąpiła znak-sekir (postać symboliczną) Skrzystego Człowieka z mitologii, którego Grecy uwiecznili jako Ikara a Mitologia Słowian zna jako Zerywanów – Pierwszych Ludzi, (Skrzystych – Skrzących się – uSkrzydlonych, Welańskich) zrodzonych przez Swąta na Weli z Wiechcia /Wiechy Drzewa Świata – Wierszby/Wierzby.
Tak to monoteizmy dokonywały i dokonują wrogiego przejęcia znaków, sekirów, symboli Wiary Przyrodzonej. Obecnie próbują sobie przywłaszczyć Drzewo Świata, mówiąc o nim jakby było ich symbolem i zapominając że ten ich to Drzewo Zakazane w tzw Raju. Pojęcie i samo słowo „raj” rozstało również wrogo przejęte przez chrześcijaństwo od Wiary Przyrodzonej Słowian. Obecnie obchodzona przez nich „Wielkanoc” to nic innego jak Jare Gody odbywane nie w porę, bo dokładnie w pogańskie, rodzimowiercze Zielone Świątki. Zdjęcie powyżej dokładnie ilustruje owe masowe wrogie przejęcia w związku z Godami – Świętami Roku Obrzędowego – pogańskiego, rodzimowierczego, słowiańskiego.

Bór twoim Bogiem jest – Zapamiętaj (Księga Tanów – Tan Czwarty Wielki ZIELONE ŚWIĄTKI [fragment])
Pierwsze ptaki wiosenne kwiliły, kiedy Światosława, córa Wszechwołodowa, dnia tego o ledwieświtaniu w Bór poszła. Mgła się mgliła, Jutraboga zorze zaranne po niebiosach tliła, widnokres z czerni bory istyjskie, borowijskie, wyłaniał.
Na cóż ty tak Światosławo
bieżysz borem, lasem,
ledwo Światło ze mgieł wstało
z Jutrabogi czasem
Za czymż ty to Światosławo
z Jutrabogi blaskiem
kiedy Światła jeszcze mało
bieżysz borem, laskiem?
Na łów święty pędzę
Po borową przędzę
Po grzyb święty szczerozłoty
Po mech, po drzazgę, co świeci.
Za świętych gajów opłoty
Przez tarniny ostre sieci,
gdzie boguny rządzą,
kędy zdusze błądzą.
Przez Święte doliny,
gdzie wiklą się krzewiny,
kędy ptak gniazdo uwija,
kędy kwiat lody przebija,
gdzie grzyb święty koronę
runi u drzewego pnia.
Po złotą niecią plecione
święte znaki, biegnę ci ja!
A bór był tego ranka jak sen śniony, dziwy, odmieniony. Wiekowe jałowce między tysiącletnie jodły rzucone, runem i mchem u spodu przybrane, spośród łach nielicznych, białych, zielenią się odbijały. Świeże listki na brzozach lśniły wilgocią. Słonko różowiło wysokie czuby prastarych dębów. Mlecz objął leśne ostępy i niczym dymy między podporami świątyni się snuł. Czas jakby stanął w miejscu.
Bór to był wszechczasowy, borzysko niepokonane, olbrzym szczeciniasty, co całą Ziemię Matkę oplatał, kożuchem swoim ją przykrywał, bogactwem swoim ozdabiał, cielskiem swoim przerastał ją i chronił. Bór to był, co osobne królestwo na Ziemi stanowił, bogaty a szczodrobliwy, ręką Borowiła i Borany oraz ich synów i bogunów pomniejszych rządzony. Bór to był, w który owiż Borowiłowie pozwoleństwo na wjazd i polowanie wydawali innym bogom. Bór, w którym hodowali zwierzynę ziemską i wszelkie dobro, gdzie runili ruń, zielili zioła, krzewili krzewinę, otaczali swoją świętą opieką drzewiszcza dostojne. Bór to był, który oparem bogatym, wozduchem, boskim swoim tchnieniem oddech całej Ziemi Żywej i jej rodom wszym, całej Siemi Przyrodzonej, ziemskiej, dawał.
Bieżała Światosława w bukowinę, w dąbrowy i grądy, w połomiska wiekowe, a wszystko naokoło niej ruszało się i kłębiło, w oparach się wzdragało, w szarościach przeplecione szumami szumiało, głosami przemawiało, westchnieniami i pomianami po lesie się niosło. A im dalej w las, tym więcej.
Idzie Światosława, a w głowie to ma, że tegoż Borowiła Władcę Knieji, Pana Grubego Zwierza o zgodę na każdy krok postawiony na jego ziemi trzeba kornie prosić, a za każdą szkodę wyrządzoną przeprosić i suto mu stratę nagrodzić. Tąż Boranę, Królową Drzew, trzeba przebłagać, nim się zbierze żołędzie, bukwie, orzechy leśne, kwiat lipowy, oskołę brzozową, miód z dziupel, jaja ptasie, jedlinę, choinę, drewno na budowę chaty. – Jakże to, tak idę, tak weszłam, nikogo o nic nie prosząc, nikogo za nic nie przepraszając? – myśli dziewczyna. – Dokądże to zmierzam? Po hubki na rozpałkę, po próchno nocą świecące, po grzyb złoty – płomienicę, po czarkę szkarłatną? Strach.
– Nie lękaj się – jakby spod ziemi słyszy jęk.
Lęk. Strach. Lęk. – Czy to na zgubę?
– Twoja dusza niewinna – słyszy od dziupli, gdzie puchacz się puszy, wlepiając w nią rozświecone dwie latarnie żółte. – Nie strachaj się. Bór dobry jest dla tych, co mają czyste serce i ukrzywdzić go nie zamierzają. Prosić i przepraszać nie trza! Nie strachaj się!
Gdzie jestem? Kto przemawia do mnie? Stara sowa czy bogi w drzewach skryte? – Idzie Światosława i boru nie poznaje. Tyle razy z tatką i matką tu szła, tyle razy z babką i dziadkiem, kiej jeszcze po ziemi chodził. Była, a nie poznaje, szła, a nie szła! Czary to. Czary!
– Czary nie czary, kiedy myśl twoja czysta, ze Światłem Świata w jedń jesteś złączona. Wszystko się może wydarzyć – szumią do niej rozkołysane tysiącletnie jodły. – Lecz nic złego. Nagrody się spodziewaj, a nagrodę dostaniesz.
Idzie Światosława i dobrze to wie, że dwaj synowie Borowiła z Boraną-Leszą narodzili się na początku świata, żeby zarządzać tym karmicielskim władztwem rozpostartym po wszech lądach. Tych dwóch zowią Borutą i Rokitą. Pierwszy włada puszczami, małym zwierzem i leśnym zielem, drugi zaś to władca gajów i polan, Pan Owadzi, Car Pszczeli.
Podbiegła nagle Światosława, szelestem szyszymorzym za plecami swoimi spłoszona. Ani zoczyła, kiedy się przerażona w bieg puściła. A w biegu, nie wiedzieć czemu, myślała o tym, jak do nich przemówić, kiej ich obaczy, a nie urazić ich. – Zaraz! Ten pierwszy Trójświerkowy jest, Szyszaty, a ten drugi Trójdzwonkowy! Pierwszemu mówią ludzie Leszy, Kusy albo Berut, żeby go nie obrazić swoim zuchwalstwem, a drugiemu Świepiot albo Bubacz, albo i Orkus czasami.
