III Starosłowiańska Świątynia Światła Świata – Lwów – Kijów: Strażnik Wiary – profesor Tadeusz Wojciechowski
Bolesław Szczodry karze niewierne żony mimo sprzeciwu biskupa Stanisława
Tadeusz Wojciechowski o czym mało kto wie, był bliskim przyjacielem Juliana I Pagaczewskiego (piwowara), a potem, mimo iż o 20 lat starszy, także trochę mentorem i opiekunem, ale znacznie bardziej po prostu „starszym” przyjacielem profesora Juliana II Pagaczewskiego. Nie tylko w czasie, kiedy bywał w Krakowie, ale do końca życia. Kiedy wyjechał do Lwowa stał się jednym z głównych animatorów III Starosłowiańskiej Świątyni Świata Świata we Lwowie. Działali w niej inni wybitni przedstawiciele lwowskiego środowiska naukowego i literaci oraz malarze. Ludzie tacy jak: Emil Klemensiewicz, Ernest i Adolfina oraz Stanisław Till, czy Stanisław Vincenz. Bywał we Lwowie Julian II Pagaczewski ze swoim synem Stanisławem, ale najczęstszym miejscem zjazdów i spotkań ich wszystkich była posiadłość Tillów w Uhercach. Nie miejsce tutaj by opisywać chronologię i treść tych spotkań i dysput, czy wesołych biesiad w trakcie których omawiano i lansowano najświeższe nowinki naukowe, a także prądy kulturalne i filozoficzne ze świata. Nie miejsce tutaj by opisywać klimat wypraw turystycznych, czy opowiadać o tym jak wielki nacisk kładziono w tych rodzinach na rozwój nie tylko duchowy, ale także fizyczny i kulturę sportową. Tutaj nie tylko ufundowano opiekę medyczną i szkolną dla mieszkańców okolicznych, nie tylko stwarzano dla nich miejsca pracy, ale także ustanowiono wodolecznicze łazienki mineralne, i dobywano z prywatnych szybów ropę naftową. To wszystko co miało miejsce w tym wyjątkowo światłym ziemskim majątku opiszemy kiedyś w specjalnym artykule poświęconym dziejom III SŚŚŚ we Lwowie od początku XIX wieku.
Profesor Tadeusz Wojciechowski to jeden z wybitnych obrońców i Strażników Wiary Przyrodzonej Słowian, którego do dzisiaj atakują zajadle prawicowi katolicy za jego doskonale udokumentowany dowód na spisek i zdradę biskupa Stanisława. Ten święty katolicki, wyniesiony przez Kościół do rangi patrona Polski – jak na ironię, sprzedawał ją obcym mocarstwom. Być może i współcześnie, jak wiele wskazuje, takie pojęcie „patriotyzmu” (dla którego tenże biskup może być wzorcem), jest także wzorcem dla lwiej części polskich elit politycznych.
Do dzisiaj nie milkną głosy katolickiej prawicy przeciw Tadeuszowi Wojciechowskiemu, także za jego pozytywny osąd postaci Bolesława Szczodrego, króla który jedynie bronił swego prawa do sprawowania suwerennych rządów w kraju ojców. Jest też inny powód tej wściekłości- profesor Tadeusz Wojciechowski z łatwością obalił również tezę katolickich historyków mówiącą, że Bolesław II Zapomniany – nie istniał i przywrócił tego króla wykreślonego z kart historii Polski przez katolickich dziejopisów do ISTNIENIA.
CB
Ukaranie zdrajcy i spiskowca biskupa Stanislawa
Z Wikipedii
Tadeusz Wojciechowski, (ur. w 1838 r. w Krakowie, zm. w 1919 we Lwowie) – polski historyk, profesor i rektor Uniwersytetu Lwowskiego, współzałożyciel i prezes Towarzystwa Historycznego we Lwowie, członek Akademii Umiejętności.Specjalizował się we wczesnej historii polskiego średniowiecza.
Życiorys
Tadeusz Wojciechowski, pochodził z Krakowa, jego rodzice, właściciele kamienicy, należeli do średniego mieszczaństwa. W r. 1854 Wojciechowski ukończył Gimnazjum Św. Anny. Po studiach, dwuletnich prawniczych i dwuletnich historycznych, na UJ, które ukończył w roku 1858 i w Wiedniu, na Wydziale Filozoficznym, (1859-1860) w 1865 roku uzyskał doktorat filozofii (po nieudanej próbie z r. 1860/61). W okresie powstania styczniowego (1863-1864) przez pół roku był więziony przez władze austriackie pod zarzutem uprawiania działalności konspiracyjnej. W 1867 zostaje pracownikiem Biblioteki Jagiellońskiej gdzie pracował do roku 1875 tj. do swoich przenosin na stałe do Lwowa. W 1873 r. wypłynęła jego kandydatura na katedrę historii austriackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, którą to katedrę zajął ostatecznie Stanisław Smolka, kandydat stańczyków.
W latach 1883-1907 profesor, a następnie rektor uniwersytetu we Lwowie; od 1909 r. członek austriackiej Izby Panów.
Pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.
Dorobek naukowy
Jego mistrzowskie prace historyczne charakteryzowało podejście krytyczne i analityczne. Szeroko stosował toponomastykę dla rekonstrukcji osadnictwa w Małopolsce we wczesnym średniowieczu. Opisywał zabytki sztuki sakralnej, dążył do uporządkowania legend wczesnopiastowskich; za krytyczne podejście do żywota św. Stanisława, a zwłaszcza konfliktu biskupa z królem został ostro skrytykowany przez koła zbliżone do Kościoła.
Autor m.in. następujących prac:
- „Chrobacja, rozbiór starożytności słowiańskich” (1873),
- „O Rocznikach polskich X-XV wieku” (1880),
- „O Kazimierzu Mnichu„ (1881),
- „O życiu i pismach Wincentego z Kielc„ (1881),
- „Co to jest historia i po co się jej uczymy” (1881),
- „Podział i zakres dziejów polskich” (1884),
- „O powtórnej elekcji Stanisława Leszczyńskiego w r. 1733 (Charakterystyka rządów Augusta II)” (1887),
- „Co Al Bekri opowiadał o Słowianach i ich sąsiadach” (1887),
- „Bonifatius der Apostel der Deutschen und die Slaven-apostel Konstantinus (Cyrillus) und Methodius” (1888),
- „O Piaście i piaście” (1895),
- „Kościół katedralny w Krakowie” (1899),
- „Eremici reguły św. Romualda, czyli benedyktyni włoscy w Polsce XI wieku” (1902),
- „Najdawniejszy znany obecnie polski akt książęcy z r. 1081-1086″ (1902),
- „Szkice historyczne XI wieku„ (1904),
- „Plemię Kadłubka” (1909),
Bibliografia
- Aleksander Gieysztor, Wstęp [w:] Tadeusz Wojciechowski, Szkice historyczne jedenastego wieku, Kraków 1951
Bolesław Szczodry przeprawia się z rycerstwem przez rzekę
Tadeusz Wojciechowski o Bolesławie Szczodrym i patronie Polski męczenniku kościoła Św. Stanisławie
Cytat poniższy pochodzi ze strony Andrzeja Solaka reprezentanta skrajnej prawicy katolickiej – a także jak widać jednego ze współczesnych obrońców biskupa Stanisława i kościoła polskiego
Andrzej Solak
„Plemię Kadłubka” i klan Wojciechowskiego
Biskup Stanisław występując z otwartą krytyką poczynań władcy był w oczach tego ostatniego „buntownikiem”. W tamtych czasach (i nie tylko w tamtych!) sprzeciw wobec rządzących często nazywany był „zdradą”. Przez dobrych kilka stuleci nikt jednak nie żywił wątpliwości, co do prawdziwości tradycyjnego przekazu o męczeństwie świętego biskupa.
Teoria spisku
Dopiero w XIX wieku paru historyków, z sobie znanych powodów, próbowało „odbrązowić” postać męczennika. W 1803 r. Tadeusz Czacki (współtwórca Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie, założyciel Liceum Krzemienieckiego), łżąc w żywe oczy, powołał się na Galla Anonima, który rzekomo „(…) wyraźnie mówi, że Stanisław biskup miał zmowy z Czechami” (w rzeczywistości Gall nic takiego nie napisał!).
Potwarz Czackiego powtórzył Franciszek Stefczyk (1885). Aleksander Skorski pisał (1873) z ogromną pewnością siebie: „Za niezachwianą już niczym prawdę historyczną uważać musimy, że Stanisław był zdrajcą i zasłużoną, acz może za srogą od Bolesława odebrał karę” (niestety, Skorski nie potrafił jakoś owej „niezachwianej prawdy historycznej” udowodnić…).
