Wolni Ludzie – Mariusz Agnosiewicz: Mistrzyni Małgorzata (Małgorzata Porète [1260 – 1310] , spalona przez Inkwizycję, Francja)

Mariusz Agnosiewicz: Mistrzyni Małgorzata

 

http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5229/q,Mistrzyni.Malgorzata

Małgorzata PoreteByła jedną z najwybitniejszych kobiet średniowiecznych, wpływowa mistrzyni duchowa, francuska mistyczka, związana była z laickim stowarzyszeniem kobiet zwanych beginkami. Stworzyła dzieło zatytułowane Zwierciadło dusz prostych czyli Speculum simplicium animarum (znane też jako Zwierciadło dusz unicestwionych), które było tyleż prezentacją jej mistyki (okrutnie heretyckiej z uwagi na pominięcie doniosłości Kościoła i praktyk w religijności jednostki), co średniowiecznym wykładem teologii negatywnej, która przeżywa obecnie swój postmodernistyczny renesans.

 

Małgorzata Porète, bo o niej tu mowa urodziła się w XIII w., lecz nie wiadomo w którym roku. Pochodziła najprawdopodobniej z hrabstwa Hennegau, położonego nieopodal obecnej granicy francusko-niemieckiej. Posiadała wyjątkowe wykształcenie, w szczególności w zakresie teologii i filozofii, co zdaje się sugerować, że pochodziła ze środowiska miejskiej arystokracji.

Żyła jako beginka i kaznodziejka mistycyzmu, czyli musiała zrezygnować z typowych ówcześnie ról społecznych kobiety: żony i matki lub zakonnicy. Beginki były ówcześnie uznawane przez Kościół, który się im bacznie przyglądał, delegując do tych niezakonnych religijnych stowarzyszeń kobiecych opiekunów duchowych. Beginki wywodziły się na ogół z grona osamotnionych kobiet, głównie z niższej arystokracji lub miejskiego patrycjatu, których mężowie udali się na wyprawy krzyżowe. Może więc i Porète została opuszczona przez jakiegoś znamienitego rycerza.


Cornelis Cornelisz van Haarlem, 
Mnich i beginka
, 1591

Beginki nie były radykalne, nie mogąc zorganizować zadowalającej organizacji religijnej kobiet w łonie Kościoła, stworzyły własne niekościelne i niezakonne zrzeszenie. Starały się jednak uzyskać protekcję papieża i uzyskały ją od Honoriusza III, który uznał ruch beginek za pożądaną dla kobiet alternatywę wobec rozprzestrzeniających się ruchów heretyckich. Pomimo tego były często atakowane, o czym świadczy liczba skarg składanych przez nie do kurii rzymskiej. Szczególnie zagrożone były ich „śluby czystości”. Grzegorz IX kilkakrotnie zwracał się do niemieckich biskupów i kanoników, by chronili beginki przed zniewagami i pokuszeniami ze strony mnichów, kleryków i ludzi świeckich.

Ruch ten miał początkowo charakter bardziej ascetyczno-charytatywny niż religijny. Kobiety wyrzekały się dóbr materialnych, seksu i zobowiązywały się żyć w służbie innemu człowiekowi — opiekowały się starcami, chorymi i upośledzonymi, organizowały pochówki zmarłych i samopomoc kobiecą. Z czasem wzięły u nich górę tendencje religijne. Beginki żyły we wspólnotach na czele których stały jedna lub dwie mistrzynie strzegące porządku wśród sióstr. Nie miały sztywnej reguły, stąd ich ruch był dość pociągający dla wielu bardziej niezależnych kobiet albo takich, które pragnęły uniknąć małżeństwa. Ponieważ nie wszystkie beginki były zainteresowane cnotą „czystości”, a dodatkowo pewna ich część utrzymywała się z prostytucji, niemieckie synody prowincjonalne uchwaliły, że do konwentu beginek mogą wstępować kobiety po czterdziestce. Zakazano im również uchylania się od nadzoru i „opieki duszpasterskiej” kleru świeckiego. Zwłaszcza to ostatnie zastrzeżenie wywoływało u nich liczne opory, beginki ciążyły bowiem w kierunku zakonów żebraczych, stąd też często popadały w konflikty z klerem parafialnym.

