W okowach mrozu – sierpień 2010 (Internet)

Wywiad dla czasopisma internetowego W Okowach mrozu – 10 sierpnia 2010

[Czasopismo jak wszystko wskazuje efemeryczne – bo w listopadzie 2010 nie mogłem go znaleźć w Sieci]

  1. Dzień dobry, „Stworze i Zdusze”, „Księga Tura” – te książki podbiły serca wielu czytelników zainteresowanych tradycją i wierzeniami ludów słowiańskich i poszukiwaniem własnej tożsamości w coraz bardziej globalnej rzeczywistości. O ile mi dobrze wiadomo, już niebawem ukaże się kolejny rozdział Wielkiego Czwórksięgu, „Księga Ruty”. Przyznam szczerze, że zaczynałem już wątpić, czy na „Księdze Tura” się czasem nie skończy, czy znajdą się pieniądze na wydanie kolejnych tomów, wreszcie – czy będzie zainteresowanie Pana dziełem ze strony wydawnictw książkowych. Proszę opowiedzieć co nieco o „Księdze Ruty”, jak również o całej Pańskiej „Mitologii Słowiańskiej”. Co skłoniło Pana do podjęcia tak obszernego tematu?

Witam wszystkich czytających.

Czy Księga Ruty się ukaże tego jeszcze na 100% nie wiadomo. Wiadomo, że Księga  Ruty jest skończona. Ostatnie zdanie po 24 Taji  : Tabaszowa, Sierpień, 2010. – napisałem w tym tygodniu.

Księga Ruty to dalszy ciąg Księgi Tura – Taje od 18 do 24, Wojna o Taje i Dzieje w Nowej Kolibie, oraz opowieści mitologiczne z nieco innych – wschodnich i północnych słowiańskich punktów widzenia. Już wcześniej pokazałem książkę w Uniwersitasie, a recenzja tzw. naukowa była dla mnie bardzo obiecująca  – z punktu widzenia nauki mojej wizji nie da się podważyć – tyle mogę powiedzieć. Uniwersitas oczywiście nie zdecydował się jej wydać. Byłbym zdziwiony,  gdy by wydawnictwo uniwersyteckie – UJ wydało książkę, którą ściągnie sobie na głowę lawinę ze wszystkich możliwych stron, zwłaszcza ze strony własnego środowiska.

Praktycznie więc poszukiwania wydawcy trwają i na horyzoncie pojawiają się różne rozwiązania, ale jak to się potoczy dalej?…

Praca nad każdym tomem trwa bardzo długo, bo staram się uwzględnić całą dostępną aktualnie wiedzę, ze wszystkich możliwych dyscyplin nauki oraz wszelkie punkty widzenia, nie pomijając żadnych okruchów z różnych regionów Słowiańszczyzny i krajów sprzężonych z nią kulturowo.

Tak naprawdę Księgę Tura zacząłem pisać w roku 1980, a może nawet wcześniej, koło 1976 zaczęło się zbieranie materiałów, na początek ze starych kronik, starych ujęć mitologii słowiańskiej i opracowań etnograficznych. Na szczęście miałem pod ręką Bibliotekę Jagiellońską – w tamtych czasach  dostęp do źródeł był bardzo utrudniony.

Opowieści mitologiczne Wiary Rodzimej poznawałem już od dzieciństwa, w domu rodzinnym, zarówno przez rodziców, obydwie babcie, jak i przez znajomych mojej rodziny – w opowieściach i w praktyce. Jestem poganinem od urodzenia, choć jak każdy Polak Mały zostałem ochrzczony. Od wczesnego dzieciństwa wchłaniałem setki mitycznych opowieści, a odkąd nauczyłem się czytać interesowałem się bardzo intensywnie baśniami, bajkami i podaniami ludowymi, językiem polskim i innymi słowiańskimi, antropologią, obyczajami ludów ziemi i plemion tzw. „dzikich”, archeologią, odkryciami w Egipcie, Mezopotamii, potem w Peru, Wyspa Wielkanocna, Polinezja, itp. Mitologię Greków Gravesa dostałem w prezencie na 12 urodziny. Potem było w domu wiadomo, że w prezencie można mi kupować tylko kolejne wydawnictwa s-f, archeologiczne, albo mitologie różnych regionów.

Znając wiele podań z mojej rodziny dziwiłem się zawsze że w Polsce wychodzą różne mitologie, tylko nie Mitologia Słowian. Do końca lat siedemdziesiątych XX wieku wyszła praktycznie tylko Mitologia Brucknera – jak wiadomo hiperkrytyczne, podległe berlińskiej szkole dzieło, powstałe w czasach ekspansji ideologii faszystowskiej i agresywnej propagandy o wyższości staroniemieckiej kultury. Tezy tej książki właśnie tak mnie rozwścieczyły – że postanowiłem, iż jeśli tylko się da,  kiedyś spiszę wszystko co wiem – tak jak to widzę – na zupełnie innej zasadzie niż czyni to nauka… i wydam publicznie.

Zresztą obiektywizm nauk opisowych (humanistycznych) był już wtedy (1975) przez same kręgi naukowe kwestionowany. Postmodernistyczna, obecna wizja nauk opisowych wyraźnie już podkreśla fakt, iż nie ma jednej obiektywnej prawdy a tylko punkty widzenia zależne od uwarunkowań. Ktoś kto myśli, że nauki humanistyczne odkryją przed nim „jedyną, obiektywną” prawdę żyje złudzeniem.

A mitologia to dziedzina mistyki i religii oraz literatury a nie nauki.

Ale poza wszystkim, w ramach samej nauki można było już w latach 70-tych XX wieku – co zrobił jednak dużo później Gieysztor, przeciwstawić wizji Brucknera wizję o 180 stopni różną – bogatą, bogatą bogactwem całego materiału wszystkich dyscyplin wiedzy – materiału niewykluczającego się wzajemnie – jaki można było włączyć z całego obszaru Słowiańszczyzny – zwłaszcza antropologii porównawczej i językoznawstwa. To ostatnie w tym czasie poważnie się posunęło, jeśli idzie o badanie wspólnego prajęzyka Ariów – tzw. Praindoeuropejskiego. Można było to zrobić, ale w komunistycznej Polsce nikomu na tym nie zależało, a w postkomunistycznej, z jednej strony skatoliczonej, a z drugiej poddanej laickiej doktrynie tzw. kręgów europejskich, tak samo nie.

Musieliśmy wydać Mitologię Słowiańską „Księgę Tura”, powiedzmy oględnie, „własnymi” siłami – nie chcę tutaj opisywać jak do tego doszło – bo nikt tej książki wydać wcale nie chciał, tak jak i potem stwarzano w Krakowie trudności w promowaniu tej książki np. w Muzeum Archeologicznym, w Polskim Radio – niestety tak to wygląda. Własnymi siłami „sprzysiężonych ludzi postępu”, doprowadziliśmy do tego że książka wyszła po trzech latach leżenia w Wydawnictwie Baran & Suszczyński – ale jednak wyszła, w czym wielka zasługa tych ludzi i jeszcze innych, np. Romany Bobrowskiej, która jednak nagrała odcinki w Polskim Radiu – tyle na razie musi wystarczyć, kiedyś opowiem na ten temat może szerzej i jaśniej.

