© by Rafał Kopko Orlicki
Jak odłacinskie „abecadło”,
poprzez słowackie „obiecadło”,
doprowadza nas do polskiego „do diabła to!”
W słownikach języka polskiego, wymienia się wśród pierwszych wyrazów, słowo ‘abecadło’, którego znaczenie współcześnie obowiązujące, to; ‘alfabet, elementarz’, zaś dawniejsze: ‘nauka czytania i pisania (w łacinie)’.
Etymologia wyrazu, wskazuje na pochodzenie mieszane oraz zmiany w wymowie i znaczeniu, według kolejności od czasów współczesnych poczynając:
5). pod wpływem j.środkowoniemieckiego, wymowa twardsza oraz skrócenie sylaby ‘bie’ w ‘be’, jako ‘abecadło’,
4). od starosłowackiego, jako ‘abiecadło’,
3). podobnie z kierunku Moraw, jako ‘obiecadło’, prawdopodobnie forma prześmiewcza (patrz niżej warianty ORLICKIEGO),
2). od słowiańskiej przestrogi, z której powstał słowacki wariant prześmiewczy, jako „wobiesadło” lub „biesadło”,
1). z alfabetu łacińskiego utworzonego w kolejności liter ‘a,b,c,d…’ itd, oraz łacińskiej nazwy tegoż alfabetu ‘abecedarium’.
Analiza rdzenia głównego, morfemów pobocznych (afiksów) i pierwotnego sensu wyrazu.
1) Środkowa spółgłoska alfabetu ‘b’, była dawniej wydłużona o dwie samogłoski ‘i’ oraz ’e’, przez co wymawiano ją, jako ‘bie’. Dzisiaj, wymawiamy jedynie ‘be’, co wskazuje na znaną nauce, dawniej większą płynność języka staropolskiego, zbliżoną do współczesnych mu języków ruskich. Zmiana ta, nastąpiła pod wpływem j.niemieckiego i łaciny.
2) Przyrostek ‘ło’, stanowiący zaimek wskazujący i będący zarazem starym afiksem słowotwórczym, jest podobny do młodszych zaimków występujących w wielu językach słowiańskich; ‘po, wo, owo, oto, ob, do, da, ow, ot’, oraz o podobnym znaczeniu, lecz nie zawierających głoski ‘o’’, jak; ‘ad, at, ti’, oznaczających ‘to, ta, te, tak, takie’. Zaimek ten, wywodzi się z morfemicznej głoski ‘lo’ i jej almorfów ‘ła, ło, la, le, li’, będącej pierwotnie wskazaniem poprzez samogłoskę ‘o’, wyraźnego położenia, również osoby bądź rzeczy; ‘o!’. Jak w wyrazie „tło”, pochodzącym od morfemów ‘ti-ło’, czyli ‘te/tu-to’.
3) Położenie zaimka wskazującego na końcu wyrazu, dowodzi naturalnej refleksyjności wymowy słowiańskiej (nadawanie zaimków zarówno na ich początku jak i końcu), zachowaną w stosunku do nowo poznanych słów obcych jeszcze w VIII-IXw, (wiek przybliżenia się łaciny do granicy ziem polskich), podobną do słowotwórstwa języka raseńskiego (etruskiego), co stanowi jeden z pomniejszych dowodów jego słowiańskości. Jest to jednak, najprawdopodobniej zaimek znacznie starszy (język prasłowiański jest odtwarzany przez naukę jedynie w drodze teorii opartej na poszlakach), niż wiek VIII.
Zastanowienie budzi, starosłowiańskie upodobnienie wyrazu ‘obiecadło’ do słowa „obieca, obiecać, obiecywać, obiecywa/obiecuje, obiecywanie”. Jest nieprawdopodobne, aby przysłuchujący się recytowanemu alfabetowi, nie słyszeli na jego początku wyraźnej samogłoski ‘a’, i przypadkowo zamienili ją w ‘o’. Bo przecież nie wszystkie ‘a’, Polacy i inni Słowianie, zamieniali w ‘o’. Nie jest tak, jak w swoim słowniku etymologicznym twierdzi A. Bruckner, że Polacy nie posiadają słów słowiańskiego pochodzenia zaczynających się na ‘a’. Naliczyłem ich, co najmniej piętnaście, czasami być może są odarjowego pochodzenia lub scytyjskiego, lecz są, jak chociażby ‘aliści’, ‘azali’, ‘acan’ (od ‘as-an’), czy ‘acz’. Nie są to na pewno słowa z zachodu Europy. W takim razie, zlikwidowanie słyszalnej w łacińskim ‘abecd…it” wyraźnej głoski ‘a’, było celowym przekształceniem wyrazu, w emocjonalny derywat ‘obiecadło’, stanowiący leksem prześmiewczy wobec nie tyle osoby uczącej się łaciny, co dla nazwania łacińskiego elementarza, a poniekąd tych, którzy go propagowali. Ten ślad językowy, może świadczyć o kulturowym oporze społecznym wyrażanym w polskiej mowie, istniejącym jeszcze w XVIIw., (dopiero po tym wieku uległ zmianie w ‘abecadlo’), na przymusową chrystianizację i zastępowanie lub zaśmiecanie języka polskiego łaciną. Duchowni, nauczający szlachtę łaciny, posługiwali się tym językiem, jako narzędziem do promowania religii chrześcijańskiej i rugowania obyczajów słowiańsko-pogańskich, które niewątpliwie posiadały silne oparcie w mowie Słowian i ich piśmiennictwie, w tym, w rozumieniu sensu znaków piśmienniczych (obrazowania morfemicznego), nie tylko ich brzmienia fonicznego i pamiętanie kształtu liter. Starożytne znaki słowiańskie były zaawansowane kształtem (jak pismo wiciowe, późniejsza głagolica od niego wywiedziona, litery sanskryckie), co widzimy na monecie Mieszka, na której są właśnie takie znaki nie jakieś litery hebrajskie. Znaki te, wycofane z naszego kręgu piśmienniczego i języka fonicznego (np. odpowiednik ‘jer’ i szereg samogłosek nosowych) a znacznie później z języków ruskich i rosyjskiego, opisywały właśnie spółgłoski morfemowe, mające swoje znaczenie wyobrażeniowe, sensualne. Język przodków a szczególnie starożytne znaki piśmiennicze (np. runy), były uduchowione, święte (uważano, że są żywe, same przemawiają), i pochodzą od Bogów, co potwierdza bliski związek słów; ‘Bóg/Boh’, drzewa ‘Buk’, na którego deszczułkach je zapisywano, ‘bukwa’, czyli litera, ang.‘book’ czytane, jako ‘buk’. Musiała mieć miejsce, nie tylko odnotowana przez historyków walka fizyczna wobec przymusowego chrzczenia (powstania pogańskie ludu tłumione wybijaniem opornym zębów przez Bolesława Chrobrego, sprzeciw niektórych władców, jak Miecława/Macława na Mazowszu), gdyż jak pisał Gal Anonim w Kronice Polskiej; „Albowiem niewolnicy (Autor: tak traktowali i nazywali duchowni „lud słowiański”) powstali na panów, wyzwoleńcy przeciw szlachetnie urodzonym, sami się do rządów wynosząc, i jednych z nich na odwrót zatrzymali u siebie w niewoli, drugich pozabijali, a żony ich pobrali sobie w sprośny sposób i zbrodniczo rozdrapali dostojeństwa. Nadto jeszcze, porzucając wiarę katolicką – czego nie możemy wypowiedzieć bez płaczu i lamentu – podnieśli bunt przeciw biskupom i kapłanom Bożym i niektórych z nich, jakoby w zaszczytniejszy sposób, mieczem zgładzili, a innych, jakoby rzekomo godnych lichszej śmierci, ukamienowali.”), lecz również walka kulturowa, w tym werbalna, społeczeństwa słowiańskiego, z narzucaną odgórnie kulturą religijną i nowym językiem oraz jego narzędziami. W tym, z odprawianiem mszy w mowie niezrozumiałej dla większości ludu, gdyż pomimo zgody Konstantynopola by odprawiać je w słowiańskich językach lokalnych (za staraniem Cyryla i Metodego), Kościół Rzymski czynił to bardziej niechętnie i po chwilowej zgodzie wolał odprawiać w łacinie.
