MARYA KONOPNICKA
II. Z PSAŁTERZA WIEKÓW.
POLSKA.
Ludu mój, cóżem uczynić mogła, a nie uczyniłam tobie?
Jam cię zasadziła na ziemi plennej i na ziemi dobrej.
Między dwoma morzami zasadziłam ciebie,
abyś rósł i siłę mnożył w sobie.
Wpośród pól żytnich, wpośród pól pszenicznych
dałam ci miejsce twoje. A nimbyś o chleb wołał, podałam go tobie.
Gniazdo twoje usłałam nizko, między zbożami
pól szerokich, roztwornych i błękitami nakrytych;
uczyniłam cię skowronkiem narodów.
Ja nauczyłam szumów bory twoje, a puszczom
twoim dałam głos.
Jam każdą z brzóz białych, w gaju stojących,
uczyła szelestów cichych, a w chwianiu liścia, który
drży, jest tchnienie moje.
Ja kwieciem drobnem przetkałam łąki twoje,
a po wzgórzach rozsułam wrzos.
Jam wywiodła z ziemi lny modre , a strzechę
twoją nakryłam szumem lipy i brzękiem pasieki.
Ja błogosławiłam gruszom i jabłoniom twoim,
a sadom twoim dałam obfitości złota.
Czuwałam, a troskałam się około ozdoby twojej;
bławaty pól i konwalie lasów— i te się ze mnie poczęły.
POEZYE 63
Jam rzeki twoje puściła do sinego morza; ja
strumieniom pokazałam drogę ich; ja uwiązałam
srebrną sieć wód twoich, a źródła z gór wywiodłam,
aby cię poiły.
Jam położyła góry na granicy twojej, a żelazo
i sól i węgiel dałam tobie, abyś u własnego ogniska
siadłszy, cudzych przypraw do chleba nie szukał,
a obronić go mógł przed wydziercą.
W pośrodku ludów postawiłam ciebie, a węgły
domu twego umocniłam ubóstwem ich i kłosowym
szumem.
Barankiem bożym uczyniłam wpośród ludów
ciebie i na paszę dobrą cię wywiodłam. A tyś napoił
żółcią matkę-żywicielkę twoją!
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!
POLSKA.
I cóżem uczynić mogła, a nie uczyniłam?
Zanim zrodzony byłeś, obrałam tobie miano, które
nie przeminie. Albowiem Roma od imienia człowieka
nazwana była: skazitelna od skazitelnego — i padła.
A imię Franków i Germanów od ludzkich plemion
znikomych wzięte — też przeminie!
Ale nazwanie twoje w samem jądrze ziemi usadzone jest,
a każda wiosna majem nowego życia je odziewa.
Zaprawdę, przejdą ludy i zwalą się grody, lecz
pola zbożne — te trwają na wieki.
LUD.
…Matko-rodzicielko, bądź błogosławiona!…
POLSKA.
Kiedyś jeszcze w szumach łęźnych i w szumach
borowych nad ziemią wiał, jako pył śniady, chlebny nad łanem żyta wieie,
zadumana byłam o tobie;
a zanim zrodzon byłeś, troszczyłam się około Ducha,
którymbyś żyw był, a wiedzący siebie.
Tedy ze wszystkich, jakie u Boga były, wybrałam,
który na jutrzenkach klęczał, a na zorzach, o świtaniu rannem zjawion był.
Acz insze więcej blasków miały w sobie, a w błyskach gromowych płomieniły się, jako słońca wielkie, po niebie chodzące.
A były, które wybiegały kometą czerwoną i brały
ludów strach i cześć. A inne, zakochane w zachodowych łunach,
oblekały purpurę i złotogłów ich.
W kolorach szły i w przepychu świateł, a głowy ich,
w dyamentach i hełmach, gorejącym meteorom podobne, błyskały grozą zjawienia nad olśnione ludy.
A nie wybrałam tobie Ducha w szatach królewskich, ani tego, który nie zdejmuje zbroi. Ale wybrałam Ducha w lnianej koszuli białej, która znaczy:
wyzwolony, wykupiony, wolny.
Iż wolność największą i najgodniejszą siłą jest, jakiej duch ludu dorobić się może, a królewskość i rycerstwo stopniami
tylko są i tronu jej wzniesieniem.