Mitologia Słowiańska to pasja mojego życia, tak jak odtworzenie w praktyce całego systemu Wiary Rodzimej Słowiańskiej jest nadrzędnym celem grupy osób i moim własnym, odkąd Polska została częściowo wyzwolona w 1989 roku – mówię częściowo, bo do końca wolna jednak nie jest, ale to inna zupełnie sprawa.

2.

Spotkałem się z opiniami, że „Księga Tura” to nic więcej jak na poły fantastyczne, na poły pseudonaukowe brednie, niewiele mające wspólnego z rzeczywistością. Faktem jest jednak, że księga ta jest wręcz najeżona przypisami i odniesieniami do tekstów źródłowych. Co by Pan powiedział wszystkim, którzy mają o Pana twórczości podobne zdanie do tego właśnie przytoczonego?

Myślę, że odpowiedziałem na to pytanie pośrednio przed chwilą. W książce został na poważnie zastosowany cały dostępny aparat naukowy z wielu dyscyplin nauki, ale celem jego użycia było stworzenie spójnego systemu z niewykluczających się wzajemnie, ocalałych okruchów, zapisów, wzmianek, szczątków archeologicznych i przetrwałych zwyczajów oraz obrzędów i podań ludowych, a nie negatywna, zimna, naukowa weryfikacja zerująca.

Tym wszystkim mędrkom, którzy tak łatwo rzucają epitety, życzyłbym żeby przesiedzieli w bibliotekach i pochłonęli tyle wiedzy z dziesiątek dziedzin nauki co ja w ciągu 30 lat, jakie poświęciłem tej sprawie, żeby studiowali jakiś temat posiadając  zaledwie ślady, rozrzucone strzępy informacji i same utrudnienia w dostępie do źródeł, żeby poświęcili wszystkie siły aby zbudować pierwszą – no nie,  powiedzmy drugą (bo był Trentowski, o którym wciąż nikt nie ma pojęcia co napisał, bo do dzisiaj jego tekst oryginalny  leży w Muzeum Czartoryskich, nie wydany przez 2 wieki) w dziejach wizję w pełni spójną danego tematu i żeby jakiś dureń napisał o nich to co oni piszą  o mnie. Po prostu najpierw należałoby przeczytać, zajrzeć do tych źródeł, sprawdzić zastanowić się, … ale oczywiście łatwiej jest powtarzać bezkrytycznie opinie ludzi, którzy wygłaszają podobne zdania z całą premedytacją, mając za główny cel storpedowanie odrodzenia Wiary Słowiańskiej, albo porachunki osobiste.  Z tymi ostatnimi, którzy z premedytacją to robią czy z pozycji katolickich czy z powodu jakichś własnych osobistych ambicji przywódczych, w ogóle nie zamierzam polemizować. Ja nie mam żadnych przywódczych ambicji i nie działam w ramach żadnego oficjalnego związku rodzimowierczego, ani żadna z osób związanych ze Starosłowiańską Świątynią Światła Świata tam nie działa. Jest też grupa osób po prostu nie myślących zbyt głęboko, zawsze tacy są i są osoby jak zwykle zawistne  – te choć ich nie znam piszą o mnie per Czesio w Internecie albo opisują w Wikipedii tzw. białczyzmy – czyli ich zdaniem zmyślenia mitologiczne Białczyńskiego – co za bzdura … Nie, szkoda się nad tym rozwodzić. Jako osoba publiczna nie mam pretensji o osobiste, czasami także ostro negatywne oceny odbiorców, ale pod warunkiem że potrafią je oni logicznie umotywować.

W ogóle szkoda naszego czasu – o czym tu dyskutować? O czym my mówimy – Czy Przyroda istnieje? Czy Bór istnieje – na szczęście jeszcze tak, czy istnieje  Woda Płynąca, czy istnieje Ocean, czy istnieje Szczęście? Czy działa instynkt rozmnażania, czy istnieje miłość? Skoro ludzie modlą się i odbywają obrzędy na cześć Przyrody – Żony Roda, skoro czczą Władców Borów i Zwierzyny, skoro składają ofiary bogom Nieba i Słońca, mamy wdawać się w dyskusję z pseudorodzimowiercami czy bogini Rodżana istniała? A jeśli nie to co?! Wystarczy, że istnieje dla nas teraz – tak Jak Pani Wód i Władca Morza – to nie są postacie z bajek tylko Siły Przyrody, które tak są przedstawiane, tak są upostaciowane, otrzymały takie uosobienia – dyskusja o istnieniu bądź nie, tego czy innego bóstwa- siły przyrody jest zbyteczna. Wielki Tajemnik Słowiański to nie zbiór bajek o związkach i miłostkach bogów-ludzi, lecz przedstawione w formie opisowej związki i zmagania między Siłami Przyrody, którym nadano ludzkie kształty i motywacje tylko po to aby zbudować przemawiające do wyobraźni człowieka obrazy i łatwo zapadające w podświadomość metafory . Poza tym wystarczy że i tak wszyscy –  My Wierzący –  uznajemy, że jest ten Najwyższy – Stwórca Wszego Świata (Wszechświata), którego inni są emanacjami cząstkowymi, dziećmi, wnukami, reprezentantami aspektów tej Siły Najwyższej, która dzieli się i manifestuje w różnych aspektach rzeczywistości i jest ukazywana pod różnymi postaciami. Czy ktoś waży się w fizyce kwestionować istnienie Siły Grawitacji? Czy był lub jest bóg Podziemia – Skalnik?! Oczywiście ktoś powie że nie,  bo go nie ma w kronikach, ale czy ktoś może zakwestionować istnienie i działanie Sił Jądra Ziemi i ochrony magnetosferycznej jaką one dają – więc jest czy nie, ten bóg, ta siła w przyrodzie, siła która nas chroni przed przenikliwym promieniowaniem? A my dyskutujemy czy był Łado czy go nie było – tak, jest Łado, bo jest Ład Wszego Świata – po prostu JEST, czy kto chce czy nie. Tak, jest Makosz – bo istnieje Zręb Przeznaczenia (Ogół Wydarzeń Kosmosu w chwili naszego narodzenia), jest Mokosza – bo istnieją Wyroki Losu (czyli Miejsce i Czas w którym się rodzimy, które  od naszej woli nie zależą a mają wpływ na nasz cały byt), istnieje Kupała bo istnieje żądza (przyrodzony instynkt rozmnażania), istnieje Dziewanna, bo istnieje miłość (instynkt tworzenia trwałych związków seksualnych), istnieje Krasatina bo istnieje Piękno – to są kategorie nie tylko filozoficzno-mistyczne, ale po prostu siły, których działaniu podlega cały ożywiony świat, każdy człowiek – cała przyroda.

3.

