Lech Emfazy Stefański (1928 – 2010) – Strażnik Wiary Przyrodzonej Słowian

Lech Emfazy Stefański (1928 – 2010) – Strażnik Wiary Przyrodzonej Słowian

QuantcastJego osobie, ani temu że zmarł, że stało się to dokładnie w Przesilenie Zimowe, w Noc Pełni Księżyca – 21. 12 . 2010 roku, nie poświęcono w mediach III RP należytej uwagi – ale czegóż się spodziewać po neokolonialnych postsowieckich, albo pseudokatolickich lub katolickich  mediach,  zarówno prywatnych jak i publicznych. To typowa „poprawność polityczna” w Kraju Nad Wisłą, czyli III RP.

Ze strony OKULTURA – 28.12.2010

„Tydzień temu, 21 grudnia o godzinie 6 rano zmarł Lech Emfazy Stefański – pisarz, aktor, reżyser i parapsycholog, założyciel Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego i Rodzimego Kościoła Polskiego, autor licznych książek, scenariuszy i sztuk teatralnych. Kontynuator myśli Czesława Czyńskiego i współpracownik Mirona Białoszewskiego, a nade wszystko bardzo ekstrawagancki i niepokorny okultysta, łączący pasję do zjawisk paranormalnych z zamiłowaniem do dobrej sztuki. Jego niezwykle barwna postac uosobiała sojusz awangardy i okultyzmu.

Lech Emfazy Stefański na moment swej śmierci wybrał pełnię połączoną z zaćmieniem księżyca, na dodatek przypadającą na czas przesilenia zimowego. Trudno o bardziej znaczącą, wymowną datę śmierci jednego z najwybitniejszych polskich ezoteryków.

okultura 2010-12-28”

Ku pamięci:

http://www.youtube.com/watch?v=CQGe2WWQy4I

Ode mnie
LES: Lech Emfazy Stefański
Zmarł 21 12 2010
To data magiczna – jedni mówią że o 6.00 drudzy że o 14.30
O której by to nie było – szkoda
C.B.

Fragment książki Magia Run:

Przedmowa

Kiedy więc sklerotyczna pedagogika przestanie nauczać, że jest tylko jeden Rozum – rozum klasycznej fizyki – wtedy Nowych Duch Naukowy ukaże nam pluralizm otwartego racjonalizmu. To nie szaleństwo trzeba przeciwstawiać wiedzy racjonalnej, lecz inny rozum, Ratio hermetica. Znakomity antropolog francuski Gilbert Durand, autor powyższych zdań, z pewnością nie jest szaleńcem; nie można go nawet nazwać wzgardliwie „paranaukowcem”. O jego słowach warto pamiętać, przystępując do lektury naszej MAGII RUN, będącej wykładem pradawnej wiedzy ezoterycznej, stworzonej przez mieszkańców północnej Europy. Nie jest to bowiem zbiór zabobonów, lecz rzetelnie skonstruowany system filozoficzno-magiczny. Jego głębsze zrozumienie umożliwiły nam dziś odkrycia współczesnej antropologii i psychologii głębi. Inaczej patrzymy na symboliczne znaki, którymi są runy, gdy wiemy, że poza myśleniem pojęciowym, do którego przywykliśmy, istnieje – równoprawne z tamtym – „myślenie obrazem”, odsyłające do symboli i tworzące symbole, gdzie sfera myśli i sfera wyobraźni zazębiają się ze sobą. „Myślenie obrazem” nie jest, jak to dawniej sądzono, niższą formą myślenia, charakterystyczną dla człowieka pierwotnego; jest ono narzędziem poznania, dopuszczającym człowieka w te regiony rzeczywistości, które nie są dostępne dla myślenia abstrakcyjnego, pojęciowego ani też dla doświadczenia zmysłowego. „Myślenie obrazem” odsyła zawsze do jakiejś transcendencji, do sfery, która nie jest dostępna żadnym innym formom poznania. Symbol jest wyobrażeniem powodującym pojawienie się (w umyśle kontemplującego ten symbol – przyp. LES) tajemnego znaczenia, jest epifanią tajemnicy” – twierdzi Durand. Zarówno dla dawnego mistrza run, jak i dla dzisiejszego człowieka, posługującego się runami dla celów magicznych, znaki te stanowią „punkty kontaktowe” z tym, co nieświadome w naszej psychice. Do tkwiących tam potencjalnie mocy runy umożliwiają nam dostęp, który zwykle pozostaje dla nas zamknięty – przeważnie niestety na zawsze. Kontakt z runami ustanawia zatem kontakt z naszym nieświadomym Drugim Ja, mądrzejszym od świadomego Ja pod wieloma względami.

