Tajemnik Skołocki (Baja po Kaukazku): Dzielny Wojnach i Orstochojewcy-Nartowie
podanie czeczeńsko-inguskie
Diszak Murat – Opowieści o Wojownikach-Nartach
Miał pewien ojciec jedynego syna. Gdy syn dorósł zapytał ojca:
– Co to za wieże widać w oddali?
– W tych wieżach mieszka siedmiu nartów-Orstchojców [2] – odpowiedział ojciec.
– Pójdę do nich, żeby wypróbować swoją siłę – powiedział syn, wziął szablę i poszedł
Szedł, szedł, minęło trochę czasu, aż doszedł do wież. Matka nartów- Orstchojców zauważyła młodzieńca z oddali i powiedziała synom:
– Zbliża się do nas jakiś człowiek.
– Musi być widocznie bardzo silny. Co zrobimy? – zaczęli rozmyślać bracia.
– Napuśćmy na niego nasze psy, jeśli jest tchórzem, przegonią go. Jeśli to dzielny człowiek, poradzi sobie z nimi – powiedziała matka.
I nartowie-Orstochojcy wypuścili psy. Uderzeniami szabli kant przegonił wszystkie psy. Wówczas nartowie-Orstochojcy zdecydowali:
– To bardzo silny człowiek, niech zostanie naszym bratem i zamieszka z nami. Gdy kant [1] wszedł do wieży nartowie-Orstochojcy powitali go serdecznie:
– Kto nie miał brata, teraz go zyskał – powiedzieli i uściskali się z młodzieńcem.
Żeby umocnić sojusz wydali za niego za mąż swoją piękną i dobrą siostrę. Żyli zgodnie, a po upływie pewnego czasu młodzieniec zaczął się smucić. Powiedział kant:
– Dawno nie widziałem swojego ojca i matki. Stęskniłem się za domem i chciałbym ich odwiedzić.
– Jedź zatem – powiedzieli nartowie. Dali mu podarki dla rodziców i razem ze swoją siostrą usadzili na arbę [3], a potem odprowadzili zięcia w drogę.
– W drodze spotkacie wąską przeprawę, na które leży lustro. Lustro będzie was oślepiać, ale nie bójcie się i śmiało pogońcie dalej swoje konie. Jeśli zwolnicie, wpadniecie w otwór pod lustrem, który prowadzi do dolnego świata – przestrzegli ich nartowie-Orstochojcy.
Wyprawili się kant z żoną w drogę. Jechali, jechali aż dojechali do wąskiej przeprawy, na której leżało lustro. Blask lustra oślepił ich, ale kant śmiało pognał konie. Mimo to, konie oślepione blaskiem lustra, potknęły się o otwór w ziemi i razem z wozem, na którym siedziała żona Kanta wpadły w dolny świat. Kant zdążył chwycić za brzeg otworu i z trudem się utrzymał.
Gdy wyszedł na wierzch zaczął się rozglądać wokół. Dojrzał w oddali szałas i wszedł do niego. Po jakimś czasie do szałasu przybyło jego troje mieszkańców.
– Niech twoje przybycie okaże się dobrym! Bądź bratem dla tego, kto brata nie ma! – powitali przybyli kanta.
– I was niech dobro nie ominie! – odpowiedział kant i uściskali się.
Trzej mężczyźni i kant zamieszkali razem, polubili się i zostali przyjaciółmi. Pewnego dnia kant wybrał się na polowanie. W lesie zobaczył dziewczynę, która była bardo podobna do jego żony. Dziewczyna zniknęła pod otworem w ziemi. Gdy wrócił do szałasu opowiedział wszystko swoim przyjaciołom.
– Już dawno zauważyliśmy w lesie tę dziewczynę. Mieszka w dolnym świecie – odpowiedzieli mu bracia.
Sosłan – jeden z bohaterów Nartiady – Kaukaskiej wersji Baji Sistanu
– Nie zaznam spokoju póki nie dostanę się do niej – powiedział knat.
– Dostać się do dolnego świat przez ten otwór w ziemi nie jest łatwo. Kto próbuje się tam przedostać, płonie w ogniu – powiedzieli mu przyjaciele.
– Co by się nie działo, nie spocznę, jeśli tam nie pójdę – uparł się kant.
