Marian Nosal: Dlaczego nie zostałem archeologiem i historykiem oraz dlaczego cieszę się z tego?

Dlaczego nie zostałem archeologiem i  historykiem

Rozbity Dzban Zerywanów z Branic pod Krakowem – Nie Słowiański?

Historia i  archeologia, to pasje mojego życia, cieszę się jednak z  tego, że nie zostałem zawodowym pracownikiem nauk historycznych.

Ostatnio poznałem też prywatnie kilku archeologów w  stopniu od magistra, poprzez doktora, doktora habilitowanego, profesora aż do dyrektora wyższej placówki badawczej.

Muszę powiedzieć, że utwierdzili mnie oni w  przekonaniu, że źle się dzieje w  nauce polskiej.

Generalnie środowisko absolwentów archeologii podzieliłbym na tych, którzy będąc pozbawionymi odpowiednich znajomości, wejść i  dojść, zmienili zawód oraz tych, którym udało się objąć jakieś naukowe stanowisko, związane z  tą nauką i  piszą to, co konserwatywne środowisko i  chęć zachowania stanowiska każą im pisać.

To taki wstępny podział, który sugerowali ci „nieprzyjęci” i  po przymusowej zmianie zawodu.

Czy tak było?

Królowa z Ryżanówki (ziemie I Rzeczpospolitej) – Nie Słowiańska?

 

źródło: http://slowianieiukrytahistoriapolski.pl/propaganda_polska_i_slowianska/dlaczego_nie_zostalem/index,pl.html

 

Chyba trochę tak.

Prawdopodobnie była tam walka o  stanowiska, ze wzgledu na możliwość zdobycia lukratywnych kontraktów w  Egipcie i  na południu Europy, co za polo-sowietów robiło dużą różnicę.

Istnieje też domniemanie, graniczące z  pewnością, o  mocnym przesiąknięciu za komunizmu antypolską agenturą tak „międzynarodowego” towarzystwa.

Trochę taka sytuacja, jak z  księżmi, którzy za komuny koniecznie i  za wszelką cenę chcieli wyjechać do Rzymu.

Mogli wyjechać, ale najpierw proponowano im coś do podpisania.

Za granicą też pewnie coś proponowano, jakąś wymianę usług.

Myślę, że te dawne, wydawałoby się, czasy mogą mieć wpływ na aktualną sytuację w  polskich naukach historycznych.

Bo nieuctwo, brak pasji naukowych i  nieuczciwość badawczą dziedziczy się z  ojca na syna i  z profesora na magistra.

Rozminął bym się z  prawdą, gdybym twierdził, że nie ma w  Polsce młodych, uczciwych i  otwartych na nowe rodzaje badań pracowników nauki.

Jak najbardziej są i  w nich cała nadzieja.

Nie będę wymieniał ich nazwisk, ani ośrodków naukowych, aby nie wystawić kogoś na strzał w  potylicę, … o  przepraszam, chciałem powiedzieć w  doktorat lub profesurę.

Czasy nie są już takie straszne, ale terror już nie fizyczny, tylko ideowy jest nadal.

Są też starsi profesorowie mówiący prawdę.

Ale przede wszystkim są pewne dogmaty archeologiczno-historyczne, których nie można podważać.

Wsród nich szczególnie ważne dla panujacej nam antypolskiej nauki są:

– dogmat o  prymitywiźmie wszystkich Słowian, a  szczególnie Polaków

– dogmat NIEistnienia Lechii, jako poprzedniczki Polski

– dogmat istnienia pustek osadniczych na ziemiach polskich w  różnych, kluczowych okresach czasu

– zwiazany z  dogmatem istnienia pustek osadniczych dogmat nieciągłości osadniczej, językowej i  kulturowej ludności zamieszkującej teren Polski

Genetycznej i  antropologiczno-fizycznej ciągłości nie mogą już na szczęście zaprzeczyć.

Genetyka i  antropologia fizyczna, to nauki ścisłe i  czołowi przedstawiciele tych nauk nie boją się antypolskiego terroru, bo mają twarde dowody w  ręce.

Mają też oparcie w  wynikach badań ośrodków zagranicznych.

Natomiast historią Polski interesują się głównie polscy, niemieccy i  trochę rosyjscy historycy.

I ci narobili w  świadomości historycznej Polaków dużo złego.

A w  czasie zaborów, okupacji niemieckiej i  sowieckiej odcisnęli na naszym świecie nauk historyczno-archeologicznych pieczęć.

Ta pieczęć, to promowanie antypolonizmu.

Większość naukowców, to beton archeologiczny, skansen, pozostałość z  poprzednich epok, w  których w  dobrym tonie było wszystko to, co umniejsza rolę Polaków w  historii Europy i  świata.

Ktoś mógłby pomyśleć, że archeologia jest nauką obiektywną, bo przecież przedmioty wyciągnięte z  ziemi nie kłamią.

To prawda, ale wiele zależy od tego, gdzie kopiemy, jak kopiemy, a  przede wszystkim od tego, jak interpretujemy znaleziska.

Jeżeli ktoś przez lata formacji antypolskiej i  antysłowiańskiej ma wpisane w  umysł teorie o  niższości Słowian, wobec innych narodów, to jak ma z  zapałem poszukiwać śladów ich wielkiej cywilizacji?

Taka osoba w  ogóle nie będzie promowała wykopalisk w  Polsce, będzie wolała intratne wyjazdy do Egiptu, czy do Włoch.

O niższości Słowian przekonywali nas najpierw „chrystianizujący” nas mieczem Niemcy, potem „gruntujący” naszą wiarę wysłannicy Vatykanu, następnie trzej zaborcy, potem zaś wysłannicy III Rzeszy i  zbrodniczego Związku Sowieckiego.

Na końcu, abyśmy całkowicie przestali w  siebie wierzyć i  wyemigrowali, jako tania, ale doskonała siła robocza, albo wymarli na miejscu, powołano Unię Europejską.

Wszystkie te zbrodnicze organizacje nie miały żadnego interesu w  mówieniu o  Wielkiej Lechii, przedchrześcijańskiej poprzedniczce Polski.

Mimo to jeszcze zaborca pruski uczył w  szkołach polskie dzieci o  starożytnich królach Lechii.

Potem przestał, bo nie po to wymyślił pruski dryl, żeby Polaczkowie (Die Polacken) znali swoją historię.

Dlatego pracownicy naukowi od początku swej formacji w  przedszkolu, aż do doktoratu, habilitacji i  profesury wdrukowywane mają kalki myślowe poprzednich pokoleń „polskich”, a  szczególnie niemieckich naukowców.

 

więcej: http://slowianieiukrytahistoriapolski.pl/propaganda_polska_i_slowianska/dlaczego_nie_zostalem/index,pl.html

Podziel się!