Skoro Duchowni, posługujący się tą mową, jako podstawową nagrodę za przyjęcie nowej wiary i posłuszeństwo jej nauczycielom, obiecywali zbawienie wieczne, najprościej było nazwać jej wykładanie, „obiecadłem”, czyli „obiecywaniem”. Powiedzenie; „żywot w niebiesiech bohaty, dla pokornych Krestijan obiecaty/obecywaty” lub podobny, z pewnością był praktykowany.
Możliwa jest również, druga interpretacja bądź zachodzą obie, wzajemnie się wspierając. W słowie ‘obiecadło’, mogło też chodzić prostemu ludowi o wyrażenie swojej niewiary w możliwość nauczenia czytania i pisania w języku łacińskim. Co potwierdziły wieki nauczania przez liczne szkoły zakonne, głównie jezuickie, skutkujące wyuczeniem alfabetu jedynie ok. 20 % ludności polskiej, gdy zła komuna w niespełna pół wieku nauczyła tych umiejętności prawie 100% społeczeństwa! Czego nie przypominam z sympatii dla komuny – bo jej nie cierpię, tylko dla Prawdy. Podobnie było na zachodzie Europy, gdzie łacina nie wypleniła analfabetyzmu wśród prostego ludu w żadnej monarchii. Wynikać to, więc mogło z niewiary Słowian w prawdomówność popów/księży, ich pochodzenie głównie z Niemiec lub religijno-politycznie uzależnionych przez nich Czech i Moraw, bądź z przywiązania do innej postaci pisma (prasłowiańskiego), bardziej dla Słowian zrozumiałego.
Analizując wyraz „obiecać”, który pochodzi od ‘obwietati’, widzimy w nim przedrostek ‘ob’, odpowiednik ‘ow’, (w językach słowiańskich ‘b’ bardzo często przechodzi w ‘w’) oznaczający ‘to’, zaś sens słowa w pełnym układzie rdzeni, jako ‘obiecać’ < ‘ob-wie-sać’ < ‘ow-wie-sati’, czyli ‘to-widocznie/wyrażnie-sadzić/stawiać’, stąd ‘sad, siad, osad’. Wyraz ten nie ma związku z psł. ‘vetiti’ i pochodnym ‘obvietati’, które oznaczały mowę i obwieszczanie, pochodząc od ‘vida/wita-ti’, czyli ‘widzenie-te/ich’. Językoznawcy mylnie wiążą z nim dawne ‘obiata, obieta’, tłumacząc, jako ‘ofiara’. ‘Obiata, obieta’, oznaczały ‘obiecać’, tylko dlatego, że pochodziły od publicznego składania przez władców ‘obietnicy’, jako ‘przyrzeczenia’, czyli ‘obwiedy/obwidy’, od ‘ob/ow-wi-ati’; ‘to-widoczne-te’, kultywowanej później w Polsce przez wybieralnych królów. Jako obietnicy władcy w zamian za wybranie go do przywództwa, składanej stanowi szlacheckiemu (statuty królewskie, jak; Kazimierza wielkiego, czy Konstytucja praw Nihil novi, czy statut opracowany przez kanclerza Jana Łaskiego i inne). Nie zaś od ‘składania Bogu obiecanej/przyrzeczonej ofiary’, bo nie było znane pralechitom, judejsko-chrześcijańskie przymierze, (czyli wzajemne obietnice) z Bogiem chociaż składali dary Perunowi, ze zwierząt.
Jak by nie interpretować wyrazu ‘obiecadło’, jest to moim zdaniem, swoista pamiątka językowa, skrytej, rzekłbym podziemnej walki słowiańskiego ludu (Słowaków, Morawian oraz Polaków, którzy byli w praktyce jednym narodem Laskim, rozdzielonym granicami ustalonymi nie przez lud a władców i polityczo-religijne wpływy), z ograniczaniem jego dotychczasowej wolności kulturowej i religijnej. Jak widać, mamy nie tylko w partyzantce zbrojnej, ale i kulturowej, bardzo stare doświadczenia. Dowodem szczególnego oporu kulturowego ludności na ziemi Polskiej, wobec dominacji kościoła Katolickiego, jest zachowanie się słowa „abiecadło” aż do XVIIIw., gdy na pozostałych obszarach słowiańskich od dawna posługiwano się już terminem bardziej zbliżonym do łacińskiego wzorca, czyli „abeceda”.
Gdyby w słowie ‘obiecadło’, występowało spotykane w j. polskim zastępstwo głoski ‘a’ występującej w wyrazach zachodnich przez ‘o’, to wyraz ten, byłby bardziej zbliżony do wzorca łacińskiego, czyli ‘‘abecedarium”. Brzmiałby np. jako ‘abecedło’. Lecz w najstarszej, odnotowanej postaci wyrazu – ‘obiecadło’, nie tylko sylaba ‘bie’ jest od słowiańska, lecz również ‘ca’ oddaje zbliżenie do dawnego ‘obiecati’ lub ‘obiesati’. Dzisiaj wymawiamy osobne ‘c’, jako ‘ce’ lub ‘cy’, nie zaś, jako ‘ca’. To również nie był przypadek, że w tym słowie użyto wymowy ‘ca’.
