Rudolf Starzewski herbu Ostoja (ur. 28 lipca 1870 w Tarnowie, zm. 22 października 1920 w Krakowie) – dziennikarz i publicysta, jedna z najpopularniejszych postaci Krakowa. Pierwowzór postaci Dziennikarza w Weselu Wyspiańskiego, autor entuzjastycznej recenzji zamieszczonej w „Czasie” trzy dni po premierze sztuki.
Urodził się w Tarnowie, jako najmłodszy syn Mieczysława Ostoja Starzewskiego, dyrektora Krajowego Związku Kółek Rolniczych. Rudolf był z wykształcenia prawnikiem, ale w całości poświęcił się dziennikarstwu. Był zaprzyjaźniony z najwybitniejszymi artystami XIX-wiecznego Krakowa, szczególnie serdecznie z o rok starszym Stanisławem Wyspiańskim. W 1905 roku Starzewski został naczelnym redaktorem dziennika „Czasu”, który w niedługim czasie uczynił nowoczesną i wpływową gazetą popierającą stronnictwo konserwatywne.
Popełnił samobójstwo z powodu nieszczęśliwej miłości do żony przyjaciela, Tadeusza Żeleńskiego. Został pochowany na Cmentarzu Rakowickim w rodzinnym grobowcu.
Bibliografia
Krystyna Zbijewska. Tragiczny Dziennikarz.. „Dziennik Polski.”, 15 marca 2001. Wydawnictwo Jagiellonia SA. ISSN 0137-9089
Tragiczny Dziennikarz
Krystyna Zbijewska
Ale najwięcej prestiżu przysporzył rodzinie najmłodszy jej członek – Rudolf, który na przełomie wieków stał się jedną z najpopularniejszych postaci Krakowa. Był człowiekiem o dwóch duszach. Elegant z nieodłączną laseczką w ręku, beztroski causeur, bawidamek (szczególnie gustujący w pięknych aktorkach), bohater wesołych spotkań towarzyskich, nie gardzący zielonym stolikiem. A równocześnie człowiek o światłym umyśle i świetnym piórze, solidnie wykształcony prawnik, który zrezygnował z zaszczytnego stanowiska na kolei, by poświęcić się pisarstwu. Tytan pracy, długimi godzinami ślęczący w redakcji „Czasu” przy Plantach, za wielkim biurkiem, z wiszącym nad nim matejkowskim szkicem Stańczyka.
Rudolf Starzewski, przez przyjaciół Dolciem zwany. Do Krakowa zjechał z rodzinnych dóbr w Tarnopolskiem dla odbycia prawniczych studiów. Rodzina to godna. Ojciec – Mieczysław Ostoja Starzewski, dyrektor Krajowego Związku Kółek Rolniczych, rodzic czwórki dzieci (z dwóch małżeństw), wśród których Dolcio był beniaminkiem. W przyszłości kresowa ta rodzina wtopi się w społeczny krajobraz podwawelski, między innymi poprzez związki z wybitnymi krakowskimi rodami. Magdalena Kossak-Samozwaniec poślubi bratanka Rudolfa, znakomity uczony prof. Sinko pojmie za żonę córkę jego stryjecznego brata.
Tę dwoistość osobowości Starzewskiego odczytać można z jego dwóch portretowych wizerunków. Oto portret Jacka Malczewskiego: na tle pól, ornej ziemi postać mężczyzny we współczesnym surducie z narzuconym na ramiona czerwonym płaszczem z doby renesansu, o kołnierzu zdobnym w błazeńskie dzwonki. W ręku – laska, ów „kaduceusz polski”, dar Stańczyka. I podobizna druga – karykatura Kazimierza Sichulskiego. Ten sam Rudolf Starzewski we fraku z kwiatem w butonierce, rozparty w klubowym fotelu. W ręku papieros, na nogach dandysowskie półbuty. Obok kosz z butelkami szampana. Duże, redaktorskie nożyce, wbite w egzemplarz wiedeńskiej „Neue Freie Presse”. Z tyłu klepsydra – symbol czasu i „Czasu”, firmowy znak gazety, z którą Starzewski związał swe życie.
Zaprzyjaźniony był Starzewski z najwybitniejszymi artystami XIX-wiecznego Krakowa. Szczególnie serdecznie z o rok starszym Stanisławem Wyspiańskim, z którym spotykał się w studenckich latach na zajęciach i wykładach z historii czy z historii sztuki. Przyjaźń ta, pogłębiona z latami wzajemnym szacunkiem i wspólnymi poglądami na historię i współczesność, zaowocowała wprowadzeniem Starzewskiego do Wesela jako Dziennikarza.
