Jezuici w obozie Rasistów?
Artykuł niniejszy jest odpowiedzią na niektóre zarzuty, wysunięte przeciw nam ze strony jezuickiego pisma „Wiara i Życie” z dnia 1. VI. br. Zanim mogliśmy wydać numer ukazał się następny numer „Wiary i Życia” (z dnia 15. VI. br.), w dalszym ciągu z nami polemizujący. O ile jednak poziom pierwszej polemiki, choć mocno niewybredny, był jeszcze możliwy do przyjęcia, to już następny wykracza poza wszelkie możliwe granice. Mimo tego, by nie być posądzonym o chęć usunięcia się od dyskusji, odpowiedź na pierwszą polemikę zamieszczamy, co do drugiej, zawierającej szereg najrozmaitszych insynuacji i formalnych obelg, rezerwujemy sobie zajęcie innego stanowiska. – Red.
Motto:
„Ci ludzie (Jezuici), jak mówił Lacordaire, mają talent robienia wariatów z tych, którzy ich atakują.”(1
Jezuicki dwutygodnik „Wiara i Życie” z dnia 1 czerwca br. poświęca „Zadrudze” aż 8 stron druku na 32, ponadto cały numer zawiera mnóstwo aluzji do naszego pisma. Wyróżnienie – trzeba przyznać – wyjątkowe, z którego jednak nie jesteśmy dumni. Jest rzeczą dla nas zaszczytną, gdy walczy z nami przeciwnik rycerski i po rycersku, ale takiej opinii nie ma zakon ks. Jezuitów nawet wśród tych, co bronią tych samych ideałów. Zdanie wzięte za motto wypowiedział nie mason, ani inny heretyk, ale Lacordaire, dominikanin, czołowy kaznodzieja francuski XIX wieku.
„Wiara i Życie” w walce z nami od ogólnego stanowiska Jezuitów wobec swoich przeciwników nie odbiegła wcale. Poziom ataku jest gangsterski. Np. o naszym światopoglądzie powiedziano, że jest „poczęty w rynsztoku”. O naszych wysiłkach badawczych wyraża się jezuickie pismo z pogardą: „pp. Grzankowie grzebali w brudach i śmietniskach”, z zecerskiej pomyłki w nazwisku (Szaweł zamiast Szymon), istoty rzeczy niezmieniającej ukuto zarzut istotny. W tym stylu zmajstrowano trzy artykuły na 8-u stronach.
Najdłuższy z nich poświęcili chrześcijańscy autorowie opowiadaniu, że pogląd nasz na katolicyzm urobiliśmy sobie na podstawie obserwacji jego ciemnych stron. „Na znajomość kościoła Zadrugistów – piszą – wpływały głównie kanały i podziemia”. Zarzucają nam więc skrajną jednostronność. Dobrze! Jesteśmy oskarżeni, ale gdzie dowody? Dowodów nie ma. – Nasze obyczaje („pogańskie”) są inne. Gdy kogo oskarżamy, dajemy dowody. W tej chwili oskarżamy redaktorów „Wiary i Życia” o rozmyślne wprowadzanie w błąd czytelników swojego pisma w przeświadczeniu, że nie sięgną oni do zeszytów „Zadrugi”, aby się przekonać bezpośrednio, w czym rzecz. Oskarżenie nasz popieramy.