Uwielbia Pan zabawę słowem i naszą polską mową. Wiele jest w Pańskiej mitologii neologizmów. A może są to wydobyte gdzieś z otchłani czasu archaizmy, które Pan wskrzesza, by ponownie nabrały sensu?

W mojej twórczości w zasadzie nie ma neologizmów. Są słowa odtworzone na bazie starych istniejących słów, są stare zapomniane słowa wprowadzone na powrót w obieg takie jak choćby: tyn, tum, trzem, twer (od czego twierdza), twornica, kącina, pirć, pąć (ścieżka). Są słowa, które były kiedyś wspólne a dzisiaj są w polskim nieużywane, ale są używane w innych językach słowiańskich i bardziej adekwatne, stosowniejsze do opisu pewnych zjawisk czy pojęć – przywracam je wspólnemu użytkowaniu, jako wywodzące się ze wspólnego dziedzictwa. Są też u mnie przywrócone językowi literackiemu słowa z gwar ludowych np. śląskie. Ktoś mnie kiedyś zapytał skąd to sztuczne słowo na boginki i bogunów (nota bene – bogun to też słowo przywrócone bo było zapomniane podobnie jak kniagin, witaź, świtung – to wszystko istniało – to żadne neologizmy)  – Stworze? To nic wymyślonego bo u Ślązaków tak się je właśnie nazywało boginki i bogunów – Stwóroki, a na Łużycach mówiono Stwory, więc Stworze to tylko polska literacka wersja zaczerpnięta z języka serbo-łużyckiego i gwary śląskiej. Są też u mnie słowa pochodne, utworzone od tych powyżej opisanych typów słów.

4.

W Pana dorobku znajdziemy oprócz dzieł mitologicznych również powieści science-fiction, a nawet scenariusze filmowe. Współpracował Pan z Telewizją Polską. Jak Pan to wszystko wspomina?

Trudne pytanie, wspominam to różnie. TVP, TVN, Polsat – współpracowałem z nimi wszystkimi na różnych płaszczyznach – jako twórca, pisarz którego książki chcieli adaptować i kręcić na ich podstawie filmy, scenarzysta który napisał dla nich koło 30- 40 scenariuszy, wreszcie jako kierownik literacki producenta filmowego firmy Crackfilm i jako osoba działająca w obszarze produkcji spotów reklamowych w agencjach reklamowych.

Nie wykluczam że taka współpraca będzie też w przyszłości. W najbliższych planach mam scenariusze 52 odcinków filmów animowanych dla dzieci. Wolę zdecydowanie prywatnych producentów, którzy bywają już obecnie różni, mniej podobni do Rywina i innych bonzów którzy wyszli prosto z TVP Gierka,  np. teraz przybywają oni z USA czy Niemiec jako reemigranci z pieniędzmi i ambicjami artystycznymi – to zjawisko nowe, ostatnich lat.

Ogólnie można powiedzieć że wszędzie tam – w dużych telewizjach i przemyśle filmowym –  nie rządzi zasada „produkujemy to co najlepsze”, ale  często zasada „ produkujemy to co nasze, to co naszych” – to jest tych z którymi lepiej się znamy i których bardziej lubimy. To wysoce nieprofesjonalne. Do tego dochodzi fakt, że całe to środowisko artystyczno-filmowo-telewizyjne to w 80% środowisko postkomunistyczne, z całym bagażem jaki z tego wynika. Być może taka jest naturalna kolej rzeczy. To jednak przeszkadza tworzyć dzieła ambitne i dobrej jakości, ale nie uniemożliwia całkowicie, więc od czasu do czasu powstają perełki w szarej masie bylejakości.

Ogólnie atmosfera pracy w TV i filmie jest bardzo miła i są to mili ludzie, ale to nie zmienia faktów natury „strukturalnej”. Jakość jest tam taka sama jak w polskiej piłce nożnej (tam mili faceci biegają po boisku i chcą jak najlepiej, ale co z tego) bo działają wciąż przez 20 lat Wolnej Polski mechanizmy negatywnej selekcji z czasów komunistycznych – no i rozdzielnictwo pieniędzy z Ministerstwa Kultury czy abonamentu – to jest fatalne, zwłaszcza dla przemysłu filmowego, który w Polsce nie ma charakteru przemysłu tylko manufaktury lub spółdzielni, „grupy starych dobrych znajomych Prezesa”.
5.

Czy możemy dziś powiedzieć, że słowiańscy Bogowie wrócili do ogólnej świadomości Polaków po stuleciach niebytu, czy też byłoby to stwierdzenie nieco na wyrost? Bo to, że tkwili /tkwią w naszej zbiorowej podświadomości od zarania dziejów nie ulega wątpliwości. Dziś coraz częściej Noc Świętojańską nazywa się na powrót Nocą Kupały, zaś przy okazji Zaduszek, Bożego Narodzenia czy też Wielkanocy co roku przypomina się Polakom w artykułach prasowych i internetowych pogańskie korzenie tych uroczystości. Przykłady można mnożyć.

Tak. Moim zdaniem słowiańscy bogowie wrócili już do zbiorowej świadomości Polaków, tak samo jak dociera do nich fakt że żyją wśród nich ludzie którzy wyznają Słowiańską Wiarę Przyrodzoną (Rodzimą, Wiarę Przyrody), którzy są tak zwanymi poganami. Nie istnieje za to na pewno tolerancja dla wiary przyrodzonej rozumiana np. jako gotowość  do współużytkowania świętych miejsc różnych religii, lub zwrotu miejsc zawłaszczonych w wyniku średniowiecznej działalności związanej z nawracaniem na chrześcijaństwo – którą mogę nazwać tylko barbarzyństwem, zbrodnią przeciw polskiej kulturze i tradycji,  była to także zbrodnia w dosłownym znaczeniu – ludobójstwo przy użyciu aparatu przemocy państwa.
6.

Z czego to wynika, że środowiska chrześcijańskie (w przypadku Polski w głównej mierze katolickie), które w sferze obrzędowej tyle czerpią z tradycji słowiańskiej, z niezmienną od wieków pogardą odnoszą się do tego, co „pogańskie”? Perun czy Świętowit to w oczach katolika „bożek”, „bałwan”, ale drewniany świątek z podobizną Jezusa doznaje z jego strony najwyższej czci, choć przecież figurka taka jest bezsprzecznie kontynuacją rodzimych wyobrażeń dawnych bóstw, stojących niegdyś przy drogach.

To jest postawa obronna. Wypływa ze świadomości zwłaszcza kleru katolickiego, że wiara katolicka w Polakach jest zakotwiczona bardzo płytko. Oni wszyscy są bardzo bliscy pogaństwa. Praktyka religijna sprowadza się najczęściej do kultywowania obrzędowości o korzeniach mocno pogańskich i odbębniania nabożeństw niedzielnych czy świątecznych.

Trzeba być przygotowanym na ostrą walkę do której kiedyś dojdzie, nie tylko na inwektywy ale i na kolejne ofiary.

