Pamiętniki Stanisława Pagaczewskiego – Początek Wojny 2 września 1939

Pamiętniki Stanisława Pagaczewskiego – Początek Wojny 2 września 1939

 

Noc minęła bez alarmu. Słyszałem jakieś ciężkie działa jadące pod oknami, ale nie chciało mi się wstać. Spałem b. czujnie i lekko.

Alarm o 5.30 rano. W ciągu kilku minut wszyscy na nogach. Otwieram okno szeroko.  Cudowna pogoda. Słychać warkot samolotów. Przelatują nad nami lecz nie bombardują. Pewnie poleciały dalej – do Tarnowa albo Lwowa. Śniadanie, Kurierek i żegnam się. Idę na Floriańską. Kazałem Hani jechać o 15.10 do Ciężkowic. Naloty od rana. Byłem z Adamem na kawie u Michalika. Z Jurkiem T. łaziłem po mieście. Alarm. Siedzieliśmy w B.G.K pod nr 2 w sieni. Potem ja na ul. Potockiego. Samoloty w obłokach. Gonią się. Tak jakby walka! Po południu silny nalot. Skończył się o 15-tej. Wszyscy z ulgą otwierają okna. Za chwilę alarm znowu. I tak już do wieczora. Koło 16-stej zbombardowano Radio i zrzucono bomby koło mostu Dębnickiego. Widziałem z okna kłęby dymu za kościołem Mariackim. Rojowisko z 20 samolotów przeleciało gdzieś dalej ku wschodowi.  Silne, seryjne detonacje. Otwieram radio – Kraków milczy. Za to złapałem Katowice. Kraków uszkodzony. Ciekawym jak długo będzie przerwa.

Wyszedłem na miasto. Byłem u stolarza na św. Tomasza. Ciągle staram się o te drzwi do schronu. Zjadłem coś w  „Żywcu” na Floriańskiej (herbata i bułka z serem). U nas pod 40-stym w sieni fiołkowy zmrok. Dozorczyni siedzi na krześle. Ściemnia się.

O 18-stej alarm.

Poszedłem do P.A.U. (Polska Akademia Umiejętności – CB) i tu urzędowałem na ulicy, zaganiając ludzi do bram. Po pustych prawie ulicach przejeżdżają szybko samochody z przyćmionymi światłami. Obchodzę cały blok  i z Adamem kontroluję zaciemnienie. Blok leży miedzy św. Jana, św. Marka, Sławkowską i Pijarską. Robimy niesamowite grandy gdy złapiemy jakieś światło. Największą awanturę oberwał restaurator Norek – ze strachu płakał jak mu Adam zagroził kulką w łeb (!) za szpiegostwo. Oczywiście chcieliśmy gościa nastraszyć. Ja znów zrobiłem grandę kelnerom z „Baru pod 100-tką” na św. Tomasza. Chodzimy po rozmaitych podworcach i wołamy żeby zgasić światła.

Chodzę po mieście z latarką koloru niebieskiego. W ciemnościach tu i ówdzie migocą niebieskie światełka.

Poszedłem z Adamem (Bochnakiem – CB) na kolację do  „Żywca” na AB (Linia AB w Rynku Głównym – CB). W lokalu pełno ludzi i dymu. Na drzwiach duża i gęsta kotara. Zdawało nam się, że alarm – więc wyszliśmy – ale to było złudzenie. Niebo czerwone – to wschodzi księżyc. Co się dzieje na froncie? Właściwie nie interesuję się tym, bo zbyt jestem zaabsorbowany tym co się tu dzieje, wykonywaniem swoich obowiązków. No cóż – biją się „gdzieś na Śląsku” i podobno na Podhalu. Niemcy weszli przez Słowację.

Idę do domu po materace bo będę spać z ASdamem w P.A.U. Komendę domu przekazuję Kloczkowskiemu.

Z materacami, kocem i poduszką na głowie idę dp P.A.U.

Zajmujemy gabinet sąsiadujący z salą biblioteki (na parterze). Rozkładam sie pod wielką mapą Polski. Adam gotuje herbatę na elektrycznym grzejniku. Ja dzwonie do Ewy. Chcą mnie koniecznie ściągnąć do siebie, ale odmawiam. Obiecuję, że jutro się zjawię.

Kładę się na materacu na ziemi. W nocy nie było nalotu, ale budziłem się często gdy samochody pędem jechały ulicą.

https://www.youtube.com/watch?v=6StZIxBm1B4

Podziel się!