W dotychczasowych naszych wywodach nie tylko nie sięgaliśmy po argumenty do „kanałów i podziemi” katolickich, ale unikaliśmy rozmyślnie tego, co „Wiara i Życie” nazywa śmietniskiem kościoła rzymskiego. Nie omawialiśmy np. okrutnej i dalekiej od wszelkiego humanitaryzmu polityki kościoła wobec Obrazoburców, Albigensów, Manichejczyków, Arian, Husytów, Protestantów; nie mówiliśmy o inkwizycji, auto da fe, paleniu na stosach „czarowników”, kacerzy, filozofów (Gordiano Bruno),ascetów (Savonarola), reformatorów (Hus), o prześladowaniu uczonych (Galileusz) i ich dzieł (de revolutione orbium terrestrium Kopernika było na indeksie kościelnym do XIX wieku); nie wspominaliśmy o rzezi nocy św. Bartłomieja, ani o edykcie nantejskim, ani o dekorowaniu przez papieża głównego rzeźnika Hugenotów, Króla Karola IX orderem Złotej Róży; nie sięgnęliśmy do takiej kopalni sensacyjnych oskarżeń, jaką jest życie szeregu papieży z Aleksandrem XI i Juliuszem III na czele i mnóstwa biskupów z naszym Gamratem w pierwszym rzędzie. W szczególności zaś w stosunku do zakonu Jezuitów unikaliśmy dotychczas jego osławionych „śmietnisk”, nie wywlekaliśmy na światło dzienne pikantnych szczegółów, zawartych w „Prowincjonałach” Paschala i w aprobowanych przez zakon dziełach ich własnych teologów, jak Moullet, Escobar, Suarez, zwłaszcza zaś tzw. teologów „brodawkowych”; nie cytowaliśmy dokumentów służalczości okazywanej przez ten zakon wobec carycy Katarzyny i jej czynowników na obszarach zabranych Polsce przez Rosję.
Jakież to cymesy moglibyśmy czerpać z tych kart katolicyzmu! A jednak nie sięgnęliśmy do nich. Dlaczego? Aby się nie narazić na zarzut niegruntowności i jednostronności. Owszem, powiedzieć możemy, że jeśli grzeszyliśmy jednostronnością, to na korzyść katolicyzmu. Nasze bowiem rozważania o jego wartościach, popieraliśmy ewangeliami i listami apostolskimi. A ostatnio sięgnęliśmy do obrazów z praktyki katolickiej, nie z praktyki dołów, ale szczytów, bo z praktyki świętych oficjalnie przez kościół uznanych. Przetrząsnęliśmy kilkanaście żywotów, wśród nich takich asów jak Hieronima, Bernarda z Clairvaux, Katarzyny ze Sieny, Teresy z Avili i na podstawie cech wszystkim wspólnych scharakteryzowaliśmy katolickiego świętego, a pośrednio sam katolicyzm. W tych warunkach zarzut, że grzebiemy się w śmietniskach katolicyzmu jest nie tylko gołosłowny, ale mija się z prawdą i jest chyba obliczony na wiarę tych, którzy „Zadrugi” nie czytają, a mieli nieszczęście, że nieopatrznie obdarzyli swym kredytem zaufania potomków Ignacego Loyoli.
Bardzo zgorszyła „Wiarę i Życie” nasza charakterystyka świętych, wedle której święty to indywiduum wyprane z wszelkich więzi grupowych, obce życiu i dążące do nicości. Cóż poradzimy. Charakterystykę naszą oparliśmy na obserwacji kilkunastu wybitnych świętych, należących do różnych środowisk i epok. O tym, na czym oparliśmy naszą definicję świętego, Jezuici nie mówią ani słówkiem, natomiast twierdzą, że o świętych inaczej pisali „najwięksi geniusze ludzkości”. Ale tu znowu każą sobie wierzyć na słowo, gdyż nie przytaczają ani jednego zdania owych „geniuszów”. Podobnie gołosłownie twierdzą, że gdyby we Francji napisał kto o świętych w stylu „Zadrugi”, musiałby ze wstydu schować się w mysią dziurę. A cóż to za wybuch zaufania do Francji, która w swej rewolucji wysłała do nieba przy pomocy gilotyny 20 tysięcy katolickich duchownych, skonfiskowała majątki kościelne, a od lat 40tu żyje w rozwodzie z kościołem.