Sceniczna ta postać, potraktowana przez poetę z wyraźną sympatią, wyróżnia się spośród bohaterów Wesela. Co prawda i jej nie szczędzi Wyspiański ironii (może to odblask znanej autoironii samego Starzewskiego?), ale równocześnie całą tę postać przepaja narodową troską i narodowym bólem. Jedyny to bohater Wesela – szczery, niezakłamany. To Dziennikarz w rozmowie ze Stańczykiem – błaznem-mędrcem staje się w sztuce wykładnikiem ideowych treści dramatu. To on woła o „krzyk, co by był nasz, z tego pokolenia”. To on rzuca w twarz społeczeństwu (i sobie) obelgę „My motyle i świerszcze w niewoli”. Jedynego Dziennikarza wyłączył Wyspiański z finalnego tańca chocholego, tańca społecznej niemocy…
W okresie wesela Rydla Rudolf Starzewski nie był jeszcze „redaktorem dużego dziennika” – jak mówi o nim Zosia w Weselu. Był jedynie współpracownikiem „Czasu”, do współpracy z którym zaproszony został tuż po ukończeniu studiów. Pisywał recenzje z wystaw plastycznych, reportaże z podróży, próbował pióra jako krytyk teatralny (recenzje z Kordiana Słowackiego i Sybiru Zapolskiej). Ale dopiero kilkuodcinkowa recenzja z Wesela stała się – jak to określił Adam Grzymała-Siedlecki – „datą w historii krytyki polskiej”. Nic też dziwnego, że recenzja ta ukazała się w oddzielnej odbitce, a jej autor powiększył wnet redakcyjne grono „Czasu”, stając się niebawem, w 1905 roku – naczelnym redaktorem pisma, które w niedługim czasie uczynił nowoczesną, wpływową gazetą.
Ostatnie lata życia poświęcił Rudolf Starzewski polityce, której nienawidził. To lojalność wobec konserwatywnego stronnictwa, któremu służył „Czas”, nakazała mu zaraz u progu I wojny włączyć się w organizacyjne sprawy Naczelnego Komitetu Narodowego. Działalność owa, która zmusiła go do opuszczenia na czas dłuższy ukochanej redakcji i kosztowała wiele bezowocnego wysiłku, przyniosła mu tylko rozczarowania. Dlatego też – po jego nagłej śmierci w październiku 1920 r. nazywano go w mowach pogrzebowych „ofiarą wojny”.
Prawda była inna. Redaktor Starzewski stał się ofiarą nieszczęśliwej miłości. Miłości do żony przyjaciela, doktora Tadeusza Żeleńskiego, którego sam przyjął przed laty do redakcji „Czasu”, w wyniku czego to dostojne pismo stało się kolebką awangardowego kabaretu Zielony Balonik. A pani Żeleńska to Zofia z Pareńskich, której wyraźne zainteresowanie okazywał Dziennikarz w Weselu. Znał Starzewski Zosię od jej najmłodszych lat z wizyt w pałacyku doktorostwa Pareńskich przy ul. Wielopole, odwiedzanego wówczas głównie ze względu na okazującą mu wiele sympatii matkę Zosi, panią Lizę, znaną mecenas młodych talentów.
Zainteresowanie piękną panienką przerodziło się z latami w gorące uczucie, które doprowadziło do nagłej śmierci. Śmierci spowodowanej nie – jak podawała ówczesna prasa – ciężką sklerozą serca, lecz śmierci tragicznej. Samobójczej.
Prawdy tej nie ujawniono nigdy. Dopiero po pół wieku – zbierając materiały do książki o Wyspiańskim – z ust wiarygodnych osób, znających osobiście Rudolfa Starzewskiego, usłyszałam o tragicznym końcu „Weselnego” Dziennikarza.
Opowiadała o tym Aniela Starzewska, szwagierka Rudolfa (wdowa po jego bracie, Janie, współtwórcy Zielonego Balonika), właścicielka słynnej prywatnej biblioteki – z nowościami w kilku językach, założonej w 1906 roku – za radą właśnie Rudolfa. Wspominał prof. Karol Estreicher, którego ojciec związany był z „Czasem”. I wreszcie mówiła – ze łzami w oczach – Janina Rewilak, narzeczona red. Starzewskiego, która znalazła jego zwłoki w mieszkaniu na roku ulic św. Krzyża i św. Marka – na zapleczu redakcji „Czasu”.
Po latach pani Rewilak, która stała się właścicielką całej spuścizny Rudolfa Starzewskiego, przekazała ją do krakowskich muzeów i bibliotek.
