Wzgórze Rudno i ruiny zamku Tenczyńskich – Niesamowite Wołanie Swarożyca-Słońca 3 maja 2013, godzina 12.00-12.30 oraz nadanie imion bliźniaczym sosnom na wzgórzu; Kira i Sawa z Rudna

DSC00583kompr rudno

Kiedy wyjeżdżaliśmy z Krakowa sytuacja wyglądała fatalnie – biegliśmy do samochodu w ulewnym deszczu. Wsiedliśmy mokrzy, ale nie zamierzaliśmy rezygnować. Po drodze było pochmurno, ale z każdym kilometrem deszcz ustawał. Kiedy dojechaliśmy do Krzeszowic zaczęło się znów robić ciemno. Kiedy wysiedliśmy w Rudnie na parkingu na polanie u stóp wzgórza, było już sino. Ludzie uciekali ze szczytu bo odzywały się dalekie grzmoty. Wyglądało na to że tym razem nasze Wołanie Słońca nie ma żadnego sensu. Atmosfera burzowa tak wyczyściła wzgórze z ludzi że na górnym parkingu w chwili gdy tam doszliśmy ludzie pakowali się w panice do samochodów. Z 20 aut zostało jedno. Nie udało nam się wyjść na cypel wzgórza okrążający zamek ponieważ chmura przykryła cały szczyt i zaczęło regularnie lać, a pioruny waliły coraz bliżej. Ukryliśmy się pod daszkiem wozu remontowego na kołach, przy baszcie. Stamtąd zrobiłem to zdjęcie.

DSC00584kompr

Lunęło. Anna straciła wiarę. Co teraz? Zaraz nas tutaj doszczętnie zaleje, wystarczy mały podmuch i nie będzie gdzie się podziać, będziemy przemoczeni do suchej nitki.  Spokojnie. Powiedziałem jej, że za 15 minut będzie po wszystkim i wyjdzie słońce. Tymczasem w minutę chmura zrobiła się tak gęsta, że przestało być cokolwiek widać a piorun walnął w mury tuż obok nas. Anna tylko postukała się w czoło na moją mówkę. Czułem jednak, że jej palcem kieruje tylko niewielka analityczna część mózgu, bo reszta umysłu wierzy, że jednak będzie jak mówię. Ja wierzyłem bez najmniejszych wątpliwości. Bolo też wierzył, ale raczej bardzo słabo, bo schował się pod podwoziem budy. Czekaliśmy pod wąskim daszkiem, deszcz zalewał nam stopy, a odpryski od daszku rosiły obficie moje okulary.

DSC00585kompr

Zdjęcia nie oddają dobrze tej chmury w której tkwiliśmy. Walnęło jeszcze kilka razy blisko, ale wiatr ustał i deszcz zrobił sie regularny. Nie minęło nawet 15 minut, kiedy przestał padać na tyle, że mogliśmy wyjść spod budy i ruszyć na cypel. Dookoła wciąż było ciemno a „mgła-chmura” , jak ja to nazywam ćmica, przesnuwała się wokół nas. Pioruny oddalały się jednak.

DSC00586kompr

Wzgórze zostało przez siły Matki Przyrodzonej oczyszczone z ludzi, których tutaj było przed chwilą z sześćdziesiąt. Zostaliśmy sami. Poszliśmy z pieskiem  na cypel. Było ciemno a wzgórze zupełnie utonęło w mgłach. Krople pojedyncze. Deszcz ustawał.

DSC00587bez kompr

W drodze na cypelDSC00588bez kompr

Piękna atmosfera, prawda?

DSC00589bez kompr

Za to rzadko jest okazja do takich ujęć.

DSC00590bez kompr

Kiedy doszlismy na cypel, widok w stronę Krakowa i Tatr był taki. DSC00591kompr

Ale na zamek już lepszy.

DSC00592be kompr

Nagle na niebie powstała wąska szczelina – wyobraźcie to sobie – w zalewie ciemności i siności robi się pozioma szrama – Bez powodu, bez wiatru. Z niczego.