Jeszcze lat temu sześć, France była fe, a ideałem, na który się powoływało to międzynarodowe bractwo, byli Niemcy. Dziś nie ma jak Francja. Tam to piszą o świętych, że proszę siadać. Ano to jedźmy do Francji. W r. 1928 zmarł Yves Guyot, kilkakrotny minister pracy, prezes francuskiej „Societè économique, autor dwudziestu kilku dzieł z zakresu ekonomii i socjologii, m.in. kapitalnej pracy pt. „Les études sur les principes sociales du christianisme” (tłumaczona na polski język). Ten to uczony pisze we wstępie do wyżej wymienionego dzieła: „Niejeden święty dziś dostałby się do czubków (dom wariatów – przyp. red.). W tej chwili leczą w Bicètre małego Franciszkanina z Asyżu, który po 15 i 20 dni nic nie jada. Tak się wszystko to odmienia ku wielkiemu niezadowoleniu księży.” Tyle tymczasem. W razie niezadowolenia, że za mało, damy więcej. Na koniku francuskim – wiecie o tym przecie, wy, uczniowie Loyoli najlepiej, można jeździć bez końca, ale nie do kościoła, raczej w kierunku przeciwnym. Wywołanie z lasu francuskiego wilka nie było fortunnym pomysłem.
Podobnie nie udała się wycieczka z uczonymi. „Zadruga” w numerze 18-19 atakując publicystę katolickiego, wysunęła twierdzenie, że wielcy odkrywcy i wynalazcy tworzyli nie pod wpływem strachu przed piekłem, lub żądzy nagrody niebieskiej, gdyż w niebo i piekło, ogólnie biorąc, nie wierzyli, ale działali parci instynktem twórczym. „Wiara i Życie” natomiast postawiła pytanie: czy uczeni byli ludźmi wierzącymi? Na tak bardzo ogólnikowo sformułowane pytanie można odpowiedzieć twierdząco, gdyż chyba trudno znaleźć uczonego, który by w coś nie wierzył (i my zadrużanie wierzymy, gorąco wierzymy). Ale taka ogólnikowa odpowiedź tyle mówi, co i owo ogólnikowe pytanie, to znaczy właściwie nic. Inaczej jednak przedstawi się kwestia, gdy poczniemy precyzować przedmiot wiary, gdy zapytamy np.: czy uczeni wierzyli w Boga osobowego? W Trójcę? W niebo i w piekło? To ostatnie było naszym pytaniem. Odpowiedzieliśmy na nie, jeżeli idzie o ogół wynalazców i odkrywców, przecząco. „Wiara i Życie” naszego sądu nie podważyła. Powołała się na protestanta Dr. Donnerta nie jest fortunne. Dr. Donnert bowiem nie mówi zupełnie o wierze uczonych w niebo i piekło ( o co nam chodziło), po wtóre do „wierzących” zalicza nie tylko katolickich uczonych, ale i protestantów, deistów, a nawet panteistów. Praca zresztą D-ra Donnerta pod względem poziomu naukowego niewiele odbiega od dociekań pewnego polskiego Jezuity, który do pisarzy katolickich zaliczył także… Przybyszewskiego. Aby przerwać dyskusję na ten temat stwierdzamy: poza wymienionymi przez nas Skłodowską i Curie, Ampère, Volta, Pharaday, Elison Mendelejew, Darwin, Haeckel, Niel Bogo.
Co przeciwstawi „Wiara i Życie” tym nazwiskom czołowym, bez których nasza obecna wiedza byłaby nie do pomyślenia? Prosimy jednak nie o ogólniki, ale o nazwiska i szczegóły, o które nam idzie (niebo i piekło!).
Na zakończenie „Wiara i Życie” wytoczyła przeciwko nam straszliwą – jak jej się zdawało – kolubrynę, aby nas zmiażdżyć ostatecznie i nieodwołalnie. Idzie o Żydów. Napisaliśmy kiedyś, że zakon Jezuitów jest najbardziej ze wszystkich zażydzony. „Wiara i Życie” odparła, że jest to „wierutne kłamstwo”, że zakon Loyoli nie tylko nie jest, ale i nie może być zażydzony, albowiem „statut zakonu zabrania przyjmować Żydów do czwartego pokolenia”. Naiwny poczciwiec, czytający powierzchownie i wierzący Jezuitom, orzeknie, że jesteśmy zdruzgotani. Nieco obyty z metodami tego zakonu przeczyta obronę jeszcze raz i powie: tu jest coś nie w porządku; czyżby jezuici pisali się na rasizm? Jezuici, których dyscyplina zmierza do wychowywania jak najbardziej międzynarodowego typu? A cóż by na to powiedział ich ojciec duchowy, Ignacy, który z wielkiego sentymentu dla „narodu wybranego” wzdychał żałośnie, że nie danem jest mu być Izraelitą? I oto teraz doczekał się, że jego zakon nie przyjmuje Żydów i to aż do czwartego pokolenia! A gdzież to Pawłowe: „nie jest żyd, ani greczyn, ale wszyscy wy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie”?