Uwięzło dziewczę u wiązu, siły biec dalej nie ma, u grabu się dziewczę zgarbiło, w krzewinie malinie przycupło. Biegiem zmożone ciężko oddycha, serce jej do gardła skacze. – Czy to pomocnikowie boscy tak mię pogonili, Leśnice Borutowe, Szyszymory Rokitne, czy moja myśl własna?
Ich bratem trzecim Wilec! – lęgnie się w jej głowie. Juści nad myślą swoją nie panuje, głosy dookolne prosto w jaźń jej swoje szepty wnoszą. – Wilca przychylność, Władcy Ostępów i Trzęsawisk, Pana Leśnej Gadziny, Cara Węży… niezbędna! Pomocników jego – Wilców-Sjenów pozyskać trza – słyszy – gdy się chce źródlaną wodę żywą, przeczystą, chłodną, kryształową, jarzęcą, z lasu pozyskać albo w niej rybkę ułowić. Kiej się po debrach i dąbrowach ofiary ku bogom chce czynić albo modły po drzewnych koronach ku niebiosom wznosić, właściwe dla człeka drzewo wybierają Sjeny, pomocnicy Wilca. Oni wskazują drzewego prastarca, drzewo drzewidne, które świętym sjenem-duchem, sjątwą-cieniem bogów[i] jest owite.
Ach! – Coś ją w piętę szczypnęło. – Uch! – Coś za łydkę uchwyciło! Coś pierś ścisnęło! Znów przed siebie przez zarośla, nie bacząc na gałązki chłoszczące, pędzi. Na szczęście rozjaśnia się. Co to?! Światło Białe. Jasność! Poranek czy może boru skraj?!
– Poranek, poranek ci to! – zakrzyknęła uradowana. A zaraz potem, gdy na stok wysoki bez jednego drzewa wyszła, z widokiem rozległym rzuconym w dolinę zakotwiczoną w widłach dwóch rzek, z pagórem pośrodku i kąciną, przerażona nic znajomego w tym dziwnym widoku nie znalazła. – Gdzie jestem?!
Tak, poranek to był, bo bór ten przecie nigdzie żadnego skraja nie ma.
Tak wiedząc i nie wiedząc, słysząc i nie słysząc, myśląc i nie myśląc, do Gaju Światłowita[ii], a zarazem i Wida-Wija Wieszczego, czwartego syna Borany, niechcący a chcący zaszła. Kapiszcze Widowe widzi, palwan Borowiła we szczyt pagóra wbity i kącinę kriwejtisa Perkunowego i palwan Perkunasa na drugim, Ciemnym Wzgórzu. A wszystko to w dolinie, Wilją i Wilnią opływa. Nad samą rzeką zaś u brzegu, tu blisko, jest i chatynka wieszczki-wajdełki Widowej.
– A cóże to za miejce?! Gaj Świętobożski? Dyć to miejsce święte istyjskie, Szwintoróg to jest, Szwintorogowy Gaj[iii]! O ja nieszczęsna! Jakem się tutaj znalazła? – wyrzekać zaczyna. – Jakże ja do domu wrócę? Mateczka i ojczulek tam się zostali, siostry i bracia!
Tak mówi, lecz nogi dalej niosą ją w dół po stoku, w Dolinę Świętorożą, pomiędzy dęby stare jak świat, które z rzadka ten raj ziemski porastają, pomiędzy jałowce, co niczym świczki grobkowe we mgłach porannych toną, niczym kopijniki-kapjawy z mlecznego oparu – wieszczeru[iv] sterczą. Ku chatynce wieszczki Widowej, wajdeły, zmierza.
– Bór cię tu przyniósł – usłyszała. – Jako cię przyniósł, tako cię odniesie.
Ale tam rozpacz i płacz będzie, że mnie nie ma, że Bór mnie zabrał, że na wieczność już, że nigdy nie wrócę?! – myśli.
– Ledwo wstaną, jak już z nimi będziesz – słyszy w głowie. – A wieść im wspaniałą przyniesiesz. O nowym święcie, o Świątkach Zielonych, które Borowijczycy, które Istyjczycy, które Letwinilowie, Borusowie-Brusowie, Jąćwięgowie, które Łotygołowie, które wszy Sławianie: Nurowie, Budynowie, Sokołoci, Wędowie, Harowie, Lęgowie, Drakowie, Mazogąci i Serbomazowie – czynić będą! Od teraz, od już, od dzisiaj, każdego jednego Trawenia-Kwetenia, od tego poranka, każdego Małego Maja, co rok, co god!
A ci Zieloni Świątkowie, Zielni Bogowie, z Siedmiu Szczęśliwych Rodów Boskich pochodzą: od Borowiłów, od Wodów, od Sporów, od Źrzebów (Makoszy), Dziwieniów, Prowów (Prawych i Sławych) i od Ładów – Rządców Rzeczy.
Tak bijąc się z myślami, raz śmiejąc się i ciesząc, a raz łzę lękliwie roniąc, na polankę zeszła, u chatynki wieszczki Widowej stanęła.
Co tutaj uwidziała Światosława?
Oczom nie wierzy!
Szczypnęła się, sen to, nie sen?!
Wida widzi we własnej osobie, Boga Milczącego, Pana o Olbrzymich Oczach. Oczy owe przysłoniły z łusek powieki, tak ciężkie, że Wieszczyce dźwigają je w górę Rozwidłami, a zapierają Zgrzebłem, co by się na powrót nie przymkły. Nikt nie może spojrzeć Widowi prosto w jego Trójoczy. Wejrzenie jego zabija każdego! Mówią, że nawet nieśmiertelnych w stupor przywodzi! Czczą go pod mianami Makowica, Wija i Widara. Prawdziwego miana boją się nawet w myślach wypowiadać. Ten ci to sam, co Welski Las Boski zaraz po urodzeniu opuścił i zamieszkał wzgórze osobne na Borowej Niwie blisko Tynu Źrzebów. On ci to potem zszedł do nich w Dodolinę i przez samą Panią Wyroków, Mokoszę, do tynu ojca swego przychylnie przyjęty został.
Pan Nieci, Pan Wyplotu, Pan Wijący Żywoty. Rozwidłami o trzech zębiskach Nieci z Białego Kłębu rozdziela. Nieci te, od Pająków Mokosznych, na źdźbłach trawnych (trawy widowczycy), na lnianych i na konopnych w Baję Świata są wplatane.
Pierwszym zębem ku przeszłości wije, środkowym ku teraźniejszości, a trzecim w przyszłość. Wieszczyce wkoło się rozsiadły i zgrzebełkami kłąb szarpią, nieci świetliste się tlą.
Widzi Światosława, że Wid grubymi palcy niezgrabnie kłąb przeszukuje, trójwidłem sobie pomaga, paznokciem twardym nieć jedną wyciąga, poszarpuje ją, bada.
– Boli! Nieć to mojego Żywota! – zadrżała i głowę spuściła. Urwie ją zaraz, nie urwie? Po cóżby po nią sięgał? Łaskocze, rozśmiesza!
Nic już nie wiedziała, co się dookoła działo, i wiedzieć nie chciała. Zmartwiała całkiem.
