Światowid-Świętowit Andrzeja Pityńskiego w Hamilton (New Jersey, USA)

Światowid-Świętowit Andrzeja Pityńskiego w Hamilton (New Jersey, USA)

Odporny na wszystko długodystansowiec
4WYSOCKA.-A__750_563_80
Andrzej Pityński obok fragmentu swojej monumentalnej kompozycji w brązie Światowid, Space – Conquer or Die, realizowanej obecnie w odlewni brązu w Tajlandii. Pomnik stanie w Muzeum Rzeźby Monumentalnej w Hamilton, New Jersey
Foto: Z ARCHIWUM ANDRZEJA PITYŃSKIEGO

Z rzeźbiarzem Andrzejem Pityńskim – nagrodzonym przez Fundację Turzańskich – rozmawia Jolanta Wysocka

Jest pan najbardziej znanym polskim rzeźbiarzem w Stanach Zjednoczonych, ale cała pana twórczość jest mocno związana z Polską i jej historią. Dlaczego, mimo tylu lat przeżytych za granicą, tematyka kraju pochodzenia pozostaje panu najbliższa?

Urodziłem się w Polsce, jestem Polakiem, wychowałem się w rodzinie katolickiej. Moi rodzice byli partyzantami w Narodowej Organizacji Wojskowej, Armii Krajowej, Narodowym Zjednoczeniu Wojskowym. Całe moje dzieciństwo i lata szkolne przesiąknięte były gehenną stalinowskiego i ubeckiego terroru. Dla mojej rodziny II wojna światowa nie skończyła się 8 maja 1945 roku, ona ciągle trwała. Jako dziecko wraz z rodziną przechodziłem te ciężkie czasy. Uczyłem się od niej kochać Polskę, jej historię, kulturę i sztukę.
Tu, w Ameryce, poznałem, jak historia polskiego narodu jest przekłamywana, omijana, poniżana, pozostała mi walka o prawdę i honor polskiego narodu, a moją bronią jest moja sztuka. Ta walka trwa do dziś.

Droga do sukcesu zazwyczaj nie jest łatwa. Jak to było w pana przypadku?

Sukces dla mnie to realizacja samego siebie, własnych idei twórczych, które są akceptowane, zrozumiane, docenione, co z kolei przekłada się na niezależność finansową, która daje poczucie wolności twórczej. Mistrzem nikt się nie rodzi. Do sukcesu doszedłem ciężką pracą i wytrwałością. Gdy byłem na trzecim roku Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie –  zafascynowałem się odlewaniem rzeźb w brązie. Po dyplomie w pracowni prof. Jerzego Bandury odbyłem praktykę w Gliwickich Zakładach Urządzeń Technicznych – najlepszej odlewni metali kolorowych w Polsce. W tym też kierunku specjalizowałem się w Ameryce od 1975 roku – najpierw w Sculpture House na Manhattanie, a potem w Johnson Atelier w Mercerville, NJ, gdzie pracuję do dziś. Odpowiadam za realizacje rzeźb w metalach kolorowych firmy Johnson Atelier w odlewniach brązu w Ameryce, Polsce, Chinach, Meksyku i Tajlandii. Dlatego wiele podróżuję po świecie i znam bardzo wielu specjalistów w tej dziedzinie. Robię zatem to, o czym marzyłem jako student krakowskiej ASP.

14503244123_3884264c96_b

Co jest dla pana najważniejsze w pana twórczości rzeźbiarskiej?

Najważniejsze jest uczucie. Forma, przestrzeń, faktura, światło, materiał, technologia – to wszystko ma jeden cel: wyrazić to, co czuje i co myśli twórca. Uczucie to kamerton dźwięku duszy artysty, to kompas myśli twórczej. Rzeźba bez uczucia, bez wyrazu jest martwym przedmiotem. Dobrą rzeźbę widzianą raz czuje się i pamięta przez całe życie.
Pragnę tworzyć takie rzeźby, aby inne narody wyczuły w niej temperaturę polskiej krwi, krwi, która przechodzi z pokolenia na pokolenie, jest wieczna i niezniszczalna.

Jak Amerykanie przyjmują pana monumentalne rzeźby? Czy je rozumieją, czy odczytują ich walor uniwersalny?

Najlepszym dowodem na docenienie przez Amerykę mojej twórczości jest jej finansowanie. Rzeźba monumentalna w metalu i jej realizacja są bardzo kosztowne, to setki tysięcy dolarów, to inwestycja w talent i wizję twórcy. Te wysokie koszty pokrywane są przez organizacje, miasta, instytucje sztuki. Myślę, że Amerykanów w moich rzeźbach fascynuje oryginalność i prawda, która z nich przebija.
Obecnie kończona jest w brązie, w odlewni w Tajlandii, moja monumentalna kompozycja Światowid – na 15 metrów wysoka, ważąca 7 ton – która stanie w muzeum rzeźby monumentalnej w Hamilton, New Jersey. Została sfinansowana przez Sculpture Foundation za sumę pół miliona dolarów. Czy Światowid ma coś wspólnego z Ameryką? Okazuje się, że jednak ma, gdy rzeźba nosi tytuł:” Space – Conquer or Die”.