Maksymilian Gumplowicz wystąpił (1898) z wyjątkowo absurdalną tezą: prócz przepisanych od Czackiego i Stefczyka oskarżeń o związki biskupa z Czechami i Niemcami wyłuszczył pogląd, iż przyczyną konfliktu miał być sprzeciw biskupa Stanisława wobec… celibatu księży, który król Bolesław z kolei ponoć popierał (kilkadziesiąt lat później prof. Tadeusz Grudziński stwierdzi oględnie, iż rozprawa Gumplowicza „[…] roi się jednak od pomysłów zgoła fantastycznych i niesprawdzalnych, które poważnie obniżyły jej wartość naukową”. Wcześniej Kazimierz Krotoski podsumował twórczość Gumplowicza o wiele bardziej dosadnie: „Otóż żydowski pamflecista przedstawia postać Patrona Polski jako skończonego infamisa: był zdrajcą króla i Ojczyzny na rzecz Czechów i Niemców… Były to fantazje i halucynacje chorobliwego umysłu…”).
Nic dziwnego zatem, że „rewelacje” tego rodzaju traktowano wzruszeniem ramion, nie siląc się nawet na dyskusję z oszczercami.
„Jedynie słuszna” hipoteza
Dopiero jednak Szkice historyczne XI wieku (1904) Tadeusza Wojciechowskiego, znanego historyka galicyjskiego, wzburzyły opinię publiczną i dały początek zaciętym sporom. Wojciechowski „(…) skonstruował pomysłową hipotezę o buncie możnych przeciw Szczodremu (…). Według tego badacza spisek możnowładców przeciw królowi miał swoich przywódców w osobach młodszego brata Bolesława – Władysława Hermana, późniejszego wojewody Hermana – Sieciecha z rodu Starżów-Toporczyków i biskupa Stanisława, przy czym sprzysiężenie to nawiązało ścisłe kontakty z cesarzem Henrykiem IV i księciem czeskim Wratysławem (…)” (T. Grudziński).
Zalety pisarskiego pióra badacza, jasność i logika jego wywodu, wsparte ugruntowaną w świecie nauki pozycją autora, trafiły do przekonania wielu.
Niestety, późniejsze polemiki wywołane wystąpieniem Wojciechowskiego rychło stoczyły się do poziomu w najlepszym razie publicystycznych dysput, w najgorszym – mało eleganckich połajanek. „Dyskusję” w tym stylu zapoczątkował zresztą sam Wojciechowski, bezpardonowo atakując wszystkich, którzy ośmielili się głośno wyrazić swe wątpliwości. W gwałtownym artykule obrzucił inwektywami („plemię Kadłubka”) wszelkich oponentów. Zwolennicy tradycyjnej interpretacji konfliktu nie pozostali mu dłużni.
Tymczasem hipoteza Wojciechowskiego zrobiła zawrotną karierę we wpływowych kręgach liberalnej, antyklerykalnej inteligencji. Szybko uznano ją za „jedynie słuszne” wytłumaczenie niegdysiejszego dramatu. Na dobrych kilkadziesiąt lat zyskała rangę niemalże naukowego dogmatu…
„Jedynie słuszne” argumenty
Nim przedstawimy stosunek dzisiejszej nauki do hipotezy Wojciechowskiego, zreferujmy wpierw przesłanki, na jakich autor się opierał. Jego zdaniem:
- Badając dzieje konfliktu biskupa Stanisława z królem Bolesławem Szczodrym winniśmy opierać się wyłącznie na Kronice Galla Anonima. Powstała ona zaledwie ok. 30 lat po śmierci Stanisława, jej autor zaś był wzorem sumiennego, bezstronnego kronikarza. Gall wystąpienie Stanisława nazwał „grzechem”, zaś wobec biskupa użył słowa „traditor”, które Wojciechowski przetłumaczył jako „zdrajca”.
- Dowodem zdrady Stanisława jest kara „obcięcia członków”, na jaką został skazany. W średniowieczu ten rodzaj represji zarezerwowany był bowiem dla zdrajców. Wojciechowski zdaje się nie żywić wątpliwości, iż biskupa stracono na podstawie legalnego wyroku sądu królewskiego.
- Za udziałem w spisku Władysława Hermana przemawiać ma fakt, iż skorzystał on na usunięciu króla – obejmując po Bolesławie władzę w kraju.
- w spisku musieli też uczestniczyć cesarz Henryk IV oraz książę czeski Wratysław. Byli oni bowiem zainteresowani w usunięciu wrogiego im Bolesława Szczodrego.
- Źródła inne niż Kronika Galla, w tym przychylne Stanisławowi dzieło Wincentego Kadłubka (napisane ok. 120 lat po śmierci męczennika), jako późniejsze nie mogą być brane pod uwagę, zaś sama twórczość Kadłubka podsumowana została jako bezwartościowa.
***
W dalszym toku wywodu autor strony usiłuje obalić tezy Wojciechowskiego – jednak brak mu nowych argumentów poza pustymi słowami, i wyciąganymi na siłę argumentami kiepskiej jakości mającymi świadczyć iż Władysław Herman – był kochającym bratem a nie wrogim spiskowcem (dziwne że wjechał na czele rebeliantów popieranych przez króla Czech, jak tak kochał i popierał brata), powoływaniem się na potępienie czynu króla przez Galla Anonima – który sam był księdzem itd. Dowodzenie iż słowo traditor – ma nie tylko znaczenie bunt i buntownik oraz zdrajca, odstępca od międzynarodowych umów, ale coś jeszcze innego to naprawdę żenująco słaba próba obrony buntownika i zdrajcy państwa polskiego.
Podajemy link do tej strony byście mogli sami ocenić ową rzekomą obronę, która jest słabej jakości próbą wybielenia biskupa: http://cristeros1.w.interia.pl/crist/patron/plemie.htm
Wojciechowski jednak ma rację
Oto jednak współczesny sąd naukowy a nie chciejski katolicko-prawicowy:
Według tradycji powstałej z przekazu Galla Anonima, polskiego kronikarza, biskup krakowski Stanisław poniósł karę za zdradę lub spisek przeciwko królowi (traditio) oraz że postępowanie biskupa miało charakter grzeszny (peccatum). Został Stanisław skazany na karę obcięcia członków (obtruncatio). Króla Bolesława Śmiałego po wykonaniu wyroku strącono z tronu, który zajął jego młodszy brat Władysław, a wypędzony (eiectus) na Węgry Śmiały niebawem zmarł. Fakt ten miał miejsce w 1079 roku, a przekazał je prawie współczesny samemu wydarzeniu Anonim Gall. Piszący sto lat później Wincenty Kadłubek w swej relacji podał istotę konfliktu biskupa z królem. Mianowicie Stanisław rzucił klątwę na Bolesława w obronie rycerzy, którzy powrócili samowolnie do kraju z wyprawy na Rusi bez zgody króla na wieść, że żony ich dzielą łoża z niewolnikami. Obie te relacje od drugiej połowy XIX wieku były tematem sporów o ich wiarygodność. Jednak ukazanie się „ Szkiców historycznych jedenastego wieku” Tadeusza Wojciechowskiego w 1904roku stanowiły przełom w dyskusji historyków nad faktum św. Stanisława. Wojciechowski odrzucił relację Kadłubka, a skupił się na przekazie Galla, poddając go bardzo wnikliwej analizie. Przedstawił nową, bogatszą wizję wydarzen z 1079 roku. Pozwoliło mu to na sformułowanie nowej odkrywczej hipotezy buntu juniora-Władysława Hermana, przeciw seniorowi Bolesławowi Śmiałemu. Herman miał naprowadzić na Polskę pomoc czeską, w efekcie Czesi zajęli na kilka lat Kraków. Bp. Stanisław w całym tym konflikcie miał wziąć stronę juniora przez co naraził się królowi i skazano go na rozczłonkowanie ciała. Skutkiem tego występku władcy było strącenie z tronu i wypędzenie Śmiałego na Węgry. Rekonstrukcja spisku przeciw Bolesławowi przedstawiona przez Wojciechowskiego, a zwłaszcza faktum św. Stanisława znalazły uznanie dwóch głównych recenzentów Władysława Abrahama w „Kwartalniku Historycznym” i Aleksandra Brucknera w „Przeglądzie Historycznym”. Profesor Wojciechowski nadał przekazowi Galla bardziej jednoznaczny format. Kluczowym słowom kronikarza ”chrześcijanin na chrześcijaninie” dał nowy sens: pomazaniec na pomazancu. Rozstrzygnął w ten sposób spór o kim Gall w danym miejscu pisał. Pomazancami byli biskup i król. Gdy parę lat później historycy i filologowie poddali krytyce przekład tekstu Galla wg. Wojciechowskiego, najwięcej uwagi zajęła kwestia „zdrady”- traditio Stanisława. Nie jasnym było kto mógłby dopuścić się owej zdrady. Rozwiązanie tego problemu komplikowały dwa okresy gramatyczne zdania, w którym Gall pisał o dwu popełnionych przy tej okazji grzechach. Sprawa uległa wyjaśnieniu , gdy przyjęto znaczenie zaproponowane przez Wojciechowskiego : pomazaniec na pomazancu . Późniejsi krytycy prof. Tadeusza Wojciechowskiego zarzucali mu zmianę tłumaczenia: z christianus in christianos na