Lud wolny nad królem i rycerstwem stoi; on stoi tam, gdzie się
rozwiązuje przykaż, a zaczyna miłość.
I tchnęłam w ciebie Ducha brzasków wczesnych i brzasków perłowych. I spadła na ciebie obfitość ros i łez, i uśnieżyły rosy i łzy ziemię, jako
posiew srebrny, a Gwiazda Zaranna — ta nad tobą
była.
I spłonęło znamię dnia wschodzącego na czole
twojem, i otoś zrodzon jest dla przyszłości świata,
a stopy twoje obrócone są w drogę pilną, która się
jutrem zowie.
Albowiem różnych narodów drogi różne są,
a wiele z nich nie wie, iż ku zachodowi idzie,
a w zmierzchy się śpieszy. Lecz noc będzie u kresu
ich.
POEZYE 6
Ty wszakże ku brzaskom podany jesteś , a ku
jutrzenkom wyciągnięte są ramiona twoje. A z ducha
to twego masz, który jest uniesiony ku początkowi
swojemu.
LUD.
Matko, dawczyni ducha, bądź błogosławiona!
Matko, rodzicielko, bądź błogosławiona!
POLSKA.
Opierał ci się on duch, iż bezcielesny żywot
mniej bólom podległy bywa. Lecz gdy obaczył ziemię
twoją, zakochały się oczy jego w ozdobie jej, i padł
na piersi twoje, jako pada pieczęć rozgorzała,
i przeniknął ciebie i stał się jednem z tobą, jako brat twój — cichy.
Acz innym narodom panują duchy, które im dane
były, a wodzą je po drogach swoich, jako niewolników,
iż nie wiedzą narody, co je prze i ku jakim celom.
I rosną do czasu w siłę wielką, ślepą, nieświadomą siebie,
I opętane są przez tyranię ducha, który
zawładnął nimi i wysługiwać się muszą duchowi
swemu, jako panu, a nie znają wolności. Te — śmierć
noszą w sobie, a karki ich, od jarzma przetarte, same
w jarzmo ciągną.
Lecz duch twój rozwiany jest w świeżości poranków twoich
i w woni łężnej twoich sianożęci.
On mówi do ciebie w zbożowych szumach i w borowej
głuszy, on bierze głos zadumy ugorów twoich, aby
wieszczyć tobie.
Nie pcha cię, nie poniża, nie nęka, jako raba
swego; ale naradza się z tobą w powiewach pól
twoich, a w cichości węgłów twej chaty przemawia
do ciebie.
Nie gnębi cię, nie gwałci prawdy twojej; jarzma
chciwości, okrucieństwa, podstępu nie kładzie na
szyję twoją. Boje, w które cię rzucał, te za wolność były.
A ty ojczyźnie wolnych zgotowałeś pęta!
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!
POLSKA.
I co uczynić mogłam, a nie uczyniłam tobie?
Gdy insze duchy brały znaki swoje,
jam na miesięcznem kole gniazdo orłom lecącym uwiła,
iżby z nich jeden znakiem został tobie.
A nie tym, które z kopii kwirytów rzymskich
leciały i nad Cezarami świeciły błyskawicą gromową
i złotą, ale temu, co się białemi pióry na Patmos,
nad głową Jana ważył, a prorockie czoło szuraiącem
skrzydłem cienił, temu uwiłam gniazdo księżycowe.
I padł na nie ptak, znamieniem dany tobie, i stał
się duch twój lotny, pęd w niebo biorący. A nie
kładł odtąd i na wieki duch twój gniazda swego na
nizinach ziemskich, ale je miał górne i samotne
i srebrniejące wysoko nad ludami świata.
Acz insze ludy, pobrawszy godła swoje z rzeczy nizkich,
im się przyrównane stały i roniły w nie
ducha swojego.
Brały Rzymiany godłem wilczycę borową, która,
gdy na dnia światło i na ulice wielkiego grodu wyszła,
nie mogła strzymać obrzasku zórz nowych, które na
ludzkość od Golgoty szły, i zawywszy, skończyła się
na purpurach Cezarowych, strawiona dymem pychy
i rozkoszy jadem.
I brała Gallia znakiem kura owego, który na
Piłatowym dworcu nocy onej piał, kiedy się Piotr
Chrystusa był zaparł.