Znaki symboliczne, którymi są runy, są z samej swej natury wieloznaczne (w przeciwieństwie do alegorii). Liczba znaczeń symbolu nie jest ściśle oznaczona i może ich przybywać. Nie można natomiast odjąć, odebrać symbolowi znaczenia, które zostało mu przydane. W niesławnym okresie Trzeciej Rzeszy wiele symbolów padło ofiarą nadużycia. Tak stało się z dziełem kompozytora, który najpełniej wyraził ducha narodu niemieckiego, Ryszarda Wagnera. Podobny los spotkał runy. Zbezczeszczonym świętym znakom kazano wyrażać obce im treści i patronować masowym morderstwom. Tak się stało. Również z tymi nowymi znaczeniami run obecnie musimy się liczyć, nie możemy ich uznać za niebyłe. Na przykład: runa OTHALAN, będąca znakiem więzi międzyludzkich, rodowych i plemiennych oraz przywiązania do ojczystej ziemi, splugawiona przez hitlerowców stała się godłem nienawiści do innych ras i narodów. Tym sposobem symbol uczuć szlachetnych został „wzbogacony” o jeszcze jedno znaczenie – negatywne. Jak sugerują (ćwierć żartem, a trzy czwarte serio) niektórzy autorzy, zbezczeszczone święte znaki magiczne, którym przypisywano zawsze potężną moc oddziaływania, zemściły się za nadużycie na nazistach, gotując ich butnemu panowaniu prawdziwie inferalny koniec.

Co mogą dać runy współczesnemu człowiekowi? Mogą być przedmiotem zainteresowania i kontemplacji – i tego należy życzyć Czytelnikowi tej książeczki. Pożądane jest, aby runy wtopiły się w jego światopogląd, aby stały się integralną cząstką jego osobowości. Zostań Mistrzem Run! Korzystaj na co dzień z magii runicznej i z runicznej wyroczni! Pytasz, czy warto korzystać z metod „pozaracjonalnych” i z inspiracji „parapsychicznych”? Stwierdzona i dowiedziona w ostatnich czasach powszechność uzdolnień paranormalnych skłania nas coraz częściej do zastanowienia, w jaki sposób można by wykorzystać je w codziennym życiu. Radziłbym Czytelnikowi w tym względzie wziąć przykład z amerykańskich ludzi interesu. Nie obchodzą ich żadne teoretyczne subtelności, liczy się tylko praktyczny efekt: udany biznes. Zdumienie ogarnia, gdy dowiadujemy się jak wielu przemysłowców i handlowców w USA zawdzięcza swe sukcesy decyzjom podejmowanym z pominięciem wszelkiego rozumowania. Nie zastanawiają się oni nad definicją pojęcia „intuicja”, lecz ją po prostu stosują. H. K. Hunt zdecydował się przed dziesięcioma laty na zakup parceli Nr 207 po konsultacji u sensytywa (tzn. człowieka ujawniającego zdolności parapsychiczne). Wiercenia wykazały wkrótce, że Hunt stał się posiadaczem najbogatszych złóż ropy naftowej w całym regionie. Obecnie jest miliarderem. Psycholog Lee Pulos jest równocześnie współwłaścicielem ogromnej sieci restauracji. Ich kierowników od lat już typuje posługując się wahadełkiem. Intuicja kazała Pulosowi zainwestować ogromną sumę w restaurację, której lokalizacja wydawała się wszystkim niefortunna. Obecnie jest ona ulubionym miejscem spotkań mieszkańców Toronto i najbardziej dochodowym ogniwem łańcucha przedsiębiorstw Pulosa.

Te i podobne przykłady nie są tylko anegdotami. Zastanówmy się: w świecie biznesu nietrafna decyzja częstokroć pociąga za sobą katastrofę finansową; można by sądzić, że w takiej sytuacji działanie z wykorzystaniem czynników pozarozumowych jest czystym szaleństwem. Amerykańscy ludzie Wielkiego Interesu są jednak innego zdania… A praktyka przyznaje im rację.
Serdeczne podziękowanie składam życzliwym pracownikom Czytelni Austriackiej w Warszawie za sprowadzenie z biblioteki uniwersyteckiej w Wiedniu cennych materiałów źródłowych, dotyczących historii run i ich zastosowań.

„Magia Run (książka karty) Lech Emfazy Stefański”

Magazyn Rzeczpospolitej rok 2002

Stara baśń

Modląc się do Świętowita, należy obnażyć i pochylić głowę, lewą rękę położyć na sercu, prawą zaś na brzuchu


TEKST GRZEGORZ ŁYŚ, ZDJĘCIA TOMASZ ŻUREK

Lech Emfazy Stefański codziennie odmawia modlitwę w języku starosłowiańskim, którą sam ułożył

Największym pragnieniem Stanisława Potrzebowskiego w czasach, gdy pilotował myśliwskie samoloty odrzutowe, było ujrzeć nad sobą w dzień czarne rozgwieżdżone niebo. Ale choć jego „Lim” wzbijał się na maksymalny pułap 15-16 tysięcy metrów, niebo było wciąż jeszcze tylko granatowe. Mimo to porucznik Potrzebowski doświadczał wrażeń nie przewidzianych przez regulamin. Czuł mianowicie obecność Boga na niebie i ziemi. A ściśle rzecz biorąc – boskich mocy sprawczych ożywiających duszę kosmosu.

