Są tylko dwa sposoby żeby Czesław Białczyński mógł zaistnieć w Gazecie Wyborczej. Nie, to nie w związku z recenzjami z jego książek. Twórczość Białczyńskiego dla tej gazety nie istnieje, bo Białczyński to ideowy wróg postkomuny.
Pierwszy sposób, który powoduje, że piszą o Białczyńskim to wtedy kiedy ktoś podpali jakiś kościół, np. pod Ślężą. Wtedy Białczyński pojawia się w Gazecie Wyborczej jako podpalacz Polski, który wszczyna wojnę religijną.
Inny sposób zaistnienia Białczyńskiego w GW możecie zobaczyć poniżej. Oto obraz z wystawy „Kazimierz – Widok na kwartał”, gdzie fotograf zrobił zdjęcie grupie dzieci z tej „cudownej PRL-owskiej dzielnicy”, która była do 1990 roku walącą się powojenną ruiną z kamienicami, zburzonymi gdzieniegdzie przez bomby, pociski oraz starość. Postkomuniści lubią wracać do chlubnej przeszłości PRLu. Ja też lubię ten Kazimierz mojego dzieciństwa. Szkoda mi, że to już przeszłość.