Nagroda Fundacji Turzańskich, którą pan właśnie otrzymał, nie jest pierwszą w pana artystycznym życiorysie. Co wnoszą tego rodzaju wyróżnienia do pana kariery zawodowej?

To bardzo ważny impuls psychologiczny. To podtrzymanie wiary w to, co tworzę, to docenienie przez Fundację Turzańskich mojej drogi twórczej. Docenienie również ciężkiej pracy fizycznej, bo taka jest praca rzeźbiarza. Rzeźbiarz monumentalista, którym jestem – a niewielu nas na świecie – to długodystansowiec, odporny na wszystko. Realizacja kompozycji monumentalnej jest długa i kosztowna, co pociąga za sobą ogromną odpowiedzialność za skończenie projektu w terminie i zmieszczenie się w kosztorysie realizacji dzieła. Każde przyznane artyście wyróżnienie to zauważenie jego wysiłku i wyzwanie do stworzenia następnego dzieła.

swiatowid_web_720_589_80

Czy lata przeżyte za granicą pozwoliły panu spełnić się pod względem artystycznym, jak też prywatnym?

Na pewno tak, monumentalne pomniki, płaskorzeźby, medale, które powstały w Stanach Zjednoczonych, byłyby nie do zrealizowania w Polsce i ze względów politycznych, i finansowych. Na przykład Partyzantów I stworzyłem, gdy w Polsce był stan wojenny i mój ojciec był internowany w Załężu. Aspekty prywatne i artystyczne same się nałożyły w moim życiu. Rzeźba to moje życie, a Nowy Jork, do którego przybyłem z Polski, to przecież stolica międzynarodowej sztuki.

W 2010 roku powstał w Polsce film “Światowe kariery Polaków. Udacznicy” – jest pan jednym z jego bohaterów, czyli polskim artystą, który osiągnął światowy sukces. Co to określenie dla pana znaczy?

Tak, zaproszono mnie do udziału w Udacznikach – to bardzo dobry i ciekawy program, który przybliża Polakom i Polonii nieznanych polskich twórców rozsianych po całym świecie. Jeżeli postawienie mnie w tym gronie można uznać za sukces, to się zgadzam, że go osiągnąłem. Wiem jednak z doświadczenia, że wielu ludzi na świecie zna moje pomniki, ale nie wie, kto jest ich twórcą, i dlatego wyróżnienie Fundacji Turzańskich jest dla mnie bardzo ważne.

Musimy szanować naszą pogańską kulturę

By admin

In pityński

1

Pitynski-Swiatowid

‚Space, Conquer or Die – Swiatowid’

Andrzej Pitynski

2013 – metal: bronze

‚Space, Conquer or Die – Swiatowid’ was made by monumentalist sculptor Andrew Pitynski. He has created monuments sited all over the world, including in the United States, Poland, Italy, and South Africa. His work also includes monumental portraits, bronze compositions, reliefs and medals. This monumental composition was cast in bronze in Thailand and installed at Grounds For Sculpture in April 2014. The sculpture weighs 7 tons and stands 36.5 feet high by 16 feet wide on a gray granite base.

‚Swiatowid’ is inspired by ancient European art and legends, which are particularly fascinating to Pitynski. Swiatowid was a pagan god of the sun worshipped in pre-Christian Europe. The sun deity, lord of war, peace, and prosperity was represented with four faces. It was believed that every day, ‚Swiatowid’ with his long sword in one hand and drinking horn in the other, rode his white horse across the sky from East to West. For Pitynski, his ‚Swiatowid’ is a bridge between the deep past, the present, and the future. Although representing an ancient legend, the whole composition in the form of a space ship ready to launch in the conquest of outer space. The top of the monument is in the form of a head with a helmet carrying the 14 stars of the European Union. The head has four faces, but each represents a different aspect of the one sun god. The youngest face is toward the East, and the oldest towards the North. The Eastern face has attributes of the god “Lada” lord of love, life, and happiness. The Southern face represents “Swarog” controller of the sun, the stars and the whole solar system. The face to the West is “Mokusz” god of prosperity, banquets and feasting, dance, music and art. Finally, the Northern face is “Perun” god of war, of thunder and lightning, and of natural catastrophes.

Beneath each of the faces are three reliefs. These portray life, love, war, the passage of time, solar symbols and an image of Swiatowid on his horse amongst the stars and planets. Four monumental knights standing 13.5 feet high surround the base of the column. These are the legendary ancestors of the European people. Facing East stands the Amazon, Wanda, queen of the Scythians and Sarmatians. Facing South is Boleslaw the Great, the first Christian king of Poland bearing the spear of St. Moritz which was given to him by the Holy Roman Emperor Otto III. Looking West is Crak, the legendary king of the Sarmatians. Facing North is the first Christian Viking king, Canute the Great, who became king of England, Denmark, Norway and Sweden. He was the nephew of the Polish King Boleslaw the Great, as his mother, Brunhilda, was the sister of Boleslaw the Great and the daughter of the Polish Prince Mieszko I who Christianized Poland in 966 AD.

