Herb Bukowiny, czyli Uhorza
Ten artykuł poświęcam pamięci jednego z największych Polaków, piewcy Słowiańszczyzny – nieobecnego w kulturze Polski przez 50 lat i nieobecnego w zasadzie w dalszym ciągu mimo prawie już dwudziestolecia Wolnej Polski po zakończeniu Zimnej Wojny. Wypadałoby zapytać dlaczego jest on tak nieobecny, nie jest w ogóle popularyzowany, a przecież jest autorem największej polskiej trylogii od czasów Sienkiewicza.
Odpowiedź jest prosta – Stanisław Vincenz pisze o duchu Wielkiej Polski, pisze o obyczajach Polski Wielu Narodów, o starej Rzeczpospolitej, która nijak się ma do III RP. Poza wszystkim jest to najbardziej pogańska trylogia jaka powstała w kulturze polskiej.
Polecam wszystkim miłośnikom Słowiańszczyzny i pamięci o Wielkiej Polęchii książkę, a właściwie trylogię, której łatwo nie zdobędziecie, chodzi o trylogię „Na wysokiej połoninie” – „Prawdę starowieku”, „Barwinkowy wianek” i „Nowe czasy (Zwada)” Stanisława Vincenza.
Dolina Czeremoszu – Bukowina i Pokucie
Stanisław Vincenz zalicza się jak najbardziej do Szczepu Rogate Serce, Strażników Wiary Przyrody i przyjaciół Starosłowiańskiej Świątyni Światła Świata – jego wkład w przechowanie wiedzy o Wierze Przyrodzonej – poprzez te trzy książki, ale i całą działalność powojenną jest olbrzymi i zupełnie niedoceniony, a przecież niezwykły. To on opisał działające na Pokuciu i w Bukowinie jeszcze na początku XX wieku Rady Starowieku, czyli starosłowiańskie sądy i rady ludowo-plemienne oraz spisał dziesiątki barwnych opowieści o przyrodzonych duchach gór i lasów oraz o ludziach, którzy wciąż przez wieki kultywowali Wiarę Przyrody, nie zastanawiając się czy to grzech i pogaństwo, lecz kontynuując wiernie tradycje przodków.
Dzika Czarnohora
Stanisław Vincenz spoczął w ziemi ojczystej po długiej wojennej tułaczce. Jest pochowany na Wzgórzu Broni Słowian w Krakowie – na cmentarzu na Salwatorze. Był bliskim znajomym profesora Ernesta Tilla w czasach Uniwersytetu Lwowskiego, zaprzyjaźniony z rodziną Klemensiewiczów, Tillów i Pagaczewskich, przed II Wojną Światową we Lwowie i Stanisławowie.
Zdjęcie ze spotkania ze Stanisławem Vincenzem, wykonane przez Tadeusza Dohnalika – od lewej, Mieczysław Orłowicz, Stanisław Vincenz, Siekierek (wójt Żabiego) – ostatnia wyprawa w Karpaty Wschodnie we wrześniu 1939 roku.
Ze sprawozdania Mieczysława Orłowicza:
…Podczas tego odpustu grupa Orłowicza miała okazję spotkać mieszkańca pobliskiej Krzyworówni – Stanisława Vincenza, autora wspomnianej epopei wschodniokarpackiej. Moment ten utrwalił na fotografii m.in. Tadeusz Dohnalik
( zdjęcie zostało opublikowane po raz pierwszy w miesięczniku „Gościniec” 7(1987) oraz znany później fotografik i filmowiec-przyrodnik Włodzimierz Puchalski.