Ignacy jak Ignacy. Nie był to człek pojętny ani bystry o czym świadczy m.in. fakt, że mimo szczerych wysiłków nigdy nie nauczył się po łacinie; Ignacy nie zorientował by się o co tu idzie. Ale jego pierwszy uczeń i następca na urzędzie najwyższego przełożonego i wraz sekretarzem zakonu Palanco właściwy tego zakonu twórca, Lainez, sławny Lainez, spiritus movens soboru trydenckiego, tak ważny, że gdy zachorował i na obrady nie przychodził, chciano odroczyć posiedzenie, Lainez, który ze swym sekretarzem złożył Ignacego z urzędu i wziął zakon , onże Lainez, żydowin z pochodzenia, podobnie jak sekretarz zakonu Palanco, gdyby posłyszał w grobie, iż zakon Jezuitów zabrania przyjmować Żydów, przewróciłby się na drugi bok z oburzenia. Ale gdyby usłyszał resztę, że nie przyjmuje się Żydów tylko do czwartego pokolenia, uśmiechnąłby się z zadowoleniem: ce, ce, ce! Ten zakaz do trzeciego pokolenia to powiedziane dobrze dla rasistów; a to co dalej, że do czwartego wolno, to dla filosemitów i tradycyjnych katolików, a także socjalistów niedobitków – to bardzo fajnie zrobione. To pomyślawszy zamknął by oczy, spokojny o swój zakon(2.
Tak, tu szło właściwie o zadowolenie antysemitów i filosemitów. A gdy antysemici zapytają, czy w czwartym pokoleniu Żyd przestaje być Żydem i w jaki cudowny sposób się to dzieje, to się jakoś na to odpowie; zresztą może nie zapytają. Tymczasem efekt jest: wobec antysemitów Jezuici są rasistami, zamykają zakon swój przed Żydami, a wobec filosemitów otwierają wstęp i Żydom od 4 pokolenia.
Tego jednak, że ktoś może zajrzeć do ustaw zakonu, na które w jego obronie powołują się autorowie „Wiary i Życia”, tego się nie spodziewano w redakcji jezuickiego pisma. A może liczono się z tym, że łacina, w której ustawy zakonu są zredagowane, jest nam niedostępna? Nie należy przeciwnika nie doceniać. Myśmy ustawy zakonu Towarzystwa Jezusowego(3 odcyfrowali i stwierdzamy tutaj, że w całym tym kodeksie nie ma zakazu przyjmowania Żydów. W szczególności nie ma ani słowa o Żydach w rozdziale III, mówiącym o przeszkodach do zakonu, ani we wstępie, zawierającym aż 14 pytań, które winny być postawione kandydatowi.
A może paragraf antyżydowski znajduje się w tajnych ustawach zakonu, o których szerszy ogół nie wie? Gdyby tak było, powstałby trudności z ujawnieniem. Tak czy owak położenie nieprzyjemne.
L. Ziemicki. (właściwie: Ludwik Gościński)
(1 „Ces gens – la (les Jésuites), au dire de Lacordaire, ont le talent de rendre foux ceux qui les attaquent” – L’origine musulmane des Jésuites. Nictor Charbonnel, Paris 1900.
(2 Te i inne szczegóły patrz: „Monumenta Ignatiana” 1903-1919, 15 tom oraz „Macht und Geheimnis der Jesuiten”, Fülöp-Miller, r. 1929.
(3 Patrz „Constitutiones cum declarationibus”, wyd. Paryż 1845, według edycji paryskiej.