– Wszystko, co robiłem wcześniej, było jakby przygotowaniem do misji, którą wypełniam dzisiaj – uważa. Ta misja to działanie na rzecz szerzenia wiary praprzodków w Polsce. Staszko Potrzebowski jest dziś najwyższym „żercą”, czyli spełniającym ofiarę i naczelnikiem „Rodzimej Wiary”, jednego z dwóch zarejestrowanych kościołów chwalących słowiańskich bogów z okresu przedchrześcijańskiego. Drugim z owych kościołów jest Rodzimy Kościół Polski, któremu przewodzi ofiarnik Lech Emfazy Stefański, znany badacz zjawisk paranormalnych i znawca nauk tajemnych, mag i mistrz psychotroniki. Stosunki między dwoma nurtami pogaństwa są chłodne. Dzieli je nie tyle pojmowanie wiary, ile poglądy na kwestię narodową. Parę lat temu Stefańskiego zaproszono na wiec „RW” do Wiśniowej pod Krakowem.

Już w lotnictwie Staszko Potrzebowski czuł obecność pogańskich bogów

– Zjechało się tam mnóstwo młodych ludzi jakby „podmundurowanych”. Skórzane kurtki, glany, ogolone głowy. Kiedy pojechaliśmy do Krakowa i mijaliśmy na Rynku wycieczkę z Izraela, z naszej grupy rozległy się okrzyki „Juden weg aus Polen”. Jak tak, to ja pÉ „Rodzimą Wiarę” – oburza się subtelny poeta, reżyser i aktor, współtwórca wraz z Mironem Białoszewskim słynnego Teatru na Tarczyńskiej. – Nie chcę mieć z polskimi hitlerowcami nic wspólnego.

– Większości tych ludzi, którzy przyjechali do Wiśniowej, nigdy więcej nie spotkałem, nic z nami nie mają wspólnego – odpiera zarzuty naczelnik „Rodzimej Wiary”. – Ci, którzy wielbią w Polsce Hitlera, to ludzie nienormalni.

Z RĘKĄ NA BRZUCHU

Tym, co łączy oba pogańskie kościoły, jest nieprzejednana wrogość wobec Kościoła rzymskokatolickiego. Lech Emfazy Stefański przed dwudziestu laty co niedziela chodził do kościoła. Dziś jest stałym czytelnikiem „Nie”. Utraciwszy zaufanie do Kościoła katolickiego, głównie dlatego, że jego świątynie stały się, jak twierdzi, „siedzibami bardzo niesympatycznej partii politycznej”, Stefański stanął wobec zasadniczego problemu duchowego i poniekąd praktycznego.

– Świat i istoty go zamieszkujące nie powstały przypadkiem, z nicości. Skoro nie chwalimy Boga w Kościele katolickim – rozważał – pozostaje zwrócić się do wiary naszych przodków.

Tomasz Szczepański z Targówka wcześnie odkrył Nietzschego

Od wielu lat Stefański codziennie odmawia modlitwę w języku starosłowiańskim – „jako isprava jedinego boga znajem, iże jest nad vsemi i tomu sę klanjajemÉ /od początku Boga jedynego wyznajemy, który jest ponad wszystkim i jemu się kłaniamy/” – którą sam ułożył na podstawie żywotów Cyryla i Metodego. Apostołowie Słowian stworzyli, jak wiadomo, alfabet dla zapisywania ich języka.

– Dziś, po tysiącu lat, słyszymy dźwięki mowy naszych przodków, jak utrwalone na płycie – zapewnia Stefański.

Dla RKP i Lecha Emfazego Stefańskiego klucz do rozumienia świata i wiary praprzodków stanowi słup ze Zbrucza, odnaleziony w falach rzeki podczas powodzi w 1838 roku. Jego kopia zajmuje poczesne miejsce w niewielkim mieszkaniu ofiarnika na Muranowie.

– To nie jest wyobrażenie bóstwa, jak posągi bogów greckich, tylko abstrakcyjny ideogram boskości i struktury kosmosu – podkreśla. – Oznacza to, że wiara starożytnych Słowian była bardziej uniwersalna i w pewnym sensie wyżej rozwinięta niż starożytnych Greków.

Słup dostarczył założycielom Rodzimego Kościoła Polskiego także pewnych wskazówek co do starożytnych obrzędów i zwyczajów. Tak więc, modląc się do Świętowita, należy, jak uczą płaskorzeźby ze Zbrucza, obnażyć i pochylić głowę, lewą rękę położyć na sercu, prawą zaś na brzuchu. Nie wszystkie pradawne obyczaje udało się bez zmian zaadaptować do współczesności. Według tradycji podczas zaślubin należy uciąć i rzucić do płynącej wody warkocz panny młodej. Ale która dziewczyna ma dziś warkocz i skąd w bloku wziąć płynącą wodę?

– No, chyba że w ubikacji – przyznaje Stefański.

