„Machine de Marly” przedstawiona na sztychu kolorowanym przez Nicolasa de Fer w 1705 roku.
Polecam artykuł, który uzmysłowi nam wszystkim jak wielka kulturowa różnica istniała między SIStanem a Europą Zachodnią w latach 1200 – 1600. Kraje takie jak Polska wciąż wtedy kultywowały pamięć Wielkiej Scytii i Wielkiej Euro-Azjatyckiej Sarmacji, a więc resztki wspólnoty kultury Słowian i Wschodu Indo-Irańskiego, a w tej kulturze kult wody i czystości
Autor wyciąga z faktu owego kultu wody i czci czystości w Polsce średniowiecznej szereg niesłusznych wniosków na temat Średniowiecza Europy w ogóle, które naszym zdaniem jest bezprecedensową Czarną Dziurą w dziejach cywilizacji Człowieka.
Ale ten opis różnic kulturowych jest wyjątkowo trafny, bowiem pokazuje kulturę Scytów – Prasłowian , których potem nazywano w nauce XIX wieku koczownikami i ciemnotą, wypełzłą z nadprypeckich borów. Taka wizja Słowian i Polski to wdruki propagandy niemieckiej, czyli “zwycięzców” spod znaku chrześcijańskiego krzyża cesarstwa rzymskiego. Pamiętajmy zawsze o tym, kiedy słyszymy ich”zachodnioeuropejskie” wyższościowe, szowinistyczne pohukiwania na zaściankowość Polaków i nazistowskie wręcz wypowiedzi o Polsce czy o Słowianach. Byle wieśniak miał tutaj w Polsce wyższą kulturę od ich królów, takich jak Ludwik Słońce, a byle wioska była czystsza niż Wersal.
Pozostałe wnioski autora na temat Platona, Arystotelesa i humanizmu oraz “światłego chrześcijaństwa średniowiecznego” z jego “czystością” przyklasztorną i szpitalną to niestety nic nie warte pokrętne deliberacje, które nie wytrzymują krytyki. Zalecenia Sorbony co do unikania wody pochodzą wszak z okresu Średniowiecza, a humanizm mimo wszystko trudno mi nazwać bełkotem opartym na cytuję: “Wymyślonych mitach greckich i rzymskich”. Widać, że autor w ogóle nie rozumie czym jest mit, a przede wszystkim tego że jest on literackim zapisem holistycznych relacji w świecie przyrody i personifikacją “kosmicznych/fizycznych” sił w niej działających. Mówienie o wyższości scholastyki nad światopoglądem renesansowym to twierdzenie, iż pogląd o płaskiej Ziemi powinien nas dalej obowiązywać, a odkrycia renesansu są nienaukowym bełkotem. Na tym bełkocie opiera się era lotów kosmicznych panie autorze pseudofilozoficznych wywodów prokatolickich. Bez Medyceuszy których pan nazywa świecką mafią i bez upowszechnienia szkoły platońskiej, i arystotelesowskiej oraz wiedzy o magii i okultyzmie do dzisiaj tkwilibyśmy w szponach mafii w sutannach – A śmiem twierdzić że wiele osób w Polsce w tych szponach Czarnej Mafii, która kradła całe księstwa i mieczem karczowała sobie drogę do miejscowych skarbów, wciąż jeszcze tkwi i dzisiaj.
Oto artykuł:
Istnieje przekonanie, że wśród francuskich monarchów największym blaskiem świeci Król-Słońce. Twórcę Wersalu, mecenasa sztuki, eleganta i miłośnika kobiet odbieramy jako postać jaśniejącą sterylną higieną. Podobnie wyobrażamy sobie tysiące wykwintnych dworzan królewskich, zwłaszcza dam, wraz z ich schludną służbą – „wszyscy do czysta wymyci”. Najmniejszych wątpliwości nie nasuwa przestrzeganie zasad higieny przez królową, a codzienne zażywanie kąpieli przez kochanki króla, ich staranna toaleta i czysta bielizna wydają się bezdyskusyjne.
