Publikujemy niezbyt wesoły, niezbyt rozrywkowy, niezbyt optymistyczny i niezbyt świąteczny artykuł nadesłany przez naszego, od wielu lat, sympatyka. Publikujemy bo to artykuł ważny, zwłaszcza dla osób o krótkiej pamięci lub osób młodych, które nie znają z autopsji sytuacji sprzed 50 czy 25 lat. Warto się zapoznać z celnymi obserwacjami i spostrzeżeniami, warto się zastanowić, zwłaszcza że mamy kilka chwil wolnych od pracy i można znaleźć czas na refleksję. My Tutaj także obserwujemy dosyć czujnie, za sprawą Jerzego Przybyła zasypywanego przez RAŚ mailami z przeróżnymi propagandowymi, bzdetowatymi materiałami produkowanymi w Dreźnie i Lipsku, które są przedrukami goebelsowskich mapek i propagandy hitlerowskiej przedwojennej na temat Śląska, Pomorza, Wielkopolski i Czech, rozwój owej ekspansji germańskiej. Jego, jako Ślązaka Polaka z Żywiecczyzny, b0li szczególnie to co wyprawiają różni Kutze, Klisie i inni ludzie tego pokroju, do których kierujemy po raz kolejny słowa przestrogi, jako do szczególnych hipokrytów, tym razem już po angielsku, bo oni po polsku po prostu nie rozumieją, na Czarnym Pasku w artykule : The text is addressed to hypocrites who ruling practise anti-Polonism…
Obserwujemy działalność tego Werwolfu Jawnego i tego Werwolfu Ukrytego, rozlokowanego od czasu II Wojny Światowej po polskich oddziałach Caritasu i gdzie indziej, nie tylko TUTAJ na tym Blogu, nie tylko my sami. Nie myślcie, że sprytnie przyczajeni w różnych organizacyjkach, po kątach, jesteście niewidoczni!
CB
Bytom 27 III 2013
© by Romaquil
20 lat dobrego sąsiedztwa
Refleksje na temat 20. lecia, ponoć niezwykle dobrych stosunków z Niemcami – dowody tego mamy obecnie w postaci propagandowego, zakłamanego niemieckiego filmu -Nasze matki nasi ojcowie-, w którym wprost nazywa się AK nacjonalistami, takiego określenia używają także Gorzelik, Kutz i inni rasiowcy w stosunku do Powstańców śląskich i Ślązaków inaczej myślących niż autonomiści. Nic dziwnego, że w Pszczynie ma powstać filia Muzeum Śląskiego, poświęcona I wojnie światowej i wg autora tego przedsięwzięcia Artura Klisia, władcy [Wilhelma II]: „który tu podejmował decyzje o znaczeniu globalnym, mające ogromne znaczenie historyczne albowiem ukształtowały one nasz dzisiejszy, istniejący i znany nam świat” (sic).). Jakże „pięknie się wpisze” Górny Śląsk w dzisiejszą wspólną Europę, gdy do młodego pokolenia dotrze wiadomość i utrwali się za sprawą takich, jak wyżej wspomniałem filmów, że kolebką militaryzmu był on właśnie, że nie w Berlinie, ale w Pszczynie opracowano strategię działań wojennych i barbarzyństwa na dotychczas niespotykaną skalę. Jak wspaniale ta wystawa rozmyje odpowiedzialność za Pruski militaryzm, który w 20 lat później zgotował część drugą golgoty dwudziestego wieku. Czy można się dziwić, że nasi gorliwi naukowcy (w tym także z IPN) piszą polskie obozy koncentracyjne? Wspomniany film już obejrzało ponad 20 mln Niemców; jakże muszą czuć się usatysfakcjonowani, że odium zbrodni z nich zdjęto.
