Stanisław Szukalski – Remember Katyń – On nigdy nie zapominał i za to nienawidzili go komuniści i postkomuniści, jak i sprzeniewierzone PRAWDZIE „elity intelektualne” PRL, a potem także te same „elity” w III RP. Wszyscy ci ludzie są skażeni lękiem typowym dla „ofiary zbrodni”, skażeni są postkolonialnym postrzeganiem świata. Wśród nich znajdują się przede wszystkim ci, którzy pozwolili się upodlić i poniżyć „zwycięskim kolonialistom” – przyjęli niegdyś i głosili ich hasła z pełnym zaangażowaniem, a dzisiaj nadal powtarzają ich punkt widzenia, jak papugi i „wychowują” kolejne pokolenia na swoim „autorytecie”.Zastanawiają się dzisiaj czy mówić o Katyniu, boją się powiedzieć że ludobójstwo jest ludobójstwem, nawet jeśli jest zbrodnią wojenną – jak w Jugosławii (tam też wywieziono mężczyzn i rozstrzelano) – tym się trybunał w Hadze zajmuje – Katyniem nie. Cenzurują też wystawy o Katastrofie Smoleńskiej – jak za dawnych dobrych czasów – profesorowie polscy – pożal się Boże i bądź dla nich Boże Najwyższy po „katolicku” łaskawy, jak oni byli zawsze „łaskawi” wszystkim innowiercom.
Yetisyn to właściwe określenie dla Ahumana, którego tutaj widzimy. Określenie sukinsyn – obraźliwe dla zwierząt – jako typowy produkt chrześcijańskiej „kultury” i mentalności – nie przeszłoby Szukalskiemu przez usta.
Początkowo miałem zamiar napisać tutaj o wspólnocie intelektualnej Starosłowiańskiej Świątyni Światła Świata i Szukalszczyków ze Szczepu Rogate Serce. Artykuł zaczął się jednak przeradzać w wielką analizę cech wspólnych i różnic, a do tego doszły jeszcze różnice kontekstów i całkowita odmienność sztuki współczesnej polegająca na jej wirtualizacji. Rzecz zaczęła się więc komplikować i stawać interesująca jedynie dla Wewnętrznego Kręgu Wiary Przyrody. Na „mądrości” przyjdzie jeszcze czas, albo niech się „mądrzą” jak zwykle inni, a my zajmijmy się tylko i wyłącznie naszym bohaterem – artystą genialnym, absolutnym nowatorem XX wieku – inicjatorem wielu kierunków sztuki nowoczesnej i ponowoczesnej – Stanisławem Szukalskim.
Mówi się, że to największy zapomniany twórca XX wieku – a może i wszechczasów. Czym sobie na to zasłużył – to ciekawe pytanie i niełatwa na nie odpowiedź, ale nie na teraz. Po części odpowiada na nie artykuł Macieja Mieziana, który tutaj zamieszczamy.
Tyniec, o którym w Kraku Synu Ludoli pisze Szukalski – jest miejscem odkrycia wielu – co najmniej trzech – grodzisk kultury łużyckiej
Jest to bardzo ciekawy artykuł – artykuł który przede wszystkim zauważa WIELKOŚĆ, AUTENTYCZNĄ WIELKOŚĆ postaci Szukalskiego i wagę jego twórczości oraz koncepcji artystycznych dla rozwoju nowoczesnej sztuki XX wieku na świecie – tak na świecie. Pewne fakty spostrzegamy dopiero po blisko 90 latach, w sposób w jaki powinny być odczytane o wiele wcześniej. Niektórych wciąż się nie zauważa – jak na przykład tego iż Szukalski był pierwszym happenerem w dziejach sztuki, że prowokacja i performance były dla niego zwyczajnymi i dobrze oswojonymi narzędziami sztuki. Wreszcie, że jego pseudonauka, której poświęcił wiele lat życia i niesamowitą ilość energii ma cechy natchnienia podobnego do objawień romantycznych wieszczów takich jak Mickiewicz i Słowacki, lecz jest opowiedziana innym „poetyckim” językiem – symbolami obrazu. Obraz był dla Szukalskiego idolem już w latach 20-tych, kiedy innym się o takim spojrzeniu w Polsce nawet nie śniło. To dlatego Szukalski został łatwo przyswojony przez Amerykę i Kalifornię – ówczesne centrum wytwarzania „obrazu” – w postaci filmu i komiksu. My w Polsce staliśmy się społecznością obrazu dopiero w latach 60-70- tych XX wieku, on był zanurzony w tym sposobie widzenia świata już w latach 20-30 -tych XX wieku. Trochę mi wstyd za współczesną ponowoczesną sztukę polską, że nic o nim nie wie do dzisiaj, a jeśli wie to w sposób opaczny, przez narzucone polityczne i ideologiczne interpretacje, powtarzane bezmyślnie za komunistycznymi i postkomunistycznymi krytykami sztuki i „opiniotwórczymi” mądralami przeflancowanymi do III RP wprost z PRL, gdzie żyli zawsze wygodnie i cieplutko schlebiając totalizmowi, a czasami wysługując się mu w niewybrednych „pseudoartystycznych własnych wypocinach. Tak – wielu z nich ma za sobą okres socrealistycznego bełkotu i jest splamionych zwykłym donosicielstwem. W przeciwieństwie do niego, nie było ich stać na NIEZALEŻNOŚĆ MYŚLI. Razi ich wciąż także i dzisiaj jego bezkompromisowa postawa życiowa i odwaga. Odwaga bycia samotnym, jedynym który głosi uparcie swoją myśl, odwaga całkowitego pójścia pod prąd i oddania własnej sztuce własnemu ja – własnemu zdaniu. To są cechy genialności, których się łatwo nie osiąga, a które stają się przedmiotem zawiści wśród artystów.