W ogóle dbałość o higienę przez dwór francuski zwykło się przyjmować za pewnik: w rezydencji królewskiej nie tylko nie brakowało wody, ale bywało jej w nadmiarze, o co postarał się Ludwik XIV. Olśniewający splendor Wersalu podkreślał park z 1400 tryskającymi wodą fontannami, strumieniami, kaskadami, sztucznymi źródłami, basenami, stawami oraz Canale Grande ze znajdującą się na jego wschodnim krańcu Petite Venise. W wodotryski zainwestowano ogromną kwotę 2338715 liwrów. Mechanizm każdej fontanny uruchamiano za pomocą długiego na około 1 metr klucza – miał wypisaną nazwę własną fontanny. Dziś pozostało tylko 39 wodotrysków.
Ponieważ wcześniej w pobliżu Wersalu nie było odpowiednich zasobów wody, Ludwik XIV postanowił ją doprowadzić z odległej o 12 kilometrów Sekwany. Koszt tej inwestycji przewyższył koszty wszystkich wersalskich fontann. Każdego dnia „Louis le Grand” potrzebował do ich zaopatrzenia więcej wody niż codziennie zużywał jej Paryż!
W 1684 roku, po siedmiu latach prac, ukończono w Marly budowę potężnego systemu zintegrowanych maszyn hydraulicznych – cudu inżynierii. Koszt budowy wyniósł ponad 5 i pół miliona liwrów. Dla porównania: roczny budżet państwa wahał się w granicach 100–120 mln liwrów. Na gigantyczną konstrukcję „maszyny z Marly” złożyła się równie olbrzymia ilość materiałów, w tym więcej niż 100000 ton drewna, 17000 ton żelaza i 800 ton ołowiu. System składał się z 14 kół wodnych – każde miało około 12 metrów średnicy – oraz 250 pomp wraz z pompami głębinowymi, które wytrzymując ciśnienie 14 barów tłoczyły wodę z Sekwany do akweduktu Louveciennes na wysokość 162 metrów. Dostarczaną wodę magazynowały zbiorniki o pojemności 700.000 m³. Wynalazek ten miał zaopatrywać Wersal i okolicę w 6000 metrów sześciennych wody na dobę. Pod koniec panowania Ludwika XIV wydolność pompowania wody wynosiła już 6.300 m³ na godzinę! Roczny koszt pracy i konserwacji systemu zamykał się kwotą 60 000 liwrów. W sumie rozwój parku i praca jego systemu wodnego stanowiły jedną trzecią całkowitych kosztów budowy Wersalu.
Całość systemu zaprojektował Rennequin Sualem (1645-1708), stolarz pochodzący z Jemeppe-sur-Meuse, podobno analfabeta. Wykonawcą był Arnold de Ville (1653-1722), absolwent prawa uniwersytetu w Louvain, inżynier-amator. Pod jego nadzorem pracowało jednocześnie 1800 robotników. Prace Sualema i de Ville’a wspierał Jean de Siane Du Pont, inżynier z Namur.
Działanie pierwszej z maszyn uroczyście zainaugurował Ludwik XIV w dniu 13 czerwca 1684 roku. Prace przy akwedukcie w Louveciennes ukończono w 1685 roku, a trzy lata później – prace pozostałe. Następnie zainstalowano dwa zespolone systemy rurociągów i stawów-rezerwuarów, które zaopatrywały w wodę zbiorniki w Parc-au-Cerf i Montbauron, a przepływające w pobliżu Wersalu dwa strumienie przekształcono w dwa wodociągi i kanał. Wybudowano Pavillon des Sources – główny basen dystrybucji wody. Jakość systemu zintegrowanych maszyn hydraulicznych i stacji pomp podkreśla fakt, że pozostawały w użyciu do 1817 roku, po czym zostały przebudowane i zmodyfikowane. Wygląd budynku, pierwotnie będącego częścią kuźni, w którym pracowała jedna z maszyn hydraulicznych z Marly, namalował w 1873 roku Alfred Sisley. Dopiero w 1968 roku „maszynę z Marly” zastąpiono wydajniejszymi elektropompami, zaś jej pozostałości zachowano w Bougival, w departamencie Yvelines – można je oglądać do dziś.
