Dusza i fizyka kwantowa – wywiad z Fredem Alanem Wolfem oraz antropozoficzne, teozoficzne i buddyjskie ujęcie tematu (zebrał Mezamir Snowid)

Dusza i fizyka kwantowa

Wywiad z Dr. Fred Alan Wolfem – autorem „Umysł stworzył materię”

Dr Fred Alan Wolf uzyskał stopień doktora w fizyce teoretycznej na UCLA. Kontynuuje on pisanie, prowadzi wykłady na całym świecie i przeprowadza badania na temat związku fizyki kwantowej i świadomości. Jest autorem książki, która zwyciężyła w konkursie National Book Award, oraz wielu innych książek, włączając „The Spiritual Universe”. Jest członkiem Martin Luther King Jr. Collegium of Scholars. Dr Wolf uczył na uniwersytecie w Londynie, uniwersytecie w Paryżu, w Instytucie Fizyki Nuklearnej (Hahn-Meitner Institute for Nuclear Physics) w Berlinie, w Izraelskim Uniwersytecie w Jeruzalem (The Hebrew University of Jerusalem) i w Stanowym Uniwersytecie San Diego w Stanach Zjednoczonych. Jego ostatnia książka jest zatytułowana „Mind into Matter”.

PYTANIE – Pozwól mi zacząć, zadając ci kilka pytań, które odnoszą się twojej ostatniej książki „Mind into Matter” oraz twoich poprzednich książek, szczególnie „Taking The Quantum Leap”. Jak różny jest świat fizyki kwantowej od świata, który widzimy?

FRED ALAN WOLF – To jest niewidzialny świat, choć wprost wpływa on na rzeczy, sprawiając, że je widzimy. To jest świat, w którym musimy sobie radzić w abstrakcyjny sposób myślenia lub postrzegania. Radzimy sobie tu z czymś całkowicie nieuchwytnym, że ja nazywam to qwiff – matematyczny konstrukt – który nigdy nie może być zauważony, zmierzony lub przetestowany. Mimo to qwiffs posiadają obserwowalne, mierzalne i testowane konsekwencje. To jest świat, który opisuje rzeczy, które my nazywamy atomami, molekułami, subatomicznymi częściami i nawet ostatnio częściej komputerami, głębszą kosmiczną komunikacją, tym, jak działają fotokomórki w twoim aparacie, telewizją, nowoczesnym komputerem i tym, jak to zasadniczo pracuje. Wszystkie te rzeczy nie byłyby możliwe bez zrozumienia podstawowych zasad, które my nazywamy fizyką kwantową.

PYTANIE – Czy to nam mówi, jak różny jest świat fizyki kwantowej?

FRED ALAN WOLF – Nie, to tylko tłumaczy, że jest nowa podstawa rozumienia istoty działania świata. Kiedy próbujemy zrozumieć świat w terminach tego, co dziś nazywane jest klasyczną fizyką, która to fizyka została wynaleziona w siedemnastym i osiemnastym wieku przez ludzi takich jak Isaac Newton, odkryliśmy na przykład, że nasze klasyczne rozumowanie było w zupełności wystarczające. Opisuje ono ruchy bardzo dużych obiektów, takich jak planety w ich orbitach, kierowanie pojazdami w dół ulicy i generalnie urządzeniami mechanicznymi. Ale kiedy próbowaliśmy zastosować ten sam rodzaj myślenia do bardzo małych, drobniutkich, atomowych i subatomowych dziedzin, odkryliśmy, że te klasyczne prawa przewidywały zdarzenia, które nie wystąpiły. Rzeczy, które się wydarzyły, były kompletnie nieprzewidywalne. W rzeczywistości fizyka kwantowa wprowadziła cały nowy sposób myślenia na temat nauki. To naprowadziło na fakt, że sposób, w jaki osoba obserwuje atomowe lub subatomowe zdarzenie, może w rzeczywistości przerabiać i zmieniać to zdarzenie w konsekwencje, które nie byłyby przewidywalne przez stare Newtoniańskie modele.

PYTANIE – Jak to działa?

FRED ALAN WOLF – Nawiązując do założeń fizyki kwantowej opartej na zasadzie nieokreśloności oraz zasadzie komplementarności, nie istnieje rzeczywistość do momentu, kiedy ta rzeczywistość jest postrzegana. Nasze percepcje rzeczywistości będą się konsekwentnie pojawiać, jako coś sprzecznego, dwojakiego i paradoksalnego. Jakkolwiek natychmiastowe doświadczenie rzeczywistości z bezpośredniego doświadczenia nie będzie wcale jawiło się jako paradoksalne. Rzeczywistość tylko wydaje się być paradoksalna, kiedy my konstruujemy historię naszych percepcji.

PYTANIE – To ma sens, kiedy patrzmy na cos nowego, decydując, co to znaczy. Ale aktualnie nie zmieniam rzeczywistości, nieprawdaż? Ja tylko zmieniam moje interpretacje na temat rzeczywistości.

FRED ALAN WOLF – Odpowiedź jest subtelna, ale tak zaskakująca, jak to tylko może się wydawać. Zmieniasz rzeczywistość wprost poprzez jej obserwację. W prawdziwym świecie mechaniki kwantowej ostatecznie i całkowicie my wpływamy na wszechświat, kiedykolwiek obserwujemy go lub cokolwiek w nim.

Rozważmy prosty przykład: kwantowa mechanika przedszkolnej piosenki zaczyna się tak: „Gwiazdka świeci, gwiazdka jasna, pierwsza gwiazdka, którą widzę tej nocy”. Qwiff opisujący foton wyemitowany z gwiazdy cztery lata świetlne od ziemi ma bardzo prosty schemat ruchu. Ten schemat przybiera formę kulistej, niekończącej się fali, która marszcząc się, pulsuje w kierunku od centrum na zewnątrz jak warstwy cebuli. Dwuwymiarowa wersja tego jest tworzona kiedykolwiek tylko rzucisz kamień do spokojnego stawu.

Potencjalny obserwator, A, na ziemi mógłby, na przykład myśleć o możliwości gwiazdy egzystującej w tym samym punkcie w przestrzeni. Wyobraź sobie nie odkrytą gwiazdę, wołającą o pomoc, proszącą o znalezienie. Wysyła ona pojedynczy foton qwiff, który rozchodzi się na całą przestrzeń. Każdy punkt na powierzchni jej fali jest prawdopodobnym punktem odkrycia. Ale nie ma we wszechświecie inteligencji by to wiedzieć. Tak więc powierzchnia fali rośnie, rozszerzając się dalej, ale stając się słabszą w miarę postępu. Być może jeśliby się to rozszerzało dalej w miarę postępu, tak jak nadmuchiwany balon, odnalazło by inteligencję. Nagle na ziemi coś wpada do głowy naszego myślącego obserwatora. W błysku szybszym niż światło, obserwator widzi światło gwiazdy. I w tej chwili qwiff zostaje drastycznie zmieniony, jak przekłuty balon. Można powiedzieć, że foton przybył. Na scenie pojawiła się inteligencja. Na scenie pojawiła się też wiedza. Wiedza została zmieniona. Pojedynczy qwiff fotonu, który został rozprzestrzeniony w orbicie o promieniu czterech lat świetlnych, załamał się w jednym atomowym zdarzeniu na siatkówce oka obserwatora. To wydarzenie – załamanie się funkcji fali ze średnicą ośmiu lat świetlnych do jednego punktu na siatkówce widza – jest zmianą wpływającą na cały wszechświat z powodu jednej chwili.

W międzyczasie, kolejny obserwator B, mógł również poszukiwać tego światła gwiazdy. Przypuśćmy, że obserwator B czekał na błysk, będąc na innej planecie, która również znajdowała się w odległości czterech lat świetlnych od gwiazdy, ale po przeciwnej stronie do obserwatora A. B mógł przegapić cały spektakl, ponieważ A uchwycił qwiff. Kiedy A zobaczył światło, zmienił prawdopodobieństwo na całą przestrzeń.

Ale tuż przed odkryciem obserwatora A, oboje, A i B mają równe szanse na odkrycie gwiazdy. W tym świecie zamieszkanym przez qwiffs, foton potencjalnie był w dwóch miejscach, blisko A i blisko B, w tym samym czasie. W rzeczy samej był potencjalnie i jednocześnie w każdym punkcie na tym okręgu qwiff. Później A zobaczył światło.

PYTANIE – Dlaczego?

FRED ALAN WOLF – Ponieważ w chwili, w której B wiedział, że nie ma fotonu, on lub ona od razu zmienił prawdopodobieństwo na możliwość nieistnienia dla niego tej sytuacji. Tak więc B, tak samo jak A był odpowiedzialny za zapadanie się qwiff.

PYTANIE – Czy to nie łamie wszystkich normalnych praw dotyczący przyczyny i efektu?

FRED ALAN WOLF – Natychmiastowe pochwycenie qwiff nie wydaje się przestrzegać zwykłych praw przyczyny i efektu. Z powodu natychmiastowości wydarzeń A i B, nie możemy powiedzieć, kto kontroluje kogo lub co kontroluje co. To jest tak, jakby umysły były chętne tak, jak głodne dzieci, wszystkie czekające tam, na zewnątrz aby pożreć pierwszy qwiff, który się pojawi.

PYTANIE – Podoba mi się ten widok.

FRED ALAN WOLF – Dzięki. Problem w tym, ż pierwszy żarłok nic nie zostawi dla reszty lub inaczej, poprzez jego akt niewiedzy, wytworzy ucztę wiedzy dla następnego.

PYTANIE – Ale jest tak dużo wiedzy. Chodzi mi o to, że gwiazda nie wypuszcza tylko jednego fotonu. Wypuszcza ich biliony. Więc nie oznacza to tylko dlatego, że jeśli ja widzę foton i uchwycę qwiff, to następna osoba nie będzie mogła zobaczyć następnego fotonu i uchwycić następnego qwiff.

FRED ALAN WOLF – Tak, oczywiście, chwilę później kolejny qwiff fotonu mógłby osiągnąć dwóch obserwatorów. I znów A może zobaczyć światło. Ale qwiff nie faworyzuje ani A ani B. Dla niego jest tak samo prawdopodobne, że B zobaczy ten foton. I jeśli go zobaczy, zmieni on rzeczywistość A tylko na chwilę. Później nadejdzie trzeci foton i czwarty i tak dalej. Każdy qwiff fotonu jest zmieniany z dwóch, prawie przeciwległych stron ogromnego, przestrzennego wszechświata. W tej kontynuowanej serii obserwacji ogromna odległość przestrzeni jest postrzegana przez obu: A i B. Tak więc z pewnego i być może z kosmicznego punktu widzenia, istnieje połączenie pomiędzy tymi dwoma obserwatorami A i B. Jakkolwiek oni mogą się o tym nigdy nie dowiedzieć. Przed obserwacjami poczynionymi przez A i B, qwiff był nieprzerwaną całością, rozprzestrzeniającą się na ogromne odległości przestrzeni. Przed obserwacją tego pojedynczego fotonu przez A nie było żadnego obiektywnego rozdzielenia pomiędzy A i B. Podział pojawi się kiedy foton był obserwowany. Poprzez obserwacje wszechświat, każdy obserwator zakłóca całkowitość tego wszechświata. Poprzez obserwację, każdy obserwator oddziela siebie od reszty tworzenia. Poprzez obserwację, obserwator zdobywa wiedzę ale również płaci cenę. Staje się bardziej i bardziej wyizolowany. Być może to jest to, co uważa się za drzewo wiedzy w Ogrodzie Edenu. Pierwszy kęs jabłka jest słodki ale kosztowny. Nasze oczy otwierają się i widzimy, że jesteśmy sami.

PYTANIE – I czy zmieniamy wszechświat poprzez stanie się świadomym tego wszechświata, poprzez koncentracje na nim?

FRED ALAN WOLF – Tak. Świadomość jest tym, co świadomość robi. To odgrywa podwójną rolę we wszechświecie. W świecie kwantów jest to zarówno świadomość, jak i tworzenie doświadczenia. Po krótce wiedza to umysł a bycie to substancja. Ta interakcja pomiędzy umysłem i substancją lub wiedzą i byciem, konsternowała filozofów od wieków i jest nazywana „problemem umysłu – ciała”.

Problem ten wiąże się z wolą. Nie będzie wystarczające, jeśli tylko sprawimy, że praca będzie wykonana – tu jest haczyk.

PYTANIE – Jak poprzez wolę sprawiasz, że cos się dzieje? Innymi słowy, kiedy wybiorę, żeby cos zrobić, jak się to wykonuje i skąd wiem, że ja to robię?

FRED ALAN WOLF – Zaskakująco, to jest kwantowe niezdecydowanie, które prowadzi do zdecydowanych wyborów na normalnym poziomie postrzeganego doświadczenia. Jeśliby to niezdecydowanie w jakiś sposób zniknęło, moja wola nie mogłaby by być wypełniona. W ogóle nie miałbym wyboru.

PYTANIE – Nie rozumiem.

FRED ALAN WOLF – Co to jest za zdarzenie, o którym mówimy? To jest komórka nerwowa, która sama reaguje. Można iść nawet głębiej w dół na skali wydarzeń: ten mniejszy podsystem zawiera jedną złożoną molekułę zwaną metyloamina, która zawiera dwa atomy wodoru i jeden atom azotu, uformowane w trójkąt. To jest część aktywnej grupy atomów, w molekule enzymu, w środku komórki nerwowej i położonej blisko ściany komórki. Możemy myśleć o tym enzymie jako o rodzaju portiera. Mały podsystem, którym jesteśmy zainteresowani leży na końcu ogonów enzymu portiera. Scenariusz idzie jakby w ten sposób: komórka nerwowa reaguje. Białkowa brama przechodzi zmianę w strukturę odpowiednią dla bramy kanałowej. Ogon wchodzi do bramy. Dwa atomu wodoru formują linię podstawową na małym koniuszku ogona, z atomem azotu powyżej lub poniżej tej linii. Jeśli atom azotu jest powyżej linii podstawowej, ogon wpasowuje się do bramy, jak klucz do zamka i brama pozostaje otwarta aby zareagować, kiedy ogon opuści bramę. Jeśli, z drugiej strony patrząc, atom azotu jest poniżej linii podstawowej, ogon ponownie dopasowuje się do bramy, ale jak dobry chłopiec, zamyka on bramę po kontakcie z nią. To są jedyne dwa sposoby dopasowania końcówki ogona – „klucza” do bramy – „zamka”. Jak na razie wszystko idzie dobrze. Trójkąt „do góry” utrzymuje bramę otwartą. Trójkąt „do dołu” zamyka bramę. Więc co się dzieje? To zależy od tego, czy to zauważysz, czy nie. Jesteśmy w kwantowej krainie. To jest akt zauważenia, który sprawia, że komórka reaguje, chwyta qwiff. Od chwili, kiedy wydarzenie jest zauważone, moment, który następuje jest wydarzeniem świadomości, świat jest innym miejscem. Tak jest, ponieważ ocena możliwości, teraz dostępna dla obserwatora, również się zmieniła.

PYTANIE – Więc to jest atom, który postrzega i decyduje, czy otworzyć się, czy zamknąć, czy nie? Czy mówisz, że atomy są świadome? Czy one mogą dokonywać wyboru?

FRED ALAN WOLF – Na poziomie atomowym świadomość jest z konieczności prymitywna i samo – refleksyjna. Neurony zawierają być może kilka miliardów atomowych „samo – refleksyjnych umysłów”. Ta samo – refleksyjna właściwość pochodzi z fizyki kwantowej w subtelny sposób. Te umysły, wszystkie są razem agentami, które ustalają twoją agencję inteligencji. Na poziomie molekularnym każdy agent wykonuje proste zadanie: zauważanie siebie. To jest jakby tak, że jedna potencjalna rzeczywistość zauważa drugą potencjalną rzeczywistość w obrębie tego samego czystego qwiff. W tym małym tajemniczym zdarzeniu, jedna z tych potencjalnych rzeczywistości nagle „pojawia się”. Akt świadomości jest kreowaniem rzeczywistości na poziomie atomowym i molekularnym. Teraz neuron jest zaalarmowany aby dać sygnał do mięśnia. Następnie neuron powiadamia mięsień. I tak dalej i dalej to idzie.

PYTANIE – Więc to jest tak, że umysł dokonuje tych wszystkich wyborów na poziomie atomowym?

FRED ALAN WOLF – Istnieje zamierzona, subtelna różnica pomiędzy jednym umysłem a indywidualnymi atomowymi umysłami. Atomowe umysły wychwytują qwiffs. One operują na poziomie mechaniki kwantowej. One działają w dziwacznym świecie pośród możliwości qwiff. I ich wybory nie są dokonane, dopóki one nie wybiorą. Każda akcja atomowego umysłu wychwytuje qwiff. Kiedy atomowy umysł pracuje, brama jest przygotowana na otwarcie. Jeden umysł normalnie nie zajmuje się rzeczywistościami. Naprawdę on tylko ma do czynienia z atomowymi umysłami i działa z tym, co zostało stworzone poprzez ich wybory. On działa jako zapis danych. Wyobraź sobie swój umysł jako szefa twojego centralnego systemu nerwowego. Wyobraź sobie twoje indywidualne atomowe umysły jako agentów działających niezależnie. Poprzez dodanie doświadczeń atomowych umysłów, jeden umysł tworzy swój rozum. On dosłownie stwarza jedną umysłowość. Robi to automatycznie. Przekształca nowe doświadczenia na stare i wytwarza nawyki.

PYTANIE – Więc jeden umysł jest sumą wszystkich wyborów, dokonanych przez miliardy atomowych umysłów? Gdzie w tym jest wolna wola?

FRED ALAN WOLF – Wyjątkowa wolność umysłu jest taka, że w tym samym czasie istnieją wszystkie atomowe umysły i żaden z nich. Nie ma żadnych, wyraźnych linii dzielących pomiędzy jednym umysłem i jakimkolwiek innym umysłem w obrębie ciała. Ta wolność wzrasta, ponieważ umysł nie ma umiejscowienia w przestrzeni. I tylko sobie wyobraź, jeżeli ten pomysł jest prawdziwy, to świadomość jest w stanie wyczuwać rzeczy na skalę atomową. Daje to niewyobrażalne możliwości. Oznacza to, że nowe lub oryginalne wydarzenia mogą być akceptowane na poziomie atomowym, na poziomie, gdzie potencjalna rzeczywistość staje się rzeczywistością. W mojej niezbadanej wyobraźni rysuję Boga w centrum całego wszechświata, przygotowującego kwantowe uczty wiedzy, wszystkie rodzaje magicznych i smakowitych, przyszłych dóbr, w postaci wspaniałych qwiffs. Qwiffs rozprzestrzeniają się na wszechświat szybciej niż światło, podróżując wstecz i w przód w czasie. A Bóg wykrzykuje, jak dobra Żydowska matka: „Jedzcie, jedzcie moje dzieci. To są wspaniałe, smakowite rzeczy, prawdziwe perły”. Ale niestety jesteśmy publicznością, która bardzo się boi tego, co może nastąpić. Oglądamy wspaniałości i jęczymy. Boimy się śmiać z żartów Wielkiego. Boimy się ucztować przy nowym jedzeniu, z obawy przed niestrawnością.

PYTANIE – Ale świat wydaję się być taki zaburzony. Jak Einstein powiedział: „Bóg nie gra w kości”.

FRED ALAN WOLF – Możemy powiedzieć, że wola Boga jest wykonywana w świecie qwiff, w kwantowej funkcji fali. To jest przyczynowy świat dokładnej, matematycznej precyzji, ale nie ma obecnej materii. To jest świat paradoksu i kompletnego zamętu dla człowieka, ograniczonej inteligencji. Dlatego jest to świat, gdzie rzecz znajduje się zarówno w jednym miejscu i w jednym czasie, jak i znajduje się w niezliczonej liczbie miejsc w tym samym czasie. Mimo to istnieje wyraźny porządek dla tego paradoksu. Jest wzorzec dla wielu pozycji, symetria. Ale my, którzy egzystujemy w świecie materii, możemy tylko zakłócać perfekcję paradoksu poprzez próbę obserwacji wzoru. Płacimy wielką cenę za materialny świat. Ta cena zawiera nasze zdrowie psychiczne. Nie potrafimy zrobić totalnego porządku z naszych obserwacji. Zawsze pojawi się coś, co jest przeoczone. To zaburzenie porządku Boga wydaję się używać nas jako Zasadę Nieokreśloności. Stąd stajemy się bezsilni, mając poczucie niższości i długo dla porządku jesteśmy bezsilni aby tworzyć wszechświat. Wszystko, co możemy zrobić, to iść razem z tym. Z drugiej strony mamy wolność wyboru. Nasza wielka bezsilność w tworzeniu perfekcyjnego porządku zezwala nam na tworzenie. Możesz powiedzieć, że Zasada Nieokreśloności jest mieczem o dwu ostrzach. Uwalnia nas od przeszłości, ponieważ nic nie może być zdeterminowane wcześniej. To daje nam wolność wyboru, jak mamy się poruszać we wszechświecie. Ale nie możemy przewidywać rezultatów naszych wyborów. Możemy wybierać, ale nie możemy wiedzieć, czy nasze wybory zakończą się sukcesem.

PYTANIE – Pozwól mi teraz zatrzymać się na chwilę i zapytać cię konkretnie o związek pomiędzy duszą i fizyką kwantową. Wielu naukowców kwestionuje to, że dusza istnieje. Wielu innych w naszej kulturze kwestionuje, że dusza ma jakiekolwiek znaczenie w zorientowanym naukowo, wyszkolonym technicznie, nowoczesnym społeczeństwie. Ponieważ nauka jest w wielkim stopniu odpowiedzialna za ukazywanie świata jako jedynie kolekcjonowania mechanicznych części działających na siebie, niektórzy ludzie czują się trochę niekomfortowo, kiedy fizyka kwantowa, taka jak twoja, próbuje zdefiniować duszę w naukowych określeniach. Niemniej, coraz więcej ludzi jest uwikłanych w pytanie dotyczące duszy, ludzkiego ducha i duchowości. Co to jest dusza z punktu widzenia fizyki kwantowej?

FRED ALAN WOLF – To jest naprawdę bardzo stare pytanie, jeśli zostawimy część „fizyka kwantowa”. Rozpoczęto to wielką debatą tysiące lat temu w starożytnej Grecji, pomiędzy zwolennikami Platona i jego studentem Arystotelesem. W skrócie dusza to agent rzeczywistości. Platon wierzył, że fizyczne zmysły będą zawsze zmierzać do zaćmienia naszej percepcji wszechświata. Nawiązując do niego, zwykły fakt, że jesteśmy ucieleśnieni, sprawia, że nasza percepcja jest jakoś zniekształcona, jakoś niedokładna, jakaś z iluzji. Podczas pracy nad poziomem ciała i zmysłów Platon sądził, że nigdy nie będziemy mogli doświadczyć rzeczy, takimi, jakimi są „w rzeczywistości”. Nauczał on, że istnieje bardziej doskonałe, niematerialne królestwo istnienia. Natomiast Arystoteles nauczał, że nie ma świata poza naszymi zmysłami. W dzisiejszych czasach naukowcy wynaleźli wyrafinowane instrumenty naukowe, takie jak mikroskop i teleskop, aby rozszerzyć moc naszych zmysłów, ale mimo to znakomita większość naukowców nadal podziela podstawowy pogląd na świat Arystotelesa. Ja wierzę, że odkrycia fizyki kwantowej w większym stopniu popierają Platona. Istnieje dowód, który sugeruje istnienie niematerialnego, nie – fizycznego wszechświata, który posiada rzeczywistość nawet, jeśli nie może to jeszcze być wyraźnie postrzegane przez nasze zmysły i naukowe instrumenty. Kiedy rozważymy doświadczenia bycia poza ciałem, podróże szamanów i świadome stany snu, które nie mogą być powtórzone w prawdziwym, naukowym sensie, one również wskazują na egzystencję niematerialnego wymiaru rzeczywistości. Teraz większość z nas nie jest wyćwiczona aby szukać i doświadczać naszych dusz. Zostaliśmy mniej lub bardziej wyszkoleni aby szukać rzeczy, które mogą być uchwycone – rzeczy, które są fizyczne lub stałe. Nie możesz sobie ot tak sięgnąć i dotknąć duszy. Mimo to, dusza jako ożywiona zasada we wszechświecie jest ostatecznie bardziej ważna, niż wszystko inne, co jest fizyczne lub namacalne.

PYTANIE – Pytanie, które później powstaje to „Jak to jest, że większość ludzi bezpośrednio nie doświadcza obecności swoich dusz”? Mogą czytać o duszy, mogą w nią wierzyć, ale jeśli dusza jest realna, dlaczego mają poczucie utraty duszy, jej nieobecności w swoim życiu?

FRED ALAN WOLF – Odpowiedź może być znaleziona w samej naturze duszy. Dusza jest żywa i pełna energii choć doświadczana subiektywnie. Wchodzę bardziej w detale na ten temat w swojej książce „Mind into Matter”. Świat, który widzimy naszymi codziennymi oczyma – poprzez filtr naszych zmysłów – jest pochodną bardziej „obiektywnego” świata. „Tamten” obiektywny świat i subiektywnie doświadczany „świat duszy” są w konflikcie ze sobą. To odnosi się do tego, co duchowi nauczyciele mówili o tym, co dzieje się, kiedy żyjący duch schodzi w sferę materii – jest walka. Więc jeśli staniemy się za bardzo zaangażowani w przedmiotowe, zewnętrzne procesy życiowe, będziemy tracić kontakt z percepcją z poziomu naszej duszy. Percepcja z poziomu naszej duszy jest wtedy, kiedy podążamy do środka siebie w wewnętrznym wyciszeniu, takim jak podczas medytacji. Możemy wtedy zacząć dostrzegać coś, co jest głębiej i bardziej znaczące, niż tylko przedmiotowa „gdzieś tam zewnętrzność”. Więc to jest bardzo ważne dla tych z nas, którzy utracili kontakt ze swoimi duszami, by spędzać trochę czasu w ciszy – nie w myśleniu, nie w wypełnianiu dziennej listy wszystkiego, co musi być zrobione – ale w byciu ze sobą w sposób, który pozwala na głębszą, wewnętrzną rzeczywistość aby kipiała od wewnątrz twojej świadomości.

PYTANIE – Niektórzy ludzie mają problem z zaakceptowaniem, że coś może być rzeczywiste ale niematerialne. Czy jest cokolwiek w nauce, co jest rzeczywiste ale niematerialne?

FRED ALAN WOLF – W sumie jest dużo, że nauka musi zmienić swój sposób opisywania rzeczywistości. Na przykład magnetyzm jest dobrze znaną sferą studiów, gdzie zaprezentowaliśmy istnienie czegoś, co jest realne ale wciąż niestałe lub nienamacalne. Będąc dziećmi, w klasie naukowej mogliście zobaczyć, jak zgina się końska podkowa, jak pręt magnesu przesuwał żelazne plomby w obręb pola magnetycznego bez fizycznego dotykania magnesem tych żelaznych plomb aby się poruszały dookoła. Tak więc efekty magnetyzmu jasno pokazują, że coś może istnieć, jest prawdziwe, nie jest materialne i stałe i mimo to może wypełnić przestrzeń i poruszać się w czasie – jak wiemy, robią to pola magnetyczne. Jeśli powszechny fenomen, jak pole magnetyczne, działające na żelazne plomby może to zrobić, czy więc dusza nie może być niewidzialna, nie – materialna, super – inteligentna, ożywiająca siły, które podobnie wpływają na i poprzez ludzkie ciało i wszechświat.? Aby dalej odkrywać możliwą naturę duszy w terminach naukowych, możemy spojrzeć w serce fizyki kwantowej. Fizyka kwantowa pokazała w eksperymentach z subatomowymi częściami, że poszczególne pola posiadają rodzaj inteligencji i wydają się być zdolne do robienia rzeczy, których zwykłe pola nie potrafią. Jednym, bardzo dziwnym procesem, który fizycy obserwują, jest to, że elektrony po prostu znikają w obłoczku światła, kiedy wchodzą w interakcję z pewnymi innymi częściami. Na początku nie widzieliśmy, dlaczego to się działo. Później uświadomiliśmy sobie, że te znikające elektrony wchodziły w interakcję z antymaterią. Ponieważ elektrony antymaterii ustawiały się przeciwnie do elektronów, to kiedy przeciwstawne części się spotkają, unicestwiają się nawzajem. Kiedy bliżej studiowaliśmy antymaterię, zaczęliśmy o niej mówić jako o „bąbelkach w absolutnej próżni pustej przestrzeni”.

PYTANIE – Co to jest ta „absolutna próżnia pustej przestrzeni”?

FRED ALAN WOLF – Więc, jak wielu z was kiedykolwiek zasnęło oglądając telewizję późno w nocy i kiedy później obudziliście się, słyszeliście stały, uciszający hałas z ekranu waszego telewizora? Ten hałas, produkowany w środku odbiornika telewizyjnego, jest wzmocnionym odgłosem tej „próżni przestrzeni”. Wielu fizyków kwantowych, włączając mnie, wierzy, że cały wszechświat, całe stworzenie powstało z „absolutnej nicości próżni przestrzeni”. Ta próżnia nicości jawi się jako inteligentna, aktywna i posiadająca świadomość. Źródło duszy wydobywa się i jest obecne w tej próżni. Wprawdzie samo pojęcie, że „coś” może być stworzone z „niczego” jest bardzo trudnym pojęciem dla umysłu do uchwycenia. Teoretyzuję, że dusza pojawiła się w tym samym czasie, co cała materia – w czasie „Wielkiego wybuchu”, 15 miliardów lat temu. Nawiązując do naszego teraźniejszego modelu naukowego, wszechświat i dusza będą kontynuowały egzystencję przez następne 20 miliardów lat, aż do momentu, który nazywany jest przez naukowców „Wielkim Zgnieceniem”, „Wielkim Kresem” lub też „Wielkim Krachem”. Pomiędzy tymi dwoma punktami od Wielkiego Wybuchu na początku czasu do Wielkiego Kresu na końcu czasu – cała materia we wszechświecie pojawia się, rozszerza się do maksymalnego punktu i później kurczy się w nicość. I poprzez to wszystko, najwyższa inteligencja, nazywaj to, jak wolisz, prowadzi i kieruje różnorodność aktywności wszystkiego we wszechświecie, w niezgłębiony, niewidzialny sposób włączając w to wszystkie żyjące formy życia.

PYTANIE – Niektórzy ludzie mówią o świetle, które jest widziane w momencie śmierci i w doświadczeniach bliskich śmierci. Co to jest?

FRED ALAN WOLF – Z naukowego punktu widzenia ciężko jest powiedzieć dokładnie, co się dzieje. I powód, dla którego nie wiemy jest taki, że nie mamy pojęcia, w którym miejscu jest obserwator, który widzi to Światło. Dla przykładu, w tym momencie masz pewne uczucie bycia obecnym w swoim ciele, rozglądając się na świat. Ale nawiązując do tego, co wiemy z fizyki, to jest iluzja percepcji: Nie ma miejsca wewnątrz twojego ciała, gdzie „ty” aktualnie istniejesz. Nie posiadasz szczególnego zakresu przestrzeni lub miejsca, które jest „tobą”. To jest iluzją myśleć, że wszystko na zewnątrz tego zakresu przestrzeni nie jest „tobą” – co jak często się mówi, to jest „na zewnątrz ciebie”. Najlepszym opisem, który możemy dać dla tego uczucia obecności jest, że „jesteś wszędzie”. Głównym powodem, że masz więcej świadomości w ciele jest wprost dlatego, że aparat sensoryczny ciała kieruje dużą ilość swojej uwagi i ta ilość uwagi jest podłączona do twoich fizycznych zmysłów. Mamy uczucie iluzji, że nasze ludzkie ciała są stałe, ale w rzeczywistości one składają się z 99,99% pustej przestrzeni. Jeśli atom zostałby napompowany do wielkości całego stadionu piłkarskiego, jądro atomu mogłoby być porównywane do wielkości pojedynczego ziarnka ryżu umieszczonego na linii 45 metrów. Teraz, dlaczego to jest takie ważne? Ponieważ w atomie jądro stanowi 99,99% całości materii lub masy. Atomy zbudowane są głównie z przestrzeni. Tak więc, mimo że doświadczamy siebie, jako bycia tymi ludzkimi ciałami, bardziej jest tak, że to „kim jesteśmy” jest świadomością i pamięcią, która żyje w przestrzeni.