Małgorzata PoreteMałgorzata pisała swe dzieło (notabene, w języku starofrancuskim) w okresie, kiedy rozpowszechniła się krytyka feudalnej władzy Kościoła. Krytyka Kościoła była wprawdzie, zwłaszcza w niższych warstwach, powszechna, nie znaczy to jednak, iż była bezpieczna. Jak na ówczesne czasy można by naszą mistyczkę nazwać odważną wolnomyślicielką.

Jej Zwierciadło napisane jest w formie dialogu między Miłością, Duszą i Rozumem. Poza trójką głównych „bohaterów” pojawiają się także spersonifikowane inne stany duchowe, jak Pragnienie, Lęk, Zdumienie. Z dyskusji wynika, że doświadczenie religijne przerasta Rozum, zaś konwencjonalny ówcześnie model religijności, katolicyzm, usiłował być religijnością mniej lub bardziej nieudolnie fundowaną na Rozumie. Logiczną konsekwencją tej tezy jest przyjęcie istnienia „wielkiego Kościoła” czyli mistycznej, miłosnej wspólnoty dusz dążących do bezpośredniego kontaktu z Bogiem, oraz „mały Kościół” – Kościół katolicki. Znamiennymi cechami „małego Kościoła” jest usiłowanie budowania religijności koncypowanej rozumowo, cały system przykazań, nakazań, sakramentów, modlitw i rytuałów. „Kościół wielki” to wspólnota religijna czystej kontemplacji, miłości i zjednoczenia. Dusza pogrążona w Bogu nie potrzebuje ani mszy, ani modlitw, ani w zasadzie niczego.

Swój przekaz mistyczny ujmuje w obrazach wchodzenia na górę i schodzenia z niej oraz w odradzających śmierciach mistycznych. Doświadczenie mistyczne ma według niej siedem faz, zwanych „stacjami łaski”. Najpierw umiera dusza grzechu (pierwsza śmierć mistyczna) i żyje zgodnie z przykazaniami. Później umiera dusza natury (druga śmierć mistyczna) i żyje zgodnie z cnotami. W trzeciej fazie dusza znajduje upodobanie w dobrych czynach przez skupienie się na sobie i swej woli. Na czwartej „stacji” następuje rezygnacja z wszelkich środków pośredniczących po czym wchodzi się w stan medytacji i oglądu. Trzecia śmierć mistyczna ma miejsce w piątej fazie, kiedy dusza rezygnuje z własnej woli i uznaje siebie samą za nicość. Odtąd jej mistrzynią jest dobroć Boga. „Ta dusza trafiła teraz z miłości w nicość, bez nicości tej nie może być wszystkim”. W szóstej fazie dusza pogrąża się w otchłani pokory, w której wprawdzie nie widzi jeszcze Boga, ale Bóg widzi ją, a w niej siebie. Stan siódmy, uwielbienie, poznajemy dopiero wówczas, kiedy dusza opuści ciało.

Od „zwykłych” mistyczek Porète różniła się tym, iż nie prezentowała omamów wizualno-słuchowych jako części wzniosłego doświadczenia mistycznego. Nie widać u niej spirytualnej erotyki, powszechnej w mistyce kobiecej (kobiety te miewały na ogół wizje bycia matkami lub ukochanymi Chrystusa), ani religijnej egzaltacji nad Męką Pańską i cierpieniem Chrystusa. Uważała to wszystko za niższe formy pobożności, niesięgające szczytów jej mistycznych uniesień.