christinom i znikome przetłumaczenie: pomazaniec. Tymczasem intuicja badawcza Wojciechowskiego znalazła pełne potwierdzenie w podstawie rękopiśmiennej tzw. Zamojskich z XIV wieku. Zagorzały krytyk Wojciechowskiego, Stanisław Smolka pokusił się o wykład dotyczący umiejętności przechodzenia od wypowiedzi źródła do tworzenia faktów historycznych. Nie ulega wątpliwości, że praca Smolki kwestionowała dokonania Wojciechowskiego. Etapowi I krytyki prof. Wojciechowski odpowiadał, natomiast analizę określił Smolka pesymistycznym wnioskiem: Ignoramus. W efekcie propozycje tłumaczenia Galla ze „Szkiców” nie znalazły powszechnego uznania, podobnie jak kontrowersyjne umiejętności komentowania źródeł historycznych. Rzeczą znamienną było, że wielbiciel Wojciechowskiego, Stanisław Zakrzewski ogłaszając w 1920 roku swoją historię wydarzen Polski wczesnopiastowskiej tylko częściowo przyjął rekonstrukcję swego mistrza. Uznał powiązanie Władysława Hermana z Czechami, ale oscylował ku poglądom Franciszka Stefczyka niż Wojciechowskiego. Odrzucił rządy czeskie w Krakowie, uznając miasto za rezydencję Hermana. W dalszym zaś ciągu nawiązał do faktów Wincentego Kadłubka: wyprawy na Ruś, dezercji, sądu królewskiego, interwencji biskupa, skazania na karę, wybuch wojny domowej, strącenie z tronu króla. Podobnie uczynił Roman Grodecki, autor najwybitniejszego po dziś dzien podręcznika historii politycznej średniowiecza. Przyjął myśl, że bunt juniora i zatarg między królem a Stanisławem to dwie odrębne sprawy tyle, że wydarzyły się równolegle w tym samym czasie. Zgodnie z Wojciechowskim usunął w cien bunt rycerstwa w wyprawie na Ruś. Stał się wówczas niepewny „ motyw zdrady” Stanisława , który mógł być zwykłym nieposłuszenstwem, a jedynie Bolesław pojął go za zdradę. Grodecki nie wierzył tez w konflikt polsko- czeski, przez co pozbawił hipotezy Wojciechowskiego głównego powodu sporu Stanisława z Bolesławem, nie dając w zamian lepszego wyjaśnienia. Według mnie teoria Stanisława Wojciechowskiego nie zasługuje na całkowite potępienie, lecz stanowi pewien wyraz przełomu w dochodzeniu do prawdy historycznej. Jego wizja wydarzeń, choć może nie w pełni doskonała, rzuca nowe światło na badania nad faktum świętego Stanisława. Świetnie ujął S. Zakrzewski starania Wojciechowskiego: „ Wiara zatem Wojciechowskiego, że intensywne studia nad wiekiem XI mogą pogłębić naszą wiedzę, odnosi stanowczy triumf nad poglądem przeciwnym”. Niech za koniec moich rozważan dotyczących słuszności hipotezy Tadeusza Wojciechowskiego posłuży cytat S. Kętrzynskiego: „Niestety w całej tej rozprawie znanej nam tylko na podstawie kilkudziesięciu słów kroniki Galla- Anonima, musimy się opierać na znaczeniu poszczególnych słów, a wiadomo, ile takie poszczególne słowo może znaczyć, ile razy zdawało się już, że w słowie takim znaleźliśmy klucz do rozwiązania zagadki. I tyle razy zawodnie”.
Źródlo: http://www.polskiedzieje.pl/slawni-polacy/swiety-stanislaw-2.html
Jak widać jest to strona poświęcona wielkim Polakom, w tym Świętemu Stanisławowi. Trudno ją uznać za antystanisławowską propagandę.
I jeszcze portal: Alehistoria.blox.pl
http://alehistoria.blox.pl/2011/01/8222PLEMIE-KADLUBKA8221.html
Plemię Kadłubka
W 1904 roku znakomity historyk galicyjski Tadeusz Wojciechowski ogłosił drukiem „Szkice historyczne XI wieku”. W swojej pracy odrzucił przekaz mistrza Wincentego Kadłubka dotyczący sprawy Bolesława Szczodrego i biskupa Stanisława, a przyjął za wiarygodny jedynie przekaz Galla Anonima (w skrócie: Kadłubek winą za śmierć biskupa obarczał króla mocno go przy tym szkalując, a zarazem bronił i gloryfikował Stanisława; Gall Anonim sprawę pozostawiał otwartą nie broniąc żadnej ze stron konfliktu, chociaż wykazywał dużą sympatię dla króla i pośrednio wskazywał na winę biskupa). W naszych rozważaniach nie są ważne tezy, jakie w swojej pracy przedstawił Wojciechowski (w większości są one dziś już nieaktualne), ale to co działo się wokół publikacji i jego osoby.
Dowody przedstawione przez autora „Szkiców historycznych” na poparcie wiarygodności zapisów Galla Anonima odnoszących się do biskupa krakowskiego i króla polskiego, uzyskały poparcie części badaczy historyków i liberalnej opinii publicznej. W 1905 roku krakowska Akademia Umiejętności przyznała Wojciechowskiemu nagrodę za najlepszą pracę historyczną. Jednak pewne kręgi naukowe i środowiska konserwatywne zawrzały. Publikację galicyjskiego historyka uznano za skandaliczną, odsądzono od czci i wiary, a w druku, publicystyce i w dyskusjach (a nawet z kościelnych ambon) wylano na niego niezliczoną ilość inwektyw. W 1909 roku na łamach „Przeglądu Powszechnego” polemikę z autorem „Szkiców historycznych” podjęła grupa historyków (m.in. W. Kętrzyński, S. Smolka). Korzystając z łam pisma, niektórzy z nich (K. Krotoski) posunęli się nawet do antysemickich insynuacji w stosunku do Maksymiliana Gumplowicza, ucznia Wojciechowskiego, zajmującego się problematyką biskupa Stanisława i Bolesława Szczodrego.
Wojciechowski odpowiedział na stawiane mu zarzuty w artykule „Plemię Kadłubka”. To wywołało jeszcze większą burzę. Kazimierz Krotoski nie mogąc znaleźć merytorycznych argumentów przeciwko tezom Wojciechowskiego, zarzucił mu „kalanie narodowej świętości” (to właśnie Kadłubek był twórcą legendy o cudownym zrośnięciu się obciętych członków Stanisława i jednym z pierwszych jego hagiografów, miał też duży wkład w tworzenie kultu św. Stanisława patrona Polski). W 1926 roku na łamach „Przeglądu Powszechnego” Kazimierz Krotoski wciąż nie mogąc zapomnieć o „kalaniu narodowej świętości” przez niektórych historyków, tak pisał o Gumplowiczu: „Otóż żydowski pamflecista przedstawia postać Patrona Polski jako skończonego infamisa (…) Były to fantazje i halucynacje chorobliwego umysłu”. W ten oto sposób, na gruncie naukowego sporu, doszło do sporu światopoglądowego, ideowego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że podobne spory „okołohistoryczne” toczą się z niesłabnącą zaciętością do dnia dzisiejszego. Stosunek do przeszłości wciąż rozpala ludzkie umysły, zwłaszcza gorące głowy Polaków.
W całej tej sprawie, trzeba też wyjaśnić rolę Kościoła. Przez wieki kształtował on w społeczeństwie kult św. Stanisława widziany przez pryzmat średniowiecznych hagiografów. Spór historyków w temacie biskupa i króla, zamienił się, przy wydatnym współudziale Kościoła, w spór ideologiczny, światopoglądowy. Najprościej rzecz ujmując: historycy, którzy odrzucali przekaz Wincentego Kadłubka traktujący o „sprawie biskupa Stanisława”, zaliczani byli do badaczy liberalnych, kalających świętości narodowe. Historycy wywodzący się z kręgów kościelnych i ci o orientacji katolickiej, w większości odrzucali z kolei przekaz Galla Anonima, pierwszeństwo dając Kadłubkowi. Byli jeszcze ci, którzy wahali się, nie potrafili jednoznacznie określić, które z dwóch głównych źródeł dotyczące sporu biskupa z królem, jest wiarygodne, lub ci, którzy próbowali obie relacje, Galla Anonima i Kadłubka, pogodzić. Ci historycy też nie należeli do ulubieńców Kościoła.
Dyskusje nad „faktum biskupa Stanisława” dowiodły, jak łatwo jest wciągnąć historię w spory światopoglądowe, ideologiczne. Jak łatwo jest pomieszać naukę z religią i wiarą. Doświadczamy tego wciąż na nowo, mimo upływu setek lat. Przykłady takich zachowań można by mnożyć…
TADEUSZ WOJCIECHOWSKI – SZKICE HISTORYCZNE XI WIEKU
|
2. Okładka i jej stan : twarda, płótno; stan : minus bardzo dobry .
3. Obwoluta i jej stan : papier, matowa ; stan : dobry – jak na zdjęciu; podniszczona na brzegach i lekko przybrudzona.
4. Kartki i ich stan : liczy 384 strony ; stan : plus dobry – nie ma plam, napisów , uszkodzeń , ale są pieczątki księgozbioru; kartki są szyte; jeden właściciel .