PYTANIE – Niektórzy ludzie mogą się zastanawiać, co to jest ten fenomen „światła na końcu tunelu”, który czasem występuje w doświadczeniach bliskich śmierci i być może również w momencie zgonu.

FRED ALAN WOLF – Pozwól mi tu coś zaproponować. Mimo, że wszystkie materialne obiekty nie mogą, według definicji, podróżować szybciej niż prędkość światła, istnieje dowód, że dusza, która jest nie – fizyczna i dlatego nieograniczona przez ruchy w świecie materialnym, może podróżować szybciej niż prędkość światła. Podróżowanie szybciej od prędkości światła nazywane jest „prędkością nadświetlną”.

Tak więc w momencie śmierci lub podczas doświadczeń bliskich śmierci, może równie dobrze się zdarzyć, że osoba przechodzi ze świata materialnego – który operuje w prędkościach mniejszych niż prędkość światła – do świata, który działa szybciej niż prędkość światła, do tak zwanego „nadświetlnego” świata duchowego. W tym transferze efekt tunelu może mieć miejsce w takim samym stopniu, jak w tym, co astrofizycy nazywają „czarną dziurą”. Teraz jesteśmy tu, gdzie zaczyna być naprawdę interesująco. W nadświetlnej prędkości duszy wychodzimy poza czas i przestrzeń, której doświadczamy w tym fizycznym wymiarze. Mamy później fenomen bycia zdolnym do poruszania się w przód i wstecz w czasie i przestrzeni. Ludzie, którzy powracają z doświadczeń bliskich śmierci, opisują coś właśnie takiego. Co ci ludzie prawdopodobnie doświadczają, to okna na ten rodzaj czasu / przestrzeni w wymiarze rzeczywistości.

PYTANIE – Wielu ludzi również donosi, zarówno ci w momencie ich śmierci, jak i ci którzy powrócili z doświadczeń bliskich śmierci, że doświadczyli widzenia nie tylko ich ukochanych, którzy już odeszli, ale też spotkania, jak to nazywam „super świetlistych postaci”, takich jak Jezus, Matka Maria, Mojżesz, Kriszna lub innych świętych osobistości. Czy może to być wyjaśnione?

FRED ALAN WOLF – Specyficzna, super – świetlista postać, która pojawia się, zwykle jest oparta na wychowaniu osoby – Jezus pojawia się dla Chrześcijan, Kriszna dla Hindusów etc. Ale dlaczego te konkretne osoby ukazują się w naszej świadomości? Cóż, ja wierzę, że te istoty są symbolicznymi reprezentacjami naszych duchowych ideałów. Na wyższym poziomie, każdy ucieleśnia archetypowe cechy Jezusa, Kriszny, Mahometa etc. Te archetypy naszych ideałów leczą nasze poczucie utraty duszy i służą nam duchowym ożywieniem, by pomóc nam pamiętać o części nas, o której zwykle zapominamy w codziennym życiu. Fizyka procesu doświadczania tych istot zawiera interakcję pomiędzy nasza duszą i naszym cielesnym umysłem. To nie jest nic mniej niż „fizyka Boga”, o której tu mówimy.

PYTANIE – Niektórzy mogą się zastanawiać – „Dobrze, jeśli fizyka kwantowa oferuje dowód na istnienie duszy, gdzie jest Bóg w tym obrazie”?

FRED ALAN WOLF – Pozwól mi zaoferować spekulatywną ale naukowo uzasadnioną wizję Boga. Po pierwsze, rozmawiając na temat jakiegokolwiek fenomenu, włączając Boga, naukowcy wolą bardziej mówić, że coś lub ktoś zachowuje się w ten lub tamten sposób, niż że coś lub ktoś robi to albo tamto. Więc używając tej naukowej terminologii, jak Bóg zachowuje się we wszechświecie? Cóż, jeśli czytamy biblię, sposoby zachowywania się Boga wydają się być bardzo paradoksalne. Ale jest jeden sposób, w jaki zachowuje się Bóg i wydaje się on być bardzo istotny dla tej dyskusji. Bóg tworzy. Bóg jest uznawany za najwyższego Stwórcę wszystkiego, co jest. Jeśli taka jest kwestia, czy jest więc możliwe aby mówić o „fizyce zachowywania się Boga”, która wyjaśniam jak Bóg tworzy? Zasadniczo, patrzymy na proces, w którym podstawowe źródło wszystkiego – „Bóg”, lub jakiekolwiek imię chcesz mu nadać, przekształca świadomość w materię. Raz, kiedy się to zdarzy, materia właściwie zachowuje się, jak rodzaj odbicia lub lustra inteligencji, z którego wyskoczyła. Kiedy materia modyfikuje siebie wraz z upływem czasu, w trwającym, ewolucyjnym procesie, nowe informacje i inteligencja kontynuują bycie odbijanym we wciąż rozwijającym się wszechświecie. Więc to jest tym, co nazywamy, że Bóg kontynuuje tworzenie, z niezmierzoną inteligencją w każdej miliardowej części sekundy z miliardów sekund, teraz i przez następne miliardy lat, które nadejdą. To, co jest stworzone, wraz z ta idealną inteligencją, odbija i modyfikuje wszystko w każdym momencie i na każdym poziomie. To dzieje się od najmniejszego elektronu do największej galaktyki, włączając wszystkie formy życia we wszechświecie. Teraz na ludzkim poziomie, niektórzy ludzie rozpatrują swoje życie i denerwują się. Oni myślą, Boże , po co ja żyję? Czy to nie jest straszne, że umrę? Życie było już czarne, kiedy się zaczęło. Życie było czarne, kiedy tu byłem i znów będzie czarne, kiedy się skończy. Och, Boże, co to jest to wszystko dookoła? Moim zdaniem, nawet ta ciemność i rozpacz zostały zaprojektowane w Bożym systemie. Możesz nie wierzyć do końca lub nawet w tym momencie nie pamiętać tego, ale w sumie stworzyłeś wszystko z tego. Teraz, „Ty”, który stworzył to wszystko, nie jest osobą czy osobowością. Ten wewnątrz siebie, który identyfikuje się jako „Jestem Joe”, „Jestem Marta”‚ „Jestem Sam” – to nie jest osoba, do której albo o której ja tu mówię. To jest lepsza esencja „Ja”, ta głębsza obecność, ta pracująca sama w sobie świadomość, która jest w tobie, we mnie, w każdym. To „Ja” pracujące w ciele, jest tym samym, co odbite w archetypowym obrazie Jezusa, Mojżesza, Kriszny, wszystkich, którzy przypominają nam o naszej prawdziwej esencji. Istnieje obecność tych bytów, ale są one odbiciami albo reprezentacjami naszej własnej identyfikacji, z naszym własnym, lepszym, głębszym „Ja”.

Kiedy Einstein umarł, naukowcy byli zainteresowani przebadaniem jego mózgu, aby sprawdzić, czy było coś specjalnego w nim, co sprawiło, że był geniuszem. Poza większą ilością komórek glejowych w jego wzrokowej korze mózgowej, nic nie było. Jego mózg nadal znajduje się w słoju na Uniwersytecie Princeton. Nie zamierzamy znajdywać, co sprawia, że jedna osoba jest mądra a inna głupia poprzez patrzenie na ich mózgi, chyba, że występuje uszkodzenie fizyczne. Więc nie będziemy szukać źródła inteligencji i duszy w materialnym świecie. Ja nie postrzegam duszy i świadomości jako epifenomenu (drugorzędny fenomen, który jest produktem poprzedniego) albo produktu materii. To działa w inny sposób. Postrzegam materię jako epifenomen duszy i świadomości. Świat materialny rozwinął się z absolutnej próżni przestrzeni – domu duszy.

PYTANIE – Pozwól mi się jeszcze raz zatrzymać. Chciałbym spojrzeć, jak twoja praca oferuje jakieś światowe perspektywy i dostarcza jakichś wskazówek o przyszłości. Wydaje się, że żyjemy w czasie przyspieszenia. Wielu ludzi mówi o naszych zmieniających się czasach i opisuje je jako niespotykane. Czy my znajdujemy się w środku zmiany? Czy globalna świadomość zmienia się? Jakie jest twoje zdanie na temat zmiany świadomości, jak to niektórzy mówią, ze świadomości dualistycznej do świadomości zjednoczonej?

FRED ALAN WOLF – poprzez przyspieszenie procesu indywidualizacji, własne ja staje się bardziej świadome jedności świadomości. To jest jak paradoks. Wraz z tym, jak stajemy się bardziej inteligentni, stajemy się bardziej świadomi jedności. Bez separacji, bez indywidualności, ta przejrzystość jedności nigdy by nie wystąpiła. Mogłoby to być praktykowane, bezgłośnie mówione lub udawane, że jest rozumiane. Ale dzisiaj ludzie posiadają doświadczenie jedności poprzez indywidualność. To nie jest tylko kwestia jedności. To jest doświadczanie jedności jako jednostka, nie poprzez grupową medytację czy grupowe rozważanie, ale poprzez indywidualne stawanie się świadomym i jest więcej niż tylko jedno własne, indywidualne myślenie. Ten psychiczny poziom świadomości zwiększa się, ale nie poprzez grupowe ćwiczenie. Właśnie teraz istnieje ogromne pragnienie. Jednostki chcą wiedzieć. Dążą one do znalezienia punktu oparcia w nowej bazie wiedzy. Chcą wiedzy. Cóż, one chcą tej wiedzy, ponieważ mogą poczuć zapach, lub wyczuć, lub domyślić się, że istnieje nowa forma świadomości, pojawiająca się wokół nich. Dziś narzędzia technologiczne również prowadzą do tej wspanialszej świadomości. Prawie banalnym przykładem tego jest Internet, który prowadzi do globalnej komunikacji prawie z prędkością światła. Z tym wiąże się wyłaniające poczucie jedności umysłu. Istnieje wielka nadzieja, wielka obietnica. Ale to nie przychodzi do nas, jak to zwykło przychodzić do naszych przodków, kiedy oni byli plemieniem komunikującym się jako całość. Mogli oni jako całość żywić się nawzajem, próbować przywrócić uczucie obecnego zjednoczenia – jedność ducha. Już się tak nie dzieje. Teraz mamy ludzi w małych odosobnionych pokojach. Poza koncertami rockowymi i paroma innymi wydarzeniami, ludzie już nie zbierają się tak często, jak zwykli to robić. Mogą iść w nowe formy mediów, zwiększające jedność ale to jest poprzez bębnienie i wrażenie zewnętrznego technologicznego wpływu, kiedy ludzie przychodzą na te koncerty i podobne wydarzenia. Ubawy i koncerty są przykładami tego, co myślę, że prowadzi do jedności świadomości. Jednostki chcą kąpać się w tym doświadczeniu. Ludzie nie przychodzą aby koniecznie być razem. Oni przychodzą aby być w samotności, kołysząc się w rytm muzyki. To jest inne doświadczenie, choć może ono prowadzić do jedności.

PYTANIE – Chciałbym dotrzeć do czegoś, co fizycy kwantowi nazywają efektem obserwatora. Wielu mistyków i rdzennych szamanów mówiło o przepowiedni i przedstawianiu rzeczywistości. Oni mówią, że wpływamy i przedstawiamy rzeczywistość poprzez zbiorową świadomość. Innymi słowy, wybieramy nasz wynik. Niektórzy wysunęli teorię, że możemy mieć alternatywne rzeczywistości. Jedną z nich na przykład jest destrukcja planety ziemi. Kolejna alternatywna rzeczywistość mogłaby być pozytywna dla ziemi. Czy nowi fizycy mogą wyjaśnić możliwość indywidualnej i grupowej ludzkiej świadomości wpływającej lub przedstawiającej rzeczywistość?

FRED ALAN WOLF – Jest tu kilka rzeczy do przedyskutowania. Każda z nich musi być rozważona oddzielnie, zanim zaczniemy rysować konkluzję na temat tego, co w podsumowaniu to wszystko ogólnie razem znaczy. Po pierwsze, co to jest efekt obserwatora? Po drugie, jaki jest wpływ dużej grupy jednostek na system lub społeczeństwo? Następnie, jakie są rzeczywistości w tym obrazie? Czy istnieją takie rzeczywistości i co to znaczy dokonywać wyboru? Jak to się ma do tej całej gry? Po pierwsze, ze zdroworozsądkowego punktu widzenia, nie ma alternatywnych rzeczywistości. Jest tylko fizyczny świat i są rzeczy, które robisz aby coś przenieść albo poruszyć się. Nic tak naprawdę nie zmienia się. Wszystko jest zachowane. Obiekt może być przesunięty z jednego miejsca w drugie i gdy się to dzieje, ktoś mówi, że rzeczy zmieniły się. W rzeczywistości nie. One tylko mniej lub bardziej zmieniły pozycję, jak ludzie bawiący się w zabawę z zamienianiem krzeseł. To jest klasyczny punkt widzenia. Przyjmuje się, że obiekty istnieją, niezależnie od tego czy ktoś jest tam, żeby je obserwować czy nie. Jeśli drzewo upada w lesie, robi hałas. Niezależnie, czy jest jakieś ucho do słuchania, czy nie, to drzewo hałasuje. Ludzkie istoty są niczym więcej, jak tylko fizycznym ruchem małych obiektów, w środku rzeczy nazywanych ciałami. Szybki sposób, w jaki ten ruch pojawia się i jego aktywność, daje to, co przedstawia się jako myśl, uczucia i tak dalej. Wszystko to, co się dzieje, jest ruchem czegoś. To jest powszechnie akceptowany, materialny punkt widzenia.

Dalekim od tego punktu widzenia jest idealne, obdarzone wyobraźnią mistyczne doświadczenie. Cokolwiek na zewnątrz materialnego jest nieważne. Obdarzony wyobraźnią lub mistyczny element jest obecnie brakujący z materialnego punktu widzenia i nigdy nie będzie wytłumaczony. Dlatego też, klasyczny pogląd jest tak specyficzny i wąski. Materialny punkt widzenia był bardzo pomocny w dokonaniu naukowej rewolucji. Był bardzo użyteczny, ale osiągnął punkt, gdzie nie można iść dalej. Punkt ten wyjaśnia naturę świadomości. Jak ludzie są świadomi? Wydaje się, że nie potrafimy wyjaśniać, jak ludzie są świadomi, korzystając wyłącznie z procesów materialnych. Jest bardzo wielu ludzi próbujących to robić i są ludzie próbujący budować urządzenia nazywane komputerami ze sztuczną inteligencją. Jest nadzieja, że może to być zrobione. Ale z punktu widzenia tego, co teraz nazywane jest nową fizyką, wydają się istnieć jasne limity dotyczące tego, jak daleko można zajść. To, czego nauczyła nas nowa fizyka, to po pierwsze to, że nic nie jest takim, jak się wydaje być. Obiektywny światopogląd dotyczący obiektów nie jest naprawdę sposobem, w jaki świat jest skonstruowany. Może się wydawać, że jest on skonstruowany w ten sposób, ale jest coś ukrytego, czego nie widzimy, które oznacza, że świat nie jest zbudowany z twardych części. W gruncie rzeczy, obiekty fizyczne nie są tak prawdziwe, jak się ukazują. Idąc od tego nowego punktu widzenia, pojawienie się czegoś może mieć tak drastyczny efekt, jak zwykło się mówić, rzecz sama na siebie. Przykładem tego jest praktyka pewnych form sztuk walki. Ludzie, którzy osiągnęli pewien poziom w stylu sztuk walki, mogą manipulować fizyczną materią poprzez używanie swoich zmysłów w sposób, którego nie zwykliśmy używać w naszej kulturze. Na przykład możesz zobaczyć studenta przewracającego się, jeśli nauczyciel, który naucza, poruszy swoją głową w pewien sposób. Uczeń może wyglądać jakby został przewrócony przez uderzenie. Ale w rzeczywistości nic fizycznego nie wydarzyło się. Dużo więcej dzieje się, niż to wychwytuje oko. Istnieje niematerialna komunikacja, która wydaje się wpływać, mieć efekt i przekształcać materię. To w rzeczywistości zmienia materie ludzi, którzy są w kontakcie. Kiedy oglądasz pewne formy zwierzęcego życia, taki jak mrówki, pszczoły, stada ptaków lub nawet ławice ryb, odkryjesz, że są zdolne one komunikować ze sobą z zawrotną prędkością, dużo większą, niż ich proste systemy nerwowe mogłyby kiedykolwiek na to pozwolić. Nawet w naszych własnych mózgach odkrywamy, że istnieją czasowe paradoksy. Jesteśmy zdolni odpowiadać, pojmować i być świadomymi otaczającego nas świata, z prędkością szybszą, niż nasze mózgi mogą przetworzyć dane. To zajmuje więcej czasu dla mózgu, by przetworzyć dane, które budują poznanie, wyobrażenie, rozpoznanie uczucia, później to zajmuje pewną ilość czasu dla nas aby mieć doświadczenie i wiedzieć czym jest to doświadczenie. Przetworzenie danych zajmuje czas, ale wydajemy się być zdolni tego doświadczyć, zanim nasze mózgi nam na to pozwolą.

Tak więc jasno wynika, że coś innego się dzieje, co nie pasuje do materialnego punktu widzenia. Jest nadzieja aby znaleźć naukę, która to wszystko wytłumaczy. Jeszcze jej nie znaleźliśmy, ale zbliżyliśmy się za pomocą fizyki kwantowej. Fizyka kwantowa świadczy, że jest głęboki związek pomiędzy obserwacją a fizycznym światem. Kluczem tu jest zrozumienie, że idee obserwatora i obserwowanego są dla siebie iluzjami z metafizycznego punktu widzenia. Obserwowany przybiera wygląd twardego, materialnego obiektu. Obserwator przybiera wygląd miękkiego, niematerialnego obiektu. Prawdą jest, ze chodzi w tym o coś innego, co nie jest twarde lub miękkie, ani nie jest obserwatorem lub obserwowanym. Chodzi tu o jedność, która wydaje się mieć dużo dalej sięgające związki. Wygląda na to, że obserwator wpływa na obserwowanego jedynie przez obserwowanie. Okazuje się, że to jest to, co się dzieje, ale nie jest to tym, co się dzieje dalej. Okazuje się, że jest umysł i materia. I jest też umysł obserwatora, który wpływa na materialny świat. Jakkolwiek, materialny świat nie jest sam w sobie naprawdę twardy a umysł obserwatora nie jest naprawdę miękki. Tu chodzi o coś innego.

PYTANIE – Czy nie ma oddzielenia pomiędzy materialnym światem i świadomością?

FRED ALAN WOLF – Punkt, który tam jest, nie jest żadną taką rzeczą, jak świadomość czy materialny świat. Nie ma takiej rzeczy, jak dwoistość. Jest tylko jedna rzecz. To, czym to jest, to jest bardziej tajemnicze, niż mogę kiedykolwiek to zgłębić. Jest to głębokie i tajemnicze. Wydaje się to dzielić na materialny świat i obserwatora obserwującego materialny świat. Nie sądzę aby ktoś, jak dotąd, wiedział, jak to jest zrobione. Podział cząstki subiektywnej i obiektywnej jest bardzo tajemniczy. Ten podział występuje w sposób, który nie jest tak prosty, jak objęta nim, istniejąca cząstka subiektywna i objęta nim, istniejąca cząstka obiektywna, która jest już podzielona. One nawet nie są połączone między sobą. Na różne sposoby są one rozkładane na części. Taniec zawsze toczy się dalej. To jest jak cukierkowa piłka. Jest rozebrana na części, na cząstkę subiektywną i obiektywną. Jest pchnięta i znowu rozłożona na części. Za każdym razem, kiedy to się dzieje, włókna pomiędzy nimi są inne i to czym była cząstka subiektywna i obiektywna zmieniła się. To jest nieustający taniec. Ten cukierek jest wielkim gotującym się kotłem zwanym próżnią. Części, z których jesteś zrobiony w tym momencie – każdy pojedynczy elektron – były w próżni i wybulgotały. Iluzja jest taka, że to ciągle tam powstaje. Coś o wiele głębszego i bardziej tajemniczego pojawia się tworząc, żeby wyglądało to na bardzo stałe i bardzo prawdziwe. Pochodzi to z fizyki kwantowej. To jest całe pole – myśl o tym, jako o polu pszenicy, wielkie pole, gdzieś tam, które zawiera obu, obserwatora i obserwowanego. Coś się wydarza w jednej części pola pszenicy. Wieje wiatr. Coś się wydarza w kolejnej części pola pszenicy. Coś przewraca się, rusza się dokoła. Może ruszają się ziarna pszenicy. Cokolwiek. Teraz, z punktu widzenia obserwatora wygląda na to, że obserwator wpłynął na obserwowanego jedynie poprzez patrzenie na to. Z punktu widzenia obserwowanego, wygląda na to, że coś popchnęło rzeczy dookoła. Tak to wygląda dla nas, patrząc z zewnątrz, patrząc z punktu widzenia fizyki kwantowej. Fundamentem fizyki kwantowej jest coś, co nie jest ani materialne ani niematerialne, nazywane funkcją kwantową lub polem możliwości. To jest zarówno fikcyjne, jak i mające fizyczne konsekwencje. Ale nie jest to ani fizyczne ani nie jest czystą fikcją. To wydaje się być zarówno poza przestrzenią, jak i w naszym mózgach w tym samym czasie. Kiedy pole się zmienia, same materialne obiekty też się zmieniają. Jak się zmieniają? Zmieniają się ponieważ, to co reprezentuje pole, jest polem prawdopodobieństwa dla wszystkich rzeczy do wydarzenia się. Zmiany pola prawdopodobieństwa mogą być porównane do rzucanej monety. Na przykład, moneta, która teraz jest rzucana, ma zamiast prawdopodobieństwa 50/50 – 75/25, w momencie kiedy jest już rzucona w powietrze. Podrzucając monetę wiele razy zobaczysz 7,5 raza orzełka na 10 prób. Przed tym mogłeś mieć po prostu 5/5 orzełków. Umysł, pole prawdopodobieństwa może zmieniać szanse, więc to jak jeden obserwuje, jest zmieniane poprzez ciągłą obserwację, zmieniając i przesuwając drogi obserwacji czegoś. Już wiemy, że to istnieje. Jest to prawdziwe. To odrzuca pogląd, ze obiekt sam w sobie jest stały, niemierzalny, za wyjątkiem siły, kiedy jest on poruszany za pomocą siły fizycznej. Siła, o której mówimy, nie jest siłą fizycznego obiektu nad fizycznym obiektem. To jest zmiana umysłu. To już nie jest bardziej energetyczne lub pełne siły od zmiany myśli lub grymasu, czy zachwiania czyjegoś umysłu, choć to wydaje się mieć efekty. Dziś wiemy, że to prawda. Tak czy inaczej, może to być wyrażone w terminach globalnego efektu przemiany – niezależnie, czy to może być to, co szamani używają, kiedy pracują z ludźmi i uzdrawianiem, – czy to, co narody używają, kiedy chcą zmobilizować ludzi aby szli na wojnę, – czy taki rodzaj efektu przemiany, jak pole prawdopodobieństwa w jednym umyśle, wpływające na inny umysł, że ten grupowy umysł jest pozostawiony jako jedno pole prawdopodobieństwa, które później wpływa na wszystko? – to w rzeczy samej może być tym, co się wydarza.

PYTANIE – Starszyzna z plemienia Hopi wychodzi i przeprowadza taniec deszczu i jest pewne, że będzie padać. Czy z punktu widzenia fizyki kwantowej to może być wyjaśnione?

FRED ALAN WOLF – Mogłoby być ale nie będzie to tym, co ktoś sobie myśli. Praktyka jest bardzo stara. To sięga czasów, kiedy magia była panującą praktyką. Kiedy chciałeś aby coś się wydarzyło, wykonywałeś zaklęcia, mogłeś stworzyć scenariusz „jak powyżej, tak poniżej”. Najprawdopodobniej użyłbyś czegoś. Może nawet stworzyłbyś model w swoich rękach. Później puściłbyś ten model w obieg. Jeśli chciałbyś deszczu aby nadszedł, upuściłbyś na ziemię kamyki. Kiedy zaczęłoby padać, obserwowałbyś bardzo dokładnie, co to było, co zrobiłeś i co było inne w sposobie upuszczania kamyków dzisiaj, niż w tym, w jaki sposób upuściłeś kamyki wczoraj, kiedy nie padało. Tym razem rzuciłem kamyki do góry w powietrze. Zróbmy to następnym razem, kiedy będę chciał deszcz. Podrzucę je trochę wyżej. Kiedy to nie zadziała, spróbuję czegoś innego. Magia zawsze była próbą kontrolowania natury. Jest to możliwe z czystego, materialnego punktu widzenia, że taka praktyka mogłaby zadziałać. Na przykład, rzuć wystarczającą ilość kamyków do góry, w wilgotne powietrze; spowoduje to pojawienie się wydarzeń konwekcyjnych a te wydarzenia mogłyby, tak jak skrzydła motyla, w niestabilnej sytuacji spowodować rozerwanie chmury deszczowej. Mogłoby się to zdarzyć. Myślę, że nie jest to tym, co naprawdę się dzieje. Ale jest to możliwość, ponieważ pogoda jest bardzo nieprzewidywalna, nieliniowa i chaotyczna w terminach modeli, o których aktualnie już mówiliśmy. Nie jest jasne, co umysł mógłby zrobić aby wpłynąć na to wszystko. Ale istnieje tu kolejna możliwość, która jest całkiem inna. Nie chodzi tu wcale o nic do kontrolowania przez szamana. Chodzi tu o świadomość szamana w byciu pogodą. Staje się pogodą. Staje się chmurą. Staje się świadomy chmury. Zaczyna swój taniec, kiedy deszcz ma już nadejść. On nie może pomóc sobie. On staje się pogodą. Teraz nadchodzi deszcz. Dla zwykłej osoby, która to obserwuje, wygląda, że on sprowadził deszcz. Ale on nie sprowadził deszczu. On jest deszczem. Jak mógł sprowadzić coś, czym już jest? Tu jest ta różnica. To naprawdę jest to, w co szaman wchodzi. Szaman jest wrażliwy na to, gdzie i kiedy Wielki Duch się porusza. Szaman wykorzystuje to. Szaman nigdy nie próbuje kontrolować Wielkiego Ducha. Szaman jest całkowicie częścią Wielkiego Ducha. Tak więc wszystko, co szaman robi, to poddanie się dla Wielkiego Ducha, pozwolenie mu na wejście i stanie się świadomym. Ich natura nie jest obietnicą wyniku, takiego, jak deszcz. Ich naturą jest bycie świadomym. Żaden z szamanów, z którymi kiedykolwiek pracowałem, nie próbował mi powiedzieć, że oni potrafią kontrolować. Nawet w leczeniu, czekają aby zobaczyć, czy Duch wejdzie w nich. Oni stają się świadomi całości, postaci.

PYTANIE – Stajesz się uczestnikiem w naturze. Jesteś jakby przewodem dla niej ale nie jesteś procesem samym w sobie. W prawdziwym szamańskim leczeniu czasami czekasz dni, tygodnie lub miesiące i patrzysz czy Duch wejdzie i mówisz: tak, to jest w porządku. Prawdziwy szaman nie zobaczy każdego. Prawdziwy szaman nie może obiecać niczego, zgadzając się intensywnie pomagać, w tym, co chce zrobić natura.

FREAD ALAN WOLF – To naprawdę jest duchowa praktyka. Jest to naturalna praktyka. Zachodnia medycyna jest dużo bardziej magiczna, wścibska i potężniej skonstruowana niż był kiedykolwiek szamanizm lub kiedykolwiek zamierzał być. To jest z powodu złożoności umysłu zachodnich osób. Kiedy oni by po raz pierwszy zobaczyli te praktyki, mogliby przypuszczać, że szaman robił coś aby to się wydarzyło. To jest naturalny wniosek. Magik, który ma przedstawienie na scenie, wykonuje to na wprost naszych oczu i my wszyscy jesteśmy zachwyceni. Wiemy, że magik kontroluje wszystko, co dzieje się na scenie. Założenie jest takie, że szaman jest taki, jak magik. Sami magicy nie wiedzą wiele o praktyce szamana, ponieważ jedyną rzeczą, na której się znają, jest praktyka manipulacji. Przypuszczają, że każdy, kto robi to, czego domagają się szamani aby robić, musi manipulować i dlatego jest oszustem, takim jak oni.

PYTANIE – Istnieje interesujący fenomen. Rdzenni mieszkańcy mają zdolność do dostrajania się do różnych obiektów w ich otoczeniu. Na przykład mogą dostroić się do konkretnej rośliny leczniczej w celu znalezienia jej. Czy ten fenomen jest ci znajomy?

FRED ALAN WOLF – Oni stają się świadomi rośliny, która jest nimi. Świadomość rośliny i osoby nie jest rozdzielona. Pole prawdopodobieństwa jest jedno. My, z drugiej strony, przyjęliśmy pozycję manipulowania naturą. Zachodnia kultura jest naprawdę magiczna. To jest techno – magia. Jest dużo bardziej magiczna niż szamanizm. Spójrz na wirtualną rzeczywistość. W przeciągu dni, tygodni, miesięcy ludzie będą zdolni do chodzenia w rzeczywistości, która nie jest fizycznie prawdziwa i będą mięć doświadczenie jej rzeczywistości. To się już dzieje.

PYTANIE – Jest coś jeszcze, o co chciałbym się zapytać. Chciałbym w skrócie przejść nad kwestią pojawień się UFO. Jak dwoje ludzi może być w tym samym miejscu, w tym samym czasie i jedna osoba widzi UFO a druga nie? Czy taki fenomen jest prawdziwy i jak w tym przedstawia się idea subiektywnej i obiektywnej rzeczywistości.

