The Pagan Art of War vs chrześcijanie odrażający w swojej słabości, oraz „skomlenie w pieluchach dla dorosłych”.
Zeszło trochę z wpisem, ale mam też swoje ograniczenia i chyba moja długoletnia kontestacja, polityki historycznej Polski, natrafiła na zmęczenie materiału, to trzeba być młodym by mieć siły walczyć z „całym światem”, ale zaczynamy ten wpis.
Marek Jurek na dość nowym portalu „sovereignty”, chyba polskiej czy bardziej PiSowskiej propagandowej tubie na świat ogłosił nowego wroga pogańską prawicę, głównie wstrząsnęły nim „Programy telewizyjne „Wikingowie” i „Wikingowie: Walhalla”. Przypomnijmy sover od polskiej nazwy Sewerzy-Siewierzanie-Awarinowie, nazw z czasów wybitnie pogańskich, Scytów Królewskich-Reginów, czyli używają bezmyślnie nazwy z czasów naszej „pogańskiej potęgi militarnej”.
sovereignty.pl/the-pagan-art-of-war/
„Marszałek Wiesław Chrzanowski1 zawsze nas ostrzegał, że jeszcze przyjdzie nam walczyć nie tylko z ateistyczną lewicą, ale i pogańską prawicą. Nie bardzo chciało mi się w to wierzyć, zwłaszcza że pisarzy typu Alain de Benoist uchodzili wówczas za dość ekscentrycznych. I nawet kiedy jeden z czołowych amerykańskich neokonserwatystów, Robert Kaplan, zaproponował, że „w celu prowadzenia przyszłych wojen” powinniśmy zmienić naszą etykę z chrześcijańskiej na pogańską, też nie potraktowałem tych słów poważnie. A teraz pomysły podróżują pod strzechą.
Programy telewizyjne „Wikingowie” i „Wikingowie: Walhalla” to nie tylko zjadliwa antychrześcijańska propaganda, w której nordyccy nadludzie są wspaniali, nawet gdy mordują, a chrześcijanie są odrażający w swojej słabości, nawet gdy są mordowani. To także imponująca apoteoza pogaństwa. Ofiary z ludzi nie mają nic wspólnego z zbiorowym gwałtem, są wzniosłe, co dodatkowo podkreśla piękna i nastrojowa muzyka. I oczywiście – „Wikingowie” to także pop-nietzscheański pamflet o chrystianizacji. Trzęsący się z urazy chrześcijańscy podludzie, gdy nabiorą sił, stają się nie tylko brutalni, ale i perwersyjnie okrutni. A żeby ich (tj. nasz) wizerunek uczynić jak najbardziej ohydnym – najgorsze cechy chrześcijaństwa koncentrują się w świętym Olafie, norweskim królu, męczenniku i bohaterze chrześcijańskiej Skandynawii.”
Komuniści należeli instrumentalnie do sowieckiego czyli ruskiego (ściślej wołgarskiego) mira, więc prezentowali tylko historię „piastowską” czyli granic państwa które ideologicznie i „naukowo” uzasadniało utratę Podola, Wołynia, Polesia i Wileńszczyzny i masowe przesiedlenie milionów Polaków na ziemie „piastowskie”, więc historia przed 966r im do niczego nie była potrzebna, dlaczego nie jest potrzebna polskim chrześcijanom, którzy przemilczają naszą historię dowodzi Marek Jurek, on wprost histerycznie odbiera jakąkolwiek pozytywną narrację o poganach, tak więc z powodu takiej sekciarskiej wrażliwości na „pogaństwo”, nie ma naszej historii sprzed 996r, zwinięto to w fałszywe rzeczowo, pojęcia „naukowe” dzieje legendarne i prehistoria (czy dzieje nie opisane, do których rzekomo nie ma źródeł historycznych).
Będąc przy kulturze militarnej, diagnoza Marka Jurka jest słuszna rzeczywiście poza perwersyjnym biurokratycznym okrucieństwem typowym dla miasta Rzymu, oraz długotrwałym biurokratycznym mobilizowaniem zasobów w fazie imperialnej, chrześcijaństwo za wiele do tej kultury nie wnosi, i dla tego nastąpił upadek Polski, która nawet nie miała fazy imperialnej (bo trudno tak nazwać unię z Litwą, bo od razu przeszliśmy na pozycje obronne), tak do XV-XVI wieku chrześcijaństwo było jeszcze powierzchowne, więc odnosiliśmy jeszcze jakieś sukcesy, bo pod Grunwaldem, wojska polskie masowo też przysięgały na Słońce.
W przeciwieństwie do nas Moskwa opierała się na mongolskiej kulturze militarnej, a Niemcy w swojej czyli na bajkach o starożytnych zwycięskich Germanach, do Donu, ale biorących baty, od rzekomo mongolskich Hunów, na pewno nie od Słowian. Jaka była u nas kultura militarna ratowano się dość długo naszą formacją wojsk konnych, złożoną z szlachciców których jedyną powinnością są ćwiczenia militarne, sztuce walki kopią, szablą z konia czy w końcu koncerzem, ale którego podstawą, była nie do końca straceńcza szarża konnicy kopijników.