Trzeba też mieć świadomość że monopol nie lubi mieć konkurencji – Kościół żyje z datków wiernych. Co będzie gdy wierni odejdą?! Te wszystkie kościoły które przez wieki postawili przejdą w użytkowanie Nowej Wiary, a Kościół Katolicki straci podstawy bytu. To samo jeśli będzie coraz mniej księży – to drugi biegun sytuacji zagrożenia pojawieniem się innych religii. Mają oni taki sam stosunek do hinduizmu, buddyzmu, islamu, prawosławia. Gdyby mogli nazwali by to wszystko sektami  – ale to po prostu konkurencja.

To mit, że KK pozwolił przetrwać Narodowi Polskiemu, KK zrobił co w jego mocy przez 1000 lat żeby nie tylko ten naród ale i inne podporządkować Zachodowi i spuściźnie po Rzymie, żeby zniszczyć w Słowianach świadomość dawnej przynależności kulturowej, słowiańskości, i zerwać łączność z dawną kulturą duchową Sistanu (Słowiano-Indo-Irańską wspólnotą kulturową).  Od XIX wieku katoliccy pozytywiści tacy jak ksiądz Hugo Kołłątaj obrzydzali narodowi wszystko co związane z tradycją sarmacką i sarmatyzmem – było to jak widać działanie skuteczne, którego skutki musimy dzisiaj przezwyciężać.

7.

Który ze słowiańskich Bogów jest Panu najbliższy i dlaczego? A może jest to Bogini?

Moim zdaniem, ale zaznaczam, że to tylko moje zdanie, preferować któreś bóstwo to znaczy w szczególny sposób oddawać mu cześć. Czyli to jest tak jakbym uważał, że jego rola w Świecie czyli we wszechświecie jest większa, ważniejsza niż innych bóstw – Sił Przyrody (Przyrodzonych). Jako pisarz szczególnie cenię sobie bogów weny twórczej, wiedzy i słowa – tyn i ród Chorsów, tyn i ród Podagów, Ładów – jako bogów Wiedzy i Prawdy, a także (Ładności) Harmonii. Ale nasze życie jest wszechstronne i wielopłaszczyznowe więc na równi czczę i cenię sobie współharmonię z bogami Miłości, Rodu i Rodziny, Domu i Ogniska Domowego, Gospodarstwa, ze wszystkimi Żywiołami, bogami Pór Roku i Kirów Świata, Działów czy wreszcie z Najwyższym jako tym, który zawiera w sobie Wszystko. Mogę jednak zrozumieć postawę osoby która preferuje np. Peruna – jako wojownik, żołnierz, albo Ładę – Boga Wojny, a lekarz może przecież preferować Morów – którzy są Tynem nie tylko Bogów Zapomnienia i Starości ale także Chorób i Zdrowia (Ziół i Lecznictwa), albo Przeplątów, którzy muszą sprzyjać gdy ktoś jest poddany szczególnie ryzykownym przedsięwzięciom gdzie coś może się łatwo przez przypadek – kosy los – nie udać, np. wyprawa, operacja chirurgiczna itp.

Nie wierzę, że można  cokolwiek wymodlić u Bogów – ale wierzę że modląc się można uzyskać taki rodzaj skupienia i wewnętrznego wglądu oraz pewności siebie, że każdy błąd uda nam się uprzedzić na czas i przewidzieć każde zagrożenia dla przedsięwzięcia.

8.

Jest Pan laureatem „Słowiańskich Dębów”, nagrody przyznawanej przez działający od kilu lat w Polsce związek wyznaniowy Słowiańska Wiara za wybitne osiągnięcia na polu popularyzacji kultury i wierzeń Słowian. Jakie ta nagroda ma dla Pana znaczenie?

To cenna nagroda, bo w Słowiańskiej Wierze widzę szczególnego kontynuatora całej spuścizny Wiary Przyrodzonej Słowian. Wiara Rodzima nie może być dogmatyczna i narzucająca kanony. To ją różni właśnie od innych wielkich religii – jako niewątpliwie jedną z wielkich religii Świata – że pozwala wiernym w minimalistycznie rozumianym kręgu wspólnym, czcić indywidualnie to co chcą i kiedy chcą, sprowadzając obrzędy publiczne do kilku niezbędnych, które są ewidentnie wspólne i tak samo traktując tzw. Wyznanie Wiary – jako niezbędny obszar wspólny.
Oni tak działają, ale obserwuję też pozytywne zmiany w innych związkach rodzimowierczych.

9.

Jak Pan skomentuje fakt, że istnieją grupy neopogańskie o charakterze skrajnie prawicowym, które widzą w słowiańskich Bogach symbole supremacji białej rasy i jej dziejowego trwania, mają ich za strażników etosu słowiańskiego wojownika-zdobywcy? Wielu takich „Słowian” otwarcie przyznaje się do fascynacji nazizmem, Hitlerem, Rudolfem Hessem, co wręcz uwłacza pamięci naszych Przodków, dla których żywioł germański był od zawsze zagrożeniem i wrogiem numer jeden, dopóki nie pojawił się sowiecki potwór na Wschodzie. Z drugiej strony – co Pan sądzi o komunistach, socjalistach i innych ludziach o orientacji lewicowej, którzy w słowiańskiej tradycji dopatrują się odległych zaczątków wyznawanych przez siebie ideałów – braterstwa, pracy w czynie społecznym, socjalizmu sensu stricte? Czy mieszanie wiary i polityki powinno mieć w ogóle miejsce?.

Jak pokazuje przeszłość (chrześcijaństwo) jak i teraźniejszość (islam, chrześcijaństwo) oraz inne przykłady  choćby z historii Indii i Pakistanu mieszanie wiary i polityki to bardzo zła praktyka. Ta zła praktyka towarzyszyła też hitleryzmowi – jednej z najgorszych satrapii wymyślonych przez człowieka – który usiłował się wspierać germańską wiarą rodzimą i zbezcześcił święty słowiano-indo-aryjski znak Swastyki. To dla mnie dziwaczne gdy Polacy, którzy są dzisiaj dzięki II Wojnie Światowej narodem o 20-30 milionów mniejszym niż mogliby być gdyby nie działalność Hitlera i jego kolegów partyjnych  – przypominam że Polska w 1939 roku miała 38 milionów obywateli – czczą ideologię która do tego doprowadziła. A gdyby mogli powtórzyć hitleryzm w wydaniu polskim (bo w słowiańskim przewyższył go stalinizm i liczbą ofiar i perfidią), to co – czy chcieliby przejść do historii świata jako kaci jakiegoś innego narodu?! Dla mnie to jakieś zaćmienie umysłu, dewiacja. Naszym zadaniem jest z Polski uczynić tak atrakcyjny pod każdym względem twór państwowy, że będzie on budził zachwyty i zazdrość i sprawiał że każdy chciałby być Polakiem, tak jak dzisiaj wielu chciałoby być Amerykanami, a Amerykanie nie wyobrażają sobie nic lepszego niż USA. A jeżeli tak by już było, to niech każdy będzie Polakiem kto chce, najlepiej wszyscy ludzie na Świecie, niech się uczą polskiego, śpiewają polskie piosenki i chodzą w szlacheckich sarmackich strojach  – pod warunkiem że każdy z nich przyjmie nasze wewnętrzne regulacje prawne, nasz wspaniały model narodu i państwa itp.  – to znaczy nie stanie się Polakiem po to żeby tutaj zarabiać, żyć a potem zacząć nam ulepszać państwo po islamsku (jak muzułmanie we Francji czy Belgii), albo nie zacznie nagle żądać własnego terytorium na naszym, bo już się zasiedział i poczuł silny, tak jak Albańczycy w Kosowie.