– Leczą mnie kwaśne zioła – szepce jedna z Wieszczyc. – Karmią mnie gorzkie soki – prawi druga. – Opasuje ci mię jasne srebro i zimne żelazo – dopowiada trzecia i dokłada do nieci przez Wida z kłębu wysupłanej kolejną nietkę swym zgrzebełkiem.
– Zawsze żyłam w borze – rzecze pierwsza Wieszczyca. – I bór zawsze będzie mnie żywić – dodaje druga, oplatając nietkę wysupłaną o tę wyszukaną przez Wida. – Albowiem myśmy Wieczne Łowczynie – doszeptuje trzecia.
– Pójdź, dziecino, pójdź! Skądeś? Z czasów odległych? Z krajów zbyt szerokich, zbyt zimnych, zbyt gorących? Jaka zawiodła cię do nas droga?
Wid to sam do niej wyrzekł? Światosława jak martwa u brzegu polany oniemiała stoi, drzwi chatynki rozwierają się! Nie chatynka to, nie drzwi, lecz pałac leśny i wrota! A we wrotach rozwartych, kto to?! Wiłowie, ród cały we własnych istnościach!
Borowił pierwszy postępuje, w jodłowej szacie, w żubrzym kożuszysku, w turze rogi zdobny, z wiązanką borówek czarnych i brusznic czerwonych w lewicy, z Berłoszyszem w prawicy Czwórszyszkowym, Szczerozłotym, w białe lisie kity przybranym, skrzącym, jarzącym. Dwa niedźwiedzie skrzydlate za nim, cudownym sposobem dźwigają jego Kielich-Trąbitę z rogu Tura-Olbrzyma urobiony, złotem ozdobiony. W powietrzu go unoszą, jak ludzie na dwóch nogach z nim postępują. Miód złoty w kielichu onym kolebie się, przez brzeg się przelewa.
Za nim zaś sama Borana lekko stąpa – jako Lesza, Wiła, Pomiana, wymawiana. Zielonowłosa, w sukniach lipowych, jaskrawych, do ziemi samej, we mchy obramionych, z rękawem szerokim. Wyszywane ci oneż suknie podkolanu czarownym ziołem we wzorki żołędne. W talii cienka. Na bujnych piersiach jej naszyjnik cynowy ze szmaragdami błyska. Na skroniach jako koronę nosi wieniec z dyptamów – świętych kopeczków kwitnących i kopytników krągłolistnych. Wokół tej korony Królowej Lasu motyle Pazie fruwają. Błękitem korona owa pała[v]. Na palcu prawicy wielki zielony dyjmąt lśni, a onaż prawica w Berło Złotodębe, Czwórżołędne uzbrojona. Kogo nim tknie, ten wiecznoszczęśliwy albo jużnieżywy. Boskie pomocnice, Wiły-Wiljuszki zgrabne, gibkie, o oku błyszczącym szelmowsko, tańcują wokół niej. Borsuki do stóp się łaszą.
Są i dwaj rodzeni synowie, Boruta z Rokitą, a na końcu – Wilec. Jeden hubę-czyr niesie, a dzięcioł mu na ramieniu siedzi, drugi, ogoniasty, koronę pszczelą, ruchliwą, wokół skroni ma, a po trzecim, zwieńczonym obręczą wiłków wonnych i zawilców, węże się wiją. Ten drugi, Rokita, co machnie długim jak bacisko ogonem czerniawym, to mu się pszczeli wieniec gdziesik rozbiega, ale zaraz ów rój złoty na powrót w brzęczącą obręcz nad czołem jego się zbiera. Boruta w prawicy borowika wielkiego jak człek niesie, Wilec ma w kaftan powszywane wiłe grzyby, wokół niego wiewiórki skaczą, zajączki tańcują, trzyszcze trzeszczą, trzmiele brzęczą. Z berłoszysza żywica złota skapuje, a gdzie spadnie, tam mchy, widłaki, porosty zielenieją, złotogrzybki okrywają patyczki martwe, w mgnieniu kwiecie między trawy zielone się sypie.
A za nimi pięciorgiem, kto to? W kwiatuszki niebieskie, w przylaszczki uwieńczony, z uśmiechem szczerym, szerokim, słonecznym! Toć to sam Kweteń, Traweń, Brat Miesiąc Mały Maj!
A dalej to już w orszaku onym iste szaleństwo barw i ruchu: Laskowce pobiegują, Dzicy Męże trawamieczami wywijają, Leśnice się snują, Szyszymory gęby krzywią, niezliczone Wiłki, Wilejki w powietrze skaczą, a wkrąg nich Wilce tańcują. Wiłe Koło, Koło Wiłe!
– Przysiądź z nami, dziecinko – Borana za dłoń zmartwiałą Światosławę bierze. – Masz, oskołą się wzmocnij, moje brzozy ten sok żywy tobie darowują. Przysiądź, bo ciebie radzi widzim.
– Serce twoje szczere, dziecko, myśl twoja niewinna – odzywa się basem Borowił. – Ciebieśmy więc wybrali żebyś Nowinę Świąteczną o Świątkach Zielonych Ludom Matki Ziemi przykazała. Dzisiaj, w dzień Pełni Księżyca, Pełni Miesiąca Trawenia-Kwetenia to święto się zaczyna, w dwudziestym dniu tegoż Małego Maja. Jako każdy Wielki Tan i ten – Tan Bociani, Tan Traw – Dań Darni, Boru Tan Drzewy – przez siedem całych dni i nocy święcić będziecie. Stadem danie Borowi, Wodom i wszym Bogom Kiru Wiosny – Jaryły-Jaruny musicie wy składać.
– Pierwszego dnia, w który zwykle przygotowania świąteczne się kończą, Tan Traw ustanawiamy, czyli Traweń – ku czci Miesiąca Trawenia, ku wychwaleniu Pamięci, ku wysławieniu Uporu i Trwania, ku uwzniośleniu Ciągłości i Przetrwania. Trawy wiecznotrwałe wszak są, pod śniegami zimowymi wiecznożywe. Pierwsze one spośród krzewinek wydają odnowione pędy. Wszędy Matkę Ziemię od umorzenia chronią, po całym lądzie są rozpłożone. A tam, gdzie ich nie ma, pustka nastaje, nicość i golizna jeno.
– Z traw pokarm twój Ludzie Istyjski, Ludzie Ziemski! Z traw karmicielskich, ziarno zbóż dla ciebie wyrosło. Trawom onym są przynależne najwyższe tany i danie tych Zielonych Świątków. Na tę trawną dań zawczasu, Światosławo, nastaw donicę dnem do góry obróconą, ziarnem ją rzeżuchy oklej i cierpliwie roś ją dnia każdego, aże ziarno wzejdzie.
– Na ten pierwszy raz ode mnie ją masz – rzecze Rokita Bóg i przed szereg wynosi ową Danicę Świętą, Rzeżuchą-Kożuchą obwiłtą, kraśnie zazielenioną, przaśnie zajarzoną. U stóp Światosławy ją kładzie, która dygiem i głowy opuszczeniem podziękowanie wyraża. Wiły z orszaku ku niej wychodzą, z dygu owego ją podnoszą, twarz ku niebu wychylają:
– Nie klękaj, niczego się, Wszechwołodyczanko, nie lękaj, wdzięczność twoją wprost w sercu twoim my czytamy, całym jestestwem swoim ją odbieramy.
