O byku/turze, jeleniu i dziku w mitach założycielskich i kosmogonicznych Daków, Słowian, Persów i Hindusów
„Od Zalmoksisa do Czyngis-chana” Mircei Eliade to jedna z tych książek, które są obowiązkowym źródłem wiedzy przy odtwarzaniu Mitologii Słowian. Wiem, że to nie jest miłe – także dla wyznawców Rodzimej Wiary Słowian – kiedy okazuje się, że dawne gmachy zdawało się dobrze posadowionego odtwórstwa Wiary Przyrodzonej Słowiańskiej, oparte o zapiski mnichów chrześcijańskich z X-XII wieku, chwieją się i walą, przysypując swoimi nieświeżymi pyłami, nasze wyobrażenia o prymitywizmie pierwotnej religii Słowian wyszłych z Bagien Prypeci w VI wieku n.e..
Pragnę jednak zwrócić uwagę wszystkich Rodzimowierców, Sympatyków i wrogów jawnych Wiary Przyrodzonej Słowian, że istnieją dzieła – jak to, Mircei Eliade, kilkadziesiąt lat temu wskazujące już na spójność wierzeń Hindusów, Persów, Hunów, Daków i Słowian. Jak długo można pozostawać ignorantem i wypierać ze świadomości fakty? Do czego taka postawa ma Polaków doprowadzić? Czas ocknąć się i przyjąć do wiadomości, że Wiara Przyrodzona Słowian jest i była zawsze oparta na głębokim systemie filozoficznym (wijozowicznym) i wiedzy (wiedzie) astronomiczno-przyrodniczej jej twórców.
(Uwaga ogólna: Ta Wykładnia (Lekcja), tak jak wszystkie przedstawiane na naszym Portalu Starosłowiańskiej Świątyni Światła Świata składowe Księgi Wiedy – nie jest PEŁNA, ani nie ma kształtu Ostatecznego. Pełne i Ostateczne będą wyłącznie Taje Księgi Wiedy, która ukaże się drukiem)
Książka niniejsza została wydana w Paryżu w roku 1970 i oczywiście przeczytałem ją grubo wcześniej niż zabrałem się do spisywania mojej, „odtworzonej” Mitologii Słowian w roku 1980. W Polsce wydano ją zdecydowanie późno – w roku 2002 – ale moi drodzy Rodzimowiercy, Bracia Polacy – to przecież było już prawie 20 lat temu! Dalej nie znacie tej książki i tkwicie w narracji neokolonialnej, w mającej już 1050 lat wersji Watykanistów na temat Słowiańszczyzny i jej dawnej religii?!
Dzisiaj możemy na „rytualne łowy” spojrzeć zupełnie inaczej niż mógł to uczynić Mircea Eliade w roku 1965, kiedy pisał tę pracę. Wiemy coś więcej. A mianowicie o rytualnie/sakralnie/kosmicznie Odciętej Nodze Byka i jej odwzorowaniach na Ziemi, o znaczeniu kosmogonicznym Jelenia i Byka/Tura w kontekście ciągłości kultury i tradycji Wielkiego Królestwa Północy (SIS), o Zapisie Wydarzeń Nieba Gwieździstego w Ziemskiej Słowiańskiej Baji i Słowiańskim Przyrodzonym Kalendarzu, a także o zapisie zdarzeń niebiańskich w innych podaniach kanonów religijnych (np. w Wedzie, Torze, Biblii czy Nowym Testamencie), o prawdziwym/przyrodzonym cyklu Dzikich Łowów i Wielkich Bitew Niebieskich, wreszcie o samej obecności Pra-Polaków/Pra-Słowian w dziejach cywilizacji od około 30.000 lat, i o faktycznych Korzeniach Drzewa Cywilizacji – Drzewa Świata – Kłódzi Światła Świata – na Północy Euro-AZJI.
Będę ten tekst Mircei Eliade w niektórych miejscach krytykował, lecz pamiętajmy, że ma on już ponad 50 lat, a części Rodzimowierców Polskich, nie mówiąc już szerzej – o ogóle Polaków, wciąż to umocowanie Wiary Przyrodzonej i Kultury oraz Tradycji Słowian w paleolicie, neolicie i głębokiej starożytności Euro-Azji, jest nieznane.
Polowanie na Tura – pierwsze zdanie tej wielkiej pracy. Tur, etymologia i znaczenie magiczne po rumuńsku: bour – czyli tur = bur/bór/bor/b-or; tur = zimbru – z boru, zębur, zwierz z-im-bru; z imu b/w RA, zwierzę z-Imbry. Dragosz (d-RA-Gost) – jakież to romańskie, wręcz rumuńskie imię, w sam raz, ale dla słowiańskiego, a nie romańskiego założyciela Wołoszy, Mołdawii i Rumunii!