Mylnie się również tłumaczy końcowy przyrostek afiksalny, widząc go w sylabie ‘dło’, oznaczającej ‘do’ a dokładnie ‘do-ło’; ‘do-tego, to-do’. Jeśli jest to znaczenie ‘do’, to nie może mieć ona nic wspólnego z rdzeniem ‘obiecać’, gdyż nie tworzy układu logicznego (a postać pierwotna starożytnego języka, jest zawsze logicznie powiązana z pramorfemami), gdyż sens układu brzmiałby ‘obieca-do’. Alfabet z pewnością nie był postrzegany, jako coś prowadzącego ‘do obiecywania’ nie wiadomo, czego, tylko, jako konkretne narzędzie (‘to’) w ręku ‘obiecujących’ zbawienie kapłanów. Dlatego, w wariancie znaczeniowym ‘obiecać’, przyrostek ten pomija głoskę ‘d’, należącą do łacińskiego układu alfabetycznego i jest nim sylaba „ło”. Polacy nie spolszczali końcówek wyrazów tylko dla ich płynnego zesłowiańszczania, bez sensu logicznego, jak to pod wpływem propagandy zniemczonego językoznawcy mowy Słowian, na usługach Austro-Węgier, F. Miklosicha, sugeruje nam językoznawca A. Bruckner, (Dygresja Autora: Franz Miklošič, zniemczony językoznawca-slawista słoweński, pracował, jako faktyczny cenzor z ramienia dworu wiedeńskiego języków słowiańskich, który nie dopuszczał do przemycania treści patriotycznych i niezgodnych z dominującą nad Słowianami władczą rolą Cesarstwa i języka niemieckiego. Profesor uniwersytetu w Wiedniu, twórca gramatyki porównawczej i słownika języków słowiańskich oraz języka starocerkiewnosłowiańskiego. Błędnie uznawał ten język za starosłoweński, gdy jest on rzeczywiście językiem dawnym pochodzącym od Wenedów, lecz zawierającym liczne elementy obce – odłacińskie, bizantyjsko-greckie znaczenia terminów, słownictwo obrządkowo – chrześcijańskie i jego intonację foniczną. Jest jednak, niewątpliwie zasłużony dla analizy gramatycznej języków słowiańskich i utrwalenia słowiańskich pamiątek leksykalnych, lecz jego interpretacje należy rozpatrywać pamiętając zawsze, dla kogo pracował, pod czyim zaborem. F. Miklosich, to podobna postać, co G. Kossina, który podobnie posługuje się w nauce zupełnie nie naukowymi, uprzedzonymi, poniżającymi Słowian dogmatami propagandy niemieckiej. Gustaw Kossina, zniemczony Mazur, lingwista i archeolog, to twórca archeologii etniczno-rasowej, służącej uczynnie nazistowskiej ideologii A. Hitlera. Wikipedia; „Według niego, Słowianie, odcięci od wszelkich prądów wyższej kultury, biedni i prymitywni, dopiero w VI wieku, wykorzystując sprzyjającą chwilę dziejową, zajęli dzisiejsze siedziby ku wschodowi i zachodowi, wtedy, gdy ludy germańskie stworzyły już bogatą cywilizację, niezależną od wpływów świata śródziemnomorskiego lub orientalnego. …. Już w chwili ogłoszenia swojej teorii, w 1895 roku, na zjeździe Niemieckiego Towarzystwa Antropologicznego w Kassel, sam Kossinna włączył ją w służbę niemieckiej idei narodowej, która miała uzasadniać terytorialne roszczenia Niemiec wobec ziem zamieszkanych przez Czechów i Polaków. Jego teorie dotyczące pochodzenia Germanów mocno wpłynęły na ideologię narodowosocjalistyczną. … Twierdził m.in., że polskie Pomorze oraz Wielkopolska były prakolebką Germanów już w epoce brązu, (dop. Autora; podobnie przypisywał Germanom pochodzenie Biskupina), podczas gdy według niego, ludność słowiańska pojawiła się tam o wiele później. Wychodząc z tego założenia uważał, że ziemie te należą się Niemcom, spadkobiercom starożytnych Germanów”. Niestety, tak F.Miklosich jak i G. Kossina, pozostawili trwały fałsz w piśmiennictwie i doktrynach nauki zachodniej, w podręcznikach akademickich, jak i w niemieckiej szkole archeologicznej, z której grantów korzystają nasi uczeni współcześni. Jeszcze w 2014r rozmawiałem w Warszawie ze studentami archeologii, którzy wiedzę swoją opierali na twierdzeniach wykładowców czerpiących obficie od G.Kossiny. Zupełnie lekceważących odmienne teorie największego ucznia Kossiny, prof. Kostrzewskiego. Takie mamy parcie na ufanie wszystkiemu, co zachodnie, skąd płynie rzekomo sam postęp. Dzisiaj już wiemy, że Prasłowianie o haplogrupie R1a, pojawili się w Europie przed epoką brązu (epoka brązu; w Europie Południowej to 2800 p.n.e., na terenach dzisiejszych wschodnich Niemiec i zachodniej Polski 2200 p.n.e. Koniec epoki brązu przypada na lata 1000–700 p.n.e.), bo już w starszym neolicie ok. 10 000 p.n.e (młodsza epoka neolitu zwana też młodszą epoką kamienia lub epoką kamienia gładzonego, to ostatni okres epoki kamienia poprzedzający epokę brązu: w Europie południowo-wschodniej, 6200 lat p.n.e. w Europie Środkowej, 4500 lat p.n.e), zaś Germanie, jako odrębna społeczność europejska, narodzili się w Skandynawii i Jutlandii dopiero w epoce brązu, gdy istaniala już Galia (przyszła Frankonia) oraz wielki, słowiański związek Lechicki. Nauka o genach, dowodzi, jaki jest kierunek i szlak wędrówek protoplastów narodów oraz wiek ich kształtowania a także, mieszania się z innymi nacjami a więc wymiany kulturowej, w tym słowotwórstwa).
W odróżnieniu od protogermańskich Celtów, język prasłowiański rozwijał się w Europie, od co najmniej 10 tys. lat, zachowując morfemy azjatyckie i przejmując zapewne tylko niektóre wytwory słownictwa języka staroeuropejczyków (może nawet neandertalczyków żyjących do czasów pierwszej kolonizacji azjoindoeuropejskiej), przez który to okres, wykształcił się szereg nieskażonych obcymi naleciałościami, prasłowiańskich słów pokrewnych. Dzięki temu, język polski tak jak starożytny sanskryt wedyjski, posiada cechy języka logicznie prostego w budowie rdzeni pierwotnych, powtarzalnych w wyrazach o cechach bliskoznacznych, występujących w nich, jako krótkie rdzenie, tzw. główne morfemy oraz przyrostki morfemiczne zwane afiksami. Taka logicznie powiązana powtarzalność morfemów w słownictwie dawnym, nieukładanych przypadkowo tylko w oparciu o ich sens znaczeniowy, cechuje wyłącznie języki starożytne, pozbawione długo wpływów innych języków. Powstające z prostych i krótkich zwrotów. Jest to również, jedno ze świadectw długiej samotności Prasłowian w Europie.
Dawniej, gdy język polski był mniej zniekształcony wyrazami niesłowiańskimi i bardzo podobny do mowy innych nacji słowiańskich (praktycznie od krańca Bałkanów po Ren, Łabę i Wołgę oraz Don, tworzyły one prasłowiańską wspólnotę językową), jeszcze łatwiej było te logiczne cechy zauważyć. Straciliśmy tą wiedzę, gdyż żyliśmy pod panowaniem kultury zachodniej, która nas okłamywała i cały postęp cywilizacyjny Europy, w tym rozwój językowy przypisała wyłącznie zachodowi. Głównie Cesarstwu Rzymskiemu Narodu Niemieckiego, wspierając uzasadnienie zachodnich doktryn naukowych, autorytetem źródeł chrześcijańskiej ekspansji religijnej i jej papieskiej stolicy. Język, jest głównym nośnikiem tożsamości narodowej i własnej kultury, w tym tradycji religijnej, co wyjaśnia, dlaczego zniszczono nasze pismo i starożytne księgi, (spalił je, świetny strateg i wojownik, lecz niestety fanatyk politycznych korzyści z tytułu dopisania się do nowej religii, B. Chrobry) oraz przyjęto nowe piśmiennictwo zwane od Lacjum – łaciną i jego alfabet. (Ciekawostka; Romskie Lacjum to nazwa nizinnej krainy pochodząca jeszcze z epoki Etruskiej, gdy Słowianie używali morfemu ‘la’ do nadawania nazw; nizinom, równinom, gładkości lub tego, co jest nisko, z czego się wzięła przypuszczalnie nazwa ‘Lachy’ od ich kolebki z naddunajskiej równiny).