– Powstań! My w Tobie, Ty w Nas! – rzecze ciepło Borana Bogini. – W Tan Traw, Tan Trzewi Mati podzielcie się pomiędzy sobą owąż rzeżuchą[vi]. Każdy domownik, każda owiczka i każda koziczka! Żadne bydełko godne niech nie będzie jej głodne! Na hołdarzyki, ółtarzyki domowe, owinowe i na hołdarze chramowe rzeżuchę ową i trawy świeżo wyrosłe, zieleniutkie, jelenim sierpem[vii] ścięte, wyłóżcie. Z każdego sioła albo grodu czy z plemienia, gdzie obchód będzie czyniony, niech kosze sute zaniosą do kąciny, do kapiszty, do chramu swojego te rody, w których jest młódź w Święto Wielkiej Nocy opieczętowana, młódź, co orszak Wierzbina (Baby Jiwy) wiodła i drużyny Królewicza i Królewny Przedwiośnia stanowiła. Niech dno koszy wyłożą Trawą w Traweń świętym sierpem zżętą a dobrze ususzoną.
Każdy z rodów, które do Biegu Turzego, Biegu Wołowego, do Rogatego staną, niech części stroju dla Majki – Zielnej Pani i dla Zielnego Pana – Gaika do kosza da. Chociażby po jednej, po kawałku, a to: kaftan suty, kaftanik zdobny, koszulę bielusieńką i bluzeczkę białą, portki barwne, spódnice, halki, czepek i chusty, stanice kolorowe, korale, obrączki, ramienice, naszyjniki, wisiory ciężkie, kolczyki i kółka lśniące, obręcze dźwięczące, piszczałki i bębenki, wianki zielne, kapelusz albo czapkę bogatą, gorsecik, zapaskę, katankę, kamizelę, surdut, pończochy i skarpety, a też i cholewki i buciki piękne. Na koniec dołóżcie sznury konopne i kłęby lniane na złotą barwę malowane, z których włosy Królowej Wiosny i wąsy z brodą dla Króla Wiosny wykonacie. Materiał na narzędzia królewskie, czyli na berła-sekiry, też ze sobą weźcie. Z tych to rzeczy zwycięzca Biegu Rogatego i zwyciężczyni Pławienia Wianków Welatkowych uczynią na Jaryły podobieństwo Świątka Zielonego – Gaika-Gajka. Uczynią też z nich na podobieństwo Pani Jarogodnej Świętą Zieloną Majkę Umajoną. Te podobieństwa w obchodzie poniesiecie.
– Tego dnia, kiedy już wszystko do święta i ucztowania gotowe, napieczone, nastrojone, a obejście wymiecione, gospodarstwo oczyszczone, bydełko oporządzone, domostwo skrzętnie wysprzątane i ładnie ustrojone… – powiada Rokita Bóg, Car Pszczeli – do lasów, do borów się udajcie. A zanim w bór zawitacie, do strumyka, do rzeczki, do jeziora idźcie. W wodach żywych a chłodnych obmyjcie się, wód tych żywych w baniaki nabierzcie, do domów je znieście. Lecz zanim je do domów doniesiecie, ja, Car Pszczeli, mocno was proszę, byście leśne świepioty i barcie żywą wodą skropili. Tego dnia także pasieki się kropi.
W ów dzień my, leśni bogowie, będziem wam we wszystkim sprzyjać. Nad zbiorami, jakie czynicie, będziem czuwać, będziem wam podsuwać pod oko i rękę najdorodniejsze skarby nasze. W czas ów zebrać należy zioła stosowne na wieńce do Pławienia Welatek. Welatkowe skorupy, od Tanu Wielkiej Nocy w ladach-skrzyniach trzymane, niech gospodynie ze spiżarni (spożarni, sporzarni) wyciągną.
Kwiecia nazbierajcie na wianeczki grobkowe, a to bratków lub wiłków wonnych, kaczeńców, stokroci białych bądź czerwonych.
Tego dnia natnijcie w lesie, gaju, w borze, świeżych gałązek drzew, najlepiej brzozy czy buka, aby umaić nimi i ochronić wszystkie budynki gospodarskie i zabudowania. Do czasu ich umajenia, co w drugi dzień Świątków Zielonych nastąpi, wstawcie gałęzie, ziela i kwiatki w baniaki i cebry z żywą wodą.
Żadnej stodółki, piwniczki, koszaru owczego, psiej budy czy kurnika pominąć przy majeniu nie wolno. Wszystkie gałęzie w bajorki z wybraną boską barwą wyposażcie. A tak wstążkami gospodarzcie, żeby barwę każdego domu boskiego w swoich zabudowaniach mieć. Zazieleńcie gałęziami domostwo, płoty i opłotki, wozy i narzędzia rolne. Niech one jako Małe Wieszki Jarowite umają też każdy budynek w siole: chram, gospodę, mostek, kapłę przydrożną, studnię czy inne ważne budynki i urządzenia wiejskie.
Jedno drzewko większe z korzeniami z boru weźcie, tak żeby w gospodarstwie u ganka, u wejścia, u płota, u bramy wjazdowej je wkopać i bajorami boskimi pięknie przybrać jako Jarowitą Wiechę.
Na Wiechę Jarowitą wybierajcie brzózkę, buczynę, grabek albo olszynę.
Najlepiej jest tak postąpić, żeby to drzewko wiechowe po święcie zasadzić gdzie u siebie: a to jako ogrodzenie, opłocenie albo po miedzach pól własnych oznaczenie, na granicy włości swej, u sadku, na smętarzu przy grobku rodzinnym. Lub też, kiej kto bogaty, niech w piękną aleję drzewa święte z kolejnych wiosen ułoży, aby do dworu jego cieniem swym gości wiodły. Gościńce ziemskie obsadza się na podobieństwo i odwzorowanie Rodżańskich Gościńców Weli. Gościńce Welańskie wytyczyli Rodowie i obsadzili rodowymi (godowymi i godłowymi) drzewami bogów. Owe rodowe gościńce prowadzą do trzemów, tumów i tynów po wszych Niwach Boskich. Jeśli kto ma zamiarunek nasadzić gościniec ku swemu domowi wiodący, może szlachetniejsze drzewko na Wiechę Jarowitą z boru ukopać.
– Drzewko Wiechowe można przywrócić do boru naszego po święcie – rzecze Rokita Bóg. – U nas będzie ci ono miło przyjęte i wielką opieką otoczone. Pamiętajcie przy tych wykopaniach i wkopaniach Wiech Jarowitych, a potem przy przesadzaniach, żeby obrządek przepraszalny, a po nim dziękczynny należycie odprawić!
Ścięcie młodego drzewka na Wiechę Jarowitą dozwolone jest tylko wtedy, gdy wielka ich mnogość zagajem, brzeziną, buczyną czy olszyną w wasze łąki i pola uprawne wwija się i je zarasta.
Podłogi i klepiska wysypcie zieloną miętą wodną, bogniakiem-rozmarynem leśnym (bądź tatarakiem), świerczyną i kwiatami. Maikowy zapach zieleni niech rozchodzi się wszędzie, niech przepełni chramy, domostwa, stodoły i podwórka[viii]. Oneż to, owe wszelakie drzewa, ziela i kwiaty, ozdobą najważniejszą tych Zielonych Świątków u was będą. Z kaczeńców, strokroci i wiłków uwijcie dziewięć skromnych wianków. Jeden z nich dajcie na hołdarzyk domowy lub u owinu złóżcie. Jeden do chramu poniesiecie, a siedem niech posłuży do umajenia grobów waszych bliskich.