FRED ALAN WOLF – To dobre pytanie. Nie ma łatwej odpowiedzi. Łatwa odpowiedź byłaby taka, że są obiekty prawdziwe i nieprawdziwe; i prawdziwe obiekty są prawdziwe i każdy może je zobaczyć a nieprawdziwe obiekty są często imaginacją i tylko jedna osoba może je zobaczyć. Nawet jeśli by przypuszczano, że to jest poprawna odpowiedź, wcale tak nie jest. Kiedy podchodzimy do tego całego pola umysłu i materii, odnajdujemy dziwne wydarzenia, które nie mogą być łatwo wyjaśnione a Ufologia jest tylko jedną z nich. Kolejną jest zdolność ludzi, aby sprawiać umysłem, że pojawiają się obiekty. Nazywane są tulpas. Tybetańczycy praktykowali tworzenie tulpas dla więcej, niż jednej osoby. Jest to umysłowy obiekt, który tworzą w umyśle poprzez głęboką medytację. Możesz siąść i medytować ze mną i mimo, że nie wiesz, nad czym medytuję, zobaczysz rzecz, którą ja widzę. Więc pojawia się to, co nazywane jest obiektywną rzeczywistością. Jeśli oboje widzimy obiekt i zgadzamy się z tym, co widzimy, to jest to prawdziwe, niezależnie od tego, czy jest to fizycznie prawdziwe, stałe i ma masę. To nie jest ważne. Jeśli jest to obiektywnie prawdziwe, to możemy oboje wyczuć jego obecność w zwyczajny sposób. Kiedy dochodzi do takich rzeczy, jak UFO lub latające talerze lub tajemnicze obiekty, jak pojawiająca się Dziewica Maryja, nie ma łatwej odpowiedzi. Jest wiele odpowiedzi, dla których te rzeczy się dzieją. Jeśli chciałeś mnie spytać, co się dzieje, mógłbym powiedzieć, że umysły jednostek, które widzą te rzeczy, koniecznie są połączone w jakiejś formie. I one to doświadczają. I są inne umysły, które nie zobaczą ich w ogóle. Może to być odniesione do częstotliwości, wibracji, koloru lub punktu widzenia. Istnieje liczba fizycznych czynników, które mogłyby być w to zaangażowane, ale mimo to, wydają się być one bardziej zaangażowane z umysłem niż z obiektem. To jest na granicy. To jest coś zawierające wszystko. To istnieje pomiędzy cząstką subiektywną a obiektywną. To jest w formie tworzenia. Dlaczego jest to tak szeroko rozpowszechnione i dlaczego tak wielu ludzi ma takie obserwacje i dlaczego zaufani naukowcy, jak John Mack, stanowczo sądzą, że ludzie mają obiektywne doświadczenia tych spotkań. To jest ciągle tajemnicą dla wielu ludzi. To jest fenomen, który jest stosunkowo nowy. Może być tak, że kiedy wchodzimy do wirtualnej rzeczywistości i studiujemy ją jako produkowaną przez technologię, możemy lepiej zrozumieć, jak wyglądają rzeczy. Na przykład są obrazy stereogramowe (trójwymiarowe), na które możesz patrzyć. Jest to pole kropek i wzorów. Kiedy zmieniasz sposób patrzenia, nagle obiekty wyskakują przed tobą. To może być coś takiego. Mogę zobaczyć przedmiot naprzeciwko mnie, wyskakujący w stereogramie. Patrzysz na tę samą rzec, na którą ja patrzę i nic nie widzisz. Używam moich oczu i mózgu w inny sposób, niż ty. Może być tak, że UFO jest związane z efektem stereogramu. Jeśli dwóch lub więcej obserwatorów poprzez trening lub związek, nauczyło się regulować sposób, w jaki oni patrzą na coś, to się pojawia; podczas gdy ktoś inny, kto nie wie, jak to robić, nic nie widzi.

PYTANIE – Mistycy zawsze nawiązują do jedności wszystkich rzeczy, do sieci, która przechodzi przez wszystko. Czy istnieje jakaś podstawa do tej kwestii z perspektywy fizyki kwantowej? Jakie są podobieństwa pod tym względem pomiędzy nowymi naukowcami i poglądem mistyków.

FRED ALAN WOLF – Kluczem do szamana jest wibracja. Szaman mógłby powiedzieć: „Wszystko jest wibracją. Wibracja jest fundamentem całości wszystkiego”. Fizycy kwantowi mogliby powiedzieć: „Wszystko jest kwantową funkcją fali, wibrującym polem możliwości”. Szaman i fizyk widzą tą samą rzeczywistość z innej perspektywy. Dla fizyka kwantowego, raz, kiedy mamy wibrację, mamy fale. Kiedy mamy fale, mamy różne długości fali i różne częstotliwości. Kiedy to mamy, możemy formować pakiety fal. Możemy tworzyć obiekty. Możemy kształtować ograniczenia. Możemy formować limity. Możemy mieć fizyczność. Dla szamana, w momencie, kiedy masz wibrację, nasz rezonans, masz uleczenie, masz zdolność do dostrajania się, posiadasz rozpoznanie, wzór.

PYTANIE – Czy możesz wyjaśnić z punktu widzenia nowej fizyki, jak niektóre z szamańskich fenomenów są możliwe? Czy udało ci się znaleźć odpowiedzi, które mogłyby wytłumaczyć zmianę kształtu lub doświadczenia bycia poza ciałem?

FRED ALAN WOLF – Powiedzenie, że rozwiązałem problem tego, co ci ludzie robią, byłoby pójściem dużo dalej, niż to rozumiem. Nie sądzę aby to całkowicie się udało. Mogłem mieć przeczucie lub pomysły na temat tego, co się dzieje, ale nie sądzę abym odkrył, o co tu chodzi. Kiedy stworzyłem dziewięć założeń, to było najbliżej, jak tylko mogłem podejść, robiąc z nich naukę. I to było bardzo słabe. Nie są to wcale solidnie koncepcje. Jest bardzo trudno zaszufladkować szamana w zachodnio naukowym trybie. Są pewne rzeczy, które jednak pojawiają się, jak uniwersalność wibracji, zdolność wpływu poprzez świadomość i zmiana rzeczy za pomocą świadomości. Pojęci rezonansu w praktyce leczniczej było bardzo kluczową ideą, która miała dla mnie sens. Szaman nie leczy pacjenta poprzez wiedzę, gdzie jest pacjent i próbę wejścia w pacjenta aby poczuć wibrację. Szaman leczy pacjenta poprzez sprawienie aby pacjent się poddał, pozwalając mu odejść od wzorców, które trzymają choroby w ciele osoby. Szaman wie ze swojego treningu, jaka jest uzdrawiająca wibracja w jego własnym ciele. Więc szamani próbują skłonić osobę do uwolnienia niektórych aspektów ich samych, które pozwolą im rozbrzmiewać razem z szamanem. Szaman nie próbuje rozbrzmiewać w wibracyjnym wzorze lub częstotliwości osoby, którą leczy, ale próbuje nauczyć tę osobę wibrować na tym samym co on. Jeśli dwie rzeczy mają inną częstotliwość, wtedy nie mogą być w harmonii. To jest tylko wtedy, kiedy schodzą na tę samą częstotliwość. Wtedy harmonia pojawia się i transfer może mieć miejsce. To również tłumaczy rzeczy, o których mówią szamani. Szamani są bardzo wrażliwi na atak. Większość ludzi tak nie uważa. Myślą, że oni są potężni, ale to nieprawda. Kiedy zaczniesz zmieniać się w szamana i wibrować z szamanem, wtedy ty i szaman jesteście jednym. To oznacza, że on jest bardzo wrażliwy na atak. On też otwiera się na ciebie. Jeśli zechcesz popchnąć szamana, wtedy wywołasz złą atmosferę i szaman odbierze to. Zwykle wiedzą, jak sobie z tym radzić, ale nie zawsze. Nie pamiętam wszystkich dziewięciu hipotez. Ogólnie mógłbym powiedzieć, że odniosłem minimalny sukces w wyczuciu jedności wibracji, jako kluczowego pojęcia lub kluczowego pomysłu, który wydawał się tłumaczyć wiele z tego, co robią szamani. Były jeszcze inne aspekty, np. o naturze czasu, których nauczyłem się od szamanów, którzy byli uświadomieni. Ja uważałem za rzec oczywistą, że oni mogli podróżować w czasie i iść wprzód lub wstecz w czasie i rozmawiać ze zmarłymi duchami. Jakkolwiek, nie mam pojęcia, czy jest wiele w fizyce kwantowej, co by mogło sobie z tym poradzić. Patrząc na ostatnie nowiny fizyki kwantowej, pojęcie rzeczy z przyszłości, wpływające na rzeczy teraźniejsze, jest w dużym stopniu częścią nowych sposobów myślenia o fizyce kwantowej. Więc jest nawet więcej powiązanych możliwości w tym względzie.

PYTANIE – Czy uważasz, że nowi fizycy, będąc nastawionymi przeciwnie do fizyki Newtona, wydają się poruszać w kierunku, który jest bardziej kompatybilny z mistycznym poglądem świata?

FRED ALAN WOLF – Ja tak myślę i wielu ludzi też tak myśli. Ale jest duża liczba osób, która tak nie uważa. Oni myślą, że to jest tylko przeciwstawny punkt widzenia. Na przykład, Ken Wilber, który jest bardzo znanym filozofem, myśli, że fizyka kwantowa jest ślepą uliczką, tak samo jak mistycznie myślenie i doświadczenie i nie prowadzi do niczego nowego. On myśli, że to nie idzie w parze z mistycznym doświadczaniem. Także wielu materialistów, którzy uważają, że fizyka kwantowa może być jeszcze rozumianym fenomenem, wierzą, że nie powinna ona być używana jako podstawa do mistycznego doświadczenia. Nie wierzą, że jest to prawdziwe.

PYTANIE – Jeśli czegoś nie widzisz, nie możesz tego udowodnić. Nie jest to prawdziwe. To jest bardzo ograniczony sposób patrzenia na rzeczywistość. Porozmawiajmy np. o dźwięku…

FRED ALAN WOLF – Dźwięk jest bardzo ważny, ponieważ w gruncie rzeczy wprawia materię w wibrację. To poprzez dźwięk, uleczenie może mieć miejsce. Fundamentalnie to jest to, czym jest leczenie.

PYTANIE – Kontynuuj proszę.

FRED ALAN WOLF – Materiał w ruchu jest dźwiękiem. Kiedy coś porusza się wibrująco, możemy usłyszeć dźwięk. Kiedy my tworzymy dźwięk za pomocą naszych głosów, wprawiamy cząsteczki powietrza w ruch we współbrzmieniu z naszymi strunami głosowymi. Kiedy moje struny głosowe wibrują i twoje bębenki w uszach wibrują są we współbrzmieniu. Gdybym obserwo

PYTANIE – Aby postrzegać inne rzeczywistości, musimy w jakiś sposób zmienić naszą świadomość. Musimy się dostroić do innych rzeczywistości.

FRED ALAN WOLF – To nie jest zawsze w twojej kontroli, żeby to zrobić. Byłoby wspaniale, jeślibyś potrafił. Nie wiem, jak to zrobić poprzez kontrolę. Wierzę, że są pewne rzeczy, które mogę zrobić aby to wzmocnić, ale nie mogę tego kontrolować. Na przykład jedną taką rzeczą, jaką możesz zrobić, jest wziąć narkotyk, jak LSD. To całkowicie przekształci twój umysł. Kolejną rzeczą, którą mógłbyś zrobić jest wyizolowanie się od otoczenia na długie okresy czasu poprzez brak snu, poprzez bycie w samotności, bycie w lesie, bycie w ekstremalnym zimnie, bycie bez jedzenia, co jest typową szamańską praktyką rdzennych Amerykanów, jak wizyjne zadanie. Jest parę sposobów zrobienia tego.

Φ

Rudolf Steiner ciąg dalszy Wykład III

Dornach 29 lipca 1923
Fragment”Człowiek w czasie swojego ziemskiego bytu zmienia stany świadomości
od stanów pełnego czuwania poprzez stany snu i marzeń sennych.Dziś przede wszystkim chcemy sobie postawić pytanie:Czy życie w tych trzech stanach
przynależy do istoty człowieka jako jestestwa ziemskiego?Musimy być świadomi że w ramach ziemskiego bytu jedynie człowiek żyje w tych trzech stanach świadomości.
Zwierzę żyje w istotnie różniących się rytmicznych zmianach.Zwierze nie zapada w głeboki sen pozbawiony marzeń sennych
w jakim człowiek pozostaje przez większość czasu między zaśnięciem a obudzeniem
Nie przechodzi też w porównaniu z człowiekiem w stan pełnego czuwania
w jakim człowiek przebywa między obudzeniem się a zaśnięciem.U zwierzecia stan czuwania jest właściwie podobny do ludzkiego stanu marzeń sennych.
Tylko że przeżycia świadomości u zwierząt wyższego rodzaju są jakby bardziej określone
bardziej nasycone niż ulotne ludzkie sny.Z drugiej strony zwierzę nigdy nie jest tak pozbawione świadomości jak człowiek
znajdujący się w stanie głebokiego snu.
Dlatego zwierze nie odróżnia się od swojego otoczenia w takim stopniu jak człowiek.
Zwierzę nie ma takiego zewnętrznego i wewnętrznego świata jak człowiek.
Właściwie zwierzę z całą swoją wewnętrzną istotą zalicza się do świata zewnętrznego.
„W średniowieczu pod wpływem nauk św. Franciszka z Asyżu zaczęto zastanawiać się czy zwierzęta mają duszę, wolną wolę, moralność i czy powinny odpowiadać za zbrodnie, szczególnie dotyczyło to zbrodni zabójstwa jak człowiek. Tak więc średniowieczne prawo zakładało zrozumienie przez zwierzę faktu popełnienia przestępstwa i odstraszającą rolę kary, dlatego też zależnie od rodzaju przestępstwa stosowano kary wychowawcze, kary łagodne, kary hańbiące i wreszcie karę śmierci. Kodeks Sardynii z roku 1395 przewidywał, że osioł, który wyrządzał szkody na cudzym terenie, był skazywany na karę obcięcia ucha. Gdyby jednak osioł nie zrozumiał nadanej mu kary i popadł w recydywę, tracił również drugie ucho. Podobne metody stosowano wobec zwierząt powodujących plagi takich jak myszy czy szarańcza.
Sądownictwo średniowieczne dzieliło wykroczenia na dwa rodzaje. Wykroczenia przeciw mieniu i zdrowiu, które karane były przez sądy cywilne, miejskie, książęce oraz wykroczenia, w których zachodziło przypuszczenie, że brały w nich udział siły nieczyste.Współudział w zbrodni
Zwierzę mogło być skazane nie tylko za dokonaną zbrodnię, ale również za współudział w niej.
W Burgundii w XVII w. trzy świnie rozszarpały człowieka, po czym wmieszały się w stado.
Na karę śmierci skazano całe stado. Dopiero na usilne prośby właściciela stada, współuczestnikom zamieniono karę na łagodniejszą”.
http://interia360.pl/artykul/zwierzeta-winne-zbrodni,53267
„W sumie artykuł ten pokazuje niewyobrażalną głupotę oraz zwykłe barbarzyństwo jahwistów.
Gdy chcą ‚karać’ zwierzęta – to mają one dusze i odpowiadają za własne ‚czyny’
ale do nieba klęczeć przed tronem plugawego Jahwe/Ojca nie mogą iść, bo nie mają duszy.” opolczyk
Kiedy zwierze widzi jakąś roślinę,nie jest to dla niego odczuciem w stylu:
„Na zewnątrz mnie jest roślina a ja jestem wewnątrz zamkniętej istoty”.
Dla zwierzecia jest to silnym wewnętrznym przeżywaniem rośliny.
Bezpośrednio przemawiającą sympatią lub antypatią.
To co roślina wyraża,zwierzę niejako odczuwa w swoim wnętrzu.
(Pewnie dlatego zwierzeta domowe po jakimś czasie przypominają swoich opiekunów-Mez)Tylko dlatego że w dzisiejszych czasach ludzie tak niewiele mogą zaobserwować z tego
co nie podaje się obserwacj w prosty sposób,nie moga już zobaczyć że mechanizm
zachowanie zwierzecia jest po porstu takie jak powiedziałem.Tylko człowiek może tak ostro rozróżnić swój świat  wewnętrzny od zewnętrznego.
Dlaczego człowiek rozróżnia świat zewnętrzny?
W jaki sposób dochodzi do tego by w ogóle mówić o świecie wewnętrznym i zewnętrznym?Dochodzi do tego dzięki temu że za każdym razem kiedy człowiek jest w stanie snu
swoją Jaźnią i swoim ciałem astralnym jest na zewnątrz swojego ciała fizycznego i eterycznego.
Niejako pozostawia w czasie snu swoje ciało fizyczne i eteryczne samym sobie
a znajduje się przy tych rzeczach które stanowią świat zewnętrzny.
Podczas snu uczestniczymy w losie rzeczy zewnętrznych.
W czasie czuwania stoły,ławki,drzewa i chmury są na zewnątrz naszego ciała fizycznego i eterycznego
dlatego określamy je jako części świata zewnętrznego.Natomiast podczas snu naszym włąsnym ciałem astralnym i naszą własną Jaźnią
stapiamy się ze swiatem zewnętrznym a kiedy do tego dochodzi wówczas coś się dzieje.Aby wejrzeć do tego co się wtedy dzieje,najpierw musimy wyjść od tego co się dzieje
gdy stoimy wobec świata w całkiem normalnym stanie czuwania.Wtedy przedmioty są na zewnątrz nas i naukowe myślenie człowieka zostało stopniowo doprowadzone
do tego że do rzeczy  świata zewnętrznego zaliczał tylko to co można zmierzyć,zważyć i policzyć.
Treść naszej wiedzy fizycznej określana jest poprzez wagę,masę i liczbę.Obliczamy zgodnie z operacjami rachunkowymi które obowiązują dla rzeczy ziemskich,ważymy rzeczy,mierzymy je.
Poprzez wagę,masę oraz liczbę,określamy właściwie tylko to co jest fizyczne.
Nie określamy jakiegoś ciała jako fizyczne,jeśli nie możemy wykazać jego realności poprzez wagę.
Natomiast to co jest np zabarwieniem,tonem dźwięku,odczuciem ciepła i zimna
a więc to co stanowi właściwie postrzeżenia zmysłowe,wplata się w te ciężkie dające się mierzyć policzalne rzeczy.

Jeśli chcemy określić jakąś fizyczną rzecz,to tym co wyraża jej właściwą fizyczną istotę jest właśnie to
co pozwala się zważyć,policzyć,a fizyk właśnie tylko z tym chce mieć do czynienia.

O barwie,tonie dźwięku itp mówi on:
„Tak,tam na zewnątrz po prostu zachodzi coś,co również ma coś wspólnego z ważeniem lub liczeniem”.

Już o zjawisku barwy mówi on:
„Tam na zewnątrz zachodza oscylacyjne ruchy które wywierają na człowieku wrażenie
i jeśli określa je oko to człowiek nazywa to wrażenie barwą,a jeśli określa je ucho
to człowiek nazywa to wrażenie dźwiękiem,tonem itd”.

Właściwie można powiedzieć że dzisiaj(1923) fizyk nie wie jak poradzić sobie z tym wszystkim
Z tonem,barwą,ciepłem i zimnem.
Traktuje to jako właściwości tego co można określić za pomocą wagi,wymiaru i obliczeń.
Barwy przypisane są niejako do czegoś fizycznego,dźwięk wydobywa się z czegoś fizycznego

(czyli dźwięk gitary i gitara są jednym?-Mez)

Mówi się:”To co ma wagę ma czerwień lub jest czerwone”

Kiedy człowiek jest w stanie między zaśnięciem a obudzeniem się
to z JAźnią i ciałem astralnym jest inaczej.

Wtedy przede wszystkim w ogóle nie ma rzeczy związanych z masą,liczbą i waga.
Kiedy śpimy nie mamy wokół siebie rzeczy które można bezpośrednio policzyć/zmierzyć/zważyć.

Jako Jaźń i ciało astralne w czasie snu nie możemy używać miary.
We śnie istnieją natomiast swobodnie unoszące się.przeplatające się,odczucia zmysłowe.
Tylko że człowieka w obecnym stanie swojego rozwoju nie posiada umiejętności
postrzegania swobodnie unoszącej się czerwieni,fal dźwięków itd.

Można powiedzieć że tutaj na Ziemi mamy dające się zwarzyć stałe rzeczy
i na tych rzeczach jest czerwień lub zieleń a więc to co postrzegają zmysły na ciałach.
Kiedy śpimy to kolor jest swobodnie unoszącą się istotą
nie związaną z takimi uwarunkowaniami ciężaru,lecz swobodnie tkającą i unoszącą się.
Tak samo jest z dźwiękiem,to nie dzwony dźwięczą lecz wplata się dźwięczenie

(Dźwięk jest tym dla dzwonu czym dusza dla człowieka-Mez)

Kiedy chodząc po naszym fizycznym świecie coś gdzieś zobaczymy
to podnosimy to;właściwie dopiero wtedy jest to jakąś rzeczą,bo przecież mogłoby być równie dobrze złudzeniem optycznym.
Do tego musi dojść ciężar dlatego człowiek jest przyzwyczajony
aby coś co objawia się fizycznie bez możliwości odczuwania ciężaru-np barwy tęczy-nazywać złudzeniem.

Gdy otworzą państwo dzisiaj książkę do fizyki to objaśnia się tam że jest to złudzenie optyczne
że w rzeczywistości spogląda się na kropelki tęczy.
Wykreśla się wtedy linie które właściwie nie mają żadnego znaczenia dla tego co tam jest
ale wymyśla się je sobie w przestrzeni;nazywa się je promieniami
Tylko ze tam w tęczy nie ma żadnych kresek/promieni.
Wtedy mówi się:”oko rzutuje to sobie”.
To rzutowanie jest w ogóle czymś co dzisiaj w fizyce znajduje zastosowanie w bardzo szczególny sposób.
Zatem powstaje wyobrażenie:widzimy jakiś czerwony przedmiot
ale żeby przekonać się że to nie złudzenie podnosimy go i jeśli jest ciężki tzn że jest realny.

Ktoś kto będzie świadomy w Jaźni i ciele astralnym poza ciałem fizycznym i eterycznym
dojdzie w końcu do tego że coś tam jest w tym swobodnie unoszącym się kolorze,dźwięku;ale inaczej.

W swobodnie unoszącym się kolorze istnieje tendencja do rozszerzania się na cały świat;ma to pewne odwrotne ciążenie.
Ziemskie rzeczy dążą w dół ku środkowi Ziemi a tamte chcą ulecieć swobodnie w przestrzeń świata
i jest to również już czymś co posiada jakby wymiar.

W świadomości czuwania człowiek widzi tylko zewnętrzną stronę minerałów,roślin,zwierząt(i samego siebie-Mez)
Tym co żyje we wszystkich istotach królestwa przyrody jako duchowość(animizm-Mez)
obcuje człowiek dopiero wtedy gdy śni.
Kiedy po przebudzeniu wraca do siebie to jego Jaźń  i ciało astralne zatrzymują niejako skłonność
powinowactwo do zewnętrznych rzeczy i skłaniają człowieka do tego aby poznawał świat zewnętrzny.
Gdyby człowiek miał organizację która nie jest przystosowana do snu
to nie uznawałby świata zewnętrznego.
Nie chodzi tu oczywiście o to że ktoś cierpi na bezsenność.
Człowiek  cierpiący na bezsenność będzie chory ponieważ  nie jest dopasowany do swojej istoty.

Temu stosunkowi człowieka do snu zawdzieczamy ziemskie pojęcie prawdy.Jak dalece?
Otóż,nazywamy coś prawdą gdy we wnętrzu możemy prawidłowo odtworzyć coś zewnętrznego.
Kiedy coś zewnętrznego przeżywamy w prawidłowy sposób
Do tego jednak potrzebujemy organizacji snu.
Nie mielibyśmy żadnego pojęcia prawdy gdybyśmy nie posiadali snu.
Stanowi snu zawdzięczamy prawdę.
Aby jakiejś rzeczy przypisać prawdziwość musimy przebywać z tą rzeczą przez jakiś czas.
Rzeczy mówią nam coś o sobie tylko dlatego że ich i nasze dusze są przy sobie podczas snu”(sa jedną duszą-Mez).

Czym jest prawda?

Author of this text: Richard Dawkins

Translation: Małgorzata Koraszewska

Odrobina wiedzy jest rzeczą niebezpieczną. Nigdy nie wydawało mi się, by była to szczególnie głęboka lub mądra myśl [_1_], ale nabiera głębi w wyjątkowym przypadku, kiedy owa odrobina wiedzy zaczerpnięta jest z filozofii (jak to często bywa). Naukowiec, który ma czelność wypowiedzenia słowa na „p” („prawda”) narazi się najprawdopodobniej na pewien rodzaj filozoficznego wygwizdywania, które wygląda mniej więcej tak:

Absolutna prawda nie istnieje. Dajesz wyraz osobistej wierze, kiedy twierdzisz, że metoda naukowa, włącznie z matematyką i logiką, jest uprzywilejowaną drogą do prawdy. Inne kultury mogą wierzyć, że prawda znajduje się we wnętrznościach królika albo w majaczeniach proroka na wysokim słupie. To tylko twoja osobista wiara w naukę powoduje faworyzowanie twojego rodzaju prawdy.

Ten typ niedowarzonej filozofii paraduje pod nazwą kulturowego relatywizmu. Jest jednym z aspektów Modnych bzdur ujawnionych przez Alana Sokala i Jeana Bricmonta czy Wyższych przesądów Paula Grossa i Normana Levitta. Feministyczną wersję znakomicie odsłoniły Daphne Patai i Noretta Koertge, autorki książki Professing Feminism: Cautionary Tales from the Strange World of Women’s Studies:

Studentki studiów feministycznych uczą się teraz, że logika jest narzędziem dominacji (…) standardowe normy i metody badania naukowego są seksistowskie, ponieważ są niezgodne z „kobiecymi sposobami zdobywania wiedzy” (…) Te „subiektywistyczne” kobiety widzą metody logiki, analizy i abstrakcji jako „obce terytorium należące do mężczyzn” i „cenią intuicję jako bezpieczniejsze i owocniejsze podejście do prawdy”.

Jak mają naukowcy reagować na zarzuty, że nasza „wiara” w logikę i prawdę naukową jest tym właśnie – wiarą – nie zaś prawdą „uprzywilejowaną” (ukochane modne słowo) wobec alternatywnych prawd? Minimalistyczną odpowiedzią jest stwierdzenie, że nauka osiąga rezultaty. Tak pisałem o tym w Rzece genów:

Trudno o lepszy przykład hipokryty niż kulturowy relatywista na wysokości dziewięciu tysięcy metrów. (…) Jeżeli lecisz samolotem na międzynarodowy kongres antropologów albo krytyków literackich, masz duże szanse, by dolecieć, a nie roztrzaskać się w szczerym polu, właśnie dlatego, że całe mnóstwo wykształconych inżynierów z plemienia nazywającego się cywilizacją Zachodu zrobiło mnóstwo obliczeń, które im się zgodziły.

Nauka podbudowuje swoje roszczenia do prawdy spektakularną zdolnością do zmuszania materii i energii, by skakały przez obręcze na rozkaz, jak również do przewidywania co i kiedy się zdarzy.

Ale czy to, że imponuje nam zdolność dokładnego przewidywania wydarzeń; że imponuje nam zdolność wystrzelenia rakiety tak, by okrążyła Jupitera i dotarła do Saturna, czy przechwycenie teleskopu Hubble’a; że imponuje nam sama logika, czy jest to tylko nasze zachodnie, naukowe skrzywienie? No cóż, przyznajmy tu rację i zacznijmy myśleć socjologicznie, a także demokratycznie. Przypuśćmy, że zgadzamy się traktować prawdę naukową jako jedną prawdę wśród wielu i postawmy ją obok rywalizujących z nią zawodników: prawdy Triobriandczyków, prawdy Kikuju, prawdy Maori, prawdy Inuitów, prawdy Nawahów, prawdy Yanomamo, prawdy !Kung San, prawdy feministek, prawdy muzułmańskiej, prawdy hinduskiej. Lista jest nieskończona – i tutaj dotrzemy do wiele mówiącej obserwacji.

Teoretycznie ludzie mogą przenosić lojalność z jednej „prawdy” na każdą inną, jeśli uznają, że ma ona większą wartość. Na jakiej podstawie mogą to robić? Dlaczego ktoś miałby zamienić prawdę Kikuju na prawdę Nawahów? Takie zmiany oparte na wartościach są rzadkie. Z jednym zasadniczym wyjątkiem. Prawda naukowa jest jedynym członkiem tej listy, który regularnie przyciąga konwertytów swoją wyższością. Ludzie dochowują lojalności innym systemom wierzeń z jednej tylko przyczyny: wychowano ich w ten sposób i nie znają niczego lepszego. Kiedy ludzie mają dość szczęścia, by móc głosować nogami, lekarze i im podobni prosperują, podczas gdy szamani podupadają. Także ci, którzy nie chcą bądź nie mogą otrzymać naukowego wykształcenia, chętnie wybierają korzyści płynące z technologii rozwiniętej dzięki naukowemu wykształceniu innych. To prawda, że misjonarze z powodzeniem nawracali wielką liczbę ludzi w całym słabo rozwiniętym świecie. Odnosili sukcesy jednak nie z powodu zalet swojej religii, ale z powodu opartej na nauce technologii, za którą (co zrozumiałe, ale niesłuszne) otrzymywali kredyt.

Z pewnością chrześcijański Bóg musi być lepszy od naszego Juju, ponieważ przedstawiciele Chrystusa przyszli z karabinami, teleskopami, piłami łańcuchowymi, radiem, kalendarzem, który przepowiada zaćmienie słońca co do minuty, i lekarstwami, które działają.

Tak działa kulturowy relatywizm w praktyce. Inny typ wygwizdywaczy prawdy preferuje powoływanie się na Karla Poppera lub (co modniejsze) na Thomasa Kuhna:

Absolutna prawda nie istnieje. Twoja prawda naukowa to zaledwie hipotezy, które jak dotąd opierały się falsyfikacji, a ich przeznaczeniem jest, by zastąpiły je inne hipotezy. W najgorszym wypadku, po następnej rewolucji naukowej, dzisiejsze „prawdy” będą wydawały się staroświeckie i absurdalne, jeśli nie fałszywe. Najlepsze, czego naukowcy mogą się spodziewać, to seria przybliżeń, które stopniowo zmniejszają błędy, ale nigdy ich nie wyeliminują.

Popperowskie wygwizdywanie wywodzi się częściowo z przypadkowego faktu, że filozofowie nauki tradycyjnie mają obsesję związaną z pewnym fragmentem historii nauki: porównaniem między teoriami ciążenia Newtona i Einsteina. To prawda, że prawo ciążenia Newtona okazało się przybliżeniem, wyjątkowym przypadkiem ogólnej formuły Einsteina. Jeśli tylko tyle wiesz z historii nauki, faktycznie możesz dojść do wniosku, że wszystkie oczywiste prawdy są tylko przybliżeniami, które zostaną zastąpione. W pewnym dość ciekawym sensie całą naszą percepcję zmysłową – „rzeczywiste” rzeczy, które „widzimy własnymi oczyma” – można uznać za niesfalsyfikowane „hipotezy” o świecie, narażone na zmianę. Jest to dobry sposób myślenia o złudzeniach, takich jak sześcian Neckera.

Płaski wzór atramentu na papierze zgodny jest z dwoma alternatywnymi „hipotezami” solidnej formy. Widzimy więc sześcian, który po kilku sekundach „przeskakuje” w inny sześcian, a potem przeskakuje z powrotem w pierwszy i tak dalej. Być może dane zmysłów zaledwie potwierdzają lub odrzucają umysłowe „hipotezy” o tym, co jest w rzeczywistym świecie.

No cóż, to bardzo ciekawa teoria; ciekawy jest również pogląd filozofów, że postęp w nauce dokonuje się przez potwierdzanie i odrzucanie; i ciekawa jest analogia między jednym a drugim. Ta linia rozumowania, że całe nasze postrzeganie to hipotetyczne modele w mózgu, może prowadzić do obaw o przyszłe zamazanie rozróżnienia między rzeczywistością i iluzją u naszych potomków, których życie będzie coraz bardziej zdominowane przez komputery zdolne do tworzenia własnych „ożywionych” modeli. Bez zapuszczania się w wysoce techniczny świat wirtualnej rzeczywistości już wiemy, że nasze zmysły łatwo oszukać. Sztukmistrze – zawodowi iluzjoniści – potrafią nas przekonać, jeśli bardzo brak nam sceptycznego zakotwiczenia w rzeczywistości, że dzieje się coś nadnaturalnego. Faktycznie, wielu notorycznych niegdysiejszych iluzjonistów żyło z tego bardzo dostatnio: znacznie bardziej dostatnio, niż kiedy uczciwie przyznawali, że są sztukmistrzami [_2_]. Niestety, naukowcy nie są najlepiej wyposażeni do demaskowania telepatów, mediów i zginających łyżki szarlatanów. Tę pracę najlepiej powierzyć zawodowcom, a to znaczy innym iluzjonistom. Iluzjoniści, zarówno ci uczciwi, jak i oszuści, uczą nas, że bezkrytyczna wiara we własne zmysły nie jest nieomylnym przewodnikiem prowadzącym do prawdy.