Genialna ekspresja i punkt widzenia rodem z wizji LSD – to mogło zostać zaakceptowane po halucynogennych doświadczeniach Ginsberga i intelektualistów amerykańskich w latach 70- tych – W Polsce może wreszcie teraz
Koncepcje artystyczne Szukalskiego – podobnie jak teorie i filozofia Zadrugi – nie były w stanie zakorzenić się w świadomości Polaków ani odegrać znaczącej roli w rozwoju kultury i społecznych koncepcji wolnego narodu polskiego przede wszystkim dlatego, że w sposób zbyt znaczny wyprzedzały swój czas. O ile koncepcje Zadrugi i Jana Stachniuka – w sensie społeczno-gospodarczym zweryfikował skutecznie PRL, wcielając je w życie i ukazując ich całkowitą nierealność, o tyle założenia ideologiczne, które są wspólne dla Stachniuka i Szukalskiego, wciąż nie tracą ani trochę na aktualności i stanowią realną alternatywę dla papuziego naśladownictwa Zachodu lansowanego w Polsce przez neokolonialne elity intelektualne i salony kulturalne oraz podporządkowane im media.
Poza tym, że jesteśmy zgodni z autorem artykułu wszędzie tam gdzie dowodzi on genialności i wielkości Szukalskiego oraz jego wkładu w rozwój nowoczesnych kierunków sztuki na świecie, to nie zgodzimy się w jednym – zbyt łatwo i zbyt pochopnie odmawia się sensu i wartości filozofii Szukalskiego i jego ZERMATYZMOWI.
Ten typ obrazowania jest typowy dopiero dla tatuaży końca XX wieku i początku XXI wieku. Absolutnie genialne wyprzedzające swój czas o 50 lat
Dlaczego się nie zgadzamy? Oto kilka ważnych uwag, które nie pozwalają z punktu widzenia zwykłego ludzkiego rozsądku i zwykłych ludzkich zasad prowadzenia sensownego dyskursu, a także z powodu ustaleń współczesnej nauki obalić intuicyjnych, natchnionych, genialnych hipotez i ustanowionej na tym wieszczym przekazie koncepcji Szukalskiego:
1.Występowanie u Indian haplogrupy Y-DNA R1a1. Także fakt, że już Thor Heyerdahl docierając do Ameryki Południowej na papirusowej łodzi Ra II przez Atlantyk w 1970 roku, udowodnił, że jest to jeden z realnych szlaków migracji ludzi do Ameryki Przedkolumbijskiej. Wcześniej na tratwie Kontiki dotarł z Boliwii na wyspę Wielkanocną. Jednak późniejsze ustalenia genetyki za bardziej prawdopodobny i równoprawny drodze syberyjskiej (którą także przeszli ludzie z hp R1a1) kierunek ekspansji do Ameryki Południowej uznały drogę przez Indonezję i wyspy Oceanii. Te fakty powinny zastanowić tych którzy Protong-Macimowę Szukalskiego zaliczają do wymysłów i fantastycznych bredni – bowiem ludzie R1a1 mówili satemowym aryjskim językiem zbliżonym do słowiańskiego – słowiano-indo-irańskim. Mogło się nim mówić i na Wyspie Wielkanocnej i w Ameryce Południowej. Ludzie populacji Y-DNA o haplogrupie Q – wspólnej dla wszystkich późniejszych mutacji – w tym także R – to podstawa „rdzennych” mieszkańców Ameryki Południowej. Według genetyków dotarli tam oni 20-15.000 lat p.n.e. z Azji przez Syberię oraz Indonezję i Wyspy Oceanii.