Na koniec tego dnia pracowitego, z zajściem słoneczka Ucztę Rzeżuszą-Rarugową po domostwach swoich spożyjcie, z siedmiu potraw z ziarna traw boskich złożoną. I niech tą waszą strawą świąteczną i świętą będzie kołacz Borys Borowilski, Kutja, małe chlebki – Kryżyki-Krążyki w warkocze boskie zaplecione, Placki z Siemieniem, Piernik i Sernik, i gorąca polewka chlebowa Bogdanka albo chłodnik na kwasie chlebowym – Okroszka. Niech na każdym stole w tę ucztę owe potrawy zagoszczą, a przed spożyciem krzcijcie je żywą wodą i życzcie Wszemu Żywemu Najlepszego!
Drugi dzień tych Świątek nazywa się Zielonym Dniem lub Małym Majem i Pszczelim Świętem.
Rankiem wykonuje się owo umajanie wyżej powiedziane, a dzieje się to po całych wsiach, po grodach, po całych gromadach, pogostach i opolach. Kto żyw, rzuca siły wszystkie ku ozdabianiu okolicy w zieleń i we wstążki kolorowe. Wsze domostwa pokrywa się ożywcem owym – gałęziami, bogniakiem świeżym, miętą, kwiatami i barwnymi bajorami.
Potem zanosi się na groby dziadów i babek wianeczki kwietne, popielnicę hołdarzykową z popiołami Wiechy Jarogodowej, ze skorupkami pisanek z Wielkiej Nocy oraz chlebkowe naszyjniki boskie – Bogdarki. Chwilę pamięci bliskim zmarłym się poświęca, cześć się im oddaje i wspólny posiłek z nimi spożywa. Jedno całe jajo w skorupie oraz resztki z tej uczty krzci się żywą wodą z miodem i pozostawia u kopijnika. To dla bogunów Zaświatów dar: Lelków, Welesożarów, Nawek i Popielnic.
Cześć przodkom oddaje się też światłami-grzańcami, kładzidłami żarnymi i dymnymi oraz kołataniem kołatek.
Sławi się również przodków oraz bogunów, wznosząc ich imiona w Niebo głosem mogtycznym, czyli głośno i śpiewnie je wypowiadając. Od tego obrządku bierze się powiedzenie, że ktoś „w niebo-głosy wyrzeka”. Czynimy to, aby babki, dziadki oraz bogunowie Zaświatów wspomagali nas i nieśli k nam szczęście.
Popiołami z Wiechy Wielkiej Nocy po grobkach i po sobie wzajem posypcie. Obsypiny te i uczta łączą węzłem nierozerwalnym Zaświaty ze Światem Żywych.
Naszyjniki chlebkowe wieszajcie na kopijnikach grobowych, a ręczniki proszalne, co były uwiązane w Wielką Noc, zabierzcie do domu.
– Rakawka ci to jest, jej część pierwsza bdynna, kwietna – powiada Rokita. – A skąd biorą się w obrządku onym Kwietniowych Bab i Dziadów skorupy z jaja rozbitego? Nie wiesz?! Wszak pierwsze pisklę bocianie w gnieździe we wiosce waszej teraz się właśnie wykluło! Na Jawię dziobiskiem swoim dobiło się i dobyło z Jaja! Tak samo dokładnie, jak Świat Widny dobył się na Jawię ze Swątowej Świętej Kłódzi-Owalu!
Ten dzień, jako rzeczono, tak samo jak Zielonym, jest też jednak Owadzim Świętem, Świętem Pszczelim – Wczelem. Pierwsze to święto, które ku zwierzęcym Tanom Stadnym prowadzi. Oddaje się w nim cześć świepiotnym, bartnym i pasiecznym rodom świętych Pszczółek-Wczółek. Ule popiołem z Wiechy się obsypuje ku czci Rokity jako Cara Pszczelego.
– Pszczoły w czole Bożeńka-Bożeboga się zalęgły. Stąd wiele plemion Ludu Słowa nazywa je też Wczelami. Wielu bogów przyłożyło rękę do ich narodzenia, a dali im moc tak wielką, że stały się najważniejszymi z owadów. To od pszczół zależy Przyroda i życie na Ziemi w takim kształcie, jakiego doznajecie – powiada Borana w Zielone Suknie Odziana. – To Sim, Władca Kamienny, Pan Gór, Opoka Ziemi, powołał je do życia, uderzając Bożeboga-Radogosta w czoło swoją Osełką-Brusem. Rokita dozwolił Bożebogowi, by złożył w pniu wypróchniałej wierzby- rokity maź powstałą w boskiej ranie. Z niej i ze świecących drzazg wierzbowych narodziły się pszczoły-wczoły i świetliki. Przynależały wyłącznie do naszego tynu, do Wiłów, a władał nimi niepodzielnie mój syn Rokita! Jako wiesz, zwą go Bubaczem i Świepiotem, ale też i Miodarem[ix]. Do dzisiaj syneczek mój, śwarny Rokita Car, pszczołom przewodzi. Jednak kiedy Swąt Świetlisty wyszedł po Wojnie o Krąg z Kłódzi, nadał Pszczołę jako godło Bogom Sporu, więc i do nich ona przynależy. Rzekł wtedy Swąt w swoim Słowie do Bogów: „Odtąd pszczoła będzie Wielkim Sporzycielem wszelkiej roślinności, wszych Zróstów Matki Ziemi. Kiedy Pszczoły wymrą, to cały świat umrze”. Tak oto pszczoły stały się owadzim ziemskim ucieleśnieniem Sporów. Rokita dozwolił Bogini Obile i Miedźwiedziowi zdradzić ludziom taję hodowli pszczół w leśnych świepiotach i barciach. Na jego prośbę Sim wyposażył je w kamienne żądło, a Bogini Chorzyca dała im jad, aby miały broń, która w każdym stworzeniu budzić będzie lęk i poszanowanie dla tak małego, a tak niezbędnego Światu owada[x].

Przypisy
[i] Sjen-duch, sjątwa-cień, sjenowity – objęty bożą opieką, w języku serbskim i chorwackim – zacieniony, sjen – dosłownie cień. Pojęcie cienia i ducha w wierzeniach archaicznych było połączone. Człowieka można było uśmiercić albo opanować jego ducha, wbijając ostre narzędzie w jego cień.
Jednocześnie Sjen to miano niewidzialnej postaci bogunów Wilców, które nazywane są też Wilcami-Sjenami. Są one często mieszkańcami okazałych, starych drzew i ich opiekunami. Drzewa takie, prastare czyli „drzewe”, nawiedzone przez Sjena uznawane są za święte i wieszcze – drzewidne, sjenowite.
Wyraz sjen ma bliski związek z pojęciem snu i snucia oraz z pojęciem jąć, obejmować. Mówi się że „ktoś oddał się w objęcia snu”, a też że „w cieniu drzewa sen człowieka morzy”.