Kościół liczy około 400 członków, ale obrzędy zaślubin i postrzyżyn można policzyć na palcach. Większość wyznawców z okazji ślubu wraca na łono Kościoła katolickiego. Doktryna rodzimego Kościoła dopuszcza, że jego członkowie mogą być nadal chrześcijanami, religijnymi żydami czy wyznawcami islamu. Podważa to jego powagę w oczach innych, mniej liberalnych pogan.

BOGOWIE ŁAKNĄ KRWI

– Po co zespół folklorystyczny czy ośrodek poszukiwań teatralnych nazywać kościołem? – mówi z lekceważeniem Tomasz Szczepański, działacz stowarzyszenia „Niklot”, zajmującego się kultywowaniem pradawnych rodzimych tradycji i „pracą formacyjną” wśród młodzieży. Tym, co najbardziej obciąża Rodzimy Kościół Polski i Lecha Emfazego Stefańskiego osobiście, jest obojętność wobec sprawy narodowej i głoszona wprost teza, że Polakiem jest ten, kto się za Polaka uważa, a nie „polskie pochodzenie”. Tego rodzaju pomieszanie pojęć jest dla Szczepańskiego nie do przyjęcia.

– Naród jest bogiem wyłącznym, a bogowie czasem łakną krwi – nie ukrywa.

On sam swój światopogląd i działalność dla odnowy ducha narodu traktuje z nieugiętą powagą. Wychował się na warszawskim Targówku, już w pierwszych latach liceum odkrył Nietzschego. Te dwa czynniki były podwaliną, na której budował własny system wartości i umacniał swój charakter.

– Jestem ponadprzeciętnie inteligentny. To jest widoczne i budzi niechęć. Nigdy się szczególnie nie liczyłem ze zdaniem innych. Przez trzy lata trenowałem sporty walki. Biłem się wiele razy, w szkole i na ulicy. I uważam, że dobrze mi to zrobiło. Kiedy rzuciłem doniczką w kolegę, skierowano mnie do psychologa – śmieje się. Po chwili poważnieje: – Jestem pewien, że mogę zabić. Niewielu ludzi może to o sobie powiedzieć.

Szczepański dorastał bez rodziców, pod opieką dziadka akowca i zesłańca syberyjskiego. Gdy do Warszawy przyjechał Żyrinowski, dziadek nosił się z zamiarem dokonania na niego zamachu samobójczego za pomocą granatu. Dzięki temu nie tylko położyłby kres wrogiej działalności rosyjskiego deputowanego, ale także zwolnił mieszkanie dla wnuka, które młodemu jest bardziej potrzebne niż staremu.

– Taki biologiczny, pierwotny rozsądek – w ustach Szczepańskiego jest to najwyższa pochwała. Silnie zbudowany, w panterce i spodniach typu „bojówki”, w kwestii etyki chrześcijańskiej miał jasność właściwie zawsze. – Co to znaczy kochać wroga? Wroga trzeba niszczyć.

We wspólnotę narodową godzi, zdaniem Szczepańskiego, zarówno humanistyczny liberalizm, jak i etyka chrześcijańska, sprzeczne z dążeniami „prawdziwego indoeuropejczyka, który wie, że istnieją konflikty, których nie da się rozwiązać inaczej niż siłą” i chcą „usunąć tragizm z życia jednostek i narodów”. Zaś bez owego tragizmu – gdy zbiorowość w obronie wartości jest gotowa zabijać – wspólnota słabnie i degeneruje się. Dlatego stowarzyszenie „Niklot” opowiada się nie tylko za karą śmierci, ale także publicznymi egzekucjami, najlepiej transmitowanymi przez telewizję. Innym wyjściem byłoby wznowienie wydobycia w kopalniach uranu na Dolnym Śląsku i skierowanie tam sprawców ciężkich przestępstw.

Przykładem losu, jaki spotyka wspólnotę trwającą przy katolicyzmie – uważa Szczepański – jest pożałowania godny stan Polaków i Polski, gdzie „każda myśl za późno”, jednostki wybitne są zwalczane, konflikty zamazywane, a epos narodowy kończy się wezwaniem „kochajmy się”, choć nic nie zostało rozwiązane.

TESTAMENT STOIGNIEWA

Duchowym mistrzem założycieli stowarzyszenia „Niklot”, „Rodzimej Wiary” i większości innych dzisiejszych polskich pogan – z wyjątkiem Stefańskiego, który przyznając mu rację, nie może wybaczyć nudziarstwa – jest Jan Stachniuk. Ekonomista z wykształcenia, filozof i historiozof z łaski słowiańskich bogów, zwany Stoigniewem, założył w latach 30. ubiegłego wieku nacjonalistyczny ruch „Zadruga”. System filozoficzny stworzony przez Stoigniewa zakładał zastąpienie katolickiej „ideomatrycy” – sprawiającej, że polski charakter narodowy nacechowany jest gnuśnością i eskapizmem – nową, odwołującą się do słowiańskich wierzeń przedchrześcijańskich i więzi plemiennej. Po wojnie „Zadruga” próbowała wpisać się w nową rzeczywistość, ale ostatecznie uznana została za organizację faszystowską. Sam Stachniuk zmarł w stalinowskim więzieniu, a jego dzieła zostały skazane na zapomnienie.

