„Katierina” – Tarasa Szewczenki

Katierina – Tarasa Szewczenki

Ilustracja do poematu – rok 1842

Katarzyna (oryg. ukr. Катерина) – poemat Tarasa Szewczenki napisany w 1838. Opublikowany w tomie Kobziarz dwa lata później po drobnych zmianach wprowadzonych przez cenzurę. Dedykowany Wasylowi Żukowskiemu.

Poemat Katarzyna powstał najprawdopodobniej z inspiracji romantycznym europejskim poematem lirycznym, przeniesionej we współczesne poecie realia społeczne Ukrainy. Prawdopodobnie Szewczenko znał również wcześniejsze utwory poetów i pisarzy rosyjskich, poruszających problem ubogiej dziewczyny uwiedzionej i porzuconej przez szlachcica (np. Biedna Liza Nikołaja Karamzina, Eda Eugeniusza Baratyńskiego).

Poemat rozpoczyna się wezwaniem do dziewcząt ukraińskich, by nie wchodziły w związki uczuciowe z Moskalami (tj. żołnierzami rosyjskimi). Zdaniem podmiotu lirycznego relacja taka może skończyć się jedynie nieszczęściem, czego przykładem ma być los tytułowej bohaterki poematu.

Katarzyna, wiejska dziewczyna, wbrew ostrzeżeniom rodziców spotykała się nocą z żołnierzem rosyjskim imieniem Iwan, nie dbając o złą opinię wśród ludzi, jaką w ten sposób zdobyła. Nieoczekiwanie żołnierz został wezwany do udania się na front, przed odjazdem obiecał jednak Katarzynie, że jeśli nie zginie, wróci, by się z nią ożenić. Po jego odjeździe dziewczyna odkryła, że jest w ciąży; urodziła syna. Stała się obiektem plotek i szyderstw we wsi, została wypędzona z domu przez rodziców. Opuściła z dzieckiem rodzinną wieś, chcąc piechotą udać się do Moskwy i tam odnaleźć ukochanego. Po wielu upokorzeniach i trudach spotkała wreszcie Iwana na gościńcu, na czele oddziału konnicy. Ten jednak odepchnął ją, nie chciał również przyznać się do ojcostwa jej dziecka. Oszalała z rozpaczy Katarzyna zostawiła dziecko przy drodze, skąd zabrał je leśnik, sama zaś pobiegła do lasu i rzuciła się do stawu.

Po kilku latach drogą do Kijowa szedł stary lirnik, prowadzony przez nadzwyczajnej urody chłopczyka. Nagle drogą przejeżdżał wspaniały, sześciokonny wóz, a w nim zamożne rosyjskie małżeństwo z dziećmi. Jadąca powozem kobieta wezwała chłopca do siebie, by dać mu grosz jałmużny. Jej mąż odwrócił głowę – poznał w dziecku własnego syna.

 

W poemacie główna treść fabularna przeplata się z refleksją moralno-filozoficzną nad opisywanymi wydarzeniami, potępienie postępowania rosyjskiego żołnierza i skarga nad losem Katarzyny – z ostrzeżeniem dla innych dziewcząt, by nie powtarzały jej błędu. Podmiot liryczny pyta o przyczyny zła i niesprawiedliwości na świecie, których symbolem staje się los tytułowej bohaterki, nie jest jednak w stanie znaleźć na nie odpowiedzi – zna je tylko Bóg. Dzieło zawiera równocześnie liczne opisy ukraińskiej przyrody, której piękno – dziki las, kwitnący sad, step – pozostaje w silnym kontraście z tragicznym losem głównej bohaterki (podobny zabieg zostanie zastosowany w poemacie Sen).

Poemat był tłumaczony na język polski przez Bohdana Łepkiego, Antoniego Gorzałczyńskiego i Władysława Syrokomlę, zaś fragmentarycznie – także przez Leonarda Sowińskiego.

 

  • M. Jakóbiec, Wstęp [w:] T. Szewczenko, Wybór poezji, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1974

 

1838-1839

КАТЕРИНА

Василию Андреевичу Жуковскому на память 22 апреля 1838 года

І

Кохайтеся, чорнобриві,

Та не з москалями,

Бо москалі — чужі люде,

Роблять лихо з вами.

Москаль любить жартуючи,

Жартуючи кине;

Піде в свою Московщину,

А дівчина гине…

Якби сама, ще б нічого,

А то й стара мати,

Що привела на світ Божий,

Мусить погибати.

Серце в’яне співаючи,

Коли знає, за що;

Люде серця не побачать,

А скажуть — ледащо!

Кохайтеся ж, чорнобриві,

Та не з москалями,

Бо москалі — чужі люде,

Згнущаються вами.

Не слухала Катерина

Ні батька, ні неньки,

Полюбила москалика,

Як знало серденько.

Полюбила молодого,

В садочок ходила,

Поки себе, свою долю

Там занапастила.