A oto przyszła za dni naszych sama do zaparcia
ducha swego w sobie i pokłoniła się duchowi
cudzemu, rzekąc o sobie: Nie jestem. Ty bądź sławion we mnie!
POEZYE 67
Anglowie zasię brali godłem okręt i ładowali na
niego swą kupiecką duszę ze wszystkiemi nadziejami jej
i tak go na morze puszczali.
I stawali na brzegach wyspu swojego z piersią
pustą, bezduszną, patrząc a czekając, rychłoli się okręt
powróci i co im przyniesie. A kiedy przyniósł złoto,
cieszyli się i klaskali w ręce swoje, mówiąc: o Dobrze
jest! Oto za duszę naszą dostaliśmy złota !« A tak,
z fry marku żyjąc, wyciskali duszę z wszelkiej piersi
żywej, iżby ją sprzedać mogli.
A który ją ku mądrości obrócił, w lochu siedzieć musiał,
jako uczynili Bakonowi a który ją w pieśniach
darmo światu, jako Bajron, oddać chciał,
precz z wyspu onego musiał i ojczyzny nowej
na morzu Jońskiem szukając, za nią położył duszę
swoją.
— Ale nad tobą, gdy zaszumiał orzeł ducha twego,
puściły się rycerstwu u ramion skrzydła też orłowe,
które go ku sławie uniosły.
I bywał niemi nakryty oracz ubogi, iżby orał,
i siewca, iżby siał. I bywała niemi nakryta czasu
trwogi grudka ziemi i kamyczek polny, kędy skowronek wywiódł młode swoje,
iżby piórek i puchu w przezpieczność dostały.
I zaszumiał nad tobą orzeł ducha twego i otwarły
się źrenice twoje w słońce.
I poszedł szum i poszedł skwir skroś stepem sinym,
po kurhanach, po futorach poszedł, po ukrainnych i podolnych ziemiach,
i narodziły się także widuny twoje, a wiew, który nad Wernyhorą wiał,
ten w Patmos, w skały widzeń szedł prorockim
duchem.
A który najdalej, najgłębiej w zabrzask dni nowych
spojrzeć miał z wieszczów i proroków twoich,
temu dałam orłowe czoło i oblicze, iżby się w nim
odbiły znaki i pieczęci ducha twojego świętego.
A tyś mi uczynił słup męki z drzewa, na którem kładłam gniazdo orłom twoim!…
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!
POLSKA.
I co uczynić mogłam, ludu mój, a nie uczyniłam tobie?
Duchowi twemu dałam ciało jędrne , młodociane,
zdrowe, iżby w niem rosnąć mógł ku przyszłości, a wzmagać się w siłę.
Nie zlepiłam ciała twego z okruchów starych
i rozbitych naczyń ducha, jak to uczyniły inne ziemie
ludom swoim pomieszanych początków i plemion.
Zlepiłam je z gliny dobrej, świeżej, która jeszcze
w żadnym nie spękała ogniu. I nie zlepiłam ciebie
z wody i z płomienia, i nie uczyniłam ciebie płodem
gwałtu.
Wzrastać tobie dałam, jako wzrasta łan zboża,
z jednego rozrodzony ziarna; a rodzaj twój szczepiłam,
jako czyni zaszczepca dobry, który na polną
gruszę pokrewny szczep z sadu bierze,
a na żywicznym pniu słodkiej jabłoni nie szczepi.
Jam zgromadziła ciebie, jako pasterz zgromadza
jednoroczne jagnięta swoje. Rozmnożyłam ciebie, jak
matka rozmnaża braci między sobą: płodnością własnego łona.
Chrobaty, Polanie, Ślązaki, Ruś, Litwa —
bracia to twoi są, jako insze, z którymiś się za czasem zjednał i zrósł w całość.
I cisnęli się do ciebie bracia twoi, aby razem
pługi wodzić, o domu radzić i węgłów jego obraniać.
I uczyniło się bractwo plemion wolnych i wiec wolny,
a złoto ani żelazo nie padało na szalę głosów, kiedy
w błękit szły, ani się ku ziemi ważyły.
POEZYE 69
I uczyniłam głos twój mocnym, a ucho twe
czułem. Krzyk, nad Bałtykiem wydany, w Karpatach
odzew brał; a kiedy Korona zawołała: Strażak,
Litwa siodłała Pogoń i chwytała miecze.