Według jej Zwierciadła dusza przepełniona Bogiem może zrezygnować z pośrednictwa Kościoła. Niektóre mistyczki poszły krok dalej, twierdząc, że człowiek po osiągnięciu najwyższego stopnia religijnej doskonałości „nie potrzebuje już więcej Boga”, wyrasta ponad Boga i „Boga pozostawia dla Boga” (np. beginka Mechtylda z Magdeburga). Frapująca jest korespondencja Mistrza Eckharta z beginką Katarzyną ze Strasburga, w czasie której przeszła ona drogę od uczennicy do nauczycielki swego mistrza. Jej szczytowa egzaltacja religijna została wyrażona we fragmencie: „Panie, cieszcie się ze mną, albowiem stałam się Bogiem (…). Byłam tam, gdzie byłam, nim zostałam stworzona, a tam jest tylko Bóg i wyłącznie Bóg”.

Porète pozostaje wyraźnie pod wpływem mistyczno-neoplatonicznych pism Pseudo-Dionizego, który głosił, iż Boga nie da się ująć za pomocą wypowiedzi pozytywnych. Można go doświadczyć dopiero dzięki negacji wszystkich pozytywnych wypowiedzi na jego temat. Dziś ta teologia negatywna, zwana apofatyczną, jest inspiracją liberalnej teologii, odchodzącej od retoryki prawdziwościowo-jedynozbawczej Kościoła.

Małgorzata Porète prezentuje średniowieczną pozainstytucjonalną drogę poświęcenia się Bogu. Nurty mistyczne w Kościele katolickim zawsze były traktowane jako pogranicze herezji. Pogranicze, które Porète z pewnością przekroczyła nazbyt daleko, by można to było tolerować. Jej książka z polecenia biskupa Cambrai została spalona na rynku w Valenciennes jako dzieło kacerskie na przełomie XIII i XIV w. Nie zraziło to jednak mistyczki, która nadal, ku oburzeniu hierarchów, głosiła publicznie swe przemyślenia religijne. Wbrew biskupiemu zakazowi pisemnego lub ustnego rozpowszechniania treści Zwierciadła. Prawdopodobnie deklamowała Zwierciadło we wspólnotach duchowych lub na publicznych placach. Małgorzata wierzyła pewnie w prawowierność swych tez, w to, że w razie poważnych problemów mogą być łatwo obronione. Posiadała bowiem trzy pozytywne opinie teologów, którym wcześniej wysłała swą pracę.

więcej: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5229/q,Mistrzyni.Malgorzata

blog_ap_3513729_4145827_tr_porete_afb

Kim była kobieta, która za swoje przekonania dała się spalić na stosie inkwizycji? Dlaczego Kościół aż tak bardzo się jej bał? Kto krył się za dziełem „Zwierciadło Dusz Prostych”?

Z WIKI

Małgorzata Porete, Marguerite Porete lub też Marguerite Porète/Porrette/Poirette/Marguerite z Hainaut (ur. ok.1260 – zm. 1 czerwca 1310 w Paryżu), francuska mistyczka należąca do beginek, autorka dzieła Zwierciadło dusz prostych czyli Speculum simplicium animarum (znane też jako Zwierciadło dusz unicestwionych). Prześladowana i skazana na śmierć przez Inkwizycję. Wykonanie wroku (spalenie na stosie) przekazano władzom świeckim[1].

Niewiele wiadomo o jej życiu, większość informacji pochodzi z dokumentacji jej procesu, w którym została oskarżona o herezję. Nie można być pewnym, że te i inne dostępne informacje są obiektywne. Po procesie, w którym nie zgodziła się uznać autorytetu duchowego Kościoła i odmówiła składania zeznań, została ekskomunikowana i 1 czerwca 1310 roku na placu Grève (Place de Grève) w Paryżu wraz z jej dziełem spalona na stosie.

Po śmierci jej dzieło było publikowane w kilku wersjach i w kilku tłumaczeniach, lecz dopiero w latach 40. XX wieku uznano tę książkę za dzieło autorstwa Małgorzaty Porete.