– Jeśli mimo wszystko chcesz tam pójść, pójdziemy w takim razie wszyscy razem – powiedzieli przyjaciele. – Jesteś naszym gościem, samego cię nie puścimy. Jako pierwsi wejdziemy w otwór pod ziemią.
Ruszyli przyjaciele do otworu, aby zejść do niższego świat. Pierwszy z nich obwiązał się sznurkiem i spuszczając się w dół powiedział:
– Jeśli zacznę krzyczeć: „Płonę!” – wyciągnijcie mnie.
Zaczął się spuszczać po sznurku, a po pewnym czasie poczuł ogień i krzyknął: „Płonę!”, a pozostali go wyciągnęli.
Spuścił się w dół drugi z przyjaciół i też po pewnym czasie krzyknął: „Płonę!” Pozostali wyciągnęli i jego na powierzchnię. To samo stało się z trzecim z przyjaciół. Wreszcie w dół zaczął spuszczać się dzielny kant. Poprosił pozostałych, żeby gdy krzyknie: „Płonę!”, przyjaciele nie wyciągali go, ale opuścili jeszcze niżej. Po jakimś czasie, gdy zaczął spuszczać się w dół krzyknął: „Płonę!, Płonę!”, a przyjaciele opuścili go jeszcze niżej.
W ten sposób dzielny kant znalazł się w dolnym świecie. Gdy dotarł na miejsce rozejrzał się wokół siebie i zobaczył złotą wieżę. W wieży stały stoły nakryte jedzeniem i piciem, przy których siedziały trzy piękne dziewczęta. Młodzieniec je powitał, a dwie z nich rzuciły się mu na szyję i powiedziały:
– Bądź bratem dla tych, które braci nie mają! Niech twoje przyjście okaże się dobrym!
Trzecia dziewczyna na widok kanta zasmuciła się i odwróciła do stołu plecami. Poznał w niej kant swoją żonę. Po powitaniu z mieszkankami złotej wieży kant powiedział:
– Jeśli chcecie poproszę moich przyjaciół i wyciągną was razem ze mną po linie do górnego świata.
– Podnieś się na linie najpierw ty. Potem wyciągniesz nas. Twoi przyjaciele mogą cię oszukać i nie wyciągnąć ciebie – zaczęły prosić go dziewczęta.
– Nie, nie, dobrze znam swoich przyjaciół. Nie zostawię was, żeby wyjść pierwszym – powiedział kant. I zaczął jedną po drugiej przywiązywać do liny dziewczęta i dawać znak przyjaciołom by ciągnęli linę do góry.
Gdy dziewczęta znalazły się na górze zadziwieni ich urodą przyjaciele rzucili sznur w dół, nie wyciągając druha. W ten sposób kant spadł jeszcze niżej i upadł w trzeci świat.
Gdy znalazł się na dole skoczył na równe nogi, obejrzał się wokół i zobaczył, że gdzieś w oddali pali się światło. Poszedł w jego stronę. Szedł, szedł, aż przyszedł do osady. Zobaczył w niej staruszkę i zaczął ją zagadywać. Ta mu powiedziała, że w osadzie wszyscy chodzą zamartwieni, bo u źródła położył się sarmak [4] , który nie pozwala nabierać wody ze strumienia.
– Nie martw się o to babciu, idź spokojnie do domu. Ukarzę ja tego smoka! – powiedział jej kant i poszedł w stronę źródła.
Sarmak leżał u źródła i zgrzytał zębami tak mocno, że wydawało się że gwiazdy spadają. Jak tylko zobaczył dzielnego kanta, wysunął swój długi na dwie arszyny [5] język i zaświszczał tak mocno, że zadrżała ziemia i rzucił się na dzielnego kanta. Dzielny kant uderzeniem szabli rozsiekł język sarmaka na dwie połowy. Od silnego bólu smok stanął na tylnych łapach i jeszcze zacieklej rzucił się na kanta.
– Umrę ja czy zostanę żywym, ale nie odpuszczę! – krzyknął kant i zaczął wymachiwać szablą tak mocno, że rozrąbał smoka na dziewięć części.
Pokonawszy smoka wrócił do domu i powiedział staruszce:
– Pozbawiłem smoka jego siedmiu dusz. Możecie teraz żyć swobodnie!