5. Ilustracje : czarno-białe kopie zdjęć.
6. Pełny tytuł i autor: „SZKICE HISTORYCZNE XI WIEKU” ; T. WOJCIECHOWSKI ; wydanie II; nakład : 5 289; przygotował do druku plus wstęp : A.Gieysztor .
7. Format : 15 cm x 21 cm .
SPIS TREŚCI
Aleksander Gieysztor, Wstęp………… 5
Bibliografia wstępu…………..24
Bibliografia prac Tadeusza Wojciechowskiego…….26
Spis wykładów Tadeusza Wojciechowskiego w Uniwersytecie Lwowskim……………. . 32
Szkic pierwszy
EREMICI REGUŁY ŚW. ROMUALDA, CZYLI BENEDYKTYNI WŁOSCY W POLSCE XI WIEKU………39
Szkic drugi
ASTRYK-ANASTAZY, OPAT TRZEMESZYŃSKI (1001) . . . . 84
Szkic trzeci
PIASTOWICZ EREMITA I BISKUP KRAKOWSKI LAMBERT I . 91
Szkic czwarty
ARCYBISKUP BOGUMIŁ…………101
Szkic piąty
KRÓLESTWO POLSKIE I KORONACJA BOLESŁAWA II (1076) . . 148
Szkic szósty
ARCYBISKUP HENRYK………….199
Szkic siódmy
STRĄCENIE I ZEGNANIE KRÓLA BOLESŁAWA II…..226
,Szkic ósmy
FAKTUM BISKUPA STANISŁAWA
POPRZEDZA: KTO BYŁ GALLUS?………..256
Szkic dziewiąty WŁADYSŁAW HERMAN
ZATRATA KORONY I PIERWSZY KULT STANISŁAWA……277
Szkic dziesiąty
DALSZE LOSY ZATRACONEJ KORONY
NASTĘPCY STANISŁAWA………….298
Szkic jedenasty PLEMIĘ KADŁUBKA
ODPOWIEDŹ …..
Uzupełnienia bibliograficzne Indeks osób …. Indeks nazw geograficznych Spis ilustracji
TABLICA GENEALOGICZNA
SPIS ILUSTRACJI
1. Tadeusz Wojciechowski. Portret z lat 1891—1914. Archiwum PAN w Warszawie. Fot. A. Skarżyńska.
2. Tadeusz Wojciechowski z Kołem Historyków we Lwowie (1906). Obok D. Dembiński i L. Finkiel. Fot. A. Skarżyńska.
3. Kolegiata Św. Marcina w Opatowie (ok. 1180 r.) Fot. E. Kupiecki.
4. Przeniesienie zwłok św. Wojciecha do katedry gnieźnieńskiej. Fragment Drzwi Gnieźnieńskich. Archiwum IS PAN. Fot. E. Kozłowska–Tomczyk.
5. Błogosławiony Bogumił. Rzeźba drewniana (XIV/XV w.) ze skrzyni grobowej w kościele parafialnym w Dobrowie, w pow. kolskim. (Stan przed renowacją.) Archiwum IS PAN. Fot. J. Wojciechowski.
6. Ruiny palatium piastowskiego i grodziska na Ostrowie Lednickim (X/XI w.). Widok z lotu ptaka. Archiwum Muzeum Narodowego w Poznaniu.
7. Fragment murów na Ostrowie Lednickim. Fot. A. Szypowski.
8. Opactwo kanoników regularnych w Trzemesznie. Fot. A. Szypowski.
9. Fragment elewacji kościoła w Trzemesznie. Archiwum IS PAN. Fot/ T. Kaźmierski.
10. Kolegiata Panny Marii i Św. Aleksego oraz grodzisko w Łęczycy. Widok z lotu ptaka. Archiwum PMA w Warszawie. Fot. T. Biniewski.
11. Rycerze Gedeona grający na rogach. Czara włocławska (X—XI w.) Archiwum IS PAN. Fot. T. Kaźmierski.
12. Włócznia św. Maurycego w skarbcu Katedry Wawelskiej (ok. 1000 r.). Jedno z insygniów monarszych Chrobrego i Mieszka II. Archiwum 13 PAN. Fot. T. Kaźmierski.
13. Widok z lotu ptaka opactwa benedyktyńskiego w Mogilnie. Archiwum PMA w Warszawie. Fot. T. Biniewski.
14. Fragment kościoła w Mogilnie. Fot. A. Szypowski.
15. Opactwo benedyktyńskie w Mogilnie. Fragment krypty. Fot. A. Szypowski.
16. Opactwo benedyktyńskie w Tyńcu. Fot. E. Kupiecki.
17. Henryk IV, Konrad II, cesarz Henryk III oraz opaci św. Emerama w Eatyzbonie: Eberhard, Romuald i Rupert. Miniatura z Kodeksu Emeramskiego (ok. 1080 r.) w Bibliotece Kapitulnej w Krakowie. Archiwum IS PAN. Fot. E. Kozłowska-Tomczyk.
18. Kościół Św. Gereona na Wawelu, tzw. I Katedra (pierwsza połowa XI w.). Fragment krypty. Fot. E. Kupiecki.
19. Krypta Św. Leonarda na Wawelu z tzw. II Katedry Wawelskiej (przełom XI i XII w.) Fot. E. Kupiecki.
20. Tablica nekrologiczna, ołowiana, biskupa Maura (zm. 1118 r.) z jego grobu odkrytego w 1938 r. w Krypcie Św. Leonarda na Wawelu. Napis zawiera wzmiankę nekrologiczna i wyznanie wiary. Archiwum IS PAN. Fot. T. Kaźmierski.
21. Inwentarze skarbca katedry krakowskiej z lat 1101 i 1110. Rękopis Biblioteki Kapitulnej w Krakowie. Archiwum IS PAN. Fot. T. Kaźmierski.
22. Kronika Galia Anonima w rękopisie Zamoyskich (XIV w.), rozdz. I, 26—27. Biblioteka Narodowa w Warszawie. Fot. Stacja Mikrofilmowa BN.
23. Kronika Galia Anonima w rękopisie Zamoyskich (XIV w.), rozdz. I, 27—29. Biblioteka Narodowa w Warszawie. Fot. jw.
24. Tympanon portalu południowego w kościele Św. Stanisława w Starym
Zamku. Archiwum 13 PAN. Fot. J. Langda.
25. Słup drogowy, zarazem symbol sprawiedliwości, w Koninie (1151 r.). Fot. Archiwum Wojewódzkiego Urzędu Konserwatorskiego w Poznaniu.
26. Dokument Władysława Hermana z lat 1087—1095 dla katedry bamber-skiej. Archiwum Państwowe w Monachium. Fot. St. Turski.
27. Fragment pieczęci Władysława Hermana na dokumencie z lat 1087— 1095 dla katedry bamberskiej. Fot. St. Turski.
28. Kielich romański z opactwa w Trzemesznie (XII w.). Archiwum Muzeum Narodowego w Poznaniu.
29. Patena romańska z opactwa w Trzemesznie (XII w.). Archiwum PMA w Warszawie. Fot. T. Biniewski.
30. Wczesnośredniowieczny hełm złocony z Giecza. Archiwum PMA w Warszawie. Fot. T. Biniewski.
31. Złoty kielich i patena z ręką Opatrzności (ok. poł. XI w.), znalezione w trakcie prac wykopaliskowych w Tyńcu, w grobie jednego z opatów. Archiwum Instytutu Historii Sztuki UJ. Fot. W. Gumuła.
32. Nodus laski pastorału ze złoconego brązu z grobu opata (ok. poł. XI w.). Archiwum Instytutu Historii Sztuk UJ. Fot. W. Gumuła.
33. Rzymska studzienka z wizerunkiem św. Wojciecha (ok. 1000 r.) w kościele S. Bartolomeo alPIsola w Rzymie. Gabinetto Fotografico Nazio-nale, Roma.
34. Moneta palatyna Sieciecha. Awers ze znakiem i imieniem palatyna. Ze skarbu w Okopach pow. Olkusz. Obecnie w Muzeum Narodowym w Krakowie. Fot. Archiwum PMA w Warszawie.
35. Moneta palatyna Sieciecha. Rewers: odczyt dyskusyjny. Jw. Fot. Archiwum PMA w Warszawie
36. Rogowe pionki do szachów ze schyłku XII w. Archiwum PMA w Warszawie. Fot. T. Biniewski.
37. Spinka z domniemanego grobu Bolesława Śmiałego w Ossjaku. Archiwum 13 PAN. Fot. T. Kaźmierski.
38. Tzw. pierścień św. Stanisława z przełomu XII/XIII w. Skarbiec Katedry Wawelskiej. Archiwum IS PAN. Fot. T. Kaźmierski.
