Wielka Lechia – kilka uwag metodologicznych.
Maszkowice – Brama XVIII wiek p.n.e.. Dr hab. Marcin Przybyła stwierdził, że kamienne stelle w bramie, prawdopodobnie symbolizowały postacie ludzkie.
Brama ze stellami na Górze Maszkowickiej (XVIII wiek p.n.e.)
„Przypadkowo” jest to zbieżne z architektonicznymi, ale też oczywiście wierzeniowymi / kulturowymi założeniami budowniczych stolicy Hetytów Hatusy. Tych Hetytów, którzy nie nazywali siebie Hetytami tylko Nasilanami, którzy podbili miejscowy lud Hati, a przyszli znad Wisły i Dniepru, z Gór Harskich, Harpątskich (K-Harpat) i nazwani zostali przez Wedy Ludem B-Haratu (stąd przecież Maha-b-Harata). Budowle Hetytów powstały później niż ta na Górze Zyndrama, bo w wieku XIV-XIII p.n.e., a więc są o cztery wieki młodsze od tych „słowiano-aryjskich z Prapolski, Pralechii”. Zagwozdka, sensacja, bardzo świeże odkrycia.
Brama Sfinksów w Hatuzie (XIV wiek p.n.e)
Przytaczam tekst autorstwa Mac Gregora, gdyż jest po prostu zrównoważony i rozsądny oraz proponuje dialog, chociaż poprzednie jego artykuły o Wielkiej Lechii sprawiały wrażenie, iż robi on sobie zwyczajnie bekę z tej sprawy, a nawet gotów jest poprzeć obrzydliwości pana Michalkiewicza. Nie przyjmuję też, że to zwolennicy Teorii WL powinni udowodnić jej istnienie – dowodów jest nadto od dawna, trzeba tylko zechcieć je przyjąć do wiadomości – oczywiście po metodologicznym uzgodnieniu pojęć.
Zgadzam się: rozmawiamy jak głuchy ze ślepym. Wielu ludzi jest zdezorientowanych przez propagandę Newsweeków, wp.pl, Interia.pl, TVN, GW, TV Trwam, Histmagu i tak dalej. Nawet jeżeli deklaratywnie nie szukają „prawdy” w tych mediach to jak się okazuje spory pakiet nieprawdy przyjmują stamtąd „na wiarę”.
Takie wrażenie człowieka zdezorientowanego, a też posiadającego słabą wiedzę o starożytności, lingwistyce i genetyce robił na mnie dotychczas Mac Gregor. Artykuł niniejszy wydaje się być małym krokiem w dobrym kierunku, skoro uznaje że coś jest na rzeczy. Jednak bez przyjęcia do wiadomości konsekwencji wyników badań genetycznych dla interpretacji znalezisk archeologicznych, prawdziwie poważnego kroku ku prawdzie historycznej nie da się wykonać. Jestem już mocno znużony powtarzaniem tej oczywistości.
Problemem na jaki natrafiamy w „dialogu” z przeciwnikami Teorii Wielkiej Lechii (skrótowo WL) jest rzeczywiście metodologia, ale ta złośliwie zdeformowana ustami propagandystów Anty-Turbolechickich, niekiedy wywodzących się z samego środowiska naukowego, które nie chce żadnego dialogu, chce zachować za wszelka cenę status quo i stosuje na wielką skalę po prostu hejt i fejk, obrzydzając stronę przeciwną nie takimi epitetami jak pan Michalkiewicz, ale kłamstwami o Turbolechitach i Teorii Wielkiej Lechii nie mniej paskudnymi, tylko o nutkę nieco lżejszego kalibru. Kłamstwo jest kłamstwem, i niczym innym nie będzie, żaden tam piękny łabędź z niego nie wyrośnie.