Uradowała się staruszka, a ponieważ nie miała dzieci usynowiła kanta. Zaczęli żyć razem w zgodzie, aż minął znowu jakiś czas i młodzieniec zaczął tęsknić za swoim ojcem i matką. Poprosił staruszkę:
– Stęskniłem się mocno za ojcem i matką, chciałbym do nich pojechać. Pokaż mnie drogę do górnego świata.
– Komuż poza tobą mogłabym tę drogę pokazać, nie wiedziałam do tej pory jak ci się odwdzięczyć, teraz ci pomogę. Za wsią wiedzie droga na górę. Stoją na niej trzy barany, jeden jest czarny, drugi biały, a trzeci szary. Jeśli dotniesz białego barana, poniesie cię on do górnego świata, jeśli dotkniesz któregoś z dwóch pozostałych, znajdziesz się jeszcze niżej – powiedziała staruszka.
Pożegnał się z nią młodzieniec i udał w drogę. Szedł, szedł, aż doszedł do drogi, która prowadziła do górnego świata. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawiły się przed nim trzy barany – jeden czarny, drugi biały, trzeci szary. Skoczył on zwinnie między baranami i dotknął ręką białego barana. Ten szybko przeniósł go w górny świat.
Znalazłszy się na górze wędrował kant dalej. Szedł, szedł, aż spotkał pewnego człowieka, który gonił za białym zającem. Jednym uderzeniem swojej szabli dzielny kant zabił zająca.
– Oj-oj-oj, dlaczego zabiłeś zająca! – zaczął lamentować napotkany człowiek.
– Chciałem ci pomóc go złapać. Mi zając nie jest potrzebny. Dlaczego tak się zmartwiłeś? – zapytał dzielny kant.
– Mi też zając nie jest potrzebny. Dawno temu straciłem swojego syna i teraz szukam go. Ktoś mi powiedział, że jeśli złapię białego zająca, znajdę swojego syna. Myślałem, że już-już go chwycę, gdy ty go zabiłeś. Nie masz litości! Teraz nie uda mi się znaleźć swojego syna! –zasmucił się człowiek.
Kant poznał w nim swojego ojca.
– Nie smuć się, znalazłeś swojego syna! To ja! – krzyknął i rzucił się w objęcia ojca.
Wspólnie wrócili do domu. Kiedy dotarli do swojej wsi, zdradliwi przyjaciele kanta właśnie urządzali swoje wesele z trzema dziewczętami, które kant odnalazł w dolnym świecie, a oni je wyciągnęli do góry, porzucając towarzysza w dole. Dziewczęta poznały młodzieńca i opowiedziały o wszystkim starszyźnie i zdradliwi przyjaciele kanta zostali wygnani z wioski. Wtedy jedna z trzech dziewcząt podeszła do młodzieńca.
– Czy pamiętasz jak wóz z końmi przewrócił się i wpadł w otwór prowadzący do dolnego świata? To ja, siostra nartów-Orstchojców. Jeśli mnie jeszcze kochasz, pójdę za tobą – powiedziała zasmucona.
Młodzieniec się nie zdziwił. W dolnym świecie wśród trzech dziewcząt w złotej wieży od razu poznał swoją żonę. Ale mężczyzna przy ludziach nie odkrywa swojego serca, dlatego nie zaczął z nią tam rozmawiać.
Odprawił kant swoją żonę wraz z resztą rodziny do domu, a dwie pozostałe dziewczęta wydał za znamienitych młodzieńców ze wsi. W ten sposób we wsi odbyły się tego dnia trzy wesela, które trwały trzy dni i trzy noce. Żyli potem szczęśliwie i zapomnieli o wszystkich trudnych doświadczeniach jakie ich spotkały. Dzielny kant nigdy bowiem nie traci, gdy przeżywa trudności. Gdy następuje porażka, mężnieje.
[1] kant: Czeczeńskie i inguskie: młodzieniec, Wojnachowie – Czeczeńcy
[2] Nart: wojownik. Orstochojewcy: dawne plemię północnokaukaskie, znane ze swojej wojowniczości. Obecnie znany i liczny tejp w Inguszetii i Czeczenii.
[3] Zaprzęgany wóz dwukołowy.
[4] Sarmak (czeczeński, inguski)- smok.
