Tajemnice polskich alchemików – Robert K. Leśniakiewicz
Szesnaste i siedemnaste stulecia, to czasy genialnych alchemików i równie genialnych hochsztaplerów. To wieki tworzenia się i krzepnięcia struktur wielu tajnych stowarzyszeń, w tym Masonerii i Różokrzyżowców. To wieki prześladowań religijnych, płonących stosów i zarazem wiek pierwocin naukowych poszukiwań, które zaczęły dawać rezultaty w XIX wieku, kiedy to zaczęła tworzyć się cywilizacja maszyn, pary i elektryczności, a w końcu rozbitego atomu, statków kosmicznych i komputerów…
Po całej Europie krążyli rozmaici ludzie, którzy parali się alchemią. Alchemia to – według encyklopedii – pseudonauka, której celem było dokonanie Wielkiego Dzieła – transmutacji jednych pierwiastków i substancji w drugie. Konkretnie chodziło o wyprodukowanie złota z każdego innego dowolnego pierwiastka chemicznego – mówiąc językiem współczesnego chemika.
COSMOPOLITA POLONUS i Wielkie Dzieło…
Jako się rzekło, alchemików było w owym czasie wielu. Ale niewielu mogło osiągnąć najwyższe zaszczyty i dostąpić zaszczytu otrzymania Korony Adeptów – to taki szesnastowieczny odpowiednik dzisiejszej Nagrody Nobla. Jednym z najznamienitszych był polski alchemik, filozof i dyplomata – baron Michał Sędziwój, zwany także Sendivogius Polonus czy Polnus , posługujący się także zlatynizowanym pseudonimem Cosmopolita (1566-1636). Jego inne pseudonimy, to: Sendivog, Sensophax, Helicantharus, Borentius, Borealis oraz zanagramowane Divi Leschi genius amo i Angelus doce mihi ius . Był synem Jakuba Sędzimir – Sędziwoja i Katarzyny Pielsz – Rogowskiej , pieczętował się herbem Ostoja. Dr Roman Bugaj w swej pracy pt. „Nauki tajemne w dawnej Polsce. Mistrz Twardowski” (Warszawa 1986, op. cit. ss. 88-129) twierdzi, że początkowo studiował w Krakowie, potem w Lipsku, Wiedniu, Altdorfie (Szwajcaria), Cambridge, Ingolsztadt, Rostocku i Wittenberdze. Podróżował wiele po ówczesnym świecie i był w Rosji, Szwecji, Anglii, Hiszpanii, Portugalii, Niemczech, Czechach i innych krajach. Po ukończeniu studiów pracował na dworze cesarza Rudolfa II Habsburga (1552-1612) w Pradze Czeskiej. Nie zapominajmy, że szesnastowieczna Praga w której skupiły się najwybitniejsze umysły ówczesnych czasów była tym, czym dla nas jest dzisiaj Silicon Valley – Dolina Krzemowa! W roku 1559 powrócił do Polski i dostał się na dwór króla Zygmunta III Wazy (1566-1632), który wyprawiał go z poselstwami do cesarza i książąt Rzeszy Niemieckiej, co nie przeszkadzało mu prowadzić prace badawcze w podkrakowskich Krzepicach. Po odejściu ze służby królewskiej, Sędziwój powrócił do prac alchemicznych na dworach cesarzy Macieja (1557-1619) i Ferdynanda II Habsburgów (1578-1637), gdzie napisał swe bardzo poczytne i popularne traktaty alchemiczne „[Cosmopolitani] novum lumen chymicum” (1604, wyd. polskie w 1971), które przetłumaczono na wiele języków i „Tractatus de lapide philosophorum” (1604), znane jako „De lapide philosophorum tractatus duodecim”. W 1607 roku ukazało się jego kolejne dzieło pt. „Dialogus Mercurii, Alchymistae et Naturae”, zaś w 1613 roku wydał on „Tractatus de Sulphure”. Sędziwój pisał także po polsku i już w 1586 roku ukazał się jego traktat „Operatiae Elixiris Philosophici tak starydz iako y teraznieyszych philosophow” znany z odpisów Hieronima Pinocciego, zaś w roku 1598 ukazał się jego „Traktat o soli”, który w przekładzie na niemiecki wydano we Frankfurcie n/M. w roku 1682.