Jej książka Zwierciadło prostych dusz (Zwierciadło dusz umartwionych) miała pomóc innym przyłączyć się do jej modlitw. Małgorzata uważała się za kierownika duchowego, a książka miała pomóc w dotarciu do społeczności. Książka napisana przed 1306 przewyższa tradycje mistyki miłosnej odważnym zarysem doskonałości mistycznej [2]

 

SĘDZIOWIE MYŚLI: Z DZIEJÓW INKWIZYCJI cz.25

http://www.podprad.org/aktualny-1.php?idg=637&tyt=KR%C3%93TKIE+KOMENTARZE

My nie niszczymy naszych wrogów;  my ich zmieniamy.
George Orwell – „Rok 1984”

cz.25

WALKA Z WOLNYM DUCHEM

Mogło się wydawać, że inkwizycja wieku XIV źle wybierała cele. Przeciętny człowiek żyjący w tych czasach mógł uważać, że beginki czy też ich męski odpowiednik – begardzi starają się tylko wykonać wszystko, co ówczesny katolicyzm przedstawiał jako ideał pobożności. Zamiast gonić za pieniądzem, mieszkają lub wędrują razem, by modlić się i medytować. Przy tym beginki są po prostu bardzo pożyteczne. Podczas epidemii, ryzykując własnym życiem, z wielkim poświęceniem opiekują się chorymi i grzebią umarłych. Prowadzą przytułki dla ludzi starych i upośledzonych. Część z nich żebrze, co w tym czasie uważane jest za objaw pobożności, ale reszta zarabia na swoje utrzymanie pracując. Tkają płótna, pieką chleb, warzą piwo, wyrabiają świece, przepisują książki. Przez jakiś czas katolickie duchowieństwo uważało ich istnienie za pożądane. Lepiej, żeby ludzie szukający Boga angażowali się w takie wspólnoty, niż zasilali szeregi katarów. Taką politykę prowadził papież Honoriusz III1. Na pozór od „normalnych” zakonów wspólnoty beginek i begardów różniły się tylko tym, że wstępując do nich, nie trzeba było płacić i można było z nich w każdej chwili wystąpić. Księża zawsze wzywali wiernych, by odwrócili się od rzeczy materialnych i bardziej skupiali na Bogu. Dlaczego mieliby prześladować tych, którzy brali te słowa poważnie?A jednak na początku XIV wieku stosunek hierarchii do tego ruchu się zmienił. Najpierw zwalczali go poszczególni biskupi na terenie swoich diecezji, potem oficjalnie potępił sobór. Co prawda w niektórych krajach represji wobec beginek właściwie nie było – na terenie dzisiejszej Holandii i Belgii ich wspólnoty przetrwały dzięki poparciu miejscowych biskupów aż do końca XX wieku2. Jednak w Niemczech, Francji, Hiszpanii czy Włoszech inkwizycja stosowała wobec nich wszelkie kary, łącznie z przekazaniem ramieniu świeckiemu, czyli w praktyce ze stosem.Biczowanie było w tym czasie powszechną praktyką pokutną. Katolik często chłostał się sam z nakazu spowiednika. Niekiedy nawet ksiądz go w tym „wyręczał”. W wielu klasztorach istniały specjalne izby, w których zakonnicy mogli się biczować. Ludzie byli w tym czasie przekonani, że zadawanie sobie cierpienia jest sposobem na odwrócenie gniewu Boga. Szalejąca epidemia dżumy, która w połowie XIV wieku zabiła jedną trzecią mieszkańców Europy, przekonała niemal wszystkich, że gniew ten jest bardzo wielki. Papież Klemens VI, zanim potępił biczowników, sam uczestniczył w ich procesjach, a wielu kardynałów było ich sympatykami3. Dlaczego nagle inkwizytorzy zaczęli zwalczać ludzi, którzy przez wiele dni z wielką gorliwością biczowali się publicznie?