- Bruckner, dokonuje niejednego objaśnienia, nieuzasadnionego szczegółowym podziałem morfemicznym wyrazu. Nawet współczesna nauka polska stroni od takich analiz a niekiedy się z nich naśmiewa, podczas gdy właśnie odkrywanie sensualnego związku morfemicznego, w licznych i odmiennych wyrazach, udowadnia statystycznie ich prawdziwość znaczeniową i poprawny pierwotnie kształt. Tylko odpowiedni procent powtórzeń trafności tezy o wspólnych cechach znaczeniowych danego morfemu, wykryty w odpowiednio licznej grupie materiału badawczego (słów), jest w stanie dać nam dowód na prawdziwe pochodzenie wyrazu, gdy brak jest dowodów w postaci zapisanego słownictwa z epoki prasłowiańskiej. Jednak A. Bruckner, będący pod wpływami nauki niemieckiej, nie wierząc w starożytność Słowian, szuka znaczenia polskich słów i ich źródła słowotwórczego, przeważnie instynktownie, wyrażając głębokie, lecz często mylne przekonania o ich pochodzeniu lub urywając je na wieku najpóźniej IX., lub też na sanskrycie, który jest językiem odsłowiańskim, stąd znacznie bardziej podobnym do polskiego niż języki germańskie czy romańskie – co już potwierdza nawet zachodnia nauka, w tym międzynarodowa Wikipedia! Takie są owoce współczesnej mu nauki i kultury, zdominowanej rzymsko-niemiecką kolonizacją katolicką. Z tego powodu, Bruckner stwierdza, że Arjowie stanowili na 3000 lat przed Chrystusem, wspólnotę indoeuropejską uważaną też za wspólnotę indogermańską, a Słowianie nie istnieli i dopiero znacznie później się z niej wydzielili, jako odrębna nacja. Dzisiaj wiadomo, że było dokładnie odwrotnie i ‘Arjowie’ byli potomkami – odłamem Słowian z kolibą na Kaukazie, zaś ich przodkowie słowiańscy i krewni, posiadali szereg kolib; w Azji, w Kosowie, na Kujawach, na nizinie naddunajskiej, na Łużycach południowych, nad Prypecią, nad Donem. Nacja germańska jest genetycznie wyraźnie Celtycka, chociaż pokrewna Słowianom, bo również pochodzi z haplogrupy „R”, określana, jako R1b. To nasi młodsi bracia. Przeszła, co prawda przez Kaukaz, ale po R1a i dopiero w Europie stworzyła mieszankę z innymi ludami dając nację niemiecką i pokrewne – germańskie. Niezaprzeczalnie świadczą o tym badania archeologiczne kultur i szczątków ludzkich w powiązaniu z określaniem haplogrup genowych oraz właśnie etymologia językowa, a także badanie historii klimatu Ziemi. Te cztery dziedziny nauki, których poprzedni etymolodzy nie mogli powiązać gdyż dwie z nich jeszcze nie istniały (klimatoznawstwo, genetyka – zastępowana dawniej badaniem cech antropo-rasowych), rzucają dzisiaj nowe światło na pochodzenie i znaczenie dawnych morfemów, dając większą pewność w utrafieniu morfemowych cech leksemów, poprzez ukazanie dat ekspansji i kierunków migracji ich nosicieli, jakie zyskamy dzięki datowaniu haplogrup narodów W oparciu o nie, prostujemy dzisiaj błędy historyczne i celowe manipulacje polityczne w historię kształtowania bytu i kultury narodów. Tym samym, odsłaniamy prawdziwe korzenie polskiej mowy, mające niewątpliwy wpływ na nasze emocje, zdolności i poczucie dumy z naszej nacji, dające siłę do jej trwania i dalszego rozwoju.
Po tym koniecznym wyjaśnieniu, zrozumiałym będzie dla czytelnika, dlaczego patrzę z ostrożnością na badania A.Brucknera tak jak i na językoznawstwo W. Borysia, który niestety nawiązuje w swojej świetnej etymologii polszczyzny do całkowicie wymyślonego języka jakiejś wymyślonej prawspólnoty indoeuropejskiej, rozciągniętej na tak ogromnym obszarze (oznaczanej, jako ‘pie’), że niemożliwym było, aby posiadała jeden, wspólny język! Jest ona jedynie śladem migracji pokrewnych haplogrup w kierunku Europy oraz towarzyszącej im ekspansji bliskich sobie kultur, protoceltyckiej i protosłowiańskiej, obu pochodzących z koliby w Azji. To musiało wpływać na podobieństwa językowe, lecz tylko na podobieństwa początkowe, ukryte w morfemach. W dodatku, to spod Europy nastąpiła wielka, powrotna ekspansja fizyczna oraz kulturowa, słowiańskich Arjów, co przerzuciło wykształcone przez Prasłowian w Europie i rozbudowane (niekiedy poważnie zmienione z pierwotnego brzmienia azjatyckiego), jednostki leksykalne, na obszary; Tybetu, Indii, Persji i północnego Egiptu, w tym do Palestyny – której mylnie przypisuje się powstanie pisma fenickiego. Jak bardzo fakty te mogą zmieniać dotychczasowe odczytywanie kierunku tworzenia obiektów językowych i pisma nowożytnego, czyli korzeni języka aramejskiego, perskiego, sumeryjskiego, greki jak i łaciny, nie muszę nikomu tłumaczyć. Zamiast więc, używać skrótu naukowego ‘pie’, dla oznaczania tego hipotetycznego języka, prędzej należałoby raczej zastosować skrót ‘paeepi’, czyli ‘pra – azjatycko – europejsko – egipsko – persko – indyjska’. To nie było bowiem, bliskie pochodzenie języków i kultur tylko z dwóch kontynentów (Indii i Europy), lecz aż czterech! W dodatku wtórne, bo z okresu ok. 3-2000 p.n.e od Arjo-Słowian. Prawdziwe, pierwotne pochodzenie większości podobnych leksemów i rdzeni języków europejskich, wywodzi się od autochtonów Europy, Prasłowian i staroeuropejczyków z okresu przynajmniej 10- 8 000 p.n.e. Nauka powinna być precyzyjna, nawet tam, gdzie tworzy jedynie hipotezy. Skończył się czas, wprowadzania nas w błąd jakąkolwiek propagandą pseudo naukową, służącą celom politycznym lub religijnym. Ciekawą wskazówką, udowadniającą wtórny kierunek Arjo-Słowianskiej ekspansji z Europy do Indii, nie zaś odwrotnie, jest brzmienie wyrazu „niebo” i liczebnika „pięć” w języku sanskrycko-staroindyjskim, jako ‘nabhas’ i awestyjsko-perskim, jako ‘nabah’. Zaś drugiego, jako ‘pankti’, ‘pańca’.
W języku polskim „niebo/nebo” posiada partykułę przeczącą ‘nie/ne’, zaś w staroindyjskim i staroperskim dostrzegamy zupełnie odmienne brzmienie ‘na’, wskazujące na nieświadome przejęcie słowa i zniekształcenie jego morfemów zaimkowych. Bowiem, gdy w polskim znaczeniu wyraz ten będzie znaczyć ‘ne-bi/wi-as’ ; ‘nie widać dalej/wyżej’, w domyśle; ‘niż chmury, gwiazdy’, (stąd w niemieckim odsłowiańskie ‘nebel’ (mgła) od ‘ne-bi/wi-ło’ ; ‘nie-widać-to’ ze słowiańskiego ‘bel/biel’), w sanskrycie ‘nabhah’ (mgła), greckim ‘nephos’ (chmura), łacinie ‘nebula’, hetyckim ‘nepis’. W indyjskim sanskrycie, ‘nabhah/nabah’, odczytywać powinniśmy, jako ‘na/ma – widzenie wysoko/daleko’ lub ‘ma Boga’.