Tak – Wielka Lechia to hipoteza, ale taka która jest już nieźle udokumentowana, przy czym nikt kto na serio dyskutuje te sprawy i zna się na rzeczy nie twierdzi, i podreślmy to wyraźnie NIGDY NIE TWIERDZIŁ, że było to „imperium” ciągłe, pod jednym wielowiekowym przywództwem, ani w stylu rzymskim, rządzone przez cesarzy. Wręcz odwrotnie od początku, od roku 1999, czyli od publikacji w Wydawnictwie Baran&Suszczyński Księgi Tura Cz. Białczyńskiego mowa jest o Konfederacji , która okresowo łączyła siły do walki ze wspólnym wrogiem, okresowo była zarządzana jako proto-państwo (to przecież widać już na Bronocicach, zresztą przykładów jest wiele i wiele omówiliśmy tutaj na tym blogu). Ilość dowodów w sprawie jakie pojawiły się przez 20 lat jest tak duża, że trzeba wyjątkowo złej woli, albo stosunkowo dużej niewiedzy o starożytności i odkryciach archeologicznych ostatnich lat, aby ich nie zauważać.
Ale skoro ostatnio nawet środowisko archeologów Uniwersytetu Warszawskiego zaczęło nieśmiało doszlusowywać do profesora T. Grzybowskiego i wyników jego badań genetycznych, które z kolei po wielu latach od ogłoszenia pierwszych prac tego typu na zachodzie doszlusowały do prawd naukowych ogłoszonych w 2012 roku na Uniwersytecie Stanforda czy Harvarda, to chyba już nie ma dla nikogo odwrotu. Teoria autochtoniczna zwyciężyła i fanom teorii allochtonistycznej pochodzenia Słowian zostało już jedynie „ciche w tył zwrot”, a dobrym „parawanem” dla wykonania takiego zwrotu jest utożsamienie tych co od 20 lat tę prawdę powtarzają, wykrzykują i dokumentują z głosicielami jakiejś szalonej koncepcji o Imperium Lechitów rozciągniętym nie od morza do morza, lecz od Oceanu do Oceanu i trwającym przez 9000 lat, aż do przeklętego rozbicia przez Post-Rzym Chrystusowy.
Nie wiem skąd bierze się teza, np u pana Mac Gregora, że zwolennicy Teorii WL odrzucają osiągnięcia Polski Chrześcijańskiej i jej 1000-letniej drogi historycznej w Europie? To jest po prostu kolejny mit ukuty przez propagandę pana Lisa i niemieckiej gazety Newsweek oraz pana Michnika i jego GW. Czy czytaliście tutaj kiedykolwiek tekst potępiający osiągnięcia Jagiellonów, Żołnierzy Niezłomnych, Powstań Polskich, walki o nieodległość, Armii Krajowej?
Więc skąd ten osąd. Stereotyp wbity w głowy publicystów postronnych propagandą masowych mediów – głównie niemieckich. I to jest prawdziwy problem metodologiczny. Jest ich oczywiście więcej.
Ci którym nie w smak jest odrodzenie wielkiego polskiego słowiańskiego ducha, albo wiary przyrodzonej słowiańskiej – nigdy nie przejdą do merytorycznej dyskusji, im propaganda bardziej odpowiada. Gorzej, że nie tylko katolik Gajowy Marucha gada o Wielkiej Lechii pozytywnie, ale i zaangażowany, a doceniany przez uniwersytety amerykańskie w dziedzinie genetyki pewien wiekowy ksiądz – Stanisław Pietrzak z Tropia.
Brama Lwów w Hatuzie
♦
Mac Gregor
Wielka Lechia – kilka uwag metodologicznych.
iniejszy tekst nie jest w zmierzeniu polemicznym, chodzi mi raczej o uzgodnienie używanego języka, na ile to jest możliwe.
Uważam, ze warto co jakiś czas spisać „zady i walety”, ażeby uniknąć pogrążania się w sytuacji, kiedy dziad o gruszce, a baba o pietruszce.