Współczesna nauka zrobiła z Sędziwoja szarlatana i zręcznego hochsztaplera, który przy pomocy intryg i oszukańczych machinacji dorobił się tytułu barona von Sereskau i ogromnego majątku. Gmin widział w nim czaromistrza, podobnie jak w Twardowskim czy Fauście, i przypisywał mu posiadanie nadprzyrodzonych mocy, co upamiętniają legendy i podania o Czarodzieju z Polski w Niemczech i oczywiście w Polsce, a konkretnie na Śląsku, gdzie najczęściej można go było spotkać. (W tym czasie Śląsk obejmował także część dzisiejszej Republiki Czeskiej i Słowacji.) Sam cesarz zachwycony transmutacją, którą dokonał na jego oczach, upamiętnił jego wyczyn tablicą, na której widnieje napis:
Faciat hoc quispiam alius quod fecit Sendivogius Polonus
Co w przekładzie oznacza: Niech ktokolwiek inny uczyni to, co uczynił Sędziwój Polak. Czy był rzeczywiście oszustem? Na pewno dokonywał różnych – jakbyśmy to dzisiaj nazwali – ,,przekrętów” wobec głupich i chciwych złota władców, którzy wykładali ogromne sumy na jego badania. A przecież gdyby nie tacy alchemicy, to nie byłoby nowoczesnej chemii, tak jak bez astrologii nie byłoby współczesnej astronomii. Dlatego bezkrytyczne opluwanie alchemii i astrologii oraz innych para-nauk przez współczesnych racjonalistów wydaje mi się czymś niegodnym uczonego. Uważam, że tacy uczeni, jak Sędziwój czy Twardowski zasługują na swe pomniki, a to dlatego, że oni byli prekursorami. Mieli odwagę postawić pytania i szukać na nie odpowiedzi. A że różnymi sposobami wyciągali pieniądze na swe badania? – no cóż, a jakie mieli wyjście? Tylko poprzez wykorzystywanie naiwności i chciwości tych, którzy mieli pieniądze i byli na tyle głupi, że dali się oszukać… NB, sytuacja zmieniła się niewiele od czasów Sędziwoja i jest czymś haniebnym, że polska nauka nie ma pieniędzy na podstawowe badania, a polscy uczeni muszą szukać dobrych warunków do pracy i odnoszą sukcesy głównie za granicą!
Sędziwój nie działał w próżni, bo obok niego działały takie znakomitości świata alchemicznego, jak Aleksander Seton-Kosmopolita , od którego przejął w dramatycznych okolicznościach kilka uncji kamienia filozoficznego w postaci czerwonego, krystalicznego proszku, przy pomocy którego dokonywał Wielkiej Przemiany… Dzięki innej znajomości z Ludwikiem Koralkiem z Cieszyna udało mu się wkręcić na dwór cesarski i dzięki temu odbyć kilka podróży na Wschód – rzekomo w celu poszukiwań alchemicznych. W rzeczywistości były to misje ściśle szpiegowskie.
Na pewno w Pradze zetknął się z rabbim Löve (Jehudi) Ben-Bezalelem (1525-1609) – twórcą glinianego potwora – a w gruncie rzeczy pierwszego androida – Golema. Później został on Naczelnym Rabinem Polski w Poznaniu, które to stanowisko objął w 1592 roku. (Zob. Zdzisław Zwoźniak – „Alchemia”, Warszawa 1978, op. cit. ss. 92-104) Poza tym musiał się on tamże zetknąć z tajemnicą praskiego Orloja – zagadkowego zegara astronomicznego i astrologicznego, o którym mówią, że odlicza czas do przyjścia Antychrysta… (Zob. Miloš Jesenský – „Tajemnica praskiego Orloja” – referat na XII Festiwal Ezoteryczny, Bratysława 2002.)