39. Plecionka wczesnoromańska z Wawelu. Fot. A. Szypowski.
40. Skarb z Borucina, pow. Radziejów (z XI w.). Archiwum PMA w Warszawie. Fot. T. Biniewski.
41. Wykopaliska w Gieczu. Fot. A. Szypowski.
42. Chrzcielnica z kościoła w Kruszwicy. Fot. A. Szypowski.
43. Rotunda Św. Prokopa w Strzelnie. Fot. A. Szypowski.
44. Fragmenty murów opactwa benedyktyńskiego w Tyńcu odsłonięte w trakcie prac wykopaliskowych. Stan z r. 1961, Archiwum Instytutu Historii Sztuki UJ.
♦
WSTĘP
Trzecie wydanie Tadeusza Wojciechowskiego Szkiców historycznych jedenastego wieku — po pierwszym z r. 1904 i drugim z r. 1925 — wyszło w r. 1951 w pięciotysięcznym nakładzie i rychło zostało wyczerpane. Jak objaśnić to nieustanne powodzenie? Dlaczego dzieło to po sześćdziesięciu pięciu latach od chwili powstania nie przestaje przyciągać uwagi historyków i może nadal liczyć na podobne zainteresowanie szerszego ogółu, z jakim przyjęły je poprzednie pokolenia czytelnicze?
Szkice ukazują się wśród wznowień klasyków naszej historiografii obok dzieł Joachima Lelewela, Karola Szajnochy, Stanisława Smolki, Władysława Smoleńskiego, Karola Potkańskiego, Marcelego Handels-mana, Stanisława Kętrzyńskiego czy Jana Ptaśnika jako świadectwo łączności naszej kultury z wybitnymi badaczami dziejów narodowych, i tak jak ich książki, wymagają oprawy wydawniczej. Powinna ona przynieść taką odpowiedź na postawione wyżej pytania, która uprzystępniłaby myśl autora, wyjaśniła jej podstawy metodologiczne i metodyczne, oświetliła drogi rozwoju nauki historycznej, zestawiła poglądy autora z dzisiejszym stanem wiedzy i wskazała na trwałe, prawdziwie klasyczne, wartości dzieła. Przez te wartości rozumiemy — obok walorów swoistej struktury literackiej — także, i przede wszystkim, istotny postęp na drodze poznawania zjawisk przeszłości, choćby oparty na założeniach, które nie w pełni podzielamy, założeniach uwarunkowanych treścią społeczną i ideową życia i twórczości historyka, a również jego warsztatem badawczym, możliwościami metodycznymi i techniką pracy.
Szkice historyczne XI wieku bronią się przed niepamięcią osobliwym urokiem naukowego pisarstwa Tadeusza Wojciechowskiego, jego niezrównaną umiejętnością wprowadzania czytelnika w subtelne arkana wiedzy mediewistycznej, ukazy wianiem zarówno warsztatu źródłowego, jak perspektyw porównawczych albo sposobów formalno-logicznych, które autor ten z przedziwnym mistrzostwem gromadził dla „wznoszenia gmachu budowanego nierzadko z hipotez i najśmielszych domysłów. A przy tym „Tadeusz Wojciechowski nie miał łatwego pióra — jak stwierdził najwytrawniejszy stylista Jan Parandowski — pisał trzeźwo i twardo, trafiały mu się błędy gramatyczne, zdania często wpadały w zawiłość, nie miał ucha dla powtarzających się słów i zwrotów, nigdy metafora nie zakwitła na jego karcie. Krańcowy w tej ascezie, nie szukał pomocy nawet we właściwych historykowi środkach, jak malowanie tła, portretów, wreszcie budowa wielkich syntez. Była to skromność podniesiona do wielkości.” Czy jednak istotnie w dziełach Wojciechowskiego „wszystko zawiera się w treści, nic w formie”? Czy w tej „zwyczajnej, skromnej, jędrnej szacie”, jak ją określił mistrz dziejopisarstwa wyszukanego, Szymon Askenazy, nie mieściła się jakaś bliska nam zapowiedź nowoczesności, świadomy odwrót od retoryki ku prostocie wykładu? Na pewno to nie był kunsztowny rytm barwnej, choć ze źródłami zawsze powiązanej prozy Smolki, Smoleńskiego lub Kubali czy innych kontynuatorów polskiej opowiadającej prozy historycznej. Biorąc Szkice Wojciechowskiego do ręki, mamy przed sobą zjawisko fascynujące swoją prostotą. Zadaniem niniejszych uwag jest próba wskazania mu miejsca w czasie Jego narodzin i w naszej hierachii wartości naukowych. […]
Wstęp A. Gieysztora do tej ksiązki z roku 1970 nie potwierdza prawicowo-katolickich zarzutów
Oto zdanie Tadeusza Wojciechowskiego o ufundowaniu klasztoru w Tyńcu – dziwnym trafem przez Władyslawa Hermana:
Początki opactwa tynieckiego według przekazów historycznych
Ponieważ nie zachował się, bo prawdopodobnie takiego nie było – dokument fundacyjny opactwa tynieckiego istnieje ciągle problem otwarty kto i kiedy założył Tyniec. Jan Długosz podał datę założenia klasztoru w Tyńcu w roku 1044 i przypisywał tę czynność Kazimierzowi Odnowicielowi. Do tej informacji przychylał się także bardzo wybitny historyk dziejów Kościoła w średniowiecznej Polsce Władysław Abraham. Natomiast inny historyk tego okresu, Tadeusz Wojciechowski, biorąc za podstawę konstrukcji myślowej dokument legata papieskiego, Idziego, z 1124/25 r. wysunął własną koncepcję. Owszem to książę Kazimierz Odnowiciel sprowadził mnichów benedyktyńskich do Polski, ale nie do Tyńca tylko na Wawel. Natomiast sam fakt założenia klasztoru tynieckiego jako osobnej instytucji przesuwał on na okres około 1088, gdy za panowania Władysława Hermana kapituła katedralna stawała się korporacją wyłącznie kleru świeckiego. Miało to wynikać z faktu uposażenia przez tego panującego w roku 1095 dwudziestu lub nawet dwudziestu czterech kanonii. Z czasem T. Wojciechowski wycofał się z tej hipotezy i przesunął całą akcję oddzielenia wawelskiej wspólnoty mniszej od kleru diecezjalnego i przeniesienia jej na wzgórze tynieckie na okres panowania Bolesława Śmiałego, łącząc tę akcję z reformą zarządzoną na synodzie prowincjonalnym podczas pobytu legatów papieskich w Polsce w 1075 r., a przeprowadzoną ostatecznie po koronacji Bolesława na króla. Do tej drugiej konstrukcji przychylał się także Stanisław. Zakrzewski i historyk francuski Pierre Dawid, choć już z pewną modyfikacji.
O Bolesławie Zapomnianym władcy Polski w latach 1034-1039
Zniknął w mrokach średniowiecza
Sławomir Leśniewski / Polityka
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/231607,1,zniknal-wmrokach-sredniowiecza.read
1034-1039 r. – król Bolesław „Zapomniany”
Między nimi, w oficjalnych pocztach polskich monarchów, nie ma żadnego władcy. A był.
Mieszko II, następca Bolesława Wielkiego (Chrobrego), zmarł w 1034 r., a w 1039 r. do Polski wkroczył jego syn Kazimierz Karol, by z niemiecką pomocą odzyskać dziedzictwo i odbudować zagrożone rozpadem państwo. Nadano mu przydomek Odnowiciel. Pięcioletni okres między tymi dwoma wydarzeniami przypomina czarną dziurę. Zadbali o to najbardziej znani średniowieczni kronikarze: Gall Anonim, Wincenty Kadłubek, Jan Długosz i plejada sławnych historyków z Joachimem Lelewelem i Adamem Naruszewiczem na czele. W ich przekazach brak wzmianek o wówczas panującym. Choć nie do końca. Długosz na przykład dokonał godnej podziwu ekwilibrystyki i, aby całkowicie nie pominąć w swoim przekazie istniejącego rzeczywiście władcy, zmienił mu imię i profilaktycznie uśmiercił jeszcze przed zgonem ojca!
Jakie były przyczyny, dla których świadomie zakłamali historię? Komu zależało na tym, aby następca Mieszka II i poprzednik Kazimierza Odnowiciela pozostał w całkowitym niemal zapomnieniu?
Skazany na zapomnienie władca nosił imię Bolesław. Był najprawdopodobniej pierworodnym synem Mieszka II i Rychezy, wnuczki cesarza niemieckiego Ottona II, starszym bratem Kazimierza Karola i Włodzisława, choć niewykluczone, że jego matką była poprzednia żona króla lub jedna z jego nałożnic. Urodził się w 1014 r. lub 1015 r., zmarł natomiast zapewne krótko przed najazdem na Polskę czeskiego Brzetysława w 1039 r. Jego postać występuje w wielu źródłach obcych, m.in. w niemieckiej „Kronice z Braunweiler”, gdzie jest mowa o okrutnym prześladowaniu Ryksy (Rychezy) przez syna, w „Kronice Czechów” Kosmasa i w „Kronice węgierskiej Chartiritusa Biskupa” – fragment o militarnej pomocy, jakiej udzielić miał Bolesław II Węgrom.
