Pierwsze rodzinne zdjęcie Białczyńskich, czyli prekognity – przedmiotowe antycypaty faktów

Ponieważ wiele razy pisałem o tym, że moje życie wydaje mi się wyreżyserowane przez SUPERREŻYSERA z Zewnątrz i  napisane przez Zewnętrznego SUPER-Scenarzystę, postanowiłem przedstawić wszystkim (zainteresowanym i niedowiarkom) kilka prekognitów, które możemy nazwać „zwiastunami” przyszłych wydarzeń.

pierwsze zdjęcie rodzinne bialczynskich

Tego Super-Reżysera i Super-Scenarzystę na własny użytek  oraz dla rozjaśnienia o kim myślę i opowiadam moim najbliższym w rodzinie, nazwałem sobie Świadomością Nieskończoną lub Bogiem Bogów, albo Ojcem Ojców. Zdjęcie, które widać powyżej jest pierwszym dokumentem z serii. Prekognit ten powstał w roku 1958, dokładnie w listopadzie tegoż roku co udokumentował nam fotografujący Annę Pagaczewską w przedszkolu Sióstr Urszulanek przy ulicy Kazimierza Wielkiego – ojciec Anny, Stanisław Pagaczewski, kreśląc na odwrocie zdjęcia własnym pismem odręcznym datę (możliwa jest ekspertyza grafologiczna i daktyloskopia zdjęcia oryginalnego – tutaj skany).

bialczynnscy rodzinne tył

Szanse na powstanie takiego właśnie zdjęcia w 1958 roku były niewielkie. Czuję się OGLĄDDAJĄC JE JAK BRUCE WILLYS W 12 MAŁPACH, OGLADAJĄCY SAM SIEBIE NA ZDJĘCIU Z PIERWSZEJ WOJNY ŚWIATOWEJ. TEN GOSTEK , KTÓRY JAKO JEDYNY Z CAŁEJ SALI MALUCHÓW SPOJRZAŁ W OKO KAMERY OJCA PAGACZEWSKIEJ, Ta Blond Gęba w prawym górnym rogu, TO JA – BIAŁCZYŃSKI.

Tymczasem szanse na wykonanie takiego zdjęcia w 1958 roku były naprawdę minimalne. Można powiedzieć, że ojciec Anny wykorzystał unikalną ostatnią szansę na uwiecznienie swojego „zięcia”, ponieważ już w grudniu 1958 „zięć” został brutalnie wyrwany ze środowiska naturalnego przy ulicy Przeskok, róg Kazimierza Wielkiego,  u babci za piecem i u tatusia pod pierzyną, ponieważ mama Czesia Białczyńskiego od roku już była z jego tatusiem w separacji i właśnie udało się jej wynająć mieszkanie sublokatorskie przy ulicy Starowiślnej 87, o którym tutaj wspominałem w jakichś wpisach pod którymś z artykułów – mieszkanie u rodziny polsko-rosyjskiej, pewnego milicjanta. Białczyński został tam przeniesiony i już od 1 grudnia 1958 chodził do przedszkola przy Starowiślnej. Uczęszczał tam tylko przez pół roku, bo we wrześniu 1959 roku poszedł już do szkoły podstawowej.  Są na to dokumenty w archiwach owego przedszkola przy ówczesnej Bohaterów Stalingradu 1 (Starowiślna 1). Jak widzicie Białczyński przeczuwał, że coś go połączy z Pagaczewską, a ojciec Pagaczewskiej specjalnie przydźwigał do przedszkola aparat fotograficzny lustrzankę (w 1958 roku rzadkość) by zdążyć udokumentować pierwszym rodzinnym zdjęciem ową przyszłą znajomość i trwały związek, który złączył Czesia i Anię w czerwcu 1972 roku, na …ho,ho – w 2012 obchodziliśmy właśnie 40 lat bycia razem i 40 rocznicę Pogańskiego Ślubu.

Poniżej zdjęcie Anny Pagaczewskiej z kuzynem Tadzikiem Olszowskim 5 lat później, na balkonie przy Biernackiego 9 – wiosna 1963 – puszczanie baniek mydlanych.

anna tadzik bańki

Jak widać Anna niewiele się zmieniła – tylko trochę podrosła. Mieliśmy się spotkać ponownie dopiero w 1972 roku, 13 lat  i siedem miesięcy po wykonaniu zdjęcia w Przedszkolu. 13.07  = 20 – to dla nas naprawdę bardzo szczególne cyfry. Wiążą się one z osobą Anny w ten sposób, że to właśnie ona zerka wielokrotnie na zegarek dokładnie o 13. 07 co obwieszcza całej rodzinie z dumą, jakby dokonywała jakiegoś wyczynu. To trwa już bardzo wiele, wiele lat. Mnie samemu także się zdarza wyróżnić ową godzinę spośród licznych godzin doby. Można powiedzieć że to jest intencjonalne. Faktem jest, że „zdarzenie” owo przekracza częstotliwością „założenia statystyczne” o setki tysięcy razy na przestrzeni lat jakie spędziliśmy ze sobą. Nie wiem do końca co wyróżnia poza tym godzinę 13 minut 07, z naszego życia, ponieważ dotychczas zdarzył nam się jeden jedyny przypadek koincydencji szczególnej owej godziny i minuty ze znaczącym wydarzeniem. O nim opowiem innym razem. Dobrze – uchylę tutaj tylko rąbka tej tajemnicy: było to 11.11.2012 roku na szczycie Ślęży pomiędzy godziną 11.11 a 12.12 czasu zimowego co równa się 12.11 i 13.12 czasu letniego, czyli nie przesuniętego czasu Greenwich owego dnia. O godzinie 13.07 wykonując medytację i merkabę poleciałem w głąb „zielonego tunelu czasu”. Co zobaczyłem to już naprawdę napiszę kiedyś indziej, kiedy podobne opowieści przestaną być traktowane jako „poważne” odchylenia od normy. Wbrew pozorom, w związku z Wielką Zmianą, to się stanie wkrótce i kontynuowanie tego wątku opowieści będzie możliwe już  niedługo.

Podziel się!