W związku z powyższym można nabrać przekonania, że dla potrzeb Ludwika XIV sięgnięto niemal szczytów techniki, stworzono idealny wzorzec piękna i nieskazitelnej czystości. Otóż, nic bardziej mylnego. Okazuje się, że w luksusowym Wersalu nie było ani jednej łazienki, ani jednej toalety! Potrzeby fizjologiczne załatwiano gdzie popadnie: do dyspozycji były 1252 kominki – bez problemu można było się w nich zmieścić – i 67 układów schodowych. Nikt się nie krępował. „Zapachy w parku, w ogrodach, nawet w pałacu przyprawiają o mdłości. Przejścia między budynkami, dziedzińce, skrzydła pałacu, korytarze pełne są uryny i fekaliów”. Najsłynniejsze przejawy brudu arystokratycznego to pluskwy i wszy w łóżku Ludwika XIV! Pisał o tym na początku XX wieku Władysław Szumowski (1875-1954), profesor historii medycyny i filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, którego „Historia medycyny filozoficznie ujęta: podręcznik dla lekarzy i studentów z ilustracjami” już po pierwszym wydaniu w 1935 roku przez firmę Gebethnera i Wolffa w Krakowie uznana została za najlepszą książkę tej dyscypliny naukowej w Europie.
Pomyśleć tylko: woda tryskająca z fontann Wersalu nie miała żadnego kontaktu ze skórą ludzką! Wierzono, że warstwa brudu zapewnia zdrowie i chroni przed morowym powietrzem!
Jest to być może zaskakujące, ale kwestie higieny traktowano w Polsce odwrotnie niż we Francji. Gaspard de Tende (1618-1697), Sieur de l’Estang, piszący pod pseudonimem Sieur d’Hauteville, w „Relation Historique De La Pologne. Contenant Le pouvoir de ses Rois, leur élection” z 1687 roku dziwi się: „Mimo, że w Polsce panuje wielkie zimno, kąpiele są tam bardzo popularne i nie ma lepszego domu, który by nie posiadał łazienki. Zwyczaj ten pochodzi zapewne stąd, że wszystkie dzieci w Polsce kąpie się dwa razy dziennie. Każde miasto posiada publiczne łaźnie.”
Przestrzeganie przez Polaków codziennej higieny mogło wynikać z tego, że Słowianie jeszcze w czasach przedpaństwowych korzystali powszechnie z łaźni parowych – bani, rodzaju sauny, co wzbudzało zdumienie niektórych dowódców rzymskich pojawiających się w tych rejonach. Na polskich ziemiach w murowanych łaźniach stały kadzie i wanny, a myto się potażem z popiołu drzewnego zwanym zołą. W Gnieźnie odkopano szczątki łaźni z czasów Bolesława Chrobrego – wybudowanej z bierwion na powierzchni ziemi, z podłogą wyłożoną płaskimi kamieniami, na których w jednym kącie rozpalano ogień. W Gdańsku w pobliżu łaźni z około 1050 roku znaleziono szczątki pęków witek brzozowych, którymi smagano się podczas kąpieli. W samym tylko Krakowie na początku XIV wieku funkcjonowało 12 łaźni, a kąpieli w publicznym przybytku zażywał nawet król – musiało być czysto!
Może się wydawać, że Średniowiecze było najbardziej brudnym, zacofanym i ciemnym okresem w historii Europy. Przeświadczenie to wynika z niewiedzy. Można przyjąć, że większość osób o Średniowieczu nie wie nic – posiadana przez nich wiedza jest pozorna. Wynika to z tego, że od najmłodszych lat osoby te były indoktrynowane przez szkolnictwo i media (szkolnictwo i media zawsze są na usługach jakiejś ideologii), w związku z czym reagują według schematu: Średniowiecze równa się ciemnota, bród i smród. Jest to tylko drobny przykład tego, że większość osób nie ma elementarnej wiedzy, a co za tym idzie – żadnych poglądów własnych, bo nie ma najmniejszych danych by je mieć.