Również kilka polskich źródeł zawiera informacje o starszym synu Mieszka II. W rocznikach „Kapituły Krakowskiej” pod datą 1038 r. umieszczono zapis dotyczący zgonu króla Bolesława; skoro Chrobry zmarł w 1025 r., a Śmiały ponad pół wieku później, mogło jedynie chodzić o ich nieobecnego w poczcie królów i książąt polskich imiennika. Pośrednio jego istnienie potwierdza także „Rocznik małopolski”, w którym Bolesław Krzywousty nazwany jest Bolesławem IV, oraz zniszczony w XIX w. „Kodeks tyniecki” Bolesława Śmiałego z figurującą przy jego imieniu rzymską cyfrą III. Skoro zatem Chrobremu, poza wspaniałym przydomkiem Wielki, przyznano rzymską jedynkę, a Śmiałemu i Krzywoustemu trójkę i czwórkę, wniosek jest oczywisty: był między nimi jeszcze jeden Bolesław.
W Polsce po raz pierwszy wspomniano o Bolesławie II w „Kronice Wielkopolskiej”, napisanej w XIII w. przez biskupa poznańskiego Boguchwała II, przeredagowanej później przez biskupa Janka z Czarnkowa. Było to złe wspomnienie. „Gdy zmarł w roku Pańskim 1033 (mowa o Mieszku II – S.L.), nastąpił po nim pierworodny syn jego Bolesław. Skoro ten został ukoronowany na króla, wyrządził swej matce wiele zniewag. Matka jego pochodząca ze znakomitego rodu, zabrawszy syna swego Kazimierza, wróciła do ziemi ojczystej w Saksonii, do Brunszwiku, i umieściwszy tam syna dla nauki miała wstąpić do jakiegoś klasztoru. Bolesław zaś z powodu srogości i potworności występków, zbrodni okrutnych i nieludzkich, których się dopuszczał, źle skończył swe życie, i choć odznaczony został koroną królewską, nie policzony został nawet w liczbie królów i książąt polskich dla wielkiej nieprawości swojej. Po śmierci jego wielkie zaburzenia i wojny domowe wszczęły się w królestwie”. Warto także zacytować króciutki fragment opowieści Wincentego z Kielczy, który w połowie XIII w. napisał: „Zostało po nim [Mieszku II] dwóch synów, starszy Bolesław i małoletni Kazimierz. Po starszeństwie zasiada na tronie pierworodny Bolesław”. I dalej: „Nie panował długo, ale nagromadził tyle zbrodni, że śród nich stracił życie”.
Informacje zawarte w „Kronice Wielkopolskiej” zostały w zbliżonej wersji, ale po licznych stylistycznych przeróbkach, powtórzone w późniejszych o cały wiek „Rocznikach Mazowieckich” i odleglejszych w czasie, piętnastowiecznych „Rocznikach Świętokrzyskich”, jednak w obu tych dziełach imię Bolesław, nie wiadomo czemu, zmieniono na Włodzisław. Jest jeszcze umieszczone w „Tabula regnum Poloniae” z końca XIV w. wiele mówiące zdanie: „Jeden waleczny król wymazany został z rzędu panujących”.
W XIX w. dla wielu historyków fakt istnienia Bolesława II był bezsporny. Pisali o nim w swoich książkach Szajnocha, Lewicki, Smolka. Ale, jak stwierdza Oskar Balzer, autor wydanego w 1895 r. w Krakowie pomnikowego dzieła „Genealogia Piastów”, który postaci Bolesława poświęcił wielostronicowy wywód, „dopiero Wojciechowski ma zasługę, że istnienie jego udowodnił w sposób nie pozostawiający żadnej prawie wątpliwości”.
Tadeusz Wojciechowski, wybitny historyk mediewista, znawca średniowiecznych źródeł i autor doskonałych opracowań na temat Polski piastowskiej, uczynił to na kartach utworu „O Kazimierzu Mnichu”. Najłatwiej rozprawił się z koronnym argumentem sceptyków podających w wątpliwość samo istnienie Bolesława – milczeniem na jego temat ze strony Anonima, najbliższego mu przecież w czasie, a zatem najlepiej zorientowanego w przebiegu zdarzeń polskiego kronikarza. Otóż brak relacji w kronice Galla, zdaniem Wojciechowskiego, nie stanowi bynajmniej dowodu na nieistnienie Bolesława, gdyż dziejopisarz świadomie pomijał również wiele innych faktów, których opisanie niekoniecznie spotkałoby się z aprobatą panującego, na którego dworze przebywał i tworzył. Los taki spotkał osobę księcia Bezpryma, pierworodnego syna Bolesława Chrobrego, który fatalnie zapisał się w dziejach, doprowadzając podczas krótkich, krwawych rządów do rozpadu państwa stworzonego przez ojca.
Lecz nie tylko za to dosięgła go kara w postaci milczenia na jego temat w polskich kronikach. Jego wina była podobna do tej, jaką naraził się Bolesław Zapomniany. Również cenzorzy i sędziowie mieli okazać się ci sami. Bolesław Krzywousty był zaledwie prawnukiem Mieszka II i pamięć o wydarzeniach sprzed zaledwie kilku dziesiątek lat była w jego otoczeniu z pewnością dość żywa. Głoszenie prawdy natomiast całkowicie niepożądane.
Z faktu, iż Kazimierz (Odnowiciel) oraz jego brat Włodzisław zostali oddani przez ojca do klasztoru – co stanowi okoliczność dobrze znaną badaczom epoki – Wojciechowski wysnuł jedyny logiczny wniosek, iż niepodobna przyjąć, aby panujący uczynił zakonnikami swoich jedynych synów. Musiał zatem mieć jeszcze innego potomka, dla którego przeznaczył królewską koronę; dalsze wywody, będące konsekwencją powyższej konkluzji, wskazują jako owego następcę właśnie Bolesława II. Chyba żeby przyjąć, iż Mieszko II był szaleńcem, który całkiem świadomie chciał zakończyć istnienie królewskiej gałęzi Piastów na sobie. Całe jego życie upłynęło jednak wśród racjonalnych posunięć, czasami znamionujących wręcz polityczny geniusz, i trudno przyjąć, by mógł się poważyć na tak niezwykły krok. Kastracja, którą zafundowali mu mściwi Czesi podczas wygnania z Polski, dotknęła go na ciele, ale z pewnością nie na umyśle!
Prawdziwy klucz do rozwikłania tajemnicy Bolesława II Zapomnianego, zwanego niekiedy także Okrutnym, zawiera się w dwóch ostatnich zdaniach zacytowanego fragmentu „Kroniki Wielkopolskiej”, choć biskup Boguchwał nie zechciał wyjaśnić, na czym polegały potworne występki króla. Czyżby były aż tak straszne, że pióro duchownego z odrazy wzdragało się przed ich opisaniem? A może ciągle jeszcze trwało swoiste embargo na szczegółowe opisanie wypadków sprzed kilkuset lat?
Nim nastąpią odpowiedzi na te pytania, warto sięgnąć po cytat z pasjonującej książki Andrzeja Zielińskiego „Początki Polski. Zagadki i tajemnice”, w której autor zawarł taki oto wywód: „Warto się zastanowić, co trzeba było wtedy zrobić, aby zostać na zawsze wykreślonym z ludzkiej pamięci? Wydawałoby się, że nie ma w dziejach ludzkości takiego uczynku ani takiej możliwości. Najlepszym przykładem jest przecież pośmiertna sława Herostratesa, podpalacza świątyni Artemidy w Efezie. Skazany w czasach starożytnych na wykreślenie po wieczne czasy z ludzkiej pamięci, ubogi szewc stał się szybko bohaterem wielu dzieł literackich, a jego imię, w odróżnieniu od imion tych, którzy go na tę niepamięć skazali, przetrwało przez wieki do dzisiejszych czasów i stało się synonimem zdobywania sławy za wszelką cenę. Okazuje się jednak, że w Polsce można było skazać na zapomnienie i wymazanie z historii nawet koronowaną głowę, w dodatku polskiego dynastycznego króla, oficjalnie koronowanego w polskiej katedrze i przez polskiego arcybiskupa. A wyrok taki przetrwał prawie tysiąc lat i praktycznie trwa po dzień dzisiejszy”.