Podobnie drugi termin, w języku polskim wiąże się sensownie z wyrazem ‘pięść’, czyli zaciśnięta dłoń – posiadająca pięć palców. Tylko, że palce te są zaciśnięte, ukryte, więc wydaje się, że liczba ‘pięć’ powinna brzmieć raczej, jako „dłoń”, od otwartej dłoni? Nie, bo właśnie zaciśnięcie całej pięści stanowi zagięcie palców a przez to sposób liczenia za pomocą ich zamykania! W języku sanskryckim jak i awestyjskim, nie mamy tak oczywistego odniesienia do tej części ciała. A przecież nazwy części ciała są z natury rzeczy wcześniejsze od liczebników. Dodatkowo, w języku polskim szereg morfemów wskazuje na pochodzenie słowa ‘pięść’ od czynności wykonywanej dłonią, ‘pi-je(ść)’ lub podobnych morfemów, oznaczających „mokre-jeść’ podobnie jak w słowie ‘pi-ja’, czyli ‘mokre-ma’ (podobnie nieco ‘pi-wo’ ; ‘mokre-to’, ‘pisanka’ ; ‘malowanka’ od ‘pi-sati’ ; ‘mokre-sadzenie/kładzenie’ skąd mamy; ‘pisanie’, ‘Alpy’ od ‘Al-pi’ ; ‘wysoko – wody’, ‘Europa’ od ‘El-ur-ro-pi’; ‘te/miejsce-ziemi-rodzące-wodę/deszcz’.
(Za http://wspanialarzeczpospolita.wordpress.com : „Od pięści pochodzi też słowo “pieścić” czyli używać pięciu palców. Zależność pięść – pięć – pieścić występuje tylko w języku polskim. Ciekawym derywatem polskiego słowa pięć poprzez Sanskryt i angielski jest nazwa indyjskiego alkoholu owocowego składającego się z pięciu składników: wody, cukru, owoców, alkoholu i herbaty, czyli ponczu – mimo, że obiegło cały świat i do nas trafiło z Ameryki, to nadal brzmi jak stare, dobre, polskie „pięć”.)
Wyraz ‘pięść’, posiada ponadto odniesienie dżwiękopodobne do naszej ‘pięty’ (‘pięćta’), bowiem tak jak pięta jest kształtu owalnego, tak podobnego kształtu jest zaciśnięta pięść.
Innym dowodem starszeństwa języka staropolskiego od mowy Arjów i pochodzącego od nich sanskrytu, jest to, na co już wskazywał sam Bruckner, mianowicie, że w naszym języku zachowało się szereg wyrazów na samogłoskę, ‘o’, gdy w sanskrycie przeszły w ‘a’ . Nie można więc podobnych mowie Arjów, słów w języku polskim wywodzić z arjowego sanskrytu, tylko odwrotnie! Z obszaru Polski i sąsiadów słowiańskich, kultury łużyckiej i wielbarskiej, sięgającej spod Kujaw po podnóże koliby Arjów na Kaukazie i Krymie. Jak nasze staropolskie słowo ‘oczy’, staroczeskie ‘oćese’, greckie ‘opa’ (oko), łacińskie ‘oculus’, litewskie ‘akis’, gockie ‘augo’, hetyckie ‘sa-akuwa’, które w sanskrycie wedyjskim brzmi ‘aksi’.
Są to wyrazy i mor femiczna składnia, pochodzące z języka prasłowiańskiego. Kto więc, do kogo przywędrował ze swoją mową? Dlaczego mamy w takim razie „fachowy” termin ‘pra-indo-europejski’ (jako ‘pie’), dający Indiom pierwszeństwo? Sugerujący, przybycie do Europy języków europejskich i Arjowych z Indii, nie zaś odwrotnie. W rzeczywistości, Indie, były tylko pobocznym obszarem w wędrówce z Azji do Europy i powrotnym, lecz nie stanowią kolebki języków indoeuropejskich, które powinny się nazywać ‘praeuropowenetyjskie’, lub ‘praeuroposłowiańskie’, lub ‘prasłowianoeuropejskie’ (pse).
Powróćmy teraz do słowa ‘abecadło’.
Skoro ‘znać’ dawne ‘obiecadło’ znaczyło tyle, co ‘znać litery łacińskie i posiadać umiejętność ich zapisywania’, to może, wyraz ten mógł oznaczać, że alfabet łaciński służy właśnie ‘do nauczania’? Tutaj, warto sięgnąć po wyraz ‘uczyć, na-uczyć’ pochodzący od ‘uczy’ a ten od ‘uszy, ucho’ < ‘usi, usio’ < ‘asi-ko/ho’; ‘wysoko-kółko’, czyli od czynności słuchania tym narządem. W takim przypadku, omawiane słowo brzmiałoby raczej ‘uczydło’ lub prześmiewczo ‘abeczydło’. Ten drugi wyraz, brzmi już bardzo podobnie, lecz gdyby zastąpić w nim głoskę ‘a’ głoską ‘o’, jak to sugeruje A. Bruckner w oparciu o wyznawane przez niego reguły słowotwórstwa polskiego, uzyskalibyśmy niewielką zmianę w ‘obeczydło’. Nie jest to nieprawdopodobne, gdyż dawniej, nie mówiło się ‘owca beczy’ a ‘owca becza’, lub ‘owcsa beca’, co jeszcze spotykamy na Podhalu, od przyrostka ‘ta, wa’, jak w chorwacko-serbskim ‘baćati’, od słowa dźwiękonaśladowczego ‘bee’, imitującego płaczliwy głos zwierzęcia.
Idąc tym tropem, widzimy, że wyraz ”obiecadło” mógł zostać ukuty również od ‘ob/ow-beca-dło’, czyli tłumacząc jego sens ze strony prawej na lewą; ‘do-beczenia-to’. Gdyby tylko nie ‘i’ pomiędzy ‘b’ i ‘e’. A może mówiono też płynniej, jako ‘bieca”?
Z podanych już powodów, nie pasuje mi jednak, wspomniana już głoska ‘o’ na początku wyrazu ‘obiecadło’, więc nie przyznaję prawa A. Brucknerowi do twierdzenia o zastąpieniu głoski ‘a’, jaką mamy w alfabecie łacińskim, samogłoską ‘o’. Gdyż owo ‘a’, od początku pełniło zbyt ważną rolę, jako wiodąca głoska alfabetu. Zmiana w ‘o’, jakiej dokonali Słowacy i Polacy, była więc celowa i przemyślana. Lecz A. Bruckner uważa jednak, że rozwój języka jest przypadkowy i nieobliczalny; „język lubi odmianę, raz tak, drugi raz owak sobie poczyna”, odnosząc te słowa również do języka polskiego. Ten wielki językoznawca, zasłużony dla nauki polskiej, autor pierwszego słownika etymologicznego naszego języka, zawierającego wiele cennych źródeł, pozwolił sobie na takie stwierdzenie w jego przedmowie, bez posiadania jakiejkolwiek dokumentacji systematyzującej słowotwórstwo i morfemy odsłowiańskie, chociaż logiczność naszego języka w powtarzalności rdzeni morfemowych używanych do opisywania podobnych cech obiektów językowych, jest zauważalna niezwykle łatwo, nawet bez pomocy komputera. Być może, teza Brucknera pasuje do języków romańskich i germańskich, które są zbudowane w znacznej części przypadkowo, pochodząc częściowo od własnych, azjatyckich rdzeni (Tocharskich) jak i licznych rdzeni języków autochtonów Europy; staroeuropejczyków oraz Prasłowian, których sensu morfemicznego nie rozumieli, więc nie zachowali ich logicznej powtarzalności.
