Tomasz J. Kosinski – GLOZEL
Émile Fradin, znalazca ok. 30 artefaktów z Glozel we Francji w latach 20. XX wieku
Tomasz J. Kosinski – GLOZEL
https://www.facebook.com/groups/slavialechia
13. 03 2023
Uwielbiam takie opowieści o naukowcach niedowiarkach oskarżających uczciwych ludzi o fałszerstwa znalezisk, których „mądre głowy” nie rozumieją i się dziwują nad nimi.
Émile Fradin, znalazca ok. 30 artefaktów z Glozel we Francji w latach 20. XX wieku został posądzony przez dyrektora Luwru Rene Dussauda o spreparowanie mistyfikacji. Podobnie potraktowano kiedyś pastora Fryderyka Sponholtza w XVII wieku, znalazcę kolekcji idoli prilwickich ukrytych w zakopanej skrzyni na kościelnej działce, gdzie prowadzono prace budowlane. Ten jednak nie miał takiego szczęścia jak francuski rolnik, gdyż po wykonaniu profesjonalnych badań artefaktów z Gozel w uniwersyteckich laboratoriach okazało się, że większość przedmiotów pochodzi z epoki żelaza, a tylko część wygląda na nowsze i mogła być celowo lub przypadkowo dodana do kolekcji.
Polska Wikipedia pisze nieprawdę nie tylko o idolach prilwickich, ale i naukowo potwierdzonym odkryciu w Gozel. Nie podano kompletnych informacji o tym, że ostatecznie badania jeszcze za życia odkrywcy potwierdziły, że znalezione przedmioty nie są współczesne i nie mogły być wykonane przez Fradina. Co więcej, ich znalazca wygrał w 1932 roku w sądzie sprawę o zniesławienie wytoczoną kustoszowi Luwru, który go, jak się okazało, bepodstawnie oskarżał o fałszerstwo.
Już po śmierci Fradina, na podstawie dodatkowych nowoczesnych badań metodą spektograficzną wykonanych w reaktorze SLOWPOKE na Uniwersytecie w Toronto za pomocą analizy aktywacji neutronów ustalono wiek szkliwa na XIII wiek, a datowanie termoluminescencyjne ceramiki pozwoliły na datację przedmiotów na okres od III wieku p.n.e. do XIII wieku n.e. oraz zidentyfikowano kilka przedmiotów późniejszych.
Ale polscy wikipedyści to akurat pominęli, a nawet piszą o „rzekomym odkryciu”. Można spytać dlaczego? Z ignorancji, lenistwa, głupoty, czy robią to celowo, żeby z zasady siać wątpliwości wobec znalezisk dokonanych nie przez archeologów, a tym samym dyskredytować z zasady niezależnych badaczy i odkrywców?
Polecam porównać oba wpisy na polskiej i angielskiej Wikipedii, żeby zrozumieć, kto tak naprawdę manipuluje faktami i zaklina rzeczywistość.
Uczeni największy zgryz mają z tabliczkami pokrytymi runopodobnym pismem. Twierdzą oni, że symbole na tabliczkach przypominają alfabet fenicki , ale nie zostały ostatecznie rozszyfrowane. Było też wiele twierdzeń o innych odczytach, w tym identyfikacja języka inskrypcji jako baskijskiego , chaldejskiego , eteokreteńskiego , hebrajskiego , iberyjskiego , łacińskiego , berberyjskiego , liguryjskiego , fenickiego i tureckiego.
Najbardziej przy tym rozbawiło mnie zdanie z polskiej Wikipedii: „Zabytki pokryte inskrypcjami pozbawione są kontekstu archeologicznego i zdaniem krytyków zawierają bezładne zestawienie znaków z różnych starożytnych systemów pisma.” Czyli innymi słowy, zdaniem lingwistów, przez małą francuską wioskę Gozel miał się przetoczyć, albo istny tabun pielgrzymów z całego świata, zostawiających swoje pismo na glinianych tabliczkach, albo, co domyślnie sugerują polscy wikipedyści, biedny rolnik-fałszerz musiał być wybitnym lingwistą, by w latach 20. XX wieku, gdy kwitł na wsi analfabetyzm, on dłubał na wypalanych przez siebie tabliczkach znaki fenickie, chaldejskie, berberyjskie, hebrajskie i inne. Naprawdę taka jest właśnie wymowa tego durnego opisu o tym znalezisku na polskiej Wikipedii.
Rolnik się wybronił wynikami fachowych badań.
Idoli prilwickich nikt nie badał takimi metodami, zapewne z obawy, że może wyjść to, co z artefaktami z Gozel. Lepiej twierdzić, że to „podróby” i Słowianie nie umieli nic takiego robić, tylko niemiecki pastor-odlewnik z synami musieli je zrobić, by nie wiedzieć czemu gloryfikować słowiaństwo na swoich ziemiach. Opisał je Niemiec Masch a inny Niemiec, książę Meklemburgii wystawiał je na swoim zamku, jako dziedzictwo ziem, nad którymi panował. Ale polscy akademicy twierdzą, że to fałszerstwo powstało z próżności i chęci dorobienia sobie historii i udowodnienia, że Słowianie znali pismo oraz runy. Tyle tylko, że żadni Słowianie nie uczestniczyli w tym odkryciu, ani jego późniejszej popularyzacji. Ci, którzy widzieli prilwickie artefakty na własne oczy, na przełomie XVIII/XIX wieku, kiedy rozgorzała dyskusja na ten temat, pod wpływem zaborczej polityki odsłowiańszczania germańskich ziem, jak J. Potocki, K. Szulc, czy A. Przeździecki, byli przekonani o autentyczności znaleziska. Ci natomiast, którzy pisali swoje krytyki siedząc w domu w kapciach przy piecu, jak Małecki czy Estreicher, nigdy nie widząc żadnego przedmiotu jakie oceniali, siali oskarżenia i wątpliwości.
Więcej piszę o tym w dwóch moich książkach „Słowiańskie skarby. Tajemnice zabytków runicznych z Retry” (2018) i „Runy słowiańskie” (2019)
Przypadek Gozel jednak potwierdza moim zdaniem, że należy robić badania różnymi technikami, o co postuluję w sprawie idoli prilwickich, gdzie też są i przypadkowe przedmioty, jak i kopie wykonane przez synów Sponholca, by zostawić je sobie po odsprzedaży oryginałów przez wdowę po zmarłym odkrywcy. Tak jak w przypadku Gozel, badania pozwoliłyby posegregować artefakty i na podstawie datacji oddzielić faktyczne znaleziska z Retry, od późniejszych kopii i innych przypadkowych przedmiotów, na przykład z rzymskimi konotacjami.
Trzeba mieć nadzieję, że kiedyś tak się stanie i prawda naukowa, a tym samym historyczna, wyjdzie na jaw, odstawiając do lamusa bajki tworzone przez zaślepionych akademików.