Nic z tego jednak nie wydaje się podważać zwykłego pojęcia o tym, co to znaczy, że coś jest prawdą. Jeśli stoję na miejscu dla świadka i prokurator grożąc surowo palcem pyta: „Czy jest prawdą, że był pan w Chicago w noc morderstwa?”, szybko by się ze mną rozprawiono, gdybym odpowiedział:

Co pan rozumie przez prawdę? Hipoteza, że byłem w Chicago nie została jak dotąd sfalsyfikowana, ale jest tylko kwestią czasu zanim zobaczymy, że jest to zaledwie przybliżenie.

Albo, powracając do pierwszego wygwizdywania, nie spodziewam się, by przysięgli, nawet przysięgli Bongolandii, wysłuchali ze zrozumieniem mojej obrony:

To tylko w waszym zachodnio-naukowym sensie słowa „w” byłem w Chicago. Bongolanie mają zupełnie inne pojęcie „w”, zgodnie z którym jest się naprawdę „w” jakimś miejscu, jeśli jest się namaszczonym członkiem starszyzny, uprawnionym do zażywania tabaki z wysuszonej moszny kozła.

Jest po prostu prawdą, że Słońce jest gorętsze od Ziemi, jest prawdą, że biurko, przy którym piszę, jest zrobione z drewna. Nie są to hipotezy oczekujące falsyfikacji; nie są to tymczasowe przybliżenia do wiecznie umykającej prawdy; nie są to żadne lokalne prawdy, którym można zaprzeczyć w innej kulturze. I to samo można powiedzieć o wielu prawdach naukowych, także kiedy nie możemy ich zobaczyć „na własne oczy”. Jest na zawsze prawdą, że DNA to podwójna helisa, jest prawdą, że jeśli ty i szympans (lub ośmiornica czy kangur) prześledzicie swoich przodków wystarczająco daleko wstecz, natraficie na wspólnego przodka. Pedanci uważają, że te hipotezy wciąż mogą zostać jutro sfalsyfikowane. Ale tak się nigdy nie stanie. Ściśle mówiąc prawda, że w okresie jury nie było istot ludzkich, jest nadal przypuszczeniem, które można obalić lada moment dzięki znalezieniu jednej skamieniałości, wiarygodnie datowanej całą baterią radiometrycznych metod. To się może zdarzyć. Chcesz się założyć? Nawet jeśli nominalnie są to hipotezy w okresie próbnym, te twierdzenia są prawdziwe w dokładnie tym samym sensie, co zwyczajne prawdy życia codziennego; prawdziwe w tym samym sensie jak prawdziwe jest, że masz głowę i że moje biurko jest drewniane. Jeśli prawda naukowa jest otwarta na filozoficzne wątpliwości, nie jest ona na nie otwarta bardziej niż zwykła prawda zdroworozsądkowa. Bądźmy przynajmniej bezstronni w filozoficznym wygwizdywaniu.

Tutaj powstaje poważniejsza trudność dla naukowego pojęcia prawdy. Nauka dalece nie jest synonimiczna ze zdrowym rozsądkiem. Co prawda nieustraszony bohater nauki T. H. Huxley powiedział:

Nauka to nic innego jak wykształcony i zorganizowany zdrowy rozsądek, różniący się odeń tylko tak, jak weteran może różnić się od nowego rekruta: a jej metody różnią się od metod zdrowego rozsądku tylko o tyle, o ile cięcia i pchnięcia gwardzisty Gwardii Królewskiej różnią się od sposobu, w jaki dzikus wymachuje maczugą.

Huxley mówił jednak o metodzie w nauce, a nie o jej wnioskach. Jak podkreślał Lewis Wolpert w The Unnatural Nature of Science wnioski te mogą być niepokojąco sprzeczne z intuicją. Teoria kwantowa jest sprzeczna z intuicją do tego stopnia, że fizycy czasami wydają się walczyć z chorobą psychiczną. Proszą nas, byśmy uwierzyli, że pojedynczy kwant zachowuje się jak cząstka przechodząca przez jeden otwór, zamiast przez drugi, ale równocześnie zachowuje się jak fala wpływając na nieistniejącą kopię samej siebie, jeśli istnieje drugi otwór, przez który ta nieistniejąca kopia mogłaby podróżować (gdyby istniała). Dalej jest jeszcze gorzej, aż niektórzy fizycy uciekają się do olbrzymiej liczby paralelnych, lecz wzajemnie nieosiągalnych światów, które mnożą się, aby pomieścić każde alternatywne zdarzenie kwantowe; podczas gdy inni fizycy, w równej rozpaczy, sugerują, że zdarzenia kwantowe są zdeterminowane retrospektywnie przez nasze decyzje badania ich konsekwencji. Teoria kwantowa wydaje nam się tak dziwaczna, tak wyzywająco sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem, że nawet wielki Richard Feynman rzucił uwagę: „Sądzę, że mogę bezpiecznie powiedzieć, iż nikt nie rozumie mechaniki kwantowej”. Niemniej, wiele prognoz, którymi testowano teorię kwantową, utrzymały się z dokładnością tak zdumiewającą, że Feynman porównał to do pomiaru odległości między Nowym Jorkiem a Los Angeles z dokładnością do szerokości ludzkiego włosa. Na bazie tych zadziwiająco udanych przepowiedni teoria kwantowa, lub jakaś jej wersja, wydaje się być równie prawdziwa, jak cokolwiek, co wiemy.

Współczesna fizyka uczy nas, że w prawdzie jest coś więcej niż się wydaje na pierwszy rzut oka; lub niż się wydaje zbyt ograniczonemu umysłowi człowieka, który rozwinął się do radzenia sobie z obiektami średniej wielkości, poruszającymi się ze średnią prędkością na średnich dystansach w Afryce. W obliczu tych głębokich i wzniosłych tajemnic niskogatunkowe intelektualne popisy pseudofilozoficznych kabotynów wydają się niegodne uwagi dorosłych ludzi.

*

Powyższy esej pochodzi z książki A Devil’s Chaplain: Reflections on Hope, Lies, Science, and Love (Phoenix 2003). Publikacja w Racjonaliście za zgodą Autora.

 Rudolf Steiner cd – Wykład III

Dornach 29 lipca 1923 ciąg dalszy

„Inaczej jest z marzeniem sennym.
Marzenia senne są pokrewne wspomnieniu,wewnętrznemu życiu duszy,temu co żyje we wspomnieniu.
Kiedy marzenie senne jest swobodnie unoszącym się światem dźwięku i barwy
to jesteśmy jeszcze częściowo na zewnątrz naszego fizycznego ciałą.
Kiedy się całkowicie pogrążymy we śnie,wtedy te same siły które rozwijamy w tkaniu i życi marzenia sennego
stają się siłami wspomnienia.
Wtedy nie odróżniamy już siebie w ten  sam sposób od świata zewnętrznego
Wtedy nasze wnętrze zespala się ze światem zewnętrznym,żyjemy z naszymi sympatiami i antypatiami
tak silnie w świecie zewnętrznym,że nie odczuwamy rzeczy jako sympatycznych lub antypatycznych
lecz symptie i antypatie same ukazują się obrazowo.

Gdybyśmy nie mieli możliwości śnienia oraz kontynuowania tej siły marzeń sennych w naszym wnętrzu
to nie mielibyśmy możliwości odczuwania żadnego piękna.
To że  mamy w ogóle
założenia dla piękna wynika z tego że możemy snić.
Czymś pięknym można uczynić tylko to co jest chaotyczne.
Kiedy chaos przeobraża się w kosmos ,wtedy powstaje piękno.
Dlatego chaos i kosmos są pojęciami wymiennymi
(Chaos jest matką Kosmosu-Mez)

Kosmosu-tzn pięknego świata-nie możemy wytworzyć z rzeczy ziemskich lecz tylko z Chaosu
gdy formuje je Chaos.
To co robi się z rzeczy ziemskich jest tylko naśldowaniem w materii uformowanego Chaosu.
Tak jest ze wszystkim co jest artystyczne.

Kiedy przebywa się w tych wszystkich światach-w świecie snu,marzeń sennych itp-
kiedy wędruje się tam wszędzie dookoła to nie znajduje się dobra.
Jestestwa które tam przebywają od prapoczątku swojego życia wyznaczone są z góry jako byty pełne mądrości.
Znajduje się w nich władającą,tkającą mądrość,znajduje się w nich piękno
ale nie ma żadnego sensu rozmawiać z nimi o dobru/złu.

O dobru/złu możemy rozmawiać dopiero wtedy gdy istnieje różnica miedzy światem zewnętrznym i wewnętrznym.
Tak więc świat duchowy może za dobrem/złem podążać lub nie.
Tak jak stan snu przyporządkowany jest prawdzie
stan marzeń sennych pięknu a stan czuwania przyporządkowany jest dobru/złu.

Kiedy opuszcza się ziemskość i wychodzi w kosmos
to trzeba porzucić również ziemskie pojęcia by mówić o moralnym porządku świata.
Moralny porządek świata jest w duchowości tak samo wyznaczony z góry
jak na Ziemi przyczynowość,tylko  ze tam jest on właśnie duchowy
jest wyznaczony z góry,określonym w sobie bytem.
Więc nie ma tam żadnej sprzeczności.

Organizm fizyczny i eteryczny człowieka w stanie czuwania nie jest nastawiony na prawdę lecz na dobro/zło.
Do czego zmierza współczesna nauka kiedy chce objaśnić człowieka?
Ona nie chce się wznosić przez objaśnienie człowieka w stanie czuwania od prawdy przez piękno ku dobru
ona wszystko chce wyjaśnić według zewnętrznej przyczynowej konieczności która odpowiada tylko idei prawdy.
Lecz wtedy nie dochodzi się  ogóle do tego co tka i żyje w czuwającym człowieku.
Dochodzi się najwyżej do tego czym jest śpiący człowiek.

Jaki jest ten dzisiejszy człowiek o którym tak pięknie opowiada nam nauka?
On ciągle leży w łóżku,nie może on bowiem chodzić,nie porusza się
Ruch w ogóle nie jest wyjaśniany.
On nieustannie leży w łóżku bo człowiek którego objaśnia nam nauka może tylko leżeć w łóżku.
Nauka objaśnia tylko człowieka śpiącego, jeśli chce się doprowadzić do tego by się poruszał
trzeba to zrobić mechanicznie,dlatego jest on również naukowym mechanizmem.
Trzeba w tego nieprzytomnego człowieka wprowadzić maszynerię która ten ociężały worek wprawi w ruch
a wieczorem znów położy do łóżka.

Zatem nauka nie mówi nam nic o człowieku chudzącym po świecie który żyje który czuwa.

 Φ

Ponieważ przedstawiłem wykłady Steinera(który był antropozofem)

pomyślałem że warto przedstawić również drugą stronę medalu czyli teozofię. [MS]

„Klucz Do Teozofii”

fragmenty które odnoszą się do jaźni i losu duszy po śmierci ciała.

http://opolczykpl.wordpress.com/wedy-a-slowianszczyzna/

Pytanie: Czy wierzycie w Boga?
Odpowiedź: To zależy od tego, co rozumiecie pod tym słowem.
Pytanie: Myślę o Bogu chrześcijan, Ojcu Jezusa, Stwórcy, innymi słowy, o biblijnym Bogu Mojżesza.
Odpowiedź: Nie, w takiego Boga nie wierzymy. Odrzucamy pojęcie Boga osobowego, czy też poza- lub ponadkosmicznego, antropomorficznego Boga, który jest tylko gigantycznym cieniem człowieka, i to nawet nie najlepszego.
Bóg teologii – twierdzimy i udowadniamy – jest zespołem sprzeczności i logiczną niemożliwością.
Toteż nie mamy z nim nic wspólnego.

Pytanie: Czy możecie podać przyczyny?

Odpowiedź: Jest ich wiele, wszystkich nie możemy tu rozpatrywać. Ale weźmiemy parę.
Ten Bóg jest zwany przez swych wyznawców nieskończonym i absolutnym, nieprawdaż?

Pytanie: Tak jest.

Odpowiedź: Jeśli nieskończony, czyli nieograniczony, a zwłaszcza jeśli absolutny, jak może on mieć kształt i być stwórcą czegokolwiek? Forma to ograniczenie, to początek, a więc i koniec; a na to, by stwarzać, wszelka istota musi myśleć i planować.
Jak można przypuszczać, że Absolut myśli, czyli ma jakikolwiek stosunek do tego, co jest określone, ograniczone i uwarunkowane?
Jest to logiczny i filozoficzny absurd.
Nawet hebrajska kabała odrzuca takie pojęcie i czyni z jedynego Boskiego Absolutu nieskończoną Jednię,
którą nazywa Ain-Soph”.

Aby tworzyć, Stwórca musi stać się czynny, wejść w akcję, a że to jest dla Absolutu niemożliwe,
więc ów nieskończony Absolutny Prabyt musi być przedstawiony jako praprzyczyna ewolucji – nie stworzenia,
i to nie w sposób bezpośredni, a przez emanację, czyli wypromieniowane z Siebie
(nowy absurd, tym razem z powodu tłumaczy kabały”) Sefirot.

Pytanie: A jak jest z tymi, którzy pomimo iż są wyznawcami kabały, wierzą w Jehowę lub Tetragramma-ton?

Odpowiedź: Mogą wierzyć, w co im się podoba, gdyż wiara ich lub niewiara nie mogą wpłynąć na oczywisty fakt. Jezuici mówią nam, iż dwa a dwa nie zawsze daje cztery, gdyż zależy od woli Boga, aby dwa razy dwa dało np. 5. Czy mamy zgodzić się z taką sofistyką?

Pytanie: Więc jesteście ateistami?

Odpowiedź: My sami o tym nie wiemy, chyba że epitet “ateista” nadaje się tym wszystkim, którzy nie wierzą w antropomorficznego Boga. My wierzymy w kosmiczny boski Byt, który jest rdzeniem wszystkiego,
‚   Ain-Soph – Nieskończone lub Bezgraniczne w całej przyrodzie
– TO, co nie “istnieje”, lecz JEST, ale nie jako Istota.
” Jak może nieczynny, praodwieczny byt emanować lub promieniować? O Parabrahrnanie Wedanty tego się nie mówi, ani o Ain-Soph chaldejskiej kabały. To odwieczne cykliczne Prawo sprawia, iż czynna, twórcza energia (Logos) emanuje z na zawsze ukrytego i niepojętego, a jedynego rdzenia, czyli Absolutu, u początków każdej maha-manwan-tary, czyli nowego cyklu życia.
z którego wszystko wypływa i w który wszystko powraca, i weń się pogrąża przy końcu wielkiego cyklu istnienia.

Pytanie: To jest prastare twierdzenie panteizmu, ale jeśli jesteście panteistami, nie możecie być jednocześnie deistami, a jeśli nie jesteście deistami, to może być słusznie do was zastosowane miano ateistów.

Odpowiedź: Niekoniecznie. Termin: “panteizm” jest znów jednym z tych nadużywanych terminów, którego pierwotne i prawdziwe znaczenie zostało spaczone przez ślepy przesąd i jednostronność ujęcia. Jeśli przyjąć chrześcijańską etymologię tego złożonego słowa, tj. połączyć pan (wszystko), z łheós (bóg), a potem wyobrazić sobie i głosić, iż to oznacza, że każde drzewo i kamień w przyrodzie jest Bogiem lub Bogiem jedynym, wówczas oczywiście będziecie mieli słuszność przedstawiając panteistów nawet jako czcicieli fetyszów; lecz niezbyt wam się to uda, jeśli słowo panteizm wywieść z ezoterycznej etymologii, jak my to czynimy.

Pytanie: Jakaż jest wasza definicja tego terminu?

Odpowiedź: Chciałabym wam zadać z kolei pytanie – co rozumiecie pod słowem “Pan” lub “przyroda”?

Pytanie: Sądzę, iż przyroda jest ogólną sumą wszystkiego, co wokół nas istnieje,
zespołem przyczyn i skutków zachodzących w świecie materii, stworzenia lub wszechświata.
Odpowiedź: Czyli uosobieniem całości i ciągłości znanych nam przyczyn i skutków,
sumą wszystkich ograniczonych czynników i potęg, jako całkowicie odmiennych i niezależnych
od rozumnego Stwórcy lub twórcy, a może nawet “pojętą jako prosta i samodzielna energia”,
jak się mówi w waszych encyklopediach.Pytanie: Tak, tak sądzę.Odpowiedź: A my nie bierzemy pod uwagę tej widzialnej, materialnej przyrody, którą zwiemy znikomą,
przemijającą ułudą. Nie rozumiemy też pod terminem “Pan” natury w zwykłym znaczeniu tego słowa, pochodzącego od łacińskiego natura (stawanie się), które pochodzi od naści (rodzić się).
Gdy mówimy o bóstwie jako tożsamym, a zatem równorzędnym i współwiecznym z przyrodą, mamy na myśli przyrodę*
nie mającą początku ni końca, przedwieczną i nie stworzoną, a wcale nie tę waszą widzialną,
która jest zespołem przemijających cieni i ograniczonych, nierzeczywistych czynników.
Pozostawiamy autorom hymnów nazywanie widzialnego stropu niebios tronem Boga,
a naszego ziemskiego padołu Jego podnóżkiem. Nasz Bóg nie przebywa w raju ani też w jakimś drzewie,
górze czy specjalnym gmachu. Istnieje wszędzie, w każdym atomie widzialnego i niewidzialnego wszechświata,
we wnętrzu, jak i na zewnątrz, i ponad każdym niewidocznym atomem i podzielną cząstką,
gdyż TO jest tajemniczą siłą inwolucji i ewolucji, wszechobecną, a nawet wszechwiedzącą,
twórczą siłą, o nieskończonej potencjalności przejawów.Pytanie: Zaraz, zaraz, zatrzymajcie się, proszę. Wszak wszechwiedza jest atrybutem czegoś, co myśli, a wy odmawiacie władzy myślenia waszemu Absolutowi,Odpowiedź: Tak, odmawiamy jej Absolutowi, gdyż myśl jest zawsze czymś ograniczonym i uwarunkowanym.
Ale widać zapominacie, iż w filozofii absolutna nieświadomość jest także absolutną świadomością, inaczej nie byłby to Absolut.Pytanie: Więc wasz Absolut myśli?Odpowiedź: Nie, TO nie myśli. Dla tej prostej przyczyny, iż jest samo Myślą absolutną.
Ani też istnieje, dla tej samej przyczyny, bo jest Absolutem istnienia.
‚   W filozofii Indii Muta-Prakriti w sanskrycie (przyp. Iłum.).
Bytem samym w sobie, lecz nie Istotą.
Przeczytajcie wspaniały kabalistyczny poemat Salomona Ben Jehudy Ibn Gabirola,
w księdze Keter malchut, a zrozumiecie to. Pisze on tak:
“Tyś jest jeden, rdzeń i początek wszystkich liczb, lecz nie jako rachunku czynnik;
bowiem jedność mnożenia nie dopuszcza zmiany ani formy. Jeden jesteś t w tajemnicy Twej jedni gubią się mędrcy,
bowiem poznać jej nie są w stanie.
Jeden jesteś, a jedność Twa nigdy się nie zmniejsza, nigdy nie rozszerza,
ani też zmianie ulec może kiedykolwiek.
Jeden Jesteś; żadna myśl nie zdoła ustalić Twoich granic, ni znaleźć dla Ciebie wyrazu.
Tyś JEST. Lecz nie jako „istniejący, albowiem rozumienie i wizje śmiertelników
Twego istnienia nie mogą dosięgać ani określać miejsca Twego, jakości, przyczyny…”
Streszczając: nasz Bóg to praodwieczny budowniczy wszechświata, który nieustannie rozwija go i doskonali, lecz nie stwarza. Wszechświat rozsnuwa się sarn, ze swej własnej treści, nie jest stwarzany.
Jest to w swym symbolizmie kula-sfera bez obwodu ni granic.
Tylko jedną wiecznie czynną posiada cechę, co ogarnia i w sobie zawiera wszystkie istniejące i możliwe do wyobrażenia cechy,
jest nią – Ona Sama. Jest to jedyne Prawo, źródło wszystkich praw przejawionych, wiecznych, niewzruszonych,
płynących z łona tego nigdy nie przejawionego, bo absolutnego Prawa;
Prawa, które w okresach przejawienia jest nieustannym stawaniem się od nowa.Pytanie: Słyszałem raz, jak któryś z waszych członków mówił,
iż owo bóstwo wszechobecne jest wszędzie – w “naczyniach” niegodnych, jak i czci najgodniejszych,
a więc i w każdym atomie popiołu mego cygara. Czyż takie powiedzenie nie jest bluźnierstwem?
Odpowiedź: Nie sądzę, gdyż nie można uważać prostej logiki za blużnierstwo.
Gdybyśmy mieli wykluczyć wszechobecny byt choćby z jednego matematycz-
nego punktu lub z jednej cząstki materii zajmującej jakiekolwiek miejsce w przestrzeni,
czyż moglibyśmy go nadal uważać za nieskończony?Pytanie: Czyż więc nie wierzycie wcale w skuteczność modlitwy?Odpowiedź: Na pewno nie w skuteczność modlitwy wyuczonej w tylu a tylu słowach i powtarzanej ustnie,
jeśli nazywacie modlitwą zewnętrznie wyrażoną prośbę, skierowaną do nie znanego Boga,
czyli tę, która była wprowadzona przez Żydów, a spopularyzowana przez faryzeuszów.Pytanie: A czy istnieje jakiś inny rodzaj modlitwy?Odpowiedź: Oczywiście; nazywamy ją “modlitwą woli”, a jest to raczej wewnętrzny rozkaz aniżeli prośba.”-Bławatska
„Dopóki nie uczynisz nieświadomego – świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem.”
C.G.Jung
Dopóki nie uświadomimy sobie nieświadomego,będziemy przez nieświadome kierowani
zgodnie z wolą nieświadomego a nie naszą.
Wolna wola nie istnieje tak długo jak długo nieświadomość kieruje naszym życiem.

Doktryny Thelemy

Główną doktryną, celem Thelemy, jest poznanie i czynienie „Prawdziwej Woli”, co jak twierdzi Crowley jest powinnością każdej istoty.

Można to podsumować kilkoma frazami z Liber Legis:

  • „Czyń wedle swej woli będzie całym Prawem.” (AL I:40)
  • „Miłość jest prawem, miłość podług woli.” (AL I:57)
  • „Słowem Prawa jest Θελημα.” (AL I:39)
  • „Nie ma prawa poza Czyń wedle swej woli.” (AL III:60)

Prawdziwa wola to mistyczna idea, którą najprościej można opisać jako ścieżkę pewnych możliwych czynności każdego człowieka,
które wykonując nie napotka on żadnych przeciwności. Działanie w zgodzie ze swoją wolą oznacza,
iż wszystko co robimy wspierane jest przez wszystkie siły wszechświata.
Żadne dwie wole nigdy nie wchodzą sobie w drogę, a wszelkie problemy jakie napotykamy w życiu wynikają z tego,
iż większość ludzi nie postępuje zgodnie z ową wolą.
Tak więc postępowanie zgodnie z nią, oznacza również respektowanie woli innych ludzi,
co opisane jest jako „miłość jest prawem” (ale miłość poddana woli – czyli miłość czyniona zgodnie z wolą).
Istnieją różne opinie na temat tego, czy człowiek może rzeczywiście poznać swoją wolę, czy też może jedynie domyślać się,
iż działa zgodnie z nią po „sukcesach” jakie osiąga w życiu.
Thelema kładzie nacisk na osobistą wolność (jednak ograniczoną przez odpowiedzialność),
wrodzoną „boskość” każdego człowieka („Każdy mężczyzna i każda kobieta to gwiazda.” AL I:3),
oraz walkę przeciwko przesądom, tyranii oraz opresji.

Thelema to nazwa systemu religijno-filozoficznego, który powstał w roku 1904 za sprawą Aleistera Crowleya po spisaniu przez niego Liber AL vel Legis, zwanej też Księgą Prawa. Księgę tę, jak Crowley twierdził, podyktowała mu istota duchowa (nazywana Aiwaz) w Kairze, 8, 9 i 10 kwietnia 1904 roku.
Słowo Thelemita pojawia się w Księdze Prawa i jest używane jako określenie osób, które podążają ścieżką Thelemy.
Crowley był wielbicielem XVI-wiecznego francuskiego satyryka François Rabelais’go. Rabelais w jednej ze swoich książek, Gargantua i Pantagruel, zawarł opis miejsca zwanego „Opactwem Thelemy” („The Abbey of Thélème”) co zainspirowało Crowleya i całą jego filozofię.Choć współczesny ruch thelemiczny swoje pochodzenie wynosi bezpośrednio z prac Aleistera Crowleya,
ten ostatni wskazał na kilka ważnych dla niego źródeł z których czerpał swoje poglądy.
Crowley przyznawał, iż „Kochaj, i rób co chcesz” Świętego Augustyna wywarło wpływ na prawo Thelemy.
W renesansie postać nazwana „Thelemia” przedstawia wolę, lub pragnienie,
Hypnerotomachia Poliphili mnicha dominikańskiego Francesca Colonny. Prace Colonny zaś wywarły wpływ na wspomnianego wyżej François Rabelais’go.Różne organizacje i osoby (głównie z Niemiec) twierdzą, iż Thelema nie wzięła swojego początku w pracach Aleistera Crowleya. Postrzegają raczej jego filozofię jako tylko jedną z wielu podobnych. Różne stowarzyszenia które zaakceptowały Księgę Prawa mają swoje własne wskazówki dotyczące tego, jak stosować jej zalecenia w praktyce.
Filozofia i praktyki związane z Thelemą są też często przez nie-thelemitów podejrzewane o kult Szatana. Zarówno Crowley jak i inni Thelemici oficjalnie odcinali się jednak od tego typu pomówień.Nie jest prawdą, że Kościół Szatana wywodzi się z filozofii Crowleya, choć widoczne są tutaj pewne inspiracje pierwszego tym drugim.
Podobnie do inspiracji jego naukami przyznają się prawie wszyscy współcześni okultyści.
Także uznawanie Crowleya za wyznawcę Szatana wynika wyłącznie z niezrozumienia prac i poglądów Aleistera.
Wyznawanie Szatana oznaczało by uznawanie chrześcijańskiego poglądu na świat, w którym istnieje Bóg (chrześcijański) oraz właśnie Szatan.(Satanista to osoba  wierząca w istnienie Szatana.Czy jakiś katolik/neojudaista,wątpi w istnienie Szatana?
Czy świadek Jehowy wątpi w istnienie Szatana?Czy muzułmanin wątpi w istnienie Szatana?
Czy protestańci,anglikanie,adwentyści,wątpią w istnienie Szatana?
Nikt z nich nie ma wątpliwości,wszyscy oni uznają istnienie Szatana,a więc kto jest satanistą jeśli nie oni?
Kult Szatana zawdziecza swą popularność judeochrześcijaństwu.Całą satanistyczną teologię można znaleźć w „piśmie świętym”-Mez)Crowley zaś odrzucał religię chrześcijańską w jej całości, włącznie z wiarą w Złego.
Nazywał się apokaliptyczną Bestią, ze względu na wpływ jaki Apokalipsa Św. Jana wywarła na jego życie w dzieciństwie (patrz życiorys).
Według słów Lona Milo DuQuette’a, Aleister Crowley „uwielbiał posługiwać się dzikim, bluźnierczym słownictwem
do przekazywania absolutnie wzniosłych duchowych koncepcji”.
W Bestii widział symbol osoby, która doprowadzi do końca świata chrześcijańskiego (przez co rozumiał zacofanie,
bezkrytyczną wiarę w Kościół i jego negatywne cechy), zaś pomoże w stworzeniu nowego, lepszego świata,
symbolizowanego przez Horusa (a później Maat).Thelema błędnie rozumiana jest jako zachęta do robienia co się chce. Crowley wyraźnie w swoich pracach tłumaczy, iż nie powinno się jej tak pojmować. Przez słowo „wola” rozumie pewien cel (to, co w innych systemach nazywane jest geniuszem, kamieniem filozoficznym, summum bonum, czyli WiedząŚwiętego Anioła Stróża) w życiu człowieka, który powinien przez niego zostać odkryty, a gdy to się stanie powinno się zgodnie z nim żyć:

Takoż i ty cały; nie masz żadnego prawa poza czynieniem swej woli. Czyń tak, a nikt nie powie nie. Albowiem czysta wola, nieukojona celem, wolna od żądzy wyniku, jest na każdy sposób doskonała. (AL I:42-44)[5]

Zgodnie z jego naukami człowiek żyjący zgodnie ze swoją wolą nie napotka w życiu żadnych przeciwieństw, i z łatwością wolę tę będzie mógł wypełnić, bez obaw, że może się to kłócić z wolą innych; albowiem jeśli on znajdzie się we właściwym dla siebie miejscu, inni ponoszą winę za wchodzenie mu w drogę:

Bądź silny, o człecze! pożądaj, raduj się wszelkimi rzeczami zmysłu i zachwytu i nie obawiaj się, iż jakiś Bóg za to cię odrzuci. (AL II:22)[5]

Każdą zmianę można wywołać przez zastosowanie właściwej siły, gdyż wszechświat jest powiązany wewnętrznie i doskonale zrównoważony.
Crowley twierdził, że prawdziwe odrodzenie magii nastąpiło właśnie 8, 9 i 10 kwietnia 1904 roku, kiedy to zgodnie z instrukcjami Rose spisywał Liber AL vel Legis. Zainicjowanie tego okultystycznego prądu wywołało wir, bóle porodowe nowego eonu, a kres starego (Równonoc Bogów). Zdarzenie takie pojawia się w odstępach mniej więcej 2000 lat. W Liber AL vel Legis Aiwass uznał Crowleya za „logos nowej ery Horusa”.
Według Crowleya, ludzkość ma za sobą dwa eony: Eon Izydy i Eon Ozyrysa. Eon Izydy stanowił okres, w którym ludzie żyli zgodnie z rytmem natury, na Ziemi panował matriarchat, wierzono, że wszystkim kieruje przeznaczenie. Był to czas niewinności, ale i nieświadomości. Tę niewinność ludzkość utraciła wraz z nadejściem Eonu Ozyrysa, kiedy to patriarchalne struktury zaprowadziły przymus i prawo. Eon Ozyrysa to dyktatura świadomości, która tłumi ludzkie popędy i ustanawia konflikt między ludzkością a światem natury. Eon Ozyrysa to wreszcie wiek wielkich monoteistycznych religii, podpierających struktury państwowe. Crowley twierdził, że w naszym stuleciu rozpocznie się okres przechodzenia do kolejnego Eonu – Eonu Horusa. Nowy Eon narodzi się w bólu i cierpieniach, gdyż ludzkość będzie musiała porzucić dogmaty, z których budowała swoją rzeczywistość. W Eonie Horusa znikną struktury dominacji, matriarchalne i patriarchalne. Każdy przejmie odpowiedzialność za własne życie. Kobiety odnajdą mężczyznę w sobie i mężczyźni odnajdą kobietę w sobie.

