Jak nas okłamują media
1. Gadowski tv: Jak nas okłamują media
https://www.youtube.com/watch?v=V2Fkk9JEeUM
2. J. Karwelis – Kici, kici, pyrć, pyrć…
Teraz koty. Właściwie próba. Wchodzę do znajomych i czteroletnia dziewczynka ostrzega mnie, żeby zdejmować buty „bo śmierć” i wskazuje na kota. Ja – stary pandemista – w ogóle nie wiedziałem o co chodzi, a tu okazuje się, że kot może zdechnąć, bo jest grypa, która koty dziesiątkuje. No to w domu sobie przysiadłem i popatrzyłem o co chodzi i aż mnie zamurowało.
Czyli można próbować tej samej sztuczki enty raz? I teraz, że co? Że koty wybijemy jak norki, co to kowida miały i dziesiątkami tysięcy (dziękujemy profesorze Pyrć) szły do gazu, bo jakiś palant zrobił jakiś wymaz jakimś (okazało się) gównianym testem i mu wyszło z maszyny losującej, że i owszem? Czy ludzie po raz kolejny kupią taką ściemę, tym razem wobec kotowatych? Wydawało mi się to niemożliwe.
No bo taka norka, ba krowa, to nie wzbudza takich emocji jak nasz Puszek-okruszek. Ten ma imię, nawyki, tuli się jak książę puszysty ma ochotę. No – wzbudza jakieś emocje i przywiązanie. A taka norka, to imienia nie ma, w dodatku jest hodowana w celach futrzanych, coraz bardziej zawstydzająco niemodnych. No i co by miało wynikać z tej kociej pandemii? Że koty won, może do gazu, że – jak krzyczała ostrzegająca dziewczynka – śmierć? Coś mi się to wydało nakręcone w stronę, która nie ma szans na powtórkę z panicznej rozrywki.
No i mnie naprowadził nasz polski Fauci, pan profesor Pyrć. Postać znana w pandemii, promotor szczepionek, distancingu, no – sanitarysta pełną gębą. Kolejny – po finansiście z Sanepidu, panu Pinkasie, człowiek renesansu, universal soldier, bo za swe zasługi został wciągnięty jako ekspert także od klimatu. No, cudo człowiek. Jego boje z doktorem Pieniążkiem przejdą do annałów historii walki z uczoną ciemnotą, podlaną konfliktami interesu.
Okazało się bowiem, że źródłem tych kocio pandemicznych rewelacji jest nasz pan profesor. Pochwalił się bowiem swymi badawczymi rewelacjami i wyszły ciekawe rzeczy. Koty chorują na ptasią grypę typu A H5N1. No, żadna rewelacja, znamy temat z poprzednich prób (padgatowki) do światowej pandemii. Jak wirus mógł przeskoczyć z łuskowca na nietoperza, który właśnie przechodził z tragarzami koło mokrego targu w Wuhan, to skok z ptaka na kota, to prościzna. Ale jedziemy dalej. Profesor z kolegami (doktor Maciej Grzybek i doktor Łukasz Rąbalski) zaczął badać trop transmisji patogenu przez pokarm. Aby zweryfikować tezę poproszono właścicieli chorych (dodajmy – na testy) kotów o przesłanie do badania próbek pokarmu naszych kotowatych zagrypionych. Otrzymano w ten sposób – uwaga, uwaga! – PIĘĆ próbek, z których JEDNA zawierała wirusa. Tu profesorowi puściły szwy wyobraźni, pisze: „Chociaż nie można wykluczyć, że wirus znalazł się w próbkach mięsa później lub że mięso zostało zanieczyszczone przez właścicieli wirusem rozwijającym się w organizmie kota, nie można również wykluczyć, że to właśnie surowe mięso było źródłem zakażenia.”
Pyrć kołował, kołował, aż wylądował. Czytamy bowiem dalej: „Zasadny wydaje się apel do służb weterynaryjnych oraz inspekcji sanitarnej, aby zbadały mięso dostępne w Polsce i rozważyły włączenie testowania mięsa w kierunku grypy H5N1. Jest to kluczowe nie tylko ze względu na koty, ale również na fakt, że wirus ten stanowi zagrożenie dla życia ludzkiego. Dodatkowo polski przemysł drobiarski to prawie 20% rynku UE, a szacowana wartość eksportu mięsa to ponad 3 miliardy euro. Warto wyobrazić sobie konsekwencje dla tego sektora gospodarki jeżeli faktycznie okazało by się, że skażone mięso znalazło się we Francji, Włoszech czy Niemczech”.
Tyle pyrciologii. Teraz przetłumaczmy to na ludzki język. Mamy grypę wśród kotów, ptasią. Gdy prowadziłem ten Dziennik to na jego początku codziennie zaznaczałem ilości zakażeń i zgonów, a więc, skoro mi zamknęli już budkę z podawaniem ludzkich danych, to sobie podam dane – kocie. Zakażonych kotów – 17 sztuk, zdechłych 11. Na 7 milionów kotów. Pandemia, coś jak u ludzi. Ci też umierali minimasowo i kwalifikowano ich przyczyny śmierci na podstawie tego CZY test pokazał, że coś tam u nich w organizmie jest. Teraz będziemy mieli grzanie pandemii grypy na podstawie tak niskich danych i co? Znowu będziemy mieli religię Covid-ZERO? Że nikt (tym razem z kotów) nie jest bezpieczny dopóki każdy (z kotów) nie jest bezpieczny?
Pyrć bezwstydnie pisze o co chodzi. Ponieważ trudno liczyć, że ludzie zaczną eksterminować swoich pupilków, to kwestia rozegra się gdzie indziej. Na podstawie jednej próbki z pięciu (tak się u nas profesory i doktory bawią w badania) grozi nam nie tylko wprowadzenie testów na grypę do kontroli mięsa, ale – w przypadku wykrycia patogenu, sugeruję proporcję pyrciową 1:5 – wyrzynanie całych stad drobiu, chyba że będziemy badać każdą kurę i kaczkę osobno. Przypomnę jeszcze raz – za kowida gazowano dziesiątki tysięcy norek na podstawie tej pyrciowej praktyki. Pan profesor nawet bezwstydnie kapuje – które kraje powinny się zaniepokoić tą straszną statystyką z Polski i kładzie na szale: po jednej stronie swój pandemicznie zużyty autorytet wraz z JEDNĄ próbką mięsa, po drugiej – 3 miliardy euro. I tak sobie buja tą szalką.
Kogo to może cieszyć? Ano profesora tak, na bank producentów testów na ptasią grypę. Tym idzie obecnie gorzej skoro kowidowa testoza umarła. Takie enuncjacje mogą na pewno ucieszyć naszych konkurentów na rynku drobiarskim. Ci – wyposażeni w pyrciowe bzdury będą podtykać importerom, a właściwie ich klientom, pod nos rewelacje z Polski i znowu stracimy. Kto straci? No, jak zwykle, polscy rolnicy. No bo teraz kociarze nasi rzucą się i na nich, że produkują zatrute mięso, narażając puszystych na śmierć. I będą kupować mięso z zagranicy, która przecież nie ma takich troskliwych badaczy jak nasz Pyrć.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.
https://dziennikzarazy.pl/4-07-kici-kici-pyrc-pyrc/