Wesele
Dziennikarz
Pierwowzór:
Rudolf Starzewski (urodził się w 1870, a zmarł w roku 1920) w 1901 roku był współpracownikiem związanego z konserwatystami dziennika „Czas”, którego redaktorem został dopiero później. W Krakowie był cenionym znawcą polityki. Darzył wielką sympatią środowisko artystyczne i często wcielał się w rolę krytyka teatralnego. Podobnie jak w dramacie, tak i w życiu, bardzo lubił Zofię Pareńską, z powodu której najprawdopodobniej popełnił samobójstwo.
W dramacie:
Dziennikarz ukazuje w dramacie swoje dwa oblicza. Na początku poznajemy go jako wywyższającego się inteligenta, uznającego rozmowę z Czepcem za stratę czasu. Człowieka niemającego krzty podziwu dla chłopów, traktującego wieś raczej jako miejsce, położone z dala od wielkiego świata, w którym można jedynie odpoczywać, traktuje ją jak sielankę. Zupełnie inaczej odnosi się do Zosi, którą jest wyraźnie zauroczony. Drugie oblicze tej postaci poznajemy w rozmowie ze Stańczykiem. W spotkaniu z „ojcem krakowskich konserwatystów”, jak sam go nazywa, Dziennikarz wyraźnie przeżywa kryzys. Wątpi w wyznawane ideały, ma dość akceptowania obecnego stanu rzeczy i „usypiania” społeczeństwa.
Naczelny Komitet Narodowy w 1914. Siedzą (od lewej): Ludomił German, Konstanty Srokowski, Edmund Zieleniewski, prezes NKN Władysław Leopold Jaworski, Władysław Sikorski, Ignacy Steinhaus. Stoją (od lewej) Rudolf Starzewski, Tadeusz Starzewski, Ludwik Hieronim Morstin, Artur Hausner, Antoni Górski, Zygmunt Marek, A. Lisiewicz.
Naczelny Komitet Narodowy
– powstały 16 sierpnia 1914 w Krakowie, w wyniku porozumienia polskich środowisk konserwatywnych i demokratycznych. W założeniu miał być najwyższą władzą wojskową, polityczną i skarbową dla Polaków zamieszkujących Galicję. Na jego czele stanął Juliusz Leo. Kolejni prezesi: Władysław Leopold Jaworski, Leon Biliński.
NKN powstał z połączenia Komisji Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych i Centralnego Komitetu Narodowego (lwowski). Organizację poparli konserwatyści krakowscy, Stronnictwo Postępowo-Demokratyczne[1], Stronnictwo Ludowe, i Unia Stronnictw Niepodległościowych.
Polityka NKN była pro-austriacka i od początku zmierzała w kierunku utworzenia monarchii trialistycznej: Austro-Węgiersko-Polskiej. Z inicjatywy NKN były tworzone Legiony Polskie u boku armii austriackiej. Polityka władz austriackich, pomimo przychylności cesarza Franciszka Józefa dla takiej koncepcji, była powstrzymywana przez Cesarstwo Niemieckie , odgrywające w sojuszu z Austro-Węgrami rolę dominującą i nie chcące dopuścić do zjednoczenia ziem polskich zaboru rosyjskiego i austriackiego pod berłem Habsburga. Dla Berlina było to niepożądane ze względu na znaczące wzmocnienie pozycji Austrii i realne zagrożenie polską irredentą wobec ziem polskich zaboru pruskiego.
Poleceniom NKN-u nie podporządkował się Józef Piłsudski, który 5 września 1914, utworzył związaną z Niemcami krótkotrwałą Polską Organizację Narodową.
Organizację opuścili także działacze reprezentujący nurt endecki, nie zgadzający się z treścią roty przysięgi składanej przez Legiony, zbyt mało akcentującej polski, narodowy charakter wojska.
W NKN istniały dwie sekcje: krakowska, na czele której stał Leopold Jaworski, i lwowska, na czele której stał Tadeusz Cieński. Na czele departamentu wojskowego stał Władysław Sikorski, reprezentujący stanowisko proaustriackie. W 1915 doszło do konfliktu pomiędzy Sikorskim i Piłsudskim, który sprzeciwiał się dalszemu werbunkowi do Legionów wobec dwuznacznego stanowiska władz austriackich w sprawie polskiej.
W następnych latach doszło do upadku znaczenia NKN, które stopniowo traciło poparcie od coraz większej ilości frakcji.
NKN istniał do ustanowienia Rady Regencyjnej w 1917.