Dwadzieścia lat minęło od podpisania traktatu o dobrosąsiedzkich stosunkach pomiędzy Niemcami a Polską. Wobec tego faktu usiłuję, przynajmniej w krótkim zarysie, dokonać bilansu zysków i strat w oparciu o dostępne źródła propagowane na Górnym Śląsku w celu jego regermanizacji i bieżące wydarzenia widziane oczami Górnoślązaka, któremu bliżej do Polski, niźli do Niemiec.
Ćwierć wieku temu, ziomkostwa podniecone polskimi wydarzeniami były bardzo aktywne, w Polsce ożywiły swoją działalność organizacje mniejszości niemieckiej, kiełkuje myśl ruchu autonomistów na Górnym Śląsku. Dlatego podczas dwustronnych rozmów, aby uspokoić niemiecką opinię społeczną, a zwłaszcza owe ziomkostwa, w Oberschlesische Schriftenreihe (Górnośląskich Zeszytach), Nr 18 znalazła się publikacja „Heimat Oberschlesien (Śląska mała ojczyzna)”, wydana w 1991 r. przez Oberschlesischer Heimatverlag w Dülmen. Ja posłużę się trzecią, niezmienioną (sic) edycją z 1993 r. Na stronach 15-19 jest kalendarium historii ziemi śląskiej. Pod datą 1919-1920, zapisano: „Zwei Aufstände und Poleneinfälle in Oberschlesien. (Dwa powstania i najazdy Polaków na Górny
Śląsk)”. Ciekawe, ale zakłamane spostrzeżenie. Przy roku 1921 podano: „Volksabstimmung (Plebiscyt) i nie omieszkano dodać: „…trotz polnischer Propaganda und Terror sich mit 60% für den Verbleib bei Deutschland entschieden. Daraufhin 3. «polnischer Aufstand« mit Erstürmung und Befreiung des Annaberges durch deutsche Freiwillige. (/…/ na przekór polskiej propagandzie i terrorowi żeby przyłączyć do siebie [Górny Śląsk], 60% [ludności] zdecydowało się opowiedzieć za pozostaniem przy Niemcach. Pomimo tego, 3 [maja] „polscy powstańcy” przemocą zdobywają Górę Św. Anny [bronioną] przez niemieckich ochotników”). Ci ochotnicy to przeważnie członkowie Kampforganisation (konspiracyjnej organizacji Selbstschutz Oberschlesien finansowanej przez Ministerstwo Reichswery), natomiast polski terror, najprawdopodobniej autor wydawnictwa, v. Herbert Kirstein pomylił ze słowami dowódcy Spezialpolizei, Hauensteina, który przyznał, że: „…w obrębie plebiscytu na Górnym Śląsku zlikwidowała [ta jego organizacja] 200 niewygodnych ludzi”, i dotyczyło to Polaków. Niezwykle lapidarny zapis znajdujemy przy 1939 r.: „Ausbruch des Zweiten Weltkrieges, Ostoberschlesien kommt wieder zu Deutschland (Wybuch drugiej wojny światowej, wschodni Górny Śląsk wraca do Niemiec”). Wśród wyróżniających się pruskich indywidualności mieszkających w prowincji górnośląskiej, na stronie 93 podano także Korfantego, jednak bez imienia, za to z przymiotnikiem: „quertreiber (rozrabiacz”). Brakło nazwiska Ślązaka, prałata Franza Wosnitza (Franciszka Woźnicy), którego władze hitlerowskie w latach 1942-1945 naznaczyły na administratora diecezji katowickiej po wygnaniu bpa Adamskiego. Zapewne, dlatego że dość skutecznie zabiegał (nawet u Hitlera) o uratowanie majątku kościelnego przed rabunkiem i konfiskatą, a po zakończeniu wojny wskazywał bp. Adamskiemu drogi odzyskania funduszu kurialnego, zdeponowanego w bankach niemieckich i w Szwajcarii (dzięki temu dokończono budowę katowickiej katedry). Natomiast po deportacji do Niemiec (1946 r. w ramach tzw. „repolonizacji”), w latach 1949-1972 wydatnie pomagał Górnoślązakom pozostałym w kraju, i wysiedlonym – niejedna matka, zwłaszcza wdowa, przy spowiedzi od księdza otrzymywała 5-10 marek – ponadto stworzył organizację Katholischer Siedlugsdienst (Katolicka Służba Osadnikom), zajmującą się m. in. budową mieszkań dla przesiedlonych z terenów Ziem Odzyskanych. Za to, znalazł swoje miejsce prałat Carl Ulitzka – zajadły hakatysta, w latach 1918-1933 główny przywódca politycznego ruchu antypolskiego. Jednak najbardziej interesujące są wiadomości