Ciało znowu stanie się całością. Crowley, jako Bestia (Słońce, 666, męska zasada, Logos, Wola)”

Cyfra sześć od samego początku miała wygląd zbliżony do współczesnego.
Jako pierwowzór współczesnego symbolu uznaje się znak użyty pierwszy raz przez hinduskich braminów.
Glif ten tworzony był poprzez jedno pociągnięcie pióra i składał się z linii dolnej,
pętli oraz linii górnej. Kiedy symbol został przyjęty przez arabskich uczonych, pominęli oni jego dolną część (linię poniżej pętli).
Po przyjęciu przez Europejczyków zmiany były już niewielkie i wynikały głównie z chęci odróżnienia cyfry 6 od litery G.
http://opolczykpl.files.wordpress.com/2012/06/1.jpg

6

  • liczba paramit niezbędnych dla uzyskania nirwany,
  • liczba doskonałości Wisznu,
  • liczba materialnych poziomów świadomości według Czittamatry,
  • liczba przypadków w językach słoweńskim, serbsko-chorwackim.
  • liczba stóp określających głębokość grobu w krajach anglosaskich

http://horoskop.wieszjak.pl/numerologi/203441,Numerologiczna-6–nauczyciel.html

Liczba doskonała – liczba naturalna, która jest sumą wszystkich swych dzielników właściwych (to znaczy od niej mniejszych).
Najmniejszą liczbą doskonałą jest 6, ponieważ 6 = 3 + 2 + 1. 

Dzielniki właściwe 6 to 1, 2 oraz 3. Jako że suma tych liczb jest równa sześć, jest to liczba doskonała.
Najmniejsza nieabelowa grupa to symetryczna grupaS3, która ma 6 elementów (3!).
Natomiast grupa S6 ma 720 elementów jest skończoną grupą symetryczną cechującą się automorfizmem zewnętrznym.-Mez

„miał dążyć do świętego zjednoczenia z żeńską zasadą, „nierządnicą Babilonu”
„Według Świadków Jehowy Babilon Wielki to „Ogólnoświatowe imperium religii fałszywej” – zaliczają się do niego wszystkie pozostałe religie;
Kościół katolicki uznają za jego bardzo ważną część.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Aleister_Crowley

“Chrześcijaństwo jest religią wojującą, dlatego uzurpując sobie prawo do jedyniesłuszności działa tak, a nie inaczej
– ale czego innego się spodziewać po religii będącej odłamem judaizmu ?
Judeo chrześcijaństwo jest nie tylko odłamem judaizmu, ale też przenosi ze sobą żydowską mentalność
– żydzi dzielą ludzi na żydów i gojów (niewierzących),
muzułmanie na muzułmanów i niewiernych, a chrześcijanie na wiernych i „pogan”(niewiernych).
Co zrozumiałe każdy odłam judaizmu(katolicyzm/neojudazim,judeochrześcijaństwo ,islam itd)
uważa się za ten jedyny prawdziwy,a każdy inny za herezję.

Taka cecha religii semickich – zawsze jest podział na My(lepsi, ponad wszystkimi innymi)
oraz  Oni(inni,gorsi ). ”

http://www.taraka.pl/cotopoga

Buddyzm uczy: “Szanuj religie innych ludzi, ale bądź wierny własnej”
Judeochrześcijaństwo natomiast uważając, iż bogowie wszystkich innych religii to diabły i Szatany
skazałoby najchętniej wszystkich innowierców na potępienie wieczne.

To wspaniała bezkonkurencyjna religia osób skromnych,pychą się brzydzących
Wierni nieustannie modlą się o armagedon i oczekują tego dnia
w którym większość ludzi zostanie spalona ku uciesze tych pobożnych.

Co zostało zmienione?

Jakie są znaczące zmiany pomiędzy dwiema wersjami “Szeptów z Wieczności” które publikuje obecnie SRF? Nazwijmy je dziewiątą edycją i przedrukiem 1981/1949.

Nauczanie modlitw-żądań – nowy sposób modlitwy

W Szeptach z Wieczności Paramahansa Jogananda nauczał nas, by modlić się nie jako żebracy, ale jako dzieci Boga. Wyjaśnia istotność tego sposobu modlitwy we „Wskazówkach dla Czytelnika”:

„Moim celem w przedstawieniu tych Świętych Żądań, otrzymanych w trakcie mych różnych owocnych kontaktów z naszym Ojcem, jest umożliwić mym współistotom skuteczny z Nim kontakt. Wolę słowo „żądanie” od słowa „modlitwa”, ponieważ to drugie pochodzi z prymitywnej i średniowiecznej koncepcji Boga – władczego tyrana, którego my, żebracy, musimy błagać i pochlebiać.” (1981/1949 przedruk, str.13)

Uważano to za rewolucyjne w 1929 roku, gdy “Szepty z Wieczności” pojawiły się po raz pierwszy. James Warnack z Los Angeles Times napisał w recenzji (wydrukowanej w East-West, marzec-kwiecień 1930): „Prawie wstrząsająca w swym odejściu od ortodokyjnych koncepcji, nowa książka Swami Joganandy – Szepty Z Wieczności – przeciera nowy szlak myśli o modlitwie. Swami utrzymuje, że zwykły błagający o Boską łaskę idzie do Niego jak żebrak i że przez to otrzymuje żebracze ochłapki zamiast prawowitego dziedzictwa jako Syn Boży”. W Przedmowie, Amelita Galli-Curci pisze: „W Szeptach z Wieczności Paramahansa Joganandy, uczymy się jak modlić się do Naszego Niebiańskiego Ojca żądając zamiast żebrania, a przez to jak nie ograniczać do prawa żebractwa. Autor wyjaśnia na początku dlaczego wszystkie nasze modlitwy nie są wysłuchane. Wszelka własność należąca do ojca może zostać zażądana przez jego syna, ale nie przez żebraka.” (przedruk z 1981/1949)

http://www.macierz.org.pl/artykuly/joga_i_budo/szepty_wiecznosci-afera_z_naukami_paramahansa_joganandy.html

 Ciąg Dalszy Klucza Do Teozofii

„Pytanie: Do kogóż się w ten sposób modlicie?Odpowiedź: Do “Ojca naszego w niebiesiech”, w ezoterycznym tego słowa znaczeniu.Pytanie: Czy różni się ono od określeń teologii?Odpowiedź: Całkowicie. Okultysta lub teozof zwraca modlitwę do “Ojca swego, który jest w ukryciu”
(przeczytajcie, starając się zrozumieć Mateusza, 6, 6), a nie do boga pozakosmicznego, więc ograniczonego;
a ten “Ojciec” jest w głębi nas samych.Pytanie: Więc czynicie Boga z człowieka?Odpowiedź: W naszym rozumieniu jedyny Bóg, którego możemy naprawdę poznać, jest w wewnętrznej głębi człowieka.
Jakże mogłoby być inaczej? Gdy przyjmujemy założenie, Iż Bóg jest nieskończonym, wszech-przenikającym bytem, jakże by mógł tylko człowiek być wyjątkiem i nie być przesiąknięty, przepojony i pogrążony w Boskości?
Nazywamy “Ojcem naszym w niebiosach” tę boską Treść, której jesteśmy świadomi w sobie,
w gfębi serca i duchowej naszej świadomości, a ta nie ma nic wspólnego z antropomorficznym pojęciem,
jakie możemy sobie wytworzyć w fizycznym mózgu lub jego fantazjach. “
Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że duch Boży (tj. Boga absolutnego) mieszka w was?” (1 Kor 3, 16-17)*.
‚ W książkach teozoficznych spotyka się nieraz sprzeczne ujęcia Chrystusowego ducha w człowieku.
Jedni nazywają go szóstym pierwiastkiem, buddhi, inni siódmym, atma.
Jeśli teozofowie chrześcijanie chcą używać tych terminów, niechże je uczynią filozoficznie ścisłymi,
idąc za analogią symbolów prastarej Religii Mądrości.
Mówimy, iż Ctiristós jest nie tylko jedną z trzech wyższych postaci ducha,
ale trzema wziętymi razem, jako Trójca.
Owa Trójca przedstawia Ducha Św., Ojca i Syna, co odpowiada duchowi abstrakcyjnemu,
duchowi zróżnicowanemu i duchowi wcielonemu.
Chrystus i Śri Krsna są, filozoficznie biorąc, tym samym duchowym pierwiastkiem, w jego troistej postaci przejawienia.
W księdze Bhagava-Gita Śri Krsna nazywa siebie zarówno Atrnanem – duchem abstrakcyjnym,
jak Kszetradżną – czyli wyższą reinkamującą się jaźnią, i wszech duchem; a wszystkie te imiona,
jeśli z kosmosu przenieść na człowieka, odpowiadają w jego duchu atma-buddhi-manas.
Anugita podaje tą samą naukę.
Jednak nie trzeba, aby ten duchowy rdzeń w nas był antropomorfizowany, uczłowieczony.
Niech żaden teo-zof nie mówi – jeśli chce wyznawać boską,
nie zaś ludzką prawdę – iż ten “Bóg w ukryciu” serca słucha jego modlitw lub jest odrębny od ograniczonego człowieka,
jak i od nieskończonej, boskiej w nim treści, bowiem wszystko to stanowi jedność.
Modlitwa nasza nie jest też, jak już wspomniałam, prośbą. Jest ona raczej tajemnicą, jest tajemnym wewnętrznym procesem,
w którym znikome i ograniczone myśli i pragnienia, których duch absolutny nie może przyswoić, będąc sam nieograniczony i nieuwarunkowany, przemieniają się w duchowe akty woli i w wolę samą; proces ten nazywa się “duchowym przemienieniem”.
Intensywność gorących pragnień naszej duszy zmienia modlitwę w “kamień filozoficzny”,
czyli w to, co przemienia ołów w czyste złoto.
Jedyna jednorodna treść, nasza “modlitwa woli”,
staje się czynną lub twórczą energią, wywołującą różne skutki, zależnie od naszych pragnień.
Pytanie: Czy rozumiecie przez to, iż modlitwa jest okultystycznym procesem sprowadzającym fizyczne skutki?
Odpowiedź: Tak jest. Potęga woli staje się żywą energią.
Ale biada temu okultyście czy teozofowi, który zamiast zniweczyć pożądanie swej niższej osobowej jaźni,
czyli fizycznego człowieka, a zwracając się do swej wyższej duchowej jaźni, pogrążonej w światłości atma-buddhi,
i mówiąc “niech się stanie twoja, a nie moja wola”, wysyła jednocześnie prądy potęgi woli w świeckich lub egoistycznych celach!
Jest to bowiem czarna magia, ohyda, szkodliwe duchowe “czary”.
Na nieszczęście jest to ulubione zajęcie naszych mężów stanu i dowódców wojskowych,
zwłaszcza gdy wysyłają dwie wrogie armie na rzeź.
Obie strony, przed bitwą, oddają się takiej ciemnej magii,gdy ślą modlitwy do tego samego Boga,
Pana Zastępów, obie prosząc o Jego pomoc w powaleniu i uśmierceniu wroga.
Pytanie: Ale Dawid też prosił Boga o pomoc w zwyciężeniu Filistynów, a potem Syryjczyków i Moabitów;
“a Bóg chronił Dawida, gdziekolwiek się zwrócił”. Więc my tylko naśladujemy to, o czym czytamy w Biblii.Odpowiedź: Oczywiście.
Ale o ile wiem, lubicie nazywać się chrześcijanami, a nie Izraelitami lub żydami, czemuż więc nie idziecie za tym, co mówił Chrystus?
A On wszak wyraźnie nie każe naśladować “tych, z dawnych czasów”, czyli Mojżeszowego prawa,
a chce, byście postępowali, jak On sam wskazuje; uprzedza tych, którzy chwytają za miecz, iż sami od miecza giną.
Chrystus dał wam tylko jedną modlitwę, a wyście z niej uczynili pustą modlitwę warg i przedmiot dumy,
której nikt prócz prawdziwego okultysty nie rozumie.
Mówicie w niej, według przyjętego przez was znaczenia, czyli martwej litery:
“l odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, a nie czynicie tego nigdy.
Powiedział wam również, byście kochali nieprzyjaciół waszych i dobrze czynili tym, którzy was mają w nienawiści.
Nie jest na pewno zgodne z nauką “łagodnego Proroka z Nazaretu”,
abyście się modlili do “Ojca” o zwycięstwo nad wrogiem i jego śmierć.
Oto dlaczego odrzucamy to, co wy nazywacie “modlitwą”.Pytanie: Ale jak tłumaczycie powszechny i niezaprzeczalny fakt, iż wszystkie ludy i narody
zawsze czciły i modliły się do Boga lub bogów?
Niektóre oddawały też cześć daimonom/duchom/bóstwom, które mogą szkodzić, ale to tylko dowodzi,
że wiara w skuteczność modlitwy jest powszechna.Odpowiedź: Wyjaśnienie tego znajdujemy w fakcie, iż modlitwa ma parę różnych znaczeń poza tym, jakie jej nadają chrześcijanie. Oznacza ona nie tylko prośbę czy błaganie, ale w dawnych czasach była głównie inwokacją,
czyli wezwaniem, oraz zaklęciem.
Mantra, czyli rytmicznie śpiewana formuła-modlitwa hinduizmu ma takie właśnie znaczenie,
bo bramini uważają siebie za wyższych od zwykłych dewów, czyli “bogów”.
Modlitwa może być wezwaniem lub zaklęciem, tak błogosławiącym, jak i złorzeczącym lub przenikającym,
jak w wypadku dwóch armii proszących jednocześnie o wzajemne wytępienie się.
A ponieważ ludzie są przeważnie bardzo egoistyczni i modlą się tylko za siebie i dla siebie, prosząc o “chleb powszedni”,
zamiast nań zapracować, i błagają Boga, aby ich “nie wiódł na pokuszenie, ale wybawił od złego”
(czyli tych tylko, którzy Mu to przypominają ), skutek jest taki, iż modlitwa, tak jak ją się dziś rozumie,
jest podwójnie niebezpieczna, a nawet szkodliwa – niweczy w człowieku wiarę w siebie
oraz rozwija w nim jeszcze bezwzględniejszy egoizm i większy egotyzm niż mu przyrodzony.
Powtarzam, iż my wierzymy w obcowanie (komunię) oraz jednoczesne, w pełnej harmonii,
działanie z “Ojcem w ukryciu” w rzadkich chwilach ekstatycznej szczęśliwości, i w zjednoczenie duszy z wszechduchem,
gdyż jest ona zawsze przyciągana ku swemu źródłu i osi żywota.
Stan ten osiągnięty za życia nazywamy – sa-madhi, a po śmierci – nirwaną.
Nie chcemy modlić się do istot ograniczonych w skoriczoności – bogów, świętych, aniołów itp.,
gdyż uważamy to za rodzaj bałwochwalstwa.
A nie możemy modlić się do Absolutu, z przyczyn, które już wyłuszczyłam,
dlatego też staramy się zastąpić zbędne i bezowocne modlitwy przez zacne, dobre i użyteczne czyny.
Pytanie: Chrześcijanie nazwaliby to pychą i bluźnier-stwem. Czy nie mieliby słuszności?
Odpowiedź: Nie. To oni właśnie wykazują szatańską pychę,
gdy wierzą, że nieskończony Absolut – nawet gdyby istniała możliwość jakiegokolwiek stosunku
pomiędzy nieograniczonym a uwarunkowanym – może zniżyć się, by słuchać każdej niemądrej, samolubnej, osobistej modlitwy.
To oni faktycznie bluźnią, gdy mówią, że słowne modlitwy są potrzebne,
by wskazać wszechwiedzącemu i wszechmocnemu Bogu, co ma robić! Jeśli rozumiecie ezoterycznie słowa Jezusa i Buddy,
to przecież obaj powtarzają nasze rozumienie.
Budda zaleca: “Nie proście o nic bogów, którzy sami są bezsilni; nie powtarzajcie modlitw, raczej działajcie,
gdyż mrok się nie rozjaśni. Nie proście o nic milczenia, bowiem nie może ono przemówić ani usłyszeć”.
A Jezus mówi: “A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje (tj. Christosa), Ja to spełnię” {J 14, 14).
Oczywiście te słowa, jeśli wzięte dosłownie, w ich zewnętrznej treści przeczą naszemu twierdzeniu,
ale jeśli przyjmiemy ich ezoteryczny sens, znając w pełni znaczenie słowa “Chri-stós”,
które dla nas przedstawia wyższą jaźń człowieka
– atma-buddhi-manas – wówczas będzie oznaczać:
jedynym Bogiem, którego mamy uznawać i do niego się modlić, a raczej działać w harmonii i pełnej zgodzie z nim,
jest Duch Boży przebywający w świątyni naszego ciała, utajony w naszym sercu.
Modlitwa niweczy wiarę w siebie
 

Nauka Cudów

W tym filmie jest mowa o tym jak się modlić
29:11
Wola – cecha jednostek przeważnie samoświadomych, umożliwiająca i wspomagająca reagowanie, ogólne działanie i podejmowanie świadomych decyzji.
Byty niesamoświadome mogą posiadać wolę, jednak, z natury rzeczy nie są świadome jej posiadania (np. zwierzęta). Inne byty niesamoświadome (np.rośliny) nie posiadają woli, mogą jedynie reagować na zmiany.
W tym klipie profesor matematyki uniwersytetu oxfordzkiego Marcus Du Sautoy
uczestniczy w eksperymencie przeprowadzanym przez Johna Dylana Haynesa
profesora w Centrum Neuronauki Obliczeniowej Bernsteina w Berlinie. Celem eksperymentu jest odkrycie źródła decyzyjnego w mózgu człowieka.Wygląda na to,że wolna wola nie istnieje. Świadomość jest tylko obserwatorem poczynań mózgo-umysłowych.
Ale przecież mama mówiła,że człowiek ma wolną wole bo jej mama jej tak mówiła – że sam bóg tak powiedział…Wykonuję prosty test. Ustawiam budzik na 10 minut,siadam wygodnie, przede mną kartka i długopis.
Wypisuję każdą myśl jaka jest uświadomiona w takiej postaci w jakiej została. Po skończeniu czasu i przeczytaniu tego co zostało napisane wyciągam wnioski:
-myśli pętlą się,gdy uwaga jest skierowana na konkretny temat
-myślenie jest niekontrolowane
-myślenie się wydarza
-między pojawianiem się myśli jest doświadczenie pustki
Prawie w każdej kulturze na Ziemi ludzie dawno temu zauważyli, że kontrolowanie i manipulowanie innymi jest możliwe poprzez utrudnianie samodzielnego myślenia za pomocą strachu, szerzenia dezinformacji, zwątpienia i ciemnoty.
Zauważyli oni także, że znacznie łatwiej jest kogoś przestraszyć, wyprowadzić z równowagi i zdenerwować – niż go zainspirować, nauczyć czegoś czy poprawić mu samopoczucie.
Sytuacja ta jest podobna jak z wodą – jest znacznie łatwiej ją zanieczyścić niż osunąć z niej zanieczyszczenia czy też zapobiec jej zanieczyszczeniu. Wkrótce ludzie zauważyli, że psychiczne wpływy, jak każdy przekaz telepatyczny, mogą być kierowane do poszczególnych, podatnych osób, w celu wywołania zmian w ich zachowaniu, spowodowania choroby czy nawet śmierci.
Na przykład, jest powszechnie znane, że niektórzy Papuasi z Nowej Gwinei są w stanie zranić czy nawet zabić swoich wrogów na wielkie odległości, po prostu koncentrując sie na tym.
Tak zwana „czarna magia” czy „voodoo” jest po prostu wykorzystaniem naturalnych zdolności telepatycznych w celu wpłynięcia na podatny na sugestie umysł osoby która jest przedmiotem ataku.
Nie kryjąc swoich poglądów na temat Świadomego Rozwoju i Wolnej Woli, otwarcie krytykując wciskanie religijnej ciemnoty i publikując moje myśli przy każdej możliwej okazji, jestem narażony na intensywna krytykę tych, którzy kontrolują innych ludzi oraz propagują doktryny ograniczające Wolna Wole i zapobiegające świadomemu postępowi na Ziemi.
Na przykład 2 Maja 1997 roku 70,000 osób, pod kierunkiem księży z Detroit, zorganizowało moja publiczna „intercezję”. („Promise Keepers Conference”, która sie odbyła na stadionie zwanym Pontiac Silverdome w Detroit, Michigan, USA).
Najważniejsze jest jednak zdać sobie sprawę z tego, że zakłócenie niezależności naszej myśli i woli, osiągnie skutek tylko wtedy kiedy my sami,zgodzimy sie z tym wpływem i otworzymy się na niego.
Nie ma takiej siły we Wszechświecie, która może ci zabrać twoja Wolność Myślenia.
Nasza Wolność Myślenia może być ograniczona wyłącznie przez nas samych.
Tak zwany „psychiczny atak” zwykle ma na celu inwazję czyjejś świadomości i woli. Jeśli jest on „skuteczny” (czyli jego wpływ jest podświadomiezaakceptowany przez adresata), sabotaż świadomości może poważnie wpłynąć na zdrowie i samopoczucie człowieka do którego atak ten jest skierowany.
http://zenforest.wordpress.com/2008/02/24/odpowiedz-na-psychiczny-atak/#more-348

Los? Karma? Wolna wola?

Fragment z : Garma C. C. Chang – “Nauka o karmie”

“Pokuśmy się o bliższe zbadanie siedmiu wymiarów karmy – karmy jako związków.
Diagram składa się z siedmiu koncentrycznych kręgów, z których każdy symbolizuje określony wymiar karmy. Największym jest krąg zewnętrzny, przestawiający “najogólniejszą karmę zbiorową” wielkich grup , nazywaną też karmą najwspólniejszą, najszerszą i najpowszechniejszą.
Drugi krąg jest mniejszy niźli pierwszy, a i stopień ogólności odpowiednio mniejszy. Przeto objęto ją mianem karmy kolektywnej wspólnej. Obszar zakreślony przez każdy z następnych kręgów jest mniejszy od poprzedniego, i tak aż do siódmego kręgu, który przestawia najmniejsze pole oddziaływania karmy, to znaczy karmę indywidualną lub osobową. Ponieważ ta ostania odnosi się do osobowości, czyli Ego, toteż różni się od wszystkich innym rzeczy.

1. karma powszechna
2. wspólna karma kolektywna
3. kolektywna karma narodu
4. kolektywna karma ró¿ni¹ca
5. karma niekolektywna
6. karma skrajnie niekolektywna
7. karma indywidualna

Krąg zewnętrzny, karmę najbardziej zbiorową, wyjaśnić można z punktu widzenia człowieka jako czującej istoty. Ludzie, obojętnie jakiej rasy, stanu czy płci, wszyscy doświadczają skutków karmy, jak zresztą wszystkie w ogóle istoty na kuli ziemskiej.
1.
Najbardziej podstawową potrzebą życiową wszystkich istot tego globu jest obecność światła słonecznego, powietrza i wody – zasadniczych czynników uniemożliwiających przeżycie. Pod tym względem człowiek nie różni się od pozostały istot. Oznacza to, że człowiek w swym uzależnieniu od świata, powietrza i wody posiada wspólną karmę z innymi istotami zamieszkującymi ziemię. 
Dla uproszczenia stosujemy tu termin “karma kolektywna”. W tym wymiarze znajduje się nie tylko człowiek, lecz również wszystkie inne żyjące istoty. Im większy jest krąg, tym bardziej ogólna karma; im bardziej związany jest charakter, tym trudniej coś zmienić. To np. człowiek może zrezygnować z regularnego odżywiania się, z posiadania domu i przyodziewku, a jednak nie spowoduje to gwałtownych i ciężkich konsekwencji czy śmierci. Lecz aby przeżyć, człowiek bezwarunkowo potrzebuje światła słonecznego, powietrza i wody. Toteż pierwszy krąg przedstawia te wszystkie istoty zamieszkujące Ziemię, które mają wspólną karmę, której charakter i nieodmienność są najsilniejsze.
2.
Drugi krąg symbolizuje karmę kolektywną wspólną wszystkim istotom ludzkim; nie dotyczy ona innych istot. Człowiek ma zdolność do tworzenia symboli i zdolność mówienia, co wyróżnia go spośród pozostałych istot. To jest właśnie zbiorowa karma ludzi, której już z nikim nie dzielimy. Używanie symboliki i mowy – z jednej strony – poszerza zakres świadomości człowieka, z drugiej zaś – wzmaga rozmaite związane z tym problemy i trudności. Mowa jest wprawdzie pojazdem myślenia, lecz cechy określonego systemu językowego mogą również oznaczać ograniczenie sposobu myślenia. Korzyści i straty wynikające z zastosowania symboliki i mowy dotyczą wszakże tylko człowieka, nie są udziałem innych istot.[…]
Człowiek posiada jeszcze jedną szczególną właściwość, a mianowicie “samoświadomość” czyli zdolność bycia świadomym samego siebie. Przedstawia to również pewną osobliwość człowieka, która pozwala mu na przekroczenie granic własnego ciała, daje mu możliwość obserwowania samego siebie. Oznacza to, że umysł, świadomość ludzka nie tylko przeżywa zewnętrzne projekcje (jako stojące poza nią) lecz może również traktować samego siebie jako obiekt obserwacji. Ta zdolność do przekraczania, transcendowania samego siebie, przenosi go w położenie zewnętrzne w stosunku do obiektywnych i subiektywnych zjawisk czy stronniczości uczuć, pozwalając na jasne ujęcie prawdziwej formy rzeczy.[…]
3. 
Trzecim wymiarem jest karma określonego narodu.

Człowiek jest istotą społeczną, której życie i aktywność znajdują się pod wpływem takich czynników jak naród czy państwo. Ekstremalny rozwój nauki i związane z nim ułatwienia komunikacyjne, jak nigdy przedtem zmniejszają dystans między narodami, przez co zresztą świadomość należąca do jakiegoś określonego narodu coraz bardziej rozmywa się. Dzisiaj myślenie ograniczone kategoriami narodowymi ustępuje na rzecz myślenia dominowanego przez kategorie dotyczące czynników międzynarodowych, decydujących o wojnie i pokoju.
Natomiast wszyscy obywatele danego państwa muszą przyjąć na siebie specjalne, narzucone przez nie obowiązki. W związku z tym dochodzi do głosu określona i wspólna dla wszystkich obywateli karma. Rozpatrzmy przykładowo państwo izraelskie, w którym okres służby wojskowej jest dłuższy niż w innych krajach. Oto także przykład karmy narodowej, która nie ma już wpływu na losy obywateli innych państw.
4.
Czwarty krąg symbolizuje “karmę kolektywną różnicującą”, która funkcjonuje na poziomie każdej grupy mniejszej niż naród.
 Wyobraźmy sobie wymiar tej karmy w oparciu o przykład pewnej szkoły. Podobno w publicznych szkołach średnich na południu Tajwanu zajęcia w zakresie nauki języka obcego pozostawiły wiele do życzenia, gdyż cechował je niski poziom ogólny, co rzucało się w oczy zwłaszcza w okolicach górzystych. Można to widzieć równie dobrze jako karmę zbiorową uczniów, przejawiającą się w określonym czasie i określonym miejscu, mianowicie na południu Tajwanu, zwłaszcza w okolicach górskich. Wcześniej poziom zajęć z języka chińskiego w szkołach prowincji Seczuan i Hunan (pod administracją chińską) był bardzo wysoki, wyższy niż w uniwersytetach innych prowincji. Oto mamy karmę kolektywną wszystkich uczniów prowincji Seczuan i Hunan. Jeżeli zawęzilibyśmy zakres oddziaływania, to można by mówić – na przykład – o wspólnie wynoszonych korzyściach i radościach, wspólnie wypełnianych obowiązkach, wspólnie przeżywanych przez uczniów jakiejś szkoły troskach.
Kiedy spotkacie się ze złym zarządem instytutu lub z kiepskim profesorem, dzielicie tego pecha wspólnie z wszystkimi studentami instytutu. Kiedy macie maksymalnie złego nauczyciela, wówczas tracicie czas, trwoniąc go nie tylko bezsensownie, lecz również w sposób osłabiający korzyści, które moglibyście wynieść z nauki.
5.
Piąty krąg przedstawia “karmę niekolektywną”. Jest to wymiar rodziny, wszystko jedno – dużej czy małej.
 Jak długo jest się częścią danej rodziny, tak długo, wraz ze wszystkimi jej członkami doznaje się wspólnego losu, zła lub dobra, szczęśliwa i nieszczęśliwa. Jeżeli głową rodziny jest osobnik wpływowy i możny, to korzyści wypływające z zajmowanej przezeń pozycji stają się również udziałem innych członków tej rodziny. Lecz jeżeli popełni on jakiś niehonorowy czyn, wówczas również wszyscy członkowie tej rodziny muszą ponosić z tego tytułu konsekwencje[…]. Długotrwała choroba głowy rodu powoduje skutki odczuwalne również (bezpośrednio lub pośrednio) przez innych, przejawiające się pod postacią rozmaitych obowiązków i obciążeń. Rozmaite rodziny żyją w rozmaitych warunkach karmicznych, dlatego też mówi się w takim wypadku o “karmie niekolektywnej”.
6.
Szósty krąg – “karma skrajnie niekolektywna”, jest obszarem karmicznym, który najlepiej zobrazuje przykład pary małżeńskiej. Rozmaite związki między małżonkami zachodzą między dwojgiem tych właśnie ludzi i nie mogą być udziałem innej pary, czyli nie mogą zaistnieć inaczej jak między mężem i jego żoną. Pole oddziaływania tego rodzaju karmy jest już bardzo ograniczone i bardzo wyraźny jej niekolektywny charakter; dlatego została ona nazwana “karmą skrajnie niekolektywną”. W tym obszarze karmy zachodzą zewnętrzne związki między kochającymi się osobami, również między mistrzem i uczniem, lub związki między przyjaciółmi.
7.
Siódmy krąg – “karma indywidualna”. Jest to karma najmniejszej wspólnoty lub najmniejszego zakresu – karma pojedynczej, jednostkowej egzystencji indywidualnej. Człowiek potrzebuje słońca, tlenu i wody, tak niezbędnych mu do egzystencji na Ziemi, i pod tym względem równy jest wszystkich innym żyjącym na tej planecie istotom. Potrafi używać mowy i symboliki, którą to zdolność dzieli ze wszystkimi innymi ludźmi. Przypuśćmy, że jest on Chińczykiem i ma takie same prawa i obowiązki jak Chińczycy. Jest nauczycielem w jednej ze szkół powszechnych i wraz ze swymi kolegami ponosi odpowiedzialność, dzieli obowiązki ze swą żoną i dziećmi. Tak jak pająk jest ograniczony zasięgiem swej sieci, tak też i jego ogranicza nić sieci jego karmy. Te wielkie i małe, słabe i ciężkie, głęboko i płytko występujące kręgi karmy, określają większość jego myśli i czynów. Jego życie ściśle splata się z życiem innego człowieka. Lecz w głębi swej istoty skrywa on ostatnią twierdzę, do której nikt poza nim samym nie ma wstępu, którą zazwyczaj nazywa się “sobą” lub “ja”. Odczucia i wola tego “ja” ograniczają się do jednostki i nie sposób z nikim się nimi podzielić. Głód, zmęczenie, gniew … są uczuciami doznawanymi jedynie indywidualnie, tak jak sam tylko mogę wiedzieć czy woda, którą właśnie piję, jest gorąca czy zimna. Swej miłości, swej nienawiści, swej przyjaźni i swego bólu może człowiek doświadczać tylko sam. Ta twierdza “siebie samego”, której z nikim nie da się dzielić, jest przykładem na karmę niekolektywną – karmę indywidualną.