Więc jako dzwon szeroko na okolicę pospólną
trwogę albo radość głosi, takie echa powietrzne uczyniłam nad tobą.
A sercem tego dzwonu — było serce twoje.
Co woła na Pobużu i na Ponarwiu sinem? I co
woła nad Wisłą, nad Wartą, nad Dnieprem, nad
Niemnem?
Nie jestże to głos bratni, od którego drżą wnętrzności twoje?
A ty rozciąłeś mieczem szaty moje, a o suknię
moją całodzianą rzuciłeś losy
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka
wina!
POLSKA.
I co uczynić tobie mogłam, ludu mój, a nie
uczyniłam?
Jąkałeś jeszcze, jako dziecię, niemocnym językiem,
a ja już co najsłodsze i najdzielniejsze dźwięki
oddawałam tobie. Z szumu puszcz, z szmeru zdrojów,
z grzmotu burz, z huku wód, z tętentu hufców, z trzasku kopii,
z świstu wichrów, z błysku mieczów —
dźwięki poddawałam tobie.
Ja w ciszy nawet dobywałam tony mowy twojej.
Jam cię nauczyła imienia tęsknoty.
I dałam ci słowa, wprost z serca wzięte, wprost
z błękitów wzięte i anielskie, wprost z pól smętnych
dobyte i rosą świeżości zroszone i proste.
I dałam ci słowa, które umiały kląć i błogosławić,
śpiewać i płakać, tworzyć i zabijać, a jako
w główce gorczycznej sto ziarn się zamyka, tak ja
w każdem słowie twojem rozmnożyłam nasienie jego
70 MARYA KONOPNICKA
I stała się mowa twoja silna i piękna, świeża
i bogata, męska i dziewicza i miała w sobie moc
czarodziejską wzruszania serc ludzkich i miała w sobie
głos synogarlicy i jęk Izajasza.
I widziano ją, sypiącą gwiazdy i łabędzie puchy,
i widziano ją, bijącą, jak grom i jak piorun, a głowy
królów chyliły się przed nią.
I zakwitła mowa twoja pieśnią, i stałeś się słowikiem narodów.
A zaś wyrosła pieśń twoja i odziała się niezwiędłym majem.
Jak lipa, miodem wonna a rojem pszczelnym brzęcząca, tak wyrosła.
I rozkorzeniła się, jako dąb starowieczny, iż jej nikt nie wyrwie aż na
wieki.
Nad wodami stała, jako wierzba, z której fujarki
biorą, a jako osika, z której uczyniona jest surma smętna, bojowa.
I poszedł głos jej po granicach moich i ograne są granice moje.
A gdzie pieśń twoja żywię, ja jestem.
— I rozpaliłam ogniska twoje i zgromadziłam wieczornice twoje;
i dałam lnom twoim srebrzystość miesięczną,
a chatom twoim trzaskanie łuczywa;
i dałam długie zmierzchy zimowemu niebu twemu,
i dałam tęskność piersiom twoim, abyś śpiewał.
I rozpaliłam jutrznię zaranną i wypuściłam wiatr
ciepły z jugu i rozwiośniłam pola twoje i dałam
piersiom twoim nadzieję, abyś śpiewał.
I ukazałam lirnikom ślepym rzeczy dawne i rzeczy
minione; i nauczyłam trawy mogilne szeptów cichych,
aby im wtórzyły. Zadumę i siność stepu — ja przędłam.
I wypuszczałam wicher, aby wichrzył włos siwy
gęślarzy twoich, kiedy krzywdy twoje śpiewali;
i trzymałam go za pióra jego, iżby cisza była, kiedy
śpiewali twą sławę.
I podniosłam zagasłe źrenice lirnika w dalekość czasów, jako perły białe;
a ślepcom dałam widzenie dni, nie narodzonych jeszcze.
I opuściłam ich wypłakane oczy na kurhany, jako łzawice srebrne, a każda
kość, na dzikich polach, na sławnych bojowiskach
leżąca, brała swą część w pieśni.
I wodziłam dziady śpiewne ode wsi do wsi,
a biedny to był próg i nie mój, na którym gęślarz gęśli
swych nie stroił.
Białozorowie moi i sokołowie moi ważyli się nad
lirami dziadów, po stepie ich wodząc, po szerokim;
a żórawie, te przed nimi leciały, krzycząc po śródniebnych szlakach.