„Do Worochty – czytamy dalej w „Sprawozdaniu” Orłowicza – przybyto o godz. 17.15. Zastano tu już kompletną pustkę. Goście wyjechali skutkiem alarmów wojennych, sklepy i lokale były przeważnie pozamykane. Skutkiem wcześniejszego wyjazdu letników pociąg był prawie pusty, toteż jazda była zupełnie wygodna […]
Tak zakończyła się ostatnia przedwojenna wycieczka w Karpaty. Nazajutrz znaleźli się uczestnicy w miejscach zamieszkania, w wirze wypadków przedwojennych.”…
Tutaj tylko fragment „Prawdy starowieku. Jest dostępna także w Internecie pod adresem: http://univ.gda.pl/~literat/polon/0045.htm
HOŁOWY, GNIAZDO JUNACKIE
Na południowy wschód od Czarnohory, daleko na południe od osiedli nad Czarnym Czeremoszem wznosi się Baba Lodowa, najwyższy szczyt pasma, dzielącego oba Czeremosze. Stoki Baby Lodowej spadają łagodnie w długich zboczach ku Białemu Czeremoszowi, a ścięte są krótkim spadem w stronę Czarnej Rzeki. Połonina jest bardzo rozległa i szeroka jak jaki step. Zapominasz czasem, że w górach jesteś i na grzbiecie, konne gonitwy można by tam urządzać. Ale też i samotny to bardzo obszar, bo odcięty od całego świata zamieszkałych gór huculskich. Od strony południowej widok daleki się roztacza ku Torojadze, ku jeszcze wyższym szczytom Rodny. Ale od strony północno-zachodniej Czarnohora jak ciemna ściana zasłania widok. Od wschodu, od strony Białej Rzeki chyba tylko tu i ówdzie bardzo daleko widać z rzadka samotne chaty. Na samej połoninie wznoszą się porozrzucane głazy, jakby jakieś zwaliska i ruiny. Miało tam być kiedyś zamczysko, a raczej jakby całe miasto zamków, przed tysiącami lat. I dziś tam być mają piwnice, lochy ogromne, do których dostęp znalazł pono Dmytryk.
Bukowina
Jeden z tych głazów to właśnie skamieniała Popadia Eudokia, sama Baba Lodowa(21). Głaz ten jest wystawiony na nieustanne wianie wichrów zachodnich. W zimnych porach roku wiatr oblepia go śniegiem, słoneczko topi śnieg, ale znów obmarza lodem Pałuba od mroźnego wiatru. Tak to lodowa powłoka, jakby warstwa kożuchów, osłania Babę, o której głosi legenda, że była to macocha bez serca. Porą zimową wypędziła swą pasierbicę po maliny na tę połoninę, ale sama, ścigana przez burze i wichry, za karę skamieniała i mimo wielu kożuchów, zamarzła i tak dotąd stoi.
Tam to właśnie, jak Andrijko przekazuje – lat temu ze sto trzydzieści – siedział, przesiadywał, siedem zimek przezimował, tylko z Babą Lodową pogwarkował, to tulił się do niej i zwierzać usiłował, to Babę wyśmiewał i w nos jej dmuchał – Dmytryczek jasny.
Było na Hołowach junaków dość i opryszków. I dzielni, godni chłopcy bywali między nimi. Puszkary i routy wojskowe piersi i nogi pozrywali, uganiając się za nimi po górach. A Hołowcy do szubienicy się nie spieszyli. Prędzej dziesięciu puszkarów wyszczerzyło zęby i poszło gryźć piasek, zanim jeden hołowski chłopiec dostał się im w ręce.
Ale nie było śmielszego, weselszego, a zarazem jaśniejszego i delikatniejszego junaczka na całe góry, nie było większego modara-wynalazcy, nie było śpiewaka sławniejszego – jak Dmytro. I nowych pieśni nikt lepiej odeń nie umiał ułożyć. Dotąd rozbrzmiewają jego pieśniami góry cale, a najwięcej te sławne, słoneczne Hołowy.