A jednak skierowana do niemieckich biskupów papieska bulla z 1349 roku Inter sollicitudines zapoczątkowała zmasowane represje przeciwko biczownikom (ruch ten właśnie w Niemczech miał szczególnie wielu zwolenników). Stracono publicznie kilku z nich i ogromne procesje biczowników w ciągu kilku tygodni się rozpierzchły. Większości uczestniczących w nich ludzi ta poglądowa lekcja wystarczyła zapewne, by więcej nie próbować zyskać przychylności Boga w taki sposób. Ci najbardziej przekonani o swej słuszności i – po śmierci towarzyszy – nastawieni do katolicyzmu nieprzychylnie przeszli do podziemia. Utworzyli tajne bractwa, które pomimo wysiłków inkwizycji, licznych aresztowań i egzekucji były jeszcze w wieku XV na tyle poważnym problemem, że zajął się nim sobór w Konstancji4

Być może najbardziej prześladowani w tym czasie byli tak zwani spirytualni franciszkanie – fraticelli dążący do odnowy swojego zakonu. Miała ona polegać na powrocie do pierwotnego ideału życia w ubóstwie; takiego, jakie prowadził Franciszek z Asyżu, jakiego wymagała opracowana przez niego reguła i do jakiego wzywał w swoim testamencie. Mieli oni nadzieję, że poganie i heretycy, widząc takie życie franciszkanów, wezmą sobie ich słowa do serca i będą masowo przyjmować katolicyzm. Oczywiście ich przekonanie, że apostołowie nie posiadali ani zbiorowo ani jednostkowo i nie wykonywali żadnych czynności związanych z posiadaniem5, było błędne. Nakaz, który Jezus dał im przed pojmaniem: „kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę, a kto nie ma niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz” (Ew. Łukasza 22:36), całkowicie je obala. Również  poglądu, że życie chrześcijańskie to w zasadzie wyrzeczenie się dóbr i ubóstwo w życiu codziennym, nie sposób było pogodzić choćby z takim tekstem z Pisma Świętego: „A Bóg może zlać na was całą obfitość łaski, tak byście mając wszystkiego i zawsze pod dostatkiem, bogaci byli we wszystkie dobre uczynki” (2 List do Koryntian 9:8). Toczono na ten temat długotrwałe i niedorzeczne dyskusje. Czy należy łatać habity, czy wymieniać na nowe? Należy gromadzić zapasy na zimę w piwnicach i spichlerzach czy nie? Konflikt narastał. Ostatecznie w roku 1323 papież Jan XXII potępił stanowisko spirytualnych franciszkanów, a inkwizycji w walce z nimi użył nawet wcześniej. Pierwsze egzekucje fraticelli miały miejsce już w roku 1318.

Do roku 1330 przestali być poważnym problemem. Zatwardziałych spalono, a pozostali się pokajali. Ukryta opozycja w klasztorach franciszkańskich miała jednak trwać jeszcze długo. Oczywiście fraticelli byli heretykami w biblijnym znaczeniu tego słowa, ale to nie tłumaczy losu, który ich spotkał. Katolicyzm przyjął wiele nauk niezgodnych z Pismem Świętym. Często też zgodne z nim ogłaszał za herezje. Sami franciszkanie kiedyś na tym skorzystali. Ludzi, którzy krytykując ich przypominali nakaz apostoła Pawła: „Kto nie chce pracować, niech też nie je!” (2Tes. 3:10), uznano kiedyś za heretyków. Na przełomie XIII i XIV wieku gorliwi fraticelli uprzykrzali życie tym, którzy w żebrzącym zakonie chcieli żyć wygodnie, a nawet dostatnio. Nie wyjaśnia to jednak brutalności, z jaką zwalczał ich papież. Powinno mu zależeć na takich gorliwcach. Zawsze dobrze jest takich pokazać na zewnątrz, wzmacniają też ducha we własnych szeregach. Dlaczego potraktował ich tak surowo?