na stronach 18 i 19. Przy latach 1973/1975, cytuję: „Entscheidung des Bundesverfassungsgerichts: Das Deutsche Reich ist rechtlich nicht untergegangen. Das bedeutet, daß Oberschlesien rechtlich noch zu Deutschland gehört. Dasselbe Gericht bestätigt seine Entscheidung noch einmal im Jahre 1987 (Orzeczenie Niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego: Rzesza Niemiecka prawnie nie upadła. Oznacza to, że Górny Śląsk prawnie należy do Niemiec. Ten sam Sąd raz jeszcze potwierdził takie rozstrzygnięcie w 1987 r.”); wobec tego w dalszym ciągu państwo niemieckie uznaje ciągłość prawną Rzeszy, przyp. SO. Przy dacie 1990 r., czytamy: „Gerichtliche Zulassung der Deutschen Freundschaftskreise als Deutsche Sozial-Kulturelle Gesellschaften In der Republik Polen (Dopuszcza się sądownie tworzenie niemieckich Kół Socjalno-Kulturalnych w Republice Polskiej“). Takie powstały na terenie Polski, one, jak również nauka języka niemieckiego finansowane są przez polski rząd, dlatego wielu Ślązaków wpisuje się do niemieckiej mniejszości, aby ich dzieci mogły korzystać z darmowego nauczania, ale w Niemczech, wobec braku statusu mniejszości, na takich prawach działa Związek Polaków w Niemczech i nie korzysta z bezpłatnego nauczania języka polskiego. Przy latach 1990/1991 jest informacja: „Deutsch-polnische Verträge »über die Bestätigung der zwischen ihnen bestehenden Grenze« und »über gute Nachbarschaft und freundschaftliche Zusammenarbeit« (Niemiecko-polskie układy „potwierdzające granice pomiędzy [umawiającymi się stronami]” oraz o „dobrosąsiedzkiej współpracy””). Osobiście brak mnie słowa Anerkenung (uznawać), przykładowo za nienaruszalne, gdyż Bestätigung można tłumaczyć: potwierdzać, zatwierdzać. Nie wiadomo, czy przed dwustronnymi rozmowami polsko-niemieckimi w czerwcu 2011 r. Trybunał Konstytucyjny Niemiec uznał za nieważne swoje orzeczenia z lat 1973, 1975 i 1978, może w dobrej wierze przyjęliśmy niemiecki akcept istniejących granic de facto, ale nieobowiązujący de jure w świetle prawa niemieckiego? Dlatego Angela Merkel nie chce przywrócić statusu mniejszości Polakom mieszkającym w Niemczech. Dopiero podczas ubiegłorocznych, czerwcowych rozmów zezwoliła ona na tworzenie polskich organizacji kulturalno-oświatowych w Niemczech, obiecywała nawet dofinansowanie ich działalności. Gdyby uznała: dekret Hitlera z 7 X 1939 r. oraz rozporządzenie Rady Ministrów z 27 II 1940 r. na rzecz obrony Rzeszy i w sprawie organizacji polskiej grupy narodowej (m. in. dot. volkslisty niemieckiej, postanowienie opublikowano 2 III 1940 r. w DZ. U. Rzeszy),za nieważny, nie byłoby ciągłości Rzeszy. Niemcy musiałyby zwrócić zagrabione mienie polskim instytucjom mniejszościowym, działającym na terenach niemieckich do wybuchu II wojny światowej i przekazać obecnie tworzonym. Zatem, tą drogą prawnikom polskiego MSZ i politykom poddaję pod rozwagę, sprawdźcie czy przypadkiem zgodnie z prawem niemieckim, obowiązujące granice nie mają nadal charakteru tymczasowego i autonomiści wchodząc wraz z przedstawicielami mniejszości niemieckiej do polskiego Sejmu, w nim ten fakt nie podniosą? Być może po to przytoczone opracowanie było sprowadzone na Śląsk w setkach egzemplarzy. Hipotetycznie można przyjąć, że polski rząd o tym fakcie wie i właśnie, dlatego jeszcze przed rozpoczęciem czerwcowych rozmów, zrezygnował z żądań przywrócenia Polonii niemieckiej statusu mniejszości w Niemczech, ale mniejszość niemiecka w Polsce taki status ma i ma swoich przedstawicieli w polskim Sejmie. Może…, dlatego w 2011 r. Opel (wbrew żądaniom niemieckich związków zawodowych), wolał zwolnić swoich pracowników w Niemczech i pomimo kryzysowej sytuacji rozwijał produkcję samochodów w Gliwicach?