Кличе мати вечеряти,

А донька не чує; /93/

Де жартує з москаликом,

Там і заночує.

Не дві ночі карі очі

Любо цілувала,

Поки слава на все село

Недобрая стала.

Нехай собі тії люде,

Що хотять, говорять:

Вона любить, то й не чує,

Що вкралося горе.

Прийшли вісти недобрії —

В поход затрубили.

Пішов москаль в Туреччину;

Катрусю накрили.

Незчулася, та й байдуже,

Що коса покрита:

За милого, як співати,

Любо й потужити.

Обіцявся чорнобривий,

Коли не загине,

Обіцявся вернутися.

Тойді Катерина

Буде собі московкою,

Забудеться горе;

А поки що, нехай люде,

Що хотять, говорять.

Не журиться Катерина —

Слізоньки втирає,

Бо дівчата на улиці

Без неї співають.

Не журиться Катерина —

Вмиється сльозою,

Возьме відра, опівночі

Піде за водою,

Щоб вороги не бачили;

Прийде до криниці,

Стане собі під калину,

Заспіває Гриця.

Виспівує, вимовляє,

Аж калина плаче.

Вернулася — і раденька,

Що ніхто не бачив.

Не журиться Катерина

І гадки не має — /94/

У новенькій хустиночці

В вікно виглядає.

Виглядає Катерина…

Минуло півроку;

Занудило коло серця, ) Закололо в боку.

Нездужає Катерина,

Ледве-ледве дише…

Вичуняла, та в запечку

Дитину колише.

А жіночки лихо дзвонять,

Матері глузують,

Що москалі вертаються

Та в неї ночують:

«В тебе дочка чорнобрива,

Та ще й не єдина,

А муштрує у запечку

Московського сина.

Чорнобривого придбала…

Мабуть, сама вчила…»

Бодай же вас, цокотухи,

Та злидні побили,

Як ту матір, що вам на сміх

Сина породила.

Катерино, серце моє!

Лишенько з тобою!

Де ти в світі подінешся

З малим сиротою?

Хто спитає, привітає

Без милого в світі?

Батько, мати — чужі люде,

Тяжко з ними жити!

Вичуняла Катерина,

Одсуне кватирку,

Поглядає на улицю,

Колише дитинку;

Поглядає — нема, нема…

Чи то ж і не буде?

Пішла б в садок поплакати,

Так дивляться люде.

Зайде сонце — Катерина

По садочку ходить, /95/

На рученьках носить сина,

Очиці поводить:

«Отут з муштри виглядала,

Отут розмовляла,

А там… а там… сину, сину!»

Та й не доказала.

Зеленіють по садочку

Черешні та вишні;

Як і перше виходила,

Катерина вийшла.

Вийшла, та вже не співає,

Як перше співала,

Як москаля молодого

В вишник дожидала.

Не співає чорнобрива,

Кляне свою долю.

А тим часом вороженьки

Чинять свою волю —

Кують речі недобрії.

Що має робити?

Якби милий чорнобривий,

Умів би спинити…

Так далеко чорнобривий,

Не чує, не бачить,

Як вороги сміються їй,

Як Катруся плаче.

Може, вбитий чорнобривий

За тихим Дунаєм;

А може, вже в Московщині

Другую кохає!

Ні, чорнявий не убитий,

Він живий, здоровий…

А де ж найде такі очі,

Такі чорні брови?

На край світа, в Московщині,

По тім боці моря,

Нема нігде Катерини;

Та здалась на горе!..

Вміла мати брови дати,

Карі оченята,

Та не вміла на сім світі

Щастя-долі дати.

А без долі біле личко — /96/

Як квітка на полі:

Пече сонце, гойда вітер,

Рве всякий по волі.

Умивай же біле личко

Дрібними сльозами,

Бо вернулись москалики

Іншими шляхами.

więcej:  http://litopys.org.ua/shevchenko/shev110.htm

Taras Szewczenko – Kateryna

 źródło: http://dobre-wiersze.blogspot.com/2013/11/taras-szewczenko-kateryna.html
W.A.Żukowskiemu
Na wspomnienie o 22 kwietnia 1838
Pomnik Tarasa Szewczenki, Warszawa, Plac Unii Lubelskej