Pitynski has said: “It was always my dream to create ‚Swiatowid’ to bring him back from the time before Christ to the twentieth century A.D. and to see him standing in all his glory, a representation of proud legends, giving honor and respect to Europe’s deep pagan roots from which grew the beauty of European culture and art. … This monument is my message to humanity: there is only one way to survive – to conquer space, to find a new galaxy, a new star, which will be our new sun and our new god.”

tumblr_no3tn8n0R81tzeqovo2_500

Od Przecława o pomniku Andrzeja Pityńskiego „Partyzanci” w Bostonie

Pan Pityński, którego bardzo cenię, ze względów dyplomatycznych zapewne, nie przytacza haniebnej afery jaka wydarzyła się ok. 10 lat temu w Bostonie w związku z jego monumentalną rzeźbą „Partyzanci”. Otóż „Partyzanci” zostali dwukrotnie usunięci z reprezentacyjnych miejsc w Bostonie na skutek nacisków lokalnych antypolskich elementów, których przestraszyli się i ulegli kolejni mayorowie Bostonu. Początkowo „Partyzanci” stali naprzeciw City Hall w Bostonie za zgodą mayora Kevina White. W latach 1980ch zostali wyrzuceni do jednej z alejek parku Boston Common gdyż drażnili antypolskie elementy, które usiłują zrobić z Polaków tzw „nazistów”, a rzeźba ta kompletnie temu przeczy. Ale i tego było mało, za rządów kolejnego mayora Thomasa Menino antypolskie elementy we władzach miasta usunęły tą rzeźbę i stamtąd, przy okazji niszcząc jej fragmenty jak np. lance jeźdźców, ostatecznie po kilku miesiącach pomnik ten wylądował w dzielnicy South Boston, ale już nie w centrum miasta.

Wspomnieć również warto, że po ostatnim usunięciu pomnika z Boston Common odbyła się w jego obronie demonstracja Polaków, którzy w niedzielę przeszli marszem ulicami pod budynek City Hall gdzie odbył się wiec. Na wiecu na rzecz i w obronie Polaków przemawialo kilka znanych osób, w tym były mayor Bostonu, potem ambassador przy Stolicy Świetej, przyjazny Polakom Irlandczyk z pochodzenia i katolik Ray Flynn.

http://www.viapolonia.net/bost_petition_jan_06/partyzanci_pytaja.htm

Powyżej załączam link do artykułu Szymona Tolaka na temat usunięcia Partyzantów i walki o ich przywrócenie.  Artykuł ten jest sprzed 10 lat, wtedy bowiem sprawa miała miejsce, pan Tolak był głównym organizatorem protestu przeciwko usunięciu pomnika. Brutalne i niekonsultowane z mieszkańcami Bostonu, a zwłaszcza z Polonią, wyrzucenie Partyzantów z Boston Common nastąpiło 18 stycznia 2006 decyzją mayora Menino, nakłonionego do tego przez panią Sarah Hutt, która szermowała argumentem, że pomnik ten „nie pasuje” do Bostonu. Jakoś nikt nie podnosi argumentu, że w samym centrum Bostonu znajduje się pomnik Irów wygnanych głodem z Irlandii okupowanej przez Anglię, przecież podobnie jak polski pomnik upamiętnia on gehennę ludzi. Zaznaczyć trzeba, że pomnik ten został po prostu wyrzucony z Bostonu i „zaaresztowany”, a nie przeniesiony, przeniesienie bowiem nastąpiło dopiero kilka miesięcy później na skutek akcji protestacyjnej Polaków i takich polityków jak wybitnie przychylny Polakom były trzykrotny  mayor Bostonu Raymond Flynn, a także ówczesny bostoński komisarz transportu Grabauskas /Grabowski/. Niektórzy sugerują, że akcja wyrzucenia pomnika miała związek z zapowiadaną wizytą w USA ówczesnego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego.

 

 

tumblr_no3tn8n0R81tzeqovo3_500Publikujemy zdjęcia i artykuły w miarę aktualnie, niestety nie zawsze to się udaje. Nie wszystko można zrobić na czas i nie o wszystkim jesteśmy powiadamiani przez Polaków z USA.Tym razem więc z opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale.

Tymczasem u nas w Polsce, naszego Świętowita cichaczem usunięto ze Ślęży na życzenie proboszcza kościoła katolickiego z Sulistrowic i burmistrza Sobótki. Jak na razie nikomu ani się śni przywrócić go na swoje miejsce.

Zrzeszenie Słowian będzie walczyć o to żeby stanął na Ślęży porządny – kamienny Świętowit – Ślężański Świętowit Nowego – z nowym aktualnym rytem z 2012 roku. Jako zrzeszenie będziemy apelowali do naszych członków i sympatyków o wpłaty na wykonanie projektu umieszczenia rzeźby przy źródełku na szczycie Ślęży i wykucie świętego posągu w kamieniu ślężańskim.  Złożymy też odpowiednią prośbę do władz Ślężańskiego Parku Krajobrazowego o pozwolenie umieszczenia naszej kultowej rzeźby  na terenie parku wybranym przez nas miejscu. CB

 

Podziel się!