Dodam na uboczu ale dla dopełnienia, że Imbra to wyspa wchodząca w skład Świętego Państwa RA-nów – wraz z Rugią/Raną, Uznamem i Wolinem. Tak! To miejsce to starożytna ARKONA, gdzie czczono nie tylko wierzchowca Źrebca/Śrepca Świchrza w Świątyni Światła Świata (Świętowita), ale także Białego i Czarnego Byka/Tura/Krowę, zapewne w świątyniach Wolińskich, Szczecińskich, czy na Imbrze.
Zobaczmy, co pisał kronikarz Helmold z Bozowa:
„Wśród wszystkich ludów północnych jedynie kraina Słowian pozostała bardziej oporna od innych i nieskłonna do przyjęcia wiary.” […]
„Nie ma też pod słońcem barbarzyńców, którzy by większą odczuwali odrazę do chrześcijan i kapłanów niż oni.” […]
„Na Morzu Bałtyckim znajdują się także wyspy zamieszkane przez Słowian; jedna z tych nazywa się Imbra. Leży ona naprzeciwko Wagrii, i to tak blisko, że można ją widzieć ze Starogardu. Druga wyspa o wiele większa leży naprzeciwko Wieletów; zamieszkują ją Ranowie zwani też Rugianami, bardzo dzielny szczep słowiański, on jeden mający króla. Nie godzi się załatwiać żadnej sprawy publicznej bez zasięgnięcia ich opinii; do tego stopnia sieją oni grozę dzięki swej zażyłości z bóstwami czy raczej demonami, których czczą z większym oddaniem niż inni.” […]
„Ranowie zaś, których inni nazywają Runami, są ludem okrutnym, mieszkającym w sercu morza. Nade wszystko oddani bałwochwalstwu, dzierżą pierwszeństwo wśród wszystkich ludów słowiańskich, posiadają króla i bardzo sławną świątynię. Stąd też z powodu szczególnej służby bożej w tejże świątyni zajmują pierwsze miejsce w poważaniu i choć sami nakładają jarzmo poddaństwa na innych, sami żadnego jarzma nie znoszą z tego prostego powodu, że trudny jest do nich dostęp ze względu na właściwości miejsca. Zmuszają oni ludy, które podbili mieczem, do opłacania trybutu na rzecz swej świątyni. Poważają więcej najwyższego kapłana niż króla. Wojska kierują tam, dokąd wskaże los. Odniósłszy zwycięstwo znoszą złoto i srebro do skarbca swego boga, resztę zaś łupów dzielą między siebie.” […]
Ta notatka jest bardzo późna i stronnicza, jednak jak to w propagandzie, musiała zawierać dużą część prawdy, by przemycić to co stanowi sedno propagandy chrześcijańskiej. Świadectwo starożytności dają w wypadku Słowian często niestety wyłącznie badania archeologiczne, antropologiczne czy genetyczne, a te potwierdziły istnienie na terenach obecnej Polski i Połabia proto-państwa, tak potężnego jak państwo Hetyckie (zwane w niemieckiej nomenklaturze naukowej IMPERIUM). Było ono zdolne do wystawienia wielotysięcznej armii i toczenia bitew takich, jak ta która rozegrała się około 1300 roku p.n.e. opodal Rugii, Wolina i Szczecina, bitwa nad Dołężą (Tolensee). (Bitwa sprzed 3.300 lat, nad Dołężą na Wenedyjskim Połabiu, częścią „inwazji” Prasłowiańskich H-Ariów na Euroazję!).
W czasach M. Eliade królowało podejście materialistyczne do wszelkich mitologicznych i religijnych tekstów oraz faktów kulturowych z przeszłości i teraźniejszości. Religię, a za tym i wierzenia zwykłych ludzi, uważano wtedy za relikt przeszłości, odchodzący w niepamięć zabobon. W najlepszym razie za echo prymitywnego pojmowania świata przez człowieka pierwotnego, niewykształconego, analfabetę zamkniętego w swoim świecie Przyrody i w przyrodzonym, niezmiennym miejscu na Ziemi, niczym w pudełku, bez możliwości widzenia szerszego horyzontu. Wiara tzw. magiczna (mogtyczna i przyrodzona), okultystyczna, ezoteryczna, miała według tej koncepcji umrzeć śmiercią naturalną wraz z postępem materialistycznej nauki. Rok 2000 był dla nauki ówczesnej (prognozy futurystyczne S. Lema i innych światowej sławy futurologów) symboliczną datą tryumfu tej koncepcji i czasem podboju Gwiazd przez Człowieka. W istocie po roku 2000 Człowiek zaczął „podbijać” Gwiazdy, ale zupełnie inaczej niż o tym myśleli ludzie XX wieku – po prostu zaczął rozumieć odbicie Zapisu Gwiazd w najgłębszych pokładach dziejów, tradycji i kulturze duchowej oraz materialnej Cywilizacji Człowieka.