10.

Czytał Pan zapewne książkę „Ziemia gromadzi prochy” Józefa Kisielewskiego. Czy podziela Pan zdanie autora o niezmiennej, dzikiej i zaborczej naturze ludów germańskich, czy może zaobserwowane i opisane przez autora w przededniu II Wojny Światowej niegodziwości Niemców wobec Słowian, w szczególności Polaków, skłoniły pisarza do zbytnich uogólnień i uproszczeń? Swoją drogą, szczerze polecam wszystkim lekturę tej książki, również ze względu na przebogatą i unikalną szatę graficzną.

To trudne pytanie i wymagałoby osobnego elaboratu. Generalnie nie przypisywałbym narodom szczególnie negatywnych cech, ale jest faktem że pewne narodowości potrafią coś robić lepiej niż inne. Czy Niemcy potrafią lepiej zabijać? Czy cieszyliby się z takiej etykiety. Myślę (a znam wielu Niemców i to bardzo fajnych ludzi którzy w najciemniejszych czasach sowieckiej okupacji Niemiec Wschodnich w Erfurcie i Berlinie tworzyli hipisowskie i protestanckie wspólnoty typu komun i byli prześladowani), że oni strasznie cierpią że przylgnęła do nich taka opinia i że brani są za ludobójców z urodzenia. To jednak nie ta cecha doprowadziła do zbrodni masowej z ich udziałem. Myślę, że Niemcy potrafią łatwiej się poddać zbiorowej dyscyplinie i nie potrafią się sprzeciwiać uchwalonemu prawu – te dwie cechy uczyniły z nich naród bezwolny, który łatwo się poddał totalitaryzmowi Hitlera.

11.

Naród łużycki, bez wątpienia najbardziej pokrzywdzony z żyjących współcześnie narodów słowiańskich żyje sobie cicho za naszą zachodnią granicą bez słowa skargi na swój los, na tysiącletnią dziejową zawieruchę, która jest jego udziałem. Walka Łużyczan o przetrwanie zdaje się nie mieć końca. Łużyczanie dopominają się swoich praw, ale chcą tym jedynie zagwarantować sobie spokojny byt, nie zaś za wszelką cenę zwrócić na siebie oczy całego świata. Czy nie zazdrości Pan im tego „pragmatycznego” heroizmu, który ujawnia się szczególnie w porównaniu z heroizmem w wydaniu katolicko-polskim, naszpikowanym martyrologią i cierpiętniczym kultem przeszłości albo z wiecznie żywą rosyjską mocarstwowością? Jaki model pamięci o bohaterach narodowych jest Panu najbliższy – łużycki, polski czy rosyjski?

Naród Łużycki już praktycznie nie istnieje, więc okazał się nieskuteczny – nie obronił swojej tożsamości ani integralności. Mógł moim zdaniem  to tylko wywalczyć  zbrojnie i to dopóki był na tyle liczny żeby nie został wybity – bo z Niemcami nie da się inaczej, podobnie jak z Rosjanami. Zobaczymy czy uda się obronić Czeczenom, którzy podjęli heroiczny wysiłek zbrojny – podobnie do Polaków. Gdyby nie liczne, krwawe powstania polskie, które nie ustawały od końca XVIII wieku aż do 1980 roku i gdyby nie świadomość powszechna w Europie że Polaków nie da się powstrzymać – to Polski by dzisiaj nie było, tak jak nie ma Łużyc. Strach przed kolejnymi krwawymi wydarzeniami z udziałem Polaków, a może nawet kolejną wojną w Europie, skłonił  w końcu wszystkich dookoła w 1980 roku do powstrzymania się z interwencją i wzajemnego zaszachowania. Nie pochwalam drogi bez ofiar, ofiara ma charakter w najgorszym razie odstraszający – zawsze deprymuje przeciwnika tak jak to ma miejsce przy zamachach islamistów – budzą lęk i nikt nie może się czuć panem ich Afganistanu, Libanu, Jerozolimy, Iraku  czy innych islamskich krajów. Gdyby Łużycy wywołali zamęt w Centrum Europy i to kilkanaście razy – powiedzmy w okresie od XVIII wieku do 1920 roku to dzisiaj mieliby zapewne własne państwo, a tak ulegają germanizacji jak wiele lechickich organizacji nad Łabą – Wieleci, Drzewianie, Obodrzyce. Stąd tzw. Naród niemiecki tworzy dzisiaj 40% Celtów i 30% Słowian, którzy zapomnieli kim genetycznie są.


12.

Odwołuje się Pan do dorobku Stacha z Warty i Szczepu Rogate Serce. Czym Pana ujął ten niedoceniony w Polsce artysta, jak również ci, którzy podjęli w swoim czasie jego przesłanie?

Traktowanie tego artysty w Polsce wyłącznie jako ciekawostki „przyrodniczej”, oszołoma i przedstawianie go jako na wpół obłąkanego, a nawet jako przykład polskiego narodowego szowinizmu uważam za jeden ze skandali w dziedzinie krytyki sztuki. Nawet obecne próby przywrócenia temu artyście właściwego miejsca w polskich sztukach plastycznych to tylko jakieś pozory i tuszowanie ostracyzmu jaki panował wokół jego osoby i panuje nadal. Jego wkład w rozwój sztuk plastycznych w okresie międzywojennym jest nie mniejszy niż Witkacego, a nawet uważam że jest większy. Tylko narodowa postawa Szukalskiego i jawnie pogańskie otoczenie spowodowało jego kłopoty z ukończeniem ASP w Krakowie i cały późniejszy stosunek do jego twórczości komunistycznych krytyków – bo w Polsce komunistycznej poruszanie tematu narodowego było tabu – byliśmy przecież de facto w sowieckiej niewoli, a Szukalski we wrażym, paskudnym USA produkował medale upamiętniające Katyń jako starcie humanizmu z małpioludzkim gorylizmem sowieckim.  Dzisiaj w Polsce obowiązuje także postawa uległości Moskwie, zamiast partnerskiej postawy budującej  zwyczajną przyjaźń. Przyjaźń bez partnerstwa i równości w ogóle nie jest możliwa. Jeżeli silniejszemu, czyli Rosji nie będzie zależeć na przyjaźni z nami, to jej po prostu nie będzie i nie trzeba się przed nimi płaszczyć, bo nic nie osiągniemy postawą uległego psiaczka, w sytuacji gdy ktoś traktując nas przedmiotowo, przy pomocy polskiej karty rozgrywa swoją globalną rozgrywkę. Nie chcę tutaj wchodzić w politykę…, ale dla oceny sztuki Szukalskiego i dla każdego rodzaju aktywności pronarodowej polskiej, zmierzającej do odzyskania w pełni podmiotowości politycznej  nie jest to sprzyjająca atmosfera.