Szczytem nonsensu są zacytowane przeze mnie poniżej stwierdzenia autora dotyczące okultyzmu, zwalczania ciemnoty katolickiej przez krzewienie światopoglądu antycznego i roli Medyceuszy w renesansie, z którymi nie będziemy tutaj polemizować, bo aby je sprostować musielibyśmy napisać książkę grubszą niż Księga Ruty. Przytaczam ten fragment, łącznie z tymi tekstami które straszą powiązaniem okultyzmu i magii z Hitlerem i Stalinem (ten pierwszy współpracował z Kościołem i Piusem XIII, którego się dzisiaj wybiela, tak samo jak Franciszka Argentyńskiego, z jego nazistowskich epizodów) po to byśmy sobie wszyscy jeszcze raz mogli uświadomić jasno czym jest makiaweliczny jezuityzm.
Jest on wybielaniem Inkwizycji Rozumu kosztem tych wszystkich, których taż Inkwizycja paliła na stosach jako lucyferianów, czcicieli demonów i magii oraz bezpośredniego kontaktu człowieka z bogiem, bez pośrednictwa Watykanu, który tak fajnie “urządził maluczkim ” świat, że do XIX wieku byli niewolnikami pańszczyźnianymi i analfabetami. Oto on:
Na podstawie zachowanych dokumentów nauka współczesna udowodniła, że Renesans w swej istocie okazał się okresem przywracania niewolniczej pracy i tyranii oraz kumulacji kapitału przez kilka chciwych, kierujących się bezwzględnością rodzin. Zaliczał się do nich klan Medyceuszy, który był pierwszą mafią włoską. Od czasu zdobycia w republice Florencji wpływów Medyceusze funkcjonowali jak grupa przestępcza typowa dla okresu Odrodzenia; posługiwali się intrygą, przekupstwem, „lobbingiem” i skrytobójstwem. Roztoczyli nad artystami swój mecenat wyłącznie dla własnej korzyści – rozumieli, że sztuka i literatura stanowią siłę propagandową, że są „mediami” mogącymi reklamować interesy. Dodajmy przy tym, że oligarchia Medyceuszy planowała zawładnąć gospodarczym, politycznym, religijnym i światopoglądowym życiem nie tylko Europy.
W pierwszej kolejności Medyceusze postanowili zniewolić ludzkie umysły. Dla realizacji tego celu posłużyli się najpierw Florencją, która stała się centrum rozpowszechniania po całym kontynencie okultyzmu w przebraniu neoplatonizmu. Przede wszystkim postarali się odrodzić stare zabobony, a zwłaszcza: hermetyzm, czary, magię, teurgię, wróżby, ezoterykę, orfizm, alchemię i astrologię (wraz z nastaniem „nowych czasów” ten schemat powtarza się zawsze: lansowana jest moda na horoskopy i wróżby). Tak samo jak Medyceusze działał ród d’Anjou, czyli Andegawenowie, potomkowie Merowingów, którzy w Renesansie byli głównymi obrońcami hermetyzmu, określanego jako Ars Regii – Sztuka Królewska. Andegawenowie traktowali hermetyzm jako tradycję, która wg legendy została przekazana człowiekowi przez rasę upadłych aniołów – demonów. To głównie René d’Anjou doprowadzili do odrodzenia hermetyzmu w Europie: wysłał do Cosimo de’ Medici skrybę Leonarda da Pistoia, który przekonał władcę Florencji do przetłumaczenia na łacinę starożytnych tekstów synkretycznych, zawartych w gnostyckim manuskrypcie „Corpus Hermeticum” – „Dzieła Hermetyczne”. Traktat ten – jego motywy hermetyczne miały kierować odrodzeniem starożytności i konstytuować prąd myśli magicznej dla cywilizacji europejskiej – stał się dostępny na Zachodzie w roku 1460, gdy dokumenty uratowane przed muzułmańską agresją na Europę przewieziono z Konstantynopola przez Macedonię do Florencji. Wcześniej „Corpus Hermeticum” należał do żyjącego w XI wieku polityka bizantyjskiego Michalisa Konstantinou Psellosa (1018 – 1078), intryganta zmieniającego swe poglądy w zależności od sytuacji, „pierwszego prawdziwego humanisty bizantyńskiego”.