Całe to materialistyczne podejście do świata miało swoje dobre i złe strony. Zła jest taka, że w rozważaniach jak te, abstrahowano z góry od możliwości innej interpretacji niż marksistowsko-materialistyczna. Usiłowanie, by z antropologii kulturowej uczynić ścisłą dziedzinę nauki, nie pozwalało „naukowcom” tej dyscypliny wyjść w stawianiu hipotez poza dowody materialne, jakimi aktualnie dysponowali. To właśnie zaważyło, iż Mircea Eliade w niniejszym tekście – bardzo poważnej i głębokiej skądinąd analizie – nie był w stanie powiązać faktów, tak zgrabnie zebranych przez siebie, w tezę jaką ten tekst w istocie udowadnia: że wszystkie te mity założycielskie i o cudownym ocaleniu cywilizacji/narodu/ludu/państwa/króla – mają wspólne pochodzenie z czasów paleolitu, kształtowania się języka/zapisu i mowy ludzkiej oraz czasów przejścia między paleolitem a neolitem oraz, że pochodzą one z Północy Euro-Azji.
Oddajmy autorowi tego tekstu ten honor, że jego wiedza o ciągłości kulturowej Królestwa Północy (Królestwa SIS – Słowiano-Indo-Scytyjskiego), które nie jest królestwem w sensie państwa i władcy (było konfederacją – rzeczpospolitą), lecz Królestwem Kultury – (Kultu Tura, Kultu RA), była wtedy żadna. Genetyka, która układa dzisiaj na nowo narrację archeologii i historii, stanowiących bazę antropologii porównawczej, nie istniała.
Dopiero XXI wiek pozwala nam spojrzeć inaczej na wtórność funkcji cywilizacji Sumeru, Mezopotamii, Babilonu, Persji, Celtów, Grecji i Rzymu w przeniesieniu do starożytnej „kultury cywilizowanej” podań/mitów i WIEDY, od cywilizacji znacznie starszej (kultury Starczewskiej, kultury Vincza, kultury Ceramiki Amfor Kulistych i kultury Ceramiki Sznurowej). Dopiero wiek XXI daje nam wiedzę o roli Wiary Przyrodzonej Północy (Hiper-Boreji), jako korzeniu/fundamencie, leżącym u podstaw wszelkich Mitologii Antycznych.
Dopiero XXI wiek pozwala nam spojrzeć naprawdę głęboko w przeszłość Cywilizacji Człowieka i w Niebo Gwieździste oraz powiązać artefakty kulturowe z przeszłości (te materialne jak piramidy Egiptu, świątynia Pępka Świata w Gobekli Tepe, i te duchowe jak starożytna wieda okultystyczna i późniejsze „zwichnięte” religie, z niej wyrosłe) z najnowszymi odkryciami dzisiejszej nauki.
W dalszej części pozwolę sobie może na krótsze wtręty, ukierunkowujące kąt widzenia, pod jakim powinniśmy śledzić ten tekst.
Pierwszy brak zgody: Wiedza o tym skąd zaczerpnięto dane podanie jest tak samo ważna – o ile nie ważniejsza – jak dlaczego to podanie zaczerpnięto i co z nim zrobiono. Wiemy dzisiaj skąd zaczerpnięto i co zrobiono z podaniami Wiary Przyrodzonej w chrześcijaństwie, które czerpało te podania poprzez judaizm i zaratusztrianizm, z Tradycji Królestwa SIS (Północy) i z Indii (Wedy). Wiemy też czego do ostatnich lat (połowa drugiego dziesięciolecia XXI wieku) nie potrafiono z tychże podań odczytać, chociaż było tam zapisane – stało jak wół (byk/tur), ale brak było łącznika między treścią mitu/baji/podania, a wiedzą językoznawczą porównującą języki oraz wiedzą astrologiczno-astronomiczną.
Już w tym momencie jest jasne, że Mołdawia, Wołosza, Rumunia to twór słowiański z ducha i w dużej mierze materialnie (kroniki), a także z języka oraz genomów ludności tutejszej. M. Eliade przywołał tu podania z zapisu polsko-rusnackiego i słowiano-węgierskiego. O Węgrach wiadomo, że to kultura huno-awarska (czyli hungarsko-polsko-ruska). Druga relacja to Kronika wołowsko-polska z Bystrzycy. Słowiańskiego rodowodu miana Mara-Muresz nie trzeba chyba specjalnie udowadniać, tak samo jak imienia bohatera, Dragosz. Mołdawia – Mołodsza Dawia, Mołd-Dawania, może też Modło-Dawania, albo Mająca Dawę za główne bóstwo. Wszak Tur/Byk jest zwierzęciem Dażbogów: Da(ć)boga – Boga Dawcy i Da(j)bogi – Dawany/Dewy – Władców Kopuły Nieba i Światła Dnia oraz Nocy.