[5] Arszyna – miara staroruska oznaczająca 0,7112 m.
– Co to za wieże widać w oddali?
– W tych wieżach mieszka siedmiu nartów-Orstchojców [2] – odpowiedział ojciec.
– Pójdę do nich, żeby wypróbować swoją siłę – powiedział syn, wziął szablę i poszedł
Szedł, szedł, minęło trochę czasu, aż doszedł do wież. Matka nartów- Orstchojców zauważyła młodzieńca z oddali i powiedziała synom:
– Zbliża się do nas jakiś człowiek.
– Musi być widocznie bardzo silny. Co zrobimy? – zaczęli rozmyślać bracia.
– Napuśćmy na niego nasze psy, jeśli jest tchórzem, przegonią go. Jeśli to dzielny człowiek, poradzi sobie z nimi – powiedziała matka.
I nartowie-Orstochojcy wypuścili psy. Uderzeniami szabli kant przegonił wszystkie psy. Wówczas nartowie-Orstochojcy zdecydowali:
– To bardzo silny człowiek, niech zostanie naszym bratem i zamieszka z nami. Gdy młody Wojnach, kant [1] wszedł do wieży nartowie-Orstochojcy powitali go serdecznie:
– Kto nie miał brata, teraz go zyskał – powiedzieli i uściskali się z młodzieńcem.
Żeby umocnić sojusz wydali za niego za mąż swoją piękną i dobrą siostrę. Żyli zgodnie, a po upływie pewnego czasu młodzieniec zaczął się smucić. Powiedział młody Wojnach:
– Dawno nie widziałem swojego ojca i matki. Stęskniłem się za domem i chciałbym ich odwiedzić.
– Jedź zatem – powiedzieli nartowie. Dali mu podarki dla rodziców i razem ze swoją siostrą usadzili na arbę [3], a potem odprowadzili zięcia w drogę.
– W drodze spotkacie wąską przeprawę, na które leży lustro. Lustro będzie was oślepiać, ale nie bójcie się i śmiało pogońcie dalej swoje konie. Jeśli zwolnicie, wpadniecie w otwór pod lustrem, który prowadzi do dolnego świata – przestrzegli ich nartowie-Orstochojcy.
Wyprawili się młody Wojnach z żoną w drogę. Jechali, jechali aż dojechali do wąskiej przeprawy, na której leżało lustro. Blask lustra oślepił ich, ale młody Wojnach śmiało pognał konie. Mimo to, konie oślepione blaskiem lustra, potknęły się o otwór w ziemi i razem z wozem, na którym siedziała żona Młodego Wojnacha wpadły w dolny świat. Młody Wojnach zdążył chwycić za brzeg otworu i z trudem się utrzymał.
Gdy wyszedł na wierzch zaczął się rozglądać wokół. Dojrzał w oddali szałas i wszedł do niego. Po jakimś czasie do szałasu przybyło jego troje mieszkańców.
– Niech twoje przybycie okaże się dobrym! Bądź bratem dla tego, kto brata nie ma! – powitali przybyli Wojnacha.
– I was niech dobro nie ominie! – odpowiedział młody Wojnach i uściskali się.
Trzej mężczyźni i kant zamieszkali razem, polubili się i zostali przyjaciółmi. Pewnego dnia młody Wojnach wybrał się na polowanie. W lesie zobaczył dziewczynę, która była bardo podobna do jego żony. Dziewczyna zniknęła pod otworem w ziemi. Gdy wrócił do szałasu opowiedział wszystko swoim przyjaciołom.
– Już dawno zauważyliśmy w lesie tę dziewczynę. Mieszka w dolnym świecie – odpowiedzieli mu bracia.
– Nie zaznam spokoju póki nie dostanę się do niej – powiedział knat.
– Dostać się do dolnego świat przez ten otwór w ziemi nie jest łatwo. Kto próbuje się tam przedostać, płonie w ogniu – powiedzieli mu przyjaciele.
– Co by się nie działo, nie spocznę, jeśli tam nie pójdę – uparł się młody Wojnach.
– Jeśli mimo wszystko chcesz tam pójść, pójdziemy w takim razie wszyscy razem – powiedzieli przyjaciele. – Jesteś naszym gościem, samego cię nie puścimy. Jako pierwsi wejdziemy w otwór pod ziemią.