Drugie rozprowadzane wydawnictwo jest jeszcze bardziej groźne dla mącenia w głowach mieszkańcom Śląskiego, bo w tłumaczeniu polskim. Jakkolwiek dla przeciętnego czytelnika może się ono wydawać niezaangażowaną pracą, to dla znających historię jest ona gloryfikacją rządów pruskich i działań organizacji ziomkowskich w Niemczech, ona w wielu przypadkach mija się z obiektywną prawdą historyczną. Jest to „Krótka historia Śląska” Helmuta Neubacha, w polskim przekładzie Bernarda Kwoki, Bonn 1992. Dla dociekliwych czytelników podaję adres wydawcy: Bund der Vertriebenen – Vereinigte Landsmannschaften und Landesverbände – Godesberger Allee 72-74, 5300 Bonn 2, telefon: (02 28) 81 00 70. Oto kilka historycznych rewelacji tam zawartych. – Podtytuł „Od Kulturkampfu do konfliktu narodowościowego (1871-1918)”, cytuję: „Jeszcze około roku 1870 nie istniała na Górnym Śląsku kwestia śląska. Niemieccy Ślązacy walczyli ramię w ramię z mówiącymi po polsku ziomkami o zwycięstwo Prus”, s. 9. Faktycznie walczyli, tyle tylko, że nikt ich nie pytał, czy chcą iść na wojnę za pruskiego króla? To samo zrobił Hitler powołując Ślązaków do Wehrmachtu ku obronie Tysiącletniej Rzeszy. – Kolejny cytat: „Tzw. ruch polski na Górnym Śląsku nie był ruchem autochtonicznym, był on raczej propagowany tam przez posłańców z zewnątrz (dziennikarzy, prawników, duchownych i lekarzy – przeważnie z prowincji poznańskiej i w mniejszym stopniu z Galicji. /…/ Ślązacy, którzy należeli prawie wyłącznie do warstwy drobnych chłopów lub byli robotnikami (sic), czuli się w zupełności dobrymi Prusakami – do czasu, aż Kulturkampf rozbudził ich polityczne zainteresowania”, s. 11. Pytam, dlaczego w 1765 r. wybuchł najgłośniejszy bunt społeczny (tzw. rabacja chłopska) w Ołdryszowie (powiat Głubczyce). Dlaczego już w 1880 r. robotnicy z Królewskiej Huty złożyli pierwszą skargę do parlamentu na relacje robotnik – właściciel? Po niej kolejne strajki wybuchały aż do 1921 r. Także nie podano, jakich czynów dopuszczali się Prusacy w celu wyniszczenia ekonomicznego ludności autochtonicznej. – Następny absurd: „… chociaż, ze względu na terror znacznie przez Warszawę popieranych Polaków, którzy w dwóch „powstaniach” opanowali dużą część prowincji, trudno było mówić o wolnym głosowaniu [podczas plebiscytu]”, s. 13. Wyżej podałem kto siał terror, o bestialskich mordach na Ślązakach mówiących po polsku nie wspominam imiennie, byli to robotnicy, rolnicy, nauczyciele, lekarze, nawet francuski major Montelegre z kontyngentu Ententy. Jednak, aby przeciąć wszelkie dywagacje na temat