Dlaczego Młodsza Dawania? Bo Dawania Starsza to Dar-Dawia zwana Dardanią, gdzie stały obwary Troja na przesmyku między morzem Śródziemnym, a morzem Czarnym, po obu krańcach morza Mar-Mara (Troja Złoty Róg i Troja Widłuża). Maramuresz to dawna Ziemia Morawska – Morowska – Czcicieli Mora i Mary Marmurienny, ziemia Morawian, Ku-Moryków (Kimerów) i Moro-Kumanów (Markomanów, Kumanowie = Połowcy). Morze Morowe to to Morze, którym się płynie w Za-światy – światy Za-chodnie i światy Nawi – Za-padnie; od morza Czarnego, przez Śródziemne, do Wąd-Ląd-Sytku = Atlantyku = Styksu, ku Umorzeniu – U-MAR-ciu.
Romania = Rumunia, to po prostu Ziemia dawnych Słowian z-Romanizowana. Oni nadal tam żyją mówiąc językiem post-romajskim, w którym do roku 1848 i „wybuchu” nacjonalizmów w Europie, było 70% słów słowiańskich. Słowa te wykorzeniano tworząc literacki kanon języka rumuńskiego w XIX i XX wieku.
Herb Bukowiny (też nazwa bardzo romańska – Bukowina, Góry Bucegi czyli Bukowe, dalej Siedmiogród – ziemia plemienia Siedmiu Rodów założona przez Siedmiu Braci Słowiańskich, itp, itd). Pole niebiesko-czerwono-białe i trzy złote/skrzyste gwiazdy
Głowa Tura, sam Tur/Byk ubity, a także Suka, czyli Mały Pies, który jak pamiętamy bierze udział w zaratusztriańskich Łowach na Byka/Krowę/Tura i odjęciu mu Nogi, Mały Pies – Procjon.
Tu w Mołdawii występuje Czarny lub Złoty/Skrzysty Tur/Byk/Krowa.
Era Byka – Wiary Przyrodzonej Królestwa Północy (SIS) – 4021 p.n.e. – 2008,5 p.n.e.
Era Barana – Zaratusztraizmu/Mitraizmu (Persja, Egipt, Grecja, Rzym) – 2008,5 p.n.e. – 4. n.e.
Era Ryb – Judeochrześcijaństwa/Islamu 4. n.e. – 2016,5 n.e. (dokładnie do 17 września 2016)
Era Wodnika – Wiary Przyrodzonej Słowian/Rodzimowierstwa 2016,5 n.e. – 4029 n.e.
lub
Wodnik od 2 012,5 r. n.e. do 4025 n.e.
Ryby od 1 r. n.e. do 2012,5 n.e.
Baran do 1 r. n.e. od 2012,5 p.n.e.
Byk do 2 012,5 p.n.e. od 4025 p.n.e.
http://apokalipsa-eden.bloog.pl/id,341342980,title,Era-wodnika,index.html?smoybbtticaid=618d32
Hop i już jesteśmy co najmniej w czasach, kiedy Kult Byka przechodził w Kult Barana, a to jest czas około 2012,5/2008,5 p.n.e. – gdyż następstwo jest takie: BYK 4025/4021 p.n.e. do 2012,5/2008,5 p.n.e. → Baran 2012,5/2008,5 p.n.e. do 1 n.e/4 n.e. → Ryby około 1 n.e./4 n.e. do 2012,5/2016,5 → Wodnik 2012,5/2016,5 – 4025/4029 n.e.
W herbie Mołdawii mamy Cwiet-Świet-Słoneczny Skrzysty Czteropłatkowy Kwiat, Księżyc-Słońce Nocy i Gwiazdę-Swiezdę między Rogami Tura/Byka/Krowy. To oczywista symbolika Świątyni Światła Świata – Świętowita.
Zwracam uwagę na Tura/Byka w herbie Mołdawy, gdyż właściwie już w tym momencie Mircei Eliade powinno się zaświecić ostrzegawcze światełko, które kieruje myśl ku Zodiakowi, Gwiazdozbiorowi Byka i jego ziemskiemu odwzorowaniu w podaniu bajnym/micie/legendzie założycielskiej, czyli ku Gwieździstemu Niebu. Dlaczego tak się nie stało? Jest kilka przyczyn.
„Rytualne łowy” – pisze te słowa historyk religii Mircea Eliade i ogranicza je z góry wyłącznie do mitu założycielskiego państwa na Ziemi. Jak to możliwe? Wiadomo przecież, że władca jest Synem Nieba – Pomazańcem Bożym – BogaTyrsem (berłem-piorłem) Boha-Tyrem – sługą bożym wywodzącym się z boskiej krwi, cząstką krwi boskiej. W tradycji tzw ludów stepowych, a jak widać po relacji Helmolda i w słowiańskiej, obowiązywała swoista dwuwładza, kapłana-księdza (kagan-boga) i księcia/kagana- władcy wojów, drużyn strażniczych i wodza wojennego. To co ma powiedzieć mit ziemski to ni mniej ni więcej lecz tyle, że Władca odbywający „rytualne łowy” powtarza na Ziemi to co na niebie, czyli uzasadnia swoje prawo do królewskiego tytułu. To przede wszystkim. Potem, po drugie, zatacza koło – czyli odzwierciedla Boski Krąg – określając tym samym „Świat” mu przynależny. Jak to się stało, że antropolog kulturowy i historyk religii nie zauważa tego przełożenia? Można powiedzieć, że nie znał za dobrze słowiańskich podań kosmogonicznych i słowiańskich wierzeń mówiących o Rocznym Cyklu/Biegu Gwiazd na Niebiańskiej Baji i o Biegu Pór w Kirze Boskiego Roku/Godu na Ziemi. Byłby to swoisty paradoks, jak na Rumuna, który w słowiańskiej kulturze był wychowany. Chyba, że Eliade świadomie/podświadomie ignoruje, o ile to tylko możliwe, kulturę słowiańską i religię Słowian. Cóż, był indologiem, doktorat zrobił na jodze.