Ci, których myśl biegła podobnym torem, zdani byli na samotne poszukiwania.

Zdzisław Słowiński, dziś jeden z filarów „Rodzimej Wiary”, już studiując fizykę, rozmyślał usilnie nad historią Polski i urządzeniem świata. Doszedł do ciekawych wniosków. Otóż ludzka świadomość jest świadomością wszechświata, którą kosmos wytworzył w toku nieustannego rozwoju. Potem odkrył Stoigniewa. Dziś już nie wie nawet, co w swoim systemie filozoficznym zawdzięcza twórcy „kulturalizmu”, a co jest jego własnym wkładem. Tak czy inaczej, skoro ludzie są świadomością świata, ich zadaniem jest przyczynianie się ze wszystkich sił do jego rozwoju. Rozwój ten musi się rzecz jasna dokonywać w zgodzie z prawami przyrody i w nierozerwalnym związku z narodem i naturą.

– Są religie, które wzrastają z narodem, i uniwersalne, oparte na różnych objawieniach – objaśnia Potrzebowski. – Te ostatnie nic nas nie obchodzą. Niech sobie Żydzi robią, co chcą.

ZASIEW NA UGORZE

Kiedyś, w lotnictwie, naczelnik prowadził z podoficerami zajęcia polityczne. Dziś, jako żerca swego Kościoła, deklamuje z uczuciem strofy „Modlitwy do Słońca” z „Legionu” Wyspiańskiego: O Słońce, palący Boże, zapalisz łuny czerwone, zapalisz łuny ogniowe. O Słońce, Słońce gromowe, przybądź w czerwonych łunach. Wiara w „Rodzimej Wierze” jest mocna i gorąca. Jak podkreśla Słowiński, doktor fizyki, nie jest to jednak wiara w siły nadprzyrodzone i byty inne niż widzialny świat. Jej kamieniem węgielnym są prawdy naukowe i ubóstwienie natury. Postępy nauki, zwłaszcza astrofizyki, wywołują w Kościele wielkie zainteresowanie. Słowiński nieraz przymierzał się do wyjścia z własną koncepcją kosmologiczną, ale ciągle brakuje mu czasu. Trud doskonalenia idei pogańskich musi godzić z zarabianiem na utrzymanie domu i trzech synów oraz dopłacaniem do wydawnictwa „Toporzeł”, w którym w ciągu 10 lat wydał ok. 30 pozycji, między innymi nieznane wcześniej dzieła Stachniuka. Do niedawna jako cenionemu wynalazcy wiodło mu się zupełnie nieźle, ale ostatnio musiał przyjąć posadę nauczyciela w szkole elektronicznej.

Wiara Zdzisława Słowińskiego opiera się na prawdach naukowych i ubóstwieniu natury

Nauczycielem jest także doktor Potrzebowski. Uczy niemieckiego, co wytyka mu część pogan „narodowych” – wśród których spotyka się skądinąd wielbicieli Hitlera. Po wyjściu z wojska skończył zaocznie historię i zajmował się badaniem środowisk ziomkowskich w Niemczech, zwłaszcza ich prasy. Kiedy uzyskał zgodę na robienie doktoratu w Niemczech, jako temat wybrał dzieje i filozofię „Zadrugi”. Potem wyjechał do RPA, był zarządcą restauracji i barmanem w Pretorii. Po powrocie do kraju próbował bez powodzenia biznesu, nie udało mu się też zaczepić w żadnej z wyższych uczelni. Mimo przekroczonej sześćdziesiątki, wyprostowany, ruchliwy, pełen werwy. Ulubionym ideałem Słowińskiego jest prasłowiański „kneź” – taki tytuł nadawała wspólnota swym szczególnie mocnym duchowo, intelektualnie i fizycznie współplemieńcom. Sam, zatopiony w książkach, drobny i niski, z długimi, spadającymi prawie na ramiona włosami, przypomina trochę zapoznanego dziewiętnastowiecznego filozofa, a trochę prasłowiańskiego kmiecia.

Marek Rau, autor pracy o ruchach neopogańskich w Polsce, zalicza wydawnictwo „Toporzeł” do inicjatyw o charakterze zdecydowanie nacjonalistycznym. Uważa, że na ruchy neopogańskie składa się garstka starszych wiekiem spadkobierców „Zadrugi” i młodzież wywodząca się z subkultur „blackmetalowych” i skinheadów. W sumie ocenia liczebność kościołów i mniejszych grup pogańskich na ok. 1000 aktywnych członków. Ich znaczenie w Polsce, w porównaniu na przykład ze Skandynawią czy krajami bałtyckimi, jest niewielkie. Ale działalność neopogan nie przechodzi bez echa, zwłaszcza że ostatnio niektóre z grup zbliżyły się do „Samoobrony”. Ich ideologia, odwołująca się do związków plemiennych i kultu siły, postrzegana jest powszechnie jako potencjalne zagrożenie dla demokracji. Niektórzy z neopogan posługują się symbolem dwóch ósemek, co odpowiada położeniu w alfabecie litery „h” i oznacza „Heil Hitler”. Powszechnie używa się znaków swastycznych i charakterystycznej dla faszyzmu retoryki. Lech Emfazy Stefański mimo to utrzymuje, że wiara w dawnych bogów nie musi wcale budzić upiorów i służyć skrajnej nacjonalistycznej prawicy.