DSC00593kompr

Po chwili wpadało przez nią już tyle światła, że można było zrobić takie zdjęcie. kto zna się na fotografii wie co można zrobić komórką z aparatem 5 megapikseli

DSC00594bez kompr rudno

Powiększcie – Szczelina była jak reflektor, który oświetla plan. To przypominało klimatem powieści Wiśniewskiego-Snerga.DSC00595kompr

Przybywało Światło Świata, a z nim Nieskończona Świadomość, Macierz którą ci z Zachodu nazywają także Matrixem (ubóstwo językowe angielszczyzny jest przerażające), ale Matrix to przecież coś sztucznego a Macierz jest Esencją Natury, Bytem Przyrodzonym i Nieskończonym.

DSC00596bez kompr rudno

Wiidoczek ze Szczeliną Macierzy nad autostradą A4.

DSC00597bez kompr

Świat wydobywa się z ćmicy. Od chwili nie spada już ani jedna kropelka.

DSC00598kompr

Widać pracę Słońca i przebijajace ciemność promieniowanie.

DSC00599kompr

I proszę co oto przez moment mamy!

DSC00600bez kompr

I Teraz już  na całego. To jest szczytowy moment naszej modlitwy/spotkania z bogami. Sam środek medytacji. Popsułem sobie ten kontakt, ale doszedłem do wniosku że muszę to dla was udokumentować. Godzina 12.30.

DSC00601bez kompr

Cały czas trwała walka.

DSC00602bez kompr

Czakałem wciąż bo byłem pewien że chociaż na moment znów pokaże się tarcza i to mocno.

DSC00603bez kompr

Oto i jest po raz drugi.DSC00604rudno kompr

Zacząłem robić zdjęcia wzgórza i sosen którym nadaliśmy imiona Kira i Sawa – to bliźniacze drzewa, po prawej stronie cypla, niezbyt stare , mogą mieć po 80 lat. Okazało się , że z tego wszystkiego zapomnieliśmy wziąć z bagażnika wstęgi do dekoracji drzew. Ale cały rytuał został wypełniony.

DSC00605bez kompr

Byłem przekonany, że to co obserwujemy jest wyłącznie wynikiem działania naszej świadomości i woli.

DSC00606bez kompr

Tak było. Tarcza wydobywała się z wielkim trudem. Ale spotkaliśmy się, jak zwykle.

DSC00607bez kompr

Widok na sosnę Kirę z Rudna.

DSC00608kompr

Sosna Kira z Rudna, z bliska – i Bolo.

DSC00609kompr

Sosna KiraDSC00610kompr

DSC00611komprSłońce rozpromieniło ją w trakcie ceremonii

DSC00612kompr

Sosna Kira z Rudna – pień z bliska – całkiem jasny blask słońcaDSC00613kompr

Sosna Sawa – widać nawet cienie

DSC00614kompr

Sosna Sawa

DSC00615tencz kompr

Ostatnie zdjęcie z mojego aparatu – Sosna Sawa. Pozostałe z aparatu Anny:

DSC00623rudno bez komprSłońce zapada się w Szczelinie

DSC00624rudno bez komprI znowu jest.

DSC00625rudno bez kompr

DSC00626 r bez kompr

DSC00627 r bezkompr

DSC00628 r bez kompr

DSC00629 r bez komprMocno grzeje

DSC00631 r bezkompr

Rozświetliło całe wzgórze w chwili kiedy rozpoczęliśmy schodzenie, zabłysło nad krzewami zamkiem, jakby na pożegnanie. W chwilę potem zeszliśmy ze wzgórza Rudno i rozpoczęliśmy powrót do domu. Kiedy wsiadaliśmy do samochodu zaczęło znowu padać. Nie było już słońca. Zapadły ciemności. Okazało się, że w Krakowie ani na chwilę nie przestało padać, a momentami deszcz był ulewny.

Podziel się!