Kora (1951 – 2018)
Po Marku odeszła i Kora. Była pięknym człowiekiem i zawsze niespokojnym duchem, oszałamiająca osobowość. Popełniała błędy, jak każdy kto działa. Dla mnie spędzone wspólnie długie godziny u Krysztofa Skaldy, nie tylko z Korą (fantastyczni to byli ludzie!), na milczącym słuchaniu The Doors, Jimmy Hendrixa, Janis Joplin, Jefferson Airplane i Country Joe and the Fish są wspomnieniem nie tyle nostalgicznym, co wciąż żywym – przepojonym nutą świetnego psychodelicznego rocka, pięknych dziewczyn, haszyszu i marihuany – jakby to było wczoraj.