Jeszcze w czasie pobytu w kraju spotka się z dwoma Anglikami: dr Johnem Dee ( 1527-1608), zwanego Merlinem Królowej Elżbiety i Edwardem Kelley’em . Był on pod silnym wpływem prac Philippusa Aureolusa Teophrastusa Bombastusa von Hochenheima alias Paracelsusa (1493-1541), z którym najprawdopodobniej spotkał się także w Bratysławie lub w Bańskiej Szczawnicy (w tym czasie Schemnitz) na Słowacji, gdzie ten ostatni prowadził prace alchemiczne nad produkcją złota z tamtejszych rud miedzi. NB, w 1520 roku Paracelsus przebywał w Krakowie oraz Gdańsku i Wilnie. Niestety nie upamiętnia tego żadna tablica pamiątkowa w Polsce. A szkoda. Czyżby Polacy tak bardzo wstydzili się swej historii tajemnej?… W Krakowie miał on wielu przyjaciół w tym dworzanina królewskiego Jana Bonera . Z terenami Moraw Sędziwój związał się, kiedy otrzymał od Rudolfa II dobra: dom w Ołomuńcu oraz majątki ziemskie w Chlebicach, Koutach i Zlamanym Ujezdie.
Wielkie Dzieło w Polsce i Europie Środkowej.
Jeszcze za czasów krakowskich zapewne spotkał się niejednokrotnie z Georgem Joachimem von Lauchenem vel Retykiem (1514-1574), który podobnie jak Sędziwój był pod wpływem prac Paracelsusa i doktryny jatrochemicznej. Prowadził on intensywną wymianę korespondencji z dr Tadeášem Hájkiem, zwanym Hagecius(z)em, który był nadwornym medykiem Rudolfa II. Musiał się spotkać także z Janem Wawrzyńcem Twardowskim (NB, „Encyklopedia Millenium Edycja 2001” podaje lata jego życia: 1515-1573), który był najsłynniejszym z polskich alchemików i lekarzy tego okresu…
Wszyscy ci ludzie są związani ze sobą już to poprzez kontakty osobiste, już to poprzez prace, które piszą i wydają. To normalne. Wiąże ich także tajemnica Wielkiego Dzieła. A w pojęciach alchemicznych owo Wielkie Dzieło zawierało się w zasadniczych celach, które chcieli oni osiągnąć:
- Uzyskanie alkathestu, – czyli uniwersalnego rozpuszczalnika;
- Rafinacja tzw. spiritus mundi, – czyli substancji nasyconej wszelkimi planetarnymi wpływami;
- Uzyskanie quinta essentia – substancji ekstrahowanej ze wszystkich minerałów, ciał roślinnych i zwierzęcych, która miała być pomocna do życia człowieka;
- Uzyskanie aurum potabile – płynnego złota, leku, który miałby uodparniać człowieka przeciw wszystkim chorobom;
- Uzyskanie eliksiru wiecznej młodości i wiecznego życia;
- Uzyskanie arcanum, – czyli cudownego składnika wszystkich leków, czegoś w rodzaju katalizatora;
- Opracowanie metody paligenezy – czyli zregenerowania lub zrekonstruowania żywych organizmów z popiołu – à la Feniks ;
- Uzyskanie homunculusa, – czyli wytworzenie nienaturalnymi metodami żywej istoty lub człowieka.
O ile mi wiadomo, podobny program mieli Różokrzyżowcy i niektóre odłamy masonerii, ale zredukowali oni swą problematykę badawczą do czterech punktów:
- Uzyskanie lapis philosophum – kamienia filozoficznego do transmutacji metali w złoto;
- Uzyskanie panaceum, – czyli leku na wszystkie możliwe choroby;
- Uzyskanie metody paligenezy i;
- Wyprodukowanie homunculusa.