Artysta wprowadzający nową jakość musi być bezkompromisowy i bezczelny, bo inaczej zostanie wypchnięty za burtę, musi być prowokatorem. Szukalski wpisywał się w nurt awangardy międzywojennej a jego prace są jednymi z najbardziej odważnych i zaskakujących i wnoszą nową jakość nie tylko w płaszczyźnie sztuk plastycznych ale też postawy ideowej jaka  powinna być zawsze podstawą twórczości, podstawą awangardy. W Polsce do dzisiaj niestety trwa niewolnicze małpowanie wzorów z Zachodu i mało kto wnosi do sztuki coś co by nie było wtórne. On to wnosił i docenili to niestety obcy, bo Amerykanie go uwielbiali, docenili go już w latach 20-stych XX wieku, był ważną postacią w życiu artystycznym Kalifornii, Hollywood i czerpano z jego twórczości inspirację pełnymi garściami. Według jego inspiracji wydawano komiksy, postać plastyczna z jednego z jego obrazów stała się pierwowzorem postaci Lorda Wadera, jego pracownia była wręcz atrakcją turystyczną Hollywood. Cały ten jego wkład w Amerykańską – niestety dla Polski – kulturę, docenił w końcu Leonardo DiCaprio dedykując swoją rolę w Titanicu właśnie jemu, swojemu sąsiadowi, który kształtował Leonardo niczym własny ojciec i który stał się pierwowzorem postaci filmowej granej przez DiCaprio w Titanicu. Czy którykolwiek z polskich artystów odniósł taki sukces – w centrum współczesnej sztuki światowej??? Odpowiedź jest prosta – żaden, bo Andy Warholl był pochodzenia Rusińskiego – Łemkiem ze Słowacji.

Stan polskiej świadomości artystycznej, stan opracowań na temat sztuki, analiz krytycznych i podręczników historii sztuki, to jakieś żenujące nieporozumienie wynikające z kontynuacji w nauce doktryn uniwersyteckich obowiązujących w PRLu, a to z  kolei to wynik utrwalonego na uczelniach układu profesorskiego z tamtych czasów i doboru kolejnych pokoleń asystentów uległych „mistrzom”.  Ten sam model powielają media, które wszak kształtują opinię.

Poza wszystkim Szukalski to rzeczywiście Strażnik Wiary Przyrodzonej Słowian – autentyczny poganin, a nie jakiś prowokator artystyczny na bazie Wiary. To samo dotyczy jego współpracowników. W większości byli wyznawcami bądź sympatykami Wiary Rodzimej Słowian.

13.

Czym jest Starosłowiańska Świątynia Światła Świata, której Pan przewodzi? W czym się przejawia jej działalność?

Przede wszystkim Świątynia jest spadkobierczynią  i kontynuatorką ciągłej i wciąż odnawialnej tradycji pogańskiej w Polsce. Nie chcę i nie mogę mówić za wiele o tej ciągłości (można to wyczytać na tyle na ile stosowne z mojego blogu – na BLOGU ujawniam część prawdy) i o rozgałęzieniach Świątyni oraz o jej przeszłej działalności też nie chcę na razie mówić za dużo – dosyć powiedzieć że działa i krzewi wiarę Przyrodzoną Słowiańską od początku lat 70-tych, a inne struktury można powiedzieć działają i istnieją na pewno od połowy XIX wieku, chociaż nigdy nie były oficjalnie sformalizowane i nie działały jawnie. Obecna SSŚŚŚ działała już od roku 1968, ja na przykład w roku 1972 zawarłem w obrządku wiary przyrodzonej słowiańskiej małżeństwo z moją żoną, ale wtedy Świątynia także nie działała jawnie. Wiarę przekazali nam nasi rodzice.

SSŚŚŚ jest dzisiaj ośrodkiem krzewiącym JAWNIE Wiarę Przyrodzoną Słowiańską, który tworzą osoby będące poganami, a także sympatycy Rodzimej Wiary – artyści, naukowcy, ludzie sztuki i mediów, intelektualiści.

Jest też związkiem artystów, nieco podobnym do Rogatego Serca – ale oczywiście ze wszystkimi konsekwencjami drogi jaką przeszliśmy do 2010 roku, to ugrupowanie ultra demokratyczne artystycznie. Jest kontynuatorem Rogatego Serca także poprzez niektóre osoby, które odwiedzały w Kalifornii Stacha z Warty i które stamtąd do Polski wróciły.

Jest kontynuatorem bezpośrednim prócz Rogatego Serca także Świętego Koła Czcicieli Światowida – czy się to komu podoba czy nie. Bo otrzymaliśmy tę tradycję od tych, którzy w Kole działali od 1921 roku, albo byli z Kołem związani formalnie lub nieformalnie nie tylko przed II Wojną, ale także po wojnie – jak choćby Karol Chobot, Stanisław Pagaczewski, Władysław Olszowski, Józef Gorzkowski, Andrzej Kapusta, Antonina Zborzil-Kapusta, Władysław Białczyński, Duszan Jurkowicz, Franciszek Walczowski, Zofia Walczowska, Jan K. Hadyna, Marian Wawrzeniecki czy wreszcie Stanisław Jakubowski i Władysław Kołodziej.

Jest też wspólnotą, która przyjmuje do wierzenia Wielki Tajemnik Słowiański – dla której jest on podstawą praktyki religijnej, co nie wyklucza innych inspiracji, czy własnych twórczych modyfikacji, albo odstępstw w przyjmowanych do wierzenia częściach Baji.

 

Nie wszystkie osoby spośród Strażników Wiary Przyrodzonej Słowian ujawniają się poprzez Starosłowiańską Świątynię Światła Świata, nie wszystkie osoby chcą być publicznie znane, nie wszystkie też powinny, ze względu na Strategię Przetrwania i Działania przyjętą już z końcem XIX i początkiem XX wieku.


14.

Teraz trochę z innej beczki: Maanam, John Porter Band, TSA, Osjan – to nazwy zasłużone w mniejszym bądź większym stopniu dla polskiej sceny muzycznej. Podobno zna Pan tych twórców osobiście…

Tak, to prawda. To jedno i to samo hippisowskie środowisko krakowskie, najstarsza grupa hippisów polskich połączona oczywiście ze środowiskami najstarszych grup Warszawy  i okolic oraz innych polskich miast i miasteczek. Do tego kręgu należałem ja i moja obecna żona, i wielu najbliższych mi przyjaciół. Z tego kręgu wywiedli się też kodyści. Wszyscy się znaliśmy bliżej lub dalej i przyjaźniliśmy się w różnych układach i konfiguracjach nieformalnych.

