Świątynie Światła Świata: Łobżenica – Gaj Dębowy na Górce
Gaj Górecki zwany niegdyś Gajem na Górce Łobżenickiej,to stara nazwa sięgająca czasów pogańskich, Jest to skrawek ongiś potężnej puszczy krajeńskiej, z której do dzisiaj przetrwało około 40 prostych dębów szacowanych na 600 do 900 lat.Zamieszkiwały tu kiedyś plemiona pogańskie, które przed przyjęciem chrześcijaństwa oddawały cześć swoim bogom. To miejsce należało do Swaroga lub Swarożyca. [Tylko co tu robi ten krzyż katolicki? Ma to miejsce odczarować, czy zaczarować? Pasuje? Mnie nie pasuje.]
Kupując (TERAZ – TUTAJ!) Budujesz Wolne Media Wolnych Ludzi!
TAJEMNICZY GRANIT w Centrum Maryjnym – pozostałość Swarożyca jako kropielnica
Jego kształt przypomina jakiegoś bożka pogańskiego – mówią konserwatorzy zabytków kamiennych. Starożytna swastyka wyryta z boku może oznaczać znak słońca i światła. Są na nim również wyryte liczne znaki chrześcijańskie (krzyże jerozolimski, krzyże Bożogrobców, krzyż Lotaryński, siedem wydrążonych wgłębień – 7 sakramentów oraz dziesięć guzów – 10 przykazań.
Najważniejszą jednak rzeczą jest wizerunek Salwatora – Zbawcy, tak dziwnie skonstruowany, że z greckih inicjałów IHS wyrasta postać człowieka.
Granit ten mógł być używany jako chrzcielnica, a wyryte znaki, to „biblia pauperum” (biblia ubogich) dla pierwszych nawróconych Pomorzan.
Granit ten stoi dziś w kruchcie góreckiego kościoła i służy za kropielnicę.
Z blogu: La vie est belle
Relacja z Histmagu:
Czasów głęboko pogańskich sięga swym rodowodem rytualny krąg położony w dębowym gaju, opodal niewielkiej, sennej miejscowości Łobżenica. Ten ważny z pewnością w całej Krajnie ośrodek pogańskiego kultu Swarożyca przyciągał rzesze czcicieli tego boga przez całe zapewne wieki. Gaj ten w czasach przedchrześcijańskich był częścią wielkiej Puszczy Krajeńskiej. Zwany był wówczas „Gajem na górce”, lub prosto: „Górką”. W samym centrum gaju umiejscowiony był ów kamienny krąg, w którego centrum rósł potężny, stary dąb, a opodal płonął święty ogień. To właśnie kilkaset metrów stąd, pewnego słonecznego dnia, stał się cud…
…
Tak Słowianie składali tutaj prośby – proszalne bajorki i węsiorki. Węsiorki tylko z barwą boga, bajorki z bajnym zapisem – znakami, runami, z prośbą lub znakiem bóstwa.
Przyznam, że nie jestem zbyt podatny na sugestie. Mimo to, kiedy zupełnie przypadkiem znalazłem się w gaju dębowym „na górce”, kiedy zbliżyłem się do, zrekonstruowanego wprawdzie, ale przecież wyglądającego bardzo prawdopodobnie kręgu kultowego, doznałem przedziwnego uczucia mocy płynącej z tego miejsca, uczucia, że oto znalazłem się w miejscu, w którym czas się zatrzymał. Właściwie nie ma w tym niczego dziwnego, rzeczywiście czas jak gdyby tu stanął.
Chociaż Puszczy Krajeńskiej wokół jak na lekarstwo, to jednak gaj zachował się doskonale. I to nie w postaci nasadzonych wtórnie dębczaków. Wiele z drzew rosnących wzdłuż alei to 800-letnie kolosy. Patrząc na nie można śmiało powiedzieć, że upływ czasu to wierutna bzdura. Tak samo zapewne myśleli kapłani tego świętego miejsca. Jakże musieli być zdziwieni, kiedy nagle, ni z tego, ni z owego, ich świat nawiedziła inna zupełnie rzeczywistość, wróżąc bardzo rychłe i bolesne zmiany.
Czasem zastanawiam się, jak wyglądało to krzewienie chrześcijaństwa, jak przebiegały zmiany, czy były burzliwe i ostre, czy rozchodziły się łagodnie jak kręgi na wodzie, powolutku obejmując wszystkie dziedziny średniowiecznej rzeczywistości. Czasami próbuję sobie wyobrazić, jak odbywała się ta szczególna „zmiana warty” ot, choćby tu, w Górce… Przy kręgu, w świętym gaju…
Czy wyglądało to tak jak na ilustracji Radzikowskiego do tomiku „Wieczory pod lipą, czyli historia narodu polskiego” Lucjana Siemieńskiego, czy zupełnie inaczej? Czy twarze kapłanów pogańskich, których posągi były niszczone, topione i zakopywane, były tak samo przerażone i pełne oburzenia jak twarze tych dwóch Wiszów z ilustracji pana Walerego Eliasza?
Zastanawiam się, jak wyglądało topienie kamiennego Belbuka w jeziorze Lubicko na Pomorzu (więc stosunkowo niedaleko od gaju)? Od samego początku, odkąd tylko w latach dwudziestych ubiegłego wieku rybacy wyłowili tego nieforemnego bożka z nieco groteskowo zaznaczonymi szczegółami twarzy, wiadomo było, że jest to posąg miejscowego pradawnego bóstwa. Prowadząc linię prostą od miejsca znalezienia posągu do brzegu wyspy, można łatwo wywnioskować, że w czasach swej największej świetności stał ów Belbuk w gaju na szczycie wyspowego wzniesienia. Tego sympatycznego kolegę stoczono najwyraźniej po pochyłości zbocza do wody. Obalanie bałwanów można więc rozumieć bardzo dosłownie.
A jednak… Długi czas wydawało mi się, że sytuacja przedstawiona na sztychu Radzikowskiego jest mocno naciągana i nieprawdziwa, ale z innego (niż smutny los kapłanów) powodu. Mieszko neofita, nakazujący kruszenie starych bóstw, wyrywający „chwasty starej wiary” zdawał mi się tutaj być osobą zupełnie nie na miejscu…
I właśnie wtedy natrafiłem na pewien artykuł zamieszczony w „Gazecie Biskupińskiej”. Artykuł w sposób zwięzły i rzeczowy przedstawiał najnowsze odkrycia profesor Zofii Kurnatowskiej. Spośród informacji zawartych w tekście, mnie szczególnie uderzyła jedna. Otóż pani profesor w konkluzji do swoich badań dowodziła, że w latach czterdziestych X wieku Polanie dokonali swoistego rozbratu z własną historią. W warstwach kulturowych z tego okresu przeważająca większość grodów wielkopolskich posiada spaleniznę świadczącą o masowym ich niszczeniu i zakładaniu na ich zgliszczach zupełnie nowych przestrzeni miejskich. Teza niby trochę rewolucyjna, a jednak… Już bodaj dwa lata temu pani profesor mówiła wprost:
Żeby stworzyć tę domenę państwową, konieczna była likwidacja tego, co było przedtem. I to w Wielkopolsce wyraźnie widzimy, że dużo grodów wcześniejszych, grodów z okresu plemiennego, zostało zniszczonych przez pożar, a w każdym razie żaden z tych, które były wybudowane w IX wieku nie przetrwał okresu budowy państwa, chyba że był w ważnym miejscu strategicznym.