Każdy z poniższych punktów formułuję w sposób z założenia niedogmatyczny – mogę się mylić i wówczas prosiłbym o korektę, np. w komentarzu.
Hipoteza czyli teoria do sprawdzenia.
Koncepcja Wielkiej Lechii ma uważam status hipotezy, czyli teorii, nad kórą można dyskutować, szukać argumentów za i przeciw. Kiedy hipoteza staje się powszechnie przyjetym faktem? Najczęściej odbywa się to w sposób płynny. Np. szczególna teoria względności została stworzona przez Einsteina w 1905 roku (jego słynny annus mirabilis), m.in. jako pokłosie eksperymentu Michelsona-Morleya 1881 i 1887, zaś powszechnie zaakceptowana została w latach 30-tych XX-wieku czyli ćwierć wieku później, a i dziś spotyka się poważnych akademików usiłujących ją podważyć.
Bywają hipotezy, które wobec świadectwa faktów zmuszeni jestesmy całkowicie odrzucić, ale cześciej zmodyfikować.
Przykłady z historii: przez półtora tysiąca lat uczeni nie byli w stanie odczytać egipskich hieroglifów (mimo, że czasami niektórzy byli bardzo blisko), a to dlatego, iz dominował pogląd, jakoby hieroglify były pismem stricte picto- i ideograficznym, a nie jak w rzeczywistości logograficzno-sylabiczno-fonetycznym.
Inne przypadki: odkrywca pałacu w Knossos, Artur Evans, miał szanse na odczytanie pisma lineranego B (prawidłowo odczytał słowo fo-lo czyli źrebię – przez porównanie z sylabariuszem cypryjskim), ale apropriorycznie odrzucał możliwość udowodnionego później przez Michaela Ventrisa (Polaka po matce) faktu, iż językiem tego pisma była archaiczna greka. Aprioryczne odrzucanie przez sir Evansa mozliwości, że językiem pisma linearnego B jest greka nie wynikało bynajmniej z jego antygreckich uprzedzeń – podobnie, jeśli ktoś nawet apriorycznie odrzucałby teorię Wielkiej Lechii, nie musi to automatycznie oznaczać, że jest na „watykańsko-niemieckim” żołdzie.
Przypadek imperium Hetytów
czyli dlaczego nie wykluczam istnienia WL a priori.
Do połowy XIX wieku Hetyci kojarzyli się przede wszystkim z biblinym Uriaszem Hetytą, wiernym żołnierzem króla Dawida i pierwszym mężem pięknej Batszeby, zaś w najlepszym przypadku utożsamiano ich z niewielkimi państewkami (wg dzisiejszej terminologii poźnohetyckimi) w północnej Syrii. Dopiero odkrycie Bogazkale czyli starożytnego Hattusa oraz kolejne odkrycia, w tym listów z Amarny, połaczone z odczytaniem starożytnych języków pozwoliło nie tylko dowiedzieć się o istnieniu hetyckiego imperium, ale też o jego roli w starożytnym koncercie mocarstw.
Na tej samej zasadzie mozna sobie wyobrazić istnienie starodawnego imperium w naszej części kontynentu. Ale co innego wyobrazić sobie, a co innego je odnaleźć.
Przy okazji: państwo Hetytów rozpadło się bezpowrotnie w okresie powszechnego kryzysu roku ok. 1177 pne na Bliskim Wschodzie i z ówczesnych wielkich mocarstw przetrwał jedynie Egipt, a i to na takiej samej zasadzie, jak Rzeczpospolita po szwedzkim potopie.
Równie dobrze mogła była rozpaść się hipotetyczna Wielka Lechia, szczególnie, że jej „heartland” musiałby leżeć na trasie wędrówek ludów, zazwyczaj stymulowanych wydarzeniami na Dalekim Wschodzie (np. na obszarze zajmowanym przez konfederację Xiongnu z dzisiejszą Mongolia w centrum). Jeśli już, to taka przyczyna jej rozpadu byłaby dalece bardziej prawdopodobna niż jej rzekome ujarzmienie przez chrześcijańskich misjonarzy z zachodu (tak, jak w niczym nie zaszkodzili imperium mongolskiemu misjonarze nestoriańscy, a wręcz przeciwnie).