– Dzieje się tak, bo odpowiada to kierownictwu „Rodzimej Wiary” – ocenia. Jednak samej swastyki jest skłonny bronić – to starożytny symbol solarny.

Przed kilkunastu laty, zanim jeszcze powstała „Rodzima Wiara”, Słowiński urządził na świętych stokach Ślęży postrzyżyny dwóch synów. Były organy, uczta dla gości i wrocławska telewizja. Na zdjęciach z postrzyżyn rozpoznać można dwie kilkuletnie córki Słowińskiego. Jeszcze wtedy rodzina wydawała się całością. Wkrótce potem żona wyjechała na stałe do Szwajcarii. W jakiś czas później córki zostały na jej zlecenie porwane. Jak twierdzi Słowiński, porwanie zorganizowano przy współpracy służb specjalnych i jednej z instytucji kościelnych. Wyroków sądowych, jakie zapadły na jego rzecz – sprawa oparła się aż o Strasburg – nie udało się wyegzekwować.

– Zapłaciłem wielką cenę za wierność mojej wierze – podkreśla Słowiński.

Staszko Potrzebowski ocenia, że na pracę nad zmianą charakteru narodowego Polaków w duchu idei Stachniuka potrzeba co najmniej dwóch pokoleń. Tomasz Szczepański, nauczyciel historii, rocznik 1964, nie ma złudzeń, że wyznawana przez niego ideologia wywrze za jego życia odczuwalny wpływ na los kraju, w którym, jak pisał Brzozowski, ludzie nie mają poglądów politycznych, a tylko towarzyskie.

– Być może jesteśmy tylko zasiewem, plony zbierze kto inny.

– Grzegorz Łyś

[Oczywiście mamy w tym artykule wiele uogólnień – jak na przykład Rodzimowierca = faszysta. Pobrzmiewają też jak zawsze prześmiewcze tony, które autorom podobnych publikacji wystawiają z góry określone świadectwo. Nie wiem czemu dokładnie te tony i uogólnienia służą, ale niewątpliwie artykuły o Wierze Przyrody – Przyrodzonej Wierze Słowiańskiej, są w Polsce pisane pod z góry założone tezy. Te tezy – co charakterystyczne – są niezmienne od 1945 roku. Dlatego właśnie Czerwoni Okupanci PRL rękami czerwonych Polaków po prostu zamordowali Jana Stachniuka – patriotę, członka Armii Krajowej,  powstańca Warszawskiego – zamordowali go w majestacie ustanowionego przez siebie bezprawia.  Nie będę pytał czy zostali osądzeni jego oprawcy, ani czy ogłoszono choćby publicznie jakiś moralny osąd tej zbrodni. Czyżby Jan Stachniuk był mniejszego kalibru męczennikiem niż Jerzy Popiełuszko, takim męczennikiem, którego zakatowanie można Czerwonym wybaczyć?

Czy jakiekolwiek państwo prawa wykazuje tyle tolerancji dla bezprawia czynionego w jego majestacie???

II Rzeczpospolita wykazywała w stosunku do różnych poglądów głoszonych publicznie  TOLERANCJĘ – stąd uważam ją za demokratyczny i wolny, niepodległy kraj który miał swoją suwerenność.

III RP z jakichś powodów jest światopoglądowo NIETOLERANCYJNA. Jakby miała być państwem tylko dla wybranych. Dla głosicieli – jednej tezy.

Uważam, że III RP nie jest wcale państwem niepodległym, ani  suwerennym. III RP jest tworem neokolonialnym, i jako taki jest wrogiem niepodległości. Jako struktura wroga niepodległości tępi wszelką niezależnośc myśli i stara się zapobiegać głoszeniu poglądów, które do niepodległości mogą doprowadzić.

Jeśli nie wiesz dlaczego ktoś głosi z góry założone tezy, dlaczego wygłasza sądy oceniające z pozycji niby obiektywnych, albo z poziomu „wyższej” racji – zapytaj się – kto odniesie z tego korzyść. W tym wypadku korzyść mają wciąż ci sami ludzie, albo ludzie ich pokroju, podobni do nich – wyznawcy tych samych poglądów i tego samego światopoglądu – od 1945 roku.