przemocy i „wojny bratobójczej”, bo tak obecni, nawet polscy naukowcy, chcąc rozmyć odpowiedzialność zaczęli nazywać tryptyk powstań śląskich, przedstawię incydent januszkowicki z 23 V 1921 r.; opis i fotografie tego bestialstwa obiegły cały świat i znalazły się w gabinetach dyplomatów. Niemcy po wyparciu powstańców z tej miejscowości, 55. letnią wdowę, Polkę, Marię Marklowską wyprowadzili z zagrody. Wykroili jej oko wraz z policzkiem, wybili zęby i szmatą z błotem wypełnili usta, palce prawej reki wyrwali z dłoni, odcięli piersi, skakali po brzuchu do tego stopnia, aż wnętrzności wypłynęły na zewnątrz. W czasie pochówku na cmentarzu w Rokiczu ostrzelali z armat kondukt, jeden pocisk wpadł do grobu i uniemożliwił dokończenie ceremonii. Szkoda, iż polskie władze w 90. rocznicę III powstania przemilczały to wydarzenie; nic dziwnego, że rasiowcy i przedstawiciele mniejszości niemieckiej w śląskim sejmiku, nie głosowali za uchwałą oddającą cześć powstańcom, nie padło z ich ust Verzeihung! (przepraszam), tak często powtarzane przez polskich polityków. Może, polsko-niemiecka komisja historyczna umieści to wydarzenie w podręcznikach szkolnych? Osobiście przerażają mnie drukowane pseudonaukowe opracowania historyczne publikowane w ogólnopolskich periodykach. Przykładowo: „Focus Historia”, maj 2011, ponieważ w tytule jest słowo fokus, to można się spodziewać sztuczek prestydygitatorów, jednak Rafał Geremek w: „Śląski my naród, śląski ród…”, dokonał iście kuglarskich sztuczek historycznych, aby uzasadnić istnienie „śląskiego narodu”.
Dla liberałów zachłystujących się obcymi inwestorami, niszczących polski przemysł i polskie inicjatywy, przytaczam fragment artykułu z „Polski Zachodniej”, 1927 Nr 29, cyt.: „Powiat rybnicki, jeden z najbardziej polskich powiatów Górnego Śląska, /…/ znalazł się pod terrorem gospodarczym przedsiębiorstw, kierowników przemysłowych i urzędników niemieckich, którzy za cenę chleba wymuszają na Polaku, by w Polsce stał się Niemcem.” Oczywiście treść odnosiła się do ówczesnych czasów, a obecnie pracodawcy, zwłaszcza obcy, wymuszają, aby pracobiorcy stawali się niewolnikami, dlatego tyle pełnych inwencji młodych Polaków wyjeżdża za chlebem – dawniej mówiło się „na saksy”, inni strajkują. Niemieckie władze ofiarują polskiej młodzieży, po ukończeniu gimnazjum, bezpłatną naukę zawodu – to niewielki koszt wychowania wyrobnika. Polska pod względem partnerstwa gospodarczego Niemcy stawia na pierwszym miejscu. Niemcy Polaków na dziesiątym, stosunek zaangażowania kapitału wynosi 1:4,5 na korzyść Niemców.