Mocno mnie irytowały te nasze „wielkie zwycięstwa” po sprzedaży tronu Polski Litwinom, często całkowicie niewykorzystane i była to cały czas defensywa terytorialna, były wykorzystywane najwyżej tylko doraźnie, mniejsze lub większe nabytki lub straty terytorialne na słabo zaludnionych „dzikich polach”, czy peryferiach (Litwy), nie miało to wpływu na wzmocnienie żywiołu polskiego, za to mnożyli się prawosławni zasilani ucieczką chłopstwa od katolickiej dziesięciny, którzy byli skłoni do obrotowych sojuszy z Moskwą i Tatarami, choć przechodziła na katolicyzm „grecka” szlachta, nie wzmacniało to też stałych konstrukcji państwa, poprzez notoryczne korzystanie z drogich wojsk zaciężnych, a już te walki z Tatarami którzy wracali obładowani jasyrem, to wstyd i hańba tego państwa katolickiego.
Trudno jednoznacznie powiedzieć czy sama nazwa jazdy Husaria (czeskie hus-gęś gęsiarzy, guślarzy, gęślarzy) czy jazda Racka (raka-grób), nawiązywała w sposób świadomy czy przypadkowy, czy używaliśmy nazw funkcjonujących w języku od czasów ideologii Mogilatu (parę osób ma takie nazwisko Mogilat na Ukrainie, sporo więcej w Rosji, archaizm peryferyjny), jako jazda pogrzebowa grobowa, czyli tradycji jazdy chrobackiej, jazdy Gryfów (Gryf strażnik grobów), jazdy duchów, jazdy zmarłych, bo nazwa Serbów i Chorwatów (Chrobat‚ów) tak czy inaczej pochodzi z Polski, o czym pisał Porfirogeneta, że oba te „plemiona” pochodzą od Chrobatów czy Serbów północnych, też tak czy inaczej była to armia państwa kurhanów Scyta Idantyrs „Gdyby jednak koniecznie jak najprędzej miało dojść do walki, to posiadamy przecież groby naszych ojców: nuże więc, odszukajcie je i spróbujcie zburzyć; wtedy poznacie, czy będziemy z wami o groby walczyć, czy nie (…)”. Ewidentny Mogilat (czy Mogiliones), mog-mag-maha – iła, znaczy dosłownie duża góra ziemi, dlatego pewnie Porfirogeneta przetłumaczył nazwę Chrob-atia, jako „dużo ziemi posiadający”.
Rządy z grobów to oczywiście „nekromancja”, ale jak mamy w sposób całkowicie jasny rządy Prytanów którzy siedziby mieli w tolosach (etymologicznie grobowcach), to bez wątpienia jest ta sama idea, i to w każdym państwie mieście. „Prytanejon – budynek publiczny w starożytnej Grecji dla najwyższych władz w greckich państwach-miastach, miejsce urzędowania prytanów.
Prytanejon był nie tylko centrum administracyjnym miasta, stanowił także jego centrum duchowe, gdzie znajdował się, symbolizujący wspólnotę obywateli, ołtarz Hestii i wieczny ogień.
W Atenach prytani początkowo urzędowali i spożywali wspólne posiłki w prytanejonie usytuowanym na północ od Akropolu, a potem przenieśli się do okrągłego Tolosu na agorze.”
Kwestia co było pierwsze kaganiec-ołtarz Hestii czy władza z Tolosu. Mamy też Etruskich Zilatów z mogIlatu (ili-grób Ilatu, ił, glina, muł), czy istniały te formy władzy wyminie, obok siebie, był to inny zakres władzy, przeprowadzka to był wynik jakieś unifikacji, czy obok siebie istniał „Kaganat i Mogilat”.
Czy jak zasypano kurhan/wzgórze Lecha „Od końca VIII do połowy X wieku na Górze Lecha wznosił się otoczony fosą o szerokości 12 metrów kamienny kurhan o średnicy 10–12 metrów.” To czy Lech był takim Prytanem czy Zilatem, etymologia pry/tan to nie pierwszy, tylko jest ewidentnie od przy-ognisku (tan, przypomnę ty-tani dziesięć ognisk), a z-ilat (z grobu), oba procesy łączą się w stosie pogrzebowym, kultur popielnicowych.
Iksjon jest bez wątpienia synem Wulkana (Swaroga) i wielkim słonecznym kagańcem, tych dwóch centaurzych towarzyszy można też zinterpretować, jako jego współpracowników, jest to też obraz wulkanicznej kreacji świata i słońca, świata jako góry Wulkanu, kurhan otoczony fosą, fosa to ocean otaczający centralną górę świata.
więcej u źrodła: https://vranovie.wordpress.com/2023/07/03/the-pagan-art-of-war-vs-chrzescijanie-odrazajacy-w-swojej-slabosci-oraz-skomlenie-w-pieluchach-dla-doroslych/