Wielkie Dzieło można było osiągnąć poprzez odpowiednie operacje magiczne i procesy chemiczne. Idea zupełnie poroniona, ale…
Nie zapominajmy jeszcze o innym drobiazgu, a mianowicie o tym, że w dwa wieki potem na terenach południowej Polski i Słowacji powstają loże masońskie i ansamblee (ansamblea jest różokrzyżowskim odpowiednikiem loży wolnomularskiej) różokrzyżowe: w Krakowie (loża B’nei Brith – wolnomularstwo żydowskie), Bielsku-Białej (loża B’nei Brith i kółko wolnomularskie), Lwowie (loża B’nei Brith i kółko wolnomularskie założone dopiero w XIX wieku), Bratysławie, Preszowie (loża polskiego wolnomularstwa założona przez emigrantów politycznych z Polski loża aux vertueux Voyageur . i ansamblea Różokrzyżowców. Zob. Ludwik Hass – „Wolnomularstwo w Europie Środkowo-Wschodniej w XVIII i XIX wieku”, Wrocław 1982, s. 119), Bańskiej Szczawnicy, Bańskiej Bystrzycy i Koszycach. To wszystko na Słowacji odbywa się w latach 1744-1777, zaś w latach późniejszych dochodzą jeszcze loże wolnomularskie w Spiskiej Nowej Wsi, Luczeńcu i Żylinie. W Bańskiej Szczawnicy uprawia się intensywnie alchemię – wszak jest tam wyższa szkoła górnicza i tutaj działał Paracelsus! (L. Hass – ibidem s. 74) I zapewne także i Sędziwój… Ten ostatni miał dom w Ołomuńcu i tamże powstaje pierwsza loża masońska na Morawach w roku 1743, zaledwie w dwa lata po powstaniu pierwszej loży w Pradze Czeskiej. Czy to przypadek? Nie, nie ma takich przypadków – Wolnomularze i Różokrzyżowcy m u s i e l i założyć swe placówki tam, gdzie krzyżowały się drogi Wielkich Wtajemniczonych! (L. Hass – ibidem, ss. 72-74, 504-505)
Alchemicy w Rzeczpospolitej Szlacheckiej i ich wpływ na historię.
Innym Wielkim Wtajemniczonym w Królestwie Polskim i Wielkim Księstwie Litewskim – czyli Rzeczpospolitej Obojga Narodów był wspomniany tutaj już mistrz Twardowski. (Zob. Robert K. Leśniakiewicz – „Tajemnica Mistrza Twardowskiego” – referat na XII Festiwal Ezoteryki, Bratysława 2002.)
Wielce tajemniczą postacią jest śląski uczony Witelo zwany z łaciny Vitello czy Witelionem (1230-1280), który był przyrodnikiem, matematykiem, filozofem i oczywiście alchemikiem. Miał on staranne wykształcenie – studiował bowiem w Paryżu i Padwie, gdzie wykładał na katedrze nauk wyzwolonych. Ważki wpływ nań mieli m.in. Euklides, Klaudiusz Ptolemeusz , Arystoteles , al-Hazena , Awicenna , Grosseteste i Bacon. Nie muszę przypominać, że wszyscy ci filozofowie parali się także alchemią… (Tu i dalej: Z. Zwoźniak – op. cit. ss. 74-104.)
Witelo napisał 10-tomowy traktat o świetle i jego właściwościach pt. „Perspectiva” (1270-1273), znane później pod tytułem „Optyka” i wydane w 1535 roku, w którym ustanowił kanon tej nauki, a który obowiązywał aż do XVII wieku! Jego filozoficzne zainteresowania skupiały się wokół pojęcia demonów i naukowej – racjonalnej próbie ich interpretacji, za co został wyklęty przez Kościół rzymskokatolicki, jak każdy niezależny umysł tej epoki… Dziś znalazł swe należne mu miejsce w panteonie uczonych i jego imieniem nazwano jeden z księżycowych kraterów.
Także w XIII wieku działał niejaki Mikołaj z Polski , dominikanin, o którym niewiele wiadomo. Podobnie jak Witelo przebywał 20 lat w Montpellier (Francja), gdzie zdobył zawód lekarza i wymieniał doświadczenia ze słynnym już wtedy Arnaldo de Villanovą (1235-1311), zaś w roku 1278 pojawił się na dworze księcia małopolskiego Leszka Czarnego (1240-1288) jako nadworny medyk. Jego dalsze losy nie są znane.