Tak, chodzi o to, ale nie tylko. Dwa są jeszcze powody. Pierwszy to generalna ignorancja jaka do końca XX wieku towarzyszyła religioznawcom europejskim w kwestii Przyrodzonej Wiary Słowian. Ideologiczny wdruk prusko-faszystowski o pojawieniu się Słowian w Europie w VI wieku n.e. zdominował myślenie nie tylko o historii, także o archeologii (stąd do dzisiaj tylu archeologów w Polsce przypisuje wszystkie artefakty Celtom, Germanom, Rzymianom, Ilirom a nie Słowianom), również o religioznawstwie, w którym Słowianie są marginesem marginesów, do tego stopnia zakłamywanym przez marksistów i katolików, że Świętowitowi poważni polscy naukowcy (H. Łowmiański) zaczęli przypisywać wtórność zapożyczenia od chrześcijan, od Świętego Wita. Do dzisiaj ta narracja niektórym Polakom tak mocno rzuca się na głowę, że nie są w stanie przełknąć dowodów na autochtonizm Słowian od 10.000 lat w Europie, jakie płyną z różnych stron świata i z różnych gałęzi nowoczesnej nauki. I jak tu dziwić się Eliademu i jego narracji z 1965 roku?
Drugi powód, znacznie może ważniejszy, to nacjonalizm rumuński Eliadego, a później jego służba dla faszystowskiego państwa rumuńskiego. Stąd szczególnie były mu bliskie narracje niemieckich religioznawców, zwłaszcza że sprzyjały one także podniesieniu na piedestał religii Traków i Daków, jako rdzennych przodków Rumunów. Tymczasem Wołoszanie, Siedmiorodzianie, Bukowińcy, Rusnacy i Mołdawianie już w starożytności, jako Dacy, Tracy, Odrysi, Getowie/Goci/Kotyni/Kącianie/Uglicze byli po prostu słowiańscy! Zostali zromanizowani dopiero pomiędzy 100 rokiem p.n.e. a 200 n.e., po podbojach dokonanych przez Rzymian nad Dunajem, po obu stronach jego delty w Dacji i Tracji.
Wikipedia o M. Eliade:
W roku 1939 utrzymywał kontakty ze skrajnie prawicową organizacją, Żelazną Gwardią (rum. Garda de Fier), której członkowie 27 listopada 1940 roku zamordowali Nicolae Iorgę.
W marcu 1940 roku dzięki poparciu Constantina Giurescu – rumuńskiego ministra propagandy – Eliade został powołany na funkcję attaché kulturalnego w ambasadzie rumuńskiej w Londynie. W Rumunii latem tego samego roku królewska dyktatura Karola II przekształciła się w reżim zorientowany na Niemcy. W konsekwencji w lutym 1941 roku po zerwaniu przez Wielką Brytanię stosunków dyplomatycznych z Rumunią Eliade został przeniesiony do Lizbony.
W lipcu 1942 roku Eliade po raz ostatni przyjechał do Rumunii, aby osobiście doręczyć posłanie portugalskiego dyktatora Antonio Salazara rumuńskiemu dyktatorowi, generałowi Ionowi Antonescu. Od listopada do grudnia 1944 w rumuńskiej gazecie Dreptatea pojawiało się wiele artykułów autorstwa Oscara Lemnaru na temat ewentualnego powrotu Eliadego do Rumunii. Pisano wówczas: Mircea Eliade chce powrócić do kraju. Oczywiście – nie możemy być przeciwni, ale również nie możemy go powitać chyba z tysiąca powodów: (…) 2) reprezentuje za granicą rumuński hitleryzm (…). Byłoby lepiej, gdyby odjechał do Indii.
W roku 1944 faszystowskie rządy w Rumunii upadły. Eliade, świadom negatywnego wizerunku swej osoby w kraju, wyemigrował w 1945 roku do Francji. Jego konserwatywne i nacjonalistyczne sympatie są najlepiej widoczne w książce poświęconej Antonio Salazarowi pt. Salazar a rewolucja portugalska (rum. Salazar şi revoluţia din Portugalia, 1942).