Klucz Do Teozofii

„Pytanie: Ale czyż sam Chrystus nie modlił się i nie zalecał modlitwy?
Odpowiedź: Tak mówią podania, ale ta modlitwa jest właśnie tym obcowaniem i jednoczeniem się z “Ojcem w ukryciu” serca,
o której przed chwilą mówiłam. Inaczej
– jeśli utożsamiamy Jezusa z Bóstwem kosmicznym,
byłoby coś nazbyt absurdalnie nielogicznego w nieuniknionym wniosku, iż on – “Bóg we własnej osobie”
– modlił się do siebie samego i oddzielał wolę swego Boga od własnej!Pytanie: Jeszcze jedno: argument bardzo często używany przez chrześcijan.
Mówią oni: “czuję, iż nie zdołam własnymi siłami przezwyciężyć mych żądz i słabości.
A gdy modlę się do Jezusa Chrystusa czuję, iż daje mi siły i że w jego mocy potrafię przezwyciężyć wszystko”.Odpowiedź: Nic dziwnego. Jeśli “Jezus Chrystus” jest Bogiem oddzielnym i niezależnym od modlącego się,
oczywiście wszystko jest, i musi być, możliwe dla wszechmocnego Boga.
Ale wówczas cóż za zasługa, jaka sprawiedliwość w takim zwycięstwie?
Dlaczego pseudozwycięzca ma dostać nagrodę za to, co go kosztowało tylko modlitwy?

Czy na przykład ktoś z nas, zwykłych śmiertelników, dałby robotnikowi zapłatę za pełen dzień pracy, jeślibyśmy sami zrobili większą jej część za niego, a on siedziałby przez ten czas pod jabłonią i tylko ciągle prosił nas o pomoc? Pojęcie, iż można całe życie spędzać w moralnym lenistwie, pozostawiając swą pracę i obowiązek komuś innemu do wykonania – czy Bogu, czy człowiekowi – jest dla nas oburzające, gdyż poniża godność człowieka.Buddyzm mówi: “Szanuj religie innych ludzi, a bądź wierny własnej”, chrześcijaństwo natomiast uważając, iż bogowie wszystkich innych religii to diabły, skazałoby chętnie wszystkich niechrześcijan na potępienie wieczne.O pochodzeniu duszy ludzkiejPytanie: Jakże w takim razie tłumaczycie to, iż człowiek posiada duszę i ducha? Skąd one pochodzą?Odpowiedź: Od wszechduszy. Na pewno nie jest nimi obdarzony przez osobowego Boga.

Skąd pochodzi ciecz w ciele morskiej meduzy? Z oceanu, który ją otacza, w którym żyje,
oddycha, porusza się i w który powraca, gdy się rozpadnie.Pytanie: Więc odrzucacie twierdzenie, iż dusza została człowiekowi dana, iż Bóg ją w niego tchnął?Odpowiedź: Jesteśmy do tego zmuszeni. “Dusza”, o której wspomina Gensis (2, 7),
jest, jak się to wyraźnie mówi, “żywą duszą” – nephesh (nefesz), czyli żywotną, zwierzęcą duszą,
którą Bóg – my mówimy przyroda i niezmiennie prawo – obdarza człowieka, jak i każde zwierzę.
Bynajmniej nie jest to dusza rozumna, myślący umysł, a tym bardziej nie jest to nieśmiertelny duch.Pytanie: Sformułujmy pytanie inaczej: czy to Bóg obdarza człowieka ludzką rozumną duszą i nieśmiertelnym duchem?Odpowiedź: Znów na tak postawione pytanie musimy odpowiedzieć przecząco. Nie wierząc w osobowego Boga, j
akże możemy przyjąć, iż obdarza człowieka czymkolwiek?
Ale przypuśćmy na chwilę, po prostu dla jaśniejszego przedstawienia całej kwestii,
iż Bóg podejmuje to wielkie ryzyko i stwarza nową duszę dla każdego przychodzącego na świat niemowlęcia,
wówczas naprawdę trudno byłoby takiego Boga nazwać rozumnym i przewidującym.
Inne, nieodłączne od takiego pojmowania trudności oraz niemożliwość pogodzenia miłosierdzia,
sprawiedliwości i wszechwiedzy z czynami takiego Boga powodują wiele niebezpiecznych mielizn i raf,
z którymi dogmatyka teologiczna się zderza i rozbija o nie codziennie.Pytanie: Co macie na myśli? O jakich trudnościach mówicie?
 
Odpowiedź: Myślę o pytaniach nie znajdujących odpowiedzi,
jakie raz w mojej obecności zadał słynny kapłan i kaznodzieja buddyjski chrześcijańskiemu misjonarzowi,
nie mniej wykształconemu i biegłemu w prowadzeniu publicznych dyskusji, w rodzaju tej, podczas której to pytanie powstało.
Działo się to niedaleko Kolombo, a misjonarz sam wyzwał kapłana buddyjskiego, imieniem Megittawatti, pytając czemu,
w jego mniemaniu, chrześcijański Bóg nie miałby być przyjęty przez “pogan”.
No i nie wyszedł z tej pamiętnej dyskusji zwycięzcą.
 
Pytanie: Chętnie bym usłyszał, jak się to stało.
 
Odpowiedź: Bardzo prosto – buddyjski kapłan zaczął od zadania ojcu misjonarzowi pytania:
czyjego Bóg dał Mojżeszowi przykazania tylko dla ludzi, a Sam może się do nich nie stosować.
Oczywiście misjonarz z oburzeniem zaprzeczył. Mówicie więc, ciągnął dalej buddysta,
iż Bóg nie czyni wyjątków w tym prawie, i że żadna dusza nie może się pojawić na ziemi bez Jego woli.
Wszak Bóg, między innymi, zabrania cudzołóstwa, a jednocześnie mówicie,
iż Sam stwarza każde nowo narodzone niemowlę i obdarza je duszą.
Czy mam przez to rozumieć, że miliony dzieci zrodzonych z cudzołóstwa i grzechu są tworem waszego Boga?
Że ten Bóg zabrania i karze przekraczanie Jego praw,
a pomimo to stwarza co dzień i co godzinę dusze dla takich dzieci, zrodzonych z wykroczeń przeciw Jego nakazom?
Według prostej logiki należałoby wyciągnąć wniosek, że wasz Bóg staje się współodpowiedzialny za ten grzech,
gdyż bez Jego woli takie dzieci rozpusty nie mogłyby się urodzić.
A gdzież jest sprawiedliwość, jeśli karze się nie tylko rodziców, ale i niewinne dzieci za to,
co się stało z przyzwolenia tegoż Boga, którego jednak uważa się za wolnego od wszelkiej odpowiedzialności?
W tym momencie misjonarz spojrzał na zegarek i nagle uznał, iż jest zbyt późno na dalszą dyskusję.Pytanie: Zapominacie, iż wszelkie podobne, niewytłumaczalne wypadki stanowią tajemnicę
i że religia nasza zabrania dociekania boskich tajemnic.Odpowiedź: Nie, nie zapominamy, ale po prostu odrzucamy to.
To jednak nie znaczy, że chcemy, byście i wy wierzyli tak samo.

Odpowiadamy tylko na zadawane nam pytania. Mamy wszakże inne miano dla waszych “tajemnic”.

Φ 

 

Nauki buddyjskie o tym samym

Pytanie: A co mówi Budda o pochodzeniu duszy ludzkiej?
 
Odpowiedź: To zależy, czy buddyzm egzoteryczny, popularny, czy też jego ezoteryczna, wewnętrzna nauka.

Pierwszy z nich w Katechizmie buddyjskim mówi: “Dusza lo słowo używane przez nieoświeconych dla wyrażenia błędnego pojęcia.
Jeśli wszystko, co istnieje, podlega przemianie, tedy człowiek nie stanowi wyjątku,
więc każda materialna cząstka jego istoty musi się zmieniać.
A to, co podlega zmianie, nie jest trwałe;a więc rzecz, która się zmienia, nie może być nieśmiertelna”.
 
To się wydaje jasne i wyraźne.
Ale gdy przechodzimy do tego, że każda nowa osobowość w każdej nowej inkarnacji jest zbiorem skandh,
czyli cech i tendencji osobowości, i spytamy, czy ten nowy zespół skandh stanowi również nową istotę,
w której nic nie zostało z dawnej, czytamy:
 
“W jednym znaczeniu jest to istota nowa, a w drugim nową istotą nie jest.
Podczas życia danego, tu, skandhy wciąż się zmieniają;
np. pan X, człowiek czterdziestoletni, jest jako osobowość tym samym człowiekiem, jakim był mając lat 18;
a jednak, z powodu nieustannego zużywania się i odnawiania jego fizycznego organizmu,
jak i zmian zachodzących w jego umysłowości i charakterze, jest zupełnie inny, aniżeli był za młodu.
Pomimo to w wieku podeszłym zbiera – zupełnie sprawiedliwie – w postaci nagrody
lub cierpienia plon czynów i myśli każdego z poprzednich okresów swego życia.
Podobnie wcielająca się na nowo istota, będąca tą samą indywidualnością co uprzednio
– ale nie tą samą osobowością – tylko w innej postaci, czyli o nowym zespole skandh, zbiera – sprawiedliwie –
wszelkie skutki swych czynów i myśli z poprzedniego żywota”.
Jest to nieco trudna i zawiła metafizyka, ale i nie wyraża jasno braku wiary w duszę.
Pytanie: Czy coś podobnego mówi również buddyzm ezoteryczny?
Odpowiedź: Tak jest. Nauka ta należy zarówno do ezoterycznego buddyzmu,
czyli Wiedzy Tajemnej, jak i buddyzmu egzoterycznego, czyli filozofii religijnej Gau-tamy Buddy.
 
Pytanie: Ale mówią nam zdecydowanie, iż większość buddystów nie wierzy w nieśmiertelność duszy.
 
Odpowiedź: l my w nią nie wierzymy, jeśli uważać osobowe ja, czyli duszę żywotną, lub nefesz za duszę.
Ale każdy oświecony buddysta przyjmuje istnienie indywidualności, czyli boskiej jaźni w człowieku.
A ci, którzy w to nie wierzą, mają błędne pojęcie.
Mylą się w tym punkcie, podobnie jak chrześcijanie, którzy przyjmują wzmianki o potępieniu i ogniu piekielnym w Ewangeliach,
będące dodatkiem późniejszych ich wydawców, za dosłowne wypowiedzi Jezusa.
Ani Budda, ani Chrystus nie napisali sami ani jednego słowa,
obaj mówili w przenośniach i alegoriach i używali “niejasnych wyrażeń”, jak robili zawsze, i przez długi czas będą jeszcze robić,
wszyscy prawdziwi wtajemniczeni. Zarówno księgi chrześcijańskie,
jak buddyjskie dotykają wszystkich tych metafizycznych zagadnień bardzo ostrożnie, ale zapiski tak jednej,
jak drugiej religii grzeszą zbytnim egzoiery-zmem; znaczenie martwej litery rozrasta się w obu nadmiernie.
 
Pytanie: Czy chcecie przez to powiedzieć, że ani nauki Buddy, ani Chrystusa nie byiy właściwie rozumiane?
 
Odpowiedź: Tak sądzę istotnie. Nauki Buddy i Chrystusowe Ewangelie były dawane ludziom w tym samym celu.
Obaj nauczyciele byli żarliwie miłującymi ludzkość praktycznymi altruistami, głoszącymi – bez najmniejszej wątpliwości  – najszlachetniejszy i najwyższy rodzaj socjalizmu oraz bezkompromisową i zupełną samo-ofiarę.
“Niechaj grzechy świata całego spadną na me barki, abym mógł ulżyć ludzkiej nędzy i cierpieniu”, woła Budda.
 
“Nie dozwoliłbym żadnemu człowiekowi płakać, jeślibym go mógł uratować”,
mówi książę-żebrak, odziany w nędzne łachmany. “Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście,
a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28), zwracając się do ubogich i wydziedziczonych,
mówi Chrystus, ów “Człowiek Boleści”, który sam nie miał gdzie głowy złożyć.
Nauki obu – to bezgraniczna miłość do ludzkości, wielkoduszność wybaczająca krzywdy, miłosierdzie i zapomnienie siebie,
a litość dla oszukiwanych i łudzonych rzesz; obaj okazują tę samą pogardę dla bogactw i nie czynią różnicy pomiędzy meum a tuum. Pragnęli obaj, nie wyjawiając wszystkim ludziom świętych misteriów wtajemniczeń, dać nieoświeconym, a wciąż zwodzonym,
których brzemię życiowe bywa nazbyt ciężkie, dość nadziei i prawdy, by ich podtrzymać w najcięższe godziny ich życia.
Ale zamiar obu wielkich nauczycieli został udaremniony z powodu zbytniej gorliwości ich późniejszych wyznawców,
Słowa mistrzów zostały źie zrozumiane, spaczone przez mylne interpretacje, a dziś widzimy tego skutki.
 
Pytanie: Ale Budda musiał z pewnością zaprzeczać nieśmiertelności duszy, jeśli wszyscy orientaliści i kapłani buddyjscy właśnie to powtarzają?
 
Odpowiedź: Arhaci z początku szli za przykładem mistrza, ale większość kapłanów po nich to nie byli wtajemniczeni, podobnie jak i w chrześcijaństwie, toteż z biegiem czasu zanikały wielkie prawdy ezoteryczne. Dowodem tego jest, iż jedna z dwóch sekt buddyjskich – istniejących na Cejlonie – wierzy, że wraz ze śmiercią następuje zupełne zniweczenie, tak indywidualności, jak osobowości człowieka, druga zaś wyjaśnia nirwanę tak samo jak teozofowie.
 
Pytanie: Ale w takim razie dlaczego buddyzm i chrześcijaństwo stanowią dwa przeciwne bieguny tej wiary?
 
Odpowiedź: Bo warunki i okoliczności, w których obie religie zostały dane ludziom, były całkowicie odmienne.
W Indiach bramini, pyszni i zazdrośni o swą większą wiedzę,
odsuwali od niej wszystkie inne kasty i doprowadzili miliony ludzi do bałwochwalstwa i niemal fetyszyzmu.
Budda musiał zadać śmiertelny cios wybujałości niezdrowych, fantastycznych pojęć i fanatycznych przesądów,
będących wynikiem takiej ciemnoty, jaka chyba nie ma równej sobie.
Lepszy filozoficzny ateizm aniżeli nabożność ciemnoty – dla tych, którzy “wołają do swych bogów,
a ci ich nie słyszą lub o nich nie dbają”, co przyprawia ich o rozpacz, tak w życiu, jak w śmierci.
Musiał przede wszystkim zatrzymać mętny potok przesądów, wyrwać z korzeniami błędne wierzenia, zanim mógł podać prawdę.
Nie mógł więc dać wszystkiego dla tej samej przyczyny, co i Jezus, który przypomina swym uczniom,
iż tajemnice Królestwa nie są dla nieoświeconych rzesz, a tylko dla wybranych,
i dlatego mówi do nich w przypowieściach (Mt 13, ID-11 ).
Ta sama ostrożność skłoniła Buddę do ukrycia może nazbyt wiele z prawdy.
Odmówił on odpowiedzi nawet mnichowi Waczagotta na jego pytanie, czy istnieje w człowieku jaźń, czy nie.
A gdy z naciskiem go o odpowiedź proszono – “Wzniosły trwał w milczeniu”.
Budda jasno i niedwuznacznie wyjaśnia przyczynę tego milczenia, gdy o nią pyta jego wtajemniczony uczeń, Ananda,
w dialogu przetłumaczonym przez Ol-denburga z Samjuttaka Nikaja:
“Gdybym, o Anando, wędrownemu mnichowi Waczagotta, gdy mnie spytał:
«Czy istnieje jaźń», odpowiedział:
«Tak, jaźń istnieje”, tedy potwierdziłbym nauki szamanów i braminów, którzy wierzą w trwałość i ciągłość.
A gdybym, o Anando, gdy mnie mnich wędrowny Waczagotta pytał:
«Czy jaźń nie istnieje”, odpowiedział: «Jaźń nie istnieje?”,
tedy potwierdziłoby to, Anando, naukę tych, którzy wierzą w unicestwienie.
Gdybym, o Anando, będąc zapytany przez wędrownego mnicha Waczagottę:
«Czy jaźń istnieje?”, odparł:
«Tak, jaźń jest», czy posłużyłoby to memu celowi, Anando, wywołując w nim wiedzę, iż wszystkie istnienia {dhamma) są nie-jażnią?
Lecz gdybym, Anando, odpowiedział:
„Jaźń nie istnieje”, tedy rzuciłoby to tylko wędrownego mnicha Waczagotte z jednego oszołomienia w drugie:
«Czyż moja jaźń nie istniała wpierw? A teraz już nie istnieje?””
Słowa te wskazują lepiej niż wszystko inne, iż Gautama Budda nie dawał takich trudnych metafizycznych nauk szerokim rzeszom,
aby nie stwarzać jeszcze większego zamieszania pojęć.
A miał na myśli różnicę pomiędzy osobową, przemijającą jaźnią, a Jaźnią Wyższą,
która opromienia swą światłością niezniszczalnego ego, duchowe “ja” w człowieku.
 
Pytanie: To dotyczy Gautamy Buddy, ale w jakim znaczeniu dotyczy to Ewangelii?
 
Odpowiedź: Czytajcie historię i pomyślcie nad nią. W czasach, gdy zdarzenia opisywane w Ewangeliach miały miejsce,
taki sam intelektualny ferment panował w całym cywilizowanym świecie,
tylko rezultaty jego były zgoła inne na Wschodzie niż na Zachodzie.
Poczynał się zmierzch starych bogów. Podczas gdy klasy kulturalne, za przykładem niewierzących saduceuszów,
skłaniały się ku materialistycznym negacjom lub trzymały się martwej litery i form Mojżeszowych praw w Palestynie,
a wpadły w krańcową, moralną rozwiązłość w Rzymie, klasy najniższe i najuboższe goniły za czarami i gusłami,
czciły dziwacznych bogów albo tonęły w obłudzie, czy też gorszych rzeczach.
Znów nadeszła godzina na nową naukę duchową. Osobowy bóg żydów, okrutny, na wzór człowieka zazdrosny i mściwy,
ze swymi krwiożerczymi prawami – “oko za oko, ząb za ząb” – i ofiarami ze zwierząt musiał być usunięty na drugi plan,
a zastąpiony przez pełnego miłosierdzia “Ojca w ukryciu”.
Trzeba go byio ukazać nie jako pozakosmicznego boga–władcę, a jako boskiego Zbawiciela każdego cielesnego człowieka,
Boga, który przebywa w jego własnym sercu i duszy, tak w bogatym, jak biednym.
Ani tu, ani w Indiach, misteria wtajemniczeń nie mogły być wyjawione,
gdyż dając rzeczy święte psom, rzucając perły między wieprze, zarówno prawdy wyjawiane,
jak i ich objawiciel byliby stratowani i zniszczeni.
Stąd powściągliwość obu, tak Buddy jak Jezusa – czy żył on w ciągu całego okresu, jaki mu się przypisuje,
czy też nie – doprowadziła w pierwszym wypadku do całkowitej negacji południowego buddyzmu,

a w drugim do rozbieżności w formach Kościoła chrześcijańskiego, z jego dwustoma sektami w samej tylko Anglii.