Za co odebrano królowi Bolesławowi miejsce w naszej historii? Zarówno przed Bolesławem Zapomnianym, jak i długo po nim przedstawiciele królewskiego rodu Piastów dopuszczali się czynów okrutnych i haniebnych; w niczym nie różnili się od innych srogich władców epoki. Gdy powszechnie lubiany i hołubiony przez historyków Bolesław Krzywousty kazał bezwzględnie okaleczyć rodzonego brata Zbigniewa, w konsekwencji powodując jego śmierć, Kościół dla porządku nałożył na krewkiego księcia-bratobójcę klątwę, którą okrutnik zmazał niezbyt dolegliwą zresztą pokutą. W gorsze tarapaty popadł jego stryj Bolesław Śmiały, który za uśmiercenie stojącego na czele spisku biskupa krakowskiego Stanisława zapłacił utratą tronu i wygnaniem z kraju.
Kara nie dotknęła natomiast księcia Przemysła II, późniejszego króla, który dopomógł w opuszczeniu ziemskiego padołu swej małżonce, zaledwie 22-letniej, bezpłodnej Ludgardzie. Kazimierz Wielki, który jawi się jako władca dobrotliwy, doskonały administrator i ten, który Polskę pozostawił murowaną, mógłby pod względem okrucieństwa z powodzeniem licytować się ze swoimi poprzednikami. Żadnego z nich jednak i dziesiątek pomniejszych piastowskich książąt, którzy splamili ręce krwią bliskich lub poddanych, nie spotkała kara na miarę wymierzonej Bolesławowi, a także przytoczonemu już wcześniej Bezprymowi.
Najgorsze bestialstwo ani bijąca w oczy rozpusta, ani nawet zboczenia seksualne – Śmiałemu Jan Długosz zarzucał sodomię z ulubioną przez króla klaczą – nie wywołały bezwzględnej kościelnej anatemy, powodującej śmierć cywilną. W czasach pierwszych koronowanych Piastów jedynie bezpośredni, bezpardonowy atak na Kościół, zagrażający jego istnieniu, mógł wywołać opisany skutek. I oto dochodzimy do sedna sprawy. Zarówno książę Bezprym, jak i Bolesław II Zapomniany wydali walkę nowej religii, a po jej przegraniu zapłacili wysoką cenę za swoją zbrodnię. Wraz z życiem odebrano im miejsce w historii.
To, że w XI-wiecznej Polsce wprowadzone za Mieszka I chrześcijaństwo przeżywało ciężkie chwile, jest bezdyskusyjne. Bunty zwolenników starych plemiennych bogów wybuchały co i rusz z mniejszą lub większą intensywnością w różnych częściach rozległego państwa. Wzmiankują o nich wszystkie ówczesne kroniki. Sam Bolesław Chrobry pod koniec życia musiał bezwzględnie tłumić antychrześcijański bunt, który zagroził nie tylko strukturom jego państwa, ale mógł także storpedować koronacyjne plany. Lecz to, co stało się kilka lat po śmierci Mieszka II, nie było już tylko odosobnioną rebelią grupki zagorzałych pogan, lecz miało charakter nieomal powszechny. Kościołowi w Polsce, strukturze młodej i jeszcze nieokrzepłej, zajrzało w oczy widmo całkowitej zagłady, czego dowodzi chociażby fragment jednej z niemieckich kronik „Roczników z Hildesheim”: „Chrześcijaństwo tamże (w Polsce) przez jego (Mieszka II) poprzedników dobrze zaczęte, a przez niego bardziej umocnione, żałośnie upadło”.
To właśnie wtedy doszło do owych wielkich zaburzeń i wojen domowych, o których wspomina „Kronika Wielkopolska”. Dla ludzi Kościoła przybrały one dramatyczny wyraz. „Znęcano się nad księżmi, zabijając ich różnymi sposobami. Jednych przebijano nożami lub dzidami, innym podrzynano gardła, jeszcze innych kamienowali, jakby jakieś ofiary”. Fragment tekstu autorstwa Jana Długosza daje wyobrażenie o sile pogańskiej reakcji i determinacji, z jaką trzecie pokolenie ochrzczonych Polan – w istocie nowa wiara zapuściła mocne korzenie jedynie na dworze i wśród grupy możnych – pragnęło powrócić pod opiekuńcze skrzydła starych bogów.
Walczący o władzę Bezprym i Bolesław opowiedzieli się po stronie pogańskiego żywiołu i na jego czele wypowiedzieli wojnę Kościołowi, sojusznikowi ich politycznych konkurentów. To był zapewne ów straszliwy występek, jakiego dopuścił się Zapomniany. Najprawdopodobniej ustami arcybiskupa gnieźnieńskiego Bossuty wypowiedziana została uroczysta klątwa, która spadła nie tylko na samego władcę, ale także na całą Polskę. Bolesław II prawdopodobnie został skrytobójczo pozbawiony życia i wykreślony z pamięci, a Polska powrót na łono Kościoła okupiła szeregiem ciężkich obowiązków, za cenę których pozwolono księciu Kazimierzowi Odnowicielowi opuścić klasztorne mury i przybyć do Polski.
Określono je nad wyraz dokładnie w bulli wydanej przez papieża Benedykta VIII: „Corocznie płacić będą Polacy kurii papieskiej zwyczajny pieniądz od każdej głowy, wyłączając głowy szlacheckie, nie będą zapuszczać włosów na głowie i brodzie, zwyczajem barbarzyńskim, ale będą je starannie postrzygać. Wielkiego Postu przestrzegać o trzy tygodnie dłużej niż w innych krajach (…), wiecznie też będą obowiązani, aby w Bogu i w Wierze Chrześcijańskiej wdzięczniejszymi i gorliwszymi byli”.
Sławomir Leśniewski
Czytaj: http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/231607,1,zniknal-wmrokach-sredniowiecza.read
Wszelkie prawa zastrzeżone
Ali rights reserved
Manuskrypt otrzymano dnia 29. XI. 1950 Druk 24 ark. ukończono 10. V. 19 f I
Nakład f.ooo + j/o egz. Papier dziel. żeb. V kl., 70 g, form. 70 XIOO cm
Printed in Poloni
Drukarnia Wydawnicza w Krakowie, Zwierzyniecka 2 Zam. nr 476/
Trzecie wydanie Szkiców historycznych jedenastego wieku Tadeusza Wojciechowskiego, po pierwszym — z r. 1904, i drugim — z r. 1925, wymaga wyjaśnienia, dlaczego dzieło to po pięćdziesięciu prawie latach od chwili powstania nie przestaje przyciągać uwagi specjalistów i może nadal liczyć na takie samo zainteresowanie szerszego ogółu, z jakim przyjęły je dwa poprzednie pokolenia czytelników.
Szkice historyczne ukazują się w serii wznowień klasyków naszej historiografii obok dzieł Stanisława Smółki, Władysława Smoleńskiego czy Jana Ptaśnika i — tak jak ich książki — wymagają oprawy wydawniczej, która nie tylko zawierałaby odpowiedź na postawione wyżej pytanie, ale uprzystępniłaby myśl autora”, wyjaśniła jej podstawy metodologiczne, oświetliła drogi postępu naukowego, zestawiła tezy autorskie z dzisiejszym stanem wiedzy i wskazała na trwałe, prawdziwie klasyczne wartości dzieła. Przez te wartości rozumiemy istotny postęp na drodze poznania realnych stosunków i zjawisk przeszłości, choćby oparty na założeniach, których w pełni nie podzielamy, założeniach uwarunkowanych złożoną treścią społeczną okresu życia i twórczości historyka.
Szkice historyczne jedenastego wieku obronią się w dużej mierze same — niezwykłym urokiem naukowego pisarstwa Tadeusza Wojciechowskiego, niezrównaną umiejętnością wprowadzania czytelnika w subtelne arkana konstrukcji z równoczesnym ukazaniem zarówno warsztatu źródłowego jak i perspektyw porównawczych albo sposobów formalno-logicznych, które autor z przedziwnym mistrzostwem zgromadził dla wzniesienia gmachu — zbudowanego najczęściej z hipotez i najśmielszych domysłów.
„Tadeusz Wojciechowski nie miał łatwego pióra — stwierdził wytrawny stylista Jan Parandowski — pisał trzeźwo i twardo, trafiały mu się błędy gramatyczne, zdania często wpadały w zawiłość, nie miał ucha dla powtarzających się słów i zwrotów, nigdy metafora nie zakwitła na jego karcie. Krańcowy w tej ascezie, nie szukał pomocy nawet we właściwych historykowi środkach, jak malowanie tła, portretów, wreszcie budowa wielkich syntez. Była to skromność podniesiona do wielkości.” To nie spokojny nurt krytycznego, choć barwnego wykładu Smółki lub opartej na źródłach narracji Smoleńskiego; mamy przed sobą prawdziwie fascynujące zjawisko w dziejach polskiej humanistyki, którego miejsce i w okresie jego powstania, i w hierarchii wartości naukowych należy właściwie określić. Zadanie to tym trudniejsze, że dzieje historiografii polskiej XIX i XX w. są w zalążku i niewiele dopomogą nam do ustawienia osoby i dzieła Wojciechowskiego, określenia społeczno-ideowej genealogii jego twórczości i jej porównawczej oceny erudy-cyjnej. Dzieło zaś samo — należy też stwierdzić — nosi prawdziwie tragiczne znamię załamania się ogromnej większości składających się na nie zdobyczy, a przede wszystkim — podcięcia podstaw, na których wielki mistrz polskiej mediewistyki oparł swą twórczość naukową.