Kolejnym alchemikiem polskim był Wincenty Kowski vel Vincent Koffski (?-1488), dominikanin, działający w Gdańsku. Jest on autorem traktatu alchemicznego pt. „Tractatus de prima materia veterum lapidis philosophorum”, wydanego w roku 1608. Badania niektórych historyków wykazują jednak, że Wincenty Kowski nigdy nie istniał, a jest to jedynie pseudonim grupy autorów hermetycznych związanych z gdańską ansambleą Różokrzyżowców i został napisany na krótko przed jego wydaniem. Tajemnica ta nie została nigdy rozwikłana i potrzeba tutaj przenikliwości Pana Samochodzika z powieści Zbigniewa Nienackiego , który byłby w stanie dojść prawdy o powstaniu tego dzieła i tożsamości o. Wincentego…
W roku 1491, niejaki bakałarz Kacper z kościoła p.w. Marii Magdaleny w Poznaniu, został skazany przez sąd grodzki za „palenie złota” po 15-letnim procesie na całkowity zakaz zajmowania się „królewską sztuką”. Wyrok ten zapadł w roku Pańskim 1506! Jak wskazują na to dokumenty procesowe, był on wcale biegły w alchemicznej sztuce rozpuszczania złota w wodzie królewskiej i pozłacania metalowych przedmiotów.
Jednym z najchciwszych polskich alchemików był krakowski lekarz i adept „czarnej sztuki” Baliński z Balina zwany Setnikiem , który podawał się za Greka z rodu Laskarisów. Alchemią ponoć zajmował się potajemnie. Zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach ścigany przez wierzycieli i posądzony o otrucie króla polskiego i wielkiego księcia litewskiego Aleksandra Jagiellończyka (1461-1506). NB, dalsze panowanie tego króla mogłoby doprowadzić Rzeczpospolitą do szybkiego upadku, wskutek błędnych i nieprzemyślanych decyzji tego władcy…
Jak pisze Zdzisław Zwoźniak – w XV wieku alchemię nie wykładano na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, ale wielu profesorów tej uczelni ją uprawiało. Byli to m.in. Piotr Gaszowiec, Andrzej Grzymała, Adam z Bochynia i Maciej z Miechowa – Miechowita.
Wiek XVI, to Renesans także i w Polsce. Alchemii nie wykładano nadal oficjalnie – była ona ars prohibita , ale jej elementy pojawiały się na wydziale lekarskim Akademii Krakowskiej – Alma Mater Jagiellonica. To właśnie w Krakowie przebywał słynny niemiecki alchemik dr Johannes Faust ( us ) (1480-1540). W roku 1520 przebywał w Krakowie, Gdańsku i Wilnie słynny Paracelsus. Miał on tutaj przyjaciół: wspomnianego już tutaj Jana Bonera, Wojciecha Bazę i Dawida Meyera . W drugiej połowie XVI wieku w Krakowie powstał krąg literacko-naukowy, do którego należeli m.in. Andrzej Dudycz i znany nam z historii czaromistrza Jana Twardowskiego i mistrza Mikołaja Kopernika – Jerzy Joachim von Lauchen vel Retyk – Rhaeticus! NB, ten ostatni był gorącym zwolennikiem doktryny jatrochemicznej i pozostawił po sobie 7 traktatów alchemicznych. Niestety nie ukazały się drukiem i znikły bez śladu…
Potężnym przyjacielem tych alchemików i aktywnym alchemikiem był Olbracht Łaski (1536-1603) – magnat i wojewoda sandomierski. Swe prace alchemiczne prowadził w swym zamku w Kieżmarku na Słowacji, gdzie znajdowały się jego dobra. Nawiasem mówiąc z Łaskimi wiąże się pewien doniosły epizod z historii eksploracji Tatr, a mianowicie – pierwszą kobietą, która wybrała się w Tatry turystycznie – była Beata Kościelecka-Łaska , co stało się 11 czerwca 1565 roku, co podaje Jacek Kolbuszewski w książce „Skarby króla Gregoriusa” (Katowice 1972, ss.29-30). Była to pierwsza turystka w Tatrach w ogóle! Czy w Tatry pognała ją li tylko ciekawość? – tego nie dowiemy się już nigdy. Olbrachtowi Łaskiemu zawdzięczamy przełożenie z niemieckiego na łacinę przez Adama Schröttera z Nysy dzieł Paracelsusa: „De praeparationiubus” oraz „Archidoxae libri X”, z których korzystali alchemicy wymienieni w poprzednim akapicie. Łaski był też potężnym protektorem angielskiego maga dr Johna Dee. Nawiasem mówiąc, Devius i Kelley najprawdopodobniej zrobili z niego swego agenta wpływu na dworze polskim, co pomogło im m.in. uzyskać dla Elżbiety I Tudor wspaniałe perły Barbary Radziwiłłównej i zamordowanie króla Stefana Batorego, o czym jeszcze tu będzie mówione…