…
Eliade w poglądach na religię był najbardziej zbliżony do Rudolfa Otto, Nathana Söderbloma oraz Gerardusa van der Leeuwa. Był głównym przedstawicielem tzw. szkoły morfologii świętości w religioznawstwie, inicjatorem nurtu zajmującego się badaniem porównawczym fundamentalnych struktur i archetypów religijnych, manifestujących się w dziejach religii poprzez symbole, mity, hierofanie oraz rytuały. Istotę jego koncepcji religii stanowi teoria sacrum w opozycji do profanum – dwóch sposobów realizowania przez człowieka własnej egzystencji. Odrzucając metodologię badań negującą istnienie sacrum pozostawił jakby u progu religioznawstwa nauki humanistyczne i społeczne, zaznaczając, że sedno badań tkwi w sednie religii – to jest w sacrum. Był twórcą koncepcji morfologii sacrum. Inspirował się teorią archetypów C.G. Junga (dlatego często obok Josepha Campbella wymienia się go jako przedstawiciela tzw. analizy jungowskiej), ale terminu archetyp Eliade używał w innym sensie niż Jung – na określenie „modelowego wzorca” objawionego w micie i aktualizowanego w rytuale. Eliade był promotorem podejścia fenomenologicznego, pragnącego odkryć istotę religii, niezależnie od uwarunkowania historycznego bądź kulturowego. Eliade uważał, że religioznawstwo powinno stosować dwie wzajemnie dopełniające się metody: fenomenologiczny opis struktur religijnych (czyli morfologię świętości) oraz metodę historyczno-porównawczą (czyli dialektykę sacrum i profanum).
Tyle Wikipedia. Natomiast odnosząc się do ostatniego akapitu należy stwierdzić – co wykazałem – że Mircea Eliade dosyć wybiórczo podchodził do metody historyczno-porównawczej, eliminując z niej generalnie Świat Słowiański, który w jego opracowaniach zajmuje mniej miejsca niż afrykańskie plemię Bantu.
Cóż powiedzieć o poglądach wygłoszonych na tej stronicy pracy M. Eliadego. Nie można go potępiać za ciągłe posługiwanie się wyniesionym ze szkół i środowiska naukowego wdrukiem na temat Scytów Koczowników. Chociaż w nauce historii powszechnie znane jest istnienie scytyjskiego starożytnego państwa Bosforańskiego (Bytozworskiego), to utarło się w środowiskach naukowych – za Herodotem i Niemcami – nazywać Scytów koczownikami. To Niemcy jednak wyeliminowali z europejskiej narracji historycznej całkowicie Scytów Oraczy i Scytów Królewskich, używając dla określenia Tej Nacji (Scyto-Słowian) jako epitetu, sformułowania Herodota o Scytach Pasterzach – Scyci Koczownicy. Niemcy chcieli w ten sposób odróżnić się i odciąć od barbarzyńców ze Wschodniej Europy – Słowian, o których od zawsze pisano, że są potomkami Sarmatów i Scytów. Było to działanie polityczne, propagandowe realizowane przez niemieckich historyków, a nie działanie naukowe. Ten powszechny błąd koryguje dopiero archeologia końca XX wieku i początku XXI wieku. Mircea Eliade zmarł w roku 1986. Moja praca nad mitologią Słowian była już wtedy poważnie zaawansowana. Widać tutaj dobrze jak cała narracja historyczna na temat Hunów, podobnie jak Awarów, Magurów/Madziarów, Scytów, Sarmatów i Słowian, dryfuje u Eliade na niemieckiej fali religioznawczo-historycznej mocą nawyku z młodości, wdruku szkolnego i akademickiego. Nie wzniósł sie M. Eliade ponad ten wdruk choć trzymał wszystkie klucze do otwarcia Bramy Nowej Historii i Nowego Religioznawstwa w ręku.
Mircea Eliade daje tutaj na powyższych stronach piękny przegląd dotyczący jedności Wiary Przyrodzonej na całym świecie. Jedyne czego nie okazuje, to dosyć głębokiej naukowej refleksji nad tym zjawiskiem. Nic mu nie mówi, wciąż powtarzające się we wszystkich opowieściach święte zwierzę, Boski Posłaniec. Nie zauważa on oczywiście słowiańskiego Orła, który wiódł Lecha na jego Gniazdo. A przecież te wszystkie zwierzęta są znów odzwierciedleniem Skrzystych/Skrzydlatych Zwierząt Niebieskich, co już widać w scytyjskich wyrobach artystycznych ze złota z V wieku p.n.e.. Te wszystkie zwierzęta biorą udział w Boskich Łowach i Bitwach Niebieskich. One są, jak sam Eliade to zauważa, epifaniami bogów i ich symbolicznymi reprezentantami w świecie zwierząt i roślin ziemskich. Brak mu tylko ostatniego kroku, postawienia kropki nad „i”.