Mamy więc, w wyrazie ‘obiecadło’, kolejny możliwy wariant, pochodzący od słowa „bies”, czyli z prasłowiańskiej nazwy ‘ducha, zjawy’, tak nazywanego jeszcze długo po nastaniu w Polsce chrześcijaństwa. Nazwa ‘bies’, występowała na całej słowiańszczyźnie. Dopiero od ok. 1500r, uznawać go zaczęto w Polsce, za ‘złego ducha, straszydło, czarta/czorta, diabła, demona, szatana’. Stąd słowiański ‘biesn’, to już późniejsze znaczenie, jako odbiblijny ‘opętany przez ducha’. To właśnie ok. 1500r (jak i po 1763) ma miejsce jak pisze Aleksander Bruckner, „nagłe wyzbywanie się przez język polski słów rodzimych, zapominanie ich, zastępowanie wyrazami obcymi”. Ten drugi okres jest zrozumiały, bo to czas francuszczyzny i ruszczyzny, ale pierwszy? To nic innego jak wpływ reformacji niemieckiej oraz rozpowszechnienie tańszego niż ręczne przepisywanie czy drzeworyt, czcionkowego druku książek. Obie dziedziny życia, religijna jak i techniczna, rozpowszechniły w Polsce łacinę oraz poprzekręcały na łacińskie oraz niemieckie znaczenia i brzmienie, oryginalne słownictwo staropolskie. (Co ciekawe, najstarsza księga w całości wykonana drukiem, jest wydana w starożytnych Chinach i napisana Arjosłowiańskim sanskrytem „Diamentowa Sutra” / „Vajracchedika Prajñāpāramitā Sūtra”. Księga ta, dotarła nawet na Tybet, co potwierdza zasygnalizowane wpływy kultury odsłowiańskiej aż tam, gdzie nieprzypadkowo mamy takie nazwy miasta jak Lahsa, podobnie region górski czy mędrców La(h)mów. Sanskryt zaistniał, co najmniej na 2000 lat p.n.e wiec tekst tej księgi liczy minimum 4000 lat. To ile lat liczy język prasłowiański, który przyjęli od Prasłowian europejskich, Arjowie? )
Mogło mieć również miejsce, nie tylko zapominanie słów, a jedynie ich pierwotnego znaczenia. Od ‘bies’ pochodzi; ‘bać się’, ‘biesiada’ czyli ‘uczta’, ‘bies’ – jako ‘wilk’ (czyli ‘bies’ ; ‘dziki duch’ lub ‘wilk’ < ‘wyjk’ ; ‘wyjący do nieba’, skąd mamy nasz ‘pies’ – co wskazuje na starożytność słowa ‘bies’, gdyż psy należą przecież do najwcześniej udomowionych zwierząt i ich nazwa musiała być dawno utrwalona), kraina ‘Bieszczady’, być może i ‘niebo’ wzięte z ‘nieboskłon’ a ten wyraz, od ‘niebiesi’, ‘nebos’, ‘niebos’, ‘nebe’, (a wcześniej moim zdaniem, od ‘bi-as’/’wi-as’ czyli ‘widoczność/widok/widzenie/widzi/patrzy-wysoko/daleko’), jak może i kolor ‘niebieski’, czyli ‘nieba’ (duchowy, skoro ‘bies’ to ‘duch’), bądź czeski zwrot; ‘la(h)ska nebeska’, czyli ‘miłość/przyjaźń (od wspólnoty Lachów?) – duchowa/braterska/niebiańska’. Jednak wyrazy te, wymagają jeszcze szczegółowej analizy etymologicznej.
Jest to w każdym razie, starożytne słowo ogólnosłowiańskie, pierwotnie pochodzące od ‘bisa’, ‘bis’, lub ‘bes’ bądź ‘bias’ (potwierdza je nazwa miejscowa; Biasowice/Biesowice na Śląsku), co po rozbiciu wyrazu na prawdopodobne, wcześniejsze morfemy, znaczyłoby ‘bi-sa’ < ‘wi-sa’; ‘widzenie – ma’ lub od ‘bi/wi-je-si’ < ‘widzi-tego-jasność’, lub ‘bi/wi-si’ < ‘wis-si’; ‘wie/widzi-jasność/światło’, lub ‘bi-as’ < ‘wi-as’ < ‘widzi-wysoko’/’wysoko-widzący’. Takie znaczenie słowa ‘bies’, koresponduje dobrze z dawniejszym rozumieniem słowa ‘biesiada’ (po kaszubsku ‘vesada’), gdzie w tym starożytnym języku słowiańskim wyniesionym z Karpacko-Łużyckiej kolebki, mamy wyraźne ‘v/w’. Czyli nie chodziło o zabawę ‘bez-siadania’ tylko od ‘wieś-siada(nia)’, zwyczaj zasiadania przy gromadnym posiłku całej lokalnej społeczności; ‘wsi, wesi, wiesi’ (w sanskrycie i awestyjskim ‘vis’, łacinie ‘vicus’, gockim ‘weihs’). Od podobnych morfemów mamy inne cenne słowa; ‘więź’, czy też ‘wesele’, ‘wisieć’, ‘wiązać’, ‘wici’ (pismo sznurowo-węzłowe). Stąd, blisko już do przypisywania ‘biesiadzie’ uczty o charakterze grupowego gadulstwa właśnie na siedząco, bo szwedzkich stołów, wówczas w Polszcze nie praktykowano. Gdy w wielu wyrazach zaczynających się na ‘b’ zastąpimy je dla ułatwienia zrozumienia ich dawnego sensu, głoską ‘w’, uzyskamy podobną jasność jak ze słowem „biesiada”; ‘bies-siada/‘wieś-siada’ lub od ‘bieś-iada’/’wieś-jada”. ‘Biesiada’, nie ma więc nic wspólnego z ‘biesem’, tylko wynika z bliskości w wymowie ‘w’ do miękkiego, słowiańskiego ‘b’ oraz do wesołego charakteru, jakim dawniej Słowianie obdarzali ‘biesa’ jak też ‘wiesiadę/biesiadę’, być może łącząc oba pojęcia!
Przedziwne podobieństwo, uzyskamy też, dając w wyrazie ‘wieścić’, głoskę ‘b’, zamiast ‘w’, uzyskując ‘bieścić’, czyli znane ‘biesić/zbiesić’. Czyżby więc, ‘bies’ był pierwotnie nie tylko zjawą, co duchem ‘niosącym wiedzę’ a może i ‘zabawę, radość’? ‘Wiesem’? Stąd ‘wieszczem’, czy ‘wielesem’? Byłby to kolejny ślad ludzkich kontaktów z wyższą inteligencją, jaki być może mamy w terminie ‘Lucyfer’ (‘niosący światło’) czy ‘Prometeusz/Prometheus’ (tłumaczony z greki na myślący w przód’ lub ‘dający ogień’, gdy bliższe jest mi odsłowiańskie znaczenie ‘promieniem/światłem ten uczy’). Dla słowa ‘bias/bies’, mamy też pokrewny w niektórych morfemach wyraz ‘bielo/biela/biało’ ; ‘bi/wi-el’ ; ‘jasne/widoczne-te/miejsce’ i od niego pochodne, jak choćby ‘wiele’.