W 1517 roku została powołana do życia przez króla Zygmunta I Starego (1467-1548) Komora Górnicza i związana z nią Camera Separatoria , w której oddzielano złoto od srebra. Było to pierwsze państwowe laboratorium chemiczne (i oczywiście alchemiczne – sic!), w którym produkowano kwas azotowy – HNO3, kwas siarkowy– H2SO4 i wodę królewską – HCl + HNO3 w stosunku 3 : 1. Oczyszczano także siarkę, rtęć, antymon, glejtę (tlenek ołowiu – PbO) i ołów. Rudę do przerobu dostarczano z kopalni w Rabsztynie i Tarnowskich Górach oraz Olkusza. Dyrektorem Camera Separatoria w Mogile był krakowski mieszczanin Kasper Ber , który studiował we Florencji i Wenecji, gdzie znajdowały się szkoły metalurgiczne i probiercze oraz… alchemiczne.
Jego syn Marcin Berowicz alias Martin Kasperberovič wstąpił do klasztoru Kartuzów i zamieszkał w Czerwonym Klasztorze w słowackich Pieninach (!!!) – złota nie wyprodukował, ale pozostawił po sobie „Alchemiczny testament” na kartach traktatu alchemicznego z 1535 roku. Dowodzi on, że Berowicz znał się doskonale na alchemii i wykonał on wiele ciekawych doświadczeń. Inne źródła twierdzą, że uciekał on z Ołomuńca przed prześladowaniami protestantów w 1563, skąd zabrał swe całe laboratorium alchemiczne. (Zob. M. Jesenský – „Prawda i legenda brata Cypriana” na łamach „Nieznanego Świata”) NB, w klasztorze tym niemal dwa wieki potem zamieszkał słynny brat Cyprian , którego unieśmiertelniły pierwsze eksperymenty z lotnią i eksperymenty medyczno-alchemiczne, które pomogły mu wyleczyć wielu ludzi…
W tym samym czasie w Krakowie działają dr Kasper Skarbimir – filozof i medyk, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego – autor zaginionych, niestety, „Listów alchemicznych”. Alchemikami byli także Jan Polak – autor wykładu o ekstraktach z ziół i kwiatów oraz dr Mikołaj Husman – alchemik i profesor Jagiellonki.
Oczywiście najsłynniejszym był Jan Wawrzyniec Twardowski, zwany także pod zlatynizowanym imieniem Lorenzo Dhur alias Duran, Durranus vel Laurentius Durranovius…
Alchemią interesowali się także królowie: Zygmunt II August (1520-1572), Stefan Batory (1533-1586) i Zygmunt III Waza (1566-1632). Poza nimi magnaci: Mikołaj Wolski (1553-1630), wspomniany tutaj Olbracht Łaski, bp. Franciszek Krasiński (był ponoć przyjacielem Twardowskiego!!!) oraz Mikołaj i Jerzy Mniszchowie.
Szczególnie na dworze Zygmunta Augusta – gdzie bywał Twardowski, który został odsunięty odeń po aferze z duchem Barbary Radziwiłłównej (1520-1551) – znajdowała się również druga osobliwa postać, której poświęcę nieco czasu. Jest nią Stanisław Dewojna vel Dewojno (?-1566) – lekarz, alchemik, mag i astrolog. Nie lubiany przez dworzan, którzy nazywali go borsukiem – stał się Dewojna dla historyków „tajemniczym”, „kontrowersyjnym” czy „osobliwszym wzorem dworaka” – dworaka – nie dworzanina, co ma zawsze zabarwienie ujemne. Z królem wiązały go jakieś osobliwe więzy. Zdzisław Zwoźniak twierdzi, że to właśnie on uczył króla alchemii i astrologii, zaś Tadeusz Rojek w swej książce pt. „XIII tajemnic historii” (Warszawa 1989, op. cit. ss. 83-94 ) twierdzi, że poza tym był on jednym z największych zaufanych zauszników króla – jego szarą eminencją – i pośrednikiem pomiędzy nim, a rodem Radziwiłłów oraz faktycznym „konstruktorem” jego małżeństwa z Barbarą Radziwiłłówną. Postać ta jest dowodem na to, jak wielki wpływ na politykę mocarstwa, jakim była Polska w epoce Renesansu, mieli m.in. alchemicy.