I nakryłam pieśń chmurą ich skrzydeł, i śpiewałeś
o sobie, ludu mój, nie wiedząc, co wspominasz i co
wieszczysz sobie.
Lecz zaś zestroiłam lutnię twoją z lutnią Dawidzką, królewską,
i ustruniłam ją w słoneczne i błyskawiczne struny.
I uczyniona jest jedna, jako strzała, ku rozświtowi puszczona i w brzaski lecąca;
i uczyniona jest druga, jako tęcza, wymalowana w blaski i w kolory,
a kwiaty i gwiazdy lecą na nią i łabędzie głosy.
Lecz trzecią, tę podparłam piersią własną i sercem bijącem.
A imię tego, który na nią palce kładł,
jest: „Z ziemi wzięty”.
I stała się pieśń twoja sławną, i była kochanką
młodości twojej i siłą lat męskich twoich i ostatnim
kwiatem twych mogił.
To wszystko uczyniłam tobie, ludu mój, a tyś mnie
zaparł językiem twoimi
LUD.
Moja winal Moja wina! Moja wielka, wielka winal
POLSKA.
I co więcej uczynić tobie mogłam, a nie uczyniłam?
Wpierw, niżby Chrystus po łanach twoich chodził, jara schrześcijaniła ciebie.
Tyś był, jako Jan, który w zakonie żył wpierw, niżby zakon uczyniony
został.
W zaraniu czasów i w przededniu bożym uczyły
cię pacierza pól zbożowych szumy, a anioł Pański
ciszy i smętności po łanach twoich wiał i zwiastował tobie.
Lilie twoje i róże białe twoje te szeptały: „Ave…”
— Nie czciłeś Molocha ani Serapisa; nie kłaniałeś
się wężowi, ziejącemu ogniem.
Świątki twoje wiosenne były i zielone majem; miód
i kołacz był objatą twoją.
Więc kiedym ci ścieżyną polną i bławatkową miedzą
rajskie poselstwo przed chatę przywiodła, nie
upadłeś na twarz z dziwu ni z przestrachu. Aleś
chleb z aniołami łamał i za stół je lipowy pobok
siebie sadzał. A czego mocarz świata bez drżenia
nigdy nie czynił, tyś uczynił, kmieciu!
I naczęłam ci króle twoje w siermiędze lnianej
i w postołach z łyka, którzy, nimby rękę do berła
ściągnęli, wpierw zatykali lemiesz na uwrocie skiby.
I wywiodłam ci króle twoje z pod słomianej
strzechy i z pod nizkiej, a w których nie królewskość
tego lub drugiego rodu leżała, lecz królewskość ludu.
Majestat to był oraczów twoich i siewaczów twoich,
którym ci w Piastach na tronie sadzała.
A w Jagiellonach sadzałam na tronie rycerską chwałę twoją
i tryumf pokoju.
Uróść ci dałam pod królami twoimi w sławę
i w cześć.
Jako w ojcowym domu i na ojcowym chlebie Syn
rośnie, uróść dałam tobie, a tyś ranie odział purpurą
naigrawania, a koroną cierniową zraniłeś głowę moją!…
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja bardzo wielka
wina!
POLSKA.
Rozmnożyłam grody twoje i dostatki twoje
i prawa dobre twoje, w które nimeś piołunu namieszał,
wszystkim słodkie były.
Nie umocniłam cię murami i nie opasałam głębokim przykopem;
alem cię nakryła błyskawicą szabel, żywych piersi tarczą.
Mężne i czyste serce to była twierdza twoja
i forteca.
I widziany był nad tobą znak Hetmanki twojej,
płaszcz gwiazdami siny i miesięczne poroże pod stopami Jej.
Tyś był czasu klęski ochranian zawsze wiarą i ofiarą.
I nie uczyniłam cię bogaczem, ani rozkosznikiem, ani kupcem.
Zielony krzew wolności — ten wszczepiłam tobie.
Więc kiedy insze ludy brały chrzest krwi ku
odrodzeniu, ty brałeś chrzest wolności. I kiedy insze
ludy gwałtem jej dobywali, rozruszając węgły domu
swego, tyś ją na polach, jak majowe latorózgi, sadził,
i jak gałąź palmową, do chat nosił i z braćmi ją
dzielił, rzekąc: » Alleluja !«
Ty byłeś wiosną narodów!