Jako archaiczne słowiańskie pojęcie wierzeniowe Sjen oznacza Ducha Obejmującego Opieką Drzewo, Ducha Drzewa, pośrednika między człowiekiem a „Duchem” całego Boru. Wilce-Sjeny są bogunami Rokity-Wilca, czyli jego pomocnikami w boskich borowych robotach. Więcej o bogunach Wilcach-Sjenach i Drzewach Sjenowitych można przeczytać w Stworzach i Zduszacha.
Sjen (sjena) to także określenie ochry żelazowej o barwie żółtobrunatnej. Jak wiadomo ochra (ohra/orha) od najdawniejszych czasów była używana do celów rytualnych. Szamani barwili nią swoje ciało, łącząc się ze światem Bogów i Zmarłych. Odmiana ochry o barwie czerwonej była używana jako jeden ze składników balsamu do konserwowania ciała zmarłego w obrzędach pogrzebowych. Pnie drzew i konary mają różne odcienie brązu – sjenu, stąd nazwa tego koloru przeszła na ochrę żółtobrunatną.
Pojęcie Sjena – ducha drzewa i drzewa sjenowitego, objętego duchem bożym, a przez to świętego, pod którym składa się ofiary i które pośredniczy między człowiekiem a bogami, pochodzi wprost z Mitologii Serbskiej.b
a Cz. Białczyński, Stworze i Zdusze, czyli starosłowiańskie boginki i demony, Slovianskie Slovo, 2014, str. 79-81, hasło: Wilce-Sjeny.
b Patrz: hasło Sjen, w SMR (Š. Kulišič, P. Petrovič, N. Pantelič, Srbski mitolški rečnik).
[ii] Svetovid (Światowid), jak podaje prof. Darko Gavrilović w Dawne mity i wierzenia Serbów: „Według wszystkich odnalezionych źródeł bezsporne jest, że Słowianie mieli jedno naczelne bóstwo. Jak wskazuje jego imię, według mitologii słowiańskiej wszystko widział i wiedział. Jego przepowiednie były najbliższe prawdzie, a świątynia poświęcona temu bogu była wyrocznią, do której wszyscy co roku przynosili dary w postaci ofiar. Ponieważ Svetovid wszystko widział i wiedział o wszystkim, co się dzieje na świecie, wyobrażano go sobie z czterema głowami, dwiema z przodu i dwiema z tyłu. Dzięki temu wielogłowy mógł patrzeć na cztery strony świata i jego umysł mógł górować ponad czasem, ponieważ, według wierzeń, znał on przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Z drugiej strony Nodilo podkreślał, że u Serbów i innych Słowian, na niebiosach panował wielki bóg „święty”, silny Vid. Imię jego pochodzi od viditi (widzieć), znati (znać), a znajdował się on ponad bogami: Pronem, Živem i Radigostrem, natomiast jego przeciwieństwo stanowił zły bóg – Crnobog (Czarnobóg). Śladów nadrzędnego boga, według Nodilo, można doszukać się i dzisiaj w licznych imionach takich jak: Vid, Vidoje, Vidak, Vidoslav, Vidoslava, Vida. Osobny przykład stanowi tu żeńskie imię Vida, od którego pochodzi też „vidovito djete”, czyli widzące/jasnowidzące dziecko, które wie więcej niż inni ludzie, „idzie” za wiłami; od tego samego widzącego boga pochodzi i trawa vidovita, znana też pod nazwą vidovčevica, vidičak, która leczy oczy.”ab
„Ponieważ u wszystkich narodów, prawdopodobnie na skutek odwzorowywania ich sposobu życia, pojawiała się na panteonie boska para, tak też i Serbowie na swoim panteonie wielkiemu Vidowi dali za przyjaciółkę boginię Živę lub Vidę. Wspomnienie tej bogini zostało zachowane po dziś dzień w licznych męskich i żeńskich imionach: Živko, Živan, Živana, Živadinka. Jakkolwiek Serbowie po przyjęciu chrześcijaństwa przestali sławić Vidę i jej boskiego męża Vida, to jednak przetrwał obrzęd nawiązujący do oddawania czci tym bogom, związany z Vidovdanem, a polegający na tym, że w przededniu tego święta dziewczęta w Serbii zbierają specjalną trawę vidovčicę lub vidovą trawę, moczą ją w żywej wodzie, którą przemywają oczy, aby dobrze widziały, natomiast jeżeli kogoś bolą oczy, powinien umyć twarz u źródła żywej wody.” c
a D. Gavrilović, Dawne mity i wierzenia Serbów.
b N. Nodilo, Stara vjera Srba i Hrvata, Logos Split 1987, str. 28-29.
c S. Petrović, Uvod u kulturu Srba, Niš,1994, str. 79.
[iii] Szwintorożski Gaj – święte miejsce Litwinów, Borusów-Brusów (Prusów), Jąćwięgów, Istów (Aestiów, Estów) i Łotygołów (Łotyszy).
Według wczesnochrześcijańskich podań Litwinów główne miejsce obrzędowe poświęcone czci Perkunasa, założone przez syna księcia Szwintoroga Skirmonta, który go tam zezniczył na stosie pogrzebowym i ustanowił świątynię dla kriwejtisów. Przez kriwego Lizdejkę jako pierwszego spośród nich objętaa.
Jak jednak powiadają wajdełtojsowie i wajdełki z Grumady Wajdelotów Istyjskich, rodowód tego miejsca nie jest wcale średniowieczny, jak tego chciała dynastia królewska Jagiellonów. Kronikarz przekształcił na potrzeby legendy założycielskiej Władysława Jagiełły opowieść pogańską, rodzimowierczą, mówiącą o prastarych władcach, o prawdziwym założycielu starożytnym Litwy – Pałomężu I Pylajmenieb i jego praprawnuku, odnowicielu obwaru Wilno – Pałomężu II-Palemonie – znanym podaniom Romajów, jako bóg morski Palemonc.
Świątynia na Świętym Rogu Wilni i Wilji została ustanowiona przez Palemona, kiedy wraz z zadrugą Let-Winilów (Letwinów) i plemieniem Wędów-Weneców wrócił on w Ziemice Istów, opływając wielką wyprawą morską Biały Ląd od Morza Bodów (Odrysów – Adriatyk) przez Morze Sporów (Środkowe, Śródziemne) i Okołonas Wądlądstydę (Atlantyk), Morze Siewierne (Północne) i Słewskie-Wędzkie, po Wojnie Trojańskiej i pobycie Wenedów przez trzy pokolenia wśród Romajów w Wieńcu-Wencu (dzisiaj Wenecja)d.
Ustanowiono ją jako Świątynię Światła Świata – a więc Świętowita, jako uroczyszcze – a więc miejsce przyrodzone, bez kapiszt i chromin, bez posągów i niczego, co by było ręką człowieka uczynione. Oddano to miejsce święte początkowo w opiekę Gromadzie Wajdelotów. W późniejszym czasie dopiero, kiedy wzniesiono tutaj palwany Perkunasa, Borowiła i Wida-Wija oraz ustanowiono kąciny, władzę przejęli kriwejtisie. Kriwe Lizdejko to jeden z ostatnich rodzimowierczych kapłanów, tuż przed uchrześcijanieniem Litwy oraz złączeniem jej poprzez Władysława Jagiełłę z Koroną Lęchicką (lęgijską, lugijską).
a MNM, tom 2, str. 640-641, hasło Szwintorog.
b Księga Ruty, Taja 18, przypis 8, str. 55.
c Palemon znany był Romajom i został utrwalony w mitach jako bóstwo greckie – Pan Mórz i Opiekun Żeglarzy.