Historia Dewojny powtórzyła się w sto lat później, kiedy to na dworze Zygmunta III Wazy pojawiła się królewska ochmistrzyni – niejaka Urszula Meierin vel Gienger, Gänger czy może Giengerin (?-1635). Nikt nie znał jej prawdziwego nazwiska, a podane tutaj są jeno domysłami uczonych. Słowo „meierin” znaczy tyle, co „ochmistrzyni” i zastąpiło jej prawdziwe nazwisko… Nie zachował się żaden portret tej damy, zaś jedyny obraz, na którym uwieczniono ją w otoczeniu rodziny królewskiej znikł w niewyjaśnionych okolicznościach. Jej przeszłość otacza nieprzenikniona tajemnica i nie wiadomo właściwie nawet tego, skąd pochodzi i kim byli jej rodzice. A wpływ na króla i jego otoczenie miała potężny. Dość wspomnieć, że jej pogrzeb w Warszawie (w kościele Karmelitanek Bosych lub oo. Jezuitów) odbył się z pompą godną samego króla… Być może była ona agentką właśnie Towarzystwa Jezusowego i stanowiła element strategii Kościoła katolickiego walczącego o swe wpływy w Europie, co jest o tyle prawdopodobne, że była niezmiernie pobożną panną do końca swego życia i swój testament poświęciła właśnie oo. Jezuitom. Byłaby z niej doskonała agentka wpływu – miała dojścia, koneksje i… pieniądze. Ogromne pieniądze. I chyba de facto była agentką wpływu, bowiem żadna ważna decyzja państwowa nie miała prawa zapaść bez jej akceptacji… (T. Rojek – op. cit. ss. 139-152.)
Wracając jeszcze do Zygmunta Augusta, to trzecim jego magiem i alchemikiem był dr Baltazar Smosarski vel Wawrzyszewski . Współpracował on w tym zakresie z Mikołajem Wolskim. Podejrzewano go o otrucie dwóch ostatnich książąt mazowieckich – Stanisława i Janusza , ponoć na polecenie wojewodzianki i ich … narzeczonej Katarzyny Radziejowskiej .
Król Stefan Batory także interesował się magią i alchemią. Miał on na dworze alchemika i lekarza dr Ruperta Fincka i swego spowiednika – też alchemika – prof. Hannibala Roselli’ego ! Kto wie, czy tajemnicza śmierć tego władcy Polski, która nastąpiła po krótkiej, bo zaledwie pięciodniowej chorobie w dniu 12 grudnia 1586 roku, nie była spowodowana przez podanie trucizny przez któregoś z zaufanych lekarzy-alchemików: dr Simona Simoniusa i dr Niccolo Brucellego . Zamach ten zmienił losy Europy, bowiem Stefan Batory zamierzał zlikwidować trzy nie-katolickie państwa europejskie: protestancką Anglię, prawosławną Rosję i muzułmańską Turcję poprzez stworzenie ligi państw katolickich. Marzyła mu się V Krucjata , którą gorąco popierał papież Sykstus V . Pierwszym jej celem byłaby Moskwa, a potem Turcja. Anglia i zapewne Niemcy byłyby na deser. Kto wie, czy Batoremu nie marzył się tron Cesarstwa Europejskiej Unii Katolickiej – takiej Zjednoczonej Katolickiej Europy??? Zatem być może został on zamordowany przez innego lekarza i alchemika – Leonarda Thurneissera (1530-1595), do którego zwrócił się on z prośbą o jakąś odtrutkę. Król panicznie obawiał się trucizny po zamachu innego alchemika – niejakiego Wawrzyńca Gradowskiego z Gradowa, który w 1578 roku usiłował otruć Batorego. Czyżby miał jakieś dane po temu, by się obawiać nowego tego rodzaju zamachu na swe życie? Czy ze strony Anglików? – to jest bardzo możliwe. Nie