Wracając jednak do naszego ‘obiecadło’, zauważmy, że mamy w tym słowie ‘c’, nie zaś jak w ‘bies’, głoskę ‘s’. Tyle tylko, że w języku polskim ‘c’ wywodzi się często z ‘ć/ci’ lub ‘si/ś’, jak w słowie „ćwierkać” od „swirk, świerkać, świergotać’, które przeszło na Kaszubach w ‘cwirkac’, Czechach w ‘cvrkat’. Całkiem możliwe jest więc, by obecna w wyrazie ‘obiecadło’ samogłoska ‘c’ brzmiała wcześniej, jako ‘s’, od naszego ‘biesa’. Wówczas, wyraz ten, zabrzmi niczym groźba lub przestroga, przed porzuceniem pierwowzoru własnego pisma jak i czystej mowy słowiańskiej, na rzecz naleciałości Rzymskich, co miałoby nas doprowadzić do zbliżenia z ponurym, Rzymskim duchem – diabłem! Na szczęście, nawet, jeśli takie zagrożenie wystąpiło, to cudownym zbiegiem okoliczności, łacina pochodzi z języka słowianoraseńsko-celtycko-gockiego (wenedski oraz ruteński, były do raseńskiego bardzo podobne z uwagi na wspólne korzenie słowiańskie), a więc po części od prasłowiańskiego, przez co powtórnie przekazała do naszego języka szereg odsłowiańskich wyrazów o podobnej zawartości morfemicznej, acz zniekształconych. Widać to, po zacytowanych wyrazach, jak; oczy, wieś, niebo. Innym, wręcz wzorcowym przykładem słowiańskości języka raseńskiego/etruskiego, jest raseńska ‘uruna’ (uroczyste nakrycie głowy szlachty etruskiej, wieniec) pochodząca zapewne od słowiańskiego słowa ‘kuruna’ ; ‘ku/ko-ru/ra-na’, czyli ‘kolista/wysoka-moc-na(głowę)’ lub od ‘ko-ruń-ma’, czyli ‘ma-złote-koło/wysoko’. Od niego, przywędrowała do nas ‘korona’ ponownie, jako już rzekomo rzymsko-łacińska ‘coruna’. Jednak to nie od niej, wschodni, południowi oraz środkowoeuropejscy Słowianie, nadawali odpowiednie tytuły dla pełnionej funkcji, posiłkując się znacznie starszymi od łaciny słowami, jak;
‘karol/kral/karl/król/krol/korola/kralj/krak/krales/kniaż/komes/kasztelan/hospodar, gospodarz/kagan,kahan/kapłan/kardynał’. Te liczne słowa, zupełnie nie pochodzą jak nam wmawiano, od Franko-Niemca, Karola Wielkiego czy jego karłowatego wzrostu, tylko właśnie od wspomnianej ‘ko/ku-ra/ru-ny’, lub od wspólnych z tym wyrazem słowotwórczych morfemów.
Pięknie to ujmuje, lecz znowu nie ma racji, A.Bruckner „Słowianie, z natury anarchiści, żadnej nazwy domowej dla panującego nie wytworzyli, wszystkie są (im) obce”. Mylił się, gdyż Słowianie nie uprawiali anarchii a mądrą wolność, więc powoływali odpowiednich przywódców do władzy wojskowej, czy też dla osądzania i mieli jak już wspomniałem, takie wyrazy, jak; kasztelan (u Arjów; ‘kaśtaj’, od ‘ka-as-ti’ ; ‘kolisty/kało-wysoki-ten’, czyli ‘kasztel’, mały zamek otoczony murem w okręgu. ‘Kasztijowie/kszatrijowie/kshatriya’ to stan rycerzy, władców i rządców Arjowych w Indiach), wojewoda (wojów wiodący), cześnik, kahan, han, komes (‘ko-on-me-s’ ; ‘kolisty(tu może chodzić o gród nie koronę)-on-ma’), ksiendz/kьnędzь (od posiadania kolistego światła, czyli ksiąg na okrągłych deszczułkach, knig), żupan (pan na żupach), wlado/vladyka (od ‘u-władzy’ a ten wyraz od ‘ładzi/łagodzi/sądzi/roztrząsa’), morawini/morawjene (od ‘mających moc widzenia’, czyli ‘wiedzących, wyuczonych, sędziów’).
Większość tych tytułów, podobnie jak; ‘korona/koruna/haruna/uruna/corona’, czy; ‘gród/grad/hrad’, czy; ‘góra/gara/hara/kara’, czy; ‘kraj/ukraja/krajan/kraina/skraj’, czy toponimy i antroponimy;‘Karol/Kazimir/Kędzierzawy/karel,karzeł/Konstantynopol/Królewiec/Koenigsberg/Kraków/Karpaty/Karyntia/Grecja (Grabacja, Hrabacja)/Horwacja, Kroatia’, posiadają wspólne pnie foniczno-znaczeniowe (sens morfemów i ich podobieństwo głosowe), i słowotwórczą zdolność morfemo-rdzeni, będące pozostałością po języku prasłowiańskim. Różnią się one nieznacznie, brzmieniem głosek, lecz jak widać, zawierają to samo znaczenie w morfemie; ‘ko, ka, go, ga, ha, ho, ku’, czyli; ‘wysokość, moc, wypukłość, kolistość, krzywizna’. Od ich prasłowiańskiego sensu oraz od podobnego brzmienia tych morfemów, wywodzi się większość odpowiedników łacińskich, romańskich i germańskich.
Nawet łaciński ‘caesar’, (cesarz), to nic innego jak wyraz pochodzący z j.gockiego (starosłowiano-staronordyckiego), niemającego wiele wspólnego z Germanami, do których języka gocki jest podobny poprzez naleciałości nordycko-staroeuropejskie. Po długim osadnictwie gockim w korycie Wisły wśród już licznych tutaj plemion słowiańskich, Goci wywodzący się przypuszczalnie z południa Skandynawii zasiedlonego również przez Słowian (tego dowodzą badania haplogrup), lecz będący pod wpływem języka staroeuropejczyków, poszli na Bałkany a tam, wkurzeni czczymi obietnicami Cesarstwa przyznania im w zamian za służbę wojskową, żywności i ziemi na stałe osadnictwo, uderzyli i podbili Rzym. To oni, wprowadzili słowianonordycki termin ‘kaisar’ (stąd niemiecki ‘kaiser’; ‘władca’), czyli od ‘ka-is-ar’, czyli ‘kało/koliste-z-wysoka’. Zamieszkując Polskę, stykali się ze zwartą społecznością Lechitów, przez co nie wszyscy chcieli się podporządkować jej utrwalonym już prawom i większa ich rzesza opuściła tą ziemię. Dowodzi to, naszego panowania nad nimi, bo przecież skoro byli zdolni pokonać potężny Rzym, to czemu nie Lechitów? Potwierdza ten fakt również i podpis na grobie Bolesława Chrobrego, przypisujący mu tytuł króla Gotów. Goci musieli posiadać zdolność asymilacji języka Lechitów (Polanie to tylko nasza mniejsza grupa plemienna z Wielkopolski), gdyż sami posiadali podobne im słownictwo. Jak wiele z niego przejęli, ukazują słowiańskie wyrazy w pozostałościach języka gockiego zachowanego w Słowenii, chociaż używali przeważnie imion pochodzących od staroeuropejskich rodów nordyckich, dominujących w Skandynawii. Świadczy to jednak nie o germańskości Gotów, tylko o poszanowaniu przez skandynawskich Słowian – jakimi po części byli Goci, starożytności dziejów tych rodów.
Z kolei od ‘cesarza/cezara’ pochodzi ‘csar, car, carz’ (jak podaje Brickner, wpierw na Rusi, jako tytulatura ‘Hanów’ tatarskich, co wielki książę moskiewski dopiero w 1547r sobie od nich przywłaszczył) i tak, koło losu powraca do korzeni, ujednolicając w mowie wszystkich europejskich narodów, sens oraz brzmienie, najstarszych wyrazów wywodzących się od tych, których germańscy przybysze na ten kontynent chcieli unicestwić, a którzy im je ofiarowali – Słowian. Jako kulturowych pośredników w przekazaniu tak mowy własnej jak i przejętych zasobów mowy staroeuropejczyków. Moim zdaniem, starożytny, europejski język słowiański a szczególnie staroczeski, staropolski, ruski i starorosyjski, jest właśnie mową azjatosłowian z wpływami staroeuropejczyków, którymi absolutnie nie byli Germanie ani Romanie!