2. Prawspólnota genetyczna wszystkich ludzi – uznany wszak dzisiaj przez NAUKĘ i poprawny politycznie fakt – musi prowadzić do logicznego wniosku o wspólnym prajęzyku – czego żaden współczesny rozsądny językoznawca nie kwestionuje. Tę logiczną myśl powinno przejawiać każde przeciętnie zdolne dziecko po ukończeniu podstawówki – nie trzeba kończyć UJ żeby ten wniosek wysnuć. Kiedyś – dawno dawno za Adama i Ewy – nawet według chrześcijańskiej Biblii – ludzie mówili jednym językiem. Dopiero budowa wieży Babel w Babilonii (a Rosjanie mówią Wawel w Wawiłoniji – i tak jest prawidłowo, bez naleciałości germańskiego kentumizowania języka) i gniew Boży pozbawiły ich jedności językowej.
3. Ludzie Y-DNA R1a1 – z Azji docierają już 10.000 lat temu nad Adriatyk i Dunaj. Czyż nie podobnie stwierdził Szukalski – po latach badań etnograficznych i własnych dociekań. Wyśmiewa się jego Matterhorn i dalsze koncepcje drogi na północ nad Łabę Odrę i Wisłę oraz do Skandynawii. Dzisiaj dzięki genetyce wiemy, że Zermatt i Matterhorn były na DRODZE EKSPANSJI ludzi o hapologrupie R1a1 i że nadali oni nazwy wielu górom i rzekom w Europie już w roku 3000 p.n.e. Grób w Eulau gdzie odkopano szkielety z tego okresu, ludzi o tej haplogrupie Y-DNA (R1a1), leży naprawdę bardzo blisko Matterhornu i Zerrmat. A nazwa Zermat ma wiele wspólnego z mianem Sarmatów. Żaden rozsądny antropolog ani językoznawca nie przejdzie dzisiaj obojętnie nad tym faktem i daleko mu będzie do pustego śmiechu ludzi o małej wiedzy, którzy wciąż wykpiwają Szukalskiego.
4. Dopóki nauka nie obali tych hipotez w sposób absolutny możemy i musimy je traktować poważnie – bez wywyższania się i pozy „naukawości” która zjadła wszystkie rozumy. Niestety ludzie o słabym charakterze i małej wiedzy – tak jak teologowie Średniowiecza którzy głosili że Ziemia jest płaska i kazali Galileuszowi odszczekiwać prawdę o Słońcu – centralnej gwieździe i Ziemi planecie – podobnie dzisiaj traktują antropologiczne teorie Szukalskiego. Robią to pod wpływem poskomunistycznych „autorytetów” i nieświadomości, że żyli i byli kształceni przez propagandowo ukształtowaną pseudonaukę od tysiąclecia skażoną skrzywieniem chrześciajnocentrycznym, a od 200 lat skonstruowaną na antypolonizmie zaborców – czytaj krajów kolonialnych, które okupowały Polskę. To syndrom postkolonialny – typowy także dla krajów Afryki pokolonialnej i neokolonialnej. My mamy właśnie czas neokolonializmu w Polsce.
5. Nigdy nie osądzajmy w pełni i nie postponujmy dzieła, którego nie poznaliśmy w całości – a dzieło Szukalskiego nie zostało nigdy w całości opublikowane. Nikt go w całości poza rodziną Stanisława Szukalskiego i jego kalifornijskimi przyjaciółmi – nie poznał.
6. Chwała ludziom, że piszą wreszcie o Szukalskim a nawet, że wreszcie wydano wielką monograficzną książkę mu poświęconą – nie zapominajmy jednak, że nawet ta monografia została wydana na świat przez środowisko Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
7. Nie jest prawdą, że Szukalski nie uprawiał innej sztuki z braku środków – cały czas w Kalifornii tworzył, chociaz oczywiście nie realizowano jego monumentalnych projektów. One dopiero w XXI wieku mogą być zrealizowane – a powinny być zrealizowane w Polsce.