Królujący po 1945 roku i modny na Zachodzie marksizm odciska się piętnem materialistycznego podejścia do funkcji mitu. Pominięcie głęboko boskiego aspektu wszelkich odwzorowań zachowań rytualnych ludzi ziemskich i oderwanie w narracji Eliade mitu założycielskiego – kamienia węgielnego władzy w państwie (królewskiego prawa do posiadania państwa starożytnego i feudalnego/rzymskiego i postrzymskiego PRAWA Świeckiego do Władania Państwem/Domeną Feudalną) – od Mitu Niebieskiego, można sobie wytłumaczyć jedynie ślepotą na okultyzm i ezoterykę Autora tej rozprawy. A przecież sytuacje wszystkich tych przytoczonych przez niego przykładów sprowadzają się do jednego i tego samego. Są to rozpisane na dziesiątki ziemskich sytuacji podania o Niebiańskich Dzikich Łowach i Wielkich Bitwach Niebieskich, rozgrywających się w coroczne Przesilenia i Równonoce. Wszak tylko Zwycięzca tych rytualnych łowów ma Przyrodzone Prawo do Władania Światem, aż do następnej bitwy, lub do następnych dzikich łowów. Co więcej – tę prawidłowość dziejową widać na naszej planecie nie tylko w odniesieniu do legend królewskich i protopaństwowych, ale nawet w skali makrokosmicznej w następstwie po sobie EPOK Religijnych (patrz: następstwo er religijnych i zodiakalnych powyżej).
Widzimy tutaj piętno narracji historycznej antysłowiańskiej, czyli propagandy niemieckiej, tego realizowanego od 1000 lat Drang nach Barbarien Osten. Nic nie mogło pochodzić z Północy i Wschodu. Tymczasem dzisiaj wiemy, że Scytowie jako oddzielna grupa genetyczna pochodzą od tego samego Ojca Założyciela co Słowianie, a narodzili się na terenach dzisiejszej rdzennej Polski, w czasach Kultur Naddunajskich (Starczewo, Wincza, Lendzielskiej, Trypolskiej) i Kultury Amfor Kulistych oraz Ceramiki Wstęgowej – 7.000 do 5.500 lat temu. Uporczywa germańska propaganda nie pozwoliła nauce odkryć prawdy historycznej o 100-150 lat wcześniej. Odkrywamy ją dzisiaj dysponując twardymi naukowymi dowodami, dowodami genetycznymi.
Znów Mircea Eliade jest o krok od prawdy, tyle że jego horyzont zatrzymuje się na Sumerze, Egipcie, Persji, Grecji i Rzymie, a więc „nie wypuszcza” Autora poza tę linię graniczną, dalej w czasie ku przeszłości, ku prawdziwym dawcom obu tych mitów – Kulturom Naddunajskim i Amfor Kulistych, ku Ceramice Wstęgowej (Corded Ware). Niestety ten błąd odwraca wręcz kierunek geograficzny w myśleniu o źródłach cywilizacji Człowieka. Ten sam błąd logiczny obserwujemy obecnie w odniesieniu do pierwszych przedstawicieli Homo Sapiens, których przypisano arbitralnie do Centralnej Afryki. I tak będzie jeszcze zapewne długo w narracji nauki, mimo że polski naukowiec Gerard Gierliński odkrył najstarsze ślady istoty Człekopodobnej na Krecie. Jest paradoksalne, że Mircea Eliade zauważa archaiczność tych mitów sięgającą rytuałów paleolitu i autochtoniczność tych mitów u Daków, a nie potrafi tej myśli pociągnąć dalej poza śródziemnomorskie kultury rolnicze – późnego neolitu oraz przypisać Daków do Słowiano-Ario-Scytów. Jest w tym jakiś kompleks niższości wobec starożytnego Rzymu i epizodu zromanizowania Słowian w delcie Dunaju, tak przecież niedawno 200 p.n.e. – 200 n.e..