A przecież wśród wielu tysięcy zwykłych wyznawców Wiary Przyrodzonej Słowiańskiej zdecydowanie przeważają ludzie tolerancyjni dla innych, gotowi przyjąć do grona Polaków każdego kto czuje się Polakiem, kto po polsku myśli i czyni, przeważają zdecydowanie ludzie młodzi, inteligentni, dobrze wykształceni – ludzie, przeważnie z dużych miast, nowocześnie myślący, nastawieni proekologicznie, czynni i aktywni społecznie,  a kobiety stanowią 45%  tej wielkiej społeczności, która ma (w 8 lat od daty powstania powyższego artykułu) nie 1000 wyznawców, a kilkadziesiąt tysięcy w roku 2010.

Nareszcie wznowione zostało dzieło życia Lecha Emfazego Stefańskiego! Książka ta stanowiła kamień milowy we wprowadzeniu psychotroni ki w poczet klasycznych nauk. Trudno byłoby przecenić wkład autora w rozwój nauki dotyczącej tego, co niepoznane, tajemnicze i budzą ce przez to lęk większości ludzi. Nie pozostaje nic innego jak polecić gorąco publikację autorstwa jednego z założycieli Polskiego T owarzystwa Psychotronicznego. Łączy on bowiem to, co magiczne z naukowymi podstawami psychotroniki. Najciekawsze jest jednak to, że jest to połączenie niezwykle trafne i umożliwia czytelnikom wyjaśnienie w naukowy sposób np. fenomenu średniowiecznych alchemików cz y też zrozumienie tajemnic licznych mediów połowy XX wieku, których działalność została uwieczniona na zdjęciach. Książka ta umożliw ia zgłębienie tajemnic kryjących się pod cienką warstwą zwaną naukowymi podstawami. Książka ta wychowała całe pokolenia znawców psyc hotroniki – dziś pozwala zgłębić tajniki tej fascynującej nauki ludziom XXI wieku.

Jednym ze wskarzesicieli, jednym z ludzi wielce zasłużonych dla tego odtworzenia Rodzimej Wiary był Lech Emfazy Stefański – Strażnik Wiary Przyrodzonej Słowian, Głowny Ofiarnik Rodzimego Kościoła Polskiego do 2008 roku, a honorowo do śmierci.

C.B.]

Lech Emfazy w Wikipedii

Lech Emfazy Stefański (ur. 2 lipca 1928 w Warszawie, zm. 21 grudnia 2010 w Załubicach[1]) – polski pisarz, publicysta, tłumacz literatury pięknej, autor i współautor książek z dziedziny parapsychologii i zjawisk paranormalnych, aktor i reżyser.

Pierwszym etapem jego edukacji było ukończenie, już w czasie trwania II wojny światowej i okupacji, zawodowej szkoły chemicznej. Brał udział w powstaniu warszawskim, w ramach Armii Krajowej, jego pseudonim konspiracyjny brzmiał Emfazy i stał się następnie nieodłącznym wyróżnikiem, jako autora książek i publikacji, nieodłączną częścią podpisu wraz z imieniem i nazwiskiem.

Po wojnie ukończył wydział reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie (dyplom uzyskał w 1967 r.). Pracował w teatrze (wraz z Mironem Białoszewskim współtworzył w latach 1954-1955 awangardowy „Teatr na Tarczyńskiej”), pracował w tygodniku „Po Prostu”, pisał książki, artykuły, scenariusze, był reżyserem widowisk i spektakli, a także tłumaczył poezje i prozę. Jego autorstwa był pierwszy polski serial telewizyjny z 1958 r. „Biały pył”[potrzebne źródło].

Współzałożyciel i główny Ofiarnik zarejestrowanego w 1995 roku (w Rejestrze kościołów i innych związków wyznaniowych MSWiA) związku wyznaniowego – Rodzimego Kościoła Polskiego[2].

W jego działalności niezwykłe i ważne miejsce zajmuje badanie zjawisk parapsychicznych oraz publikacje związane z tym zagadnieniem. Jeden z najbardziej znanych polskich parapsychologów, współtwórca i aktywny działacz m.in. Polskiego Towarzystwa Psychotronicznego i grupy ATHANOR.

Został pochowany 28 grudnia 2010 roku na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim w Warszawie na Woli przy ul. Młynarskiej[3].

  • Od magii do psychotroniki (czyli Ars magica) (współautor Michał Komar)
  • Lewitujący z Oćmawy,
  • Alchemicy,
  • Biały pył,
  • Niebieski pies,
  • Wyrocznia Słowiańska.

  • 1971 – Ballada młyńskiego koła – reżyseria
  • 1976 – Barwy ochronne Obsada aktorska (docent)
  • 1980 – Głosy jako Parapsycholog; także konsultacja ds. parapsychologii
  • 1984 – Siedem życzeń jako Hipnotyzer w tv
[Z jakichś powodów informacja o jego śmierci nie zasłużyła sobie na obecność w TVP (nie poświęcono mu jak to się zwykle czyni peanu choćby w niszowym kanale TVP Kultura), TVN, TV Polsat i innych mediach opiniotwórczych w Polsce. Znajduje ona także moim zdaniem bardzo nikłe odbicie w Internecie – choć internet tej śmierci nie pominął całkowitym – jak inne media – milczeniem. C.B.]