Według Wikipedii anglojęzycznej – hasło Melicertes – Palemon był identyfikowany z Melikertem:
„W mitologii greckiej Melicertes (starożytny grecki: Μελικέρτης, czasami Melecertes, później nazywany
Palaemonem Παλαίμων) jest synem księcia Boecjan Atamasa i Ino, córki Kadmosa.
Ponieważ Ino wychowała niemowlę Dionizosa, ścigana przez męża, który został doprowadzony do szaleństwa przez Herę i zamordował brata Melikarta, rzuciła się z nim na rękach do morza z wysokiej skały pomiędzy Megarą a Koryntem. Oboje zostali przemienieni w morskie bóstwa: Ino jako Leukotea, odnotowana przez Homera, Melicertes jako Palaemon. Ciało tego ostatniego zostało przeniesione przez delfina do Przesmyku Korynckiego i złożone pod drzewem sosnowym. Tu został znaleziony przez wuja Syzyfa, który przewiózł go do Koryntu, a dowodząc Nereidami ustanowił igrzyska istmijskie i zarządził ofiary na jego cześć.
Palaemon pojawia się po raz pierwszy w Ifigenii Eurypidesa w Tauris, gdzie jest już „strażnikiem statków”. Najważniejszą jego identyfikacją u poetów łacińskich z epoki augustiańskiej jest Portunus, rzymski bóg bezpiecznych portów, wspominany w Georgikach Wergiliusza.
Owidiusz dwukrotnie opowiedział historię zatopienia się w morzu Ino z Melicertesem na rękach. Owidiusz pisze o nim w Fasti, gdzie utożsamia z nim po raz pierwszy Przesmyk Koryncki bez wymienienia go z imienia: „Ziemia, skurczona wąskimi granicami, która odpycha bliźniacze morza, i sama w sobie, jest oblana dwustronnie wodami.”
U późniejszych łacińskich poetów są liczne identyfikacje Palaemona z sanktuarium w Przesmyku Korynckim, gdzie nie znaleziono jednak żadnych dowodów archeologicznych dla kultu przed-Augustiańskiego.
Hyginus stwierdza, że Ino rzuciła się w morze wraz z młodszym synem Atamasa, Melicertesem, i stała się boginią oraz, że Ino, córka Kadmusa, zabiła swojego syna Melicertesa przez Atamasa, syna Aeolusa, kiedy przed nim uciekała.
W odwzorowaniach grecko-rzymskich Palaemon jest oddawany jako chłopiec jadący na delfinie, dziecko z ogonem trytonowym.
Nie podano zadowalającego źródła mitu ani źródła imienia Palaemon. Sugeruje się, że imię to oznacza „zapaśnika” lub „walczącego” i jest epitetem Heraklesa, z którym Melkart jest identyfikowany przez interpretatio graeca i określany jako Tyryjski Herakles, ale nie wydaje się, aby istniał jakikolwiek tradycyjny związek między Heraklesem i Palaemonem. Melicertes jest Fenicjaninem.
Imię Palaemon było również objaśniane jako „palący pan” (Baal-haman), ale wydaje się, że mało wspólnego jest między bogiem morza a bogiem ognia. Rzymianie zidentyfikowali Palaemona z Portunusem (bogiem opiekunem portów), a niektórzy przyjęli imię Palaemon jako „miodownik”. Nazwa ma również oznaczać „zapaśnik”.
Pod koniec II wieku n.e., w sanktuarium Posejdona w Istmii, Pauzaniasz zobaczył świątynię Palemona: … z obrazami w niej Posejdona, Leucotei i Palaemona. Jest też coś, co nazywa się Świątynią Świętą, z podziemnym zejściem do niej, gdzie mówią, że Palaemon jest ukryty. Ktokolwiek, czy to koryntian, czy obcy, przysięga tu fałszywie, w żaden sposób nie może uciec przed swoją przysięgą. Jest tu też starożytne sanktuarium zwane ołtarzem Cyklopów i poświęcają je Cyklopom.
W towarzystwie Leukotei, Melicertes/Palaemon był powszechnie przywoływany w celu ochrony przed zagrożeniami na morzu. Wydaje się, że istnieją poważne poszlaki, że kult Melicertesa był pochodzenia obcego, prawdopodobnie fenickiego, i wprowadzony został przez nawigatorów fenickich na wybrzeżach i wyspach Morza Egejskiego i Śródziemnego. Dla Hellenów pochodził on z Beocji, gdzie wpływy fenickie były silne; w Tenedos był przebłagiwany przez ofiarę z dzieci, która wydaje się wskazywać na jego tożsamość z Melkertem. Przedwczesna śmierć dziecka w greckiej formie legendy jest prawdopodobnie aluzją do tego.
W 1956 roku wykopaliska w Istii prowadzone przez University of Chicago pod kierunkiem Oscara Bronhera odkryły małe sanktuarium Palaemona, które miało formę maleńkiej rzymskiej świątyni w porządku korynckim, która pojawiła się też na monetach Koryntu w II wieku n.e.; była następczynią dwóch wcześniejszych skromniejszych architektonicznych etapów sanktuarium. Stwierdzono, że fundamenty świątyni znajdują się na linii początkowej stadionu z końca 5 lub początku 4 wieku p.n.e.. Kult Melicertesa o wielkiej starożytności, prawdopodobnie oparty na pre-helleńskich postaciach Ino i Melicertesa, został przedstawiony przez Edouarda Willa tuż przed odkryciem tego miejsca i odrzucony przez Johna Hawthorne’a w roku 1958.”
Przytoczyłem tę obszerną notę z anglojęzycznej Wikipedii, żeby jaskrawo pokazać, co się stanie, gdy uwzględnimy słowiano-aryjskie, drackie (trackie), fenickie (wenickie) korzenie mitologicznej postaci Pylajmena, Dionizosa, Pana, Satyrów, Trytona, Tyfona i innych bóstw mitologii Hellenów. Wtedy wszystkie nielogiczności i zagadki dotychczas nierozwiązalne związane z postacią Palaemona znikają, a opowieść układa się w logiczny, gładki ciąg rozpoczynający się od Troi, a kończący na opłynięciu Białego Lądu przez uciekających przed Rzymianami z Wenecu Letwinilami Pałomęża II Palemona, którzy przybyli z powrotem do Ziemi Istów. Nic dziwnego, że w micie greckim jest to podane jako „rzucenie się do morza ze skały”, i że został Palemon przekształcony w bóstwo morza, władcę mórz i opiekuna żeglarzy (podano tam liczne starożytne źródła do powyższego opisu).