Tadeusz Antoni Wojciechowski urodził się w r. 1838, był więc niewiele młodszy od Józefa Szujskiego i Waleriana Kalinki, starszy zaś od Michała Bobrzyńskiego, Stanisława Smółki i Franciszka Piekosińskiego, równy wreszcie wiekiem Ksaweremu Liskemu i Wojciechowi Kętrzyńskiemu. Nazwiska te wyznaczają krąg dwu szkół historiograficznych XIX w.: krakowskiej i lwowskiej, które w znacznej mierze ukształtowały nowożytne dziejopisarstwo polskie. „Historia zależna, jest — określał Szujski — od sumy zasad i pojęć przedstawiającego ją pracownika.” Zasady i pojęcia naukowe przedstawicieli wspomnianych szkół warunkowało środowisko społeczne, w którym tkwili, a także szczególne losy Galicji XIX w. Byli oni przedstawicielami mieszczaństwa galicyjskiego, którego linia polityczna — po uzyskaniu autonomii w r. 1867 i klęskach obozu umiarkowanej reformy w latach 1876—81 — pokrywała się z torem interesów arystokratycznego ziemiaństwa; był to nieuchronny wynik zapóźnienia przemysłowego Galicji ostatniego ćwierćwiecza, XIX w. Wpływ tej postawy mieszczaństwa odzwierciedlił się w szczególności w syntetycznych ujęciach szkoły krakowskiej, podczas gdy szkoła lwowska okazała w konstruowaniu ich wstrzemięźliwość, której niesposób kłaść wyłącznie na karb zainteresowań analitycznych jej twórców: Ksa-werego Liskego, Antoniego Małeckiego czy Ludwika Kubali. Urzędni-czo-inteligenckie środowisko lwowskie uchyliło się od działalności poli-tyczno-historiograficznej typu Michała Bobrzyńskiego czy Stanisława Tarnowskiego. Znaczna, przesadą byłoby przypisywanie uczonym lwowskim wyraźnie odmiennej postawy ideologicznej, choć dałoby się wyszukać jej antecedensy wśród myśli i marzeń przyjaciół politycznych starego Franciszka Smółki, niemniej jednak między historykami z uniwersytetów, bibliotek i archiwów we Lwowie i Krakowie utrzymywały się aż do końca XIX w. poważne różnice zainteresowań i poglądów.
Tadeusz Wojciechowski rodem był z Krakowa; rodzice jego, właściciele kamienicy, należeli do średniego mieszczaństwa. Młodzieńcze aspiracje syna do stanu szlacheckiego zostały w latach dojrzałych uwieńczone wejściem w świat salonów towarzyskich Galicji — adopcją socjalną, która nie była wówczas zjawiskiem odosobnionym. W r. 1854 Wojciechowski kończy Gimnazjum Św. Anny; studia uniwersyteckie — dwuletnie prawnicze i dwuletnie historyczne — odbywał początkowo w Krakowie, a od r. 1859 w Wiedniu, gdzie uczęszczał na Wydział Filozoficzny. Doktorat filozofii uzyskał na Uniwersytecie Jagiellońskim w r. 1865 po nieudanej próbie z r. 1860/61. Przez pół roku przebywa w więzieniu za bliżej nie znany udział — jednak wśród „białych” — w konspiracji galicyjskiej r. 1863. W r. 1867 zostaje pracownikiem Biblioteki Jagiellońskiej, a od końca r. 1875 przenosi się na stałe do Lwowa. W r. 1873 wypłynęła jego kandydatura — jako ostatnia z rozważanych — na katedrę historii austriackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, którą to katedrę zajął ostatecznie Stanisław Smółka, kandydat stańczyków. Pierwszą większej wagi książkę napisał Wojciechowski w Krakowie, inne powstały we Lwowie, gdzie po szesnastu (łącznie) latach pracy w bibliotekach uniwersyteckich, krakowskiej i lwowskiej, objął w r. 1883 katedrę historii Polski. Przeszedł na emeryturę w r. 1907, a następcą wielkiego mediewisty został docent jego, choć nie uczeń — Szymon Askenazy, „doskonały i znaczniejszy — jak do niego pisał — syn spólnej Matki, dla której pracujemy”. Wojciechowski zmarł, schorowany, w r. 1919, przeżywszy ostatnie kilkanaście lat w obawie utraty wzroku.
Początki kariery naukowej Wojciechowskiego nie były łatwe. Pierwsza rozprawa doktorska, której temat zrodził się może w Wiedniu, Zabiegi cesarza Maksymiliana H o koronę polską w 1. 1572—1576, została odrzucona przez Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego w r. 1861. Ówcześni recenzenci, prof. A. Walewski, „czarno-żółty” lojalista, i prof. A. Wacholz, zarzucili jej — nie bez racji — braki wynikające z niemetodycznego traktowania podstawy źródłowej i panowanie fantazji przy niewyczerpaniu materiału. Dobrze się jednak stało, że doktorant nie posłuchał rady Wacholza umieszczonej w zakończeniu jego recenzji. „Nie mogę — pisze recenzent — uważać go za historyka i byłoby zgodne z jego dobrem poradzenie mu, aby w czas zwrócił się do innego zawodu, np. ku filozofii lub literaturze.” Druga dysertacja, napisana chyba bardzo pospiesznie, na temat podany przez Wacholza, o stosunkach, w r. 1468, Kazimierza, króla polskiego, z Maciejem Korwinem, królem węgierskim, została przyjęta w r. 1865; nie została ona wydrukowana, bez większej szkody dla nauki. Doktorat ten, osiągnięty przy tym późno, jak na ówczesną praktykę uniwersytecką, bo w 27 roku życia, trudno uznać za debiut udany, a studia jedenastoletnie za krótkotrwałe, uwzględniwszy nawet przerwę więzienną z r. 1863. Pierwsza książka
0 wybitnej wartości powstała, gdy autor jej kończył 35 rok życia.
Droga życiowa układała się więc Wojciechowskiemu zupełnie inaczej niż jego rówieśnikom, co wpłynęło na jego samotnictwo w życiu osobistym i w pracy naukowej, na okazywaną niekiedy nieprzystępność; u schyłku życia jednak nie odmawiał przyjęcia ofiarowywanych mu godności i zaszczytów.
Lata akademickie Tadeusza Wojciechowskiego znamy tylko z akt studenckich. Źródła te nie pozwalają nam wiązać go z określoną szkołą historyczną. W Krakowie studium historyczne, prowadzone przez Antoniego Walewskiego i Antoniego Wacholza, przedstawiało się wręcz ubogo, podobnie jak w Wiedniu, z Albertem Jagerem i Josephem Asch-bachem. Nie łatwo też połączyć przyszłego profesora z jakimś ówczesnym nurtem umysłowym, a w hegeliańskiej filozofii Józefa Kremera, którego był słuchaczem, poszukiwać siewu na przyszłą pracę, choć Kre-mer mógł był oddziałać inaczej — jako jeden z pierwszych miłośników starożytności polskich i znawca zabytków średniowiecza. Fakt, że od wczesnych lat protektorem jego był Józef Ma j er, prezes Towarzystwa Naukowego Krakowskiego, a potem pierwszy prezes Akademii Umiejętności, wskazywałby, że to z miejscowej, galicyjskiej odmiany światopoglądu mieszczańskiego, podobnie jak z lektury pozytywistycznej
1 ewolucjonistycznej, której ślady widoczne są w jego historiozofii, mógł Wojciechowski czerpać pierwsze podniety umysłowe. W związku z tym
zwraca w latach studenckich uwagę wykład Majera o antropologii, wpi
sany z programu Wydziału Lekarskiego w r. ak. 1856/7.
Zgodnie z poglądem pierwszego biografa, Stanisława Zakrzewskiego, warto podkreślić od razu, że w rozwoju myśli naukowej Wojciechowskiego „więcej znaczyła własna lektura, samouctwo”. Przy rekonstrukcji jego warsztatu napotykamy pozycje bibliograficzne bieżące, napływające w miarę postępów „szkoły krytycznej” polskiej i obcej w ciągu drugiej połowy XIX w., ze zrozumiałą przewagą historiografii niemieckiej. Niektórzy z historyków przychodzą częściej do głosu. O niektórych można twierdzić, że w braku seminarium historycznego wpłynęli rozstrzygająco na podstawy metodologiczne i metodyczne uczonego, jak np. cytowany przezeń August Friedrich Gfrórer, profesor i bibliotekarz stuttgarcki. Powoływanie się na niego, głównie na jego dzieło (1859—64) o Grzegorzu VII, zastanawia nawet z punktu widzenia techniki na-ukowo-pisarskiej, zważywszy, że literatura naukowa schyłku XIX w. …
O „Chrobacja. Rozbiór starożytności słowiańskich” Tadeusza Wojciechowskiego