Nostalgiczne opowieści o minionych czasach – już nigdy nie dostaniesz telegramu
Historia składa się również z na pozór drobnych faktów. Otóż na naszych oczach odszedł w przeszłość telegram. Niby nic, bo kto by tam dzisiaj słał telegramy, niemniej – po budkach telefonicznych, faksie, dalekopisie, a nawet kartkach pocztowych i listach, których już niemal się nie pisze – zamknął się kolejny rozdział historii.
Poczta pożegnała rzecz całą jednym, jedynym suchym zdaniem: „Informujemy, iż od 1 października 2018 r. usługa telegram pocztowy zostaje wycofana z oferty produktowej Poczty Polskiej.” Tymczasem na naszych oczach kończy się pewna epoka.
Najmłodsze pokolenie pewnie miałoby trudności z wytłumaczeniem co to jest telegram. Podobnie jak pozostałe usługi, których już nie ma. I zapewne młody człowiek, trzymając w ręku smartfona, nie rozumiałby po co w ogóle takie cuda-niewida kiedyś wymyślano, skoro wszystko można załatwić przez wspomnianego smartfona. Kto dzisiaj pamięta, że na szyldzie Poczty Polskiej czytaliśmy kiedyś hasło „Poczta Telegraf Telefon”?
Telegram
Pamiętacie, kiedy ostatnio dostaliście telegram? No właśnie. Dziwię się, że dopiero teraz oficjalnie zlikwidowano tę usługę. Dawniej, kiedy sprawa była pilna, wysyłało się właśnie telegram, który docierał do adresata w ciągu kilku godzin, chociaż… nie zawsze. Miałam 5-6 lat, kiedy pojechaliśmy do rodziny na wieś, jakieś 300 km od domu. Początek lat 70-tych. We wsi, do której zmierzaliśmy nie było przystanku PKS, a w domu Ciotki rzecz jasna nie było telefonu. W przeddzień Mama wysłała telegram z informacją o której przyjedziemy do pobliskiej miejscowości, żeby Ciotka, Wujek czy Kuzyni wyjechali po nas wozem – znaczy takim drewnianym, wyścielonym sianem, który ciągnie koń. Nasza podróż zaczęła się rano. Widoki często przesłaniały kłęby pary z parowozu. W przedziale pociągu siedzenia z drewnianych listewek, przypominające ławki w parku. Twarde, niewygodne, ale nieważne. Pamiętam wielkie krany na stacjach kolejowych, służące do uzupełniania wody w parowozach. Pociągiem dojeżdżamy do Olsztyna. Dworcowy bar przypomina ten z filmu „Miś”, z tą różnicą, że na hali barowej (ten bar był naprawdę spory) były chyba tylko cztery stoliki z krzesełkami. Reszta to blaty na metalowych rusztowaniach, przy których jadło się stojąc.
więcej u źródła: http://rudaweb.pl/index.php/2018/09/30/nostalgiczne-opowiesci-o-minionych-czasach-juz-nigdy-nie-dostaniesz-telegramu/