zapominajmy, że Devius i Kelley przebywali w Polsce od 5 lutego do sierpnia 1584 roku w Łasku i Krakowie, skąd udali się do Pragi. Tam potraktowano ich niemal wrogo i 12 kwietnia 1585 roku powrócili oni do Krakowa. Devius uzyskał audiencję na zamku królewskim w dniu 17 kwietnia 1585 roku. Batory – już poważnie chory (o czym wiedzieli tylko jego zaufani ludzie) przyjął Łaskiego, Dee i Kelleya jeszcze raz 23 maja tegoż roku. 28 maja nastąpiło zerwanie serdecznej przyjaźni, kiedy Dee w czasie „akcji” zasugerował królowi stworzenie ligi anty-francuskiej i anty-tureckiej, która miałaby zaszachować ligę francusko-turecką, zaś bezpośrednia korzyść przypadłaby Rzeszy Niemieckiej i Anglii. Batory przejrzał grę – gdyż miał swoje plany – i odprawił magów z 800 florenami w ręce. W półtora roku później zamordowano go. Elżbieta I nie pozwoliłaby sobie na zmontowanie ligi katolickiej wymierzonej w jej imperium i zapewne usunęłaby bez skrupułów każde zagrożenie z tej strony, a była piekielnie konsekwentna w swych poczynaniach. Dowodem na to, że był to jednak zamach jest chociażby to, że królewskie archiwum zostało dokładnie wyczyszczone z wielu kluczowych dokumentów. Olbracht Łaski miał wszelkie możliwości, by to zrobić – wszak sprzeciwiał się elekcji Batorego i chciał zostać królem Polski! Czy mógł posunąć się aż tak daleko? Bardzo możliwe – wszak miał motyw, możliwości i środki, a poza tym poparcie Anglików, którzy potrafili grać na chorych i wybujałych ambicjach swych wrogów. To też jedna z trzynastu tajemnic polskiej historii.
Na temat Zygmunta III Wazy i jego dworu Zdzisław Zwoźniak pisze, że interesował się alchemią bardzo poważnie, ale z pozycji amatora. Sam wykonywał w Krakowie i Warszawie doświadczenia alchemiczne. Znajdował się pod wpływem Mikołaja Wolskiego, który alchemią zajmował się bardzo poważnie i traktował ją na całkowicie serio. Król interesował się żywo farmacją i włączył ją do cechu złotników. Wtedy też powstał termin „alchemista” odpowiadający dzisiejszemu „farmaceuta”. Królewska apteka była kierowana przez dwóch alchemistów: Mikołaja Marianiego (?-1609) oraz prof. Bartłomieja Morkowica . Ich obowiązkami było m.in. dostarczaniem królowi specyfików do doświadczeń alchemicznych, które król traktował bardziej jako rozrywkę, niż naukę, bo był już pod znacznym wpływem jezuitów, którzy zajadle atakowali alchemików w swych wystąpieniach – szczególnie ks. Stanisław z Gór Poklatecki SJ i ks. Fabian Birkowski SJ , podobnie jak i całe duchowieństwo, bowiem alchemia w szesnasto- i siedemnastowiecznej Polsce była niezmiernie popularna, co powodowało wzrost ilości fałszerstw złota, monet i innych walorów pieniężnych, na czym poważnie cierpiał Kościół i państwo.
Wiek XVIII stanowi oświeceniowy przełom, w czasie którego alchemia stopniowo traci na znaczeniu i jest wypierana przez chemię i farmację. Jest ona uprawiana jedynie w lożach masońskich i ansambleach różokrzyżowskich, w których pojawili się pseudo-alchemicy pracujący nad transmutacją do dziś dnia – szczególnie w USA i niektórych krajach Europy.
więcej: http://www.czastajemnic.republika.pl/aktualny/arty/art06.htm