Ruszyli przyjaciele do otworu, aby zejść do niższego świat. Pierwszy z nich obwiązał się sznurkiem i spuszczając się w dół powiedział:
– Jeśli zacznę krzyczeć: „Płonę!” – wyciągnijcie mnie.
Zaczął się spuszczać po sznurku, a po pewnym czasie poczuł ogień i krzyknął: „Płonę!”, a pozostali go wyciągnęli.
Spuścił się w dół drugi z przyjaciół i też po pewnym czasie krzyknął: „Płonę!” Pozostali wyciągnęli i jego na powierzchnię. To samo stało się z trzecim z przyjaciół. Wreszcie w dół zaczął spuszczać się dzielny młody Wojnach. Poprosił pozostałych, żeby gdy krzyknie: „Płonę!”, przyjaciele nie wyciągali go, ale opuścili jeszcze niżej. Po jakimś czasie, gdy zaczął spuszczać się w dół krzyknął: „Płonę!, Płonę!”, a przyjaciele opuścili go jeszcze niżej.
W ten sposób dzielny młody Wojnach znalazł się w dolnym świecie. Gdy dotarł na miejsce rozejrzał się wokół siebie i zobaczył złotą wieżę. W wieży stały stoły nakryte jedzeniem i piciem, przy których siedziały trzy piękne dziewczęta. Młodzieniec je powitał, a dwie z nich rzuciły się mu na szyję i powiedziały:
– Bądź bratem dla tych, które braci nie mają! Niech twoje przyjście okaże się dobrym!
Trzecia dziewczyna na widok kanta zasmuciła się i odwróciła do stołu plecami. Poznał w niej młody Wojnach swoją żonę. Po powitaniu z mieszkankami złotej wieży młody Wojnach powiedział:
– Jeśli chcecie poproszę moich przyjaciół i wyciągną was razem ze mną po linie do górnego świata.
– Podnieś się na linie najpierw ty. Potem wyciągniesz nas. Twoi przyjaciele mogą cię oszukać i nie wyciągnąć ciebie – zaczęły prosić go dziewczęta.
– Nie, nie, dobrze znam swoich przyjaciół. Nie zostawię was, żeby wyjść pierwszym – powiedział młody Wojnach. I zaczął jedną po drugiej przywiązywać do liny dziewczęta i dawać znak przyjaciołom by ciągnęli linę do góry.
Gdy dziewczęta znalazły się na górze zadziwieni ich urodą przyjaciele rzucili sznur w dół, nie wyciągając druha. W ten sposób młody Wojnach spadł jeszcze niżej i upadł w trzeci świat.
Gdy znalazł się na dole skoczył na równe nogi, obejrzał się wokół i zobaczył, że gdzieś w oddali pali się światło. Poszedł w jego stronę. Szedł, szedł, aż przyszedł do osady. Zobaczył w niej staruszkę i zaczął ją zagadywać. Ta mu powiedziała, że w osadzie wszyscy chodzą zamartwieni, bo u źródła położył się sarmak [4] , który nie pozwala nabierać wody ze strumienia.
– Nie martw się o to babciu, idź spokojnie do domu. Ukarzę ja tego smoka! – powiedział jej młody Wojnach i poszedł w stronę źródła.
Sarmak leżał u źródła i zgrzytał zębami tak mocno, że wydawało się że gwiazdy spadają. Jak tylko zobaczył dzielnego kanta, wysunął swój długi na dwie arszyny [5] język i zaświszczał tak mocno, że zadrżała ziemia i rzucił się na dzielnego kanta. Dzielny młody Wojnach uderzeniem szabli rozsiekł język sarmaka na dwie połowy. Od silnego bólu smok stanął na tylnych łapach i jeszcze zacieklej rzucił się na kanta.
– Umrę ja czy zostanę żywym, ale nie odpuszczę! – krzyknął młody Wojnach i zaczął wymachiwać szablą tak mocno, że rozrąbał smoka na dziewięć części.
Pokonawszy smoka wrócił do domu i powiedział staruszce:
– Pozbawiłem smoka jego siedmiu dusz. Możecie teraz żyć swobodnie!