Wielu mieszkańców Śląskiego martwią poczynania śląskich autonomistów idące w kierunku rozbijania jedności narodowej i chęć rozdrobnienia terytorialnego Polski w celu jej osłabienia. Współcześnie perfidny zamiar przybiera realne kształty i to za sprawą tych, którzy kilka miesięcy temu o jakichkolwiek podziałach nie myśleli, i wiele dziesiątków lat temu zapomnieli słowa „Krzyżok” na określenie Ślązaka, a robią to teraz. Obecnie secesyjne nastroje ogarnęły mieszkańców ziemi częstochowskiej. Za pośrednictwem „Dziennika Zachodniego” z 8 VII 2011 (której to gazecie najbardziej na tym zależało), wyjaśniają powody, twierdząc: „Nie dziwmy się temu, a raczej nie dziwcie się wszyscy ci, którzy mieszkacie w Katowicach, Gliwicach itp. (jakże to krzywdzące, dla osób o innej opcji politycznej niż autonomiści, przyp. SO). Ciągle mówi się przecież o autonomii Śląska czy o RAŚ. Mieszkańcy Częstochowy albo Podbeskidzia mogą się czuć odrzuceni”, i o to chodziło liderowi autonomistów, Gorzelikowi. Prawdopodobnie zepchnięcie na drugie miejsce mieszkańców, zwłaszcza Częstochowskiego i Zagłębia to chęć upokorzenia ich za pomoc udzielaną powstańcom. Chociaż, można to odebrać jako zapowiedź tworzenia swoistego rodzaju gett dla polskiej ludności, jeżeli przyszła partia Gorzelika (jest to bardzo prawdopodobne), dojdzie do władzy. Natomiast reprodukcje map z granicami pruskiej regencji śląskiej i transparenty z napisem: Oberschlesien, Horni Slezsko, Górny Śląsk niesione na paradach rasiowców, jako chęć rewizji granic (niektórzy Czesi postrzegają to jako przymiarkę do zagarnięcia Zaolzia).
Niepokoją mnie zwłaszcza ostatnie wydarzenia: kserokopię przekładu Kwoki znalazłem na ławce w Bibliotece Śląskiej – możliwe, iż był to przypadek, ale do podania „narodu śląskiego” wzywały ulotki – natomiast organizowanie przez RAŚ w śląskich miejscowościach plebiscytu: Autonomia: Tak, czy Nie? Przypadkiem nie jest. „Dziennik Zachodni z 1 VII 2011, s. 26) wzywał Ślązaków do stawienia się w Gdyni na 10. edycję Heineken Open´er (zaiste, Niemcy trafnie wybrali miasto), tydzień wcześniej (28 VI), ta sama gazeta drukowała artykuł dolnośląskiego publicysty „Gazety Wrocławskiej”, Jarosława Dudycza, który pisze w sprawie Górnego Śląska o wszystkim i o niczym, za to obskurancki słowotok, kończy: „Bądźcie przykładem dla innych w Polsce. /…/ Wybierzcie siebie. Macie do tego prawo. A nawet i obowiązek”. Te przykłady, jak i swoistego rodzaju lekcje historii prowadzone w Olsztyńskiem przez mistrza Zakonu Krzyżackiego Bruno Plattera sugerują, że fala zbieżnych poczynań o barwach proniemieckich rozlewa się na cały obszar Ziem Odzyskanych przy poparciu obecnego rządu, wbrew interesom państwa polskiego, a przede wszystkim olbrzymiej większości nie tylko śląskiej społeczności. Zgoda rządu na zalew heimatstreuerskiej propagandy w regionalnej prasie, spełniającej rolę dawnej gazety „Kattowitzer Zeitung” oraz w niektórych audycjach radia i telewizji na Górnym Śląsku, jest dla mieszkańców Śląskiego niezwykle krzywdząca, gdyż faktyczny obraz Ślązaków ukazuje w krzywym zwierciadle. I to mnie jako Ślązaka najbardziej boli.