I

Kochąjcie się, czarnobrewe,
Lecz nie z Moskalami,
Oni obcy, litować się
Nie będą nad wami.
Moskal tylko żartem kocha,
Żartując porzuci,
Pójdzie w swoją Moskiewszczyznę,
Dziewczynę zasmuci…
Gdyby samą, niechby jeszcze,
A to matka stara,
Rodzicielka z córką cierpi –
Za cóż taka kara?
Serce więdnie, ale śpiewa,
Gdy wie, po co, za co;
Ludzie serca nie spytają,
Powiedzą: „Ładaco!”
Więc kochajcie się, dziewczęta,
Lec nie z Moskalami,
Oni obcy, litować się
Nie będą nad wami.
Kateryna głosu matki,
Ojca nie słuchała,
I Moskala całą duszą,
Szczerze pokochała.
Pokochała Moskalika,
Do sadu chodziła,
Wreszcie swoją dobrą dolę
Tam zaprzepaściła.
Nadaremnie do wiczerzy
Wola matka donie,
Nie prychodzi – na zabawie
Z Moskalem noc trwoni.
Noc po nocy karę oczy
Całuje i pieści,
Aż po siołe niewesołe
Poszły o niej wieści.
A niech sobie źli ludziska,
Co zechcą, to plotą;
Choćby nie wiem co gadali,
Ona nie dba o to.
Nagle wojna. Trąbią trąby,
Wzywają na boje.
Poszedł Moskal. Ach, Katrusiu,
Gdzie panieństwo twoje?
Gdzie twa kosa?
Choć nakryto
Ją, nic nie mówiła,
Bo za miłym, jak w piosence,
I tęsknota miła.
Przecież święcie obiecywał
Swojej Katerynie,
Ze powróci, jeśli tylko
Na wojnie nie zginie.
Ożeni się i dzisiejsze
Zło w niepamięć pójdzie –
Niech więc sobie co chcą mówią
Niepoczciwi ludzie.
Nie troszczy się Kateryna,
Ociera oczęta,
Choć już bez niej na ulicy
Śpiewają dziewczęta.
Nie troszczy się Kateryna,
Umyje się łzami,
I po wodę o północy
Biegnie z konewkami
(By źli ludzie nie widzieli).
Przyjdzie do krynicy,
Stanie sobie pod kaliną
I zaśpiewa „Hryciaą”,
I tak rzewnie, tak żałośnie,
Że kalina płacze.
Powróciła – rada, że jej
Nikt tam nie zobaczył,
Nie troszczy się Kateryna
I nie myśli wcale –
W nowej chustce, przez okienko
Zapatrzona w dale,
Stoi sobie. A dni idą,
Minęło pół roku,
Zemdliło ją koło serca,
Zabolało w boku.
Chora nasza Kateryna,
Ledwo, ledwo dyszy –
Wyzdrowiała, na zapiecku
Dzieciątko kołysze.
A kobietki dogadują,
Docinają matce,
Że Moskale, powracając,
Nocują w jej chatce.
„Twoja córa urodziwa,
Czarnobrewa lala,
Nie jest sama – na zapiecku
Kołysze Moskala
Czarniawego. Czyś nie tyją
Tak pięknie uczyła?”
A bodaj was, paple wstrętne,
Dola tak raczyła
Na tym świecie, jak Katrusie,
Z której się śmiejecie!
Kateryno, serce moje,
Gorzkie twoje życie!
Gdzież dla siebie i dla dziecka
Wynajdziesz ukrycie?
Kto nad tobą się zlituje,
Poda dłoń w potrzebie?
Jego nie ma, a rodzice
Obcy już dla ciebie.
Wyzdrowiała Kateryna,
Otwiera okienko,
Tęsknie patrzy na ulicę
I kołysze synka.
Patrzy, patrzy – ojca nie ma!
Czy już nie przybędzie?
Poszła by w sad, popłakała –
Pełno ludzi wszędzie.
Zajdzie słonce, Kateryna
Niesie swego syna
Do ogrodu – kiedy spojrzy,
Miłego wspomina.
Tu go z musztry wyglądała,
Tam miłe gwarzyła,
A tam, a tam… „Synu, synu!..” –
I nie dokończyła.
Rozwinęły się czereśnie
I wiśnie w ogrodzie,
Tak jak kiedyś wychodziła,
Teraz też wychodzi.
Wyjdzie ale już nie śpiewa,
Jak kiedyś śpiewała,
Kiedy swego kochanego
Tam oczekiwała.
Już nie śpiewa czarnobrewa,
Na swój los się żali,
A tym czasem złe języki
Nie szczędzą jej wcale.
Rzeczy coraz okropniejsze
Wymyślają o niej –
Gdyby on był, to z pewnością
Stanąłby w obronie.
Lecz daleko czarnobrewy,
Stamtąd nie zobaczy,
Jak ją ludzie wyśmiewają
I jak ona płacze.
Może poległ za Dunajem,
Poległ i nie wstanie,
A może gdzie w Moskwie znalazł
Już inne kochanie?
Nie, nie poległ, żyje zdrów on,
Marnę troski, marne!
A gdzież znajdzie takie oczy
I brwi takie czarne?
Nigdzie, w całym świecie nie ma
Takiej ani jednej,
Jak Katrusia takiej pięknej
I takiej też biednej.
Dała matka córce swojej
Urody do woli,
Lecz cóż z tego? Nie umiała
Szczęścia dać i doli.
A bez doli z białym liczkiem –
Jak z tym kwiatkiem bywa:
Słonce pali, wiatr nim targa
I kto chce, ten zrywa.
Myj że swoje białe liczko
Drobniutkimi łzami,
Bo Moskale powrócili
Innymi drogami.
Podziel się!