Jako że LES był psychotronikiem i wróżbitą ,

ze strony: Gwiazdy.com.pl

Noc która zmieni twoją przyszłość

(fragment)

Prognostikon – grecka wyrocznia I-Cing
Starogrecki Prognostikon, podobnie jak znana chińska wyrocznia I-Cing, wykorzystuje mowę symboli i może służyć pomocą również współczesnemu człowiekowi. Korzystający z tej metody znajdzie rady wyrażone nie słowami, lecz symbolami. Symbole te powinien odnieść do swojej sytuacji, odczytać w kontekście stawianego wyroczni pytania.
Magiczny krążek z Pergamonu składa się z trzech pierścieni otaczających wewnętrzne pole, ponadto podzielony jest na 32 przegródki – grupy symboliczne. 24 przegródki znajdujące się na pierścieniach zewnętrznych pokryte są licznymi, wieloznacznymi znakami, reprezentującymi świat materialny, duchowy i intelektualny.
W przegródkach pierścienia leżącego najbardziej na zewnątrz, można rozpoznać ideogramy odnoszące się do świata rzeczy. W następnych pierścieniach, położonych bliżej środka, znajdują się greckie litery, znaki podobne do egipskich hieroglifów oraz znaki magiczne.
Wewnętrzne koło, podzielone na osiem części, zawiera symbole astrologiczne i symbole planet w rozumieniu starożytnych. Jedna z części koła poświęcona jest Panu Świata, który jest bogiem człowieka i rządzi jego losem. Jest w niej schematycznie przedstawiona figurka modlącego się człowieka. Tak modlili się dawni Grecy – z rozłożonymi i wzniesionymi rękami.
Napisy znajdujące się w wewnętrznym polu magicznego kręgu składają się z samogłosek: a (alfa), E (epsilon), H (eta), I (iota), Y (ypsylon), Q (omikron), W (omega). Są to magiczne inwokacje do najwyższych istot – bóstw planetarnych i Boga Ludzkości. Bóstwa planetarne były również opiekunami poszczególnych dni tygodnia. Bogini Tyche opiekowała się całym tygodniem.
W greckim alfabecie było siedem samogłosek i z siedmiu sfer składał się starogrecki kosmos. Według Greków, poruszające się sfery wydają dźwięki, którym odpowiadają brzmienia siedmiu samogłosek. Była to dla nich „mowa kosmosu”. Lech E. Stefański uważa, że śpiewne wypowiadanie imion bogów mogło służyć do osiągania wyższych stanów świadomości. Mag z Pergamonu, zanim postawił wyroczni pytania, śpiewał odpowiednie inwokacje i wprawiał się w ten sposób w trans.
Aby móc skorzystać z porady wyroczni, czy – jak to określamy dzisiaj – skomunikować się ze swoim wyższym „Ja”, posługiwano się wahadłem trzymanym nad Prognostikonem. Pierwotnie wahadło miało z pewnością – zgodnie z antyczną tradycją – postać pierścienia zawieszonego na nitce. Mag ze wskazanych za pomocą wahadła liter i znaków odczytywał odpowiedź.

Jak Ty możesz skorzystać z Prognostikonu?
Wyszukujemy zaciszne miejsce. Siadamy przy biurku lub przy stole, na którym kładziemy rysunek magicznego krążka z Pergamonu. Potrzebne nam będzie wahadło (może być obrączka zawieszona na nitce). Najpierw wyciszamy umysł oraz koncentrujemy się na miarowym i spokojnym oddechu. Stawiamy wyroczni pytanie. Unikajmy pytań, na które odpowiedź brzmi: „tak” lub „nie”. Pytajmy raczej, jak postąpić w danej sytuacji, jak rozwiązać gnębiący nas problem.
Po sformułowaniu pytania bierzemy do ręki wahadło i umieszczamy je nad rysunkiem Prognostikonu. Przyjmujemy założenie, że zacznie się ono poruszać nad tą przegródką, w której zawarta będzie odpowiedź na nasze pytanie. Obserwując ruchy wahadła, pytamy, czy odpowiedź wyroczni znajduje się w jednej z przegródek pierwszego kręgu. Jeśli wahadło nie porusza się, znaczy to, że nie. Wtedy pytamy o kolejne kręgi i kolejne przegródki. Jeśli zacznie się obracać, znaczy to, że symbole danej przegródki kryją odpowiedź na nasze pytanie. Oto jak należy odczytywać znaki w poszczególnych przegródkach według wykładni Lecha Emfazego Stefańskiego, który jest autorem książki „Prognostikon. Krąg magiczny z Pergamonu”, wydanej przez Warsztaty Psychotroniczne Athanor w Warszawie. W książce można znaleźć pełną interpretację wyroczni. Odliczamy przegródki, zaczynając od prawej górnej, zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

https://rs.maszyna.pl/~boberov/Kippin/018-Ars%20magica/018-ind.htm

Podziel się!