Proszę bardzo – J. Weisweiler. A więc był ktoś kto na tyle niepodważalnie udokumentował pochodzenie tychże mitów z Północy od Hiper-Borejczyków (Borzan/Bożan/Bużan, Burów, Borusów, Borystenidów, Boreaszydów), że do Mircei Eliade to trafiło. Wiedza jest, ale znów zabrakło odważnego kroku ku prawdzie, bo utknięto gdzieś na językach celtyckich, nie posuwając się do nawiązań słowiańskich i indo-irańskich. Autor wymienia chińskie i inne azjatyckie podania – i nie widzi związku. W zdaniu poniżej sięga nawet do paleolitu francuskiego, lepszego zdaniem autora niż borystenicko-hiperborejski, a więc słowiański). Za chwilę sięgnie do Azji i znów umknie mu związek ze Słowiańszczyzną poprzez Syberię, gdyż nie rozważa się słowiańskich etymologii słowa śaraba – śreb – źreb – źrebiec i serebro – srebro, srebrzysty, skrzysty wierzchowiec Światła Świata (Świętowita) Źrebc-Srebrz. Rodowodowe boskie pochodzenie ludu Serbów. Tak, drodzy czytelnicy, bo ludy tak jak i ich władcy, jako nacje, pochodzą w całości od Bogów. Widać to i dzisiaj w teoriach reptiliańskich i plejadiańskich, gdzie cała ludzkość ma pochodzić od Bogów Niebieskich z Gwiazd Przybyłych. Rzygać mi się chce na myśl o tym zdaniu M. Eliadego: „Euroazja Północna otrzymała… kulturę oraz duchowość, które zaznały już błyskotliwej epoki twórczej w paleolicie obszaru franko-kantabryjskiego.”. To nie było paleolitu polskiego? Nie było neolitu polskiego. Nie było odkrytych przed II wojną światową Bronocic? Zgoda, wazę odkryto w 1976, więc po napisaniu tego artykułu. Ale czy nie były znane jaskinie Ojcowa, zagłębia metalurgiczne miedzi i kopalni ochry w Górach Świętokrzyskich, Górach Światła Świata – Świętego Krzyża Północy – Polarisu i Swastyki – Wielkiej Niedźwiedzicy/Wielkiego Wozu (https://bialczynski.pl/2017/08/25/racjonalista-pl-mariusz-agnosiewicz-epoka-ochry-o-rozumnosci-dawnych-ludow-i-przesadach-wspolczesnych/)? No dobra, może nie wiedział o tym wszystkim. jestem zbyt rozczarowany tym moim idolem, aby przejść do porzadku nad tą jego antysłowiańską „kurzą ślepotą”.
Tutaj Eliade zacytował Przyluskiego w przypisie 70 – znów pomijając w swoich dalszych rozważaniach konsekwentnie ewidentne nawiązanie legendy rodowej królewskiej i państwowej Salwów (Sołowów) do tego co Dzieje się w Górze, na Niebie. Jest niestety dokładnie odwrotnie niż twierdzi Przyluski o tym podaniu Salwów. Pierwotnie śaraba było to zwierzę mityczne/boskie, a z biegiem czasu zracjonalizowano ten boski wątek sprowadzając do jakiegoś tam faktycznego zapewne polowania, na jakieś tam zwykłe zwierzę. Natomiast nie przekreśla to wcale opowieści o samym polowaniu i emblematycznym znaczeniu tego boskiego zwierzęcia dla uzasadnienia władzy królów salwijskich (sylwańskich/sołowijskich) w Indiach!
Eliade nie chcąc przyznać racji Przyluskiemu sam się zaplątał. Nieprawdą bowiem jest stwierdzenie, że rytualne polowanie może prowadzić do różnych celów – zawsze prowadzi ono do jednego celu: poprzez odwzorowanie Dzikich Łowów i Niebieskich Bitew na Ziemi prowadzi do boskiej inicjacji, do boskiej przemiany wodza w reprezentanta Boga na Ziemi, w świętego i świetlistego syna bożego, i nadaje władcy prawo do tronu i władania terytorium oraz władania duszami poddanych.
Oto i Niebiańska Bitwa w całej okazałości. Toczy ją nie kto inny tylko RA-MA z demonicznym , chtonicznym RA-Waną. Oto również pośredniczący między Wiarą Przyrodzoną SIS (Królestwa Północy) przekaz indyjski Ramajana. I wreszcie docieramy do chrześcijaństwa i kolejnego przeniesienia w opowieści Niebieskiej Bitwy i Dzikich Łowów do mitów tym razem nowej religii. Zapomniano jedynie że sam Chrystus nie jest w niej niczym innym jak Souńcem/Souarożycem/Słońcem – Rybim Synem Ognistego Barana i Wnukiem Gwiezdnego Byka, kolejnym wcieleniem Tura/Krowy w nieskończony cykl przemian Gwieździstego Nieba i kalendarz Pór Roku na Ziemi.
Tak. Końcowy wniosek byłby tym z którym można by było zgodzić się w 100% – gdyby nie geograficzny wektor „zapożyczeń”, który jest odwrotny. Źródłem tych mitów o Jeleniu, Byku/Turze, Dziku i innych skrzystych zwierzętach oraz Łowach i Bitwach jest Europa Naddunajska, pośrednikiem azjatyckim (do Chin, Korei, Tajlandii, Japonii) są Indie, a europejskim jest Haria – K-Harpatia, Kaukaz i Persja zaś odbiorcą jest Egipt, Grecja i Rzym, a później, na końcu Zachodnia Europa Chrześcijańska.
Paradoks polega na tym, że to kultury dackie – dawańskie – drackie – odrackie – naddunajskie – karpackie, są rzeczywiście archaicznym dawcą tych wszystkich mitów i podań, czego Mircea Eliade nie odkrył mimo, że to zauważył.
To bardzo pouczająca historia, która powinna nauczyć pokory wszystkich wielkich niedoszłych odkrywców i doktrynerskich naukowców obecnych czasów.
cdn
Odcięta Noga Byka/Tura -część 9.1: Prawdziwy Orion, Byk, Syriusz i Plejady Krakowsko-Ojcowskie