„Corpus Hermeticum” jest zbiorem osiemnastu tekstów spisanych około 96 roku po narodzeniu Chrystusa w greko-egipskiej Aleksandrii, gdzie Żydzi apostaci założyli tajne Stowarzyszenie Ormus i szkoły gnostycyzmu. Za inicjatora koncepcji tego zbioru gnostycy uznali Hermesa Trismegistosa – synkretyczne bóstwo hellenistyczne i jednocześnie nigdy nieistniejącego „mędrca oświeconego i proroka wywyższonego”, „naczynie tajemnej doktryny przedpotopowego świata” i alchemika. Wymyślili go z połączenia cech greckiego boga Hermesa, Prometeusza, egipskiego Thota, magii żydowskiej i mistycznych prądów judaizmu oraz wierzeń irańskich, perskich, sumeryjskich, babilońskich i zoroastriańskich (do dziś ostoją wierzeń zoroastriańskich jest miasto Yazd w Iranie). Identyfikowali go również z biblijnym patriarchą Henochem oraz Serapisem (czczono go w Babilonie, Memfis i Aleksandrii) i Hermanubisem (grecko-egipskie bóstwo z psią głową oraz w greckim stroju i z atrybutem Hermesa – kaduceuszem). Według podtrzymywanej przez gnostyków i humanistów renesansowych legendy, Trismegistos żył trzy razy: pierwszy raz – przed potopem, jako wynalazca astronomii, drugi – jako wielki konstruktor Wieży Babel, lekarz i filozof, trzeci – jako ekspert w dziedzinie alchemii i właściciel skarbów w opiewanym przez czarowników pałacu Kamtar.
Zbiór „Corpus Hermeticum” podzielić można na dwa działy – w skład pierwszego wchodzą magiczne zaklęcia, zaś drugi ma charakter pseudofilozoficznego bełkotu. Całość tekstu przedstawia kosmos jako żyjącą duszę, magnetyczną sieć korespondencji, wiążących ziemię, ludzkie ciało, gwiazdy i odległe duchowe domeny bóstwa. Dotrzeć do owej „anima mundi” i wpłynąć na nią można było dzięki symbolicznym rytuałom magii obrzędowej.
Wychowany w rodzinie i środowisku wschodnioeuropejskich imigrantów żydowskich Harold Bloom jest zdania, że „żaden żyd w historii nie był wierniejszym sługą przymierza z Jahwe od Jezusa z Nazaretu”. Bloom – ceniony wykładowca Yale University – stoi na stanowisku, iż psychologiczność hebrajskiego Jahwe i teologiczność Boga-Stworzyciela to dwie niemożliwe do uzgodnienia kategorie, i z tego powodu nie widzi wspólnej drogi dla judaizmu i chrześcijaństwa. Na braku porozumienia między nimi zaważyły również doświadczenia ich kontaktów z kulturą i religijnością egipską, grecką oraz rzymską. W kwestii „Corpus Hermeticum” Bloom pisze: „Hermetycy byli sektą wyznającą nauki Platona. Przejęli oni od żydów aleksandryjskich ich sposoby interpretacji alegorycznej i rozwinęli żydowskie spekulacje na temat pierwszego człowieka, zwanego „Adam Kadmon” w Kabale, i ‚śmiertelnego boga’…” Hermetyzm arkadyjski, gdy wyszedł poza obszar Grecji i wraz z wojskami Aleksandra Wielkiego dotarł do Egiptu, był religią współzawodniczącą z chrześcijaństwem; obiema religiami rządziły też pewne podobieństwa. Ich zasadniczym, wspólnym mianownikiem był Logos – Słowo, które jest Bogiem i było na Początku”. Później żydzi aleksandryjscy i hermetycy – członkowie Stowarzyszenia Ormus – przenieśli się do włoskiej Kalabrii i Lasów Ardeńskich we Francji, skąd rozprzestrzenili się po Europie, a następnie po całym świecie.