 Φ

Rozdział VI

NAUKA TEOZOFICZNA O NATURZE CZŁOWIEKA

Jedność wszystkiego we Wszystkim

Pytanie: Poinformowaliście mnie już, czym Bóg, dusza i człowiek według teozofii nie są, może mi teraz powiecie, c
zym są wedle waszej nauki?
Odpowiedź: W samym swym pochodzeniu, u prapo-czątków, w wieczności,
Bóg, dusza i człowiek, jak i cały wszechświat, ze wszystkim co zawiera, są jednym z tą absolutną jednią,
niepoznawalnej, boskiej treści, o której już wspomniałam.
Nie wierzymy w stworzenie światów; raczej w periodyczne, bezpośrednio po sobie następujące jawienia się wszechświatów, przechodzących z subiektywnej (podmiotowej) w obiektywną (przedmiotową) sferę istnienia;
w regularnych, a nieskończenie długich odstępach czasu.
Pytanie: Czy możecie rozwinąć to twierdzenie?
Odpowiedź: Weźmy jako pierwszy przykład, pomocny w wytworzeniu sobie ściślejszego w tej kwestii pojęcia
– rok słoneczny; a jako drugi – dwie tegoż roku polowy,
przedstawiające na biegunie północnym sześciomiesięczny dzień i sześciomiesięczną noc.
Wyobraźmy sobie teraz, jeśli potrafimy, zamiast roku o 365 dniach – wieczność.
Niech słońce przedstawia wszechświat, a polarne, sześciomiesięczne dni i noce –
dni i noce trwające 182 tryliony czy kwadryliony lat zamiast 182 dni.
Jak słońce wschodzi co rano na horyzoncie naszego obiektywnego świata, wynurzając się ze swej subiektywnej (dla nas),
antypodalnej przestrzeni, tak periodycznie wszechświat wynurza się, wchodząc w sferę obiektywności,
a wyłaniając z subiektywności – przeciwieństwa pierwszej. Stanowi to “Cykl Życia”.
l jak słońce znika z naszego widnokręgu, podobnie, w regularnych odstępach czasu,
znika wszechświat, gdy nastaje “powszechna kosmiczna noc”.
Hindusi mówią o tych następujących po sobie cyklach – “Dni i Noce Brahmy”,
lub zwą je manwaniara i pralaja. Ludzie Zachodu mogą, jeśli wolą, nazwać je Dniem i Nocą kosmiczną.
Podczas Nocy wszystko jest w łonie Wszystkiego; każdy atom rozpada się i “rozpuszcza” w Jednorodności.
Ewolucja a ułuda
Pytanie: Ale któż stwarza za każdym razem wszechświat?
Odpowiedź: Nikt go nie stwarza. Nauka nazwałaby ten proces ewolucją; przedchrześcijańscy filozofowie, jak i orientaliści,
zwali go emanacją, czyli wypromienio-waniem; my, okultyści i teozofowie, widzimy w nim jedyną powszechną i wieczystą rzeczywistość, rzucającą co pewien określony czas odbicie siebie na nieskończone głębie przestworów.
A to odbicie, lub refleks, które wy uważacie za obiektywny, materialny świat, my uważamy za przemijającą ułudę i nic poza tym.
Tylko to, co jest wieczne, jest dla nas rzeczywiste.
Pytanie: Według tych pojęć wy i ja jesteśmy też ułudą.
Odpowiedź: Jako przemijające, zmienne osobowości – dziś ta osoba, jutro inna – tak, bezsprzecznie, najzupełniej.
Czy nazywałbm nagły blask zorzy polarnej, tej światłości północy, “rzeczywistością”, choć gdy na nią patrzymy,
zdaje się być jak najbardziej realna? Oczywiście że nie; to przyczyna,
która ją wywołuje – jeśli jest stała i wieczysta – jest jedyną rzeczywistością,
efekt przez nią spowodowany jest zaś tylko przemijającą ułudą.
Pytanie: To wszystko jeszcze mi nie wyjaśnia, jakim sposobem ta “ułuda”,
zwana wszechświatem, powstaje; jak to świadome co ma być, działa, by wyłonić się z nieświadomego, Morę jest.
Odpowiedź: Jest ona nieświadomością tylko dla naszej ograniczonej świadomości.
Możemy użyć parafrazy Ewangelii św. Jana (1,5) – “a światłość {absolutna, będąca dla nas ciemnością)
w ciemności świeci (co jest ułudnym światłem materialnego świata) i ciemność jej nie ogarnęła”.
Owa absolutna światłość jest również absolutnym, niezmiennym prawem.
Czy to przez ema-nację, czy wypromieniowanie – nie będziemy się o to spierać – wszechświat wyłania się ze swego jednorodnego, subiektywnego istnienia, przechodząc w pierwszą sferę przejawienia, a sfer tych istnieje, jak nas uczą, siedem.
W każdej zgęszcza się bardziej i materializuje, aż dosięga naszej sfery fizycznej,
w której jedynym światem znanym i w przybliżeniu rozumianym przez naukę, w jego fizycznym składzie,
jest nasz planetarny lub słoneczny system, sui generis, jak nam mówią, jedyny.
Pytanie: Co rozumiecie pod sformułowaniem sui generis?
Odpowiedź: Chcą przez to powiedzieć, że choć podstawowe prawo i ogólnie działające prawa przyrody są wszędzie te same,
jednak nasz system słoneczny, jak i każdy inny z milionów różnych systemów istniejących
we wszechświecie, a nawet nasza Ziemia, ma swój własny plan i zadanie, w przejawieniu różniące się od zadań innych systemów.
Gdy mówimy o mieszkańcach innych planet, wyobrażamy sobie, iż jeśli są ludźmi,
czyli myślącymi istotami, muszą być podobni do nas. Fantazja poetów, malarzy,
rzeźbiarzy nie omieszkała przedstawić nawet aniołów na wzór i podobieństwo człowieka,
tylko nieco piękniejszych i obdarzonych skrzydłami. A my mówimy, iż wszystko to jest pomyłką i złudzeniem,
bo jeśli nawet na tej małej Ziemi znajdujemy tak nieskończoną różnorodność flory, fauny i ludzkich typów,
od traw morskich do cedrów Libanu, od dziewięciornic do słoni, od Buszmena i Murzyna po Apolla Belwederskiego
– to tym bardziej, przy zgoła innych kosmicznych i planetarnych warunkach, musi być zupełnie inna flora, fauna oraz rodzaj ludzi.
Te same prawa kształtują całkiem inne grupy istot i przedmiotów,
nawet w tej naszej sferze fizycznej, włączając w nią wszystkie inne planety.
O ileż więc bardziej różna i odrębna musi być zewnętrzna przyroda innych systemów słonecznych
i jakim głupstwem jest sądzić o innych gwiazdach, światach i ludzkich istotach wedle znanych, ziemskich danych,
jak to robi nasza nauka.
Pytanie: Ale jakie macie dowody na poparcie tego twierdzenia?
Odpowiedź: To, czego nauka, ogólnie biorąc, nigdy za dowód nie przyjmie – oto wspólne świadectwo bardzo wielu jasnowidzów,
którzy wszyscy jednogłośnie je potwierdzili. Ich duchowe widzenie, prawdziwe badania odkrywcze,
dokonywane za pomocą fizycznych i psychicznych zmysłów, nie zacieśnionych przez ślepotę ciała,
były systematycznie sprawdzane i porównywane, a wszystko, co nie było jednomyślnie stwierdzone i przyjęte jako wspólne doświadczenie – zostało odrzucone.
Jako ustaloną prawdę notowano tylko to, co w różnych wiekach i klimatach
i przez niezliczoną ilość nieustannie powtarzanych obserwacji zostało zgodnie i ponad wszelką wątpliwość
uznane za dowiedzione, i jeszcze wciąż nowe znajdowało potwierdzenia.
Metody stosowane przez naszych uczonych i uczniów w zakresie psychoduchowych nauk
nie różnią się od metod przyjętych przez uczniów w obrębie waszych nauk przyrodniczych, jak to sami możecie sprawdzić.
Tylko nasze pola obserwacji znajdują się na odmiennych płaszczyznach, a nasze narzędzia badania nie są tworem ludzkich rąk,
więc może dlatego są bardziej niezawodne. Retorty, akumulatory i mikroskopy chemików i przyrodników mogą się psuć,
teleskop i zegarowe instrumenty astronomów mogą się nadwerężyć,
a nasze narzędzia nie podlegają ani wpływom pogody,ani żywiołów.
Pytanie: l dlatego tak zupełnie im dowierzacie?
Odpowiedź: Wiara nie jest słowem, które można często spotkać w języku teozoficznym; my mówimy:
“Wiedza oparta na obserwacji i doświadczeniu”.
Zachodzi tu jednak ta różnica, iż obserwacja i doświadczenie uczonych w dziedzinie nauk przyrodniczych
wiodą ich przeważnie do niemal tylu hipotez, ile jest umysłów, które je tworzą.
Nasza nauka natomiast dodaje do swego dorobku tylko te fakty, które okazały się niepodważalne
i które zostały całkowicie udowodnione.
Toteż nie mamy dwóch opinii lub paru hipotez w tym samym przedmiocie.
Pytanie: Czy to na podstawie takich faktów przyjmujecie dziwne teorie przedstawione w książce Buddyzm ezoteryczny!
Odpowiedź: Tak jest. Teorie te w drobnych szczegółach mogą być niezupełnie ścisłe,
a w sposobie ich przedstawiania przez zewnętrznych uczniów nawet nieco błędne,
odpowiadają jednak faktom przyrody i są bliższe prawdy aniżeli jakakolwiek naukowa hipoteza.
O siedmiorakiej budowie naszej planety
Pytanie: Zrozumiałem, iż opisujecie naszą Ziemię jako jedną z części łańcucha podobnych ziem?
Odpowiedź: Tak jest. Ale owe następne sześć “ziem”, czyli globów,
nie znajduje się na tej samej płaszczyźnie obiektywności, czyli przedmiotowości, co nasza Ziemia, toteż nie możemy ich widzieć.
Pytanie: Czy z powodu ich wielkiej odległości?
Odpowiedź: Bynajmniej nie; gdyż widzimy gołym okiem nie tylko planety, ale nawet gwiazdy na niepomiernie większą odległość,
ale po prostu dlatego, że te sześć globów znajduje się poza dostępnymi nam możliwościami percepcji,
czyli poza sferą naszego istnienia.
Nie tylko ich gęstość i materialność, ciężar i struktura są zupełnie różne od naszej Ziemi i innych znanych nam planet,
ale znajdują się one w stosunku do nas na zupełnie odmiennej płaszczyźnie lub,
jeśli można tak powiedzieć, “warstwie” przestrzeni, której nasze fizyczne zmysły ani poczuć, ani ujrzeć nie są w stanie.
Ale gdy mówię “warstwa”, proszę nie wyobrażać sobie przypadkiem, że te warstwy leżą równo ułożone jedna nad drugą,
gdyż to by nas doprowadziło do nowego absurdu.
Mówiąc “warstwa” mam na myśli tę sferę lub płaszczyznę nieskończonej przestrzeni,
która przez samą swą naturę nie może podpadać ani pod zwykłą obserwację naszych fizycznych zmysłów na jawie,
ani naszą zwyczajną percepcję myślową. Istnieje ona w przyrodzie poza zasięgiem naszej normalnej umysłowości,
czy też świadomości, poza naszą trójwymiarową przestrzenią oraz naszym podziałem czasu.
Każda z siedmiu zasadniczych płaszczyzn (warstw) lub “planów” przestrzeni – oczywiście przestrzeni jako całości,
jako “czystej” nieskończonej przestrzeni, wedle definicji Locke’a,
a nie naszej skończonej i ograniczonej – posiada swą własną obiektywność i subiektywność (podmiotowość i przed-miotowość),
własną przestrzeń oraz czas i odpowiadającą im odrębną świadomość oraz zespół zmysłów.
Ale to wszystko jest niezmiernie trudne do zrozumienia dla ludzi wychowanych w dzisiejszym sposobie myślenia.
Pytanie: Co rozumiecie mówiąc “odrębny zespół zmysłów”?
Czy istnieje cokolwiek w naszej ludzkiej sferze, co byście mogli dać jako ilustrację,
by jaśniej przedstawić, co macie na myśli mówiąc o tych odmiennych i różnych rodzajach zmysłów,
przestrzeni i odpowiadających im rodzajach percepcji?
Odpowiedź: Nie, nic takiego nie istnieje, chyba jedno, co byłoby dla nauki tylko dobrym oparciem dla jej odwrotnego argumentu.
Podczas snu mamy inny rodzaj zmysłów, nieprawdaż?
Czujemy, mówimy, widzimy, smakujemy i w ogóle działamy na innej płaszczyźnie.
Zmiana stanu naszej świadomości jest oczywista, a dowodzi tego fakt,
iż szereg czynów i zjawisk obejmujących lata – jak się nam zdaje – dokonywa się w naszej myśli i wyobraźni w jednej chwili.
Ta niezmierna szybkość działania naszej myśli we śnie, a zupełna w tym czasie normalność wszelkich innych funkcji,
wskazuje, iż znajdujemy się w zupełnie innej sferze.
Filozofia nasza mówi, iż tak jak istnieje siedem zasadniczych energii w przyrodzie i siedem sfer,
czyli płaszczyzn lub “planów” istnienia, tak istnieje też siedem stanów świadomości,
w których człowiek może żyć, myśleć, czuć, pamiętać, istnieć. Nie jest możliwe wymieniać je tutaj, chcąc je poznać,
należy zwrócić się do metafizyki Wschodu.
Ale w tych dwóch stanach – stanie jawy i snu – każdy zwykły śmiertelnik,
od uczonego filozofa po ciemnego i prymitywnego człowieka, może znaleźć dowód, iż stany te znacznie się różnią od siebie.
Pytanie: Nie przyjmujecie więc znanych tłumaczeń stanów sennych, jakie nam daje biologia i filozofia?
Odpowiedź: Nie, zupełnie nie. Odrzucamy nawet hipotezy waszych psychologów,
wolimy nauki mądrości Wschodu.
Przyjmując istnienie siedmiu kosmicznych sfer życia oraz siedmiu stanów świadomościwe wszechświecie,
czyli makrokosmosie, zatrzymujemy się na czwartym, uważając za niemożliwe iść dalej i przekroczyć go z jaką taką dozą pewności.
Ale jeśli chodzi o człowieka, czyli mikrokos-mos, spekulujemy swobodnie na temat jego siedmiu stanów
i składników psychicznej budowy.
Pytanie: Jak je tłumaczycie?
Odpowiedź: Przede wszystkim widzimy w człowieku dwie odrębne istoty – fizyczną i duchową;
człowieka, który myśli, i człowieka, który notuje tyle z tych myśli, ile jest w stanie przyswoić.
Dlatego dzielimy jego naturę na dwie różne części: wyższą lub duchową istotę, składającą się z trzech “pierwiastków”
lub postaci czy aspektów, i niższą, czyli fizyczną, składającą się z czterech, a więc razem – siedem.
Siedmioraka natura człowieka
Pytanie: Czy jest to ten sam podział, który mówi o duchu, duszy i człowieku cielesnym?
Odpowiedź: Nie; ten to podział Platona, który będąc wtajemniczonym, nie mógł podawać nie dozwolonych szczegółów;
ale kto zna dawne, starożytne nauki, znajdzie z łatwością właśnie owo siedem w platońskich podziałach:
układach i stosunkach ducha i duszy.
Uważał on, iż człowiek posiada dwie natury – jedna to człowiek wieczny, o tej samej treści co Absolut.
Druga – śmiertelna i skazitelna, a pochodząca w składnikach swych od pomniejszych “stworzonych” bogów.
Wykazuje on, iż człowiek składa się z: 1} śmiertelnego ciała, 2) nieśmiertelnego ducha, lub “pierwiastka” duchowego
i 3} “rodzaju odrębnej, a jednak nie nieśmiertelnej” duszy.
a my to nazywamy – człowiekiem fizycznym, duszą duchową, lub duchem (platoński nouś) i duszą żywotną lub zwierzęcą (psyche).
Ten sam podział przyjął św. Paweł, również wtajemniczony, który utrzymuje, że istnieje ciało “niebieskie” i ziemskie,
czyli psychiczne, które “jest wsiane w skazitelność” (dusza lub ciało astralne, w sensie: eteryczne) i ciało “niebieskie” (duchowe),
które “powstanie w nieskazitelności”.
Nawet św. Jakub potwierdza to (3, 15) mówiąc, iż “mądrość” (naszej niższej duszy) nie zstępuje “z góry”, lecz jest ziemska,
cielesna (psychiczna) i “diabelska”; {raczej daimoniczna, jak należy oddać grecki tekst);a druga jest “mądrością z góry, niebieską”.
(stgr. δαίμων daimon – dosłownie ten, który coś rozdziela lub ten, który coś przydziela, także:nadprzyrodzona potęgadola; łac. daemon) – istoty występujące w wielu wierzeniach ludowych, mitologiach ireligiach, które zajmują pozycję pośrednią między bogami a ludźmi, między sferą ziemsko-ludzką, materialną, a sferą boską, czysto duchową; istoty o cechach na wpół ludzkich, na wpół boskich
Pierwotnie pojęcie to miało charakter ambiwalentny, stanowiło zarówno pozytywne jak i negatywne określenie nadludzkiej istoty
daimony/ demony bywały groźne, ale i dobrotliwe (jako takie pełniły na przykład funkcję duchów opiekuńczych/aniołów –
w takim rozumieniu pisali o demonach m.in. Platon, Sokrates,Heraklit).
Od czasów Ksenokratesa, wraz z rozwojem koncepcji dualizmu, demony zaczęto utożsamiać przede wszystkim ze złem, bowiem wszelkie uwikłanie w materię uważano za złe więc i istoty powiązane z materią choćby częściowo również.
W historii religii można zaobserwować, że często demonami stawały się zdegradowane bóstwa politeistyczne wyparte w toku rozwoju wierzeń z panteonu głównych bóstw. Często też podporządkowywano obcych bogów własnemu Bogu (w religiach monoteistycznych), degradując ich do poziomu demonów (dobrym przykładem takiego zjawiska jest „zdemonizowanie” Baala w Starym Testamencie)
„Daimony (…) są to stworzenia co do swego rodzaju ożywione, co do swej natury rozumne, w swej duszy podatne na namiętności, pod względem cielesnym powietrzne, co do długości życia wieczne. Z tych pięciu cech, które wymieniłem, trzy pierwsze mają wspólne z nami. Czwarta jest tylko im właściwa. Ostatnią dzielą z bogami nieśmiertelnymi”. (Fragment O bogu Sokratesa, XIII). – Apulejusz z Madaury
Jest to tak jasne, że Platon, a nawet Pitagoras, choć mówią tylko o trzech “pierwiastkach” natury ludzkiej,
nadają wszakże siedmiorakie funkcje ich połączeniom. Gdy porównać to z naszymi naukami, uwydatnia się to zupełnie wyraźnie.Czegóż uczy Platon? Mówi o człowieku wewnętrznym, o dwóch “naturach” – jednej niezmiennej i zawsze tej samej,
jednorodnej i w swej treści z bóstwem identycznej, a drugiej śmiertelnej i skazitelnej.
Te dwie natury platońskiej nauki odnajdujemy w wyższej trójcy i niższej czwórni naszej tabeli.
Platon tłumaczy, że gdy dusza (psyche) łączy się i sprzymierza z nous (boskim duchem, treścią, lub duchowym pierwiastkiem)”
czyni wszystko sprawiedliwie i w szczęśliwości.
Dzieje się odwrotnie, gdy się jednoczy z a no i a (głupstwo, bezrozum lub nierozumna zwierzęca dusza).
Więc mamy manas (duszę, biorąc ogólnie) w jej dwóch postaciach: gdy łączy się z ano/a (nasza kamarupa
lub “dusza zwierzęca” z Buddyzmu ezoterycznego), zdąża ku całkowitemu unicestwieniu, jeśli chodzi o osobową jaźń.
Gdy jednoczy się z nous (atma-buddhi)) pogrąża się w nieśmiertelną jaźń (ducha),
to wówczas duchowa świadomość osobowej jaźni, która była, staje się nieśmiertelna.
• W książce Sinnetta Buddyzm ezoteryczny d}, e) oraz f) są nazwane zwierzęcą, ludzką i duchową duszą,
co może być równie dobrą terminologią. Choć w książce tej “pierwiastki” są oznaczone liczbami, właściwie jest to bezużyteczne.
Tylko dwoista monada (atma-buddhi) może być słusznie oznaczona dwoma najwyższymi cytrami: 6 i 7.
Co zaś do wszystkich innych, nie można tu zastosować ogólnego prawidła, bo ten z “pierwiastków”, który w człowieku przeważa,
musi być uważany za pierwszy i najważniejszy. U niektórych intelekt, rozurn wyższy (manas, czyli piąty) ma przewagę nad innymi;
u innych ludzi zwierzęca natura rządzi wszechwładnie, przejawiając bestialskie żądze i instynkty.
•* Św. Paweł nazywa platoński nous “duchem”, ale że duch ten jest “substancją”, więc oczywiście oznacza buddhi, a nie Atmana,
gdyż to ostatnie nie można w żadnym wypadku, nazywać “substancją”.
Włączamy Atmana do postaci lub “pierwiastków” świadomości człowieka, po prostu aby nie stwarzać dalszych trudności
i mieszania pojęć; ale w istocie Atman nie należy do człowieka, a jest powszechnym i absolutnym duchem,
którego przewodnikiem i .naczyniem’ jest b u d d h i, czyli dusza duchowa.
Różnica pomiędzy duszą a duchem
Pytanie: Czy istotnie twierdzicie, jak to wam zarzucają spirytualiści i francuscy spirytyści, iż każda osobowość ulega unicestwieniu?
Odpowiedź: Bynajmniej nie. Nasi przeciwnicy podnieśli ten nonsensowny zarzut,
gdyż kwestia dwójni: indywidualność boskiej jaźni – osobowość ludzko-zwierzęcej duszy
dotyka możliwości ukazywania się na seansach jako zmaterializowanych “duchów” owej nieśmiertelnej jaźni, c
o my uważamy stanowczo za niemożliwe.
Pytanie: Mówiliście przed chwilą o “psyche”, która zdąża do zupełnego unicestwienia, jeśli się wiąże z ano-ia.
Co Platon przez to pojmował, a co rozumiecie wy?
Odpowiedź: Całkowite unicestwienie osobo-w ej świadomości jest bardzo rzadkim wyjątkiem.
Ogólną i niemal niezmienną zasadą jest pogrążenie się jej w indywidualną i nieśmiertelną świadomość jaźni,
przeistoczenie lub boskie przemienienie; a unicestwieniu podlegają tylko cztery niższe pierwiastki.
Czy przypuszczalibyście, że człowiek cielesny lub jego czasowa, znikoma osobowość,
jego “cień” i jego zwierzęce instynkty, a nawet fizyczne życie, mogą przetrwać po śmierci
wraz z “duchową jaźnią”i stać się wraz z nią nieśmiertelne?
Oczywiste jest, że te wszystkie niższe elementy przestają istnieć (jako całość) w czasie fizycznej śmierci albo niedługo po niej.
A po pewnym czasie całkiem się rozpraszają, znikają, ulegając – jako całość – unicestwieniu.
Pytanie: Więc odrzucacie również zmartwychwstanie ciała?
Odpowiedź: Jak najbardziej kategorycznie.
Czemuż my, którzy wierzymy w najdawniejszą ezoteryczną filozofię starożytnych mędrców,
mielibyśmy przyjmować zgoła niefilozoficzne spekulacje teologii chrześcijańskiej,
zapożyczonej od egipskich i greckich systemów gnostycznych?
Pytanie: W Egipcie czczono duchy przyrody, a nawet ubóstwiano cebulę; wasi Hindusi są do dziś dnia bałwochwalcami,
wyznawcy Zoroastra wielbili i wielbią słońce, a najlepsi filozofowie greccy byli albo marzycielami, albo materialistami,
jak Platon i Demokryt. Jakże możecie porównywać ich z chrześcijaństwem?
Odp: Tak mogą mówić o starożytności wasze współczesne chrześcijańskie podręczniki teologiczne,
a nawet podręczniki naukowe, ale nie umysły nie uprzedzone i bezbronne.
Egipt czcił Jednego-Jedynego jako Noute; i właśnie od tego słowa wywodzi się termin użyły przez Anaksagorasa – nous;
albo jak on go nazywa – “Rozum lub duch samosilny, samotwórczy”, który jest sprawcą, motorem, primum mobile – wszystkiego.
Według niego Nous to był Bóg, a Logos – człowiek, jego emanacja.
Nous to duch (czy to w kosmosie, czy w człowieku), a Logos, czy to wszechświat, czy astralne ciało,
jest emanacja poprzedniego; ciało fizyczne zaś to tylko zwierzę. Nasze zmysły zewnętrzne postrzegają zjawiska (fenomeny);
a tylko nous jest w stanie poznawać ich noumena.
l tylko Logos, czyli noumenon może trwać po śmierci, w samej swej naturze i treści jest bowiem nieśmiertelny;
Logos w człowieku to jego wieczna jaźń, ta, która się wielokrotnie reinkarnuje i trwa na wieki.
Ale jak może Logos – znikomy, zewnętrzny cień, czasowa odzież, którą przyobleka ta z Boga wyłoniona cząstka,
która powraca do źródła, z którego wyszła – być tym, który ma “powstać w nieskazitelności”?
Pytanie: Nie możecie jednak uniknąć zarzutu, iż wymyśliliście nowy podział duchowych i psychicznych składników człowieka,
gdyż żaden filozof o nim nie wspomina, choć wy utrzymujecie, że Platon o nim mówił.
Odpowiedź: nadal utrzymuję to samo. Nie tylko Platon, ale i Pitagoras przyjmował ten sam podział*.
Opisywał on duszę jako samotwórczą jednostkę (mona-da), obejmującą trzy czynniki – nous (duch), phern (umysł, dusza) i thumos (życie lub tchnienie żywotne – . “nefesz” kabaiistów);
a ta trójca odpowiada naszej “at-ma-buddhi” {wyższy duch-dusza), manas (jaźń) oraz kamarupa,
w połączeniu z niższym odbiciem manasu. To, co starożytni filozofowie greccy nazywali ogólnie duszą,
my nazywamy duchem lub duszą duchową – buddhi, rozumiane jako naczynie i przewodnik Atmana
(Agathona lub najwyższego bóstwa u Platona).
A z tego, iż Pitagoras i inni mówią, że posiadamy na równi ze zwierzętami phren i thumos, można wnioskować,
iż chodzi tu o niższe odbicie manasu, czyli intelektu (instynkt), io kamarupa (zwierzęce, żywotne namiętności).
A jako że Sokrates i Platon przyjmowali ten sam podział, jeśli do tych pięciu, a mianowicie:
Agathon (bóstwo lub Atman), psyche (dusza, w znaczeniu ogólnym), nous (duch lub rozum), phren (umysłowość fizyczna)
i thumos (kamarupa lub namiętności), dodamy jeszcze eidolon, wspomniany w misteriach “cień”
lub eteryczny sobowtór człowieka, i wreszcie ciało fizyczne, łatwo przyjdzie nam udowodnić,
że idee Pitagorasa, jak i Platona pokrywają się z naszymi.
* Plularch mówi: “Platon i Pitagoras dzielą duszę na dwa czynniki: rozumną (noetic) i nierozumną (agnoia};
i mówią, iż owa rozumna jest wieczna; bo choć sama ni
e jest Bogiem, jednak jest tworem wieczystego Bóstwa;
ale  która jest rozumu pozbawiona (agnoia) – umiera”.
Współczesny termin agnostic pochodzi od agnosis. Dziwne się nam wydaje, dlaczego Huxley,
twórca tego słowa, połączył swój wspaniały intelekl z “duszą pozbawioną rozumu”, która umiera.
Czy jest to przesadna pokora współczesnego materialisty?
Nawet Egipcjanie mieli siedmioraki podział. Nauczali, iż dusza (ego – jaźń) wychodząc z ciała musi przejść przez swych siedem komór,
lub pierwiastków, i to zarówno przez te, które opuszczała i zrzucała z siebie, jak i te, które unosiła ze sobą.
A cała różnica pomiędzy naukami tych wielkich Greków a naszymi polega na tym, iż oni,
pomni na karę za wyjawienie czegokolwiek z tajemnych nauk misteriów – a była nią śmierć –
podawali je tylko w ogólnych zarysach, my zaś rozwijamy je i wyjaśniamy szczegółowiej.
Ale choć podajemy światu tyle, ile nam prawo pozwala, nawet i w naszych naukach wiele ważnych szczegółów musimy przemilczeć,
gdyż tylko ci, którzy studiują filozofię ezoteryczną i którzy złożyli ślub milczenia, mają prawo je poznać.
Nauki Greków
Pytanie: Mamy świetnych uczonych, znawców greki, łaciny, sanskrytu i hebrajskiego,
jakże się to dzieje, że nie znajdujemy w ich tłumaczeniach niczego, co by nam potwierdzało wasze słowa?
Odpowiedź: Ponieważ wasi tłumacze, bez względu na swą uczoność, uczynili dawnych filozofów,
a zwłaszcza Greków, mglistymi – zamiast mistycznymi – pisarzami.
Weźmy jako przykład Plutarcha, przeczytajmy, co mówi o “pierwiastkach” człowieka.
To, co opisuje, bierze się dziś dosłownie i przypisuje metafizycznym przesądom lub nieuctwu.
Przytoczę wam dla przykładu ustęp z tego autora:
“Człowiek jest istotą złożoną; a ci którzy sądzą iż składa się tylko z dwóch części, mylą się.
Bo wyobrażając sobie, iż rozumienie (intelekt mózgowy) stanowi część duszy (wyższej triady),
mylą się nie mniej od tych, którzy uważają duszę za część ciała, czyli tych,
którzy wyższą triadę uważają za część śmiertelnej i ska-zitelnej, niższej czwómi.
Bowiem rozumienie (nous)  o tyle przewyższa duszę, na ile ta jest wyższa i bardziej boska od ciała.
Otóż połączenie duszy (psyche) z rozumieniem (nous) daje rozum; a połączenie jej z ciałem {lub thumos, czyli duszą zwierzęcą)
daje namiętność, żądzę; jedno jest zaczątkiem lub przewodnikiem bólu i rozkoszy,
a drugie – cnoty i występku. Z tych trzech części złączonych razem i sprzymierzonych ziemia dała ciało,
księżyc dał duszę, a słońce dało rozumienie rodzajowi ludzkiemu”.
To ostatnie zdanie jest czysto alegoryczne i może być zrozumiane tylko przez tych,
którzy znają dobrze naukę ezoteryczną o odpowiednikach i wiedzą, jaka planeta czemu odpowiada
i z którym psychicznym pierwiastkiem jest połączona.
Plutarch dzieli składniki człowieka na trzy grupy,a ciało fizyczne uważa za zespół trzech czynników
– fizycznego kształtu, astralnego cienia (czyli eterycznego, przyp. tłum.) oraz tchnienia życia,
czyli za troistą, niższą część, która “z ziemi powstała i do ziemi powraca”.
Drugi, czyli środkowy pierwiastek – dusza, siedlisko instynktów, pochodzi według niego od księżyca i zawsze podlega jego wpływowi*,
a dopiero część trzecią, najwyższą, czyli duszę duchową,
wraz z pierwiastkiem atma i manasu uważa za bezpośrednią emanację słońca, które tu wyobraża Agathon,
czyli Boga najwyższego. Dowodzą tego następujące jego słowa:
“Otóż ze śmierci, które przechodzimy, pierwsza czyni człowieka dwójniązamiast trójpierwiastkowym,
a druga jednopier-wiastkowym zamiast dwójni. Pierwsza należy do sfery podległej Demeterze,
stąd imię nadawane misteriom jest podobne do imienia śmierci.
Ateńczycy nazywali umarłych poświęconymi Demeterze.
 Druga śmierć zaś dzieje się w sferze księżyca i podlega Persefonie.
• Kabaliści, którzy znają stosunek Jehowy, dawcy życia i potomstwa, do księżyca oraz wpływ tego ostatniego na rodzenie,
zrozumieją, o co tu chodzi, a dotyczy to także i astrologów.
Oto macie naszą naukę, która uważa, iż za życia na ziemi człowiek składa się z siedmiu pierwiastków;
po śmierci, w kamaloce z pięciu, a dalej, w Dewachanie – z trzech pierwiastków: jaźni, ducha-duszy i świadomości.
To rozdzielenie się, najprzód na “łąkach Hadesu”, jak nazywa Plutarch kamalokę,
a potem w Dewachanie było integralną częścią świętych misteriów,
gdzie kandydat do wtajemniczenia przechodził przez cały dramat śmierci i zmartwychpowstania,
jako w chwale wznoszący się duch, a pod tym mianem rozumiemy świadomość.
Oto co Plutarch ma na myśli, mówiąc:
“l jak z jednym, ziemskim, tak i z drugim niebiańskim, Hermes przebywa.
On to nagle i gwałtownie wyrywa duszę z ciała, ale Persefona powofi i łagodnie oddziela rozumienie od duszy*.
Dlatego jest ona zwana Monogenes, jedyną poczętą, a raczej poczynającą jednego jedynego, gdyż lepsza,
wyższa część człowieka zostaje sama, jedna, gdy ją Persefona od reszty oddzieli.
Obie te czynności dzieją się wedle praw natury. Los (fatum, czyli Karma) nakazuje,
by każda dusza posiadająca lub nie posiadająca jeszcze rozumienia (manas), gdy wychodzi z ciała,
wędrowała czas jakiś – ale nie bez końca – w sferze rozciągającej się pomiędzy ziemią a księżycem (kamaloka)””.
“Gdyż ci, którzy za życia oddawali się nieprawościom i rozpuście, cierpią teraz karę za swe wykroczenia;
a sprawiedliwi i pełni cnót są w tej sferze zatrzymani w celu oczyszczenia
” Persefona lub Prozerpina symbolizuje tutaj pośmiertną Karmę człowieka, o której się rnówi,
iż rządzi oddzieleniem się niższych od wyższych jego “pierwiastków”: duszy jakonefesz –tchnienia zwierzęcego życia –
które zostaje na pewien czas w kamaloce, od wyższej, złożonej jednostki Jaźni,
która wstępuje w stan Dewachanu, czyli niezmąconego szczęścia.
” Zanim wyższy duchowy pierwiastek nie oddzieli się od niższego, który pozostaje w kamaloce aż do zupełnego rozproszenia się.
szczenią, zanim nie wyrzucą z siebie, przez pokutę, wszystkich jadów, jakimi się mogli zarazić jak chorobą, będąc w ciele fizycznym. Przebywają oni w najgodniejszej części atmosfery tego świata, zwanego «polami», lub «tąkami Hade-su»,
gdzie muszą pozostawać przez pewien czas, z góry wyznaczony i określony.
Po czym jakby wracali po długich pielgrzymich wędrówkach lub wygnaniu do swej ojczyzny,
gdzie zaznają radości i szczęścia, podobnego temu, które przeżywają wtajemniczeni w święte misteria,
a zabarwionego drżeniem, zachwytem i specjalną, u każdego inną nadzieją”.
Plutarch mówi tu o szczęśliwości duchowej, a żaden teozof  nie  potrafiłby  prostszym,
jaśniejszym  i  zarazem  ezoterycznym językiem  określić  radości  duszy w sferze Dewachanu,
gdzie każdy człowiek jest otoczony własnym rajem, stworzonym przez swą świadomość.
Ale trzeba się wystrzegać błędu, w który nawet wielu teozofów popada, a mianowicie – nie należy sobie wyobrażać,
że choć człowiek, według nas, posiada siedem składników, potem pięć, a wreszcie trzy składniki,
jest przez to samo połączeniem siedmiu, pięciu
lub trzech istotności lub jak któryś z teozof i cznych autorów wyraził to dobitnie:
“tyluż skórek, ułożonych jedna na drugiej, które można jak w cebuli od siebie oddzielać”.
Wszystkie te “pierwiastki” {jak już mówiłam, poza ciałem fizycznym, żywotnością i astralnym eidolon, czyli – eterycznym),
które rozpadają się i rozpraszają po śmierci, są to po prostu   postacie,   aspekty,   lub   też stany   jego   świadomości.
Istnieje tylko jeden rzeczywisty człowiek, który trwa stale przez cały cykl, nieśmiertelny w swej treści, jeśli nie w formie,
jest nim   m a n a s,   Myśliciel   lub   wcielona   świadomość. Sprzeciw materialistów,
którzy mówią, iż rozum i świadomość nie mogą się przejawić bez materii, jest dla nas bez znaczenia,
bo choć nie odmawiamy rozsądku tej uwadze, zapytamy tylko naszych oponentów: “
A czy znacie wszystkie  istniejące stany   materii, wy,co do niedawna znaliście tylko trzy?
Skąd możecie wiedzieć czy to, co my nazywamy Absolutną Świadomością albo bóstwem, na wieki niewidzialnym i niepoznawalnym,
nie jest tym, co, choć na zawsze niedostępne ludzkim ograniczonym pojęciom, można by nazwać powszechną lub kosmiczną
duch-materią albo materią-duchem, w swej absolutnej nieskończoności?”
A jedna z najniższych i w swych manwantarycz-nych przejawieniach, rozszczepionych, “rozpryśniętych”
postaci tegoż ducha materii stanowi ową świadomą jaźń (ego), która stwarza swój własny raj,
złudny być może, niemniej jednak pełen szczęśliwości stan.
Pytanie: Ale czymże jest Dewachan?
Odpowiedź: Dosłownie – “krainą bogów”, stanem wewnętrznej szczęśliwości.
Filozoficznie biorąc, jest to stan podobny do snu, ale nieskończenie wyższy i realniejszy od najwyraźniejszego snu.

Większość ludzi przeżywa taki stan po śmierci.

