Z życia naszych Domowinów
Domowin – wiadomo – inna żywa istota domowa niż domownik, czyli człowiek. Ci którzy śledzą blog od początku wiedzą o tym, że to nasi Bracia Mniejsi – Zwirzorowie i Zróstowie, a ci którzy są tu nowi niech sobie wstukają w wyszukiwarkę na blogu hasło „domowin” i poczytają. Na zdjęciu od lewej Rudzielec Bronek, Czarna Malutka, Burak Linuks.
Nasza Trójca Święta – Rudzielec czyli Bronio lat 10, Malutka Czarniutka lat 4 i Linux Burak, czyli Kot Bury lat 8. Do czwórcy uzupełnia ich Feniks, zwany popularnie Mójpies, ale właściwie ma jeszcze z 1000 innych imion, w tym, na Fen jakieś 20 (łącznie z Fenkiem zdrobnieniem od Feniksa, Fenem-Szybkim Wiatrem, Fenkułem-Warzywkiem Aromatycznym i Fenistilem-Lekiem Łagodzącym na Wszystko Zło Tego Świata).
Oto Coporanna Modła Świętej Trójcy w otwartym na oścież oknie mojego pokoju. Moment otwarcia tego okna jest zawsze wyczekiwany, a jeśli się spóźniam przywódca stada Rudzielec głośno mi o tym przypomina. A minę ma przy tym taką, że naprawdę nikomu nie radziłbym zapomnieć otworzyć tego okna, albo się z tym za bardzo spóźnić.
Rok temu, 6 kwietnia 2019, Rudzielec w środku nocy około 2.30 polował na parapecie balkonu na nietoperza i wypadł z 10-tego piętra.
Piszę o tym dopiero teraz, bo wcześniej to było zbyt osobiste i traumatyczne przeżycie. Zbiegliśmy natychmiast na dół, gdzie siedział w szoku pod krzakiem złotokapu. Przynieśliśmy go do domu, krwawił, więc natychmiast zabraliśmy go na zwierzęcą całodobową klinikę. Prześwietlenie wykazało, że Bronek jest cały, nie ma złamanej najmniejszej kosteczki, a krew bierze się z odbitego pęcherza. Otrzymał leki przeciwbólowe, antybiotyki i został na obserwacji. Po 24 godzinach wrócił do domu. Był obolały, ale w ciągu 2 tygodni całkiem doszedł do siebie. Wtedy na naszym balkonie pojawiła się siatka.
Szokująca historia, po pięciu latach życia z nami wyciął taki numer – rzucił się na nietoperza z parapetu. Uratował mu życie krzak złotokapu i miękka ziemia porośnięta grubo szałwią pod oknami, ale tak naprawdę Świadomość Nieskończona pokierowała tym „szczęśliwym lotem” – kilka centymetrów w jedną czy drugą stronę i byłoby po nim. Od tamtego czasu nie wchodzi na parapet – nigdy!
Każdy z tych trzech kotów na za sobą niejedną podobną historię, ale co najmniej jedną taką jak ta, z cudownym ocaleniem życia. Rozumiecie więc, że to jest prawdziwa Święta Trójca – nie jakaś tam wydumana, albo udawana, zdogmatyzowana trójca kościelna.
Jak wiecie Feniks też ma za sobą przeszłość nie do pozazdroszczenia. A ten Fylokaktus jest u nas drugi rok, został uratowany ze śmietnika i odwdzięcza się w pierwsze lato. To kolejny Wielki Ocaleniec, wspaniały nasz Domowin.
Był straszliwie zniszczony, wyschnięty, przemarznięty, praktycznie martwy – co jeszcze miejscami wciąż widać. Inny ocaleniec, którego zabraliśmy ze śmietnika razem z tym, to Epifilium, które zakwita na Gwiazdkę, w Szczodre Gody. Już pierwszej zimy wydał jeden marniutki kwiateczek. Bardzo dzielny Zróst – Zróstlina – Roślina!
Oto i on!
Rzeczona siatka ochronna i inni Zróstowie. Niektórzy pojawiają się co roku na nowo, inni trwają z nami dziesięciolecia.
Maciejka na pierwszym planie i lobelia niebieska. Maciejki potrafią wyrosnąć do pół metra wysokie.
Nasturcje zwisają na zewnątrz jak girlandy i kwitną do późnej jesieni. Widać grube gałęzie winobluszczu, które wychodzą na zewnątrz.
Winorośl ma 2 lata, znosi mróz do minus 30 stopni C, ale z upałem jest gorzej, a to południowa wystawa, z widokiem na całe miasto, Wawel, Kościół Mariacki, Szkieletor czyli obecny Unity Tower, wszystkie Święte Kopce (prócz Kopca Wandy), tysiąc innych wspaniałych obiektów, ale przede wszystkim na Pogórze, Beskidy i Tatry. Zakopianka wygląda od nas nocą jak biało-czerwona karuzela- diabelski młyn migoczący światłami samochodów jadących w górę (w góry) i w dół (do miasta).
Nasturcje są oczywiście jednoroczne tak jak i maciejki i większość pelargonii. Jednak nasturcje mają ciągłość poprzez „kapary”, czyli zielone nasiona, które można zakisić i jeść jak prawdziwe kapary, ale można też zasuszyć i na wiosnę kiełkują. Te nasturcje rosną u nas co najmniej od 30 lat.
Ta Trzykrotka Fioletowa ma ze dwadzieścia lat. Po każdej zimie jest cięta niemalże do zera bo zasycha na wiór i tak się odradza jak to tutaj widać.
Dzikie Wino rośnie od roku 1977, ma już 34 lata. Inny stary Domowin to Hoja – 20-letnia, co roku pięknie kwitnie przez całe lato.
Winobluszcz, który tutaj widzicie jest tylko o chwilkę młodszy (2002 – 18 lat), jest olbrzymi, głównie rośnie na zewnątrz balkonu, na jego bocznej ścianie i dachu. Mamy też dwa stuletnie kaktusy, jeden to prawdziwy olbrzym, z domu rodziców mojej żony, którego trzeba co kilka lat ścinać, kiedy dorasta do sufitu. Wtedy zdrewniałą część i korzeń wyrzucamy, a „głowę” wsadzamy do ziemi i puszcza bez problemu nowe korzenie. Wygląda że to jakiś meksykański popularny kaktus-chwast.
Lwie Paszcze – jednoroczniaki, ale też mają ciągłość poprzez nasiona – nigdy nie są kupowane, a niektóre zimują w krawężniku balkonu między płytami podłogi i wyrastają na wiosnę jako rośliny wieloletnie.