Na tej ziemi przenikały się nawzajem kultury: morawska, czeska, polska – ta z Polski centralnej i ta ze wschodniego pogranicza – także niemiecka, niestety, żydowska za sprawą Niemców zanikła, wszystkie dobrze się sprawdzały, póki do nich nie dobrali się politycy i naukowcy wykorzystujący stopnie naukowe, dla niejasnych, sobie tylko znanych celów. Także w spokoju żyli obok siebie katolicy i ewangelicy, którzy w większości czuli się Polakami (spośród 210 duchownych luterańskich w 1940 r., 120 przyznało się do narodowości polskiej i krwawo za to zapłacili). Jerzy Gorzelik, lider autonomistów, ich twarz – „basztard” (gwarowo) polityczny – Kazimierz Kutz, niezwykle obelżywymi słowami bezkarnie ubliżający Polsce i Polakom oraz Redakcje wydawanych gazet na Górnym Śląsku, powołują się na odmianę bismarckowskiej Kathedersozialisten, obecnie propagując nie zagadnienia ekonomii, lecz „język i narodowość śląską”. Celują w tym profesorowie, zwłaszcza: Jolanta Tambor, Bogusław Wyderka, Marek Szczepański, a przecież ten ostatni jako socjolog powinien najlepiej wiedzieć, jakie są konsekwencje podsycania waśni w stosunkach społecznych.
Po moich wywodach, sami Państwo oceńcie, jaki jest bilans. Osobiście przyznaję, że w ostatnich latach obustronne stosunki są więcej niż poprawne. Rozumiem wizyty pań Steinbach i Merkel na Pomorzu Gdańskim w 2011 r., że Verlowene Heimet (utracone rodzinne strony) budzą w nich nostalgię. Pani Erika parę dni po lustracji Pomorza wezwała władze polskie do pojednania się z wypędzonymi (sic). Czy kolejne kurtuazyjno-przyjacielskie wizyty premier Angeli są tego zapowiedzią? Może, dlatego polska prasa z wyjątkowym aplauzem i radością przedstawiała prawdopodobne polskie korzenie pani kanclerz. Mnie stale ostrzegawczo brzmią słowa pani kanclerz i Putina, nawiązujące do traktatu wersalskiego w przemówieniach na Westerplatte w 2009 r. – w 70 rocznicę wybuchu II wojny światowej. W polityce liczą się nie przyjazne gesty, nie uściski, nie słowne obietnice pani Merkel – przykładowo w sprawie rury gazowej w akwenie portu Świnoujście, że: „… gdy będzie [ona] w późniejszej żegludze przeszkadzała, to Niemcy zakopią ją głębiej” – lecz konkrety prawnie umocowane. Może niemieckiej gospodarce w ogóle ten port nie będzie potrzebny?
Kończę niniejsze rozważania słowami Górnoślązaka – Juliusza Ligonia (1823-1889), nawołującego do jedności narodowej:
Kaszubi, Staroprusacy,
Wielkopolanie, Ślązacy,
Wszyscyźmy bracia Polacy.
I dalej, pod Karpatami,
Też jednym duchem tchną z nami;
Na Litwie i Królewiacy,
Wszyscyźmy jedni rodacy.
Przykładem tak pojętej jedności mieszkańców województwa śląskiego był pierwszy na Śląsku strajk w „Fazos” (Tarnowskie Góry) w sierpniu 1980 r., o swe prawa i w pełni wolną Polskę upominali się spadkobiercy wszystkich wymienionych kultur, tworzący po II wojnie światowej jednolitą, śląską społeczność. Nasunęła się także dla mnie, jako historyka refleksja, że po 20. latach suwerennej Polski, po wielu reformach szkolnictwa, nie dopracowano się właściwego sposobu nauczania historii; ba, stopniowo się ten przedmiot marginalizuje, wręcz likwiduje – i jest to nie tylko moje zdanie, vide: A. Bobrowicz: Historyczny rozbiór Polski, „Metro”, 15 VI 2011 – aby pozbawić polskie społeczeństwo wiedzy o tożsamości narodowej i patriotyzmu.
Historia pokazała, że nadmierna uległość polityki Becka wobec Niemców, brak stanowczej obrony obywateli polskich w Rzeszy, między innymi przyczyniły się do konfliktu zbrojnego i aneksji Śląska w 1939 r.
Życzę wesołych Świąt Wielkiej Nocy.