[Bliższy nam może przykład: u szczytu swojej potegi Ruś Kijowska była czterokrotnie ludniejsza od państwa Piastów i zdecydowanie bogatsza. Jej bezpowrotny upadek i zniszczenie w 1240 roku przyszło nie za strony rzymsko-katolickich misjonarzy, a z dokładnie przeciwnego kierunku].
Ciężar dowodu (łac. onus probandi)
Koncepcja nazywana umownie Wielką Lechią podawana jest przez różne osoby w różnych wariantach, w zależnosci od tego, jak miałaby być wielka. Myślę, że koncepcja szczególnie w wersji maksymalnej wymagałaby przedstawienia szeregu przekonywujących dowodów i zadanie to leży po stronie zwolenników hipotezy (przeciwnicy musieliby znowuż przedstawić dowód sprowadzający tezę WL do sprzeczności czyli tzw. reductio ad absurdum). Zaznaczmy, że w przewodzie sądowym ciężar dowodu leżałby po stronie zwolenników (por. ei incumbit probatio, qui dicit, non ei, qui negat).
Związek emocjonalny.
Rozumiem osoby, które wiążą się z hipotezą WL w sposób emocjonany – rzecz to ludzka, o czym dowcipnie poucza nas choćby Mickiewicz w wierszu „Strzyżono, golono”.
Chodzi mi jednak o co innego. Część zwolenników hipotezy Wiekiej Lechii widzi w jej póki co domniemanych dziejach źródło szczególnej dumy, czasem nawet z lekceważeniem dobrze udokumentowanych osiągnięć Polski późniejszej (SIC!)
Emocje rozumiem,ale ich nie podzielam. Otóż przodkowie dzisiejszych Anglików (pomijam biednych Celtów) z największym trudem przetrwali przeciagające się i nawracające jak zaraza odwiedziny Wikingów, potem zostali podbici przez pół-Duńczyka pół-Polaka (Kanut Wielki), a potem ostatecznie przez mało ważnego normańskiego bękarta, którego następcy gnębili ich przez kolejne 200 lat, że i Robin Hood niewiele mógł pomóc. Ale nie spotkałem żadnego bladego Angielczyka, który miałby dziś z tego powodu jakieś kompleksy.
To, że dziś z trudem usiłujemy zerwać z pozycją narodu niższej kategorii wynika z faktu, że u początków ery nowożytnej, kiedy kształtowały się współczesne pojęcia polityczne i miała miejsce rewolucja przemysłowa, nas po prostu nie było na mapie i nawet kiedy dziś usiłujemy powiedzieć coś własnym głosem, powoduje to niejednokrotnie irytację tych zachodnich elit, które nie kwapią się z uaktualnieniem swego XIX-wiecznego postrzegania naszej części Europy. I nie ma to uważam żadnego związku z tym, czy WL istniała, czy też nie.
Starałem się utrzymać tekst w otwartej konwencji, niczego z góry nie przesądzając – czy się udało, zostawiam ocenie Czytelników.
źródło: https://macgregor.neon24.pl/post/153254,wielka-lechia-kilka-uwag-metodologicznych
Polecam też inny artykuł Mac Gregora, który wyraźnie wskazuje na ewolucję poglądów autora od propagandy w kierunku prawdy historycznej: Góra Zyndrama – skojarzenie.
oraz np.
Ksiądz Stanisław Pietrzak: Polacy Korzenie [tropie.tarnow.opoka.org.pl]
Genetyka 2016: Ksiądz Stanisław Pietrzak – Ród R1a macierzą Praindoeuropejczyków i Słowian