Czeremosz
* * *
Z Wikipedii
Stanisław Vincenz (ur. 30 listopada 1888 w Słobodzie Rungurskiej, zm. 28 stycznia 1971 w Lozannie) – polski prozaik i eseista, miłośnik i znawca Huculszczyzny i Pokucia, myśli i sztuki starożytnej Grecji; ojciec Barbary Wanders-de Vincenz (dr fizyki, mieszka wraz z rodziną w Lozannie, Szwajcaria) i Andrzeja Vincenza – profesora emeritus slawistyki na Uniwersytecie w Getyndze, mieszkającego dziś z żoną Joanną de Vincenz (dziennikarką, publikuje także jako Joanna Skibinska) w Heidelbergu. Wnuczka Anna de Vincenz żyje w Jerozolimie (Izrael) oraz w Turcji i jest archeologiem. Wnuk Stanislaw de Vincenz junior żyje w okolicach Heidelbergu (Niemcy) i jest nauczycielem matematyki. Prawnuk Daniel (syn Stanisława juniora) żyje z rodzicami w okolicach Heidelbergu.
Droga życiowa
Był prawnukiem francuskiego emigranta Charles’a-François de Vincenza, który po Wielkiej Rewolucji Francuskiej w 1789 przybył do Wiednia, gdzie poślubił Polkę, która po śmierci męża zamieszkała w Stanisławowie. Dziadek Stanisława był austriackim urzędnikiem. Miał 12 dzieci, wśród nich urodzonego w 1854 ojca pisarza, jednego z pionierów przemysłu naftowego w Galicji, bliskiego współpracownika głośnego działacza społeczno-gospodarczego Stanisława Szczepanowskiego. Matką pisarza była Zofia z domu Przybyłowska, ze starej szlacheckiej rodziny, właścicieli Krzyworówni na Pokuciu, w ówczesnej wschodniej Galicji, gdzie większość dzieciństwa spędził Stanisław. Od dzieciństwa uczył się od Hucułów języka ukraińskiego w miejscowej gwarze, poznawał obyczaje i kulturę tego narodu, był wychowywany przez huculską nianię Pałahnę Slipenczuk-Rybenczuk (którą wspominał z wdzięcznością do końca życia). Przyszły pisarz żył na pograniczu kulturowym wołoskim, węgierskim, żydowskim, cygańskim, słowackim, ormiańskim, ukraińskim, czeskim, polskim i austriackim, przywiązując wielką wagę do historycznej idei tolerancyjnego współżycia i współdziałania ludów, grup społecznych i różnych wyznań dawnej Rzeczypospolitej. Obywatele huculskiej krainy posługiwali się bez trudu językiem polskim, ukraińskim, niemieckim, rumuńskim.
Uczył się w gimnazjum w Kołomyi, później w Stryju, gdzie poznał Kazimierza Wierzyńskiego i Wilama Horzycę, a także został członkiem literacko-patriotyczno-niepodległościowego kółka samokształceniowego, któremu przewodził przyszły profesor językoznawstwa Stefan Vrtel-Wierczyński. W czasie nauki w gimnazjum zapoznał się z twórczoscią Homera, stając się z czasem jego znawcą w skali międzynarodowej. Studiował początkowo na Uniwersytecie Lwowskim, następnie w Wiedniu prawo, biologię, sanskryt, psychologię i filozofię. Uzyskał w Wiedniu doktorat filozofii za dysertację o wpływie Hegla na filozofię Feuerbacha. Nauczył się rosyjskiego, języka pogardzanego w Galicji; przekładał Dostojewskiego. W Wiedniu poznał swoją pierwszą żonę, Rosjankę Lenę.
W czasie I wojny światowej walczył na froncie pod Haliczem, następnie we włoskich Dolomitach. W 1919 zgłosił się ochotniczo do Wojska Polskiego. Był wykładowcą w szkole wojskowej w Modlinie, wziął udział w wyprawie Piłsudskiego na Kijów. Po demobilizacji w 1922 działał w PSL „Wyzwolenie”, optując za współpracą z Ukraińską Partią Radykalną. W latach 20. był redaktorem miesięcznika „Droga”, gdzie publikował eseje z zakresu filozofii religii.