Oto artykuł Macieja Miezina, który został napisany do Katalogu wystawy „Kicz w kulturze” w Muzeum Śląskim w Katowicach w roku 2006. Nie bez powodu w wystawie tej brał udział i wystawił liczne eksponaty Jerzy Przybył. Oto nasze związki ze Szczepem Rogate Serce, a także ze Śląskiem, który jeszcze przed II Wojną, jako pierwszy przyswoił i zrozumiał sens idei Stacha z Warty (Szukalskiego) i dobrze rozumie oraz docenia polską z najgłębszej głębi ducha sztukę Jerzego Przybyła. Czasem w neokolonialnym kraju trzeba użyć podstępu żeby pokazać sztukę wartościową – to smutne, ale prawdziwe. Składamy wyrazy podziękowania wszystkim ludziom zaangażowanym w tamtą wystawę w Muzeum Śląskim w Katowicach oraz w wydanie Katalogu.
Oto artykuł Macieja Miezina, który pisał go w czasie, gdy prawda o R1a1 nie była jeszcze znana, a wiara w fakt, iż Słowianie urodzili się w VI wieku n.e., oraz że stali się „ludźmi” w X wieku n.e. razem ze chrztem z ręki i miecza Kościoła Rzymskiego, była powszechna. To światły wiele widzący tekst – chwała za to autorowi mimo, że nie zgadzamy się co do tezy o kiczu naukowym Szukalskiego – to nie nauka zgoda, ale intuicyjna błyskotliwa wizja artystyczna w dziesiątkach tomów i praca całego jego życia. Był Leonardem Da Vinci XX wieku i Michałem Aniołem tego czasu, był człowiekiem podziwianym przez twórców polskiej Awangardy Międzywojennej – choćby przez Witkacego – i tak go oceni historia Wieków MĄDROŚCI, KTÓRE NADCHODZĄ.
C.B.
Potraktujmy wreszcie jego dzieło poważnie, śmiertelnie poważnie. To że nie wszystkie jego wnioski etymologiczne są trafne i nie wszystkie rodowody plemion ludzkich się potwierdzają w NAUCE jest mniej ważne niż sama idea. Protong-Macimowa jest sprawą do zbadania. Naprawdę nie wiem jakim cudem sam Szukalski trafił na interwały czasowe pokrywające się z precesją kosmiczną Ziemi. Coraz częściej też mówi się ostatnio w świecie nauki że rzeczywiście co jakiś czas może następować odrodzenie „cywilizacji”, coraz częściej „odkrywa się” dziwne związki miedzy budowlami na całym świecie niemożliwe do wyjaśnienia inaczej niż „wspólnotą duchową i wspólnym przekazem”. Coraz głośniej mówi się że Ziemia i cały Układ Słoneczny mogą przechodzić przez różne zgęszczenia ciemnej materii i ciemnej energii (czym by te pojęcia według fizyków teoretycznych nie były).
To wstyd jak się to dzieło Szukalskiego do dzisiaj traktuje. Nie musi mieć Szukalski racji we wszystkim, ale idea jednego prajęzyka nie jest obca współczesnemu językoznawstwu. A już na pewno bliska jest niejednemu „Europejczykowi” idea pogrążonej w mrokach borów i wód do VI wieku n.e. Słowiańszczyzny.
Może Galijski Kogut śmieszyć, ale jest w nim głęboka, najeżona symbolami logika i powstałaby tam rzeczywiście prawdziwa pogańska świątynia. Może ktoś ją jeszcze zrealizuje w przyszłości. Byłoby śmiesznie i ….głupio. Póki co możemy wcielić w życie na swoją skalę różne jego pomysły. Ta rzeźba poniżej jest po prostu genialna, uniwersalna, nie mniej piękna niż posągi w Angkor Wat i powinna stać się częścią nie tylko każdego ołtarza Wiary Przyrodzonej w Polsce, ale w całej Słowiańszczyźnie.
C.B.
Jeśli ktoś się poczuwa do bycia spadkobiercą czynu i myśli Władysława Kołodzieja niech zawsze pamięta, że wywiódł się on z czynu i działania oraz zamysłu Stanisława Szukalskiego, który był duchowym zwieńczeniem polskiej Wiary Przyrodzonej, aż do swojej śmierci w 1987 roku. Był także duchowym przywódcą Starosłowiańskiej Świątyni Światła Świata. On przyjął do Rogatego Serca Andrzeja Wylotka, człowieka który także czuł się pełnoprawnym jego spadkobiercą. Musiał opuścić RKP o czym poinformował mnie specjalnym listem w latach 90-tych.
Czy ktoś wie co się stało naprawdę z Andrzejem Wylotkiem? Zaginął bez śladu.