To także wiele innych osób, w tym późniejszych działaczy SKS i KORu i innych organizacji demokratycznych, a także wielu innych artystów jak choćby Piotr Marek,  Krzysztof Niemczyk czy Jacek Gula, którzy nie są tak znani jak muzycy rockowi. Muzycy rockowi o których  tutaj mowa zostali w pewnym sensie częściowo zasymilowani przez kulturę schyłkowego PRL (poza DePress). W pewnym sensie i ja  – moje scenariusze i filmy i moje s-fy społeczno-polityczne, to też produkty częściowej asymilacji tejże kultury upadającego reżimu komunistycznego. Jedni zostali zasymilowani bardziej inni mniej, byli tacy których nie dało się zasymilować, ci są dzisiaj najmniej znani, albo wręcz przebywają gdzieś w świecie anonimowo – jak np. Jacek Gula  – to także muzycy nieasymilowanych zespołów np. Piotr Marek z zespołu Dupą, jak Maleńczuk, który go zastąpił, jak plastycy i muzycy z ASP z roku 1970 tworzący zespół Zdrój Jana, o którym dzisiaj nikt nie pamięta, a który był pierwszym psychodelicznym polskim zespołem rockowym.
15.

Chyba jedynie Pan z tego środowiska skłonił się ku Wierze Przyrody. Jeśli już jesteśmy przy muzyce, czego Pan słucha na co dzień? Czy słyszał Pan może zespoły folkowe, rockowe i metalowe, które odwołują się do słowiańskich wierzeń w warstwie lirycznej? Mam tu na myśli m.in. polskiego Żywiołaka, Percivala Schuttenbacha czy też rosyjską Arkonę.

Prawie wszyscy oni są wyznawcami niekoniecznie słowiańskiej, ale wiary przyrodzonej i powstałych na bazie wiar przyrodzonych sublimatów takich jak np. Zen, więc nie do końca się zgadzam, że tylko ja poszedłem w kierunku wiary przyrodzonej, ale być może tylko ja w kierunku wiary przyrodzonej słowiańskiej .

Oczywiście słucham muzyki, wiele, wszystkich gatunków muzyki. Znam zespoły o których mowa i ich twórczość.  Dostaję nawet nowe wydawnictwa do powiedzmy „oceny”, czy też z prośbą o ustosunkowanie się do nich, akurat nie od wymienionych, ale innych zespołów. Nie chcę wymieniać konkretnych nazw. Myślę że będzie więcej muzyki na moim blogu w najbliższym czasie, nie tylko słowiańskiej ale też np. pruskiej i litewskiej, może też szerzej „sistańskiej” – kaukaskiej i innych… zobaczymy jak to się potoczy…

16.

Proszę nam zdradzić tajemnicę: czy można dziś wyżyć z pisania książek?

Z samego pisania książek raczej trudno, ale uprawiając literaturę kompleksowo zapewne można, zwłaszcza łącząc pisanie książek ze scenariuszami do filmów , programów TV ,seriali czy reklam. Gorzej literaturę łączyć z dziennikarstwem, ale to też możliwe. Na serialach TV powstała niejedna fortuna, ale to wyczerpująca i ogłupiająca praca – z mojego punktu widzenia strata cennego dla twórczości  czasu. Ja nie żyję z pisania i to do tego stopnia, że wciąż mam w szufladzie 4 CZY 5 NIGDY NIE WYDANYCH S-FÓW GOTOWYCH DO PUBLIKACJI. Nie spieszę się z tym.

17.

To może kilka słów o kodystach…

Kodyści – to mi przypomina że muszę wreszcie na blogu zająć się tym segmentem który zaniedbałem a który jest istotnym punktem i krokiem na drodze do nowocześniejszych koncepcji artystycznych, koncepcji „wpływu” sztuki na politykę,  i koncepcji, która legła u podstaw strategii upowszechnienia Wiary Przyrodzonej Słowian.

Krótko – kodyzm to kierunek w sztuce którego celem jest pokazywanie mechanizmu zamazywania znaczeń w języku. Powstał w końcu lat 70-tych jako reakcja na pustosłowie nowomowy komunistycznej, języka reżimowej prasy, konwentykli PZPR, propagandy komunistycznej  i pustych tekstów literatury polskiej tamtego okresu. Komunizm wykształcił język polski który używał tych samych słów w odwrotnym znaczeniu, albo używał słów po to by ukryć prawdziwe znaczenie publikowanego tekstu. To zjawisko „mówienia” po to by istniała sztuka i jednoczesnego „nic niemówienia” przez dzieło które powstawało. Rozciągało się ono na wszystkie dziedziny sztuki, nauki, język prasowy, wypowiedzi publiczne – to był szczyt Okresu Cenzury w Polsce. Wystarczy sobie posłuchać o czym śpiewają Czerwone Gitary kiedy nie śpiewają partyjnych hymnów w rodzaju: „W Pustym polu Biały krzyż,…” itd. – śpiewają po prostu o niczym, nie dlatego że nie potrafiliby – po prostu tyle im było wolno dzięki cenzurze, co to za tekst np. Czerwono-Czarnych „Biedroneczki są w kropeczki”… wciąż dobrze się mający czerwoni redaktorzy z mediów przedstawiają PRL jako idyllę – wesoły barak w obozie – Jednak nie zapominajmy że był to obóz koncentracyjny, w którym zabijano ludzi na tysiące sposobów – także pozbawiając ich możliwości mówienia czy istnienia w sferze publicznej – to było zbrodnicze oszołomstwo ideologiczne, marksistowska zbrodnia ludobójstwa. Ci redaktorzy o tym zapomnieli – bawili się wtedy dobrze – i bawią się dzisiaj…. Czy to dobrze?

Kodyzm jest aktualny przez cały czas także dzisiaj, kiedy polityka używa słów jak chce i powstaje nowa nowomowa i nowa propaganda np. sukcesu , którą ja pamiętam z czasów Gierka bardzo dobrze. To taka sama propaganda obecnie jak była kiedyś – tylko inny język – ale cel tego języka jest taki sam – Tworzenie zasłon dymnych i ukrywanie sensu albo celu. Tego samego języka używa dziennikarstwo, media, kultura  – w celu manipulacji emocjami społecznymi. To język który  wojnę nazywa pokojem, a nienawiść miłością itp. – To jest klasyczne kodystyczne pojęcie ”Przejrzysta Szyba Słów” – szyba jak weneckie lustro ukrywająca prawdziwy sens wypowiadanych treści, albo jak Zwierciadło odwracająca na opak litery i znaki przekazu.

Grupę tworzyły  głównie osoby z Krakowa i Warszawy (także z Rzeszowa, w pewnym momencie również z Zurichu – emigracja) – obecnie tylko Kraków.

O kodyzmie porozmawiałbym chętnie kiedy już rozwinę i w pełni pokażę go na swoim BLOGU.

18.

Jak się Panu mieszka w Krakowie? Czy postrzega Pan Kraków przez pryzmat jego historii, czy widzi Pan to miasto przede wszystkim jako wielokulturową europejską stolicę, „tygiel narodów”? A może obie te rzeczy?