Patrz też MNM, tom II, str. 135 – Palemon w haśle Melikert oraz str. 640-641 w haśle Szwintorog.
d Księga Ruty, Taja 18, przypis 8, str. 55;Taja 19, przypis 32a, 32b str. 130-131; Taja 20, przypis 1 Spałkalisz, str. 194-195, przypis 4 Sredec str. 196-198; Taja 22, przypis 68, str. 373; przypis 74, str. 375. Głównie zaś w opowieści Pałomąż II Palemon w Taji 22 str. 353-355 oraz Taja 23, str. 386.
e Tezę tę potwierdza opis jako żywo nawiązujący do podania mitologicznego, wierzeniowego, bajnego, zawarty w Legendzie o żelaznym Wilku, przytoczonej przez Wadysława Zahorskiego w Legendach i podaniach wileńskich: „Pewnego razu, a było to około roku 1322, książę goniąc olbrzymiego tura, zapuścił się aż na wzgórza, otaczające ujście Wilenki do Wilii i tu na jednej z gór dopadł zwierza i zabił go z kuszy. Ogromny tur, ugodzony w serce, padł nieżywy, a książę, oparłszy stopę na jego potężnej głowie, zadął w róg w złoto oprawny. Słońce już dawno zaszło i księżyc srebrnolicy wypłynął na niebo, srebrząc wierzchołki lip i dębów i migocąc w nurtach Wilii. Tylko ze świątyni, znajdującej się u stóp wzgórza bił blask czerwony ognia świętego, a smętny śpiew wajdelotów rozlegał się w ciszy nocnej. Znużeni całodziennym uganianiem się za zwierzem uczestnicy łowów, pokrzepiwszy siły skromną wieczerzą i miodem, układali się na spoczynek, wybrawszy na nocleg zgliszcze Świntoroga, pomiędzy świątynią a Wilią.”
[iv] Wieszczer, wieszczestwo – opar mgieł unoszących się w namacalnej postaci, czasami wonny, z którego kształtu czyni się wieszczbę na czyjeś zamówieniea.
a W języku ukraińskim wieszczestwo – lity opar, zapach unoszący się namacalnie w powietrzu.
[v] Dyptam jesionolistny (Dictamnus albus L.) – gatunek rośliny należący do rodziny rutowatych (rosyjska nomenklatura: trawowate). W wielu krajach, również w Polsce, jest uprawiany jako roślina ozdobna. Występuje w stanie dzikim od południowej Europy po Syberię i północne rejony Chin. Przez Polskę przebiega północna granica zasięgu dyptamu jesionolistnego. W ciągu ostatnich 100 lat podawanych było kilka miejsc występowania tej rośliny w Polsce: dolina Wisły między Włocławkiem a Świeciem, Przedgórze Sudeckie, Pogórze Śląskie (góra Tuł w gminie Goleszów), Wyżyna Śląska i Wyżyna Małopolska.
Obecnie potwierdzone zostały tylko trzy stanowiska dyptamu w Polsce: rezerwat Kulin koło Włocławka, okolice Dąbrowy Górniczej oraz rejon Pińczowa. Bylina o zdrewniałych pędach, hemikryptofit. Zimą zdrewniały nadziemny pęd obumiera, na wiosnę roślina wypuszcza nowy pęd. Siedlisko: suche lasy i zarośla, wzgórza. Kwitnie od maja do lipca.
Ziele to wydziela przez włoski gruczołowe dużo olejków eterycznych. Kwiaty mają wspaniały cytrynowo-waniliowy zapach. W upalne i bezwietrzne dni po zbliżeniu płomienia olejki można zapalić, powodując krótkotrwały, błękitny płomień, który nie niszczy rośliny. Jest jedną z traw żywicielskich larw motyla paź królowej.
W Polsce dyptam jesionolistny objęty jest ścisłą ochroną gatunkową, jest to trawa lecznicza, zioło, które zawiera olejek eteryczny (limonen, cymol, estragol), alkaloidy (robustina, diktamnina), kumaryny (psoralen, bergapten), rytynę.
Opisany w Biblii gorejący krzew (zwany krzewem Mojżesza) utożsamiany bywa właśnie z dyptamem jesionolistnym, ponieważ jego olejki lotne mogą ulec zapaleniu. Naukowcy odrzucają jednak taką możliwość. Rzeczywiście dyptam wydziela dużo palnych olejków (zwłaszcza podczas upałów), jednak nie zapalają się one samorzutnie, a dyptam jesionolistny nie występuje ani w Egipcie, ani na Półwyspie Arabskim.a
Posiada magiczne właściwości zasklepiania ran, a w języku czeskim przechowały się jego obrzędowe pogańskie nazwy – trzemdawab i święty kopeczek. Święty Kopeczek to również nazwa sanktuarium w Czechach poświęconego w czasach przedchrześcijańskich Boranie i nazwa miejscowości, gdzie roślina ta występuje wciąż w stanie dzikim. W rosyjskim trawa ta nazywana jest wielki jaśniec, w ludowym ukraińskim płonąca kopina, z racji tego, iż kwiat otoczony jest widzialnym, niemal namacalnym błękitnym oparem (wieszczestwem, wieszczerem), który można zapalić.
W Gruzji liści i kwiatów trzemdawyc używa się jako silnej przyprawy do przekąsek, jest przysmakiem znanym jako grwali-camali. Chorwackie nazwy: gorući grm, rusten, veliki vršak.
a Wikipedia polskojęzyczna, hasło: dyptam jesionolistny.
b Wikipedia czeskojęzyczna, hasło dyptam jesionolistny.
c Trzemdawa – trzemowa dań, czyli zioło trzemowe, ofiarne, daninowe, święte. Trzemy to dziedziny władztwa Trzygłowych Bogów Działu: Białobogi i Czarnogłowa.
[vi] Rzeżucha-kożucha – pieprzyca siewna, potocznie rzeżucha, rzeżucha ogrodowa lub rzeżucha siewna. W mowie prawilnej, czyli mowie i zapisie prawym, z Prawi płynącym – rzerzuha/rzarzuha/rzarzoha – reruga/raruga/raroga.
[vii] Jeleni sierp – obrzędowy sierp wykonany z kości żuchwy jelenia.
[viii] Zygmunt Gloger, w „Encyklopedii Staropolskiej Ilustrowanej”, pisze:
„Wszystkie kościoły, domy, chaty i podwórza „majono” drzewkami brzozy, jesionu lub świerku ustawionemi i zatykanemi przy ołtarzach, gankach, wrotach, sieniach i wejściach. Podłogi i ziemię wysypują zielonym tatarakiem, świerczyną i kwiatami. Majowy zapach tej zieleni rozchodzi się wszędzie przepełniając kościoły, mieszkania i podwórka.”
[ix] Rokita nosi przydomki Bugaj, Bubacz i Świepiot, jednak Południowa Słowiańszczyna nazywa go Miodurem. Miodur i Świepiot znaczy to samo, bowiem świepiotami nazywa się dzikie gniazda pszczele znajdujące się w pniach leśnych drzew.
Świepiot, świepiet, ‘barć pszczół leśnych’; prasłowiańskie, od pnia swep-, cerk. swepiti sę –roić się, poruszać się (od wiatru, o liściach), chwiać się, kołysać, słowień. swepati – chwiać się; co powtarza się w lit. supoti i siubuoti – kołysać.a
a SEB, hasło świepiot, str.536.
[x] O tym jak narodziły się Pszczoły i jak je wyposażono oraz kto nimi włada mówi Księga Turaa.
a Księga Tura: Taja 6, str. 130-131; Taja 9, str. 208, przypis 12, str. 235; Taja 10, str. 256; Taja 11, str. 296-297, 299, przypis 12, str. 319; Taja 12, przypis 8, str. 340-341; Taja 13, str. 367; Taja 15, str. 406-408, 423, przypis 4, str. 426, przypis 7, str. 427.