Wędrowni begardzi

Beginki, begardzi, biczownicy czy spirytualni franciszkanie nie występowali przeciwko katolicyzmowi tak otwarcie jak wiek wcześniej katarzy czy waldensi. Ich pojmowanie Boga nie było tak różne od katolickiego czy biblijnego jak katarów – nie twierdzili na przykład, że szatan ma taką moc jak Bóg. Nie wzniecali zbrojnych rebelii jak apostolici. Były to ruchy znacznie mniej liczne i nie posiadały jednolitej doktryny. Jeśli jednak przyjrzeć się trochę dokładniej przekonaniom, które zyskiwały uznanie wśród ich członków, okazuje się, że papieże, kierując przeciwko nim inkwizycję, mieli ze swojego punktu widzenia całkowitą rację. Wszystkie te ruchy miały pewne cechy wspólne – przyciągały ludzi rozczarowanych sposobem, w jaki katolicka hierarchia kierowała ich życiem duchowym, usiłujących znaleźć swój własny sposób nawiązania kontaktu z Bogiem i skłonnych do kwestionowania w tej dziedzinie szczególnej pozycji duchowieństwa jako pośrednika.

Beginki i begardzi nie ograniczali się tylko do pracy (bądź żebraniny) i modlitwy. Już sobór w Lyonie w roku 1274 ostrzegł zwłaszcza beginki, że czytanie i omawianie dzieł teologicznych bez odpowiedniego wykształcenia prowadzi do błędnych wniosków6. Nie skłoniło ich to do przerwania poszukiwań. Nie tylko nie przestały czytać i dyskutować, ale jeszcze zaczęły pisać i publicznie nauczać. Konflikt zaostrzyła swoją książką „Zwierciadło prostej, wniwecz obróconej duszy” Małgorzata Porète. Stwierdziła w niej, że dusza przepełniona Bogiem może zrezygnować z pośrednictwa Kościoła i że ludzie o takich właśnie duszach tworzą wielki Kościół, natomiast organizacja kierowana przez rozum, przykazania i cnoty jest małym Kościołem7. To nie mogło jej ujść płazem. Co stałoby się ze stanem kapłańskim, gdyby ludzie w to uwierzyli? Biskup Cambrai spalił książkę, a jej autorkę aresztowano w roku 1306 i postawiono przed trybunałem inkwizycji. Ponieważ nie chciała się wyrzec swoich przekonań, została spalona na stosie w Paryżu w roku 13108. W roku 1311 sobór w Viennie dekretem Cum de quibusdam mulieribus potępił beginki i zakazał im działalności. Niektóre z nich miały o swoich duchowych możliwościach znacznie większe mniemanie niż Małgorzata Porète. Większość poddawała się, przynajmniej zewnętrznie, duchowemu kierownictwu księży lub częściej zakonników, co jednak nie zawsze dawało pożądane skutki. Jedna z beginek zwierzyła się swemu duszpasterzowi, znanemu jako Mistrz Eckhart: „Panie, cieszcie się ze mną, albowiem stałam się Bogiem…”. Wiadomo było, że nie wszystkie beginki wyznają takie poglądy, dlatego w dekrecie podkreślono, że nie dotyczy on „żyjących zacnie w swych hospicjach”9 . O tym, które beginki są zacne, a które nie, mieli zadecydować inkwizytorzy.

Biczownicy, zwłaszcza po inspirowanych papieską bullą represjach, uważali, że księża i sprawowane przez nich sakramenty nie są im do niczego potrzebne. Aby osiągnąć zbawienie, wystarczy się przecież biczować. Zadawali sobie rzeczywiście wiele cierpień i uważali, że to zadośćuczyni Bożej sprawiedliwości. Na myśl, że żadne cierpienie człowieka nie wyrówna jego rachunków z Bogiem, a ofiara Jezusa Chrystusa jest jedynym ratunkiem przed potępieniem, najwyraźniej nie wpadli.