Uradowała się staruszka, a ponieważ nie miała dzieci usynowiła kanta. Zaczęli żyć razem w zgodzie, aż minął znowu jakiś czas i młodzieniec zaczął tęsknić za swoim ojcem i matką. Poprosił staruszkę:
– Stęskniłem się mocno za ojcem i matką, chciałbym do nich pojechać. Pokaż mnie drogę do górnego świata.
– Komuż poza tobą mogłabym tę drogę pokazać, nie wiedziałam do tej pory jak ci się odwdzięczyć, teraz ci pomogę. Za wsią wiedzie droga na górę. Stoją na niej trzy barany, jeden jest czarny, drugi biały, a trzeci szary. Jeśli dotniesz białego barana, poniesie cię on do górnego świata, jeśli dotkniesz któregoś z dwóch pozostałych, znajdziesz się jeszcze niżej – powiedziała staruszka.
Pożegnał się z nią młodzieniec i udał w drogę. Szedł, szedł, aż doszedł do drogi, która prowadziła do górnego świata. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawiły się przed nim trzy barany – jeden czarny, drugi biały, trzeci szary. Skoczył on zwinnie między baranami i dotknął ręką białego barana. Ten szybko przeniósł go w górny świat.
Znalazłszy się na górze wędrował młody Wojnach dalej. Szedł, szedł, aż spotkał pewnego człowieka, który gonił za białym zającem. Jednym uderzeniem swojej szabli dzielny młody Wojnach zabił zająca.
– Oj-oj-oj, dlaczego zabiłeś zająca! – zaczął lamentować napotkany człowiek.
– Chciałem ci pomóc go złapać. Mi zając nie jest potrzebny. Dlaczego tak się zmartwiłeś? – zapytał dzielny młody Wojnach.
– Mi też zając nie jest potrzebny. Dawno temu straciłem swojego syna i teraz szukam go. Ktoś mi powiedział, że jeśli złapię białego zająca, znajdę swojego syna. Myślałem, że już-już go chwycę, gdy ty go zabiłeś. Nie masz litości! Teraz nie uda mi się znaleźć swojego syna! –zasmucił się człowiek.
Młody Wojnach poznał w nim swojego ojca.
– Nie smuć się, znalazłeś swojego syna! To ja! – krzyknął i rzucił się w objęcia ojca.
Wspólnie wrócili do domu. Kiedy dotarli do swojej wsi, zdradliwi przyjaciele kanta właśnie urządzali swoje wesele z trzema dziewczętami, które młody Wojnach odnalazł w dolnym świecie, a oni je wyciągnęli do góry, porzucając towarzysza w dole. Dziewczęta poznały młodzieńca i opowiedziały o wszystkim starszyźnie i zdradliwi przyjaciele kanta zostali wygnani z wioski. Wtedy jedna z trzech dziewcząt podeszła do młodzieńca.
– Czy pamiętasz jak wóz z końmi przewrócił się i wpadł w otwór prowadzący do dolnego świata? To ja, siostra nartów-Orstchojców. Jeśli mnie jeszcze kochasz, pójdę za tobą – powiedziała zasmucona.
Młodzieniec się nie zdziwił. W dolnym świecie wśród trzech dziewcząt w złotej wieży od razu poznał swoją żonę. Ale mężczyzna przy ludziach nie odkrywa swojego serca, dlatego nie zaczął z nią tam rozmawiać.
Odprawił młody Wojnach swoją żonę wraz z resztą rodziny do domu, a dwie pozostałe dziewczęta wydał za znamienitych młodzieńców ze wsi. W ten sposób we wsi odbyły się tego dnia trzy wesela, które trwały trzy dni i trzy noce. Żyli potem szczęśliwie i zapomnieli o wszystkich trudnych doświadczeniach jakie ich spotkały. Dzielny kant nigdy bowiem nie traci, gdy przeżywa trudności. Gdy następuje porażka, mężnieje.
[1] Czeczeńskie i inguskie: młodzieniec.
[2] Nart: wojownik. Orstochojewcy: dawne plemię północnokaukaskie, znane ze swojej wojowniczości. Obecnie znany i liczny tejp w Inguszetii i Czeczenii.
[3] Zaprzęgany wóz dwukołowy.
[4] Sarmak (czeczeński, inguski)- smok.
[5] Arszyna – miara staroruska oznaczająca 0,7112 m.