W 1463 roku Marsilio Ficino, astrolog, magik i szarlatan, którego uznaje się za twórcę renesansowego neoplatonizmu, przełożył „Pimandra”, tj. „Poimandres” – tekst wchodzący w skład „Corpus Hermeticum”. W mitologii hellenistycznej imię Poimandres znaczyło „pasterz ludzi”, natomiast członkowie sekty Poimandresa przypisywali mu autorstwo zbioru pism „Poimandres”.
Marsilio Ficino uznał absolutną wartość „objawienia” „Corpus Hermeticum” i jego nauki, a nawet wspólnie z Medyceuszem uroili sobie, że Hermes Trismegistos był starożytnym mędrcem, starszym i mądrzejszym od Platona i Pitagorasa; uważali go za równego Zoroastrowi i Mojżeszowi, a w przypisywanych mu pismach miał lśnić „blask boskiego oświecenia”. Dzięki temu człowiek miał się stać czarownikiem, wyposażonym w kody dostępu do kosmosu i umysłu oraz stwarzającym samego siebie w miarę posuwania się naprzód.
Nigdy nie powiedziano tego wprost, ale w pewnych okresach nowożytnej cywilizacji europejskiej autorytet Hermesa Trismegistosa zaczął przewyższać nawet Jezusa. To do Hermesa coraz częściej zwracano się w praktycznych sprawach – od planowania własnego życia począwszy aż do zabiegów politycznych i kampanii wojennych. Tak robili aleksandryjscy magowie, królowie, książęta, możnowładcy i wodzowie a nawet ludzie Kościoła. Za pośrednictwem Trismegistosa można było sprawiać, że określone rzeczy się wydarzą – czyli za sprawą przypisanych mu nauk stał się sposobem na praktyczne zastosowanie magii!
Ukończony w 1471 roku przez Ficina przekład całości traktatu „Corpus Hermeticum” miał dać Andegawenom i Medyceuszom nieograniczoną władzę nad ludźmi i prawo traktowania ich jako rasę niższą – bydło robocze.
Nie sposób nie dodać, że inspirację z „Corpus Hermeticum” czerpał Hitler, który jednocześnie wierzył w magię i zwracał wielką uwagę na moc skandynawskich run oraz ich renesans w Niemczech. Z tej przyczyny w „odrodzonych” Niemczech pojawiły się tajne stowarzyszenia pseudonaukowe i ezoteryczne, m.in. Thule-Gesellschaft i Vril-Gesellschaft (Bractwo Thule i Bractwo Vril), do których należał także Heinrich Himmler. Niemcy, tworząc ideologię wyższości „rasy aryjskiej”, zaczerpnęli z tradycji Ariów starożytny symbol swastyki. Sam termin Aryjczycy pochodzi z sanskrytu od słowa arya i oznacza wywyższony-oświecony. Od 1920 roku była swastyka godłem Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników, a następnie stała się symbolem państwowym III Rzeszy. W poszukiwaniu magicznych amuletów Niemcy dotarli do Aleksandrii, Jerozolimy, Ur, Babilonu, Indii, a nawet w Himalaje. Znaleziska były dostarczane bezpośrednio do gabinetu Himmlera. Każdy oddział wojskowy posiadał swojego „mistrza” maga, a w strukturach SS (Schutzstaffel) już w 1940 roku nie było ani jednego oficera, który nie posiadałby dyplomu ukończenia kursu magii runicznej i hermetyki. Przyjęty w 1930 roku znak SS nie jest niczym innym, jak podwójną, podobną do błyskawic runą i symbolizuje Sowelo – słońce (moc życia). Natomiast Totenkopf – trupia główka – oznaczał „głowę Adama”. Takie same jak u Hitlera zainteresowania rozwinęły się u Stalina. Są dokumenty świadczące, że w połowie lat trzydziestych XX wieku w jego gabinecie znajdowała się jakaś księga wróżb. Niestety, w ciągu dziesięcioleci burzliwych wydarzeń, księga gdzieś zaginęła, lecz ci, którzy ją widzieli, byli przekonani, iż była to księga z runami.