Zwolennicy i zwolenniczki Małgorzaty Porète uważali się za wielki, czyli lepszy Kościół. Prześladowani biczownicy z czasem uznali się za jedyny. Ich zdaniem samobiczowanie było jedynym środkiem osiągnięcia zbawienia, a ich przywódca – Konrad Schmid – ogłosił się głową chrześcijan. Zapowiadał, że w 1369 roku nastąpi koniec świata i wtedy właśnie został spalony.10

Również spirytualni franciszkanie uważali się za kogoś lepszego. W tym wypadku powodem było praktykowanie ubóstwa. Twierdzili, że jest to jedyny sposób naprawienia katolicyzmu, a oni w tym procesie powinni spełniać rolę przywódczą. Próbując wcielić swą naukę w życie, nawet jeśli nie zdawali sobie z tego sprawy, rozpoczęli z papieżem i biskupami walkę o władzę. Ci z pewnością doskonale rozumieli, że fraticelli mogą być groźnym przeciwnikiem. Ich ubóstwo i umartwianie się robiły na ludziach duże wrażenie i mogli zyskać wielu zwolenników. Dlatego gdy papież Jan XXII wyklął ich, byli tak bezwzględnie zwalczani. Do końca pontyfikatu tego papieża spalono ich 114.11

Spirytualni franciszkanie uznali oczywiście Jana XXII za heretyka.12 Ci, którzy po pogromie urządzonym przez niego podzielali skrycie poglądy fraticelli, podobnie oceniali następnych papieży i jeszcze długo mieli nadzieję, że uda się im kiedyś oczyścić katolicyzm z herezji. Ostatni spirytualny franciszkanin stanął przed trybunałem inkwizycyjnym w roku 1466.13

Na ogół ludzie mają poczucie swojej grzeszności. Człowiek wstydzi się samego siebie, bo jego myśli, pragnienia i odruchy na ogół są złe. Nawet jeśli nie przyznaje się do tego przed sobą, zwykle czuje to. Jeśli próbuje się poprawić, szybko przekonuje się, że nie jest to takie łatwe. Najczęściej rezygnuje w końcu z takich prób i żyje nadzieją, że kapłani religii, którą wyznaje, „załatwią” mu jakoś przebaczenie u Boga.

Wśród beginek i begardów, biczowników i spirytualnych franciszkanów byli ludzie, którzy stłumili w sobie świadomość swego żałosnego stanu. Wierzyli, że poprzez służbę innym, wyrzeczenie się własności lub zadawanie sobie cierpień poprawili swą naturę. Pismo Święte ostrzega przed takimi metodami. Przepisy te mają pozór mądrości dzięki kultowi własnego pomysłu, uniżaniu siebie i nieoszczędzaniu ciała… (Kol 2:23). Nie poprawiają jednak naprawdę ludzi. Do pełnienia tych lub innych pobożnych praktyk zawsze mogą popychać ich interesowność, własne wady lub namiętności.

Dla wielu ubogich wdów i panien bez posagu wspólnoty beginek były po prostu ratunkiem przed nędzą i samotnością. Niektóre mogła motywować obawa przed małżeństwem. Miał też zapewne znaczenie fakt, że wymóg życia w czystości wśród beginek można było obejść łatwiej niż w klasztorach. Były nawet beginki żyjące z prostytucji.14

Życie w ubóstwie mogło się wydawać wielu ludziom, którzy nie lubili pracy i planowania przyszłości, pociągającą alternatywą. Mówienie o naśladowaniu Chrystusa maskowało brutalną prawdę – zdolni do pracy mężczyźni i kobiety żebrali, pogarszając w ten sposób sytuację starych i kalek, którzy naprawdę nie mogli pracować na swoje utrzymanie.

Chłostanie się biczem, którego rzemyki zakończone są stalowymi kolcami, wystającymi na długość ziarna pszenicy albo jeszcze więcej, również może mieć różne przyczyny. Niekoniecznie musiała być to chęć przebłagania Boga. Procesje biczowników skupiały masochistów i ekshibicjonistów obojga płci. Biczowanie nieraz zastępowało stosunek seksualny. Bywało też wstępem do niego.15

We wszystkich trzech ruchach, bo zwykle tak jest, musiała też grać rolę ogromna chęć popisania się, zaimponowania otoczeniu swoją „pobożnością.”