Około 1930 zajął się pisaniem dzieła swego życia – powieści „Na wysokiej połoninie”, która ukazała się w 1936 jako pierwsza część trylogii.
We wrześniu 1939 przedostał się na Węgry, gdzie nawiązał liczne kontakty z pisarzami węgierskimi. Będąc na Węgrzech pomagał Żydom, za co został wyróżniony jako „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.
Po wojnie z drugą żoną Ireną i ich córką Barbarą przeniósł się najpierw na kilka miesięcy do Niemiec (gdzie syn Andrzej pracował w redakcji „Dziennika Żołnierza” I Dywizji Pancernej gen. Maczka), potem osiadł w okolicy Grenoble na południu Francji. Znaczną część roku spędzał w małej miejscowości alpejskiej La Combe de Lancey. Współpracował z paryską Kulturą. Był mistrzem duchowym m.in. Czesława Miłosza. Zgromadził wokół siebie „prywatną akademię platońską”, do La Combe po nauki przyjeżdżali do niego zwłaszcza młodzi Szwajcarzy.
Jego prochy spoczywają w Krakowie, na cmentarzu na Salwatorze. [Jest to cmentarz położony na Wzgórzu Broni Słowian. C. B.]
Twórczość (wybór)
- cykl Na wysokiej połoninie:
- cz. 1. Prawda starowieku (Warszawa 1938);
- cz. 2. Nowe czasy (Zwada) (Londyn 1970); Nowe czasy (Listy z nieba) Londyn 1974;
- cz. 3. Barwinkowy wianek (Londyn 1979);
-
- (przekład na angielski: „On the High Uplands. Sagas, Songs, Tales and Legends of the Carpathians”. Translated by H.C. Stevens. London 1955)
- O książkach i czytaniu (Budapeszt 1942)
- Po stronie pamięci (Paryż 1965)
- Dialogi z Sowietami (Londyn 1966)
-
- (przekład czeski: Dialogy ze Sovety. Prelozil Jiri Cervenka. Praha 2002
- (przekład węgierski: „Beszelgetes a szovjet megszallokkal. 1939-40; 1944-45”. Szerkesztobizottsag: Kiss,Gy.Csaba, Komaromy Sandor, Kovats Daniel, Petneki Aron, Sturm Laszlo, Karol Wlachovsky
- Tematy żydowskie (Londyn 1977)
- Z perspektywy podróży (Kraków 1980)
- Po stronie dialogu (Warszawa 1983)
- Powojenne perypetie Sokratesa (Kraków 1985)
- Outopos. Zapiski z lat 1938-1944 (Wrocław 1992)
- Atlantyda. Pisma rozproszone z lat II wojny światowej (Warszawa 1994)
Kościół Świętego Salwatora na Wzgórzu Broni Słowian, w miejscu starej Kąciny pogańskiej – część Zodiaku Wawelskiego, moim zdaniem dawna świątynia Lela- Lelija ponieważ na Polela-Sowija wskazuje raczej Góra Sowiniec gdzie dzisiaj stoi Kopiec Piłsudskiego pełniący czasowo funkcję Kopca Matki Ziemi (po zburzeniu Kopca Matki Ziemi, znanego jako kopiec Estery w Łobzowie). Wszystko to poza tym że jest częścią krakowskiego odwzorowania Oriona na Ziemi i szerzej Zodiaku Wawelskiego – jest częścią zlokalizowanego tutaj kompleksu Welskiego – odwzorowania Weli na Ziemi – system tutejszych wzgórz i kopców jest zanurzony w Welskim Lesie.
To stąd powinien rzeczywiście wyruszać Lel Konik (Wierzchowiec Lela) a nie spod klasztoru Norbertanek. Norbertanki były zresztą właścicielkami tego Wzgórza i z nim wiąże się legenda Błogosławionej Bronisławy oraz legenda Tatarska i Legenda o Panieńskich Skałach w które zamieniły się Norbertanki w Welskim Lesie.