W „Słowniku staropolskim”, wydanym przez Polską Akademię Nauk, (w Warszawie 1955r, zeszyt 1), w której murach w Warszawie miałem zaszczyt pobierać nauki, znajdziemy odmiany tego słowa, z których ostatnia bliska jest wariantowi 7-memu, oraz zawierające je, staropolskie zwroty; (alphabetum): obiecadło, obiecado, obecado, obyecządlo. „Ktho chce pissac doskonale gezik polski i tesz prave, umey obecado moye”, „Ale bich ci ne przedluszil…, patrzy obecada meego”, „Ten istny mistrz… przyszedł k temu słowu w obiecadle, jeż słowo eI”
Na zakończenie, prezentuję wszystkie możliwe warianty logicznego tłumaczenia układów rdzeni dla wyrazu „abecadło”.
1) „abecadło” < ‘abeca-dło’ < ‘abiecadło’ < „abece(darium) + dło” : ‘elementarz – do’, czyli ‘elementarz, alfabet, nauka czytania’, (wyraźnie tak rozumiane dopiero od XVIIIw, interpretacja by BRUCKNER, BORYŚ),
2) „abecadło” < ‘abecad-ło’ < „abeced(arium) + ło” : ‘elementarz – to’, czyli ‘to elementarz’ (XVIIIw, interpretacja by ORLICKI),
3) „obiecadło” < ‘obieca-dło’ < „abeced(arium) + dło” ; ‘elementarz – do’ (od XVw.), wyraz dźwiękonaśladowczy, (interpretacja by BRUCKNER ),
4) „obiecadło” < ‘obiecad-ło’ < „abeced(arium) + obiecat + ło” ; ‘obiecywanie – to’ od ‘abiecati > obiecat’, czyli ‘to obiecanka’ (od IX – XVIIIw), wyraz prześmiewczy i dźwiękonaśladowczy, (interpretacja by ORLICKI),
5) „abiecadło” < ‘abieca-dło’ < ‘„abece(darium) + dło’ ; ‘elementarz – do’ (XVI – XVIIIw wyraz dźwiękonaśladowczy, imitujący fonicznie wyraz łaciński ‘abecedarium’, interpretacja by BRUCKNER, BORYŚ),
6) „abiecadło” < ‘abiecad-ło’ < ‘„abeced(arium) + abieca(ti) + ti/ło” ; ‘obiecywanie – to’ od ‘abiecati/obiecat’, czyli ‘to obiecanka’ (od *VIII – XVIIIw. zaś w części ‘abiecati’ od kilku tysięcy lat), prześmiewczy wyraz, dźwiękonaśladowczy, imitujący fonicznie wyraz łaciński ‘abecedarium’, (interpretacja by ORLICKI),
7) * „obeczadło” < „o-biecza-dło” ; ‘obeczane’ od prześmiewczego ‘to obeczane’, lub ‘do beczenia to’, czyli ‘to beczadło’, (interpretacja by ORLICKI),
8) * „obiesiadło” < ‘ob/ow-biesa-dło’ ; od prześmiewczo-ostrzegawczego ‘to/wo-biesa-do’, czyli ‘do diabła to’. Już w VIIIw. nastąpiła ekspansja religii chrześcijańskiej z obszaru Słowacji zależnej od państwa Wielkomorawskiego na obszar Polski, odnotowana w pismach Metodego, którzy niezwykle „po chrześcijańsku” straszyli przymusowym chrztem księcia Wiślan. (Interpretacja by ORLICKI).
A który wariant przemawia do Ciebie?
Jak byś się Drogi Czytelniku nie zapatrywał na moją analizę morfologiczną dla słowa „abecadło”, w której posłużyłem się rozbiciem leksemu na młodsze rdzenie i dawne morfemy, od których to słowo może pochodzić, sugeruję jedno! Powróćmy do najstarszej, odnotowanej w piśmiennictwie jego postaci, czyli „obiecadło”. Nie niszczmy i nie zapominajmy intencji, jaką nasi przodkowie zawarli w takim brzmieniu. Pamiętajmy, że wojna zachodu i wschodu z suwerennością naszego Narodu, to nie tylko eksterminacja jego potomstwa, jaka miała miejsce, lecz i jego przeszłości, która zaczyna się od kultury a przede wszystkim języka. Ta wojna trwa nadal, co widzimy tutaj na tylko jednym, drobnym przykładzie. Pozornie małoistotnym wyrazie, zmienionym nam z ‘obiecadło’ na ‘abecadło’.
Nie odzyskamy w pełni, duchowej suwerenności a za nią materialnej i narodowej wielkości, gdy nie odzyskamy największego skarbu naszej kultury, dawnego języka! Choćby poprzez wzbogacenie jego zasobami w oryginalnym brzmieniu, języka współczesnego. Brak w naszej mowie, języka dawnego czy do dawnego zbliżonego, skutkuje coraz częstszym nie zrozumieniem ich dawnego sensu a przy okazji własnej przeszłości i kulturowej wielkości. O to chodziło naszym prześladowcom, abyśmy ten ślad utracili, gdyż, kogo mowa – czyli kultura, kogo krew – czyli przodkowie, tego władza! Tego prawo do ziemi, na której je odnajduje! To, że Germanie i Romanie tak fałszowali i dalej fałszują historią o zasiedleniu Europy, jest więc, strategią polityczną.
Do interesowania się naszym językiem i odzyskiwania jego pamiątek leksykalnych, niech zmotywuje nas i ten fakt historyczny, jakim było odnoszenie się do naszego języka, duchownych katolickich. Którzy, przepisując słowniki i księgi łacińskie, niekiedy odnotowywali między wierszami lub na marginesach, dla wykorzystania w praktyce pośród jej krzewienia wśród ludu, wyrazy z języka staropolskiego, symbolem literowym ‘l.v.’, czyli „lingua vulgaris”, co znaczyło „język nieszlachetny/wulgarny”, pochodzący od „pospólstwa/motłochu”, lekceważonego, autochtonicznego Narodu polskiego. Dzisiaj, niektórzy naukowcy, zwiedzeni doktrynami zachodu, czynią tak za pomocą oznaczenia ‘pie’, podczas gdy powinni pisać ‘pse’, czyli ‘prasłowianoeuropejski’
Objaśnienia:
– „* ”, gwiazdka oznacza słowa hipotetyczne, nieznane w piśmiennictwie, ich data jest niemożliwa do ustalenia,
– „derywacja”, proces słowotwórczy, polegający na tworzeniu wyrazów pochodnych,
– „antroponimy”, nazwy osobowe (imiona, przezwiska, nazwiska, itd.),
– „toponimy”, nazwy miejsc (np. osad ludzkich – miast, wsi, przysiółków),
– „morfemy”, najkrótsze rdzenie wyrazów posiadające sens logiczny i cechy słowotwórcze,
– „afiksy”, morfemy zaimkowe.
Rafał Kopko – Orlicki
Autor zaprasza wszystkich czytelników na strony serwisu (www.dgwiarygodni.pl) gdzie będą się mogli odnieść do analiz pochodzenia i pierwotnego znaczenia wyrazów polskich, przedstawiać swoje interpretacje, i współtworzyć studium etymologiczne dla pierwszego słownika morfemicznego języka polskiego.