Uczestnicy tych trzech ruchów wierzyli, że możliwe jest osiągnięcie duchowej doskonałości – boskiej natury. Niektórzy z nich dochodzili do przekonania, że osiągnęli ten stan. Oczywiście trzeba było najpierw długo umartwiać swą naturę zewnętrzną. Ktoś, kto osiągnął taką doskonałość, miał być przepełniony Bogiem, zatem wszystkie jego pragnienia musiały być dobre. Ujęty przez inkwizycję jeden z doskonałych – Johannes z Brünn -stwierdził, że zasadą życia, które prowadził, było: „po wszystko, co widzi oko i czego pożąda, powinna sięgać ręka”. Nawet jeśli, by sięgnąć, trzeba było oszukiwać, kraść lub zabijać.16 Oczywiście Johannes z Brünn zeznawał pod groźbą tortur, ale to, co mówił, brzmi bardzo prawdopodobnie.

Inkwizycja w tym czasie widziała w zwalczanych przez nią herezjach liczne podobieństwa i traktowała je często jako jedną całość. Nazwała ją herezją Wolnego Ducha. Poszukiwała powiązań między beginkami, begardami, biczownikami, fraticelli i innymi mniejszymi grupami, jakiegoś tajnego bractwa, które miało nimi wszystkimi kierować. W śledztwach tych ucierpiało wielu, jak się zdaje, z katolickiego punktu widzenia niewinnych ludzi. Wynikało to z dążenia do zniszczenia wrogich ruchów w zarodku. Katolicyzm był znacznie słabszy niż wtedy, gdy pokonał katarów. Nie mógł sobie pozwolić na następną taką konfrontację. Tajne bractwo Wolnego Ducha najprawdopodobniej nie istniało. Byli tylko ludzie o podobnych poglądach, często nie wiedzący o sobie nawzajem.17

Jednak rzeczywiście w tym czasie nastąpiło starcie dwóch sposobów myślenia o Bogu i człowieku. Ci, których nazwano wyznawcami Wolnego Ducha, uważali, że człowiek sam z siebie może się poprawić, a nawet dorównać Bogu. Była to bez wątpienia herezja w biblijnym znaczeniu tego słowa. Ich przeciwnicy, katoliccy duchowni, twierdzili, że tylko Bóg może swoją mocą usunąć zło z serca człowieka. Tu bronili prawdy. Twierdzili też, że Bóg oddał im tę moc do dyspozycji. Tu byli heretykami.

Cdn.


Przypisy:

1Adolf Holl red., Heretycy, Wydawnictwo URAEUS, Gdynia1977, str.204-205.
2Adolf Holl, op. cit., str.207.
3Adolf Holl, op. cit., str.212.
4Adolf Holl, op. cit., str.213 – 214.
5Leszek Jańczuk, Joachim de Fiore – jego dzieło i wpływ na potomnych, http://wst.kei.pl/download/002/Joachim.pdf. str.8.
6Adolf Holl, op. cit., str.205.
7Adolf Holl, op. cit., str.52.
8Michael Lambert, Średniowieczne herezje, Wydawnictwo Marabut , Gdańsk – Warszawa 2002, str.257-258.
9Adolf Holl, op. cit., str.206.
10Adolf Holl, op. cit., str.215.
11Leszek Jańczuk, op. cit., str.10.
12Michael Lambert, op. cit., str.290.
13Michael Lambert, op. cit., str.291.
14Adolf Holl, op. cit., str.200.
15Adolf Holl, op. cit., str.211.
16Adolf Holl, op. cit., str.223.
17Michael Lambert, op. cit., str.293.

autor: Piotr Setkowicz
Podziel się!