Tak, Kraków to dla mnie historia, duchowa historia Polski Obojga Narodów, także i tygiel, miasto wielokulturowe, ale ja je znam z ponurego okresu monolitu, a jego wspaniała wielokulturowa przeszłość to były materialne ślady po niej i opowieści dziadków i rodziców. Ale przede wszystkim Kraków to  miejsce niezwykłe, jedno z niezwyklejszych  do którego zjeżdżają się chętnie ludzie z całego świata – jest postawione w otoczeniu które „otwiera” twórczy umysł i pozwala sięgnąć szczytów  – to wymarzone miasto dla artystów i naukowców, odkrywców.

To doskonałe miejsce dla ambitnych bo trudno dorównać poprzednikom, oni wymagają od każdego kto tutaj działa i tworzy żeby wzniósł się najwyżej jak potrafi – a jeśli jego talent nie jest talentem najwyższym – to cóż, mimo całego poświęcenia, niewiele po tym człowieku zostanie. To miasto doskonale do życia.

Wielokrotnie proponowano mi przeszczep do Warszawy i ważne stanowiska np. w Tygodniku Kultura swego czasu, albo do innych miast gdzie twórców było mało – np. do Wrocławia, Kielc, Katowic. Kocham Katowice i sądzę ze w przyszłości Kraków z Katowicami stworzą najpotężniejszą aglomerację polską, i w ogóle w Europie Środkowej (wspólnie ze słowacką Ostrawą) ale mogę żyć i tworzyć tylko w Krakowie mimo że niewiele mam wspólnego  z jego tzw. twórczym środowiskiem, bo zawsze miałem więcej wspólnego  akurat ze środowiskiem warszawskim.


19.

Podróże, jak wiadomo, kształcą. Pan, zdaje się, dużo podróżuje. Czy są to głównie wycieczki po naszym kraju, czy też zwiedział Pan również kawał świata poza Polską?

Nie jeżdżę specjalnie dużo, wydaje mi się że przeciętnie, tyle co każdy. Przez ostatnich 15 lat pracowałem zawodowo, obligatoryjnie po 10 godzin dziennie, a do tego pisałem po godzinach Mitologię i inne teksty. Wyjazdy weekendowe i 14 dni urlopu w roku. Wiele nie da się z tego wycisnąć. Egzotyka mnie nie pociąga – praktycznie podróżuję po Polsce i trochę po Europie. Moje podróże obecnie mają charakter wirtualny.

20.

Być może nie wypada o to pytać, ale właściwie dlaczego nie – w końcu śmierć jest wpisana w nasze bytowanie. Jak wyobraża Pan sobie własny pogrzeb? Jak chciałby Pan być pochowany? I wreszcie jak chce Pan zostać zapamiętany?

Oczywiście w obrządku Wiary Przyrodzonej Słowian – Jak on wygląda? Mam zamiar podać pełny zestaw elementów w Księdze Tanów – pełny zestaw to znaczy tych które można wykorzystać, ale oczywiście niekoniecznie musi się wykonywać obrządek PEŁNY. Będą też modyfikacje ponieważ chociaż chciałbym być spalony to chciałbym też aby jakoś zachowano moje DNA. Takie scjentystyczne lekko dziwaczne pragnienie.

21.

Jest Pan twórcą, ale przecież również odbiorcą twórczości innych osób. Czyje dzieła uznaje Pan za szczególnie wartościowe?

Byłaby to bardzo długa lista z różnych epok i ze wszystkich dziedzin sztuki, w tym także dzieł zupełnie komercyjnych typu komiks, muzyka rockowa, rozrywkowa, poważna. Naprawdę podziwiam zdolności wielu, wielu osób i ich dzieła.

Najwięcej zastrzeżeń mam niestety do dzieł naukowych, filozoficznych, także religijnych i do dziennikarstwa – tutaj jest tyle obłudy, fałszu, mistyfikacji, fałszywych ambicji, manipulacji, propagandy i nienawiści do przeciwników, że aż kipi – jak w jakimś Piekle. Filozofia i nauka (niestety także religia) nie raz uzasadniały poniżenie innych narodów, albo w ogóle jednostek ludzkich, kategorycznie uzasadniały fałszywe tezy, propagowały wyższość, powodowały wojnę, zabory, rzeź, palenie na stosach, palenie książek i bibliotek, masową zagładę – to najbardziej ponure karty gatunku ludzkiego i najczarniejsze gatunkowe zachowania jakie znamy. W takich razach mówi się często o zezwierzęceniu człowieka, ale tak bezmyślnego i zapiekłego okrucieństwa w świecie zwierząt i w ogóle w Przyrodzie zupełnie nie ma – to jest zachowanie niestety specyficzne i wyłącznie „ludzkie”.

Czy może być coś głupszego i gorszego niż spalić człowieka na stosie za czary, albo za to że głosi że Ziemia jest okrągła i nie jest środkiem Układu, albo ukamienować kogoś za to że cudzołożył (czyli nie zapanował nad instynktem rozmnażania)?!!!  Od razu odpowiem – Może: zabić kogoś dla 100 zł, albo bez powodu, bo szedł naprzeciw akurat o złej godzinie. To może zrobić tylko człowiek, bo zwierzę atakuje tylko gdy jest głodne albo ze strachu, reszta to wymysły chorej ludzkiej wyobraźni, która jest zdolna wymyślić najgorsze zbrodnie.

22.

Jak Pan w ogóle postrzega przyszłość „nurtu słowiańskiego” w literaturze polskiej?

Mam nadzieję, że będzie się rozwijał niesłychanie pomyślnie dzięki rynkowym zasadom i potrzebom odbiorców, które będą w tym względzie coraz bardziej masowe – tym bardziej im bardziej Świat będzie się uniformizował i centralizował. Potrzeba indywidualizacji i duma z własnego pochodzenia to podstawy każdej zdrowej jaźni, każdej zdrowej jednostki w pełni ukształtowanej, każdego „pełnego” człowieka. Oczywiście jest to nurt intensywnie obecnie zwalczany, ale to jest zawracanie kijem Wisły. Zmierzamy ku pełnej wolności jednostek – my ludzie Wiary Przyrodzonej Słowian, ale także Świat jako cywilizacja – przynajmniej taką mam nadzieję.

23.

Dziękuję serdecznie za rozmowę. Ostatnie słowo należy do Pana.

Również dziękuję i życzę powodzenia w podjętej inicjatywie. Życzę powodzenia wszystkim, którzy działają na rzecz Wiary Przyrodzonej Słowian – podziwiam wszystkich bez wyjątku, wszystkich ze wszystkich Rodzimych związków – podziwiam ich odwagę, zaangażowanie i wytrwałość, to musi przynieść wielki końcowy sukces. Uznanie oficjalne równych praw religijnych pogan w Polsce i przywrócenie odpowiedniej rangi miejscom kultu i samemu kultowi i obrzędom publicznym tej Wiary to będzie wielki sukces Polski.

Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję

Czesław Białczyński


Podziel się!