Jam duszy twojej dała ukochanie wolności.
W wolności zamknęłam siłę twoją i jedność tej siły;
Ile razy wymówiłeś święte Imię jej, wzmagała się moc twoja.
A ilekroć uczyniłeś ją sztandarem twoim,
wzrastałeś w potęgę serc i rąk.
I szły nad tobą wtedy miesięczne nowie, osadzone
na drzewcach borów twoich;
a jako ze źródeł ziemnych wody hucząc idą, tak szedłeś.
I uczyniłam wolność oddechem twoim
i wśpiewałam ci ją w duszę u kołyski twojej, i była ci —
życiem.
Jako się puszcza ruń na zapach wiosny, tak tyś
się puszczał na zapach wolności.
Wołała przez góry, a słyszałeś ją. Wołała przez
morza, a biegłeś ku niej. Tyś podniósł nad narodami
sztandar jej za nie — i za siebie.
I stałeś pod sztandarem wolności i upadałeś pod
nim w bojach sławnych — w bojach,
w których tryumfują zabici i w ranach leżący.
Zaprawdę! Insze ziemie rodzą krzew wawrzynu, lecz jam czoła pod
wawrzyn rodziła!
LUD.
Matko bohaterów, bądź błogosławiona!
POLSKA.
A większą nad miłość wolności dałam ci miłość
ku mnie. Jam cię nauczyła słodkiego imienia ojczyzny.
które imię jest nad imię ojca twego i nad imię matki
twojej, a niemasz miłości, któraby z tą zrównana
była.
Albowiem w każdej miłości człowiek siebie szuka;
lecz w tej chce utracić siebie. Otom napełniona prochem
tych, co zginęli za mnie.
I było imię moje zaklęciem twojem i przysięgą;
było błogosławieństwem, które z domu brałeś;
grudeczka ziemi mojej, na tułactwie u serca noszona,
ta była relikwią twoją.
I byłam sercom wiernym — wierną, a żywym —
żywą. W ciemnice za tobą szłam i cieszyłam ciebie,
a w kaźni ocierałam twe śmiertelne poty. I w głębie
kopalń z tobą szłam i świeciłam w nich promieniami
nadziei.
Gorzki chleb wygnania jam łamała z tobą; na
śnieżnych, dalekich równinach jest ślad stopy mojej.
Nie opuściłam cię na żadnej z dróg twoich;
odmierzałam wielkością kroki i czyny tułacza.
Każdą ciężkość twoją czyniłam lżejszą i każdą
mękę. Jam trwała przy tobie, pókiś mnie nie odetchnął sam.
Acz i wtedy nawiedzałam pustynię twych piersi
wspomnieniem młodości twojej, a marom snów twoich dawałam głosy cielic ich kojące.
LUD.
matko, matko moja, bądź błogosławiona!
POLSKA.
I co uczynić mogłam, a nie uczyniłam tobie?
Oto za dni zaćmienia twego ja trzymam przed
narodami imię twoje, z oblicza świata niestarte.
Albowiem, póki ziemia trwa, lud i naród żywię.
Przeto wiosną mogiły odziewam w zieleń świeżą,
a na progach pustych murów bluszcz wiję, iżby
w ruinę nie szły.
Na drodze królów siadam z obliczem zakrytem
i wchodzę na pokoje ich widmem, przed którem
bledną.
Gdy mówią: „Prawo” — słyszą jęk mój; a gdy
mówią: „Sprawledliwość” — krzyk mój jest im echem.
Słyszany jest głos mój na wschód i na zachód
słońca, sny mocnych świata — ja płoszę.
Wołam, kiedy grzmią gromy nad lądami; a kiedy
się cisza czyni, nie ustaję.
Całości twojej ja strzegę. Ostatnią jestem twierdzą imienia twojego.
Zalim się rozpadła na części?
Zalim usypała góry i otworzyła przepaście tam,
gdzie mnie rozdarto? A kto ranie uczyni bezpłodną,
gdy syny rodzić zechcę ku obronie mojej?
Ja tobie śpiewam nadziei pieśń. Ja — żywa, pieśń
życia śpiewam tobie!
A ty, o ludu mój, zgotowałeś krzyż ojczyźnie
swojej?…
LUD.
Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!…
Kupując (TERAZ – TUTAJ!) Budujesz Wolne Media Wolnych Ludzi!