Rozdział VII

O RÓŻNYCH STANACH POZA PROGIEM ŚMIERCI

Człowiek fizyczny i duchowy
Pytanie: Cieszy mnie, iż wierzycie w nieśmiertelność duszy.
Odpowiedź: Nie “duszy”, lecz boskiego ducha, a raczej w nieśmiertelność reinkarnującej się jaźni.
Pytanie: Jakaż jest pomiędzy nimi różnica?
Odpowiedź: Według naszej filozofii bardzo duża. Jest to jednak zbyt trudny i zawiły przedmiot, aby go można pobieżnie potraktować. Musimy zanalizować te pojęcia najpierw oddzielnie, a potem dopiero badać w połączeniu, wspólnie.
Zacznijmy od ducha.
Uważamy, iż duch – “Ojciec w skrytości” Jezusa, czyli Atman, nie należy do żadnej indywidualnej istoty ludzkiej, a jest to boska treść, nie mająca ciata ani kształtu, niepodzielna, niewidzialna, nieuchwytna; ta, co nie    i s t n i e j e    a  J E S T;
jak buddyści mówią o nirwanie. Tylko unosi się nad śmiertelnym człowiekiem, bo to, co weń wchodzi i przenika całą jego istotę,
jest tylko Jego wszechobecnymi promieniami lub świetlistością, promieniującą przez buddhi, które jest jego przewodnikiem i bezpośrednią emanacją. W tym skrywa się tajemne znaczenie twierdzeń niemal wszystkich filozofów starożytności,
gdy mówią że “roz u m n a” część duszy ludzkiej nigdy nie zstępuje całkowicie w człowieka,
a tylko unosi się nad nim i mniej lub więcej go opromienia poprzez “nierozumną” duchową duszę, czyli buddhi”.
Pytanie: Rozumiałem zawsze, iż tylko “dusza zwierzęca” jest nierozumna, ale nie “dusza boska”.
Odpowiedź: Musicie nauczyć się różnicy, jaka zachodzi pomiędzy tym, co jest negatywnie, tj. biernie “nierozumne”,
bo nie jest zróżnicowane, a tym, co jest bezrozumne, gdyż jest zbytnio czynne i pozytywne.
Człowiek jest zespołem współzależnych duchowych mocy i sił, jak i zgrupowaniem fizycznych i chemicznych energii,
wprowadzonych w działanie przez to, co nazywamy jego “pierwiastkami” lub postaciami.
Pytanie: Dużo o tym przedmiocie czytałem i wydaje mi się, że twierdzenia starożytnych filozofów
różnią się znacznie od pojęć kabalistów średniowiecznych, choć mają również pewne punkty wspólne.
Odpowiedź: Największa różnica pomiędzy nimi a nami jest następująca: my przyjmujemy,
razem z neopla-tonikami i zgodnie z naukami Wschodu, iż duch (atma) nigdy nie zstępuje hipostatycznie,
w swej własnej postaci, w żyjącego człowieka, a tylko opromienia, mniejszą lub większą światłością,
wewnętrznego człowieka (psychiczny i duchowy splot jego lotnych pierwiastków),
kabaliści zaś twierdzą, że duch ludzki, odrywając się od oceanu światłości i powszechnego ducha
W tym wypadku sfowo “rozumna” oznacza coś emanującego bezpośrednio z Mądrości Wieczystej,
a “nierozumna” znaczy, iż będąc czystą emanacją kosmicznego, powszechnego ducha (myśli),
nie może mieć swego własnego indywidualnego rozumu w tej slerze materii; a tak jak księżyc,
który bierze swe światło od sfońca, a swe życie od ziemi, tak buddhi otrzymuje światłość mądrości od atma,
a swe rozumowe właściwości od manasu.
A samo w sobie, jako jednorodne, nie ma cech ani atrybutów własnych.
wszechducha – wstępuje w duszę człowieka, w której przebywa przez całe jego życie,
uwięziony i niejako zamknięty w astralnej powłoce. Wszyscy chrześcijańscy kabaliści do dziś dnia wyznają to samo,
gdyż nie są zdolni zerwać całkowicie ze swymi antropomorficznymi, biblijnymi doktrynami.
Pytanie: A co wy o tym mówicie?
Odpowiedź: My utrzymujemy, iż tylko promieniowanie ducha (atma) jest obecne w powłoce,
i tylko jako świetlistość duchowa. Mówimy, iż człowiek i dusza mają zdobyć swą nieśmiertelność, wznosząc się w jedność z Duchem,
z którym, jeśli to wzniesienie w pełni osiągnie, dusza będzie ostatecznie złączona i który ją w końcu całkowicie,
że się tak wyrażę – wchłonie. Indywidualne życie człowieka po śmierci zależy od jego ducha, a nie od duszy ani ciała.
Choć słowo “osobowość”, w znaczeniu, w jakim się je zwykle rozumie, jest absurdem w dosłownym zastosowaniu do naszej nieśmiertelnej treści, jednak ta ostatnia jest, jako nasza indywidualna jaźń, odrębną istotnością, nieśmiertelną i wieczną per se,
sama w sobie. Tylko w wypadku tych, którzy uprawiają czarną magię lub złoczyńców tak zatwardziałych,
iż ich nawrócenie jest zupełnie niemożliwe, i to takich, którzy przez długi szereg żywotów
nieodmiennie oddawali się zbrodni – świetlista nić, która łączy ducha z “osobową” duszą od chwili urodzenia dziecka,
gwałtownie pęka i prawdziwa istota oddziela się od “osobowej” duszy,
która rozprasza się i jest unicestwiona, nie zostawiając najmniejszego po sobie śladu ani piętna na indywidualnej jaźni.
Jeśli zjednoczenie niższego, osobowego manasu z indywidualną, reinkarnującą się jaźnią nie dokonało się podczas życia na ziemi, wtedy osobowość dzieli los niższych zwierząt, a więc powoli się rozkłada i wsiąka w otaczające podłoże, zatracając się całkowicie.
Ale i wtedy duchowa jaźń pozostaje odrębną istnością.
Tylko traci – po tym jednym życiu, i w tym wypadku rzeczywiście zupełnie bezużytecznym – jeden okres Dewachanu,
którym by się w przeciwnym razie cieszyła jako uduchowiona osobowość, i reinkarnuje się prawie niezwłocznie,
po króciutkim okresie swobody, jako duch “gwiezdny lub planetarny”.
Pytanie: W książce Odsłonięta Izyda   mówi się, iż takie duchy planetarne lub anioły, “bogowie pogan, a archaniołowie chrześcijan”, nigdy nie będą ludźmi na naszej planecie.
Odpowiedź: Zupełnie słusznie. Nie “takie duchy planetarne”, ale pewne rodzaje wyższych, planetarnych duchów
nie będą istotnie nigdy ludźmi na naszej planecie, gdyż są wyzwolonymi duchami z poprzedniego, wcześniejszego świata,
i jako takie nie mogą z powrotem stać się ludźmi na tej naszej ziemi.
Jednak wszystkie będą żyć znów, w następnej, o wiele wyższej m a -ha-manwantarze,
gdy się zakończy ten “Wielki Wiek” wraz z jego prą łaj ą Brahmy (jest to “mały” cykl o szesnastu lub więcej cyfrach}.
Słyszeliście zapewne, iż filozofia Wschodu uczy, że ludzkość składa się 2 takich “duchów” uwięzionych w ludzkich ciałach?
Różnica, jaka zachodzi pomiędzy zwierzęciem a człowiekiem, polega na tym, że zwierzę jest ożywione “pierwiastkami” potencjalnie,
a człowiek aktualnie*. Czy rozumiecie teraz różnicę?
Pytanie: Tak, słyszałem; ale ta różnica była przez wieki trudnością, jakby progiem,
na którym potykali się wszyscy metafizycy.
‚ Szczegółowe wyjaśnienie tego znajdujemy w komentarzach cło II lomu Doktryny tajemnej.
Odpowiedź: Tak jest. Cały ezoteryzm filozofii buddyjskiej opiera się na tej tajemniczej nauce,
rozumianej tylko przez bardzo nielicznych, a zupełnie przeinaczanej przez wielu najbardziej uczonych orientalistów współczesnych. Nawet metafizycy są nazbyt skłonni do błędnego utożsamiania skutku z przyczyną.
Jaźń, która zdobyła swe nieśmiertelne życie jako duch,
pozostanie tą samą wewnętrzną istotą przez wszystkie swe wcielenia na ziemi, ale z tego nie wynika,
iż musi albo pozostać panem X lub Z, którym była na ziemi albo całkiem utracić swą indywidualność.
Toteż dusza astralna i “ciało ziemskie” człowieka mogą być w pośmiertnym okresie wchłonięte w kosmiczny ocean lotnych,
subtelnych, czystych elementów, a on może przestać odczuwać swą ostatnią osobową jaźń (jeśli ta nie zasłużyła na wzniesienie się wyżej); a jednak jego boska jaźń pozostanie tą samą, nie zmienioną istnością, choć ziemskie doświadczenia jej emanacji
(promienia świadomości) mogą być zupełnie zapomniane w chwili oddzielenia się jej od swego niższego, niezbyt godnego narzędzia.
Pytanie: Jeśli duch lub duchowa cząstka duszy istnieje jako odrębna istota od praodwiecznych czasów,
jak mówi Orygenes, Synezjos i inni filozofowie, na pół chrześcijańscy, na pół platońscy,
i jeśli jest ona tą samą i niczym więcej aniżeli metafizycznie obiektywną duszą, jakże może nie być wieczna?
l co za różnica w takim razie, czy człowiek prowadzi życie czyste i wzniosłe, czy też niskie i nędzne,
wszak cokolwiek by robił, nie może utracić indywidualności?
Odpowiedź: Teoria ta, jak ją w tej chwili przedstawiacie, jest w swych skutkach równie szkodliwa
jak teoria “zastępczego odkupienia” (czyli odkupienia cudzych grzechów).
Gdyby ten ostatni dogmat wraz z błędnym pojęciem, iż wszyscy jesteśmy nieśmiertelni,
był przedstawiony ludziom we właściwym świetle, przez jego propagowanie ludzkość stałaby się lepsza.
Jeszcze raz powtórzę: Pitagoras, Platon, Timaios z Lokroi, jak i stara szkoła aleksandryjska
wywodziła duszę człowieka (lub jego wyższe “pierwiastki” i atrybuty) z duszy kosmicznej lub wszechduszy,
która była według ich nauki “Eterem” (Pater-Zeus). Stąd żaden z tych “pierwiastków” nie może być czystą, z niczym nie połączoną treścią pitagorejskiego m on as (naszej atma-buddhi), gdyż dusza kosmiczna – Anima M u n d i –
jest tylko wynikiem, subiektywną emanacją, a raczej promieniowaniem tegoż monas. Zarówno duch ludzki, czyli indywidualność,
owa reinkarnująca się duchowa jaźń, jak i buddhi, dusza duchowa, istnieją od prawieków.
Ale podczas gdy jaźń duchowa istnieje jako odrębna istność, zindywidualizowana,
to dusza (buddhi) istnieje jako i uprzednio istniejące tchnienie, jako “niewiedząca” cząstka ogromnej, rozumnej całości.
Obie u prapoczątków wyłoniły się z Wieczystego Oceanu światłości;
ale jak filozofowie ognia – średniowieczni teozofowie – mówili: “w ogniu istnieje zarówno widzialny, jak i niewidzialny duch”.
Robili różnicę między anima bruta a anima divina.
Empedokles mocno wierzył, iż wszyscy ludzie oraz zwierzęta posiadają dwie dusze.
Arystoteles nazywa jedną duszą rozumną (i rozumującą), a drugą – duszą zwierzęcą.
Według tych filozofów dusza rozumna pochodzi z wnętrza duszy kosmicznej, czyli wszechduszy, druga zaś z jej ze wnętrzności.
Pytanie: Czy tę rozumną duszę człowieka lub, jak ją nazywacie, ego, jaźń, moglibyście nazwać materią?
Odpowiedź: Nie materią, ale bez wątpienia “substancją”, choć i słowo “materia”,
jeśli dodać – “pierwotna” lub “prą-” nie byłoby do odrzucenia.
Gdyż tę pramaterię uważamy za równie wieczną jak duch; a nie mamy na
myśli naszej widzialnej, dotykalnej i podzielnej materii, a najlotniejszą, najsubtelniejszą, przeduchowioną jej postać.
Czysty duch od nie-ducha, czyli absolutnej wszystkości, w której duch i materia są jednym, oddziela zaledwie jeden stopień.
Jeśli nie przyjmiemy, iż człowiek pochodzi od tej praduch-materii i przedstawia stopniowaną skalę “pierwiastków”
– od owego nadducha do najgrubszej, najgęstszej materii,
jakże będziemy mogli uważać wewnętrznego człowieka za nieśmiertelnego i za istność duchową, a zarazem śmiertelną?
Pytanie: Dlaczegóż w takim razie nie wierzycie w Boga jako podobną istność?
Odpowiedź: Bo to, co jest nieskończone i nie uwarunkowane,
nie może mieć żadnej formy ni kształtu i nie może być    i s t o t ą ;
w każdym razie nie może być według żadnej filozofii Wschodu, godnej tego imienia. Wszelka “istność” jest nieśmiertelna,
ale tylko w swej ostatecznej treści, a nie w swej indywidualnej formie;
gdy w ostatnim punkcie swego cyklu życia zostaje wchłonięta w swą pierwotną pranaturę staje się duchem,
ale też zatraca wówczas swe imię istoty.
Jej nieśmiertelność jako kształtu ogranicza się tylko do jednego wielkiego cyklu życia, czyli – maha-man-wantary,
a potem wchodzi w jednię i jest tożsama z wszechduchem, a przestaje być oddzielną istotą.
Jeśli zaś chodzi o duszę osobową – a pod tym mianem rozumiemy iskrę świadomości,
która utrzymuje w duchowej jaźni ideę osobowego “ja” ostatniego wcielenia, ta trwa jako oddzielna,
wyraźna pamięć, tylko przez jeden okres Dewachanu; po jego upływie łączy się z szeregiem wspomnień
innych niezliczonych żywotów na ziemi, podobnie jak wspomnienie jednego dnia, w długim ciągu dni przeżytych,
zostaje nam w pamięci przy końcu roku.
Czyż chcielibyście ograniczać nieskończoność, jaką przecież przypisujecie swemu Bogu,
do zakresu określonych warunków? Tylko to, co jest nierozłącznie spojone, zjednoczone przez ducha (atmę),
czyli buddhi-ma-nas, jest nieśmiertelne. Dusza ludzka, czyli osobowość, sama w sobie nie jest ani nieśmiertelna, ani wieczna, ani boska.
Księga Zoftarmówi:
“Dusza, gdy jesl na tę ziemię posiana, ziemską też przywdziewa szatę, dla swej tutaj ochrony,
więc otrzymuje na wierzch jaśniejący płaszcz, aby mogła spoglądać bez szkody w zwierciadło,
którego światło pochodzi od Pana Światłości”.
Poza tym Zohar mówi, iż dusza nie może dosięgnąć przybytku szczęśliwości, zanim nie otrzyma “pocałunku świętości”,
czyli nie zjednoczy się na nowo z treścią, z której się wyłoniła – z duchem.
Wszystkie dusze są dwoiste; dusza jest żeńskim “pierwiastkiem”, a duch męskim.
A człowiek w czasie swego uwięzienia w fizycznym ciele stanowi trójcę, chyba że tak bardzo ugrzęźnie w materii i splugawi się,
iż weźmie rozbrat ze swym duchem, sprowadzając przerwanie z nim łącznika.
“Biada duszy, która od swego boskiego oblubieńca (ducha) woli ziemskie związki małżeńskie”
(tj. ze swym znikomym ciałem fizycznym), mówi Księga Kluczy, jedno z hermetycznych dzieł.
Biada jej zaprawdę, gdyż nic z tej osobowości nie pozostanie do zapisania na niezniszczalnych tablicach pamięci jaźni.
Pytanie: Jak może to, co choć nie jest tchnieniem Boga rzuconym w człowieka, jednak według waszych własnych słów,
jest tej samej treści co Bóg, nie być nieśmiertelne?
Odpowiedź: Każdy atom, każda drobina materii, nie tylko treści, jest niezniszczalna w swej istocie,
ale nie w swej indywidualnej świadomości. Nieśmiertelność zaś jest tylko nieprzerwaną ciągłością świadomości;
a osobowa świadomość nie może istnieć dłużej aniżeli sama osobowość, nieprawdaż?
A ta osobowa świadomość, jak już mówiłam, trwa tylko przez okres Dewachanu, po czym jest wchłonięta z powrotem,
najpierw przez indywidualną, a potem przez kosmiczną – świadomość. Możecie spytać waszych teologów, jak się to stało,
że tak rozpaczliwie wypaczyli święte księgi żydowskie.
Poczytajcie Biblię, jeśli chcecie mieć dobre dowody, że autorzy Pentateuchu, a zwłaszcza Genesis, nigdy nie uważali nefesz,
tj. tchnienia, które Bóg tchnął w Adama (Gen 2), za nieśmiertelną duszę.
Oto kilka przykładów (tu cytaty z Biblii za H. Bława-tską–przyp. wyd.):
“l Bóg stworzył (…) każdy nefesz (życie) obdarzony ruchem” (Gen 1, 21}, czyli zwierzęta; i (Gen 2, 7)
powiedziano jest: “l stał się człowiek istotą żyjącą (nefesz)”, co wskazuje, iż słowo “nefesz” było używane w dwojakim znaczeniu,
w zastosowaniu do nieśmiertelnego człowieka, jak i    ś m i e r t e l n y ch  zwierząt.
“Albowiem krwi życia (nefeszyzm) waszego będę dochodził; na wszelkich zwierzętach, jak i z ręki człowieka” (Gen 9, 5).
“Zachowaj życie (nefesz) twoje” (Gen 19, 17), uciekaj dla twego życia – jest tłumaczone.
“Nie odbierajcie mu życia (nefesz); a: “nie zabijajcie jego nefesz” jest w hebrajskim {Gen 37, 21).
“Nefesz za nefesz” mówi się w Księdze Kapłańskiej (17, 8). “Który uderzył i zabił człowieka śmiercią niech zginie”,
a dosłownie byłoby: “kto porazi nefesz człowieka…” (Kpi 24, 17), a od 18 wiersza i dalej mówi się:
“a kto by zabił bydlę (nefesz) zwróci inne bydlę”, a w oryginale jest: “nefesz za nefesz”.
Jak mógłby człowiek zabić to, co jest nieśmiertelne? To również tłumaczy,
dlaczego saduceusze nie uznawali nieśmiertelności duszy oraz przedstawia jeden więcej dowód,
iż najprawdopodobniej Żydzi za czasów Mojżesza – przynajmniej nie wtajemniczeni – nigdy nie wierzyli w życie duszy po śmierci ciała.
O wiecznej nagrodzie i karze, i o nirwanie
Pytanie: Niemal nie potrzebuję was pytać, czy wierzycie w chrześcijańskie dogmaty nieba i piekła
lub w przyszłe nagrody i kary, według nauki ortodoksyjnych kościołów.
Odpowiedź: Tak jak je opisują wasze katechizmy, odrzucamy je bezwzględnie;
zwłaszcza ich wieczności nie moglibyśmy nigdy przyjąć.
Ale wierzymy mocno w to, co nazywamy Prawem Równoważącym (lub za-dośćczyniącym)
oraz w absolutną sprawiedliwość i mądrość kierującą tym prawem, czyli Karmę.
Oczywiście odrzucamy okrutne i niefilozoficzne wierzenie w wieczną nagrodę lub wieczną karę; mówimy wraz z Horacym:
Ułóżmy prawa, by powściągnąć nasz gniew, l karę mierzmy zbrodni odpowiednią,
Pasów nie drzyjmy z tego, co winą swą Jeno na chłostę zasłużył.
To jest prawem dla wszystkich ludzi i to zupełnie sprawiedliwym.
Czyż możemy przyjąć, że Bóg, o którym mówicie, iż jest wcieleniem miłości, mądrości i miłosierdzia,
miałby przejawiać mniej tej sprawiedliwości aniżeli zwykli śmiertelnicy?
Pytanie: Czy macie i inne przyczyny, aby odrzucić ten dogmat?
Odpowiedź: Główną przyczyną jest niezaprzeczalny dla nas fakt reinkarnacji, czyli powtórnych wcieleń na ziemi.
Jak już mówiłam, odrzucamy pojęcie, iż Bóg stwarza nową duszę dla każdego przychodzącego na świat niemowlęcia.
Przyjmujemy, iż każda istota ludzka jest naczyniem lub przewodnikiem jaźni,
równorzędnej z każdą inną jaźnią, bowiem wszystkie jaźnie są tej samej treści
i wszystkie zostały wyłonione z pierwotnej emanacji jednej, nieskończonej Wszechjaźni.
Platon nazywa tę Wszechjażń – Logos (lub drugim przejawieniem Boga), a my boskim bytem przejawionym,
który stanowi jedność z wszechmyślą lub wszechduszą, ale nie jest antropomorficznym, pozakosmicznym, osobowym Bogiem,
jak wielu teistów wierzy. Proszę uważać, by tego nie utożsamiać.
Pytanie: Ale raz przyjmujecie istnienie przejawionego bytu, dlaczegóż jest wam tak trudno przyjąć,
iż stwarza on duszę dla każdego przychodzącego na świat człowieka, jeśli wszystkie inne dusze przedtem tak byty stworzone?
Odpowiedź: Gdyż to, co jest bezosobowe, nie może stwarzać ni planować wedle swej własnej woli i ochoty,
będąc Prawem powszechnym, niezmiennym w swych periodycznych przejawieniach,
czyli w promieniowaniu i objawianiu swej własnej treści (bytu) na początku każdego nowego cyklu życia.
TO nie może stwarzać ludzi po to, by po paru latach żałować, że zostali stworzeni.
Jeśli mamy w ogóle wierzyć w jakiś boski byt,
musi on być absolutną harmonią, sprawiedliwością i logiką, jak i też absolutną miłością, mądrością i bezstronnością;
a Bóg, który by miał stwarzać każdą duszę na krótki przeciąg czasu jednego żywota, bez względu na to,
czy ma ożywiać ciało bogatego, szczęśliwego człowieka, czy też nieszczęsnego, cierpiącego nędzarza,
któremu od urodzenia do śmierci nic się nie wiedzie, choć niczym nie zawinił i nie zasłużył na tak okrutny los
– byłby prędzej jakimś bezrozumnym szatanem aniżeli Bogiem’.
Nawet żydowscy filozofowie, wierzący w Biblię Mojżesza
(ezoterycznie oczywiście obacz dalsze wyjaśnienia w rozdziale O karze jaźni)
nigdy nie wyznawali takiej idei; przy tym uznawali, jak i my, reinkarnację.
Pytanie: Czy możecie mi dać na dowód tego jakiś przykład?
Odpowiedź: Oczywiście że mogę. Oto Filon Judejski w De Somniis mówi:
“Powietrze jest ich (dusz) pełne; te, które są najbliżej ziemi, zstępując,
by związać się ze śmiertelnym ciałem, powracają do innych ciał, pragnąc w nich zamieszkać”.
Zohar natomiast mówi o duszy, która prosi Boga o wolność:
“O Panie wszechświata! Jestem tu, w tej sferze, szczęśliwa, i nie pragnę iść w inny świat,
gdzie będę służebną oraz na różne pokusy i skalania wydaną”.
Nauka o nieuniknionej konieczności, o wieczystym niezmiennym prawie, wyraża się w odpowiedzi Boga:
“Wbrew woli własnej zostajesz embrionem i pomimo twej woli przychodzisz na świat”.
Światłość nie dawałaby się pojąć bez ciemności, która przejawia się przez kontrast z nią.
Dobro nie byłoby nadal dobrem, gdyby nie istniało zło, wykazujące nieocenioną właściwość daru dobra;
podobnie osobista cnota nie przedstawiałaby żadnej zasługi, gdyby nie przeszła przez probierczy ogień pokusy.
Nic nie jest wieczne i niezmienne prócz utajonego Boga.
Nic, co nie jest nieskończone, czy dlatego że miało początek,
czy że musi mieć koniec, nie może pozostać w bezruchu.
Musi albo posuwać się naprzód, albo się cofać. A dusza, która pragnie powrócić w jedność ze swym duchem i połączyć się z nim,
który jedyny może jej dać nieśmiertelność, musi oczyścić się przez serię wcieleń ponownych,
zbliżając się ku jedynej krainie szczęśliwości i wieczystego spokoju, zwanej w Zoharze “Pałacem Miłości”,
w hinduizmie – Mokszą; wśród gnostyków – “pleromą Odwiecznej Światłości”,
a przez buddystów – nirwaną.
A wszystkie te stany są ograniczone czasem, ale bynajmniej nie wieczne.
Pytanie: Ale w tym wszystkim nie ma mowy o reinkarnacji?
Odpowiedź: Dusza, która prosi o pozostanie tam, gdzie jest, musiała istnieć wpierw,
nie mogła być przed chwilą i na tę chwilę stworzona.
W Zoharze jest jednak 1 lepszy dowód; mówiąc o wcielających się ponownie jaźniach (duszach rozumnych)
tych, których ostatnia osobowość ma się całkowicie rozproszyć, Zohar powiada:
“Wszystkie dusze, które nie są w tym świecie bez winy, już się oddaliły w niebie od Najświętszego –
błogosławione niech będzie imię Jego – i pchnęły siebie w przepaść odrębnego bytu i tym uprzedziły niejako czas,
gdy będą miały ponownie zstąpić na ziemię”.
“Najświętszy” oznacza tutaj ezoterycznie Atman lub atma-buddhi.

Judeochrześcijaństwo widziane z pozycji buddysty tybetańskiego

Lama Anagarika Govinda CRYSTAL MIRROR, vol. IV, Dharma Publishing w Berkley w 1975
„Znaczące i głębokie myśli religijne i filozoficzne nie są dziełem jednostek, mimo, że mogły zostać przez nie przekazane.
Wyrosły one jednak z nasienia twórczych idei, wielkich doświadczeń i głębokich wizji,
podobnie jak drzewa rozwijały się przez pokolenia zgodnie z własnym, wewnętrznym prawem.
Są tym, co moglibyśmy nazwać „naturalnym rozwojem ducha”.Lama Govinda „Podstawy mistyki tybetańskiej”Aby zrozumieć stosunek budyzmu tybetańskiego do chrześcijaństwa, musimy przede wszystkim zrozumieć, czym jest dla niego religia. Najbliższym tybetańskim odpowiednikiem słowa „religia” jest czo (chos, skt. Dharma),
które oznacza duchowe i uniwersalne prawo, zasadę, która podtrzymuje (dhar) wszystko, co istnieje.
Najwyższym celem człowieka jest życie w harmonii z tym prawem, a to oznacza ciągłe przebywanie w stanie prawdy i cnoty.
Dlatego dla Tybetańczyków religia nie oznacza trzymania się określonych zasad i dogmatów,
lecz naturalne wyrażanie wiary w wyższe przeznaczenie człowieka,
czyli w jego zdolność wyzwolenia się z sieci iluzji i ograniczeń własnego ego w celu realizacji uniwersalności swej prawdziwej natury
w Oświeconym Umyśle. Istnieje tak wiele różnych metod i sposobów osiągnięcia tego stanu, ile jest różnych typów ludzkich istot, dlatego też Tybetańczyk uważa wielość religii za niezbędny czynnik rozwoju ludzkości,
a nie powód do kłótni i obustronnych nienawiści.
W konsekwencji tego Tybetańczyk, który posiada wysoko rozwiniętą indywidualność, uznaje i szanuje różne formy praktyk religijnych.
I faktycznie, w Tybecie istnieje tyle szkół buddyjskich, co sekt w łonie chrześcijaństwa;
nie są one jednak wrogo wobec siebie nastawione. Współżyją ze sobą w pokoju, szanując swoją wartość.
Akceptując nauczyciela z jednej szkoły, nie neguje się wartości nauczycieli z innych szkół.
W praktyce bardzo często nauki i metody różnych szkół dopełniają się,
dzięki czemu można je wykorzystać w najbardziej skuteczny sposób.
Indywidualistyczne nastawienie do spraw religijnych wyjaśnia dobrze znane tybetańskie przysłowie:
(Każdy region posiada swój własny dialekt, Każdy lama posiada swoją własną doktrynę)
Zgodnie z tą zasadą ludzie posiadają wolność wyboru lub odrzucenia wierzeń bądź praktyk
i bez obaw wyrażają swe opinie na ten temat.Dyskusje na tematy religijne są zawsze mile widziane, zaś ludzie, którzy potrafią w przekonywujący sposób wyrazić swe idee,
cieszą się uznaniem i szacunkiem. Sztuka publicznych dysput była kultywowana przez wielkie uniwersytety klasztorne,
takie jak Gnden, Drepung czy Sera.
Równocześnie Tybetańczyk nie jest aż tak naiwny, by wierzyć, że prawdy religijne można udowodnić przy pomocy logiki,
czy ustalić je przy użyciu argumentów.
Tybetańscy nauczyciele zawsze podkreślali fakt, że ostatecznej prawdy nie można wyrazić słowami,
można ją jedynie urzeczywistnić w sobie. Dlatego nie jest ważne to, w co wierzymy, ale to, czego doświadczamy i co praktykujemy,
jak to coś wpływa na nas i na nasze otocznie.

W Tybecie świętego ceni się bardziej niż króla; człowieka, który jest w stanie porzucić światowe dobra ceni się bardziej niż bogacza,
a człowieka, który potrafi poświecić swe życie wypełniając je współczuciem i miłością w stosunku do innych, ceni się bardziej,
niż wielką osobistość. Opowieści o poświęceniach Buddy, gdy jeszcze jako Bodhisattwa przebywał na ziemi,
do dziś opowiada się przy ogniskach, z okazji różnych uroczystości religijnych, w domach i pustelniach,
na pustynnych szlakach karawan i zatłoczonych placach targowych, a mimo to nigdy nie przestaną budzić emocji,
czy to u szorstkiego kierowcy, czy u doświadczonego drobnomieszczanina,
ponieważ opowieści te nie są wspomnieniem przeszłości, która już dawno minęła,
lecz nadal istnieją w postaciach tybetańskich świętych, inspirując pokolenia przeszłości i teraźniejszości.
Można więc łatwo zrozumieć, że opowieść o cierpiącym na krzyżu Chrystusie
głęboko przemawia do uczuć religijnych przeciętnego Tybetańczyka.

Lecz jeśli ktoś powiedziałby mu: „Musisz wyrzec się wszystkich innych świętych i zbawicieli
i czcić tylko tego jednego” byłby zdziwiony i urażony takim żądaniem.
Ponieważ dla niego dowodem na istnienie prawdy jest to, że zawsze i wszędzie pojawiali się religijni przywódcy i święci,
którzy przybywali z posłaniem miłości i współczucia i na nowo wdrażali poznanie ostatecznej Rzeczywistości,
którą chrześcijanie utożsamiają z Bogiem, Hindusi z Brahmanem, a buddyści ze stanem poza słowami i koncepcjami – Oświeceniem.
Jeśli mimo ciepłego przyjęcia pierwszych misjonarzy, chrześcijaństwu nie udało się zakorzenić w Tybecie,
nie stało się to za przyczyną Jezusa Chrystusa i Jego istotnych nauk; przeciwnie –
to, czego nauczał Jezus zgadzało się w pełni z ideałem Bodhisattwy i było praktykowane w Tybecie o wiele bardziej,
niż gdziekolwiek w Europie.

Innym powodem było to, że ci, którzy próbowali zaszczepić chrześcijaństwo na tybetańskim gruncie,
nie byli w stanie rozpoznać i uznać wielkich myślicieli i świętych tego kraju,
a zajmowali się bardziej sobą i stworzonymi przez ludzi dogmatami, niż uniwersalnym przekazem Chrystusa.

Nic nie zilustruje lepiej stosunku Tybetańczyków do chrześcijaństwa jak kilka faktów historycznych,
które potwierdzają moje rozważania. Pierwszym chrześcijańskim misjonarzem, który przybył do Tybetu,
był Portugalczyk Padre Antonio de Andrade.
Został on bardzo gościnnie przyjęty w Tsaparangu przez króla Gule z zachodniego Tybetu.
Król przyjął go z wielkim szacunkiem i zgodnie z duchem buddyjskiej tolerancji pozwolił mu nauczać nowej religii.
Dla niego człowiek, który w imię swej wiary przepłynął pół świata, zasługiwał na najwyższe uznanie i szacunek.
Był przekonany, że prawda nie może skrzywdzić prawdy, dlatego też wszystko, co prawdziwe w religii obcego, mogło w jego przekonaniu jedynie umocnić, uwydatnić i potwierdzić nauki tybetańskich świętych, Buddów i Bodhisattwów. Dlaczego nie miało by się pojawić wielu Bodhisattwów na Zachodzie, w krajach nieznanych dla ludzi Wschodu
? Dlatego wiedziony sercem król Gule wysłał w roku 1625 ojcu Antonio de Andrade list treści następującej:

„My, Król Potężnych Królestw, radując się z przybycia do naszego kraju Padre Antonio Franguim
(jak w Indii nazywano Portugalczyków – przyp. A.G.), który pojawił się, by nauczać nas świętego prawa,
uważamy go za głównego Lamę i udzielamy wszelkich pełnomocnictw do nauczania naszego ludu.
Równocześnie nie pozwalamy, by ktokolwiek próbował mu w tym przeszkodzić. Wydamy także odpowiednie polecenia,
dzięki którym otrzyma on parcelę i wszelką pomoc niezbędną do wybudowania domu modlitwy”.

Król przeznaczył nawet cudzoziemcowi swój własny ogród; prezent ten jak na tybetańskie warunki,
gdzie ogrody są drogim i rzadkim luksusem, był czymś więcej, niż tylko uprzejmym gestem.
Lecz król, w swej wielkiej dobroci nie przewidział niestety, że obcy przybył nie po to,
by wymienić prawdę i wspaniałe myśli z tymi, którzy dążą do podobnych ideałów, lecz po to,
by wyplenić nauki Buddy i zastąpić je tym, co uważał za jedyną prawdę.
Konflikt był nieunikniony: niezadowolenie szerzyło się w kraju, a przeciw królowi powstali jego przeciwnicy polityczni.
Podczas gdy Padre Andrade, zadowolony ze swego sukcesu w Tsaparang, wybrał się do Lhasy z zamiarem rozszerzenia swej działalności na cały kraj, w Zachodnim Tybecie wybuchło powstanie, król został obalony, a wraz z nim dynastia Gule.
Nadszedł koniec świetności Tsaparang. W jakieś sto lat później, w 1716 przybył do Lhasy jezuita Padre Desideri.
Przyjęto go z szacunkiem, otrzymał wspaniały dom, pozwolono mu także głosić swoją religię mową i piórem.
W rzeczywistości napisał książkę, mającą na celu obalenie pewnych nauk buddyjskich, co wywołało wielkie zainteresowanie.
Jak napisał to Desideri: „Przez mój dom przewinęło się wielu ludzi, przeważnie uczonych i profesorów,
którzy przybyli z klasztorów i uniwersytetów, szczególnie z tych najważniejszych – Sera i Drepung,
by uzyskać pozwolenie na przeczytanie książki”.
Tybet był wtedy o niebo bardziej cywilizowany, niż współczesna mu Europa,
gdzie heretyków palono na stosach razem z ich książkami.
Można by sobie wyobrazić, co działoby się w Rzymie, gdyby jakiś obcy próbował publicznie obalić chrześcijańskie dogmaty!
Nie ma się więc co dziwić, że przedstawiciele chrześcijaństwa nie byli w stanie uznać wartości ducha tolerancji,
wykorzystać otwartych im drzwi i odwzajemnić się w tym samym duchu. Stracono wielką szansę! ”

tłum. Karma Mipham Zangpo

„Słowian cechowała wolność – również w wyborze bogów, których
zmieniano,
jeśli było to korzystne dla społeczności. Przy łączeniu się różnych plemion,
wszystkich bogów włączano do kultowych obrzędów, bez urażania uczuć religijnych
nawet małych grup społecznych. I nikomu nie przeszkadzała mnogość kultów
sprowadzająca się przecież do zapewnienia ludziom spokoju sumienia, a plemieniu
– wszelkiej pomyślności. Dlatego pomorscy poganie nie atakowali chrześcijan,
nie prześladowali ich i nie przeciwstawiali się im, rozumiejąc, że każdy
człowiek ma prawo do swojego boga, wyznania i miejsca religijnego kultu. Po
prostu szanowali wolność wyznania.

Misjonarze bez przeszkód znajdowali u Pomorzan gościnę w myśl pogańskiej zasady,
aby spragnionego napoić, głodnegonakarmić, a wędrowcowi zapewnić dach nad głową.
Goście mogli bez przeszkód głosić chrześcijańską religię,chwalić swojego boga,
a nawet wznosić jemu świątynie, byleby nie szargali miejscowych świętości. (…)
Uroczysty chrzest przez zanurzenie się w wodzie, obrządek a nawet i ofiara dla nowego boga
były interesującym uzupełnieniem kultu starych pogańskich bogów.
Stanowiły też dodatkowe urozmaicenie monotonii codziennych zajęć pełnych trudu i znoju
związanego z pracą na roli. (…)Słowianie nie znali siedmiodniowego tygodnia z wolną od zajęć niedzielą.
A lubili uroczystości i uczty, więc cieszyli się z kolejnych dni świątecznych, jakie niosło chrześcijaństwo.
Nie widzieli przeszkód dla zgodnej koegzystencji wielu bogów,
z których każdy wnosił dobro i pomyślność w ich pracowite życie.
Wkrótce po misji chrystianizacyjnej w Szczecinie jeden z pogańskich kapłanów doradził,
aby obok chrześcijańskiego kościoła „pobudować przybytki należne dawnym bogom,
przez co i jego, i ich przychylność mieć będziemy”.
I Słowianie ten pomysł niezwłocznie zrealizowali.Dopiero, gdy kapłani chrześcijańskiego boga zaczęli szkalować
pogańską wiarę oraz żądać, aby Słowianie innych bogów odrzucili, stanowczo
domagając się zniszczenia ich świątyń i posągów, zaczynają się protesty oraz
baczniejsza obserwacja nowej religii.A gdy do tego dochodzą dużo wyższe datki i ofiary dla nowego boga
oraz dziwne wymagania dotyczące życia osobistego i rodzinnego, małżeństwa i pochówku,
jedzenia z wymuszonym postem wreszcie niezrozumiały zakaz pracy w niektóre dni
nawet w najgorętszym okresie żniwnym, pogański opór staje się wyraźny i jawny.”
Pogańskie tajemnice Pomorza – Wrzesław Mechło

[Myślę, że wszystkie powyższe teksty można potraktować jako wstęp do „Lekcji 9  – Odnowa” . CB]

 

Podziel się!